niedziela, 2 lipca 2023

Lek na wszystko?-153

 Gdy pokój Alka został już w pełni gotowy do tego by dziecko mogło w nim zamieszkać Alek spędzał w nim całe dnie, ale nadal chciał spać w sypialni  rodziców. Kazik i Teresa nie naciskali, czekali bardzo cierpliwie aż  dziecko samo zadecyduje, że będzie sypiało w swoim pokoju. Teresa od pierwszych  dni pojawienia  się na świecie Alka wciąż powtarzała że dziecko to też  człowiek i należy liczyć  się z jego pragnieniami i niechęciami.

Przed "mikołajkami"  do Warszawy przyjechał na trzy dni Kurt. Ponieważ miał być krótko  obaj z Kazikiem zdecydowali, że będzie  nocował u nich na sofie w gabinecie Kazika. Przecież mieli mnóstwo spraw do omówienia. 

Bardzo się Kurtowi podobał pokój Alka i  z pomocą słownika powiedział dziecku, że każdy z jego synów marzy o takim pokoju tylko dla siebie, ale po prostu jest  zbyt mało pokoi w ich mieszkaniu, więc dlatego śpią w jednym. Kurt przywiózł  dla  Alka prezent, który Kazik miał schować pod kołdrą w łóżku Alka. A przed wyjazdem, Kurt znów z pomocą słownika zachęcił małego do spania w nowo urządzonym pokoju, bo pokoje dziecinne to takie dziwne miejsca, w których na dzieci czekają w łóżeczku przed pierwszą przespaną tam nocą ciekawe prezenty. 

A tak ogólnie  Kurt nie mógł odżałować, że Kazik nie podejmie pracy w Berlinie i umówili się, że tego lata postarają się razem spędzić urlop nad Bałtykiem, bo "odkryli" piękne miejsca na Rugii.  Kazik oczywiście nadal był pełen obaw, czy sprawdzi się w nowej zawodowej rzeczywistości, ale  zdaniem Kurta Kazik nawet po niemiecku wszystko świetnie tłumaczył, więc po polsku będzie to tak  samo a może nawet jeszcze lepiej. Do Berlina Kurt uwoził pół sklepu wedlowskiego, o co zadbała Teresa. Poza tym był również kupon jedwabiu milanowskiego jaśniutko błękitnego w ciemno błękitne kwiaty. O tym, że Kris się rozszedł z Aliną i że zgodził się by Paweł usynowił Tadzia, Kurt dowiedział się dopiero teraz. Stwierdził, że to bardzo mądre rozwiązanie by dziecko po rozwodzie rodziców nie żyło w swego rodzaju "rozkroku emocjonalnym" i Kris udzielając takiej zgody bardzo zyskał w jego oczach. Na lotnisko Kurta odwiózł Kazik razem z Alkiem. Zaczekali na tarasie aż do momentu odkołowania samolotu na start. Alek z pełnym zapałem machał ręką wujkowi Kurtowi na pożegnanie, a Kazik stwierdził, że nie ma  sensu tłumaczyć  dziecku, że wujek na pewno go nie widzi. Gdy już  szli na parking Alek powiedział, że kocha wujka Kurta chociaż nie zawsze rozumie co wujek mówi.

Gdy już siedzieli w samochodzie Kazik zatelefonował jeszcze do Teresy czy aby nie potrzeba  czegoś kupić, bo mogą po drodze odwiedzić któryś ze  super marketów na Ursynowie. Jedyne "braki" ujawniły się w....lodach, które często były deserem.

Gdy wrócili do domu Alek zaczął się dopytywać gdzie jest to miasto Rugia, więc zaraz Kazik wyciągnął Atlas Geograficzny i wpierw dziecku wytłumaczył, że to nie jest miasto a wyspa. Przy okazji wytłumaczył, że każdy kawałek lądu otoczony wodą  nosi nazwę wyspy, że wyspy mogą być na morzu, jeziorze a nawet na rzece, potem pokazał na mapie gdzie w Europie jest Polska a gdzie Niemcy, pokazał też gdzie jest Berlin i na koniec pokazał gdzie jest wyspa Rugia, która jest bardzo blisko lądu. Mówiąc to wszystko zastanawiał się, czy aby nie mąci małemu w głowie nadmiarem wiadomości, ale w chwilę potem odkrył, że dziecko całkiem dobrze zniosło te nowości i nawet potrafiło się nimi podzielić z mamą i dziadkiem, którym zaraz opowiedział, że wujek Kurt zaprosił ich na wakacje do Niemiec na taką wyspę, która jest blisko i można na nią popłynąć siedząc w samochodzie, bo samochód stoi na takim stateczku dla samochodów. 

Potem dziecko dokładnie opowiedziało co było na lotnisku i że widział jak startował samolot i trochę był u taty na rękach, żeby lepiej widzieć wszystko co było na lotnisku. I sprawdził, że samolot startował pod wiatr.  A potem pojechali do supermarketu i tata z nim razem wszedł do tego działu, w którym drzwi mają to sztuczne oko. W sumie  dziecię było bardzo zadowolone z faktu, że razem z tatą odprowadzał wujka na lotnisko. Teresa słuchając tego wszystkiego pomyślała, że to fajnie mieć takie bardzo rozgarnięte  dziecko, ale przecież on się zanudzi w pierwszej klasie niczym przysłowiowy mops. I po raz pierwszy pomyślała, że może byłoby lepiej dla dziecka  gdyby  jednak wyjechali do Niemiec. Bo tam są takie  dzieci doceniane i są szkoły dla dzieci bardzo zdolnych. Poza tym jeśliby oni wyjechali to zapewne pociągnęliby za sobą i Pawła z rodziną. Może nie od  razu, ale po roku na pewno by i Paweł z rodziną zjechał.

Tydzień przed świętami do Kazika zatelefonował Kris, z zapytaniem czy może do nich następnego dnia wpaść wieczorem. A gdzie ty jesteś? - niezbyt przytomnie  zapytał się Kazik.  W Warszawie jestem, w  swoim mieszkaniu- wczoraj przyjechałem. Ale nie jestem sam, jestem ze  swoją znajomą. Jedyny mankament, że ona mówi tylko po francusku i nie  wiem czy lepiej ją zostawić w mieszkaniu czy zabrać ją do was. A jakiego typu to znajomość?- zapytał Kazik. No można powiedzieć, że jesteśmy ze  sobą. Ona jest urodzona w Algierii, tata rodem stamtąd, mama była Francuzką. Wychowała się we Francji, ma obywatelstwo francuskie. Jest w  wieku Tesi.

Oczywiście, że możesz do nas wpaść. Nie doradzę ci nic w kwestii czy masz ją tu przyprowadzić  czy też nie. To musisz  sam sobie rozstrzygnąć - nie  znam jej i trudno mi zdecydować czy lepiej by się nudziła w domu u ciebie czy u nas. Żadne z nas nie  ćwierka po francusku, więc  się będzie czuła jak na tureckim kazaniu. Po co ją tu przywiozłeś, wiesz przecież, że nie jesteśmy francusko języczni.  A po co ty ciągnąłeś Tesię ze sobą do Berlina?- odciął się Kris.  Chyba  zapomniałeś - odparował Kazik- że Tesia, gdy ją wziąłem bo Berlina to już znała i Kurta i Sophie, a z Sophie  to sobie  rozmawiały po angielsku, zresztą Kurt też kapuje   angielski, gorzej ma tylko z mówieniem.  

A będziecie się przeprowadzać do Niemiec? Nie wiem, na razie zmieniam pracę, jeśli mi to wszystko wypali i będzie mi się podobało to raczej nie będą pracował w Niemczech. Jeszcze nie mogę powiedzieć na 100%, że zostanę w Polsce bo kusi mnie ostatnia propozycja, którą  miałem ze Stuttgartu. A sam Stuttgart jako miasto bardzo się nam obojgu podobał. I klimatycznie jest znacznie  milszy niż Berlin, no ale gdybym się na to zdecydował to z pół roku trwałoby urządzanie się tam, bo musiałbym wszystko od  zera załatwiać - jakieś spore mieszkanie dla nas i taty,  a może  wręcz jakiś domek a nie mieszkanie i musiałbym wziąć wtedy kredyt. To kłopot i stres. No i Tesia i Alek musieliby mieć nauczyciela języka i to tak intensywnie, codziennie.  Berlin to byłby dla mnie jak Warszawa, znajome  miasto, znajomi współpracownicy, dla mnie  zero stresu, a Alek miałby kontakt z dzieciakami Kurta i  szybko by się języka  nauczył.  

No fakt - przytaknął Kris. Ale gdybyście  zamieszkali w Stuttgarcie to bylibyśmy stosunkowo blisko siebie, bo ja jestem w Strasburgu. A na co zamieniasz instytut? Na Politechnikę - trzeba jakoś wykorzystać ten doktorat. Nie po to wysilałem mózg by pozostać tu gdzie jestem i może będę się habilitował, chociaż tytuł profesora jakoś mnie nie podnieca. Co prawda już mógłbym o niego zawalczyć, bo mam staż w zagranicznej placówce  naukowo-badawczej, ale mi się tak  zwyczajnie nie chce. Politechnika też prowadzi wiele prac badawczych tylko mało kto o tym wie. Kaaz, a mógłbym wpaść tak już po dwudziestej? Możesz, ale raczej jutro bo w sobotę rano nie  muszę się rano wybierać do pracy. Jakoś ostatnio przyzwyczaiłem  się, że o 22,00 już jesteśmy w łóżku. Trochę dał mi  w kość ten  doktorat - intensywna praca umysłowa jednak męczy. Nawet mnie to trochę  zdziwiło, bo jakby nie było temat był dla mnie oczywisty. No to w takim  razie wpadnę jutro około dwudziestej i pewnie  sam - w domu to sobie dziewczyna albo coś poogląda bo jej jakiś film wezmę z wypożyczalni albo coś poczyta bo wpadnę z nią do Empiku i może coś  sobie  wybierze.

Kaaz, a jak Alina?  Alina? - super. Zdrowa, przytomna i jak mówi Tesia jest taka jak była gdy już po maturze chodziły do studium. A Jacek i Paweł rozpieszczają (ale  w mądry sposób) ją i Tadzia. Tadziś wpatrzony w Pawła a Paweł w niego i Alinę. Niedawno był u nas  Kurt- dopiero teraz się dowiedział, że się pozmieniały układy rodzinne i powiedział, że szanuje  ciebie za to, że dałeś zgodę na usynowienie Pawłowi Tadzia,  dzięki czemu dziecko nie żyje w stanie "rozkroku emocjonalnego". I ja też tak uważam. To i w moim odczuciu było dobre posunięcie.  Czy masz na jutro jakąś kulinarną zachciankę, na  coś czego tam nie jadasz? Mam, Tesia robiła super sałatkę z czerwonych buraczków, taką delikatnie kwaskową. Super byłoby ją  zjeść i dostać przepis jak ją samemu zrobić. No dobrze, w takim razie jutro do was wpadam o dwudziestej.

Fajnie, zjesz  z nami kolację i zobaczysz  Alka, będzie z nami jadł. Nie wiem czy będzie tata, bo już od kilku dni tata i Jacek o jakimś meczu mówią, więc będą go oglądać w domu  Jacka i tata zapewne tam zostanie na noc.

Gdybyśmy  się przeprowadzali do Niemiec to musiałbym od  razu ściągać tam Jacka i Pawła z Aliną i małym. Tata i Jacek  są niczym zrośnięci bliźniacy i rozdzielenie  ich może się  skończyć śmiercią  lub w  najlepszym razie kalectwem.

Bracia zakończyli rozmowę, a Tesia, która od dłuższej chwili słuchała ich rozmowy stwierdziła, że w drodze łaski zrobi dla Krisa kilka słoików tej sałatki, niech sobie  chłopak weźmie ją do Francji.  No, chyba trzeba Alka wyciągnąć od  taty. A co tam się dziś odbywa? Dziś tata jest przepytywany z geografii. Jeszcze trochę  a mały każe nam  wsiadać  na statek i płynąć na  Polinezję albo Wyspę Wielkanocną. Wiesz, skoro go nie ma to ja mu teraz  wsunę do łóżka ten prezent od Kurta. Może go znajdzie dziś,  a może dopiero jutro. A co mamy dziś na kolację - spytał Kazik.  Prawie pyzy, czyli ciemne kluski ziemniaczane. Już są ugotowane, ja tylko na  chwilę je  wstawię do piekarnika. Alek je bardzo lubi. Ostatnio odkrył parmezan i sobie nim posypuje niemal wszystko.

Przy kolacji Teresa poinformowała tatę i Alka, że prawdopodobnie następnego  dnia będzie na  kolacji Krystian.  To wujek już wrócił?- Alek starał się uściślić obecny status  Krisa.  Nie kochanie, wujek jeszcze do Polski nie  wrócił, jest tu tylko służbowo kilka dni. I jutro zje  z nami kolację. A w niedzielę wraca do Francji, do pracy. Samolotem? Nie synku, samochodem. 

To będzie długo jechał, stwierdził tata. Pewnie zanocuje gdzieś po drodze, bo na moje oko to czystej jazdy jest na pewno ponad 12 godzin. A on ma  zmiennika do prowadzenia?  Raczej nie i pewnie gdzieś będzie  nocować.  My, gdybyśmy jechali to byśmy sobie  zrobili dwa noclegi, bo pogoda to teraz wszędzie raczej  byle jaka i wcześnie  się robi ciemno - powiedziała  Teresa. Poza tym może możliwe  są już przymrozki i śliska  nawierzchnia. Pewnie  przewozi  jakieś rzeczy skoro przyjechał samochodem.  A nadbagaż  w transporcie   lotniczym bardzo podrożał,  cargo też. Zresztą  zawsze  cargo było drogie, nadbagaż też.

Byłem tak zaskoczony jego telefonem, że nawet nie  zapytałem po co przyjechał, zresztą tak naprawdę ta wiadomość  nie jest  mi do czegokolwiek potrzebna. 

Mamuś, a takie kluski jak dziś to ja bardzo lubię, mogą być stale na kolację. Nie mogą, bo po trzech dniach by ci  się znudziły.Wystarczy gdy je  zjesz raz na tydzień. To idź teraz do swojego pokoju, w łóżku jest twoja czysta piżamka. A to co z siebie zdejmiesz to ładnie połóż na krzesełku obok łóżka a nie jak ostatnio na podłodze.

W chwilę później dziecię przybiegło i powiedziało: tata, tam coś jest. Gdzie kochanie, zapytał Kazik, z trudem powstrzymując  śmiech. W łóżku, tata, chodź ze mną. Kazik mrugnął do Teresy i poszedł z Alkiem, który kurczowo trzymał go za rękę. Gdy weszli do pokoju, Alek zatrzymał się i powiedział wskazując palcem - tam, pod  kordłą. Chyba pod kołdrą, chciałeś powiedzieć.  To pewnie twoja piżamka zwinięta w kłębek- podnieś kołdrę i zobacz. Tu nie ma dzikich zwierząt, żadne z twojego ZOO nie uciekło. Kazik podszedł do łóżka i powiedział - no podnieś kołdrę, przecież stoję  obok ciebie. Alek pociągnął do siebie kołdrę - jego oczom ukazała  się nowa piżamka, a pod nią leżało kolorowe spore pudełko z kolorowym zdjęciem samolotu. Ojej, tata, co to. Pudełko z klockami Lego, które dla ciebie przywiózł w prezencie wujek Kurt. Z  tych klocków   można złożyć taki samolot. Pamiętasz co wujek ci powiedział?  Powiedział ci, że  dzieci, które wreszcie śpią we własnym pokoju w  swoim  łóżeczku znajdują w nim fajne prezenty. A teraz marsz do łazienki umyć ząbki. Alek w dalszym  ciągu nie był jeszcze całkiem przytomny z wrażenia- odwrócił się- w drzwiach stała mama i dziadek. Przytuptał do Teresy i zapytał : "mama, widziałaś?". Tak kochanie, teraz pójdziemy do łazienki, umyjesz rączki, buźkę  i ząbki i pójdziesz spać, a jutro otworzymy pudełko z klockami i będziemy z nich budować samolot. Teraz będą na ciebie  czekać w jeszcze zamkniętym pudełku. A pudełko postawimy na komodzie, żebyś je widział. W nocy będzie się w twoim pokoju świeciło maleńkie  blado zielone światełko, takie  samo w przedpokoju i toalecie, żebyś w razie czego trafił. Ale ty przecież już nie  wstajesz w nocy na siku, to wszystko jest tylko tak na  wszelki wypadek. A ty już jesteś dużym chłopcem. Za rok już pójdziesz do zerówki a potem już do szkoły. Gdy Alek już leżał w łóżku Kazik zgasił normalne oświetlenie włączył nocne oświetlenie a Alek powiedział- jak pod wodą, tak pięknie. Wycałowane i poprzytulane dziecko  szybko zasnęło.

                                                           c.d.n.