Krystian z Aliną wkrótce się pożegnali i "pożeglowali" na spacer do Konstancina. Pan Jacek 1500 razy przepraszał Teresę, że sprawia swą osobą kłopot, w końcu go obrugała mówiąc, że miała go za racjonalnego faceta a on się zachowuje niczym panna na wydaniu.
Aleks jak zwykle zakończył swój dzienny dyżur o godzinie 20,00 i w piętnaście minut później spał jak suseł. A reszta towarzystwa, czyli dwaj starsi panowie oraz Teresa i Kazik rozsiedli się wygodnie, Teresa przyniosła butelkę domowej nalewki wiśniowej, która już była "leciwa". Sama jej nawet nie skosztowała, a panowie sączyli wiśnióweczkę wolniutko, zachwycając się smakiem i aromatem. W ciągu godziny panowie byli już "na ty", więc Teresa poprosiła by pan Jacek jej też mówił po imieniu. Gość zachwycał się Krystianem, że taki zrównoważony. Opowiedział pokrótce o tym, że ma syna i że ma nadzieję, że będą się częściej widywać, bo syn prawdopodobnie będzie pracował w WAT. I nim się tu zorganizuje to będzie mieszkał w warszawskim mieszkaniu Jacka.
Teresa słuchając tego wszystkiego stwierdziła, że ma chłopak szczęście, że ma takiego normalnego i zorganizowanego ojca i że to naprawdę dobrze, że będzie mieszkał w mieszkaniu Jacka, bo w tym układzie będzie dobrze, jeżeli przez rok, albo nawet dwa lata jeszcze nie sprzeda swego mieszkania w Gdańsku, tylko je da pod wynajem. Bo nie wiadomo jak mu się będzie mieszkało w Warszawie i pracowało w WAT. Bo Teresa spotkała się już z kilkoma przypadkami, że ci co przyjechali do pracy w Warszawie nie za bardzo potrafili się tu zaaklimatyzować. Bo Warszawa to jednak duże miasto i czasami ludziom przeszkadza w tym mieście spora anonimowość. Poza tym Warszawa jest niejako zbieraniną, bowiem codziennie przyjeżdża tu do pracy ponad milion osób, niektórzy mieszkają nawet ponad 100 km od Warszawy. Wiele osób przyjechało tu do pracy i stwierdziło, że zamiast dojeżdżać codziennie lepiej wynająć tu jakiś pokój a do domu jeździć tylko na weekendy. I jak tak dalej pójdzie, to ciężko będzie w Warszawie znaleźć prawdziwego warszawiaka, czyli urodzonego w tym mieście.
Tata pierwszy pożegnał miłe grono, potem w jego ślady poszedł Jacek, na końcu, jak zwykle około północy Teresa i Kazik. Kazik kilka razy dziękował Teresie za to, że tak mile przyjęła "szefa", którego Kazik bardzo lubił i cenił.
Gdy rano o siódmej Teresa wstała i poszła do kuchni by przygotować dla dziecka mleko zastała w niej Jacka, który po cichutku opróżniał zmywarkę, sprawdzając czy wszystkie naczynia są już suche i, nie wiadomo dlaczego, przecierał je jeszcze papierem kuchennym. "Przyłapany na gorącym uczynku" tłumaczył Teresie, że on calutkie dorosłe życie wstaje o szóstej rano, więc postanowił się trochę na coś przydać. No i ośmielił się zrobić sobie kawę. Teresa uśmiechnęła się i powiedziała - przyzwyczajenie jest podobno drugą naturą człowieka. To może chcesz teraz, raniutko zjeść śniadanie a nie czekać aż domowe śpiochy podniosą swe odwłoki z łóżek? Popatrz - wszystko co jest w lodówce i na wierzchu i służy do konsumpcji jest do twojej dyspozycji. Ja wracam do moich chłopaków , bo jeśli nie wrócę tam zaraz to wpierw przydrepcze tu Kazik, zaniepokojony faktem, że nie ma mnie w łóżku, a potem mały włączy syrenę alarmową, że brzuszek pusty. Tu dopiero po dziewiątej rano odżywa życie gdy Kazik nie idzie do pracy. I pamiętaj - bierz co chcesz! Zgarnęła szybko podgrzane mleko i poszła do sypialni.
Wróciła w samą porę, bo Kazik już siedział na brzegu łóżka, a mały kręcił się niespokojnie w łóżeczku. Teresa czym prędzej zajęła się karmieniem małego, więc Kazik spokojnie powrócił do pozycji horyzontalnej zmieniając jednocześnie miejsce, by być bliżej niej i dziecka. Teresa jeszcze zmieniła małemu pampersa, pogłaskała czule po główce i wróciła w objęcia stęsknionego męża. Lubiła bardzo te ich poranne intymności, gdy Kazik nie szedł do pracy. W dwie godziny później "ćwierkanie" Aleksa przywołało ich do rzeczywistości.
Jacek przy wspólnym śniadaniu powiedział, że po raz pierwszy od czasu wyjazdu żony zaczął się zastanawiać nad zmianą pracy i miejsca zamieszkania. Wpierw rozejrzy się za jakimś mieszkaniem, w grę wchodzi lewobrzeżna Warszawa, może być Dolny Mokotów ewentualnie Służewiec, tam się ostatnio sporo buduje, albo powstające Miasteczko Wilanów. I przejdzie na wojskową emeryturę. Do szczęścia wystarczą mu 3 pokoje z kuchnią. To mieszkanie, które ma w Warszawie podaruje oficjalnie synowi. Zgodnie z radą Krystiana, zaczeka spokojnie na to, co zrobi jego żona. Jedno co jest pewne - on nie pojedzie do Kanady. I o tym to napisze żonie, bo jeszcze jej nie odpisał na list, w którym go zawiadomiła, że chyba pozostanie w Kanadzie "na zawsze". Zacznie szukać mieszkania i złoży dokumenty na wojskową emeryturę. Pieniądze na kupno mieszkania ma. Wolałby kupić mieszkanie na już zamieszkanym i zagospodarowanym osiedlu, a nie na całkiem nowym, które dopiero zaczyna funkcjonować. No ale jak na razie to teoretyzuje, bo jeszcze nigdzie niczego nie oglądał. Ale zacznie czytać ogłoszenia dotyczące sprzedaży mieszkań. A gdy już złoży papiery na tę wojskową emeryturę to wtedy po jakimś niedługim czasie złoży też wymówienie z pracy.
Kazik wpatrywał się w Jacka jak zahipnotyzowany, w końcu powiedział - to będzie w twoim życiu zmiana na miarę trzęsienia ziemi. Nie wiem co cię tak nagle zmobilizowało do tak totalnej zmiany swego życia.
No tak- masz rację. To będzie totalna zmiana. Ale to nie jest decyzja podjęta w ciągu ostatnich dni - do tej decyzji zacząłem dojrzewać gdy się okazało, że mam syna. A list mojej żony uświadomił mi, że właściwie ja niewiele ją obchodzę. Mniej więcej tyle co mnie obchodzi zeszłoroczny śnieg. Jest ode mnie 15 lat młodsza, to jednak spora różnica wieku. A ja ostatnie kilka lat byłem naprawdę bardzo zapracowany, bo nie wiem czemu, ale ludzi zrobili się mniej odpowiedzialni i mało można polegać na innych. Ale jest możliwe, że po prostu to ja nie pasuję do dzisiejszych czasów bylejakości i nie brania, za to co robię, pełnej odpowiedzialności. Ty Kaziku, na moje pytanie czy chcesz polatać odpowiedziałeś śmiechem i powiedziałeś, że za sterami nie siedziałeś już kilka lat, więc nie ma mowy byś wsiadł za stery i leciał. Ale tak myślących jest garstka, więc ja przezornie się już nawet nie pytam czy ma któryś ochotę polatać, bo wiem, że większość nie ma aktualnych badań lekarskich i nie są "oblatani". Ty masz aktualne badania i do tego świetne, ale ty masz rozum i wiesz, że bez regularnego latania nie siada się za stery. No mam, co roku robię. A od chwili gdy się nam zamarzyło dziecko robię je w dwóch miejscach - w wojsku i w cywilu. Te badania w cywilu to robią też Tesia i tata.
Wiesz- powiedział Kazik- polatałbym szybowcem, oczywiście na początku z instruktorem a potem sam, bo przecież już latałem, a potem z Tesią. Mam nadzieję, że jej by się to spodobało. Ale pozostanie to w niespełnionych planach. Na razie pozostanę twardo na ziemi. Tu możemy prowadzić samochód na zmianę, Tesia jest bardzo dobra "w te klocki". Ma świetną podzielność uwagi i nie wpada w panikę. Uwielbiam z nią jeździć. Już planuję nasze podróże po Europie gdy junior podrośnie. Zaczniemy gdy skończy pięć lat. Będziemy mogli wtedy jeździć w te miesiące, gdy jeszcze funkcjonują szkoły i ludki nie jeżdżą na wakacje. Oczywiście będzie z nami jeździł tata, nie zostawimy go samego na gospodarstwie. Gdy wyjeżdżaliśmy po ślubie to Krystian się tatą opiekował tak intensywnie, że niemal z nim wtedy mieszkał.
A co w te wakacje planujecie - zaciekawił się Jacek? Nie wiemy jeszcze, dopiero są pierwsze dni stycznia. Pediatra powiedział, że z takim maluchem to się nie jeździ w góry lub nad morze bo to zbyt bodźcowy klimat, więc pewnie posiedzimy w Warszawie jeżdżąc w okoliczne lasy. Całkiem nieźle jest jeździć z dzieckiem do Konstancina. W Parku Zdrojowym jest kawiarnia na tarasie drewniaka, jest też całkiem niezła naleśnikarnia oraz dość wytworna restauracja. My na zmiany możemy korzystać z tężni. Poza tym tata już planuje by zrobić na naszej loggii mini piaskownicę , ale to raczej nie na te, ale na przyszłe wakacje.
A Świder by wam odpowiadał? To miejsce dobre klimatycznie, a ja mam tam działkę i niezbyt wytworny drewniany dom, żeby nie powiedzieć, że to właściwie barak, ale w środku jest całkiem cywilizowany, tylko "obudowa" tragiczna. Ale dach nie przecieka. I jest weranda, oszklona, wszystkie okna można otwierać. Z dodatkowych atrakcji jest tam oprócz normalnej kanalizacji studnia. I ma dobrą wodę. Robię jej badania co roku w Sanepidzie. Moi rodzice tam mieszkali. Miał to być tylko letni domek, ale w pewnym momencie sprowadzili się tam na stałe, bo mama stwierdziła, że dwa domy to dla niej zbyt dużo do ogarnięcia. Powinienem to sprzedać, ale mam sentyment do tego miejsca i tam z reguły spędzam urlopy. I podejrzewam, że tam właśnie zmajstrowałem syna - miałem akurat "chatę, szkło i adapter". Tak mi to wynika biorąc pod uwagę jego datę urodzenia. No i jest połączenie kolejowe z Warszawą. Co prawda od stacji to spory kawałek drogi. Możemy tam w któryś wiosenny już weekend podjechać. Zimą to tam się chyba można urwać z nudów. Postanowiłem wszystkie weekendy spędzać poza jednostką, niech się przyzwyczajają, że nie zostanę tam do końca swego życia.
A czy ty aby nie jesteś jeszcze za młody na emeryturę?- spytał tata. A skądże - emeryturę wojskową można załapać już po 15 latach służby, a ja mam ich ponad dwa razy tyle. I już awansowałem powyżej pułkownika, więc mnie się to opłaca. Po mamie to co dostałem to sprzedałem i nie szalałem, nie wydawałem na głupoty ani na kobiety, więc pieniądze mam. A poszedłem do wojska ze zwykłej przekory. Ale zapewne dzięki temu zrobiłem studia no i po nich zacząłem pracować w wojsku. No a teraz chcę pożyć nieco dla siebie i być bliżej syna. No i teraz widzę, że zrobiłem bardzo dobrze, że wybrałem mieszkanie służbowe. Skończę służbę i się wyprowadzę - koniec, kropka, zero problemu. Gdyby ten dom w Świdrze był bliżej stacji to pewnie bym tam zamieszkał na stałe, ale latka lecą, więc lepiej być bliżej cywilizacji. A dom w Świdrze dostanie syn, ale jeszcze nie teraz -zaraz. Zapiszę mu testamentem. Krystian mi tak doradził. Łebski facet ten twój brat Kaziku. Ile on jest od ciebie młodszy? Tylko pięć lat- odpowiedział Kazik. A Tesia? Oooo, roześmiał się Kazik- Tesia to jeszcze dziecko, jest ode mnie osiem a właściwie niemal 9 lat młodsza. Tylko rozumem i rozwagą jakby ode mnie nieco starsza.
Tiaaa, z tym rozumem i rozwagą to ja bym polemizowała. Gdybym była taka rozważna nie wyszłabym za mąż za Robercika, a potem miłości nie nazywałabym przyjaźnią - powiedziała Teresa. Oboje narobiliśmy w życiu głupot nim się zorientowaliśmy się, że się kochamy. Ale widocznie to wszystko było nam potrzebne byśmy się wreszcie połączyli i cenili to co nas łączy.
Chyba Tesia ma rację - powiedział Jacek. Skoro oboje macie dość smutne doświadczenia z poprzedniego związku to faktycznie jesteście w stanie docenić to co macie teraz. Bo tak się składa, że na ogół doceniamy to co mamy dopiero z perspektywy innego związku.
c.d.n.