niedziela, 13 marca 2022

Ryzykantka-45

 Robert był bardzo  solidnym  człowiekiem. W najbliższy nie operacyjny  dzień  wziął dzień urlopu i  pojechał ze  swym teściem na testy. Wizyta  starszego pana , jego  dobrowolne wzięcie  udziału w testach i  badaniach  lekarskich  wzbudziły lekką  sensację. Drugim  zaskoczeniem  było to, że starszy pan  nadal miał w porządku  wzrok i słuch i przeszedł wszystkie testy. Obydwaj byli  tymi  wynikami  nieco zaskoczeni, a ojciec Ewy  wręcz dumny. Wracając  do  domu  wstąpili do księgarni, gdzie kupili najnowszy plan  Warszawy.  No widzisz ojciec - zdenerwowałeś się  wtedy,  nie  miałeś  ze sobą  planu miasta i dlatego tylko pobłądziłeś a nie  dlatego, że już się nie  nadajesz na   kierowcę- cieszył się  Robert.

Namawianie  Ewy na  nowy  samochód nie  powiodło się - nadal twierdziła, że to bez sensu. Natomiast jeżeli Robert koniecznie  chce  by był jeszcze  jeden  samochód w  rodzinie, to niech  kupi  nowy  samochód Pawłowi- ona  nie ma nic przeciwko temu. Według  Ewy  ona mogła dzielić  się  samochodem  z Pawłem, zwłaszcza, że Paweł też za często  nie korzystał z samochodu, bo też miał kłopoty  ze znalezieniem miejsca do parkowania  blisko uczelni. Ewę poparł też jej tata, bo jak  twierdził, on też mógł Pawłowi użyczać  swego  samochodu -  nie  korzystał z niego  codziennie, a poza  tym odkrył takie udogodnienie  jak  wózek na  zakupy, dzięki któremu mógł połączyć dwie  rzeczy - spacer i  zakupy. Do  dobrze  zaopatrzonego marketu było około 1,5  kilometra, wózek  miał dość duże  koła i nie było ciężko go  ciągnąć. Można było nim nawet po schodkach wjeżdżać lub  zjeżdżać.

Zigi, tak jak  obiecał Ewie, przyjrzał się  swoim pracownikom i odbył z nimi bardzo męską rozmowę na temat "stroju roboczego", wyglądu i  czystości. Zabronił również bezceremonialnego wchodzenia  do swego gabinetu, bo to jest  teraz również gabinet Ewy.  A gdy któryś wybierał się na   postanie pod  budynkiem to miał o  tym zameldować jemu lub Ewie. I razem  ze  zjazdem i wjazdem  oraz  paleniem  miał się  zmieścić się w  30 minutach. A jeśli komuś się to nie  podoba- nie  ma  sprawy - droga wolna,  może odejść. Nikt  nie jest przykuty do  podłogi  łańcuchem.

Małżeństwo wyraźnie wpłynęło na Zigi korzystnie. Zawsze teraz  był ogolony,  czysto i  starannie ubrany i jakoś w  widoczny  sposób spokojny. Niecenzuralne  wyrazy przestały  fruwać po szefowskim gabinecie. W gabinecie od teraz  zawsze wisiały w dostępnym miejscu  teczki z założeniami opracowywanych aktualnie projektów, wszystkie  podpisane. Oczywiście nim  to nastąpiło personel  dowiedział się, że pomylenie zawartości  teczek  grozi śmiercią  lub kalectwem bo takie pomylenie  świadczy o  kompletnym braku urządzenia  zwanego mózgiem. Raz  na   dwa tygodnie była organizowana  "burza  mózgów" ale i wtedy obowiązywały  dobre maniery.  I właśnie na  owej  "burzy  mózgów" któryś  wpadł na  pomysł, by wziąć udział w  akcji "sport to zdrowie" i wykupić dla pracowników wstęp na  halę sportową by  mogli  pograć w siatkówkę dwa razy  w  tygodniu w okresie od  września do końca  kwietnia. 

Pracy  nie  brakowało, bo w stolicy wciąż   brakowało  mieszkań. Ci co od  wielu  lat  mieszkali w  blokach  coraz  częściej mieli ochotę  zmienić  mieszkanie w bloku na własny domek i kawałek  trawnika  zamiast  balkonu. Warszawa "puchła"- po prostu  duże  miasto  dawało pracę, o którą  na prowincji  nie było łatwo. Ponad  milion ludzi  dziennie przyjeżdżało codziennie  do Warszawy do pracy i to nawet z dość odległych miejscowości. I dla osoby, która dojeżdżała do pracy do  Warszawy  z odległości ponad 70 km a czasem nawet z dalszej, osiedle oddalone od centrum  miasta "zaledwie" o 40 km to żaden  problem.

Ewa nadal nie  bywała  w biurze w poniedziałki i piątki - w te  dwa  dni pracowała  w domu. Zigi nie  bywał w biurze co  drugi czwartek.  Dni,  w które jedno  z nich pracowało w  domu były bardzo  wyczerpujące dla ich telefonów i każdy  miał  wielki problem, by się do nich dodzwonić. W związku  z tym postanowili, że zafundują  sobie dwie nowe komórki, których numerów  nie podadzą  nikomu poza  swoimi "połówkami".

Ewa  zauważyła, że Paweł coraz  częściej  bywa ponury a Wela często bardzo późno wraca do  domu. Podzieliła się  tymi  spostrzeżeniami z Robertem, który  stwierdził, że jedyną osobą  w tym  domu, która  mogłaby  coś  z Pawła  wyciągnąć to jest  właśnie  Ewa. Bo chociaż się  Robert  naprawdę  bardzo  starał, to pomiędzy  nim  a Pawłem nie  nawiązała się  nić  wzajemnego stuprocentowego  zaufania i bliskości. Nie  dziwiło to zbytnio Roberta - widocznie   zbyt  długo i zbyt  skutecznie Harpia  zwalczała uczucie  syna  do ojca. A wiadomo, że  wszystkie  nasze lęki i  urazy  z dzieciństwa bardzo ciężko jest  z umysłu wyplenić.  I sądzisz kochanie  moje, że on  mi się  zwierzy z tego co go gryzie? 

Robert skinął głową- tak i obaj będziemy z tego  powodu  szczęśliwi, bo "skubaniec" wie, że ty mi o tym  wszystkim  powiesz ale wie  też, że ja  z nim tego tematu  nie  poruszę, bo sam  mi nic nie  powiedział.  No dobrze, wyciągnę go  zatem w sobotę do Piaseczna, do ogrodnika- obiecałam ojcu, że dokupię miniaturowych iglaków. "Dwunastkę"  masz w tę czy w następną  sobotę? W tę. Ale pomimo tego ogrodnika  wpadniesz do mnie? No jasne, przecież zawsze  wpadam,  nie  mogę być tak długo  bez ciebie, wiesz o  tym. Poza tym nie mogę  zawieść twojego  personelu- mogliby  pomyśleć nie wiadomo  co -  zaśmiała się Ewa. 

W tę sobotę mam dyżur z doktorem L.- wiem, że on  cię  bardzo lubi, więc  spędzimy  miłe popołudnie i kawałeczek wieczoru- stwierdził Robert. To ja pewnie przyjadę tak między 15,00 a 16,00 - Paweł  mnie  podrzuci  do ciebie gdy będziemy  wracać z Piaseczna, podeślę ci sms gdy tylko skręcimy w Aleję Wilanowską. Zaczekasz na  mnie w holu? Oczywiście, niech mają frajdę patrząc jak się  łaszę  do ciebie- śmiał się Robert. Ale wiem, że dałem przykład i nie jesteś  jedyną żoną która wpada na  dwunastogodzinny  dyżur. Żona  doktora  L. była już  dwa razy, bo udało się  jej odstawić  dzieci do matki. I bardzo się obojgu takie  spotkanie podobało, bo  mogli  swobodnie  sobie  porozmawiać, bez podsłuchu, bo  dzieciaki to istne  urządzenia  podsłuchowe. Idealne do  szpiegowania.

Ewa śmiała się. Ja też zawsze starałam się podsłuchiwać dorosłych, ale  moi to rozmawiali o  samych  zupełnie nieciekawych  sprawach, najczęściej o pracy taty a to mnie  zupełnie  nie interesowało. Robert śmiał się - ojciec  mówił, że byłaś słodkim  dzieckiem, ale niesamowicie  upartym- podobno u ciebie "nie" to było stuprocentowe "nie", bez  dyskusji. 

A ty, jakim  dzieckiem byłeś ty? Ja  byłem zapatrzony w Alinę - wszak była ode mnie  starsza o  całe  dwa lata i zawsze się  mną  rządziła. Robiłem co chciała, mówiłem co chciała. Tylko raz zlekceważyłem to co  powiedziała i wpadłem  w  szpony  Harpii. Wiesz, ty jesteś jej ulubienicą. Powiedziała  mi po naszym ślubie, że kocha  cię tak, jakbyś była jej siostrą. A na dodatek  zapowiedziała  mi, że gdybym  cię  skrzywdził to przestałaby mnie kochać, po prostu przestałbym  być jej  bratem. Nie  mogła  darować ojcu, że zmusił mnie do ożenku z Harpią a mnie, że ją "przeleciałem". Gdy chorował i  miał bóle to  mu powiedziała, że to kara  za grzechy, które popełnił wobec  mnie i wobec naszej  mamy. Bo ojciec był despotą. Pewnie  się  biedak w  grobie  przewraca gdy  widzi jak ja ciebie kocham i  traktuję. I wiesz,  gdy twój ojciec  mówi, że jestem prawdziwym mężczyzną, bo cię  traktuję  z szacunkiem i  miłością to zawsze  myślę, że mojemu ojcu ciężka  ta  ziemia, pod którą  leży. Bardzo lubię, a nawet darzę uczuciem twoich  rodziców, a twój ojciec dał i daje  mi nadal więcej uczucia  niż ja   miałem od  rodzonego ojca.

No tak, z westchnieniem  powiedziała Ewa -  w życiu  dzieje się wiele dziwnych rzeczy. Mamcia chciała mi  zapewnić jak najlepsze życie, a w gruncie rzeczy unieszczęśliwiła  mnie małżeństwem z Julkiem. Ja  szukałam lekarza a  znalazłam  miłość  swego życia i dorosłe  dziecko, które "uwnukowili"  moi rodzice. A ty stałeś się ich ukochanym zięciem. Gdybym coś "margnęła" na ciebie to pewnie by mnie oboje pobili. A ja nigdy  nikogo  tak nie  kochałam jak kocham  ciebie. A na dodatek jestem  dumna, że jestem  twoją żoną. 

I martwię  się o Pawła, bo Wela wydaje  mi się coraz  mniej  zrównoważoną  dziewczyną, chyba ją  nieco przeceniłam.  Ale nawet jeśli ich  związek nie wytrzyma próby czasu nie jestem  za tym, by go na siłę zszywać - to nie  miałoby sensu. Sensowne jest tylko to, żeby Paweł wiedział, że jesteśmy z nim, po jego stronie i że rozpad małżeństwa to nie  koniec świata.

Też tak myślę. Nawet jeśli się rozejdą, to i tak  będzie  mu nadal łatwiej  niż było mnie, bo ma  wsparcie, którego ja  nie  miałem. I nie ma dziecka. Wela ma nieco dziwną tę rodzinę i być może  przemożna  chęć wyjścia  z tego domu była motorem jej dążenia do ślubu  z Pawłem, może było w tym od  początku zbyt  mało uczucia. Byłoby dobrze, gdyby to wszystko  nie zaburzyło jego doktoratu, bo już sporo pracy w to włożył.

Ewa zamyśliła  się i dość długo milczała. Zastanawiam  się, czy "wywiad" zaczynać od  Pawła. Może powinnam podjechać któregoś  dnia po Welę na uczelnię i  z nią porozmawiać na  początek. Bo ona to raczej  nie  zwierzy się ze swych problemów własnej matce. Nic  dziwnego,  skoro latami jej  matka ukrywała przed nią fakt, że ojciec  "papierkowy" nie jest jej ojcem  biologicznym. Jestem w stanie  wyobrazić sobie  co przeżyła ta dziewczyna gdy to odkryła. Co o tym  sądzisz? Wiesz, chyba  masz rację. Paweł ma nas, ale mam wrażenie, że  Wela  nie ma takiego  zaplecza u siebie - zgodził się Robert. Zróbmy tak.

Jeszcze tego samego wieczoru Ewa przepytała się Welę w które  dni wychodzi z uczelni o "ludzkiej porze", bo chciałaby  zabrać ją na  babskie  zakupy. Słysząc takie  pytanie  Robert wytrzeszczył ze  zdumienia  oczy, ale  nic  nie  powiedział. Wela co prawda powiedziała, że ona to właściwie niczego  nie  potrzebuje , na co usłyszała, że Ewa potrzebuje i chce by jej  Wela  coś  doradziła. Wela zajrzała do notatek i stwierdziła, że może to być w środę, bo we wtorek to ona siedzi do 19,00 w laboratorium. Ewa uśmiechnęła  się  radośnie i stwierdziła, że są w takim  razie umówione. W pokoju wytłumaczyła Robertowi, że tym sposobem Wela  nie  wie, że ona  we wtorek przyjedzie po nią  na uczelnię. Na  wszelki wypadek przyjedzie z pół godziny  wcześniej. Robert uśmiechnął się - ty się Ewuś  marnujesz - powinnaś pracować w  wywiadzie albo w policji. No jasne - po  wtorku  się do nich  zgłoszę do pracy. Sama jestem  ciekawa co wydobędę z tej  dziewczyny.

We  wtorek,  zgodnie ze  swym  planem Ewa czekała na Welę. Samochód  zaparkowała przy  wejściu do ogródków działkowych. Mniej  więcej dziesięć  minut przed godziną dziewiętnastą z głównego budynku wyszła Wela. Ewa do niej  podeszła i powiedziała - zabieram  cię dziecino na kolację - zjemy ją tylko we  dwie i porozmawiamy. Ale Paweł będzie  się denerwował, że   mnie  jeszcze  nie  ma. Nie będzie, wyślij  mu sms, że jesz  dziś kolację ze mną. Chyba, że wolisz bym ja  mu wysłała taką wiadomość. A dokąd pójdziemy na tę kolację, bo ja  nie lubię jeść w  restauracji. Wiem o tym  kochana i zjemy kolację  w domu. Chodź, mam  nadzieję, że mi jeszcze  nikt nie podwędził samochodu. Samochód na szczęście jeszcze stał, była to  zapewne  zbyt wczesna  godzina dla  złodziei. Ale  gdzie my jedziemy, dlaczego tu skręcamy? Bo jedziemy do mojego mieszkania. Tam zjemy razem  kolację, bo ja też  nie lubię jeść, zwłaszcza  kolacji, w jakiejś knajpie. Zobaczysz po prostu  mieszkanie, w którym mieszkałam przed ślubem z Robertem, teraz jest własnością  Pawła i stoi puste, a ja tu wpadam okazjonalnie by sprawdzić,  czy  wszystko jest w porządku. Klucze od  niego mam tylko ja. Mamy dziś na kolację biusty kurczaka nadziewane pieczarkami , czyli to  samo co oni na Sadybie dziś jedzą. Do tego sałatka z kapusty pekińskiej. Biusty podgrzejemy w  mikrofali. Bardzo dawno z tobą nie rozmawiałam na  poważne tematy, za co cię przepraszam.  A myślę, że raz na  jakiś  czas dobrze jest porozmawiać poważnie nawet na trudne tematy. Wysłałaś  Pawłowi sms?  Jeśli jeszcze nie to wyślij, żeby się  nie dręczył gdzie i  z kim jesteś. Co prawda Robert by mu  za jakiś czas powiedział, że jesteś  ze mną, ale będzie taktowniej, gdy ty to zrobisz. Wela posłusznie wysłała do Pawła sms -" jestem na  kolacji z twoją mamą".

Wela, powiedz mi tak  zupełnie  szczerze- czy Paweł spełnia   twoje oczekiwania? Czy masz do niego  jakiś  żal?  Bo mam wrażenie, że coś  się w  waszym  związku niesamowicie krzywi. Nie  pytałam  go o to, Robert też się go o  to   nie  pytał. Uznałam, że  wpierw powinnam o  tym  porozmawiać z tobą. On jest na  swoim terenie, ma  zaplecze w postaci ojca, mnie i rozpieszczających go przyszywanych  dziadków, więc jesteś  w nieco trudniejszej sytuacji. Ty  chyba zapomniałaś,  albo nie potraktowałaś  poważnie tego, co ci  kiedyś  powiedziałam- idzie mi o to, że możesz  mi  zawsze powiedzieć  wszystko co  budzi twój  niepokój lub ci nie odpowiada  w  zachowaniu Pawła lub  kogokolwiek w naszym  domu.

                                                                           c.d.n.