niedziela, 26 lutego 2023

Lek na wszystko? - 61

 W kilka dni później Jacek zatelefonował do Kazika i powiedział, że na  razie spotkanie towarzyskie trzeba odłożyć, bo promotor jego syna już przeczytał pracę magisterską  Pawła i za niedługo  Paweł ma obronę, więc może w takim  razie lepiej przełożyć spotkanie gdy już będzie po obronie, niech  się  chłopak nie rozmienia  na drobne, niech się  lepiej  spręży do obrony. Kazik oczywiście zaaprobował taki punkt  widzenia i umówili  się, że w takim razie  spotkają się w pierwszą sobotę po obronie  pracy przez Pawła. Oczywiście  Jacek 100 razy wypytywał  się, czy to nie  za duży kłopot dla  nich by jeszcze i Pawła gościć u siebie. W odpowiedzi usłyszał, że jedynym kłopotem jest ciągłe  tłumaczenie  Jackowi, że nie ma  żadnego kłopotu by i Paweł do nich "przytuptał".  Kłopot to może być dla Pawła, bo nagle  pozna kilka zupełnie  mu nieznanych osób. No i  może Paweł nie lubi malutkich  dzieci, bo przecież będzie przy  stole  siedział i Aleks.  Przecież to będzie  zwykły obiad a nie  rozdanie "Oscarów" i nie będzie czerwonego dywanu i ścianki.

Kazik był ciekawy jak Jacek uczci uzyskanie  przez Pawła dyplomu i dowiedział  się, że Jacek chce mu kupić samochód - nie jakiś extra szpanerski model, ale  może którego "koreańczyka", czyli Kia lub Hyundai , np. i30. No to kup mu Kia, bo on ma  długą gwarancję, aż 7 lat. A  kupisz mu nowy wózek  czy używany?  No oczywiście, że nowy - stwierdził  Jacek. Jeden z moich kolegów już 13 lat jeździ takim koreańskim samochodzikiem i nigdy nie miał awarii. Z tym, że trzeba go oddawać na przeglądy do stacji tego dealera bo on  ma oryginalne części. Kupię mu chyba hyundai'a, bo znam tego dealera, a on ma tylko te samochody.

Termin obrony był tylko raz przełożony a i to tylko o dwa  dni i w końcu Paweł bronił w czwartek, w piątek zjechał do Warszawy  a w sobotę Jacek z  synem przyjechali na    "podyplomowy obiad" do Teresy i Kazika.  Warszawiacy  byli zaskoczeni ogromnym wprost podobieństwem Pawła i  Jacka - Teresa  śmiała  się, że nawet  niedowidzący by zobaczył, że Paweł to syn Jacka. Ponieważ tego  dnia Kazik i Teresa już od świtu mówili małemu, że przyjdzie wujek Jacek i wujek Paweł, mały był przygotowany na nowe twarze. Nie  wiedzieli wcale, czy dziecko pamięta  Jacka, ale jedno było pewne - skoro mama , tata i "dada" witają  się z kimś serdecznie , to znaczy, że to "swój  człowiek" i  Aleks  siedząc na rękach Kazika obdarzył obu  panów  szerokim uśmiechem. Spotkanie  zaczęło się od gratulacji, potem Teresa powiedziała, że ojciec i  syn są  do siebie  niewiarygodnie   wprost podobni, co  zupełnie  jej przypomina podobieństwo pomiędzy Kazikiem a Krystianem.   Aleks, "na przełamanie lodów"  dostał od Pawła zabawkę - szczekającego pieska- jamnika. Zabawka z miejsca zrobiła  furorę a Jacek   przyznał  się, że niewiele  brakowało by takiego samego jamnika  kupił  dla siebie , bo to bardzo udana zabawka.  Kupił go na Wybrzeżu, w hurtowni z chińskimi zabawkami i jeszcze w hurtowni sprawdził  czy oczy pieska są zabezpieczone, chociaż piesek spogląda w lewo i w prawo.  Jacek mówił, że miał poważny problem, bo równie piękną zabawką była mała  małpka, ale przypomniał sobie, że mały lubi psy  i wybrał pieska. Przy okazji dowiedział  się, gdzie w  Warszawie jest filia tej hurtowni.

Paweł był wyraźnie zaskoczony wielce domową atmosferą i zaraz o tym głośno powiedział. Bo on niezbyt wierzył, że obcy sobie  ludzie mogą być dla siebie  tacy  serdeczni, a teraz na własne  oczy widzi, że tak właśnie jest.  

Panie Pawle - my wszyscy dostaliśmy już w  życiu nieźle w kość - każdy z nas ma za sobą przebytą traumę  - my z Kazikiem mamy za  sobą bardzo nieudane związki małżeńskie, Kazika rodzice zginęli w wypadku samochodowym, moja mama  zmarła i bardzo oboje  z tatą za nią tęsknimy, Jacek przeżywa traumę,  że całymi latami  nie wiedział o pana istnieniu, a teraz został porzucony przez  żonę. Nadrabia miną, ale wiem, że to go zabolało. Z drugiej strony nie jest  źle, bo pan jest tym Słoneczkiem, które go ogrzewa. 

No więc my uważamy, że trzeba eksponować to co w nas dobre  i umilać życie  tym, których lubimy lub  wręcz kochamy. No więc sobie  wszyscy pomagamy  wzajemnie, bo bardzo dużą pomocą jest nawet tylko to, a może aż to, że jest do kogo przyjść, wyżalić się lub razem z  czegoś cieszyć. Mam nadzieję, że Jacek przeniesie się  z czasem do Warszawy a pana obecność "tuż  za rogiem" będzie  dla niego radością. Niedaleko nas   mieszka młodszy brat Kazika, też żonaty i ma malutkiego synka, młodszego o rok i trzy  miesiące od naszego.  I tak  się wszyscy razem wspieramy.  Więc proszę nas traktować jak "rodzinę zastępczą", np. jak kuzynów Jacka. Mój tata "nieoficjalnie zaadoptował" Kazika i jego brata i bratową  i nagle jest tatą dla  czterech dorosłych osób.

Młodsza wersja  Jacka długą chwilę milczała, wreszcie powiedział - trochę mi brakuje  słów bo jeszcze nigdy takich osób nie  spotkałem. Pomyślałem nawet, że ojciec  nieco  zmyśla gdy mi o was opowiadał. Że tak mówi, żeby  mnie  zachęcić  do  zamieszkania w Warszawie. A jak mam  się do państwa zwracać?

Teresa roześmiała  się - dobre pytanie. Do mnie - po imieniu.Co do innych - uzgodnij  to z każdym indywidualnie. Wiem z doświadczenia, że można wzajemnie  się  szanować i być po imieniu, a można nie  być z kimś po imieniu i okazać mu całkowity brak  szacunku.   Moja mama też tak mówiła - powiedział Paweł. Dziękuję za to przyjęcie do grona przyjaciół.

To namyślcie  się,  proszę, co kto pije. No proszę, towarzystwo kawowe, dobrze, że  express  duży.  Ale dla mnie,  córeczko, to zrób małą kawę- poprosił tata. I może nescę? - pójdę z tobą do kuchni, pomogę ci przynieść.  Nie, na  razie  zostań,  zrobię ci tato nescę. Zawołam gdy będzie coś  do noszenia.  W pięć minut później weszła do pokoju z paterą, na której pysznił się tort z napisem z białej  czekolady: www.@Pavel.outlook.com i postawiła na środku. Niech któryś z was pokroi ten tort, może adresat?  I wyszła  do kuchni. W dziesięć minut później  wróciła z tacą pełną kaw, talerzyków , widelczyków i postawiła  wszystko na środku  stołu mówiąc - tato, twoja nesca jest w zielonej  filiżance, reszta jest w  białych.

Adresat tortu stał nad paterą  z  nożem w ręce i mówił - nie mam sumienia tego kroić. Za piękne! To sobie zrób  fotkę na pamiątkę  - powiedziała Teresa- tylko włącz  lampę sufitową. Tortu sama  nie  robiłam, zrobiony jest na  zamówienie, robiła go pani, która  robi tylko torty. Ja tylko wymyśliłam dekorację co ta  pani przyjęła  za mój  niedowład  umysłowy. Adres internetowy  zamiast czekoladowych  różyczek! Skandal  w biały  dzień!  Ale, jak  znam  życie ona go wykorzysta. 

Po prostu  nie mam bladego pojęcia co się dedykuje informatykom. Zresztą  chyba żadnego informatyka nie  znam prywatnie.  Widziałam jeden okaz gdy macał coś pod moim biurkiem w pracy, ale  nie  wiedziałam, że to informatyk, myślałam, że to któryś z elektryków. Bo pod  biurkiem była u mnie  dżungla  zarośnięta  kablami.  Paweł śmiał  się- wiem, że kursuje po  mieście opis, że informatyk to taki typek w okularach, kraciastej flanelowej koszuli, na  niej bezrękawnik i chodzi w wytartych dżinsach.  Może to typowy warszawski model informatyka, gdański informatyk raczej  nie różnił się wyglądem od innych  studentów.

Teresa popatrzyła  na Aleksa i powiedziała - a teraz  nasz synuś pójdzie  trochę podrzemać, bo widzę, że już ziewa. Zjadł już swoje ciasteczko, więc pobawcie się moi mili trochę sami,  ja mu pomogę zasnąć i  wrócę do was. Aleks jeszcze  "dał buziaczka" swemu tacie i w kwadrans później Teresa  już była z powrotem.  

Szybko poszło - zauważył Kazik. Bo on  już na siedząco zasypiał. Wstał dziś wcześniej niż  zawsze, bo był głodny. Jesteśmy na etapie zmiany godzin jedzenia. To wbrew pozorom wcale nie jest proste- tłumaczyła Teresa. Ale i tak nieźle nam  to idzie, bez większych  awantur.  A wydawałoby  się, że zmiana z godziny szóstej  rano na  siódmą to żaden problem, tylko godzina. Ale dzieci  to chyba  mają wmontowany zegar w  brzuszku.

Ale nie da się ukryć, że macie bardzo, bardzo fajne i grzeczne dziecko stwierdził Jacek. No wiesz Jacku - on tu ma bardzo dobre  życie -  nikt go o świcie nie ściąga z łóżka i nie  ciągnie do żłobka. Nikt  mu zabawek nie wyrywa, dostaje do jedzenia to co lubi, każdy z nas go przytula i całuje, dziecko nie jest zestresowane. Śpi gdy ma ochotę, jak zauważyłem to czasem mu wystarcza 20 minut drzemki w  dzień, czasem godzina. Już pojął, że nie wolno dotykać kontaktów bo za każdym razem mówi  mu się, że nie  wolno, wie też, że nie wolno ciągnąć  za obrus na  stole, bo raz celowo mu Teresa pozwoliła i  stłukł dwa kubki i ogromnie  się wystraszył. Na tyle mocno, że zapamiętał- tłumaczył Jackowi tata- bo to były  duże i  ciężkie kubki. Gdy zderzyły się  z podłogą to był niezły huk.  No i wystraszył się bo nagle nie było kubka w kształcie  jaki znał, tylko coś  dziwnego, co narobiło hałasu. 

Jakoś ma zakodowane, że jeśli my  się z kimś witamy serdecznie to ten ktoś jest i jego przyjacielem. Mam znajomą, która ma dużego  psa, szkocką  charcicę i bardzo się z  sunią kochają, ona wie, że on jest mały i jest bardzo ostrożna, on już wie, że nie  wolno wtykać jej paluszków  w oczy i uszy. Wszystkie psy mu się podobają,  ale wie, że tylko ją może głaskać. Wiesz Jacku- ja dopiero teraz, przy nim, wiem jaka to  frajda takie maleństwo w domu. Gdy Tesia była  mała to mnie  głównie w  domu  nie było bo pracowałem a do tego bardzo często wyjeżdżałem w delegacje. Dopiero teraz wiem, ile straciłem z dzieciństwa Tesi - opowiadał tata. A Kazik według mnie  jest  super tatą - wszyściutko przy  małym potrafi zrobić.  Jego brat też taki.

Tatku, ale ty przecież też potrafisz wszystko przy Aleksie zrobić i pięknie  się nim zajmujesz- powiedział Kazik. On tak samo dobrze  zasypia u ciebie  na rękach jak i u Tesi lub u mnie. Ja myślę, że  dziecko zawsze wyczuwa kto go kocha. Mnie to poznał w kilka minut po porodzie, ciebie w kilka dni i  miał nas obu ciągle w  tym najwcześniejszym okresie  życia. Mam wrażenie, że to też ma  znaczenie. Gdy Tesia była maluśka  to była z własną matką tylko w trakcie karmienia i sam mówiłeś, że dość długo była z mamą w szpitalu, bo miała intensywną żółtaczkę.  A Aleks był cały  czas z Tesią i ze mną i szybko potem byliśmy w domu i od  razu cię też miał obok siebie. To ogromna różnica. Nie  wiń siebie  za to, że ty pracowałeś i  nie byłeś z nią w domu- ktoś przecież musiał pracować w rodzinie. Dobrze, że Tesia nie musiała być w  żłobku. Ja dopiero teraz, gdy skupiam  się  nad  doktoratem jestem  bardzo często w domu, ale przedtem to pracowałem poza domem. I mogłem być spokojny, bo wiedziałem, że ty jesteś z Tesią w domu. I oboje jesteśmy ci wdzięczni za to, że jednak w końcu mieszkasz  razem z nami,  a nie oddzielnie.

Tereniu, a nie masz jakiejś przyjaciółki, która chciałaby nieco podstarzałego, nieźle sytuowanego faceta?- spytał Jacek. Teresa  roześmiała  się - ja to mam tylko jedną  dobrą koleżankę, przyjaźniłam się głównie z facetami. No i ta  dobra  moja koleżanka  wydała  się za brata Kazika. No i teraz nie mam ani jednej, poza  nią,  dobrej koleżanki. Facetów- przyjaciół też nie mam, bo moja przyjaźń z Kazikiem okazała  się być miłością a nie tylko przyjaźnią. No i teraz Kazik jest urządzeniem wielofunkcyjnym- jest mężem, kochankiem, przyjacielem, ojcem naszego  dziecka i moim opiekunem.  A wiesz,  że to rzadkość? - spytał  Jacek. Nie znam kobiet, które tak mówią o własnym  mężu.  

Nie mówią, bo albo tego z jakiegoś powodu nie czują, albo dlatego, że teraz to bardzo niemodne - teraz jest moda na niezależną kobietę, która wszystko może i  chłop jej jest na plaster - zarobi na  siebie sama, dziecka może  nie  mieć,  a do łóżka zawsze chętnego znajdzie  no i są  wszak wibratory w razie kłopotu ze znalezieniem  chętnego - skonstatowała Teresa. A ja jestem niemodna. I chcę być z człowiekiem  którego kocham i który mnie  kocha i  nie czuję potrzeby podnoszenia  sztangi, kopania piłki i chlania na równi z facetami oraz kotłowania się w  wyrku z każdym chętnym, bo jestem kobietą wyzwoloną. I bardzo mi dobrze z tego powodu, że odstaję od  dzisiejszych czasów. Z mody to wystarczy  mi modny płaszcz i modne  buty - o ile akurat będą mi  się podobać i będzie  mój rozmiar.

W tym momencie elektroniczny podsłuch ujawnił, że małe królewiątko tego  domu już się wyspało i coś gaworzy. Teresa się uniosła z krzesła, ale Kazik ją posadził z powrotem mówiąc - ja go wyjmę z łóżeczka, on jest coraz  cięższy.

Jacek popatrzył  na Teresę i powiedział -  dobrze to ujęłaś, tak właśnie jest. A mnie  się marzy właśnie kobieta o twoich poglądach a nie baba-chłop. I wcale ja  nie chcę w domu rządzić,  zawsze chciałem by  wszystkie decyzje były podejmowane wspólnie a nie tylko przez  mnie. Tyle tylko, że o zarządzaniu domem to  moja żona  miała jeszcze  mniejsze  pojęcie niż ja o astronomii. I miała wyjątkowy talent do  wydawania pieniędzy. Odkąd jestem sam mam ciągle pełny portfel - cud  jakiś!

Z sypialni Kazik wrócił sam a na zdziwione spojrzenie Tesi powiedział - pić się dziecku chciało, napił  się i doniósł, że ma "si", więc zmieniłem pampersa, a on się obrócił na  bok i  dalej śpi.  Postałem chwilę i wróciłem. Pewnie się pogoda  zmienia, zawsze  więcej  śpi gdy się zbiera  na  deszcz. Mamy dwunożny barometr.

Wy to macie po prostu szczęście, że na siebie trafiliście - podsumował Jacek.  Kazik spojrzał się na  niego i powiedział - najzabawniejsze w naszej  historii jest to, że ja Tesię to znałem odkąd się urodziła, potem przez  wiele  lat widywaliśmy  się dość  często i każde z nas przeszło swoistą gehennę w swoim małżeństwie by dojrzeć do tego abyśmy byli razem. Żałuję  tylko, że moi rodzice nie  dożyli tej  chwili.

                                                                          c.d.n.