wtorek, 14 lutego 2023

Lek na wszystko? -56

Krystian z Aliną wkrótce  się pożegnali i "pożeglowali" na spacer do Konstancina. Pan Jacek 1500 razy przepraszał Teresę, że sprawia  swą osobą kłopot, w końcu go obrugała mówiąc, że  miała go za racjonalnego faceta a on  się zachowuje  niczym panna na  wydaniu. 

Aleks jak zwykle zakończył swój dzienny  dyżur o godzinie  20,00 i w piętnaście minut później spał jak suseł. A  reszta towarzystwa, czyli dwaj starsi panowie oraz Teresa i Kazik  rozsiedli  się wygodnie, Teresa przyniosła  butelkę domowej nalewki wiśniowej, która już była "leciwa". Sama jej nawet  nie  skosztowała, a panowie sączyli wiśnióweczkę  wolniutko, zachwycając się smakiem i aromatem. W ciągu godziny panowie byli już "na ty", więc Teresa poprosiła by pan Jacek jej też mówił po imieniu.  Gość zachwycał się Krystianem, że taki zrównoważony. Opowiedział pokrótce o tym, że ma  syna i że ma nadzieję, że będą się częściej widywać, bo syn prawdopodobnie będzie pracował w WAT. I nim się  tu zorganizuje to będzie mieszkał w  warszawskim mieszkaniu Jacka. 

Teresa słuchając tego wszystkiego stwierdziła, że ma chłopak szczęście, że ma takiego normalnego i zorganizowanego ojca i że to naprawdę dobrze, że będzie  mieszkał w mieszkaniu Jacka, bo w  tym układzie będzie dobrze, jeżeli przez rok, albo nawet dwa lata jeszcze  nie sprzeda swego mieszkania w Gdańsku, tylko je da pod  wynajem. Bo nie wiadomo jak mu się będzie mieszkało w Warszawie i pracowało w WAT. Bo Teresa spotkała  się już z kilkoma przypadkami, że ci co przyjechali do pracy w Warszawie nie za bardzo potrafili  się tu zaaklimatyzować. Bo Warszawa to jednak duże  miasto i czasami ludziom przeszkadza w tym  mieście spora anonimowość.  Poza tym Warszawa jest niejako zbieraniną, bowiem  codziennie przyjeżdża tu do pracy ponad milion osób, niektórzy mieszkają nawet ponad 100 km od  Warszawy. Wiele osób przyjechało tu do pracy i stwierdziło, że zamiast dojeżdżać codziennie lepiej wynająć tu jakiś pokój a do domu jeździć tylko na weekendy. I jak tak dalej pójdzie, to ciężko będzie w Warszawie  znaleźć prawdziwego warszawiaka, czyli urodzonego w tym mieście.

Tata pierwszy pożegnał miłe grono, potem w jego ślady poszedł Jacek, na końcu, jak zwykle około północy Teresa i Kazik. Kazik kilka razy  dziękował Teresie za to, że tak mile przyjęła "szefa", którego Kazik bardzo lubił i cenił. 

Gdy rano o siódmej Teresa  wstała i poszła do kuchni by przygotować dla dziecka  mleko zastała w niej Jacka, który po cichutku opróżniał zmywarkę, sprawdzając  czy  wszystkie  naczynia są już  suche i, nie  wiadomo dlaczego, przecierał je   jeszcze papierem kuchennym. "Przyłapany na  gorącym uczynku" tłumaczył Teresie, że on calutkie  dorosłe  życie wstaje o szóstej rano, więc postanowił się trochę na  coś przydać. No i ośmielił się zrobić  sobie kawę. Teresa uśmiechnęła  się i powiedziała - przyzwyczajenie jest podobno drugą naturą  człowieka. To może chcesz teraz, raniutko zjeść śniadanie a nie czekać aż domowe śpiochy podniosą swe odwłoki z łóżek? Popatrz - wszystko co jest w lodówce i na wierzchu i służy do konsumpcji jest do twojej  dyspozycji. Ja wracam do moich chłopaków , bo jeśli nie  wrócę tam  zaraz to wpierw przydrepcze tu Kazik,  zaniepokojony faktem, że nie ma  mnie w łóżku, a potem  mały włączy syrenę alarmową, że brzuszek pusty. Tu dopiero po dziewiątej rano odżywa  życie gdy Kazik  nie idzie  do pracy. I pamiętaj - bierz co chcesz!  Zgarnęła  szybko podgrzane mleko i  poszła  do sypialni.

Wróciła  w samą porę, bo Kazik już siedział na brzegu łóżka, a mały kręcił się niespokojnie w łóżeczku. Teresa czym prędzej zajęła  się karmieniem małego, więc Kazik spokojnie powrócił do pozycji horyzontalnej zmieniając jednocześnie  miejsce, by być bliżej niej i dziecka.  Teresa jeszcze zmieniła małemu pampersa, pogłaskała czule po główce i wróciła  w objęcia stęsknionego męża. Lubiła  bardzo te ich poranne intymności, gdy Kazik  nie  szedł do pracy. W dwie godziny później  "ćwierkanie" Aleksa  przywołało ich  do rzeczywistości.

Jacek przy wspólnym śniadaniu powiedział, że po raz pierwszy od  czasu wyjazdu  żony zaczął się zastanawiać nad zmianą pracy i miejsca zamieszkania. Wpierw rozejrzy się za jakimś mieszkaniem, w grę wchodzi lewobrzeżna Warszawa, może być Dolny Mokotów ewentualnie  Służewiec, tam  się ostatnio sporo buduje, albo powstające  Miasteczko Wilanów. I przejdzie na wojskową emeryturę. Do szczęścia wystarczą  mu 3 pokoje  z kuchnią. To mieszkanie, które ma w Warszawie podaruje oficjalnie  synowi. Zgodnie z radą  Krystiana,  zaczeka spokojnie na to, co zrobi jego żona. Jedno co jest pewne - on nie pojedzie  do Kanady. I o tym to napisze  żonie, bo jeszcze jej  nie odpisał na list, w którym go zawiadomiła, że chyba pozostanie  w Kanadzie "na  zawsze". Zacznie szukać mieszkania i złoży dokumenty na wojskową  emeryturę. Pieniądze na kupno mieszkania ma. Wolałby kupić mieszkanie  na już zamieszkanym i zagospodarowanym osiedlu, a nie na całkiem  nowym, które dopiero zaczyna funkcjonować. No  ale jak na razie to teoretyzuje, bo jeszcze  nigdzie  niczego nie oglądał. Ale zacznie czytać ogłoszenia dotyczące sprzedaży mieszkań. A gdy już złoży papiery na tę wojskową emeryturę to wtedy po jakimś niedługim czasie  złoży też wymówienie z pracy. 

Kazik wpatrywał się w Jacka jak zahipnotyzowany, w końcu powiedział - to będzie w twoim życiu zmiana na  miarę trzęsienia  ziemi. Nie  wiem co cię tak nagle zmobilizowało do tak totalnej  zmiany swego życia.

No tak- masz rację. To będzie totalna  zmiana. Ale to nie jest decyzja podjęta w ciągu ostatnich dni - do tej decyzji zacząłem dojrzewać gdy się okazało, że mam syna. A list mojej żony uświadomił mi, że właściwie ja niewiele ją obchodzę. Mniej więcej tyle co mnie obchodzi zeszłoroczny śnieg. Jest ode  mnie 15 lat młodsza, to jednak spora różnica wieku. A ja ostatnie  kilka lat byłem naprawdę bardzo zapracowany, bo nie  wiem czemu,  ale ludzi zrobili się  mniej odpowiedzialni i mało można polegać na innych.  Ale jest możliwe, że po prostu to ja nie pasuję do dzisiejszych  czasów bylejakości i  nie brania, za to co robię,  pełnej odpowiedzialności. Ty Kaziku, na  moje pytanie czy chcesz  polatać odpowiedziałeś śmiechem i powiedziałeś, że za sterami nie  siedziałeś już kilka lat, więc nie ma mowy byś wsiadł  za stery i leciał. Ale tak myślących jest garstka, więc ja przezornie się już nawet  nie pytam czy ma któryś ochotę polatać, bo wiem, że większość nie ma aktualnych badań lekarskich i nie  są "oblatani". Ty masz aktualne badania i do tego świetne, ale ty masz rozum i wiesz, że bez regularnego latania nie siada się za stery. No mam, co roku robię. A od chwili gdy się nam zamarzyło dziecko robię je w dwóch miejscach - w wojsku i w cywilu. Te badania w cywilu to robią też Tesia i tata.

Wiesz- powiedział Kazik- polatałbym szybowcem, oczywiście na początku z instruktorem a potem  sam, bo przecież już latałem, a potem z Tesią. Mam nadzieję, że jej by się to spodobało. Ale pozostanie  to w niespełnionych planach. Na razie pozostanę twardo na  ziemi. Tu możemy prowadzić samochód na  zmianę, Tesia jest bardzo  dobra  "w te klocki". Ma  świetną podzielność uwagi i nie wpada w panikę. Uwielbiam  z nią jeździć. Już planuję nasze podróże po Europie  gdy junior podrośnie. Zaczniemy gdy skończy pięć lat. Będziemy  mogli wtedy jeździć w te miesiące, gdy jeszcze funkcjonują szkoły i ludki nie jeżdżą na wakacje. Oczywiście będzie z nami jeździł tata,  nie  zostawimy go samego na gospodarstwie. Gdy wyjeżdżaliśmy po ślubie to Krystian się  tatą opiekował  tak intensywnie, że niemal z nim wtedy mieszkał. 

A co w te wakacje planujecie - zaciekawił się Jacek?  Nie  wiemy jeszcze, dopiero są pierwsze dni stycznia. Pediatra powiedział, że  z takim maluchem to się nie jeździ w góry lub nad  morze bo to zbyt bodźcowy klimat, więc pewnie  posiedzimy w Warszawie jeżdżąc w okoliczne lasy.  Całkiem nieźle jest jeździć z dzieckiem do Konstancina. W Parku Zdrojowym jest kawiarnia na tarasie drewniaka, jest też całkiem niezła naleśnikarnia oraz dość wytworna restauracja.  My na  zmiany możemy korzystać z tężni. Poza tym tata już planuje by zrobić na  naszej loggii mini piaskownicę ,  ale to raczej nie na te, ale na przyszłe wakacje.  

A Świder by wam odpowiadał? To miejsce dobre klimatycznie, a ja mam tam działkę i niezbyt wytworny drewniany dom, żeby  nie powiedzieć, że to właściwie  barak, ale w środku jest całkiem cywilizowany, tylko "obudowa" tragiczna. Ale dach  nie przecieka. I jest weranda, oszklona, wszystkie okna  można otwierać. Z dodatkowych atrakcji jest tam oprócz normalnej kanalizacji studnia.  I ma dobrą wodę. Robię jej badania co roku w  Sanepidzie. Moi rodzice tam mieszkali. Miał to być tylko letni domek, ale w pewnym  momencie sprowadzili  się tam na  stałe, bo mama stwierdziła, że dwa domy to dla niej zbyt dużo do ogarnięcia. Powinienem to sprzedać, ale mam sentyment do tego miejsca i tam z reguły spędzam urlopy. I podejrzewam, że tam właśnie zmajstrowałem syna -  miałem akurat "chatę, szkło i adapter". Tak  mi to wynika biorąc pod uwagę jego datę urodzenia. No i jest połączenie kolejowe z Warszawą. Co prawda od  stacji to spory kawałek drogi. Możemy tam w któryś wiosenny już weekend podjechać. Zimą to tam  się chyba  można urwać z nudów.  Postanowiłem wszystkie weekendy spędzać poza jednostką, niech się przyzwyczajają, że nie  zostanę tam do końca  swego życia. 

A czy ty aby nie jesteś jeszcze  za młody na emeryturę?- spytał tata. A skądże - emeryturę  wojskową można załapać już po 15 latach  służby, a ja mam ich ponad dwa razy tyle. I już awansowałem powyżej pułkownika, więc mnie  się to opłaca. Po mamie to co dostałem to sprzedałem i nie  szalałem, nie wydawałem na głupoty ani na kobiety, więc pieniądze mam. A poszedłem do wojska ze zwykłej przekory. Ale zapewne dzięki temu zrobiłem studia no i po  nich zacząłem pracować w wojsku. No a teraz chcę pożyć nieco dla siebie i być bliżej syna.  No i teraz  widzę, że zrobiłem bardzo  dobrze, że wybrałem mieszkanie służbowe. Skończę służbę i się wyprowadzę - koniec, kropka, zero problemu. Gdyby ten dom w Świdrze  był bliżej stacji to pewnie bym tam zamieszkał na stałe, ale latka lecą, więc lepiej być bliżej cywilizacji. A dom w  Świdrze dostanie syn, ale jeszcze  nie teraz  -zaraz. Zapiszę mu  testamentem. Krystian mi tak doradził. Łebski facet ten twój brat Kaziku. Ile on jest od  ciebie młodszy?  Tylko pięć lat- odpowiedział Kazik. A Tesia? Oooo, roześmiał się Kazik- Tesia to jeszcze  dziecko, jest ode mnie osiem a właściwie  niemal 9 lat młodsza. Tylko rozumem i rozwagą jakby ode  mnie nieco starsza.

Tiaaa, z tym rozumem i rozwagą to ja bym polemizowała. Gdybym była taka rozważna nie wyszłabym za mąż za Robercika,  a potem miłości nie nazywałabym przyjaźnią - powiedziała Teresa. Oboje narobiliśmy w życiu głupot nim się zorientowaliśmy  się, że się kochamy. Ale widocznie to wszystko było nam potrzebne byśmy się wreszcie połączyli i cenili to co nas  łączy.

Chyba Tesia ma rację - powiedział Jacek. Skoro oboje macie  dość smutne  doświadczenia z poprzedniego związku to faktycznie jesteście  w stanie docenić to co macie teraz. Bo tak  się składa, że na ogół doceniamy to co  mamy dopiero z perspektywy innego związku.

                                                                 c.d.n.