Wieczorem, nieco później niż zwykle Alek wylądował w swoim łóżeczku. Przed pójściem spać dość długo i mocno przytulał się do dziadka, potem zażyczył sobie by dziadek go trochę utulił w łóżeczku i usnął trzymając dziadka za rękę. Dziadek był w siódmym niebie i jak powiedział to bardzo mu brakowało tego małego skrzacika. Co prawda nie nudził się, bo razem z Jackiem byli raz w Muzeum Narodowym, raz w Zachęcie na wystawie jakiegoś bliżej nieznanego polskiego artysty- plastyka i wyszli stamtąd uradowani, bo doszli do wniosku, że swój talent do pokrywania przestrzeni kolorowymi kwadratami lub prostokątami też mogliby prezentować na jakiejś wystawie. Byli też w Muzeum Etnograficznym na wystawie sztuki japońskiej. I była to bardzo ciekawa wystawa.Dziadek stwierdził, że podróże kształcą, co widać po Alku, który zrobił się gadułą.
Teresa i Kazik opowiadali jak im minął pobyt, powiedzieli też, że nie wykluczone jest, że wszyscy razem, z dziadkiem również, pojadą w październiku w Bieszczady. Tesiu, a co to jest ten "wolelek", o którym opowiadał Alek? Teresa zaczęła się śmiać - to jest rowerek, na którym dzieciaki uczyły go jeździć. To taki dwukołowy rowerek bez pedałów a dziecko jedzie odpychając się od podłoża nóżkami. Mamy go jeszcze w bagażniku - niespodzianka od Sophie i Kurta. Ich zdaniem to lepsze niż trójkołowy rowerek, bo dziecko od razu uczy się łapania równowagi na tym sprzęcie. On potrafił cały wieczór na tym jeździć. A Piotruś, czyli "Petel" stał się jego "gwiazdą przewodnią"- poczuło się dziecko starsze niż jest i cały czas tresował nam Alka. Co powiedział "Petel" było święte, a Peter był szczęśliwy, że nareszcie ma podwładnego. Dla Alka taki sześciolatek to autorytet. Peter nauczył go toczenia piłki nogą. Bardzo fajne są te ich dzieciaki, tyle tylko, że Sophie jest już nimi zmęczona. Szczerze mówiąc to już byłam zmęczona tą ilością dzieci. Sophie jest zarobiona, bo bardzo dba by dzieciaki nie chodziły w przybrudzonych ciuszkach, a to są bardzo żywiołowe i nie drobiazgowe dzieci, więc na okrągło chodzi pralka i żelazko. Oczywiście Kurt jej pomaga, no ale ma dziewczyna roboty po uszy. Ona już czeka na wakacje- pojadą nad Bałtyk i, jak mówi Sophie- oby tylko była pogoda, to będzie mniej prania, bo dzieci wtedy w samych gatkach biegają.
Trzeba sprawiedliwie przyznać, że Sophie i Kurt bardzo dobrze te dzieciaki wychowują. Chłopcy naprawdę opiekowali się Alkiem. Najstarszy nie pozwolił by się przy Alku bawić oryginalnymi klockami Lego, bo przecież mały może to wziąć do buzi i połknąć. Za to naszemu bardzo się podobał już zmontowany z klocków Lego garaż dla samochodzików. Podejrzewam, że bardzo niedługo nastąpi u nas era czworakowania z posuwaniem samochodzika, połączona z warczeniem i trąbieniem. Był zafascynowany gdy "Petel" w ten sposób jeździł po podłodze. Chyba jakieś ochraniacze na kolana naszemu zrobię, bo wszyscy trzej chłopcy mają na kolanach nieomal odciski. No i chyba będę naszywać od razu łaty ze syntetycznej skóry, nim zrobi dziury w spodenkach.
A co tutaj się tatku u ciebie działo?- spytała Teresa. No nic szczególnego, codziennie się widziałem z Jackiem, jadaliśmy razem lunche, raz u mnie, raz u niego. Podpadłem Jadwidze, bo zaproponowała spacer, więc powiedziałem, że już jestem umówiony do Muzeum Narodowego na wykład z historii sztuki i była wielce urażona i chyba nie uwierzyła, że idę tam ze swoim przyjacielem. Więc jej powiedziałem, że was nie ma bo wyjechaliście do przyjaciół do Niemiec, na co usłyszałem, że jeśli to Niemcy to na pewno nie są dla nas prawdziwymi przyjaciółmi. Tak mnie zezłościła tym głupim gadaniem, że z trudem się powstrzymałem by jej nie palnąć czegoś niemiłego. Nie zna ludzi a plecie głupoty. A ja naprawdę mam z nią coraz mniej wspólnych tematów. Nawet się ucieszyłem, że więcej nie zadzwoniła. Ona się zrobiła , jak dla mnie, zbyt wścibska. Gada bez zastanowienia i stanowczo za dużo chciałaby wiedzieć co u nas, a zwłaszcza u was się dzieje. Jeszcze w Nałęczowie zapytała się mnie ile Kazik zarabia, więc jej powiedziałem, że to mnie nie interesuje, bo ja mam swoją emeryturę i mnie ona wystarcza, nie muszę od syna pożyczać. No to mi tylko zwróciła uwagę, że Kazik to nie jest moim synem tylko zięciem. Wzruszyłem tylko ramionami i powiedziałem, że dla mnie Kazik jest synem. Zrobiła mi wtedy półgodzinny wykład o powiązaniach rodzinnych. Kazik i Teresa śmieli się, że widocznie miała wobec taty jakieś osobiste plany i chyba czuje się mocno zawiedziona w swych oczekiwaniach.
Przecież ja jej niczego nie obiecywałem- tłumaczył się tata. Zrobiłem jej grzeczność, że nie musiała psicy oddawać do przechowalni dla psów. Po prostu żal mi było tej psicy, bo to bardzo miła sunia. I na pewno byłoby jej tam gorzej niż ze mną, bo przecież codziennie widziała swą panią. Chciałem nawet poznać Jacka z Jadwigą, ale ten powiedział, że nie ma ochoty na "jakieś baby" i że jak ma ochotę porozmawiać z kobietą to rozmawia z Tesią, bo to prawdziwa przyjemność. Z innymi nie gada. A co u Krisów?- spytał Teresa. Chyba wszystko w porządku- powiedział tata. Kris ze dwa razy do mnie telefonował z pytaniem czy mi czegoś nie trzeba kupić, bo jechał na zakupy i to razem z Aliną. Mówiłem mu, że dziś wracacie.
No to muszę do braciszka zakręcić- stwierdził Kazik. Jutro jadę do instytutu, muszę rozliczyć delegację i napisać jakieś sprawozdanie. Chyba płeć zmieniam, bo aż mnie mdli na samą myśl o tym, że jutro tam muszę się pokazać. A co to ma wspólnego ze zmianą płci? - zdumiała się Teresa. Nie wiem, ale to ty zawsze tak mówisz, gdy masz zrobić coś, czego nie lubisz lub cię denerwuje. No fakt - stwierdziła Teresa- tak czasami mówię. Ale odkąd jestem na tym urlopie to jakoś mnie nic do mdłości nie doprowadza. Nie wiem zupełnie czemu, ale jakoś nie tęsknię za jakąś pracą poza domem. Sophie dopiero teraz wpadła na to, że im więcej dzieci tym więcej pracy przy nich. A liczyła na to, że im będą starsze tym będzie łatwiej. A nie jest. Doszłyśmy do wniosku, że to dlatego, bo dzieci mają coraz większe ubrania i coraz więcej jedzą.
No to dzwoń do Krisa, bo potem to będzie za późno. Napiszę do niego- stwierdził Kazik- on lepiej znosi słowo pisane. I napiszę, że jutro będę w pracy. No to pisz, skoro wolisz pisać. W dziesięć minut potem Kris zatelefonował, że u nich wszystko jest w porządku i że wpadnie do nich pojutrze, bo jutro po południu to ma już umówionego klienta. A jak się czuje Alina?- spytał Kazik? Całkiem dobrze, lek działa. W sobotę chyba wszyscy się spotkamy u Franka, on wie, że was nie było i pewnie do was zakręci jutro. A co to za okazja? - dopytywał się Kazik. Nie mam pojęcia, nie zapytałem. No wiesz, ja nie jestem z nim w takich stosunkach jak Tesia. On jej na pewno powie o co chodzi. Braciszku, ona nie jest z nim w stosunkach tylko ze mną. Ale skoro dzwonił do ciebie a nie tu, to być może idzie z jakiegoś powodu tylko o was. Franek to precyzyjny facet. Wiesz, jego kobieta jest w stanie odmiennym, może ona ma jakieś pytania z tym związane. Tesia już za długo po rozwiązaniu.
Teresa śmiała się - jak widzę nieźle już Franka poznałeś. Nie wykluczam, że mu może potrzebny prawnik. A on woli załatwiać wszystko ze znajomymi, o ile wie, że są dobrzy w swoim fachu. A ja Krisowi zrobiłam niezłą reklamę. Mam tylko nadzieję, że się nie rozwodzi, bardzo chciał dzieciaczka. No i Joasia mu pasuje bo uznała jego wyższość intelektualną. Kumpela, taka jak ja, może mu dorównywać intelektualnie, ale żona to ma być taka , która będzie wszystko przyjmowała z zachwytem. A Joasia spełnia ten warunek. Dlatego szalenie mnie bawiła twoja zazdrość o Franka. Ale naprawdę bardzo go lubię. Jako kumpel zawsze się sprawdzał.
W poniedziałkowy ranek Teresa odegrała rolę ukochanej, troskliwej żony. Zrobiła Kazikowi śniadanie i przyniosła je do sypialni. Na widok żony wnoszącej do sypialni tacę ze śniadaniem oczy Kazika omal nie wypadły z oczodołów. Alek jeszcze spał, więc Kazik w podzięce tylko ją ucałował. Chcieli żeby mały jak najdłużej pospał. Teresa na razie tylko wypiła kilka łyków kawy, by potem zjeść śniadanie razem z synkiem i być może z tatą. Tata jeszcze był w swojej sypialni. Wrócę najdalej koło południa, wyszeptał do ucha Teresy, po czym ją otulił kołdrą, ucałował i cichutko wyszedł.
Dziecko rzeczywiście było po tej podróży zmęczone i spokojnie spało aż do wpół do dziesiątej. Teresa też tak pospała. Obudziło ją ćwierkanie malca, który mówił : mama, tata nie ma. Teresa ocknęła się, wstała i podeszła do łóżeczka synka. Wzięła go na ręce i wytłumaczyła, że tatuś musiał pojechać do pracy. Ubrała dziecko, potem siebie i poszła z nim do kuchni. Mama, tata nie ma, dada nie ma. Teresa znów zaczęła tłumaczyć, że tata pojechał do pracy, a dziadek pewnie jeszcze śpi. Na szczęście dziadek usłyszał głosik Alka i przyszedł do kuchni. Oczywiście zaraz został poinformowany, że "tata nie ma", "tata do placy pojechał". Oczywiście dziadek też tłumaczył, że tata musiał pojechać do pracy, ale trochę popracuje w biurze a potem wróci do domu i będzie pracował w gabinecie. Dziadek się zachwycał, że nie było dziecka tylko tydzień a maluch zaczął teraz więcej mówić. Oczywiście trzeba go ciągle poprawiać, ale już można z nim porozmawiać. I że teraz to już pójdzie szybko z jego mówieniem.
No i zaczyna się czas, że nie będzie można sobie swobodnie o wszystkim porozmawiać - ma dobry słuch i wszystko powtórzy- żegnaj swobodo wyrażania się byle jak. No a jak on reagował na obcy język?- dopytywał się tata. No właśnie to mnie zadziwiało, bo Peter mówił do niego tylko w swoim języku, ale w jakiś sposób umiał małemu wytłumaczyć, czasem manualnie, co on ma zrobić. Alek jest w tym wieku, że mógłby uczyć się dwóch języków - po prostu ja bym do niego mówiła tylko po polsku, a Kazik tylko po niemiecku. I musimy się zastanowić nad tym, bo Kazik nie wie, czy jednak się tam nie przeprowadzimy. Bo mamy tam całkiem fajne mieszkanie - trzy pokoje z kuchnią i łazienką, duża loggia. Jeden pokój może być przedzielony na dwa pokoje - na przykład na sypialnię naszą i pokój małego. Te trzy pokoje to metrażowo takie jak to mieszkanie. Duża kuchnia z aneksem jadalnym. Spora łazienka z toaletą i jedna osobna toaleta. No i wysokie mieszkanie, bo to przedwojenny budynek. Niedaleko centrum, ale spokojna dzielnica, dobrze skomunikowana z centrum.
Podobało mi się to otoczenie, dużo zieleni. Szkoła blisko. No bo Kazik nie ma pojęcia co dalej z jego pracą tutaj. W każdym razie ja się chyba jednak zapiszę na niemiecki. Oczywiście nie zostawimy ciebie w Polsce - będziesz razem z nami. To nie podlega żadnej dyskusji, nawet na miesiąc tu sam nie zostaniesz. Nie wiem natomiast co z Krisem - musiałby nauczyć się niemieckiego. W Niemczech jest sporo Polaków i dwujęzyczni prawnicy są potrzebni. Widzę, że Kazik jest w wielkiej rozterce, nie chciałby rozbijać naszej rodziny. I dobrze się składa, że robi teraz ten doktorat - to swego rodzaju karta przetargowa. Ten tytuł u naszych sąsiadów się liczy bardziej niż u nas. Teraz mamy w tym mieszkaniu lokatorów, umowa jest co roku odnawiana. Czynsz, który oni płacą spłaca nam ratę kredytu bankowego. Mieszkań tam brakuje, ceny wynajmu są wysokie. Może i niższe niż w Londynie, ale niestety wysokie. Kazik ci wszystko jeszcze dokładniej opowie.
Miał straszne wyrzuty sumienia, że nie powiedział mi na początku, że przed powrotem do Polski kupił tam mieszkanie. Żeby było śmieszniej to Kurtowi też nic nie powiedział. On gdy wyjechał z Polski to wpierw mieszkał u Kurta, potem wynajął to mieszkanie chociaż było za duże dla niego. A że mu się tam dobrze mieszkało , dobrze zarabiał, nie wydawał forsy na głupoty to dostał kredyt w banku i je kupił.
Wiesz córeczko - kocham Kazia tak, jakby był moim synem, to bardzo, bardzo dobry chłopak. Szkoda tylko, że nie spełniło się wcześniej marzenie mamy o tym, żeby byliście z Kaziem małżeństwem. Ale najważniejsze, że w końcu jesteście razem. I wiem, że on cię ogromnie kocha. Wszystko wymaga czasu, na razie niech chłopak spokojnie robi ten doktorat. Nie denerwuj się, wszystko się ułoży. Jestem szczęśliwy, że jestem razem z wami, że mogę być blisko ciebie i Alka.
c.d.n.