niedziela, 27 lutego 2022

Ryzykantka - 29

 Do Aliny i Franka umówili się  na sobotę rano."Rano" jest pojęciem  względnym, więc  doprecyzowano, że postarają się przyjechać pomiędzy godziną 10,00 a 11,00. 

Sobotni ranek Paweł zaczął od wypucowania obu samochodów, a swift  chyba po raz pierwszy błyszczał w nieprzyzwoity wręcz sposób. Ewa  po cichu powiedziała do Roberta- chyba  będę mu częściej pożyczać samochód- zobacz- mam karoserię zrobioną na  bardzo wysoki połysk. On  nawet gdy go tylko kupiłam tak się nie błyszczał. Robert się śmiał i stwierdził, że to najwyraźniejszy znak, że Pawłowi zależy na tej dziewczynie. Tak uważasz? Uważaj, bo jeszcze moment, a dojdę do wniosku, że ci nigdy na mnie nie zależało, twoja  bryka  nigdy tak nie błyszczała - Ewa  nieomal pokładała się  ze śmiechu. No tak, zapomniałem przez  moment, że przy tobie   to trzeba uważać na każde wypowiedziane słowo, bo łapanie  za słowa to twoja ulubiona zabawa. Ależ skąd, moja ulubiona  zabawa jest całkiem inna i ty wiesz jaka. Ewuś, jeszcze moment i oni pojadą bez nas a my się pójdziemy pobawić. 

Przekomarzanie się nagle  dobiegło końca, bo pod dom zajechał Paweł z dziewczyną. Wyskoczył  z samochodu, szybko  otworzył drzwiczki pasażera i pomógł dziewczynie wyjść. Weszli na  moment na podwórko, by przedstawić rodzicom i dziadkom Ewelinę, potem Paweł zerknął na zegarek i powiedział- no to chyba czas już jechać. W chwilę potem zamykał bramę  za samochodem ojca i ruszył za nimi.

Mamcia , której nikt nie przygotował na  fakt, że Paweł pojedzie  z jakąś  dziewczyną  zapytała - a kim jest ta młoda dama? Robi bardzo dobre  wrażenie.

Ewa powstrzymując śmiech powiedziała- Pawełek jako nieodrodny syn swego ojca, ma wyraźnie tendencję do wybierania  kobiet, które  robią na ludziach dobre  wrażenie. Najlepszy dowód masz mamciu na mnie- ja  zawsze robię na ludziach dobre  wrażenie, na Robercie też zrobiłam i zobacz  co się narobiło- masz i zięcia i wnuka. I wszystko tylko przez to, że zrobiłam na nim dobre  wrażenie.

Ewusiu, ale mnie się naprawdę ta  panienka podobała- taka  naturalna, nie wypindrzona i kulturalna- ciągnęła temat  mamcia. Mamciu, a na czym owo wypindrzenie polega twoim  zdaniem? No nie jest wypacykowana i jest porządnie nie wyzywająco ubrana- stwierdziła  mamcia. No fakt,  mnie  też się spodobała. A od Pawła wiem, że ma bardzo dobrze poukładane w głowie. Studiuje biotechnologię  na SGGW.  Może wynajdzie  jakieś nowe lekarstwo albo nową technikę leczenia  jakichś  schorzeń.

A oni  córeczko chodzą ze sobą? Mamciu nie wiem, ale wiem, że się lubią i przyjaźnią. A skoro Paweł postanowił ją nam pokazać, to być  może coś jest na rzeczy. Ponieważ ojciec  cały czas  milczał Ewa  zapytała się go co on sądzi o tej dziewczynie. Ja - na razie nic  nie sądzę. Nie powiedziała  ani słowa więcej poza "dzień dobry" , a sam wygląd  zewnętrzny to trochę za mało by kogoś ocenić dobrze  lub  źle. Możesz mi  zadać to pytanie gdy będziemy wracać, może wtedy będę  mógł ci coś  powiedzieć. Może będzie w ciągu dnia  bardziej rozmowna. Myślę, że Robert przyzna  mi rację. 

Masz ojciec rację, nie wszystko złoto co się świeci, o czym się przekonałem kiedyś na własnej skórze- poparł go Robert. I będę szczęśliwy,  jeśli Paweł dobrze wybierze już za pierwszym razem i nie  zmarnuje kawałka życia sobie  i dziecku, tak jak ja to zrobiłem. I mam wielkie szczęście, że trafiłem na Ewę,która to wszystko jakoś pozbierała w całość i ja mam cudowną żonę a Paweł ma matkę, babcię i  dziadka. I za to jestem wam wszystkim wdzięczny. Oj tam, oj tam - widocznie jesteś tego wart i tyle w tym temacie- podsumowała Ewa.

Mamcia była chyba tego dnia  w bardzo filozoficznym nastroju, bo po chwili milczenia powiedziała- mam wrażenie, że popełnianie w życiu  błędów jest czymś wkomponowanym na stałe w życie  każdego człowieka. Nie  spotkałam nikogo, kto mógłby o sobie powiedzieć, że nie popełnił w życiu żadnego błędu.  Najgorsze chyba jest to, że bardzo często popełniamy błędy  myśląc, że robimy coś  dobrego dla naszych bliskich. 

Mamciu,  jeśli masz na myśli to, że mnie ogromnie  namawiałaś  do małżeństwa z Julianem, a tak naprawdę to nie był dobry  materiał na męża, to powinnaś się rozgrzeszyć- małżeństwo się rozleciało bo facet był  draniem o czym nie wiedziałaś patrząc na niego oczami jego zaślepionej  mamusi ,  a ja byłam wolna i trafiłam na Roberta. I jak sama widzisz, to jest mężczyzna  dla mnie  przeznaczony.  Wiesz- cała ta historia z jego pierwszym związkiem i moim to potwierdzenie przysłowia  "nie ma tego złego co by na dobre  nie wyszło".    A dobrego w tej sytuacji jest sporo: my dwoje  bardzo się kochamy i mamy syna, którego oboje  kochamy, wy macie wnuka, który was kocha i wy jego też. Co prawda rozeszły się drogi twoje i twej wieloletniej przyjaciółki, ale śmiem twierdzić, że nie była to prawdziwa przyjaźń, skoro z chwilą gdy  ja złożyłam pozew rozwodowy ona przestała się do ciebie odzywać. I nawet nie chciała wysłuchać moich racji.

Na podwórku posesji Aliny i Franka stał "połamaniec" i....płakał. Buzię miał w czarnych  smugach, zapewne od rozmazywanych brudną ręką obficie kapiących łez. Na jego widok Robert powiedział- "no nie, to żywa  antyreklama  naszej rodziny. Czyżby mu któreś z rodziców przylało?" Wychodząc  z samochodu, kątem oka  zobaczył,  że w oknie  kuchennym, nieco cofnięta stoi Alina i przygląda się wszystkiemu z  zaciekawieniem.  Na widok  Roberta "połamaniec" chlipnął, jeszcze  głośniej, rozmazał tym razem cieknące mu z nosa smarki i wyciągnął do Roberta rękę niczym tonący wzywający ratunku. Robert szybko wyciągnął z  kieszeni chustkę i podał mu mówiąc -  wytrzyj   buzię, wydmuchaj nos i powiedz co się dzieje! W międzyczasie na podwórko wjechał Paweł z Eweliną, nieco zadziwieni sytuacją. Zaryczany Klon tulił się do Roberta i mówił - wujek, ja się boję, ja nie chcę, ja nie pojadę! Ale czego ty nie chcesz? wyduś to wreszcie  z siebie, co się dzieje?  Bo ja nie chcę  żeby  mi zdejmowali gips, bo oni go przecinają piłą   elektryczną na  nodzeee!  I znów z  jego oczu popłynęła nowa porcja  łez. Babcia i dziadek wysiedli z samochodu i stali nieco zdezorientowani, Paweł z Eweliną nadal siedzieli w  samochodzie. Wreszcie Ewa zarządziła- wysiadajcie,  dzieciak tylko histeryzuje, nic  złego się nie dzieje.  No chodźcie, idziemy do  domu. Robert,  zostaw go, Alina go pewnie wystawiła   z domu, żeby oprzytomniał w  samotności. Przechodząc obok zaryczanego Klona wcisnęła mu paczkę  chusteczek i powiedziała- uporządkuj swój wygląd i przyjdź się przywitać z nami.  

W salonie przywitała ich z uśmiechem Alina - przepraszam,  ale on w poniedziałek ma mieć  zdejmowany gips. a wczoraj w  szkole jeden z kolegów , już doświadczony w tej materii, opowiedział mu o tym  zdejmowaniu gipsu. I ten sobie umyślił, że  w tym układzie to Robert mu ten gips zdejmie  bez piły. On już od  pół godziny  czekał na  was i cały czas się sam nad sobą rozczulał. Nie wiem po kim to taki histeryk. A Franek z drugim  zaraz przyjadą, bo pojechali po truskawki- nasze w tym roku marne, więc pojechał  do znajomego plantatora. W czasie powitania  Paweł przestawił Alinie  Ewelinę mówiąc - ciociu, to Ewelina, moja dziewczyna i przyjaciółka - takie dwa w jednym. W międzyczasie  zapłakany  Klon odwiedził łazienkę, wrócił z jeszcze  zapuchniętymi od brudnych  łez oczami, a włosy nosiły ślady  mokrego grzebienia.

Robert przeprosił wszystkich , że musi chwilę porozmawiać z Klonem na osobności i poszedł z nim do pokoju dziecięcego. Tam wytłumaczył  małemu, że gips  zakładają i zdejmują osoby, które mają w tym wielką  wprawę, a on jest chirurgiem i gips  w swojej praktyce zakładał jeden,  jedyny raz w życiu a nie  zdejmował ani razu. I że gdy przecinają piłą gips  to tylko na określoną głębokość, ostatecznego przecięcia dokonuje się specjalnymi  nożycami- właśnie  dlatego, żeby nie skaleczyć niechcący pacjenta. Pokazał mu też na linijce jaka jest średnica tej tarczy i że nie jest to taka ogromna piła tarczowa, jaką  Klon kiedyś widział. A teraz idź do salonu i przeproś wszystkich za swoje  zachowanie. A ty wujku też idziesz?  Tak, ale przyjdę za chwilę, tak będą lepiej przyjęte twoje przeprosiny.

Oj, chyba się starzeję - pomyślał- zabolały mnie te jego łzy, bo wyobraziłem sobie, ile  razy Paweł płakał w dzieciństwie i mnie przy tym nie było. W tej chwili otworzyły się cichutko drzwi i weszła Ewa. Przytuliła go mocno do siebie i powiedziała - wiem co czujesz i o czym myślisz. Ale to już minęło. I wiem, że Paweł któregoś dnia otworzy się i powie ci co wtedy czuł a co czuje teraz. Kocham cię. Mam szczęście, że  cię spotkałam. W takim razie oboje mamy szczęście, jesteś Ewuś dla mnie  całym światem! Chodźmy do nich. W chwilę później  przyjechał Franek z drugim  Klonem i 7 łubiankami truskawek.  

Na widok  drugiego Klona Ewelina złapała się  za głowę - jak państwo ich  rozróżniają? Oni są identyczni!  To są naprawdę klony, bo powstali z jednej komórki  jajowej! I są identyczni pod względem genetycznym. Ale tak naprawdę  nie wiadomo dlaczego w ogóle po zapłodnieniu dzieli się ta zapłodniona komórka na dwie komórki. I nie wiem czy się kiedyś tego dowiemy.

Alina się  zaśmiała - po prostu ich nie rozróżniamy- traktujemy  jako całość. Oni tak rzadko robią różne  rzeczy, że nawet nie dociekamy który co zbroił. W pierwszym roku życia jeden był nieco drobniejszy, ale potem dogonił brata.  Zaraz po porodzie jeden  miał przez kilka  tygodni mały krwiak pod prawym oczkiem. Ale się wessał i już potem pysie  mieli  jednakowe.  Lekarzy bardzo dziwiła ta bliźniacza ciąża, bo w mojej rodzinie nie było podobno nigdy bliźniaków, ale jeden z lekarzy twierdził, że na pewno były, ale mogło dojść do poronienia takiej  ciąży, więc  stąd przekonanie, że nigdy w naszej rodzinie  nie było bliźniaków. W męża rodzinie były dwojaczki, błędnie  nazywane bliźniakami, bo to było "normalne" rodzeństwo, tyle tylko, że poczęte w tym samym  czasie.  Nasze Klony są pod opieką , a może raczej badaniami psychologów, bo bliźniaki monozygotyczne to zaledwie 1/4 wszystkich  ciąż mnogich. Poza tym to często się kłócą, tłuką się a rozdzieleni są niemal nieszczęśliwi. Głównie dlatego, że jednemu i drugiemu wydaje się, że ten drugi na pewno robi coś ciekawszego albo dostaje  coś lepszego. Potem, gdy się już spotkają są zdziwieni, że jedli to samo, oglądali to samo tylko w innym  czasie. Franek się śmieje, że gdyby  jednego  stłukł, to na pewno ten drugi miałby pretensje, że jego też nie  stłukł. Każdy dostaje to samo do jedzenia, ale każdy z nich głównie  wpatruje się w talerz brata, nie swój, bo tamten na pewno ma lepsze jedzenie. Przy stole  zawsze było tak, że sobie  nawzajem wyjadali z talerzy, wyrywali kanapki, kubki z piciem. Czułam się przez długi czas jakbym była w małpiarni.

                                                                          c.d.n.