W Szczawnicy już czekał na nich pan Tomek. Poprosili go by dał się zaprosić na kawę lub czekoladę. Poza tym chcieli zakupić nieco wody mineralnej ze źródła Helena, więc przy okazji zobaczyliby tutejszą Pijalnię Wód Mineralnych. Nie reflektują natomiast na rozrywkę przewidzianą jako "Park Miniatur". Och, to świetnie - ucieszył się Tomek- bo prawdę mówiąc ten park miniatur to chyba tylko dla dzieci może być rozrywką. Jak mówią potem- "głowy nie urywa"- ani dzieciom ani dorosłym.
Pijalnia wód mineralnych i kawiarnia, w której oprócz kawy można się było napić czekolady były niemal obok siebie. Co do zaproszenia do kawiarni to Tomek miał obiekcje, które mu zaraz wybił z głowy Emil mówiąc - od tej chwili nie jesteśmy klientami tylko twoimi znajomymi- ja mam na imię Emil, to jest moja żona Adela, a to są moi rodzice. A ze znajomymi przecież masz prawo iść na kawę lub czekoladę. No chyba, że ci nasze towarzystwo nie odpowiada, no to powiedz. Na takie dictum "młodziak" w wieku Adeli "wymiękł" i dał się zaprosić.
W czasie pobytu w kawiarni powiedział im nieco o kościele w Dębnie. Był to kościół calutki drewniany, z drewna modrzewiowego i jodłowego, wybudowany bez użycia gwoździ, wszystkie elementy były łączone techniką "na zrąb". Kościół jest zgłoszony do światowej listy UNESCO ochrony zabytków i podobno lada moment będzie na tej liście. Ma unikatową , doskonale zachowaną polichromię, która powstała na przełomie XV i XVI wieku. Malowidła są na wszystkich stropach i ścianach, poza tym malowidła są na parapetach okien, na ambonie, ławy też są malowane. Wyróżniono 77 motywów w 12 układach i w 33 wariantach kolorystycznych. Obok ornamentu roślinnego i geometrycznego są typowe gotyckie formy- łuki, iglice. Ołtarz główny to malowany w XV i XVI wieku tryptyk. Wszystko jest malowane na złoconym tle. A z zewnątrz ściany i dach są kryte gontem. W tym kościółku kręcono sceny do filmu "Janosik". Ale jak to na filmach- ten kościółek jest pokazany tylko w scenie samego ślubu, a sceny wchodzących i wychodzących z kościoła ludzi były filmowane w dwóch innych, ale też drewnianych kościołach. A że drewniane kościoły są do siebie dość podobne, to raczej nikt tego z widzów nie zauważył.
Adela uśmiechnęła się - ja na pewno tego nie zauważyłam, bo nie pamiętam bym oglądała taki film o Janosiku. Nie często chodzę do kina, wolę jednak poczytać książkę. Poza tym zawsze miałam za mało wolnego czasu bo pracowałam i studiowałam jednocześnie.
Warszawiakom bardzo podobały się stare, zabytkowe domy w Szczawnicy. Ale ja jednak wolę Zakopane- stwierdziła Adela. Może po prostu dlatego, że już je znam od dawna. Z tym, że teraz ogromnie się Zakopane zmieniło. Zakopane dziś a pięć lat wcześniej to spora różnica.
To zasługa funduszy z UE- stwierdził Tomek. No i Zakopane zawsze było "zimową stolicą Polski, " przyciągało turystów i zawsze wyciągało z ich kieszeni pieniądze. Zupełnie nie wiem czemu, ale moi rodzice nie lubili i nadal nie lubią Zakopanego. Dlaczego przedtem nie lubili to nie wiem, ale teraz nie lubią bo ożeniłem się z "góralką" zamiast z "krakowianką". Ledwo raczyli przyjechać na chrzciny Eluni. No i są obrażeni, że zamiast, jak Bóg przykazał, pójść na medycynę to poszedłem na AWF na fizjoterapię, bo dla nich absolwent AWF to "pan od gimnastyki". Kolejny powód do obrazy to fakt, że w przyszłości będę mieszkać i pracować w Zakopanem a nie w Krakowie.
A twoi rodzice mieszkają w Krakowie? Nie, w Ojcowie. Kiedyś mieszkali w Krakowie, ale mama miała kłopoty zdrowotne i wynieśli się z Krakowa. Kraków miał i nadal ma zbyt zanieczyszczone powietrze. A ojciec dojeżdża do pracy w Krakowie, jest stomatologiem. Tyle tylko, że nie jestem pewien czy w odległości 25 kilometrów od Krakowa powietrze jest naprawdę czyściejsze. Ja nawet nie jestem pewien czy nad Zakopanem mamy naprawdę czyste powietrze, zwłaszcza w okresach grzewczych. Kiedyś późną jesienią popatrzyłem o zmierzchu na Zakopane z Gubałówki to aż mnie zatkało - wszystko zasnute dymami z kominów. I to takimi ciemnymi dymami.
A wiecie co? Tak się na was patrzę i wam zazdroszczę - spędzacie razem z rodzicami wakacje i widać, że jest Wam dobrze razem - stwierdził Tomek.
Emil roześmiał się - bo my, Tomku, jesteśmy w pojęciu wielu osób strasznymi dziwakami - Adela i ja chcieliśmy nawet w jednym domu mieszkać z rodzicami do końca świata, ale w samej Warszawie coraz trudniej jest znaleźć odpowiedni dom na dwie rodziny, poza tym nowe domy jednorodzinne są budowane coraz dalej od Warszawy i są coraz mniejsze, bo szalenie zdrożały grunty. Gdy przeglądaliśmy projekty to trochę nas "zatkało" bo te domy to takie jak dla lalek. Poza tym gdy budują jakieś osiedle domków jednorodzinnych to są na początku tylko same domy, żadnych sklepów, żadnego zaplecza typu przychodnia lekarska no i kłopoty z komunikacją do centrum miasta. I wtedy koniecznością jest samochód i codzienne dojazdy i powroty w korkach. Nie ma też na takim osiedlu domków jednorodzinnych szkół i przedszkoli, więc przez kilka lat wozisz dzieciaka gdzieś do szkoły lub przedszkola. My mieszkamy na bardzo dużym miejskim osiedlu w jednym bloku, więc mamy do siebie niedaleko. To osiedle już jest wielkości całkiem sporego miasteczka i jest w nim wszystko co potrzebne człowiekowi do funkcjonowania. Ale gdy tylko powstało to pierwsi mieszkańcy też nie mieli lekko. Ale była to inwestycja finansowana przez państwo a nie prywatna. Nasze mieszkania w bloku rozdziela przychodnia lekarska. I jest jeszcze coś bardziej dziwnego - oczywiście nie dla nas - mój ojciec ożenił się z ciocią Adeli, którą Adela kocha znacznie więcej niż rodzoną matkę. Więc nas nie dziwi, że masz - jak to mówią - "krzywe kluski" w swoich stosunkach z rodzicami. Mój ojciec pokochał Adelę odkąd ją pierwszy raz zobaczył. To chyba rodzinne, bo ja też dziwnie szybko się w tym Maleństwie zakochałem. Tomek zaśmiał się - moja też nie wielkolud, te małe to jakoś chyba głębiej w serce wpadają. I z nimi jak z drzazgami - dużą to wyciągniesz bez trudu, a małą to ciężko wydłubać.
Tomek nagle przypomniał sobie, że jest jednak w pracy i powiedział - mam wam jeszcze do pokazania nową zaporę - jest to największa w Polsce zapora ziemna. Jej wysokość to 56 metrów, długość to 400 metrów, szerokość w koronie 7 metrów. A 40 metrów pod ziemią, 7 pięter w głąb, jest elektrownia, której kubatura wynosi 171 tysięcy metrów sześciennych, a podziemny tunel kontrolny jest wykuty w skale na głębokości 45 metrów od lustra wody. Wydaje mi się, że niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego ile pracy wymagała ta inwestycja. A była planowana jeszcze w latach sześćdziesiątych. Trzeba było przenieść w inne miejsce całą wieś. Z 385 domów musiano przenieść 363. I teraz stara wieś Maniowy leży na dnie zbiornika a nowa wieś jest na południowych stokach Gorców. Przez wieś przebiega teraz droga wojewódzka z Nowego Targu do Nowego Sącza.
Tomku, a może ty się kiedyś wybierzesz na któryś weekend z żoną do Warszawy. Możecie u nas nocować, jakby nie było mamy trzy pokoje, rodzice tak samo. Jeśli przyjedziecie z dzieciną to my na weekend wyniesiemy się do mieszkania rodziców, żebyście się czuli swobodnie. Tyle tylko, że ona jeszcze jest malutka, to niewiele użyje w Warszawie. Już sama podróż ją zmęczy i znudzi. Już od kilku osób nie mieszkających w Warszawie słyszałem, że Warszawa jest męczącym miastem, że za dużo samochodów i ludzi i za duże odległości. Ja przez kilka lat mieszkałem w Mexico City i gdy wróciłem do Warszawy to wydała mi się malutką, prowincjonalną dziurą. Więc jeśli ktoś mieszka w niedużej miejscowości to Warszawa może wydawać mu się ogromnym miastem. Zapisz sobie mój numer telefonu i może daj mi kontakt na siebie. Na twojego teścia mam, ale nie na ciebie.
Tomek ucieszył się - to bardzo mila propozycja, tyle tylko, że ja mógłbym przyjechać dopiero na któryś październikowy weekend. Małą zostawilibyśmy w domu. Wrzesień mam zajęty praktyką w szpitalu. No moja to byłaby szczęśliwa, ona to chciałaby wręcz mieszkać stale w Warszawie. Tylko teściowie nie byliby z tego powodu szczęśliwi. Na razie to ja muszę skończyć studia, to najważniejsza sprawa teraz dla mnie. Fizjoterapeuci po pełnych pięcioletnich studiach są teraz w cenie, większość jest tylko po trzyletnich. Oczywiście już wiele wiem i umiem, no ale to trochę jeszcze za mało na dobrą pracę. A może wy zimą zjedziecie do Zakopanego?
Tej zimy na pewno nie, bo oboje zmieniamy pracę i nie sądzę byśmy mogli wziąć urlop w marcu - odpowiedział Emil. Trochę się nam wszystko komplikuje, bo zmieniają się przepisy dotyczące naszego zawodu. Teoretycznie ma być lepiej, ale chyba ja mam wzrok kiepski, bo jakoś to co słyszę nie bardzo pozwala mi spojrzeć z optymizmem na kwestię naszej pracy. Wiesz jak to jest w praktyce - jak ci władza tłumaczy, że coś będzie lepiej to należy uważać, bo to "lepiej" jest z reguły wrogiem dobrego.
Przepraszam za wścibstwo, ale czym się zajmujecie? - spytał Tomek. Ja jestem inżynierem, a Adela mgr prawa i oboje jesteśmy rzecznikami patentowymi. Z tym, że ja tym rzecznikiem to jestem od kilku lat, a Adela dopiero co uzyskała te uprawnienia. Ona jest niesamowita, niemal jednocześnie zrobiła magisterkę na prawie i kurs na rzecznika patentowego.
Uuuu, to się dziewczyna solidnie napracowała- jestem pełen podziwu- stwierdził Tomek. Szczerze mówiąc to ja też- stwierdził Emil. Adela odstawiła pusty kubek po czekoladzie i powiedziała - zejdźcie panowie ze mnie bo mi duszno się robi. Musiałam to zrobiłam, nie miałam innego wyjścia. Ja bym się napiła jeszcze soku z czarnej porzeczki . Ciociu, a wy z tatuniem też się napijecie jeszcze czegoś?
Ja bym się napił espresso powiedział Piotr, a ty Helenko? Ja też tego soku co Adelka. A Wam co zamówić- spytała Tomka i Emila. Cappuccino - odpowiedzieli obaj. Ale ty siedź Maleństwo, ja zamówię - powiedział Emil i ruszył do lady bufetu. W chwilę później przyszła kelnerka, zabrała puste naczynia, przyniosła soki i świeże szklanki a potem espresso i cappuccino.
Zapora rzeczywiście zrobiła na nich wrażenie, ale nie mieli ochoty na zwiedzanie elektrowni. Adelę bardziej interesował ewentualny rejs stateczkiem po Zalewie Czorsztyńskim, ale nie była pewna, czy będzie jej się chciało jeszcze raz w te strony przyjeżdżać. Mieli jeszcze w planie odwiedzenie Doliny Chochołowskiej i wypad na Słowację, którą Adela też znała głównie z zimowych pobytów.
c.d.n.