W kilka dni później Jacek zatelefonował do Kazika i powiedział, że na razie spotkanie towarzyskie trzeba odłożyć, bo promotor jego syna już przeczytał pracę magisterską Pawła i za niedługo Paweł ma obronę, więc może w takim razie lepiej przełożyć spotkanie gdy już będzie po obronie, niech się chłopak nie rozmienia na drobne, niech się lepiej spręży do obrony. Kazik oczywiście zaaprobował taki punkt widzenia i umówili się, że w takim razie spotkają się w pierwszą sobotę po obronie pracy przez Pawła. Oczywiście Jacek 100 razy wypytywał się, czy to nie za duży kłopot dla nich by jeszcze i Pawła gościć u siebie. W odpowiedzi usłyszał, że jedynym kłopotem jest ciągłe tłumaczenie Jackowi, że nie ma żadnego kłopotu by i Paweł do nich "przytuptał". Kłopot to może być dla Pawła, bo nagle pozna kilka zupełnie mu nieznanych osób. No i może Paweł nie lubi malutkich dzieci, bo przecież będzie przy stole siedział i Aleks. Przecież to będzie zwykły obiad a nie rozdanie "Oscarów" i nie będzie czerwonego dywanu i ścianki.
Kazik był ciekawy jak Jacek uczci uzyskanie przez Pawła dyplomu i dowiedział się, że Jacek chce mu kupić samochód - nie jakiś extra szpanerski model, ale może którego "koreańczyka", czyli Kia lub Hyundai , np. i30. No to kup mu Kia, bo on ma długą gwarancję, aż 7 lat. A kupisz mu nowy wózek czy używany? No oczywiście, że nowy - stwierdził Jacek. Jeden z moich kolegów już 13 lat jeździ takim koreańskim samochodzikiem i nigdy nie miał awarii. Z tym, że trzeba go oddawać na przeglądy do stacji tego dealera bo on ma oryginalne części. Kupię mu chyba hyundai'a, bo znam tego dealera, a on ma tylko te samochody.
Termin obrony był tylko raz przełożony a i to tylko o dwa dni i w końcu Paweł bronił w czwartek, w piątek zjechał do Warszawy a w sobotę Jacek z synem przyjechali na "podyplomowy obiad" do Teresy i Kazika. Warszawiacy byli zaskoczeni ogromnym wprost podobieństwem Pawła i Jacka - Teresa śmiała się, że nawet niedowidzący by zobaczył, że Paweł to syn Jacka. Ponieważ tego dnia Kazik i Teresa już od świtu mówili małemu, że przyjdzie wujek Jacek i wujek Paweł, mały był przygotowany na nowe twarze. Nie wiedzieli wcale, czy dziecko pamięta Jacka, ale jedno było pewne - skoro mama , tata i "dada" witają się z kimś serdecznie , to znaczy, że to "swój człowiek" i Aleks siedząc na rękach Kazika obdarzył obu panów szerokim uśmiechem. Spotkanie zaczęło się od gratulacji, potem Teresa powiedziała, że ojciec i syn są do siebie niewiarygodnie wprost podobni, co zupełnie jej przypomina podobieństwo pomiędzy Kazikiem a Krystianem. Aleks, "na przełamanie lodów" dostał od Pawła zabawkę - szczekającego pieska- jamnika. Zabawka z miejsca zrobiła furorę a Jacek przyznał się, że niewiele brakowało by takiego samego jamnika kupił dla siebie , bo to bardzo udana zabawka. Kupił go na Wybrzeżu, w hurtowni z chińskimi zabawkami i jeszcze w hurtowni sprawdził czy oczy pieska są zabezpieczone, chociaż piesek spogląda w lewo i w prawo. Jacek mówił, że miał poważny problem, bo równie piękną zabawką była mała małpka, ale przypomniał sobie, że mały lubi psy i wybrał pieska. Przy okazji dowiedział się, gdzie w Warszawie jest filia tej hurtowni.
Paweł był wyraźnie zaskoczony wielce domową atmosferą i zaraz o tym głośno powiedział. Bo on niezbyt wierzył, że obcy sobie ludzie mogą być dla siebie tacy serdeczni, a teraz na własne oczy widzi, że tak właśnie jest.
Panie Pawle - my wszyscy dostaliśmy już w życiu nieźle w kość - każdy z nas ma za sobą przebytą traumę - my z Kazikiem mamy za sobą bardzo nieudane związki małżeńskie, Kazika rodzice zginęli w wypadku samochodowym, moja mama zmarła i bardzo oboje z tatą za nią tęsknimy, Jacek przeżywa traumę, że całymi latami nie wiedział o pana istnieniu, a teraz został porzucony przez żonę. Nadrabia miną, ale wiem, że to go zabolało. Z drugiej strony nie jest źle, bo pan jest tym Słoneczkiem, które go ogrzewa.
No więc my uważamy, że trzeba eksponować to co w nas dobre i umilać życie tym, których lubimy lub wręcz kochamy. No więc sobie wszyscy pomagamy wzajemnie, bo bardzo dużą pomocą jest nawet tylko to, a może aż to, że jest do kogo przyjść, wyżalić się lub razem z czegoś cieszyć. Mam nadzieję, że Jacek przeniesie się z czasem do Warszawy a pana obecność "tuż za rogiem" będzie dla niego radością. Niedaleko nas mieszka młodszy brat Kazika, też żonaty i ma malutkiego synka, młodszego o rok i trzy miesiące od naszego. I tak się wszyscy razem wspieramy. Więc proszę nas traktować jak "rodzinę zastępczą", np. jak kuzynów Jacka. Mój tata "nieoficjalnie zaadoptował" Kazika i jego brata i bratową i nagle jest tatą dla czterech dorosłych osób.
Młodsza wersja Jacka długą chwilę milczała, wreszcie powiedział - trochę mi brakuje słów bo jeszcze nigdy takich osób nie spotkałem. Pomyślałem nawet, że ojciec nieco zmyśla gdy mi o was opowiadał. Że tak mówi, żeby mnie zachęcić do zamieszkania w Warszawie. A jak mam się do państwa zwracać?
Teresa roześmiała się - dobre pytanie. Do mnie - po imieniu.Co do innych - uzgodnij to z każdym indywidualnie. Wiem z doświadczenia, że można wzajemnie się szanować i być po imieniu, a można nie być z kimś po imieniu i okazać mu całkowity brak szacunku. Moja mama też tak mówiła - powiedział Paweł. Dziękuję za to przyjęcie do grona przyjaciół.
To namyślcie się, proszę, co kto pije. No proszę, towarzystwo kawowe, dobrze, że express duży. Ale dla mnie, córeczko, to zrób małą kawę- poprosił tata. I może nescę? - pójdę z tobą do kuchni, pomogę ci przynieść. Nie, na razie zostań, zrobię ci tato nescę. Zawołam gdy będzie coś do noszenia. W pięć minut później weszła do pokoju z paterą, na której pysznił się tort z napisem z białej czekolady: www.@Pavel.outlook.com i postawiła na środku. Niech któryś z was pokroi ten tort, może adresat? I wyszła do kuchni. W dziesięć minut później wróciła z tacą pełną kaw, talerzyków , widelczyków i postawiła wszystko na środku stołu mówiąc - tato, twoja nesca jest w zielonej filiżance, reszta jest w białych.
Adresat tortu stał nad paterą z nożem w ręce i mówił - nie mam sumienia tego kroić. Za piękne! To sobie zrób fotkę na pamiątkę - powiedziała Teresa- tylko włącz lampę sufitową. Tortu sama nie robiłam, zrobiony jest na zamówienie, robiła go pani, która robi tylko torty. Ja tylko wymyśliłam dekorację co ta pani przyjęła za mój niedowład umysłowy. Adres internetowy zamiast czekoladowych różyczek! Skandal w biały dzień! Ale, jak znam życie ona go wykorzysta.
Po prostu nie mam bladego pojęcia co się dedykuje informatykom. Zresztą chyba żadnego informatyka nie znam prywatnie. Widziałam jeden okaz gdy macał coś pod moim biurkiem w pracy, ale nie wiedziałam, że to informatyk, myślałam, że to któryś z elektryków. Bo pod biurkiem była u mnie dżungla zarośnięta kablami. Paweł śmiał się- wiem, że kursuje po mieście opis, że informatyk to taki typek w okularach, kraciastej flanelowej koszuli, na niej bezrękawnik i chodzi w wytartych dżinsach. Może to typowy warszawski model informatyka, gdański informatyk raczej nie różnił się wyglądem od innych studentów.
Teresa popatrzyła na Aleksa i powiedziała - a teraz nasz synuś pójdzie trochę podrzemać, bo widzę, że już ziewa. Zjadł już swoje ciasteczko, więc pobawcie się moi mili trochę sami, ja mu pomogę zasnąć i wrócę do was. Aleks jeszcze "dał buziaczka" swemu tacie i w kwadrans później Teresa już była z powrotem.
Szybko poszło - zauważył Kazik. Bo on już na siedząco zasypiał. Wstał dziś wcześniej niż zawsze, bo był głodny. Jesteśmy na etapie zmiany godzin jedzenia. To wbrew pozorom wcale nie jest proste- tłumaczyła Teresa. Ale i tak nieźle nam to idzie, bez większych awantur. A wydawałoby się, że zmiana z godziny szóstej rano na siódmą to żaden problem, tylko godzina. Ale dzieci to chyba mają wmontowany zegar w brzuszku.
Ale nie da się ukryć, że macie bardzo, bardzo fajne i grzeczne dziecko stwierdził Jacek. No wiesz Jacku - on tu ma bardzo dobre życie - nikt go o świcie nie ściąga z łóżka i nie ciągnie do żłobka. Nikt mu zabawek nie wyrywa, dostaje do jedzenia to co lubi, każdy z nas go przytula i całuje, dziecko nie jest zestresowane. Śpi gdy ma ochotę, jak zauważyłem to czasem mu wystarcza 20 minut drzemki w dzień, czasem godzina. Już pojął, że nie wolno dotykać kontaktów bo za każdym razem mówi mu się, że nie wolno, wie też, że nie wolno ciągnąć za obrus na stole, bo raz celowo mu Teresa pozwoliła i stłukł dwa kubki i ogromnie się wystraszył. Na tyle mocno, że zapamiętał- tłumaczył Jackowi tata- bo to były duże i ciężkie kubki. Gdy zderzyły się z podłogą to był niezły huk. No i wystraszył się bo nagle nie było kubka w kształcie jaki znał, tylko coś dziwnego, co narobiło hałasu.
Jakoś ma zakodowane, że jeśli my się z kimś witamy serdecznie to ten ktoś jest i jego przyjacielem. Mam znajomą, która ma dużego psa, szkocką charcicę i bardzo się z sunią kochają, ona wie, że on jest mały i jest bardzo ostrożna, on już wie, że nie wolno wtykać jej paluszków w oczy i uszy. Wszystkie psy mu się podobają, ale wie, że tylko ją może głaskać. Wiesz Jacku- ja dopiero teraz, przy nim, wiem jaka to frajda takie maleństwo w domu. Gdy Tesia była mała to mnie głównie w domu nie było bo pracowałem a do tego bardzo często wyjeżdżałem w delegacje. Dopiero teraz wiem, ile straciłem z dzieciństwa Tesi - opowiadał tata. A Kazik według mnie jest super tatą - wszyściutko przy małym potrafi zrobić. Jego brat też taki.
Tatku, ale ty przecież też potrafisz wszystko przy Aleksie zrobić i pięknie się nim zajmujesz- powiedział Kazik. On tak samo dobrze zasypia u ciebie na rękach jak i u Tesi lub u mnie. Ja myślę, że dziecko zawsze wyczuwa kto go kocha. Mnie to poznał w kilka minut po porodzie, ciebie w kilka dni i miał nas obu ciągle w tym najwcześniejszym okresie życia. Mam wrażenie, że to też ma znaczenie. Gdy Tesia była maluśka to była z własną matką tylko w trakcie karmienia i sam mówiłeś, że dość długo była z mamą w szpitalu, bo miała intensywną żółtaczkę. A Aleks był cały czas z Tesią i ze mną i szybko potem byliśmy w domu i od razu cię też miał obok siebie. To ogromna różnica. Nie wiń siebie za to, że ty pracowałeś i nie byłeś z nią w domu- ktoś przecież musiał pracować w rodzinie. Dobrze, że Tesia nie musiała być w żłobku. Ja dopiero teraz, gdy skupiam się nad doktoratem jestem bardzo często w domu, ale przedtem to pracowałem poza domem. I mogłem być spokojny, bo wiedziałem, że ty jesteś z Tesią w domu. I oboje jesteśmy ci wdzięczni za to, że jednak w końcu mieszkasz razem z nami, a nie oddzielnie.
Tereniu, a nie masz jakiejś przyjaciółki, która chciałaby nieco podstarzałego, nieźle sytuowanego faceta?- spytał Jacek. Teresa roześmiała się - ja to mam tylko jedną dobrą koleżankę, przyjaźniłam się głównie z facetami. No i ta dobra moja koleżanka wydała się za brata Kazika. No i teraz nie mam ani jednej, poza nią, dobrej koleżanki. Facetów- przyjaciół też nie mam, bo moja przyjaźń z Kazikiem okazała się być miłością a nie tylko przyjaźnią. No i teraz Kazik jest urządzeniem wielofunkcyjnym- jest mężem, kochankiem, przyjacielem, ojcem naszego dziecka i moim opiekunem. A wiesz, że to rzadkość? - spytał Jacek. Nie znam kobiet, które tak mówią o własnym mężu.
Nie mówią, bo albo tego z jakiegoś powodu nie czują, albo dlatego, że teraz to bardzo niemodne - teraz jest moda na niezależną kobietę, która wszystko może i chłop jej jest na plaster - zarobi na siebie sama, dziecka może nie mieć, a do łóżka zawsze chętnego znajdzie no i są wszak wibratory w razie kłopotu ze znalezieniem chętnego - skonstatowała Teresa. A ja jestem niemodna. I chcę być z człowiekiem którego kocham i który mnie kocha i nie czuję potrzeby podnoszenia sztangi, kopania piłki i chlania na równi z facetami oraz kotłowania się w wyrku z każdym chętnym, bo jestem kobietą wyzwoloną. I bardzo mi dobrze z tego powodu, że odstaję od dzisiejszych czasów. Z mody to wystarczy mi modny płaszcz i modne buty - o ile akurat będą mi się podobać i będzie mój rozmiar.
W tym momencie elektroniczny podsłuch ujawnił, że małe królewiątko tego domu już się wyspało i coś gaworzy. Teresa się uniosła z krzesła, ale Kazik ją posadził z powrotem mówiąc - ja go wyjmę z łóżeczka, on jest coraz cięższy.
Jacek popatrzył na Teresę i powiedział - dobrze to ujęłaś, tak właśnie jest. A mnie się marzy właśnie kobieta o twoich poglądach a nie baba-chłop. I wcale ja nie chcę w domu rządzić, zawsze chciałem by wszystkie decyzje były podejmowane wspólnie a nie tylko przez mnie. Tyle tylko, że o zarządzaniu domem to moja żona miała jeszcze mniejsze pojęcie niż ja o astronomii. I miała wyjątkowy talent do wydawania pieniędzy. Odkąd jestem sam mam ciągle pełny portfel - cud jakiś!
Z sypialni Kazik wrócił sam a na zdziwione spojrzenie Tesi powiedział - pić się dziecku chciało, napił się i doniósł, że ma "si", więc zmieniłem pampersa, a on się obrócił na bok i dalej śpi. Postałem chwilę i wróciłem. Pewnie się pogoda zmienia, zawsze więcej śpi gdy się zbiera na deszcz. Mamy dwunożny barometr.
Wy to macie po prostu szczęście, że na siebie trafiliście - podsumował Jacek. Kazik spojrzał się na niego i powiedział - najzabawniejsze w naszej historii jest to, że ja Tesię to znałem odkąd się urodziła, potem przez wiele lat widywaliśmy się dość często i każde z nas przeszło swoistą gehennę w swoim małżeństwie by dojrzeć do tego abyśmy byli razem. Żałuję tylko, że moi rodzice nie dożyli tej chwili.
c.d.n.