niedziela, 26 lutego 2023

Lek na wszystko? - 61

 W kilka dni później Jacek zatelefonował do Kazika i powiedział, że na  razie spotkanie towarzyskie trzeba odłożyć, bo promotor jego syna już przeczytał pracę magisterską  Pawła i za niedługo  Paweł ma obronę, więc może w takim  razie lepiej przełożyć spotkanie gdy już będzie po obronie, niech  się  chłopak nie rozmienia  na drobne, niech się  lepiej  spręży do obrony. Kazik oczywiście zaaprobował taki punkt  widzenia i umówili  się, że w takim razie  spotkają się w pierwszą sobotę po obronie  pracy przez Pawła. Oczywiście  Jacek 100 razy wypytywał  się, czy to nie  za duży kłopot dla  nich by jeszcze i Pawła gościć u siebie. W odpowiedzi usłyszał, że jedynym kłopotem jest ciągłe  tłumaczenie  Jackowi, że nie ma  żadnego kłopotu by i Paweł do nich "przytuptał".  Kłopot to może być dla Pawła, bo nagle  pozna kilka zupełnie  mu nieznanych osób. No i  może Paweł nie lubi malutkich  dzieci, bo przecież będzie przy  stole  siedział i Aleks.  Przecież to będzie  zwykły obiad a nie  rozdanie "Oscarów" i nie będzie czerwonego dywanu i ścianki.

Kazik był ciekawy jak Jacek uczci uzyskanie  przez Pawła dyplomu i dowiedział  się, że Jacek chce mu kupić samochód - nie jakiś extra szpanerski model, ale  może którego "koreańczyka", czyli Kia lub Hyundai , np. i30. No to kup mu Kia, bo on ma  długą gwarancję, aż 7 lat. A  kupisz mu nowy wózek  czy używany?  No oczywiście, że nowy - stwierdził  Jacek. Jeden z moich kolegów już 13 lat jeździ takim koreańskim samochodzikiem i nigdy nie miał awarii. Z tym, że trzeba go oddawać na przeglądy do stacji tego dealera bo on  ma oryginalne części. Kupię mu chyba hyundai'a, bo znam tego dealera, a on ma tylko te samochody.

Termin obrony był tylko raz przełożony a i to tylko o dwa  dni i w końcu Paweł bronił w czwartek, w piątek zjechał do Warszawy  a w sobotę Jacek z  synem przyjechali na    "podyplomowy obiad" do Teresy i Kazika.  Warszawiacy  byli zaskoczeni ogromnym wprost podobieństwem Pawła i  Jacka - Teresa  śmiała  się, że nawet  niedowidzący by zobaczył, że Paweł to syn Jacka. Ponieważ tego  dnia Kazik i Teresa już od świtu mówili małemu, że przyjdzie wujek Jacek i wujek Paweł, mały był przygotowany na nowe twarze. Nie  wiedzieli wcale, czy dziecko pamięta  Jacka, ale jedno było pewne - skoro mama , tata i "dada" witają  się z kimś serdecznie , to znaczy, że to "swój  człowiek" i  Aleks  siedząc na rękach Kazika obdarzył obu  panów  szerokim uśmiechem. Spotkanie  zaczęło się od gratulacji, potem Teresa powiedziała, że ojciec i  syn są  do siebie  niewiarygodnie   wprost podobni, co  zupełnie  jej przypomina podobieństwo pomiędzy Kazikiem a Krystianem.   Aleks, "na przełamanie lodów"  dostał od Pawła zabawkę - szczekającego pieska- jamnika. Zabawka z miejsca zrobiła  furorę a Jacek   przyznał  się, że niewiele  brakowało by takiego samego jamnika  kupił  dla siebie , bo to bardzo udana zabawka.  Kupił go na Wybrzeżu, w hurtowni z chińskimi zabawkami i jeszcze w hurtowni sprawdził  czy oczy pieska są zabezpieczone, chociaż piesek spogląda w lewo i w prawo.  Jacek mówił, że miał poważny problem, bo równie piękną zabawką była mała  małpka, ale przypomniał sobie, że mały lubi psy  i wybrał pieska. Przy okazji dowiedział  się, gdzie w  Warszawie jest filia tej hurtowni.

Paweł był wyraźnie zaskoczony wielce domową atmosferą i zaraz o tym głośno powiedział. Bo on niezbyt wierzył, że obcy sobie  ludzie mogą być dla siebie  tacy  serdeczni, a teraz na własne  oczy widzi, że tak właśnie jest.  

Panie Pawle - my wszyscy dostaliśmy już w  życiu nieźle w kość - każdy z nas ma za sobą przebytą traumę  - my z Kazikiem mamy za  sobą bardzo nieudane związki małżeńskie, Kazika rodzice zginęli w wypadku samochodowym, moja mama  zmarła i bardzo oboje  z tatą za nią tęsknimy, Jacek przeżywa traumę,  że całymi latami  nie wiedział o pana istnieniu, a teraz został porzucony przez  żonę. Nadrabia miną, ale wiem, że to go zabolało. Z drugiej strony nie jest  źle, bo pan jest tym Słoneczkiem, które go ogrzewa. 

No więc my uważamy, że trzeba eksponować to co w nas dobre  i umilać życie  tym, których lubimy lub  wręcz kochamy. No więc sobie  wszyscy pomagamy  wzajemnie, bo bardzo dużą pomocą jest nawet tylko to, a może aż to, że jest do kogo przyjść, wyżalić się lub razem z  czegoś cieszyć. Mam nadzieję, że Jacek przeniesie się  z czasem do Warszawy a pana obecność "tuż  za rogiem" będzie  dla niego radością. Niedaleko nas   mieszka młodszy brat Kazika, też żonaty i ma malutkiego synka, młodszego o rok i trzy  miesiące od naszego.  I tak  się wszyscy razem wspieramy.  Więc proszę nas traktować jak "rodzinę zastępczą", np. jak kuzynów Jacka. Mój tata "nieoficjalnie zaadoptował" Kazika i jego brata i bratową  i nagle jest tatą dla  czterech dorosłych osób.

Młodsza wersja  Jacka długą chwilę milczała, wreszcie powiedział - trochę mi brakuje  słów bo jeszcze nigdy takich osób nie  spotkałem. Pomyślałem nawet, że ojciec  nieco  zmyśla gdy mi o was opowiadał. Że tak mówi, żeby  mnie  zachęcić  do  zamieszkania w Warszawie. A jak mam  się do państwa zwracać?

Teresa roześmiała  się - dobre pytanie. Do mnie - po imieniu.Co do innych - uzgodnij  to z każdym indywidualnie. Wiem z doświadczenia, że można wzajemnie  się  szanować i być po imieniu, a można nie  być z kimś po imieniu i okazać mu całkowity brak  szacunku.   Moja mama też tak mówiła - powiedział Paweł. Dziękuję za to przyjęcie do grona przyjaciół.

To namyślcie  się,  proszę, co kto pije. No proszę, towarzystwo kawowe, dobrze, że  express  duży.  Ale dla mnie,  córeczko, to zrób małą kawę- poprosił tata. I może nescę? - pójdę z tobą do kuchni, pomogę ci przynieść.  Nie, na  razie  zostań,  zrobię ci tato nescę. Zawołam gdy będzie coś  do noszenia.  W pięć minut później weszła do pokoju z paterą, na której pysznił się tort z napisem z białej  czekolady: www.@Pavel.outlook.com i postawiła na środku. Niech któryś z was pokroi ten tort, może adresat?  I wyszła  do kuchni. W dziesięć minut później  wróciła z tacą pełną kaw, talerzyków , widelczyków i postawiła  wszystko na środku  stołu mówiąc - tato, twoja nesca jest w zielonej  filiżance, reszta jest w  białych.

Adresat tortu stał nad paterą  z  nożem w ręce i mówił - nie mam sumienia tego kroić. Za piękne! To sobie zrób  fotkę na pamiątkę  - powiedziała Teresa- tylko włącz  lampę sufitową. Tortu sama  nie  robiłam, zrobiony jest na  zamówienie, robiła go pani, która  robi tylko torty. Ja tylko wymyśliłam dekorację co ta  pani przyjęła  za mój  niedowład  umysłowy. Adres internetowy  zamiast czekoladowych  różyczek! Skandal  w biały  dzień!  Ale, jak  znam  życie ona go wykorzysta. 

Po prostu  nie mam bladego pojęcia co się dedykuje informatykom. Zresztą  chyba żadnego informatyka nie  znam prywatnie.  Widziałam jeden okaz gdy macał coś pod moim biurkiem w pracy, ale  nie  wiedziałam, że to informatyk, myślałam, że to któryś z elektryków. Bo pod  biurkiem była u mnie  dżungla  zarośnięta  kablami.  Paweł śmiał  się- wiem, że kursuje po  mieście opis, że informatyk to taki typek w okularach, kraciastej flanelowej koszuli, na  niej bezrękawnik i chodzi w wytartych dżinsach.  Może to typowy warszawski model informatyka, gdański informatyk raczej  nie różnił się wyglądem od innych  studentów.

Teresa popatrzyła  na Aleksa i powiedziała - a teraz  nasz synuś pójdzie  trochę podrzemać, bo widzę, że już ziewa. Zjadł już swoje ciasteczko, więc pobawcie się moi mili trochę sami,  ja mu pomogę zasnąć i  wrócę do was. Aleks jeszcze  "dał buziaczka" swemu tacie i w kwadrans później Teresa  już była z powrotem.  

Szybko poszło - zauważył Kazik. Bo on  już na siedząco zasypiał. Wstał dziś wcześniej niż  zawsze, bo był głodny. Jesteśmy na etapie zmiany godzin jedzenia. To wbrew pozorom wcale nie jest proste- tłumaczyła Teresa. Ale i tak nieźle nam  to idzie, bez większych  awantur.  A wydawałoby  się, że zmiana z godziny szóstej  rano na  siódmą to żaden problem, tylko godzina. Ale dzieci  to chyba  mają wmontowany zegar w  brzuszku.

Ale nie da się ukryć, że macie bardzo, bardzo fajne i grzeczne dziecko stwierdził Jacek. No wiesz Jacku - on tu ma bardzo dobre  życie -  nikt go o świcie nie ściąga z łóżka i nie  ciągnie do żłobka. Nikt  mu zabawek nie wyrywa, dostaje do jedzenia to co lubi, każdy z nas go przytula i całuje, dziecko nie jest zestresowane. Śpi gdy ma ochotę, jak zauważyłem to czasem mu wystarcza 20 minut drzemki w  dzień, czasem godzina. Już pojął, że nie wolno dotykać kontaktów bo za każdym razem mówi  mu się, że nie  wolno, wie też, że nie wolno ciągnąć  za obrus na  stole, bo raz celowo mu Teresa pozwoliła i  stłukł dwa kubki i ogromnie  się wystraszył. Na tyle mocno, że zapamiętał- tłumaczył Jackowi tata- bo to były  duże i  ciężkie kubki. Gdy zderzyły się  z podłogą to był niezły huk.  No i wystraszył się bo nagle nie było kubka w kształcie  jaki znał, tylko coś  dziwnego, co narobiło hałasu. 

Jakoś ma zakodowane, że jeśli my  się z kimś witamy serdecznie to ten ktoś jest i jego przyjacielem. Mam znajomą, która ma dużego  psa, szkocką  charcicę i bardzo się z  sunią kochają, ona wie, że on jest mały i jest bardzo ostrożna, on już wie, że nie  wolno wtykać jej paluszków  w oczy i uszy. Wszystkie psy mu się podobają,  ale wie, że tylko ją może głaskać. Wiesz Jacku- ja dopiero teraz, przy nim, wiem jaka to  frajda takie maleństwo w domu. Gdy Tesia była  mała to mnie  głównie w  domu  nie było bo pracowałem a do tego bardzo często wyjeżdżałem w delegacje. Dopiero teraz wiem, ile straciłem z dzieciństwa Tesi - opowiadał tata. A Kazik według mnie  jest  super tatą - wszyściutko przy  małym potrafi zrobić.  Jego brat też taki.

Tatku, ale ty przecież też potrafisz wszystko przy Aleksie zrobić i pięknie  się nim zajmujesz- powiedział Kazik. On tak samo dobrze  zasypia u ciebie  na rękach jak i u Tesi lub u mnie. Ja myślę, że  dziecko zawsze wyczuwa kto go kocha. Mnie to poznał w kilka minut po porodzie, ciebie w kilka dni i  miał nas obu ciągle w  tym najwcześniejszym okresie  życia. Mam wrażenie, że to też ma  znaczenie. Gdy Tesia była maluśka  to była z własną matką tylko w trakcie karmienia i sam mówiłeś, że dość długo była z mamą w szpitalu, bo miała intensywną żółtaczkę.  A Aleks był cały  czas z Tesią i ze mną i szybko potem byliśmy w domu i od  razu cię też miał obok siebie. To ogromna różnica. Nie  wiń siebie  za to, że ty pracowałeś i  nie byłeś z nią w domu- ktoś przecież musiał pracować w rodzinie. Dobrze, że Tesia nie musiała być w  żłobku. Ja dopiero teraz, gdy skupiam  się  nad  doktoratem jestem  bardzo często w domu, ale przedtem to pracowałem poza domem. I mogłem być spokojny, bo wiedziałem, że ty jesteś z Tesią w domu. I oboje jesteśmy ci wdzięczni za to, że jednak w końcu mieszkasz  razem z nami,  a nie oddzielnie.

Tereniu, a nie masz jakiejś przyjaciółki, która chciałaby nieco podstarzałego, nieźle sytuowanego faceta?- spytał Jacek. Teresa  roześmiała  się - ja to mam tylko jedną  dobrą koleżankę, przyjaźniłam się głównie z facetami. No i ta  dobra  moja koleżanka  wydała  się za brata Kazika. No i teraz nie mam ani jednej, poza  nią,  dobrej koleżanki. Facetów- przyjaciół też nie mam, bo moja przyjaźń z Kazikiem okazała  się być miłością a nie tylko przyjaźnią. No i teraz Kazik jest urządzeniem wielofunkcyjnym- jest mężem, kochankiem, przyjacielem, ojcem naszego  dziecka i moim opiekunem.  A wiesz,  że to rzadkość? - spytał  Jacek. Nie znam kobiet, które tak mówią o własnym  mężu.  

Nie mówią, bo albo tego z jakiegoś powodu nie czują, albo dlatego, że teraz to bardzo niemodne - teraz jest moda na niezależną kobietę, która wszystko może i  chłop jej jest na plaster - zarobi na  siebie sama, dziecka może  nie  mieć,  a do łóżka zawsze chętnego znajdzie  no i są  wszak wibratory w razie kłopotu ze znalezieniem  chętnego - skonstatowała Teresa. A ja jestem niemodna. I chcę być z człowiekiem  którego kocham i który mnie  kocha i  nie czuję potrzeby podnoszenia  sztangi, kopania piłki i chlania na równi z facetami oraz kotłowania się w  wyrku z każdym chętnym, bo jestem kobietą wyzwoloną. I bardzo mi dobrze z tego powodu, że odstaję od  dzisiejszych czasów. Z mody to wystarczy  mi modny płaszcz i modne  buty - o ile akurat będą mi  się podobać i będzie  mój rozmiar.

W tym momencie elektroniczny podsłuch ujawnił, że małe królewiątko tego  domu już się wyspało i coś gaworzy. Teresa się uniosła z krzesła, ale Kazik ją posadził z powrotem mówiąc - ja go wyjmę z łóżeczka, on jest coraz  cięższy.

Jacek popatrzył  na Teresę i powiedział -  dobrze to ujęłaś, tak właśnie jest. A mnie  się marzy właśnie kobieta o twoich poglądach a nie baba-chłop. I wcale ja  nie chcę w domu rządzić,  zawsze chciałem by  wszystkie decyzje były podejmowane wspólnie a nie tylko przez  mnie. Tyle tylko, że o zarządzaniu domem to  moja żona  miała jeszcze  mniejsze  pojęcie niż ja o astronomii. I miała wyjątkowy talent do  wydawania pieniędzy. Odkąd jestem sam mam ciągle pełny portfel - cud  jakiś!

Z sypialni Kazik wrócił sam a na zdziwione spojrzenie Tesi powiedział - pić się dziecku chciało, napił  się i doniósł, że ma "si", więc zmieniłem pampersa, a on się obrócił na  bok i  dalej śpi.  Postałem chwilę i wróciłem. Pewnie się pogoda  zmienia, zawsze  więcej  śpi gdy się zbiera  na  deszcz. Mamy dwunożny barometr.

Wy to macie po prostu szczęście, że na siebie trafiliście - podsumował Jacek.  Kazik spojrzał się na  niego i powiedział - najzabawniejsze w naszej  historii jest to, że ja Tesię to znałem odkąd się urodziła, potem przez  wiele  lat widywaliśmy  się dość  często i każde z nas przeszło swoistą gehennę w swoim małżeństwie by dojrzeć do tego abyśmy byli razem. Żałuję  tylko, że moi rodzice nie  dożyli tej  chwili.

                                                                          c.d.n.





czwartek, 23 lutego 2023

Lek na wszystko? - 60

 Dni mijały  szybko, mały Aleks miał już 18 miesięcy i, jak uważał pediatra- rozwijał  się  "książkowo". Co prawda  nie mówił jeszcze  zbyt wiele, ale rozumiał wszystkie polecenia i uparta  jak muł Teresa  nauczyła go korzystania z.....nocniczka i zgłaszania wcześniej owej potrzeby. Co prawda sikał nadal w pampersy, ale za to zaraz po zsikaniu się donosił o tym. Jego  świat kręcił  się wśród wypowiadanych  już słów:  mama, tata, dada, czyli dziadek. Uwielbiał czytanie - zwłaszcza książeczek z obrazkami- potrafił już  wskazać wszystkie  namalowane  w książeczce zwierzaki. Te same zwierzęta Teresa pokazywała mu w encyklopedii zwierząt. Ojciec Teresy był swym  wnuczkiem zachwycony- nie dość, że wnuczek uwielbiał gdy  dziadek "objaśniał mu świat", to potrafił dziadkowi okazać jak go mocno kocha, czyli  dziadka tak zwanie  "ukochiwał" - obejmował  dziadka za szyję, przytulał swą  buźkę do twarzy dziadka i mówił: "ma dada". W ten  sam sposób przytulał mamę, tatę i...... wielkiego misia, który był niemal tej  samej  wielkości co Aleks. Miś był prezentem od Franka, przywiózł go z którejś  z podróży zagranicznych. Był to pewnie jeden  z nielicznych misiów prześwietlanych na dwóch  lotniskach, czy aby  nie przewozi czegoś zakazanego w  swym wnętrzu. 

Któregoś dnia Kazik "przywlókł" do domu  drewniane  schodki. Był to prezent od Kurta i Sophie. Konstrukcyjnie  był to podest mający po obu stronach  schodki z poręczą. Schodki były oklejone miękką wykładziną. Jak wynikało z instrukcji  użycia, wykładzinę należało usunąć gdy już dziecko opanuje  sztukę wchodzenia  na nie, a resztki kleju wystarczy po prostu zmyć mokrą gąbką.  Był to "spadek" odmalowany i odrestaurowany po ich dzieciakach. Na szczebelkach podtrzymujących poręcz  były wypisane imiona  chłopców. Do poręczy była dołączona  kartka,  by imię nowego zdobywcy  schodków napisać na   najwyżej umieszczonym szczebelku, by miał mały co zdobywać. Oczywiście  "zdobywanie" tylko wtedy jest  zaliczone gdy dotrze tam na dwóch nóżkach  a nie na czworakach.  No tak- jęknęła Teresa - kojec już oddany dla Tadzia, to teraz  będzie kolejna  zawalidroga.  Ale pomyśl, moja  cudna, że tym sposobem unikniesz sterczenia  na brudnych schodach klatki schodowej by mały ćwiczył trudną sztukę pokonywania  schodów - tłumaczył Teresie  mąż.  

Mam dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę - w weekend wdepnie do nas Jacek. Muszę na niego uważać, bo już jest rozwiedziony,  ty mu się bardzo podobasz, a on potrafi uwodzić  kobiety.  Jego była żona już sobie  znalazła tam młodszego niż Jacek faceta, chętnego na jej  wdzięki.  A co Jacek na to?  No cóż - spakował jej wszystkie  rzeczy w skrzynie transportowe i wysłał do Kanady w ramach  jej mienia przesiedleńczego i nagle stwierdził, że ma nieomal pusto w mieszkaniu.  Śmiał się, że jej rzeczami to dałoby  się zapełnić cały jeden kontener. Ale najlepsze- jak powiedział - jest to, że to ona  musiała pokryć koszty transportu. A że były niemałe to widać że nieźle  się jej tam powodzi. 

No i  już zgłosił chęć przejścia  na emeryturę i za miesiąc będzie emerytem. W związku  z tym pytał się mnie czy może  chcę polatać, ale odmówiłem choć proponował lot w towarzystwie instruktora. I na razie  zamieszka w Świdrze. I, jak powiedział - oczekuje, że będziemy go całą  rodziną  nawiedzać w weekendy.  I że tata mógłby tam całe lato spędzić zamiast  "w murach  stołecznego miasta".  Powiedziałem  mu tylko, że tata jest wolnym człowiekiem  i może robić to na  co ma ochotę, a nam  nic  do tego. I że to on  sam musi to tacie  zaproponować. 

A "uje Kliś", jak mówi Alek, wpadnie  dziś do nas z Tadziem, bo Alina wybiera się do fryzjera by ściąć włosy na krótko. Kris stwierdził, że  Tadzik jest na tyle  duży by można go przedstawić  Alkowi. A gdy Alina zakończy  flirt z fryzjerem to po nią pojedzie  razem z Tadziem i potem prosto stamtąd pojadą  do domu.

No to dobrze, że pojadą do domu prosto od fryzjera. Ciekawa  jestem jak Aleks potraktuje brata. Na spacerach jest zainteresowany tylko starszymi dziećmi i....psami. Osiedlowe koty też  dostrzega i woła do nich "cici, cici" wyciągając rączkę.  Wczoraj przyplątała  się do nas dwulatka, której  się podobał jego tygrysek i gdy wyciągnęła rączkę w jego stronę to Aleks narobił wrzasku.  Mamuśka dziewczynki była oburzona takim "nietowarzyskim" zachowaniem Alka,  więc jej powiedziałam, że niech  się wpierw zastanowi czy właściwym  zachowaniem jest wyciąganie  łapy po cudzą zabawkę.

A pani od charcicy nim pozwoli podejść  swojej suni do wózka, to wpierw jej wyciera jedną  wilgotną szmatką całą mordkę a potem drugą przeciera łeb i cały  grzbiet.  Już nauczyłyśmy Alka, że nie wolno pakować paluszków psu do oczu, nosa i uszu. I po wszystkich macaniach psa kolejną wilgotną szmatką mały ma wycierane  rączki. No ale sunia jest przystosowana do dzieci,  tatowa sąsiadka ma  dwoje wnucząt, które sunia wielbi od pierwszych ich  dni.

Pomyślałam sobie, że jeśli będzie przyjazna pogoda to moglibyśmy się w ten weekend  wybrać do ZOO. Może tata też będzie chciał?  Tam jest sporo ławek, więc  zawsze będzie miał gdzie odpocząć, poza tym , ponieważ  będziemy z wózkiem, to możemy wziąć ten "stołeczek  wędkarski" - jest lekki a złożony wygląda jak parasol i całkiem wygodnie  się na nim  siedzi. Będzie sobie leżał w koszyku zakupowym pod  wózkiem. Następny wózek małego to już będzie taki składany "parasolkowiec", bo już na pewno  nie będzie sypiał na  spacerach. On i teraz  rzadko sypia, ale jest  wygodnie  z tą  spacerówką bo on lubi ją pchać, więc gdy ją pcha to nie muszę mieć oczu dookoła głowy. 

Sophie mi opowiadała, że najstarszego to prowadzała na  smyczy, którą przypinała  mu do szelek. On  nie lubił by go trzymać  za rączkę no i nic  dziwnego, bo Sophie niska  nie jest i gdy trzymała  małego za rękę to on  ciągle tą rączkę  miał biedak wyciągniętą  do góry i pewnie go bolała. No to wymyśliła, żeby miał szelki na sobie, te od  wózka, a ona do nich przypinała smycz. No a przy  drugim to już mieszkali w tym domu z ogrodem i nie mordowała  się ze spacerami bo wpierw  wystawiała  towarzystwo na taras a potem wyrzucała  do ogrodu. Szelki u nas  są, w  wózku siedzi przypięty w szelkach, tylko smycz psią trzeba kupić. Smycz to żaden problem- stwierdził Kazik. W każdym dużym, szanującym  się markecie jest  dział "zoologiczny", jutro kupię. Masz jakieś wymagania odnośnie koloru? Nie, nie mam. Tylko nie kupuj skórzanej,  kup taką  zrobioną z taśmy z tworzywa  sztucznego, żeby była lekka i żebym nie  miała kłopotu z jej skróceniem  w kilka  sekund. Następnego  dnia  w domu "wylądowała" smycz z automatyczną regulacją długości.  Tata śmiał się  cichutko, że dziecięce marzenie Teresy o  posiadaniu psa właśnie  połowicznie  się spełniło. 

W weekend rzeczywiście  przyjechał  do nich Jacek. Zachwycał się Aleksem i stwierdził, że ma żal do matki swego syna, że nie powiedziała mu, że zaszła w  ciążę i że pozbawiła go tego  wszystkiego co teraz  widzi u Kazika i Teresy.   Teresa tłumaczyła mu, że sam stworzył taką sytuację a priori mówiąc  dziewczynie, że nie chce dziecka. Pewnie gdybyś to inaczej powiedział, porozmawiał o tym, a nie tylko nadał suchy, konkretny komunikat to pewnie byłoby inaczej- może byście  się pobrali a może nie,  ale miałbyś kontakt  z dzieckiem od  samego początku. Więc chyba jednak źle adresujesz  swój żal. Kazik i tata też byli tego zdania. 

No ale sądziłem, że to jest uczciwe podejście do sprawy - tłumaczył się Jacek. No wiesz - uczciwe to było, tylko wielce egoistyczne i krzywdzące dla niej. Przeczytaj jeszcze raz ten jej pamiętnik, to może zrozumiesz, że nie było to wszystko do końca uczciwe. Uczciwe to byłoby wtedy gdybyś  z nią ten problem przedyskutował i uzmysłowił sobie, że w takim  razie nie powinieneś  jej głowy zawracać i po prostu przestać  z nią współżyć, bo nawet najlepsze obecnie  środki antykoncepcyjne, których  wtedy  nie było jeszcze  w Polsce, nie dają 100% bezpieczeństwa. Poza tym sprawa już nieaktualna, twój syn to dorosły facet, ty się pocieszyłeś inną, która  nie chciała mieć  dziecka, a teraz  jak widać to i ciebie  nie chciała, bo wyjechała i  wzięła z tobą rozwód. 

Ty rozpatrujesz to wszystko z punktu widzenia dorosłego mężczyzny, a ja patrzę na to z punktu widzenia młodej, zakochanej dziewczyny, której  miarą miłości było to, że chciała to dziecko urodzić, bo to było twoje  dzieło. Więc się nad  sobą nie roztkliwiaj. Gdybyś był jej zupełnie obojętny to usunęłaby  ciążę, legalnie, w  szpitalu bo wtedy nie  było z tym problemu, była już pełnoletnia, a nie zostawiłaby sobie na głowie takiego kłopotu jak  samotne wychowanie dziecka.  Jedyne co ci teraz pozostaje to "posypać  głowę popiołem" i delikatnie wybadać poglądy  syna w tej materii, żeby synek  nie poszedł w ślady ojca. I już nie mówmy więcej o tym - rozdrapywanie ran niczemu  nie  służy. Było - minęło, życie  toczy  się dalej. Uśmiechnij  się, przecież nadal się z tobą wszyscy przyjaźnimy. Każdy z nas popełnił w życiu jakąś  głupotę, nikt nie był i  nie jest ideałem. I ja i  Kazik też kiedyś  byliśmy naiwni i głupoty robiliśmy. I on i ja jesteśmy po nieudanych  związkach, ale sobie o tym sporo opowiedzieliśmy, sprawy są  rozliczone i  zamknięte.

A przyjedziecie do mnie na wakacje? -spytał Jacek. Odnowiłem wewnątrz  chałupę, powymieniałem różne sprzęty i teraz  w środku pełna  cywilizacja, tylko nie wiem co z  zewnątrz - wygląda mało atrakcyjnie. No i dobrze- powiedział tata- przynajmniej  nikt nie  sądzi, że masz tam cuda  na kiju i cię może  nie okradną.  No jak na razie, to jest podłączony do firmy ochroniarskiej. To kiedyś był ładny dom, on jest z dość  cienkich bali, a że nie bardzo tu pasował to mu zrobiono zewnętrzną "licówkę" z desek i ma wygląd  zwykłego baraku. A pod tą licówkę jeszcze "wkitowano" ocieplenie  i on jest dzięki temu bardzo ciepły zimą i odporny na upał. Tylko te  deski już kiepsko wyglądają. W piwnicy ma piec  na gaz. Dom ma 3 sypialnie i salon, dużą łazienkę i sporą kuchnię. Dom ma prawie  100 metrów kwadratowych powierzchni użytkowej. 

To całkiem sporą masz tę chałupę-  stwierdził tata. A do stacji  kolejowej masz daleko?  Tak ze sześć mniej więcej  kilometrów. Mnóstwo osób dojeżdża tym elektrycznym pociągiem a sporo też jeździ swoimi samochodami. Rano są korki w  stronę  Warszawy, późnym popołudniem w przeciwną stronę. Powinni poza tym wybudować jakiś piętrowy parking koło dworca, bo to co jest trudno nazwać parkingiem. Jak  ze dwa dni popada  deszcz to  zupełnie nie ma gdzie  zaparkować, bo to po prostu  rozjeżdżone  błoto. Oczywiście każdy by chciał by ten parking  był bezpłatny, zupełnie tak  jakby to był dar boski dla ludzi, a przecież każdy obiekt, jego wybudowanie i potem utrzymanie  kosztuje. Podobno było jakieś zebranie mieszkańców w sprawie budowy parkingu i ktoś postulował, by dać zezwolenie osobie  prywatnej na budowę owego parkingu, ale ktoś bardziej przytomny stwierdził, że te akurat grunty są własnością państwa, no więc jeśli ktoś wierzy w to, że ktoś je odkupi, wybuduje za własne pieniądze  parking a potem udostępni za darmo ten parking ludziom, no to niech sobie  szybko zaklepie miejsce w szpitalu dla niepełnosprawnych umysłowo. Najbliższy sąsiad Jacka był na tym  zebraniu i stwierdził, że tu jacyś naiwni głównie  mieszkają, bo każdy trzeźwo myślący wie, że niczego  nie ma  za darmo. I obaj z  synem zastanawiają  się co z tym domem zrobić. Syn powiedział, że on na pewno nie będzie mieszkał stale w Świdrze, bo  nie pasują mu dojazdy do pracy i jeśli ojciec  mu ten  dom przepisze to on na pewno go sprzeda jakiemuś naiwniakowi, któremu do szczęścia będzie potrzebne świeże  powietrze i dom z ogrodem.  On mimo  wszystko woli gorsze powietrze  warszawskie niż dojazdy na trasie  Świder-Warszawa. On oczywiście wie, że ponad  milion osób codziennie dojeżdża elektrycznym  pociągiem do Warszawy pokonując nawet 100 km, no ale na  szczęście on nie musi i nie chce sam  się na to skazywać. Poza tym tłumaczenie ojca, że taki dom to lokata to go śmieszy, bo lokatą jest coś co raz  kupisz i potem już w to nie inwestujesz, a w dom trzeba ciągle inwestować , zwłaszcza gdy stoi pusty, nie zamieszkany.

No widzisz Jacek - twój syn ma rację. Dom, w którym przez  długi  czas nikt nie mieszka po prostu  niszczeje - powiedział tata. Nie wiem ile  w tym prawdy, ale słyszałem, że w rurach doprowadzających  wodę  rozwijają  się jakieś bakterie  - właśnie dlatego, że nikt jej regularnie nie pobiera. Więc nim w tym Świdrze zamieszkasz daj wodę z kranu do przebadania mówiąc dlaczego ją dajesz do badania.  Ale nie pamiętam już dokładnie co to za bakterie. W każdym razie dając ją do zbadania powiedz, że to z dawno nie zamieszkanego domu, w Sanepidzie  będą wiedzieli jak ją mają przebadać. I dlatego budynki, które są pustostanami  mają odciętą wodę.  Hmmm, nie  słyszałem o tym, ale wezmę wodę z kranu do badania. Tak się  Krystian zachwycał, że mam wszelkie dokumenty w porządku, ale dopiero teraz  do mnie dotarło, że wcale  nie widziałem na oczy  dokumentacji z budowy tego domu i jakoś mi nigdy w ręce nie weszła. Muszę przejrzeć jeszcze  raz wszystkie dokumenty, które były w domu i chyba pójść tam  na strych i zobaczyć co tam jest.  No ale sam na ten strych lepiej nie  chodź, idź tam razem z synem - powiedziała Teresa. 

No wiesz- oburzył się Jacek - jestem jeszcze pełnosprawny, ostatnie badania robiłem niedawno i są OK. Teresa uśmiechnęła  się - weź jednak ze sobą syna, niech  się chłopak wreszcie poczuje pełnoprawnym synem. Niech mu wreszcie przestanie brakować ojca. Ojciec to nie tylko zabezpieczenie finansowe, ojciec to także kwestia wzajemnej bliskości i zaufania. Otwórz  się na  niego! Nareszcie masz syna. Nie bądź tatą spłacającym tylko i jedynie  dług finansowy.  Zaglądnij sobie  w serducho!  I przyprowadź kiedyś  do nas swego syna, pochwal się nim. Obu wam to dobrze  zrobi, przekonasz  się, uwierz mi!  No właśnie - masz córeczko w 100 procentach rację - poparł ją tata. Tesia ma rację, nie powinieneś się izolować od  niego. Zwłaszcza, że on od  niedawna  jest w Warszawie. Nooo, a ja znam nieco osób  z WATu - dodał Kazik.

Jacek spoglądał na ich z niedowierzaniem - wreszcie powiedział- jesteście wszyscy niesamowici. Masz  Tadeuszu szczęście - masz wspaniałą córkę  i syna. Nie  wiem  jak mam wam dziękować za takie podejście do moich spraw!  Nie  dziękuj, tylko przyjdź do nas w następny weekend  z synem - powiedział Kazik.

                                                                            c.d.n.


poniedziałek, 20 lutego 2023

Lek na wszystko? - 59

 Powoli życie w domu Aliny i Krystiana normalizowało się. Krystian coraz dłużej bywał poza  domem i nawet zatelefonował  do Teresy  dziękując jej za wskazanie kto im   może pomóc.  Według  niego Alina już zrobiła  niewielki postęp - już nie ma oczu pełnych łez gdy mały zaczyna płakać. I nawet  waży małego przed i po karmieniu i  nie zabiera mu piersi gdy tylko na moment przestanie  ssać. Gdy mały płacze to wpierw  sprawdza czy aby nie ma  mokrego pampersa i odważyła  się sama przesmarować mu pępuszek. Krystian  się zwierzył Teresie, że zamierza zaangażować na stałe pomoc do dziecka - tak na kilka, no może sześć godzin dziennie. Teresa wpierw się dopytała  czy on aby nie żartuje i czy to oznacza, że Alina wraca po ustawowym macierzyńskim  do pracy. No nie, ona chce wziąć trzyletni wychowawczy- odpowiedział Krystian. 

No to już nie  wiem, które z was dwojga  głupsze - ty  czy ona- podsumowała Teresa. Obydwoje  bredzicie. Skoro chce brać  trzyletni wychowawczy to niech się teraz  pilnie uczy opieki nad  dzieckiem i się nim  sama zajmuje. Albo niech odda do żłobka a  sama wraca do pracy. Sam wiesz, że zdarzają ci  się przestoje zarobkowe, że owszem- z reguły zarabiasz dobrze, ale niestety nieregularnie. Gdy byłeś sam, a nawet gdy już byliście  razem nie było to groźne, ale  teraz masz w domu taki woreczek bez dna, w którym nie odkładają się pieniądze tylko z niego systematycznie wyciekają, zwłaszcza, że Alina chce mieć dla dziecka wszystko co najlepsze i najdroższe.  Porozmawiaj z nią o tym. Powiedz wprost, że może być stała opiekunka  do dziecka, ale tylko wtedy gdy ona wróci do pracy.

Jest jakiś żłobek prywatny, ale słyszałam, że przyjmuje  dzieci dopiero od dziesiątego miesiąca  życia. No i trzeba wcześniej się zapowiedzieć, że  się ma taki zamiar. Kris - jesteś naprawdę łebskim facetem, więc zacznij myśleć trzeźwo i logicznie. Nie dawaj  się robić  w konia. Nic jej nie dolega, poród nie  był jakiś wyjątkowo  skomplikowany, rodziła w bardzo dobrych  warunkach. Powiem ci coś, czego może nie powinnam ci powiedzieć - wiedz,  że Alina nie jest jedyną kobietą w tym mieście, która bez problemu wylądowałaby z tobą w łóżku i urodziła twoje dziecko oraz zajmowałaby  się  nim z uśmiechem na ustach.  Jesteś atrakcyjnym facetem nie tylko z racji wykonywanego zawodu ale i pod  względem urody i kultury. Mam oczy i  widzę jak babki reagują na ciebie i na Kazika.  

Ale Kazik ma  wszystkie kobiety  w nosie, on poza tobą to świata nie widzi! - dla niego liczysz  się  tylko ty, w drugiej kolejności jest Aleks, potem tata no i może po tacie ja - poinformował  ją Krystian. Teresa  roześmiała  się - no i bardzo dobrze, bo dla mnie to  on jest na pierwszym  miejscu, a Aleks dopiero na  drugim , potem tata i cała reszta rodzinna. Nie zapominaj, że ty też należysz  do rodziny, jesteś  wszak bratem Kazika. 

Krystian  roześmiał  się - skoro jestem na twojej liście w grupie razem z tatą, to nie  czuję  się mocno poszkodowany. Gdy mi Kazik powiedział, że się  z tobą żeni to zastanowiłem się dlaczego wybrałaś  jego a nie mnie, bo na  zdrowy  rozum ty i ja jesteśmy  sobie  bardziej zbliżeni wiekiem  niż  ty i Kazik. Jestem tylko trzy lata starszy od ciebie, a nie prawie  dziewięć. 

Wiesz Kris, tak  się złożyło, że to z Zikiem się wpierw  bardzo  zaprzyjaźniłam a nie z tobą. Ty byłeś  zawsze cały czas  skupiony na  studiach, ciebie  widywałam  głównie  wtedy, gdy się spotykali  nasi rodzice,  Zika  spotykałam w Klubie i szalenie  mi się podobał, tyle tylko, że wtedy intensywnie  mnie podrywał Robert  a Zik  szybko się ożenił z Anką. Mną  się  wcale nie interesował. I od początku wiedziałam, że to ich małżeństwo to nie przetrwa, bo Anka i Zik to były dwa baaardzo różne światy. Zaraz  po ich  ślubie był mój ślub z Robertem, ale nadal  przyjaźniłam  się z Zikiem. Zeznawałam na jego sprawie rozwodowej i skakałam  z radości, gdy orzeczono  rozwód, chociaż już wtedy  byłam  mężatką. Nadal  się przyjaźniliśmy i Zik wiedział o  mnie dużo  więcej niż Robert. Tęskniłam  za nim gdy siedział w Niemczech, czasem do mnie  telefonował a listy od niego przychodziły na  moją skrytkę pocztową , którą  sobie  wtedy założyłam. Myślę, że Zik i ja byliśmy  sobie przeznaczeni. Tylko jakoś nie wpadliśmy  na to  wcześniej.

Hmmm, zdziwił  się Krystian, nie podejrzewałem cię, że ty, taka  nowoczesna dziewczyna, wierzysz w przeznaczenie. A ty nie wierzysz?- dopytywała  się Teresa.  Więc dlaczego  zakochałeś się jak  wariat w dziewczynie, którą pierwszy raz zobaczyłeś na  oczy, wpuściłeś  do swego domu i pozwoliłeś jej u siebie mieszkać?  Ona nie była  wszak bezdomna, chociaż już była  sierotą. Widywałam  cię nie jeden  raz z bardziej  atrakcyjniejszymi dziewczynami niż Alina.

Alina od pieluch  była hodowana jak księżniczka, bo była jedynym  dzieckiem swych rodziców które nie odeszło we wczesnym  dzieciństwie  w  zaświaty. Wszystko się  wokół Aluni kręciło, jedyną jej powinnością było żyć i nie umrzeć przedwcześnie. I, jak  widać- to się jej udało. Robiliście przed jej ciążą wszystkie   badania i nie  mieliście  przeciwwskazań do rozmnażania się. Więc ty nie  wpadaj w przesadę, nie kontynuuj hodowli księżniczki na  ziarnku grochu- opieka nad niemowlakiem teraz a w czasach gdy my byliśmy  niemowlakami to dwie  różne bajki. Zero prania i gotowania pieluch i nawet mleko zastępcze nie wymaga gotowania. Nie jest co prawda u nas tak jak ma moja koleżanka mieszkająca  we Włoszech,  że wsypuje proszek do butelki i podstawia ją pod kran z ciepłą  wodą  miejską i dziecko to wypija, no ale u nas wystarczy dać  wodę przegotowaną i pomerdać  chwilę butelką by się proszek rozpuścił. Pranie  robi pralka, zmywanie  załatwia zmywarka. Więc rozważ to  wszystko. A teraz to ja  muszę  dać papu Aleksowi, więc do usłyszenia.

W pół godziny później zatelefonował  Kazik mówiąc, że zjedzie  do  domu za pół godziny, bo ma sporo pisania a w Instytucie to mu co chwilę ktoś przeszkadza, więc on jedzie do  domu i czy to Teresie w niczym nie będzie przeszkadzało. Nie bardzo rozumiem co by mi miało przeszkadzać? -zdumiała  się Teresa. Mały zaraz dostanie jedzenie i po nim pośpi, tata jest na spacerze z suką i jej pańcią. I miałam długą rozmowę z twoim bratem.  O tym to wiem, bo już mi o tym doniósł plus  opinię, że jesteś super. No ale o tym to ja już wiem, nihil novi dla mnie- powiedział Kazik. Mam wiadomość  ze sklepu, że jest już wózek, ale nie w takim kolorze jak tamten, tylko granatowy i mam dać im  znać, czy go weźmiemy. Weźmiemy - stwierdziła Teresa- byle by nie był beżowy lub biały. A fotelik  samochodowy też jest?  Tak, jest i też granatowy. No to ja w takim razie prosto stąd pojadę do sklepu, bo  jeszcze o tej porze nie ma korków - stwierdził Kazik.

W niecałe 2 godziny później dotarł do domu Kazik  z nowym spacerowym wózkiem i nowym, już zamontowanym w samochodzie  fotelikiem  dla  dziecka. Wózek miał nawet półśpiworek dla dziecka by mu nóżki nie  marzły w chłodniejsze  dni, moskitierę oraz parasolkę od  słońca. Kazik zostawił nowy wózek w częściach  w przedpokoju, potem zjechał do piwnicy po poprzedni wózek mówiąc, że go zaraz  odda w komis, bo Alina chce  mieć jasny wózek- taką wiadomość wyciągnął od brata. Wrócił dość  szybko i to z pieniędzmi - wózek został sprzedany "od  ręki"- odkupiła go właścicielka komisu dla kogoś z rodziny. Była  zachwycona, że nic nie było zniszczone no i ten kolor - ciemny szmaragd był w cenie. Zaraz po przyjściu zatelefonował do brata mówiąc mu, że był przed momentem w komisie i że tam jest wózek -"kombajn" w obrzydliwym beżowym kolorku i w przystępnej bardzo cenie bo to nie jest chodliwy kolor, ale wózek jest w bardzo dobrym stanie, bo o niego  użytkownik dbał i głównie był używany na tarasie a nie na spacerach.  Więc niech Kris tam zatelefonuje, poda  swoje  nazwisko i poprosi o zarezerwowanie go na dwa dni. Kris podziękował, stwierdził, że zaraz  zadzwoni do sklepu a  za godzinę sam pojedzie po ten wózek.

Kazik zakończył rozmowę i kręcąc głową powiedział - ktoś mi brata odmienił, po raz pierwszy nie usłyszałem, że wpierw  się musi Aliny spytać- tylko się upewnił, czy to na pewno beżowy kolorek. Ty mu chyba coś poprzestawiałaś w głowie.  Opieprzałaś  go  znowu? 

Nie,  nie opieprzałam, rozmawialiśmy o tym kto jest dla nas obojga  najważniejszy i tylko mu powiedziałam, że dla mnie to ty jesteś najważniejszy, potem Aleks a na trzecim  miejscu tata i reszta  rodzinna i żeby pamiętał, że on też jest częścią mojej rodziny. I chyba mu trochę podniosłam samoocenę, bo powiedziałam, że Alina to nie jedyna kobieta która  chętnie by wskoczyła do jego łóżka i urodziła jego dziecko, bo mam oczy i widzę jak na twoją i jego urodę i jego zawód reagują babki. Ale go nie opieprzałam tym razem. A wcześniej to mu mówiłam, że jeśli mają zamiar zatrudnić kogoś na stałe do dziecka to Alina powinna wrócić do pracy, bo on owszem- dobrze zarabia, ale nieregularnie a Alina chce  zawsze mieć dla  dziecka wszystko co najlepsze i najdroższe a przy nieregularnym dopływie gotówki to może być kiepsko. Tym razem nie nawsadzałam mu, naprawdę. Głupio mi opieprzać dorosłego faceta. Tak naprawdę traktuję go jak własnego brata. Poza tym uświadomiłam mu, że pielęgnacja niemowlaka teraz a w czasach gdy my byliśmy niemowlakami to dwie  różne  bajki, bo teraz nie ma prania i gotowania pieluch z tetry i flaneli, pralka pierze dziecięce ciuszki, a  zmywarka zmywa. Trochę mnie Kris ubawił, bo nie mógł wydedukować, czemu on i ja  nie byliśmy nigdy zaprzyjaźnieni, więc  mu przypomniałam, że z nim to widywałam  się tylko na spotkaniach naszych rodziców  a ciebie to spotykałam  w klubie, tyle tylko, że ty mnie nie  za bardzo  zauważałeś, za to zauważał mnie  Robert.

Ależ zauważałem cię, podobałaś mi się ale cię wtedy nie kochałem a Robert był na etapie  podrywania  cię. A ja  szukałem dziewczyny tylko do seksu a ty byłaś  do takiego minimum  za porządna no i jednak sporo młodsza ode mnie. Teresa uśmiechnęła  się - Robert też szukał tylko do seksu a ja stwierdziłam, że jeśli twierdzi, że mnie  kocha, to niech poczeka aż będzie moim mężem. Wtedy uwierzę, że mnie kocha.

Kochanie moje, dlaczego ty nie poszłaś na Handel Zagraniczny i nie trafiłaś do dyplomacji - śmiał  się Kazik. No popatrz - a niektórzy to by mnie  chętnie widzieli w  wydziale śledczym - powiedziała Teresa. Wiesz czego mi trochę brakuje?  No czego? - Kazik bystro się jej przyglądał- powiedz, może jakoś temu  zaradzimy?  Brak mi wieczorków tanecznych, lubiłam bardzo z tobą tańczyć. Ooooo, to samo mogę powiedzieć o tobie - świetnie  mi się z tobą tańczyło! Ale wiesz co? Mamy w  domu całkiem niezły zbiór płyt, możemy  sobie potańczyć, Aleks będzie zachwycony!  On lubi muzykę. Wskoczysz w szpileczki i potańczymy. A gdy trochę podrośnie to raz na jakiś czas wyskoczymy gdzieś potańczyć. A Alina lubi tańczyć? Lubi, ale ona zawsze była bardziej zabawowa ode mnie i lubiła takie towarzyskie "posiady" przy stole.  I dlatego tak  chętnie chodziłam do klubu, bo tam nie bardzo było przy czym posiedzieć za stołem,  za to można  było cały wieczór spędzić na parkiecie. Nie  zapomnę chyba nigdy zestawu "napitków" tam dostępnych - woda mineralna, piwo i......zsiadłe mleko. Gdy byłam tam  pierwszy raz omal nie  zmarłam ze śmiechu gdy przeczytałam wybór "napojów". A z kim tam bywałaś? Z bratem ciotecznym mojej koleżanki-  to był klub jego uczelni. Ja tam bywałam będąc jeszcze w liceum, co oczywiście było zabronione. Ale jak wiesz to do  aniołków nie należałam. Oczywiście  z nim to tylko wchodziłam a potem to chyba nawet nie  rozmawialiśmy  ze sobą. A skąd ty się tam wziąłeś, nie byłeś na  medycynie. No nie, nie byłem, ale mi parkiet tam pasował i klub był najbliżej  naszego domu.  Chłopcy tam nieźle  grali. Wiesz  co pamiętam do dziś? Swoje ogromne zdziwienie, gdy cię po raz  pierwszy zobaczyłem w klubie. A ty konsekwentnie udawałaś, że się nie znamy. I te twoje pytania u nas w domu a gdzie jest ten klub do którego chodzę. 

No bo ja byłam wtedy w liceum, a ty pod koniec studiów. Pierwszy raz to byłam w klubie jeszcze w ostatniej klasie podstawówki. Bo ja bardzo wcześnie wyglądałam "kobieco." Wystarczało zrobić  sobie "ust koral", lekko podmalować oczy i już wyglądałam na pełnoletnią. A dlaczego nigdy ze mną nie rozmawiałeś gdy tańczyliśmy?  Bo narzuciłaś konwencję, że się nie  znamy, a ja z nieznajomymi nie prowadziłem konwersacji. Byłem poza tym  ciekawy czy "pękniesz" i coś powiesz, ale  ty byłaś twarda. Gdyby tam był ktoś  bystrzejszy   niż Robert, to by  zauważył, że  zawsze wychodziłem zaraz po tobie, bo sprawdzałem czy wracasz do  domu sama czy  może cię ktoś odprowadza. Gdyby cię ktoś odprowadzał to szedłbym za wami, żeby ci krzywdy nie  zrobił. Ale zawsze wracałaś sama. Żartujesz? - spytała zdziwiona Teresa. Nie, nie  żartuję, wiedziałem przecież ile  masz lat, byłaś dzieckiem przyjaciół moich rodziców, uważałem, że powinienem cię chronić. Nie  znałem tych chłopaków z którymi się bawiłaś. No to było nas dwoje - ja ich też nie  znałam. A w kieszeni miałam zawsze atomizer z lakierem do włosów, by w razie  czego psiknąć po oczach któremuś natrętowi. A zauważyłeś, że Robertowi też się nie dałam odprowadzić? No jasne, że  zauważyłem. Wychodziłaś z sali w stronę toalet, a potem chyłkiem  "myk" do wyjścia.

                                                                              c.d.n.

 

niedziela, 19 lutego 2023

Lek na wszystko? - 58

 W dniu wyznaczonego "matematycznie" porodu Krystian odwiózł Alinę do Kliniki na badania. Znając z opowieści kłopoty matki Aliny ze sprowadzaniem  dziecka na świat, prowadzący  lekarz  wolał mieć  Alinę pod  kontrolą. Następnego dnia nad ranem Alina zaczęła rodzić - w tempie expresowym została  znieczulona i pomiędzy jej stanami euforii i skrajnej rozpaczy ( bo to tak długo trwa) na świat wychynął chłopczyk, a Krystian drżącą  nieco ręką przeciął pępowinę upewniając  się, że na pewno to dziecka  i jego matki nie  boli. Maluszek ważył ponad 3 kg, darł się jakby go ze skóry obdzierano, co bardzo cieszyło lekarza i martwiło Alinę. Ssał pierwszy pokarm "jak  stary" , jak określiła jedna z pań pielęgniarek. Krystian  zaraz  poinformował rodzinę, że ma synka, że  dadzą mu na imię Tadeusz, po ojcu Teresy. Stwierdził, że to bardzo dobrze, że jest  chłopczyk, będą  się dzieciaki razem hodować, bo różnica  roku i trzech i pół miesiąca to tylko teraz jest taka widoczna, z  czasem  się zatrze. Do kliniki z gratulacjami pojechali Kazik i tata. Zaraz przesłali Tesi zdjęcie rodzinne i Tesia napisała, że mały Tadek jest bardzo ładnym przedstawicielem rodu i świetnie, że to chłopak, będą  się  chłopcy razem świetnie  bawili, bo mała różnica  wieku. Pytała  się  też czy czegoś Alinie  nie podesłać do jedzenia lub picia.  

Gdy tata z Kazikiem wrócili z kliniki Kazik stwierdził, że jego bratanek to duże  dziecko, nie taka drobinka jaką był Aleks. No ale to nic  dziwnego, bo Alina to "kawał kobiety", 175 cm wzrostu na płaskim no i mały waży 3,400 i ma 53cm długości. Po tygodniu Alina "z przyległościami" wrócili  do  domu. Mały  miał żółtaczkę noworodkową,  ale na szczęście lekką, bardzo  krótko trwała. Przed powrotem  Aliny  ze  szpitala Tesa razem z tatą pomogli  Krystianowi dostosować sypialnię "pana mecenasa" do obecności noworodka.  Biurko Krisa  wywędrowało do innego pokoju, do sypialni przywędrowało łóżeczko i komoda spełniająca  dwie  funkcje- przewijaka i schowanka na dziecięce  ciuszki. W kuchni też nastąpiło niewielkie przemeblowanie bo Tesa zarządziła by akcesoria  niemowlęce były w jednym  miejscu, by każde z rodziców  nawet  w nocy, z jednym tylko otwartym okiem, wszystko co trzeba  znalazło. Przyniosła również od  siebie kilka  książek o "hodowli niemowląt". W łazience zamieszkała mała wanienka z leżaczkiem do kąpieli.  Tak naprawdę to  Teresa była nieco  zła na  swą przyjaciółkę o to, że  sama nie  zadbała o to wszystko wcześniej - wszak datę porodu znała, więc powinna była wszystko przygotować razem z Krystianem  wcześniej.

Tata sugerował, by może Tesia  trochę pomogła świeżo upieczonym  rodzicom i była u nich gdy wrócą  z kliniki, ale Kazik i Teresa tak się na niego spojrzeli, że  zamilkł. Kazik grzecznie  wytłumaczył tacie, że Krystian to jest jednak dorosły facet,  miał  dziewięć miesięcy na  przygotowanie  się do nowej życiowej  roli, więc żadne  z nich nie  zamierza im pomagać w sposób inny  niż słowny. Poza tym to i tak mają  lepiej  niż miała Teresa, bo "odziedziczyli" po Aleksie  całą masę przydatnych rzeczy, nawet pampersy noworodkowe, bo Kazik kupił kiedyś o wiele  za dużo. Jedyne czego nie odziedziczyli to był fotel do karmienia, bo on jest robiony pod wymiar Teresy i ona  nie ma zamiaru się z nim rozstać. Ale mogą podać im adres, gdzie go kupili. Wózek był na razie w częściach i razem z instrukcją znajdował się w grubym foliowym worku w piwnicy  Kazików. Co do wózka to Teresa odniosła  wrażenie, że  Alinie  nie podoba  się  jego kolor, więc jeszcze  się przepyta czy  Alina go chce, bo jeśli  nie,  to ona go sprzeda. A dla Aleksa już zamówili wózek i nowy fotelik samochodowy i  zapewne  za kilka  dni już ten wózek i fotelik samochodowy dotrą do sklepu.  Na razie to Aleks  jest "wietrzony" na loggii na kolanach  Teresy. Zresztą pogoda  ciągle jest mało spacerowa, więc nie odczuwają braku wózka. 

Tego dnia Krystian "odkrył",  że jest chyba niezbyt mądry, bo dopiero teraz  dotarło do niego, że mieszka zbyt  daleko od  brata i że  szkoda, że wcześniej o  tym nie pomyślał, gdy budowało się osiedle po drugiej  stronie ulicy.  Kazik śmiał  się - przecież  ci mówiłem, że nawet część  lokatorów  z naszego bloku przeniosła  się na nowe mieszkania,  a te posprzedawali.  Z takiego samego mieszkania  jak nasze przeszli do nowego bloku, bo tam ponoć większe metraże pokoi. My nie byliśmy zainteresowani zmianą mieszkania - nam jest tu dobrze no i mamy  blisko do mieszkania taty.  I nawet  nie próbuj namawiać tatę by się z tobą zamienił na  mieszkanie - nam ono jest potrzebne. Na razie tata mieszka z nami, ale  nikt nie jest w stanie przewidzieć,  czy tak będzie zawsze. Bo teraz  można dojść do taty spacerkiem a gdyby  się przeniósł to byłoby  niemożliwe. Nic nie poradzę na to, że twoja  żona to antytalent do prowadzenia samochodu.  Nie sądzisz  chyba, że Tesia będzie jeździła z małym na spacery  do was lub zabierała na  spacery Alinę z  dzieckiem, które musi być w  foteliku. Nie sądzisz chyba, że zamontuję  drugi fotelik w  swoim samochodzie. Miałeś dziewięć miesięcy  na działanie  w tym zakresie. To wbrew pozorom kawał czasu.

No miałem,  ale  nie pomyślałem- teraz  dopiero do  mnie  dotarło. Przelecę  się do naszej  Spółdzielni, może jeszcze  coś mają z większych  mieszkań, one były drogie, więc  może coś jest. Muszę wpierw zobaczyć jak wyglądają te  mieszkania i zaprzęgnę znajomego, który się  bawi wynajdywaniem  mieszkań, zamianami i wynajmem. No to zaprzęgnij, tylko wpierw dogadaj  się w tym temacie  z Aliną. Może ona  wcale  nie  chce  mieszkać  bliżej nas. No coś ty, ona to marzy byśmy  wszyscy  mieszkali w jednym budynku,  coś tak jak mieszkają Kurt i Sophie. Tyle  tylko, że u nas takie  budownictwo jeszcze nie nawet  nie  kiełkuje. Kredyt w  banku dostanę, to  akurat sprawdzałem niedawno.

A wy byście  się też przeprowadzili gdyby było jakieś większe mieszkanie tam?  Albo dwa  obok siebie - czteropokojowe  i trzypokojowe, w jednym budynku? - dociekał Kris.  Nie  wiem, pewnie nie, mamy z Tesią ogromny sentyment do tego właśnie  mieszkania. Poza tym nie podejrzewam, żeby tam było jeszcze  dużo wolnych mieszkań.  I stąd , z tego piętra  mamy ładny widok.  A doradzisz mi coś w razie  czego? I obejrzałbyś razem ze mną? No bo  na Alinę to nie ma co liczyć. Jej to tylko fotki pokażę lub plany  mieszkań. Ona to  się z chęcią przeniesie, bo nie lubi tej naszej okolicy. No ale  macie  stamtąd blisko do zarządu naszej  spółdzielni - stwierdził Kazik. No a tak jeszcze  w temacie willi wielorodzinnej - ani Tesia ani ja nie jesteśmy amatorami  domu z ogródkiem, więc gdybyście szukali czegoś typu willa dwurodzinna z ogrodem to na  nas  nie liczcie. Alina teraz  to sobie  trochę  wmawia, ale nie ma  nawet bladego pojęcia o pielęgnowaniu ogrodu i z tego  co  wiem, to nigdy tego  nie robiła- niczego nie sadziła, niczego nie hodowała. U was teraz  też nie widać kwiatków w doniczkach lub  w skrzynkach na  balkonie. Więc w rozmowie  z Aliną  włącz sobie osobisty wykrywacz  kłamstw. Zresztą widziałeś chyba, że ogród to jej nic a nic  nie obchodził i była zdegustowana gdy Joanna pokazywała nam ogród. Pamiętaj o tym.

Pierwszy miesiąc maluszka w  domu dał Krystianowi w kość. W pewnym momencie roztrzęsiony, bardzo niewyspany zawitał niespodziewanie do Teresy, mówiąc, że gdyby wiedział, że Alina  ma jakieś zaburzenia osobowości to by się nie żenił.  Tesiu, ona  nie ma za pięć  groszy instynktu macierzyńskiego-narzekał.  Teresa roześmiała  się - to prawidłowo, bo nie ma  czegoś takiego jak instynkt macierzyński. Ona była i jest nadal rozpuszczonym bachorem. Mieliście 9 miesięcy na przygotowanie  się do przyjścia  dziecka na świat, nie  spadło wam nagle  z nieba  wprost do chałupy. A co się stało?  On płacze i ona płacze. No dobra - on płacze bo albo głodny albo go brzuszek  boli. Ma ona  ona pokarm? No ma, tylko mam wrażenie, że ona go za krótko karmi. Teresa popatrzyła na niego i  spytała - a czy któreś z was raczyło zajrzeć do książek, które wam dałam? One nie są pisane po chińsku, one są napisane  w języku polskim i to w bardzo rzeczowy i przystępny sposób. Wracaj do chaty, weź w garść książkę i czytaj razem z nią na głos. A od poniedziałku wracaj do pracy i o tym, że wracasz do pracy bo masz jakieś wyjątkowo ważne i pilne zlecenie  powiedz jej jeszcze dziś. A powiedz mi dlaczego ona płacze?  Głodna czy ma mokro w majtkach,  czy może ją coś  boli? Wiesz- mały płacze bo nie umie mówić, a ona jest po prostu rozpieszczona.

Nooo, ona płacze bo nie  wie  dlaczego mały płacze- wyjaśnił  Krystian.  Słuchaj Kris, wracaj do chałupy, weź w garść książeczkę z namalowanym na okładce niemowlakiem, otwórz i  czytaj.  Na  jej marginesach własną ręką napisałam kontakt do poradni laktacyjnej oraz kontakt do "pani Jadzi", która  może  wam nieco pomóc w pierwszych dniach, oczywiście odpłatnie. Ja nie pójdę do was, bo bym mogła Alinie łeb urwać  ze złości i tym samym osierocić nieco twojego synka. Kontakt do pani Jadzi jest na okładce tytułowej, od wewnątrz. Przedstaw się, powołaj  się na mnie i poproś o szybką pomoc. Jeśli będzie  wolna to ona sama do was przyjedzie, jeśli nie to podeśle  do was zaufaną osobę. I zmuś  swą żonę by chociaż z jeden rozdział tej  książeczki przeczytała. I przypilnuj ją by jadła potrawy nie powodujące wzdęć. Bo  to wszystko przechodzi do pokarmu.  Ja to do was  wpadnę gdy Alina zacznie we właściwy sposób funkcjonować. I nie usprawiedliwiaj jej, że ona ma źle, bo nie ma  rodziców.  Ja też gdy rodziłam Aleksa to już nie  miałam  matki i mądrość czerpałam z tych książeczek, a nie od  taty. Wracaj do domu i zadzwoń po 20,00 jak wygląda  sytuacja. No już,  zmykaj!

Gdy za Krystianem zamknęły się drzwi mieszkania, do pokoju wszedł tata mówiąc : nie  miałem pojęcia, że potrafisz być taka okrutna, córeczko. Teresa roześmiała  się - tato, ja gdybym tam pojechała to mogłabym jej za dużo rzeczy  powiedzieć i zapewne nie rozmawiałybyśmy  potem  ze  sobą  rok. A tak to sobie zafundują fachową pomoc na te pierwsze dni dziecka w domu. Finansowo stoją dobrze, stać ich na to. A te książeczki są naprawdę dobre i z nich czerpałam mądrość przed porodem i gdy  wróciłam ze  szpitala. Ja im te książeczki dałam do czytania a nie do odłożenia ich na półkę celem jej dociążenia lub ozdoby.

Ciekawa jestem co Kris zastał gdy dojechał do domu. Tato, ja też się bałam, że sobie  nie poradzę gdy wrócę z dzieckiem ze szpitala, ale jednak sobie  dałam radę, bo oboje  z Zikiem czytaliśmy te książeczki i  się wzajemnie uzupełnialiśmy w kwestii wiedzy na temat noworodka. Alina ma szczęście, bo Kris w niej wciąż  zakochany, Alina  siedzi na piedestale a on dookoła niej skacze. Jakby trafiła na takiego gada jakim był Robercik to inaczej by to wyglądało. 

Wieczorem zatelefonował Kris - rozpływał się w podziękowaniach, które  wpierw przekazał bratu. Pani Jadwiga osobiście do nich  "wpadła" i codziennie około godziny 13,00 będzie  do nich wpadała pani Ola by poduczyć Alinę i Krystiana prawidłowego opiekowania  się dzieckiem. No i zaczęli czytać te książeczki, które im podrzuciła Tesia. Kazik, któremu ani tata  ani Teresa nie opowiedzieli szczegółowo o wizycie  Krystiana był nieco  zdziwiony i w końcu tata mu wyjaśnił, że był przed południem Kris , który chyba miał nadzieję, że Teresa  do nich przyjedzie na ratunek i że Tesia właściwie go spławiła i obrugała, no ale powiedziała  gdzie mogą szukać ratunku.

Kazik wszystkiego wysłuchał i powiedział - całe  szczęście, że nie  mieszkają na  sąsiedniej ulicy i że moja szanowna bratowa nie jeździ samochodem. Tesiu - bardzo dobrze  zrobiłaś- pochwalił Teresę.

                                                                  c.d.n.




czwartek, 16 lutego 2023

Lek na wszystko? -57

 Wszystko ma  swój  kres  w życiu -  a ciąża  zwłaszcza. Ostatnie trzy tygodnie ciąży Aliny  uprzykrzyły życie całej  rodzinie,  ale nie  da się ukryć, że najbardziej "w kość" to dostał Krystian. Alina  panicznie bała  się porodu i zaczęła wręcz  marzyć, by była konieczność chirurgicznego rozwiązania  ciąży. Teresa tylko raz jej powiedziała, że bredzi niczym Piekarski na mękach, bo jeśli myśli, że po tej operacji  będzie  się  dobrze od  razu czuła to się grubo myli i że powrót do pełnej  sprawności wcale nie jest taki łatwy i bezbolesny jak  się jej  wydaje. I po tej "cesarce" będzie musiała  dobrze  zadbać o  swoje   mięśnie  brzucha, by je doprowadzić  do porządku.  

Alina twierdziła, że tak jak  można wybrać sobie   lekarza  i  szpital tak  samo powinna być możliwość wybrania sposobu rozwiązania  ciąży. Teresa, która  już miała dość jej "bredzenia" powiedziała  bez ogródek, co myśli o  stanie umysłu Aliny i żeby zamiast rozmawiać  z nią o "cesarce" Alina  wypiła z litr zimnej  wody na uspokojenie. Zezłoszczona  Teresa powiedziała  w końcu swej przyjaciółce, by  sobie przejrzała w internecie, w którym  z krajów Ameryki Południowej robią "cesarkę" na  życzenie pacjentki i  niech  sobie  tam pojedzie. I niech przestanie histeryzować, bo powinna  się  cieszyć, że  wszystko przebiega  bez problemu, że dziecko już  ma  prawidłowe ułożenie, że jego przewidywana  waga jest  w normie,  że nie urodzi pięciokilogramowego  wielkoludka a normalne dziecko ważące ok. 3 kilogramów. A w ogóle - jeśli ma zamiar gadać  głupoty to niech stanie przed  lustrem i niech  mówi do lustra.  No ale ty też  się bałaś porodu - wygarnęła jej Alina. No pewnie, że się bałam, bo wiedziałam, że będę miała cesarkę bo dziecko było w nieprawidłowej pozycji. Poród  siłami  natury to też na ogół nic  miłego i powiedzmy  sobie szczerze - każdy jest bolesny i wymaga dużo wysiłku. Masz przewidziany poród  ze  znieczuleniem, nie będzie  cię bolało, chociaż będziesz czuła jak pracują twoje mięśnie, ale  nie będziesz czuła bólu,  ale  zmęczenie i owszem. Weź i poczytaj  ze  zrozumieniem co piszą dziewczyny , które  rodziły pod  znieczuleniem. Znieczulenie, jego proces też będzie  bezbolesny, bo ci  się wkłują po podaniu  miejscowego znieczulenia. I zapewniam  cię, że wcale  nie jest zabawne po cesarce, gdy musisz prosić swego męża by cię zaprowadził do toalety, bo ty sama ni diabła  nie dojdziesz, potem by ci  pomógł wstać, doprowadził  cię lub doniósł do łóżka i pomógł ci  się ułożyć.  No i masz problem z każdą  zmianą pozycji, bo cię wszystko boli. W klinice miałam do łazienki tyle co w domu szerokość małego pokoju, czyli poniżej 10 metrów ale i to było niczym wejście na Everest. No i weź pod uwagę, że nie  zawsze po cesarce ma się pokarm, a jednak  znacznie  wygodniejsze jest na  samym początku gdy się karmi piersią.  A tak w ogóle- temat porodu uważam  za  zamknięty. Tak zupełnie poważnie to się wcale nie  dziwię ilości rozwodów- jeśli każda babka  swojemu chłopu umila życie tak jak ty Krisowi swoim ciągłym jojczeniem, to nic  dziwnego, że  szukają oddechu gdzie indziej. Nikt ci nie kazał zachodzić w  ciążę - powiedziałaś, że chcesz  no to masz, ze wszystkiego tego skutkami. I pamiętaj, że Kris musi cały czas pracować, nie  może  sobie  pozwolić na więcej  niż miesiąc przerwy, czyli nie będzie od świtu do nocy na każde twoje wezwanie przez pierwszy rok życia  dziecka. On nie  może "zejść z rynku", jest po prostu zbyt duża  konkurencja. Ja  miałam o tyle lepiej, że mam tatę. Ale głównie  był jako  wsparcie  moralne. Tylko  sobie  nie pomyśl, że Krystian  się  skarżył, mówię to  wszystko tylko dlatego, że  to widzę. Byłaś przyzwyczajona do tego, że w domu wszystko było planowane i robione "pod  ciebie", bo byłaś jedynym  dzieckiem, które się utrzymało  przy życiu, no ale dorosłaś, rodzice pomarli a ty już nie jesteś  dzieckiem. Mamy obydwie  szczęście bo bracia  wyszli  z domu, który  dbał bardzo o wychowanie dzieci a rodzice im przekazali dobre obyczaje, nauczyli ich szanować i  doceniać kobiety. Nie chleją, nie przeklinają, nie  włóczą się  nie  wiadomo gdzie i z kim, obaj dobrze zarabiają.   Zgadnij ile Kazik i Jacek, ten jego "szef," wypili wiśniówki gdy Jacek u nas nocował?  No nie wiem - stwierdziła Alina. Kazik to chyba tylko  lekkie wino  czasem wypije a i to  w mini ilościach, więc powiedz.  No to wyobraź  sobie, że przez cały wieczór, już po kolacji to wypili razem 200 ml. Ja to tylko język umoczyłam w kieliszku Kazika i stwierdziłam, że wyszła  mi świetnie. W sezonie owocowym zrobię następną, ale  nieco bardziej  słodką, taką bardziej jak likier- właściwie   takie coś pomiędzy wiśniówką a likierem. Fakt, że nie  żałowałam wiśni. Muszę znaleźć przepis  na likier kawowy, bo mi jest potrzebny do niektórych włoskich przepisów na pan forte. Kiedyś kupiłam, ale wcale mnie  nie zachwycił, a drogi był jakby był pędzony na  złocie.

A ten Jacek, to całkiem fajny facet - stwierdziła Alina. Można przy  nim zapomnieć, że to zawodowy wojak. Bo za mundurowymi to ja nie  przepadam, a ten jest całkiem  fajny, zwłaszcza, że chodzi po cywilu. No bo to bardzo inteligentny facet, a poza  tym poszedł do wojska trochę na  złość rodzicom- tak powiedział- wyjaśniła jej Teresa. Ale  mam wrażenie, że nie tylko dlatego, oni planowali dla niego jakąś inną karierę niż studia, więc po 2 latach regularnego woja przeszedł na  zawodowstwo, tym sposobem zrobił studia w takim jak chciał kierunku i wypiął się na  rodziców- powiedziała Teresa. A w pewnej  chwili okazało się, że kiedyś zmajstrował syna i teraz  wyłazi  ze skóry, żeby nadrobić stracony czas, kiedy  nie wiedział, że jest ojcem. 

Tesa, a powiedz mi co was napadło, żeby zafundować  nam tak drogiego Mikołaja w tym roku? Ja rozumiem, że nie masz czasu ganiać za prezentami, no ale  chyba przesadziliście.  Teresa wzruszyła tylko ramionami - to były pieniądze Kazika, dostał nagrodę i ją podzielił pomiędzy nas pomijając siebie. A tak cieszył się, że może się podzielić tą forsą jakby wygrał milion  na loterii. Ja też dostałam, 5 tysięcy tak jak wszyscy. Ale jeszcze  sobie nic  nie  zafundowałam. Mam właściwie  wszystko z ciuchów co bym  chciała mieć, więc odłożę   sobie  na wakacje.  

Jacek proponował byśmy wakacje  z dzieckiem zrobili  sobie w jego domu w Świdrze. Bo z takim bobasem to nie ma  gdzie jechać, góry i  morze to za bardzo bodźcowe klimaty. No ale mnie się nie będzie  chciało siedzieć tam  samej. Wolę być w Warszawie i jeździć z małym albo do Konstancina  albo Wilanowa. Oczywiście razem z tatą. Twoje to jeszcze  będzie  chyba  za maleńkie żeby wyjeżdżać z nim poza  miasto.  Na razie jeszcze  tej sprawy  nie omawiałam z Kazikiem. Bo jakby na to nie spojrzeć to dla niego byłoby to wydłużenie czasu dojazdu do pracy. Nie chcę go tu zostawiać  samego, a codzienne dojazdy do i  z pracy to fajne  nie są. Rano i po pracy korki jeśli się jedzie samochodem, no a w pociągu to tłok. Poza tym, nie wiem czy wiesz, ale Kazik otworzył przewód doktorski i do tego to  musi być cały czas w Warszawie, będzie  musiał bywać w  różnych miejscach. Wolę być wtedy na  miejscu, bo jak  się zapracuje to zapomina o jedzeniu. Już pomijam fakt, że  chyba bym  się za nim  zatęskniła na śmierć. Już  zapowiedział, że pisać to będzie  głównie  w domu, a część "praktyczną" to będzie miał w kilku miejscach w Warszawie. A gdy będzie  wyjeżdżał, to będzie nas  za sobą zabierał. Szkoda, że nie  zrobiłaś prawa jazdy.  Alina pokiwała  głową - prawko to ja  zrobiłam, tylko nigdy nie jeździłam, bo tak  naprawdę to nie mam za pięć groszy  talentu do prowadzenia samochodu. Cud, że zdałam ten egzamin - pewnie tylko dlatego go zdałam, że głównie było manewrowanie, a jazda była ograniczona do najbliższego otoczenia miejsca, w którym robiłam kurs, a tam nie było niemal wcale  ruchu, więc jakoś sobie poradziłam. A potem to nie jeździłam, nie miałam  czym, bo ojciec sprzedał samochód.  Nie to co  ty- ty miałaś egzamin w centrum Warszawy i to w dużym  ruchu no i zaraz jeździłaś samochodem bo mieliście z Robertem samochód. Boję się jeździć  po Warszawie. Kris chciał bym sobie  wykupiła jazdy doszkalające, ale tak naprawdę to chyba ja  plus prowadzenie samochodu to nie jest dobre połączenie. Zresztą nie ciągnie  mnie do  siedzenia  za kółkiem.

A ja bardzo lubię prowadzić - ale równie dużą frajdę mam gdy mnie  wozi Kazik. Nie szpanuje, jeździ tak jak przepisy pozwalają. Robert to się popisywał jaki z niego dobry kierowca i często łapał mandaty za prędkość.  No ale najważniejsze, że mnie dopuszczał do kierownicy.  Nie był najukochańszym mężem, ale w kwestii użytkowania samochodu to nie  mieliśmy nigdy scysji. 

A masz jakiś kontakt z Robertem po rozwodzie?- spytała Alina. Wyobraź sobie, że nie mam i bardzo  się z tego cieszę.  Raz  z nim rozmawiałam przez telefon, bo nagle  "zczłowieczał" i się mnie  radził czy ma jechać czy nie do tej Moskwy, bo  miał jechać na lepsze  stanowisko,  ale jako bezpartyjny odpadł i może pojechać  tylko jako szeregowy pracownik.  No i poradziłam mu, żeby jednak jechał, bo zawsze tam zarobi więcej niż tu, chociaż tu całkiem  dobrze  zarabiał. I od tego czasu już go nie widziałam  ani nie  słyszałam. Cieszą  mnie dwie rzeczy- nie tylko to, że się rozeszliśmy ale i to, że dzięki temu nie muszę widywać jego mamuśki. Bo jakoś tak  się złożyło, że nie  przepadałyśmy za sobą.

Ja tylko żałuję, że nie żyją rodzice  braci - to byli naprawdę bardzo mili, uczciwi i kulturalni  ludzie. Ale tak podskórnie  wierzę, że oni wiedzą, że jesteśmy z Kazikiem razem. Kiedyś rozmawiałam o tym z tatą i tata powiedział, że choć nie ma  na to żadnych naukowych dowodów to on też ma wrażenie, że ci co odeszli mają z nami w jakiś sposób kontakt i wiedzą co u nas się dzieje. Że to kontakt  na poziomie podświadomości.

Nooo, tata tak właśnie  myśli- potwierdziła Alina. Czy mówiłam ci, że nie chcieliśmy wiedzieć jaka jest płeć naszego dziecka?  Ty nie mówiłaś, ale Kris to powiedział Kazikowi. No i dobrze, przecież  to tak naprawdę obojętne i tak będziecie to dziecko kochać. A ciuszki niemowlęce i dziecięce są jeszcze , na szczęście,  "bezpłciowe" jeśli idzie o krój. Teraz  w dobie pampersów to i tak  każde  zasuwa co najmniej dwa lata z pampersem w majtach.

Zastanawiam się chwilami czy nie zdecydować  się na drugie  dziecko, ale gdy pomyślę, że mogłaby być druga  cesarka to zaraz mi rozum wraca do głowy. Powiem ci, że z podziwem patrzyłam na Kurta i Sophie i tę  trójkę dzieci. Aż mi się w oczach roiło, choć były bardzo fajne i grzeczne. Kazik mówi, że nie ma  natury ryzykanta i że 80% szans, że drugi poród będzie prawidłowy to za mało, żeby ryzykować. Co prawda znam kobietę, która ma  pięcioro dziatek i każdy poród był odbierany  cesarką. I wiesz, nawet gdyby  mi dopłacali to nie chciałabym tak wyglądać jak ona po tych operacjach. Po ostatniej to jej jajowody zatkali, bo oni tak "po bożemu", bez  antykoncepcji. I to ona poprosiła by jej to zrobić, on nic o tym nie wie. I te odstępy pomiędzy dziećmi są różne, między najstarszym a najmłodszym to ze 20 lat.

A Sophie mi powiedziała, że wcale  a wcale trzeci poród nie był łatwiejszy od pierwszego. Ale oni uparli się kiedyś  by zmajstrować dziewczynkę i Sophie "zachodziła w ciążę metodą naukową" i też  się nie udało. Teraz "naukowo" łyka tabletki - co prawda dziewczynki od tego nie ma  ale innych dzieci też nie.

Tesia, co to jest ten błogostan  ciężarnych?  Teresa zaczęła  się śmiać - to taki wymysł facetów żeby im kobiety dzieci rodziły. Nie mam pojęcia, bo mnie raczej cały czas ciąża doprowadzała do złości  a nie  błogostanu. Wiele rzeczy mnie  złościło - na przykład na początku to, że  zasypiałam niemal na stojąco, że są rzeczy, których nie powinno się jeść, potem to, że wyglądam jak zmora, potem ,że tej mojej ciąży to wcale nie widać i mi nikt miejsca nie ustępuje w autobusie gdy mnie  akurat tego dnia Kazik nie wiezie do pracy, a pod koniec, że nie mogę  się nachylić nad  talerzem bo dziecko w brzuchu od  razu fiksuje. 

                                                                       c.d.n.




wtorek, 14 lutego 2023

Lek na wszystko? -56

Krystian z Aliną wkrótce  się pożegnali i "pożeglowali" na spacer do Konstancina. Pan Jacek 1500 razy przepraszał Teresę, że sprawia  swą osobą kłopot, w końcu go obrugała mówiąc, że  miała go za racjonalnego faceta a on  się zachowuje  niczym panna na  wydaniu. 

Aleks jak zwykle zakończył swój dzienny  dyżur o godzinie  20,00 i w piętnaście minut później spał jak suseł. A  reszta towarzystwa, czyli dwaj starsi panowie oraz Teresa i Kazik  rozsiedli  się wygodnie, Teresa przyniosła  butelkę domowej nalewki wiśniowej, która już była "leciwa". Sama jej nawet  nie  skosztowała, a panowie sączyli wiśnióweczkę  wolniutko, zachwycając się smakiem i aromatem. W ciągu godziny panowie byli już "na ty", więc Teresa poprosiła by pan Jacek jej też mówił po imieniu.  Gość zachwycał się Krystianem, że taki zrównoważony. Opowiedział pokrótce o tym, że ma  syna i że ma nadzieję, że będą się częściej widywać, bo syn prawdopodobnie będzie pracował w WAT. I nim się  tu zorganizuje to będzie mieszkał w  warszawskim mieszkaniu Jacka. 

Teresa słuchając tego wszystkiego stwierdziła, że ma chłopak szczęście, że ma takiego normalnego i zorganizowanego ojca i że to naprawdę dobrze, że będzie  mieszkał w mieszkaniu Jacka, bo w  tym układzie będzie dobrze, jeżeli przez rok, albo nawet dwa lata jeszcze  nie sprzeda swego mieszkania w Gdańsku, tylko je da pod  wynajem. Bo nie wiadomo jak mu się będzie mieszkało w Warszawie i pracowało w WAT. Bo Teresa spotkała  się już z kilkoma przypadkami, że ci co przyjechali do pracy w Warszawie nie za bardzo potrafili  się tu zaaklimatyzować. Bo Warszawa to jednak duże  miasto i czasami ludziom przeszkadza w tym  mieście spora anonimowość.  Poza tym Warszawa jest niejako zbieraniną, bowiem  codziennie przyjeżdża tu do pracy ponad milion osób, niektórzy mieszkają nawet ponad 100 km od  Warszawy. Wiele osób przyjechało tu do pracy i stwierdziło, że zamiast dojeżdżać codziennie lepiej wynająć tu jakiś pokój a do domu jeździć tylko na weekendy. I jak tak dalej pójdzie, to ciężko będzie w Warszawie  znaleźć prawdziwego warszawiaka, czyli urodzonego w tym mieście.

Tata pierwszy pożegnał miłe grono, potem w jego ślady poszedł Jacek, na końcu, jak zwykle około północy Teresa i Kazik. Kazik kilka razy  dziękował Teresie za to, że tak mile przyjęła "szefa", którego Kazik bardzo lubił i cenił. 

Gdy rano o siódmej Teresa  wstała i poszła do kuchni by przygotować dla dziecka  mleko zastała w niej Jacka, który po cichutku opróżniał zmywarkę, sprawdzając  czy  wszystkie  naczynia są już  suche i, nie  wiadomo dlaczego, przecierał je   jeszcze papierem kuchennym. "Przyłapany na  gorącym uczynku" tłumaczył Teresie, że on calutkie  dorosłe  życie wstaje o szóstej rano, więc postanowił się trochę na  coś przydać. No i ośmielił się zrobić  sobie kawę. Teresa uśmiechnęła  się i powiedziała - przyzwyczajenie jest podobno drugą naturą  człowieka. To może chcesz teraz, raniutko zjeść śniadanie a nie czekać aż domowe śpiochy podniosą swe odwłoki z łóżek? Popatrz - wszystko co jest w lodówce i na wierzchu i służy do konsumpcji jest do twojej  dyspozycji. Ja wracam do moich chłopaków , bo jeśli nie  wrócę tam  zaraz to wpierw przydrepcze tu Kazik,  zaniepokojony faktem, że nie ma  mnie w łóżku, a potem  mały włączy syrenę alarmową, że brzuszek pusty. Tu dopiero po dziewiątej rano odżywa  życie gdy Kazik  nie idzie  do pracy. I pamiętaj - bierz co chcesz!  Zgarnęła  szybko podgrzane mleko i  poszła  do sypialni.

Wróciła  w samą porę, bo Kazik już siedział na brzegu łóżka, a mały kręcił się niespokojnie w łóżeczku. Teresa czym prędzej zajęła  się karmieniem małego, więc Kazik spokojnie powrócił do pozycji horyzontalnej zmieniając jednocześnie  miejsce, by być bliżej niej i dziecka.  Teresa jeszcze zmieniła małemu pampersa, pogłaskała czule po główce i wróciła  w objęcia stęsknionego męża. Lubiła  bardzo te ich poranne intymności, gdy Kazik  nie  szedł do pracy. W dwie godziny później  "ćwierkanie" Aleksa  przywołało ich  do rzeczywistości.

Jacek przy wspólnym śniadaniu powiedział, że po raz pierwszy od  czasu wyjazdu  żony zaczął się zastanawiać nad zmianą pracy i miejsca zamieszkania. Wpierw rozejrzy się za jakimś mieszkaniem, w grę wchodzi lewobrzeżna Warszawa, może być Dolny Mokotów ewentualnie  Służewiec, tam  się ostatnio sporo buduje, albo powstające  Miasteczko Wilanów. I przejdzie na wojskową emeryturę. Do szczęścia wystarczą  mu 3 pokoje  z kuchnią. To mieszkanie, które ma w Warszawie podaruje oficjalnie  synowi. Zgodnie z radą  Krystiana,  zaczeka spokojnie na to, co zrobi jego żona. Jedno co jest pewne - on nie pojedzie  do Kanady. I o tym to napisze  żonie, bo jeszcze jej  nie odpisał na list, w którym go zawiadomiła, że chyba pozostanie  w Kanadzie "na  zawsze". Zacznie szukać mieszkania i złoży dokumenty na wojskową  emeryturę. Pieniądze na kupno mieszkania ma. Wolałby kupić mieszkanie  na już zamieszkanym i zagospodarowanym osiedlu, a nie na całkiem  nowym, które dopiero zaczyna funkcjonować. No  ale jak na razie to teoretyzuje, bo jeszcze  nigdzie  niczego nie oglądał. Ale zacznie czytać ogłoszenia dotyczące sprzedaży mieszkań. A gdy już złoży papiery na tę wojskową emeryturę to wtedy po jakimś niedługim czasie  złoży też wymówienie z pracy. 

Kazik wpatrywał się w Jacka jak zahipnotyzowany, w końcu powiedział - to będzie w twoim życiu zmiana na  miarę trzęsienia  ziemi. Nie  wiem co cię tak nagle zmobilizowało do tak totalnej  zmiany swego życia.

No tak- masz rację. To będzie totalna  zmiana. Ale to nie jest decyzja podjęta w ciągu ostatnich dni - do tej decyzji zacząłem dojrzewać gdy się okazało, że mam syna. A list mojej żony uświadomił mi, że właściwie ja niewiele ją obchodzę. Mniej więcej tyle co mnie obchodzi zeszłoroczny śnieg. Jest ode  mnie 15 lat młodsza, to jednak spora różnica wieku. A ja ostatnie  kilka lat byłem naprawdę bardzo zapracowany, bo nie  wiem czemu,  ale ludzi zrobili się  mniej odpowiedzialni i mało można polegać na innych.  Ale jest możliwe, że po prostu to ja nie pasuję do dzisiejszych  czasów bylejakości i  nie brania, za to co robię,  pełnej odpowiedzialności. Ty Kaziku, na  moje pytanie czy chcesz  polatać odpowiedziałeś śmiechem i powiedziałeś, że za sterami nie  siedziałeś już kilka lat, więc nie ma mowy byś wsiadł  za stery i leciał. Ale tak myślących jest garstka, więc ja przezornie się już nawet  nie pytam czy ma któryś ochotę polatać, bo wiem, że większość nie ma aktualnych badań lekarskich i nie  są "oblatani". Ty masz aktualne badania i do tego świetne, ale ty masz rozum i wiesz, że bez regularnego latania nie siada się za stery. No mam, co roku robię. A od chwili gdy się nam zamarzyło dziecko robię je w dwóch miejscach - w wojsku i w cywilu. Te badania w cywilu to robią też Tesia i tata.

Wiesz- powiedział Kazik- polatałbym szybowcem, oczywiście na początku z instruktorem a potem  sam, bo przecież już latałem, a potem z Tesią. Mam nadzieję, że jej by się to spodobało. Ale pozostanie  to w niespełnionych planach. Na razie pozostanę twardo na  ziemi. Tu możemy prowadzić samochód na  zmianę, Tesia jest bardzo  dobra  "w te klocki". Ma  świetną podzielność uwagi i nie wpada w panikę. Uwielbiam  z nią jeździć. Już planuję nasze podróże po Europie  gdy junior podrośnie. Zaczniemy gdy skończy pięć lat. Będziemy  mogli wtedy jeździć w te miesiące, gdy jeszcze funkcjonują szkoły i ludki nie jeżdżą na wakacje. Oczywiście będzie z nami jeździł tata,  nie  zostawimy go samego na gospodarstwie. Gdy wyjeżdżaliśmy po ślubie to Krystian się  tatą opiekował  tak intensywnie, że niemal z nim wtedy mieszkał. 

A co w te wakacje planujecie - zaciekawił się Jacek?  Nie  wiemy jeszcze, dopiero są pierwsze dni stycznia. Pediatra powiedział, że  z takim maluchem to się nie jeździ w góry lub nad  morze bo to zbyt bodźcowy klimat, więc pewnie  posiedzimy w Warszawie jeżdżąc w okoliczne lasy.  Całkiem nieźle jest jeździć z dzieckiem do Konstancina. W Parku Zdrojowym jest kawiarnia na tarasie drewniaka, jest też całkiem niezła naleśnikarnia oraz dość wytworna restauracja.  My na  zmiany możemy korzystać z tężni. Poza tym tata już planuje by zrobić na  naszej loggii mini piaskownicę ,  ale to raczej nie na te, ale na przyszłe wakacje.  

A Świder by wam odpowiadał? To miejsce dobre klimatycznie, a ja mam tam działkę i niezbyt wytworny drewniany dom, żeby  nie powiedzieć, że to właściwie  barak, ale w środku jest całkiem cywilizowany, tylko "obudowa" tragiczna. Ale dach  nie przecieka. I jest weranda, oszklona, wszystkie okna  można otwierać. Z dodatkowych atrakcji jest tam oprócz normalnej kanalizacji studnia.  I ma dobrą wodę. Robię jej badania co roku w  Sanepidzie. Moi rodzice tam mieszkali. Miał to być tylko letni domek, ale w pewnym  momencie sprowadzili  się tam na  stałe, bo mama stwierdziła, że dwa domy to dla niej zbyt dużo do ogarnięcia. Powinienem to sprzedać, ale mam sentyment do tego miejsca i tam z reguły spędzam urlopy. I podejrzewam, że tam właśnie zmajstrowałem syna -  miałem akurat "chatę, szkło i adapter". Tak  mi to wynika biorąc pod uwagę jego datę urodzenia. No i jest połączenie kolejowe z Warszawą. Co prawda od  stacji to spory kawałek drogi. Możemy tam w któryś wiosenny już weekend podjechać. Zimą to tam  się chyba  można urwać z nudów.  Postanowiłem wszystkie weekendy spędzać poza jednostką, niech się przyzwyczajają, że nie  zostanę tam do końca  swego życia. 

A czy ty aby nie jesteś jeszcze  za młody na emeryturę?- spytał tata. A skądże - emeryturę  wojskową można załapać już po 15 latach  służby, a ja mam ich ponad dwa razy tyle. I już awansowałem powyżej pułkownika, więc mnie  się to opłaca. Po mamie to co dostałem to sprzedałem i nie  szalałem, nie wydawałem na głupoty ani na kobiety, więc pieniądze mam. A poszedłem do wojska ze zwykłej przekory. Ale zapewne dzięki temu zrobiłem studia no i po  nich zacząłem pracować w wojsku. No a teraz chcę pożyć nieco dla siebie i być bliżej syna.  No i teraz  widzę, że zrobiłem bardzo  dobrze, że wybrałem mieszkanie służbowe. Skończę służbę i się wyprowadzę - koniec, kropka, zero problemu. Gdyby ten dom w Świdrze  był bliżej stacji to pewnie bym tam zamieszkał na stałe, ale latka lecą, więc lepiej być bliżej cywilizacji. A dom w  Świdrze dostanie syn, ale jeszcze  nie teraz  -zaraz. Zapiszę mu  testamentem. Krystian mi tak doradził. Łebski facet ten twój brat Kaziku. Ile on jest od  ciebie młodszy?  Tylko pięć lat- odpowiedział Kazik. A Tesia? Oooo, roześmiał się Kazik- Tesia to jeszcze  dziecko, jest ode mnie osiem a właściwie  niemal 9 lat młodsza. Tylko rozumem i rozwagą jakby ode  mnie nieco starsza.

Tiaaa, z tym rozumem i rozwagą to ja bym polemizowała. Gdybym była taka rozważna nie wyszłabym za mąż za Robercika,  a potem miłości nie nazywałabym przyjaźnią - powiedziała Teresa. Oboje narobiliśmy w życiu głupot nim się zorientowaliśmy  się, że się kochamy. Ale widocznie to wszystko było nam potrzebne byśmy się wreszcie połączyli i cenili to co nas  łączy.

Chyba Tesia ma rację - powiedział Jacek. Skoro oboje macie  dość smutne  doświadczenia z poprzedniego związku to faktycznie jesteście  w stanie docenić to co macie teraz. Bo tak  się składa, że na ogół doceniamy to co  mamy dopiero z perspektywy innego związku.

                                                                 c.d.n.

poniedziałek, 13 lutego 2023

Lek na wszystko -55.

Pan Jacek był zachwycony konsultacją z Krystianem, z kolei Krystian był zachwycony tym,  że pan Jacek miał wszystkie dokumenty starannie posegregowane, pochowane w oddzielne "żelatynki", podzielone tematycznie. W segregatorze był wykaz dokumentów które się w nim znajdują. Poza tym pan Jacek bardzo rzeczowo zwerbalizował na  czym mu zależy.

Gdy skończyli rozmowę pan Jacek powiedział, że chce od razu uregulować należność za poradę, czym bardzo rozśmieszył Krystiana.  Przecież ja w niczym panu nie doradziłem, ma pan nadzwyczajny porządek we wszystkich dokumentach - to rzadko  spotykane, proszę mi  wierzyć. Poza tym ja tu nic nie będę miał do roboty. Myślę, że będzie lepiej gdy pan akty notarialne załatwi u któregoś notariusza w Warszawie, niż u siebie. Jeśli pana żona wystąpi o rozwód to jej adwokat tu przyjedzie. Osobiście wątpię, by chciała prowadzić sprawę na odległość, poza tym będzie taniej gdy sama tu w tym celu zjedzie. Mimo wszystko w złotówkach wypada  taka atrakcja taniej. Panu, jak pan twierdzi  nie  zależy na rozwodzie, zresztą macie państwo rozdzielność majątkową. A gdy się pana żonie zamarzy rozwód tak bardzo, że tu przyjedzie to wtedy panem zajmie  się mój kolega - ja się nie bawię w rozwody. Może kiedyś będę. Teresę rozwodził mój kolega, stawał zamiast niej w sądzie.

No ale przecież czas panu zabrałem - tłumaczył pan Jacek - a czas to pieniądz. Nie każdy czas to pieniądz- tłumaczył Krystian. A poza tym jest pan przyjacielem mego brata, a to jest pierwszy przypadek, że udzielam komuś z jego przyjaciół jakiejś porady. Tak dokładnie to drugi - moja pomoc przyjaciółce Tesi skończyła  się moim małżeństwem  z nią. No ale tam to były nerwy, bo nie było wiadomo gdzie  są dokumenty - a były cały czas  pod naszym nosem, w ukrytym sprytnie sejfie. A gdyby się nie znalazły to bym się setnie nabiegał i "nagłówkował".

Muszę panu powiedzieć, powiedział pan Jacek, że tworzycie razem zupełnie nie dzisiejszą rodzinę i bardzo się cieszę, że pana brat ma tak mądrą, ładną i dobrą kobietę za żonę.  To jego pierwsze małżeństwo to była  katastrofa na  miarę Titanica. A junior jest super dzieciaczkiem. A kiedy pani Alina ma termin? Za pełne trzy miesiące. Chcemy by rodziła  w tej samej klinice co Tesia. To był poród z komplikacjami, ale  podjęto decyzję o operacji i jak  widać była to  właściwa decyzja. Bo mój bratanek wymyślił sobie, że wyjdzie nóżkami do przodu i potem okazało się, że miał pętlę z pępowiny wokół szyjki. Ale na  szczęście tylko jedną, luźną i nie był przyduszony nią. 

Pan Jacek pokiwał  głową - no tak, dobrze, że lekarz miał duże  doświadczenie i w porę podjął właściwą  decyzję. A pan  też chce  być przy narodzinach  dziecka?  Ja  chcę, ale  moja żona nie  chce żebym był, bo jej zdaniem nie jest to "estetyczny  widok", zwłaszcza  gdyby poród  był całkiem prawidłowy bez komplikacji, a do tego ze znieczuleniem zewnątrzoponowym. Na próżno jej tłumaczę, że szpital sam dba o ową "estetykę" i partner przebywa w strefie od talii od głowy, reszta się dzieje za zasłoną- taki jest standard, nie tylko na sali zabiegowej ale i w pokoju rodzącej. Nie wiem jak jest w innych klinikach, w tej jest  właśnie tak.  Ja na razie mówię jej, że to wszak ona  rodzi, nie ja, więc będzie tak, jak ona to sobie  wymyśli. Ale jestem przekonany, że będzie tak, jak jej Tesia nakaże - ona jest bardzo przywiązana do Tesi, zupełnie jakby Tesia  była jej matką lub starszą  siostrą. A są z tego samego rocznika i nie  są spokrewnione, ale przyjaźnią  się od szkoły licealnej.

Pan Jacek chwilę milczał a potem powiedział - mam wrażenie, że obie wasze rodziny są zgodne głównie dlatego, że wy wszyscy nie jesteście pod wpływem swoich rodziców. Bo ojciec pana bratowej zupełnie nie ingeruje w  wasze życie, jak to niestety robi wielu rodziców.

Tak, to prawda - potwierdził Krystian. To bardzo kochany i wyrozumiały człowiek. Bratu i  mnie zastępuje rodziców, jak się śmieje Tesia to jej ojciec zaadoptował nas  wszystkich. A poproszony o radę wpierw zawsze wysłucha naszego zdania, potem nas nieco mobilizuje byśmy się bardziej  wczuli w sytuację i obejrzeli  wszystko z różnych stron, nie tylko z własnego punktu widzenia. Ja się z nim lepiej dogaduję niż kiedyś z własnym ojcem. A nasi rodzice przyjaźnili  się z rodzicami Tesi.

Prawdę mówiąc to ja- powiedział pan Jacek - już zdążyłem polubić ojca pana bratowej. A pana bratową to jestem  wręcz  zachwycony! I szalenie  cieszę  się, że Kazik ma teraz tak udany  związek. No i mają zupełnie nadzwyczajnego synka! 

Od kilku lat wiem, że mam syna. Bo przedtem nie  miałem pojęcia, że on istnieje. To już dorosły człowiek. Historia nieomal filmowa - miałem romans, dość długi, trzyletni. Mówiłem dziewczynie, że nie mam zamiaru się żenić. W pewnej chwili "czar prysł", nie przyszła na kolejne spotkanie, stała się nieuchwytna, dostałem list, że to koniec naszej znajomości, że wyjeżdża, bo jest kimś innym zainteresowana. 

Po wielu latach od tamtego czasu pojawił się u mnie chłopak mówiąc, że jest prawdopodobnie  moim synem. Moje dane  znalazł w listach, które były w domu i w pamiętniku pisanym przez jego matkę, która zmarła na złośliwą postać nowotworu. Dał mi ten pamiętnik do przeczytania. Przeżyłem  szok, bo pisała  w pamiętniku, że ogromnie  mnie  kocha,  że w pewnym  sensie  rozumie, że ja nie chcę się wiązać na stałe, ale ona chce mieć  dziecko, moje, więc je urodzi, ale zniknie z mojego życia  razem z dzieckiem. Omal nie umarłem z rozpaczy gdy to czytałem. Zrobiliśmy badania genetyczne, które rozwiały wszelkie wątpliwości. Byłem już wtedy żonaty, nic nie powiedziałem mojej żonie, która  z kolei za nic  w świecie  nie chciała  mieć  dziecka. 

W tajemnicy przed  żoną finansowałem jego studia, choć on wcale o to nie prosił, kupiłem mu w Gdańsku mieszkanie.  I dlatego jakoś wcale mi nie tęskno do powrotu żony z Kanady. Mam zamiar ją poinformować o tym, że mam syna. Ciekawe co zrobi gdy jej o tym napiszę. Syn ma nazwisko matki, ale może je zmienić gdy przedstawimy w urzędzie wyniki badań genetycznych i moje oświadczenie, że w tamtym okresie współżyłem z jego matką. Nie potrzebny jest do tego żaden sąd, dostanie nową metrykę. I dlatego chciałem by pan przejrzał wszystkie  dokumenty, bym mógł swobodnie manewrować własnym majątkiem.

Krystian słuchał opowieści pana Jacka i jakoś trudno mu było ukryć zdumienie- ojej, to rzeczywiście nadaje się na filmowy scenariusz - powiedział. A pana żona zapewne wyzwie pana od oszustów i zażąda rozwodu. Ale z drugiej strony każde z was ma własny majątek chroniony intercyzą.  No właśnie - roześmiał się pan Jacek - wspólne to mamy służbowe mieszkanie, którego dotąd nie wykupiliśmy. Ona ma jakiś kawałek gruntu w Warszawie, po swoich rodzicach. Co prawda wspólny z siostrą, ale całkiem spory, dwa domy jednorodzinne z ogródkami można tam wybudować. Na razie stoi tam garaż na dwa  samochody, w który obie  zainwestowały i teraz  go wynajmują. Co zabawniejsze to ani moja  żona  ani jej siostra nie potrafią prowadzić samochodu.  Ale wpadły na pomysł wybudowania  garażu.

To chyba już wszystko co powinien pan wiedzieć. Patrząc się na  maluśkiego Aleksandra szalenie żałuję, że nie widziałem swego  syna  wtedy, gdy był w jego wieku. I mam żal do jego matki, że zafundowała  sobie dziecko nic  mi o tym nie mówiąc. Ale mój żal nie  wskrzesi jej, nie przywróci tamtych lat. Pytałem się syna, czy zostały jakieś zdjęcia, bo jego mama bardzo lubiła  się fotografować.Twierdzi, że nic nie znalazł, ma tylko jej zdjęcia w dokumentach - w dowodzie osobistym i paszporcie oraz w jakiejś legitymacji. Nie da  się ukryć, że skrzywdziliśmy się wzajemnie. Ja bo jeszcze  nie byłem gotowy do małżeństwa i uczciwie o tym jej powiedziałem, ona w rewanżu ukryła przede mną fakt, że jest w ciąży. Przecież mogła mi powiedzieć, że ona bardzo pragnie  dziecka. Mogliśmy mieć to dziecko nawet bez  ślubu i pobrać się nieco później. Całe szczęście, że pisała ten pamiętnik i nie zdążyła go zniszczyć przed śmiercią. Paweł mówił, że ona umarła  w szpitalu, więc pewnie  tylko dlatego ten pamiętnik przetrwał. On dość długo się zastanawiał nad tym, czy ma się ze mną kontaktować. Jak mi powiedział to sprawdzał wpierw jakim jestem człowiekiem, skoro jego matka postanowiła być "samotną matką". On też nie  może zrozumieć dlaczego matka nie pisnęła mu ani słowa o mnie.

Do pokoju "wtargnął", wpierw zapukawszy, Kazik. Ja tylko chcę się dowiedzieć czy mam was obu uwzględnić robiąc kawę - powiedział. Chodź Kaziku, chodź - właśnie  się skończyłem spowiadać u twego brata-  powiedział  szef. Zaraz się będę żegnał, chociaż  dziś jeszcze nie  wracam do jednostki. Przenocuję w Warszawie. Mam tu przecież  mieszkanie. 

 A   ma pan tam coś do jedzenia, picia itp? Może będzie lepiej gdy pan przenocuje w naszym drugim mieszkaniu, 10 minut spacerkiem stąd?  Albo wręcz u nas, w tym właśnie pokoju. Ta sofa jest rozkładana i całkiem nieźle  się na  niej śpi. Na pewno przed dziewiątą rano nikt pana w tym domu nie obudzi. Aleks otwiera jedno oko przed siódmą, dostaje mleko i śpi dalej z reguły do dziewiątej. Ja jutro jeszcze nie jadę do Instytutu, tata nawet jeśli wstanie to wychodzi  "na pokoje" dopiero między  dziewiątą  a dziesiątą. Tu jednak jest pięć pokoi - jak na trzy i pół osoby to jest jeszcze luz. Co prawda jeden pokój  jest bardzo mały, no ale jest  i mamy tam sporo szaf- praktycznie dwie  ściany obudowane tak jak tu. Aleks śpi w  naszej sypialni i nie płacze w nocy. W drugim mieszkaniu są trzy pokoje, pełna lodówka i zamrażarka i jest ono na pierwszym piętrze. Tylko może nie być miejsca  do zaparkowania, więc byłoby lepiej przemieścić się tam bez  samochodu. Poza tym nie  wie pan, czy w pana mieszkaniu wszystko działa aktualnie jak należy.  Jest zima, okres świąteczny, proszę zostać u nas, ewentualnie  w naszym  drugim mieszkaniu. To naprawdę żaden kłopot dla nas. 

No ale co powie pani Teresa? - sumitował  się szef. Tesia i ja myślimy jednakowo - zapewnił szefa Kazik. Tata też na 100% jest  zdania, że powinien  pan u nas  zanocować. Poflirtuje pan jeszcze  trochę z Aleksem, to bardzo towarzyskie dziecko. On już o całkiem kulturalnych porach chodzi spać, najczęściej o godzinie 20,00 któreś z nas go  utula  do snu - nie da  się ukryć, że najszybciej usypia przytulony do serca. Sprawdziliśmy to doświadczalnie. U każdego z nas-  taty, Tesi lub  u  mnie zasypia szybko ułożony na  lewej ręce- słyszy wtedy bicie  serca gdy jest przytulony. Gdy leży na prawej ręce to trwa to znacznie  dłużej.  Może powinno  się  mieć pozytywkę z nagraniem bicia serca człowieka  w stanie  spoczynku i ją zamknąć w jakiejś miękkiej zabawce którą by  się kładło dziecku tak, by to słyszało.

No dobrze, dobrze -zostanę u was. No to ja będę się już z Aliną gubił- stwierdził Krystian. Muszę jeszcze ją wziąć na spacer. I proszę mi  wierzyć - ma pan niesamowity porządek w dokumentach i wszystko jest  jak należy. Może pan śmiało omawiać teraz sprawy z notariuszem a pan Paweł zmieniać nazwisko. No i dobrze będzie spokojnie poczekać z poinformowaniem o wszystkim żony - wasz rozwód nie ma już na  nic  wpływu. Niech się kobieta spokojnie zastanowi gdzie chce być,  z kim  chce  być. Przy rozdzielności majątkowej ma pan wolną rękę w kwestii zarządzania  swoim majątkiem, a syn nie  zapłaci ani grosza od  darowizny. Zwłaszcza gdy będzie się to działo po zmianie jego nazwiska. I dobrze będzie przeprowadzić zmianę nim obroni dyplom - wtedy będzie miał ten  dokument już z pana nazwiskiem.  Z tego co wiem to przy sprawach nie budzących  żadnych kontrowersji można to załatwić w jeden dzień.  Zajmie wam to zapewne kilka godzin. I weźcie kilka odpisów.  A co do notariusza - tego osobnika znam, on mnie też- jeśli powie  mu pan, że sprawa,  z którą pan przychodzi jest pilna a pan jest moim klientem to da dobry termin. Pokaże mu pan tę jego wizytówkę z moim podpisem. Czasy takie  dziwne, że często ludzie powołują się na kogoś, kogo nawet na oczy  nie widzieli i wizytówka z podpisem jest świadectwem, że  my się znamy.

                                                                      c.d.n.