czwartek, 13 sierpnia 2020

Zastępstwo - XXV

"Kołowate" dni toczyły się swym zwykłym rytmem. W trzy tygodnie po rozmowie
Jacka z rektorem uczelni obaj panowie udali się do Werony. Profesor L. okazał się
być bardzo miłym  człowiekiem a do tego znacznie młodszym od większości
polskich profesorów. Rozmowy toczyły się w języku angielskim, Jacek dał do
wglądu swoją pracę magisterską napisaną również w języku angielskim- pisanie
jej równolegle w języku angielskim doradził Jackowi jego promotor i teraz "było
jak znalazł". Profesor L. przestudiował ją w 2 dni, wyraził swe uznanie i powiedział,
że cieszy się, że tak zdolny człowiek będzie w tej uczelni na stypendium, poza tym
nie widzi problemu by w ramach tego stypendium Jacek  zaczął pracę nad swym
doktoratem i z przyjemnością weźmie Jacka pod opiekę a pracę może  Jacek pisać
w języku angielskim. Wypytywał się Jacka jeszcze o sprawy prywatne, pochwalił
plan by w tym czasie mieszkała tu również żona Jacka. Stwierdził, że jeśli będą
mieszkać nieco dalej od centrum to zapewne  znajdą jakieś niedrogie, aczkolwiek
zapewne  nieduże mieszkanie. Zapewnił też Jacka, że jeśli zaraz zacznie intensywną
naukę, to dość szybko opanuje język w stopniu umożliwiającym "przeżycie."
Jacek dostał również całą furę dokumentów, którą miał złożyć w ambasadzie Włoch
w Warszawie. Jacek miał się pojawić w Weronie wraz z rozpoczęciem nowego roku
akademickiego, choć lepiej by było gdyby  dotarł z tydzień wcześniej i załatwił
sobie sprawy  mieszkaniowe.
Werona oczarowała Jacka swą urodą. Obawy przed podjęciem tu życia stopniały.
Jacek patrzył na miasto "wzrokiem Izy" i był pewny, że jej się tu spodoba.
Do Warszawy obaj panowie wracali w  bardzo dobrym nastroju.
Ponieważ Iza  w chwili jego powrotu była w pracy, zostawił w domu walizkę i
pojechał do niej do pracy - chciał zdać sprawozdanie nie tylko jej ale i wujkowi.
Po 5 dniach nieobecności Jacek był witany jakby go nie było kilka miesięcy.
Iza "zarządziła" natychmiast by Jacek wziął intensywne, indywidualne lekcje
włoskiego, najlepiej codziennie. Gdy tylko coś napomknął o kosztach zaraz
został zrugany przez Izę i wujka.
To jest inwestycja w wasze przyszłe życie, dziecino - tłumaczył wujek. Iza
ucięła dyskusję krótkim- kochanie, nie masz tu nic do gadania.
Niedzielę spędzili z rodzicami na działce, na którą  Iza zaprosiła też ciocię Melę
i wujka.
W sobotę Iza z pełnym poświęceniem pichciła niedzielny obiad dla 8 osób.
Stwierdziła, że lepiej będzie wszystko tylko potem odgrzać niż pół dnia spędzić
na działce w kuchni. Wujostwo mieli przywieźć tylko coś słodkiego i lody.
Około jedenastej wieczorem zatelefonowała do teściów, informując ich, że będą
na działce już o 8 rano, a około 10,00 dojadą ciocia Mela z wujkiem i że obiad
jest już praktycznie gotowy, deser także.
Odpowiedź była jak zawsze: "ojej, po co się kochana dziecino męczyłaś, masz
i tak za wiele obowiązków" na co Iza palnęła "przecież wiesz, że ja lubię  się
umartwiać, ciociu". Iza nadal nazywała teściową ciocią, tak jak i Jacek jej mamę.
Iza z Jackiem dojechali na działkę znacznie wcześniej niż to zapowiedziała Iza.
Przynajmniej mamy dobry przejazd, pocieszała niewyspanego Jacka. Pośpisz
sobie w cieniu na  leżaku. To był ich pierwszy pobyt w tym sezonie na działce,
więc nie ominęło ich kilka  niespodzianek - pierwsza, że już nie było ani
jednej niezabudowanej działki. Druga- nowe domy były przeważnie dwupiętrowe,
a oni zawsze uważali, że już ich jednopiętrowy dom jest wielki.
Przeżyli również wielkie zadziwienie konstrukcją metalową, która powstała na
ich działce.
O rany- zajęczał Jacek- znów naszym coś odbiło. Jacyś niewyżyci są. Ciekawe
co to ma być? Jacek obchodził konstrukcje dookoła, w końcu został zagnany do
wypakowania jedzenia i schowania go w lodówce.
Iza przyjrzała się konstrukcji  i orzekła - to pewnie będzie świątynia dumania
dla Telimeny  i  jadłodajnia dla komarów. Dwa w jednym.
W pół godziny później dotarli jednym samochodem rodzice obojga. Obie mamy
pognały pędem  zapełniać drugą lodówkę, która stała w piwnicy. Bo oczywiście
też przywiozły "coś na ząb" jako lunch.
Około 10,30 dotarli wujostwo - stali w korku, by się włączyć z podporządkowanej
drogi na główną. Gdy Mela zaczęła wyciągać "zaopatrzenie" Iza stwierdziła, że już
nie ma miejsca w dwóch niedużych lodówkach.
Ale my mamy 3 lodówki, trzecia jest tam i teściowa wraz z wiktuałami skierowała
się do "szopy". Iza już tylko jęknęła.
Poukładawszy wszystko w lodówce teściowa zawołała Izę i Jacka do  "szopy".
Kochani, tu jest wasz nowy pokój, bez kuchni ale za to z łazienką i lodówką.
Macie tu zainstalowane siatki w oknach. Jedyna  niewygoda to okiennice  otwierane
z zewnątrz. Pościel jak zwykle jest w schowku  na górze.
I obydwa domy będą od jutra podłączone do monitoringu.
No a gdzie warsztat?- zapytała Iza.
No jest, z tyłu za Waszym pokojem, z oddzielnym wejściem.
I jak się Wam podoba? Iza objęła teściową i powiedziała, no bardzo się podoba i to
jest dla nas  naprawdę niespodzianka.
Ale my- zaczął Jacek, ale ostrzegawcze spojrzenie Izy sprawiło, że powiedział - no
ale my tu rzadko bywamy przecież. Nie szkodzi, to będzie taki pokój gościnny dla
Was, ale  też ewentualnie i dla innych. Mela tu już mieszkała. Wiecie, że pościeli
u nas nie brak.
Mamo, a co to za konstrukcja wyrosła? A to taki spadek po Meli, bo ona miała taki
namiot kiedyś na swojej działce. Dwie  ściany przezroczyste, wszystko kryte płótnem
żaglowym. Ale my chyba potem zrobimy z tego altanę obsadzoną winobluszczem,
albo czymś innym pnącym.Może będzie coś zimozielonego pnącego.
Pobyt na działce jakimś cudem powoduje zwiększony apetyt u płci męskiej - pierwszy
zaczął dopytywać się o lunch Jacek, potem reszta panów.
Mieli tak wielką chęć na jedzenie, że pędem nakryli stół na tarasie, rozłożyli parasole
od słońca i grzecznie czekali na wezwanie do noszenia. Na lunch były krokiety z bardzo
różnorodnym nadzieniem: ulubione Izy z soczewicą, lubiane przez wszystkich z szynką
i żółtym serem, z białym  serem "na czosnkowo" i na słodko, tradycyjne z mięsem i
węgierskie z orzechami, miodem i rodzynkami namoczonymi w rumie. Do tego  kawa
herbata, woda mineralna  z domowym sokiem wiśniowym.
Gdy tak siedzieli zajęci zajęci pochłanianiem krokietów Iza szepnęła do Jacka - teraz im
powiedz. Jacek szybko przełknął ostatni kęs, zapił go kawą i powiedział:
a ja dostałem stypendium i od nowego roku akademickiego będę na Uniwersytecie  we
Włoszech, a tak dokładnie w Weronie. A Iza jedzie ze mną. Przy stole zaległa cisza.
Pierwszy zareagował Jacka ojciec - ooooo, to prawdziwa niespodzianka, tak nagle?
Nie nagle, ale nie chciałem nic mówić, bo nigdy nic nie wiadomo jaki będzie wynik.
No ale ty nie znasz włoskiego to jak się będziesz na tym stypendium uczył- tata
drążył temat.
Ja się nie będę uczył, ja tam będę robił doktorat a pisać go to będę w języku angielskim.
A Iza?  Co z Izą w tym czasie?
To chyba jasne, że Iza będzie ze mną, przecież się nie rozstaniemy na dwa lata z powodu
mego doktoratu. Iza będzie  żoną przy mężu piszącym doktorat.  No dobrze, będziesz
pisać doktorat po angielsku, ale życie codzienne wymaga przecież języka włoskiego -
tata  nie odpuszczał. No właśnie, dodał ojciec Izy.
Ja się już uczę włoskiego, a Jacek zacznie w tym tygodniu- wyjaśniła Iza. Ja się zaczęłam
uczyć włoskiego, bo chcę  pojechać na Murano i trochę popracować ze szkłem weneckim.
Chcę projektować biżuterię ze szkła weneckiego. I do tego mi potrzebny jest włoski.
Wy nawet nie wiecie- wujek się zwrócił do rodziców Izy- jaką macie arcy zdolną córkę.
I nie jest to moja opinia ale  zawodowej artystki, u której Iza próbowała swych sił. Iza
jest do niej zaproszona  na   naukę i pobyt na Murano. Przynajmniej będzie miała blisko.
Jakoś mało się ucieszyliście z tego,że Jacek będzie pisał doktorat - zauważyła Iza.
Po prostu jesteśmy zaskoczeni no i długo nie będziemy Was widzieć- mama Jacka
ratowała nieco niezręczną sytuację.
No a jeśli przydarzy ci się wtedy dziecko to nie będzie miał ci kto pomóc- mama Izy
ruszyła w sukurs swej przyjaciółce.
Mnie to się może przydarzyć jakaś kontuzja ale nie dziecko- nie należę do producentek
dzieci z przypadku, lub przydarzenia.
Jeśli będzie- to będzie zaplanowane a nie przydarzone. Myślałam, że mnie lepiej znasz.
Poza tym  tam też potrafią odebrać poród a położnice  mają lepsze niż u nas warunki.