W Sanoku uzupełnili paliwo. Gdy zajechali na parking wczasowiska w Baligrodzie Kazik z radością w głosie powiedział - świetnie się mój samochodzik spisał, czystej jazdy mieliśmy 6 godzin i 10 minut. Uważam, że to całkiem dobry czas, tylko 5 minut gorszy od przewidywanego, no ale kazałaś mi na pewnym odcinku zwolnić. Daj swój dowód, pójdę nas zameldować i opłacić. Bo nie wykluczam, że jutro prosto z pętli pojedziemy do stolicy. W kwadrans później wchodzili już do przeznaczonego dla nich domku, a Kazik powiedział: szef cię pozdrawia, puściłem mu farbę, że się rozwodzisz, bo się dziwił, że nie ma "pana Roberta". No więc mu wyjaśniłem, że jeśli "pan Robert zjedzie to już na pewno z inną, niż ty, panią. Na dodatek zapewnił mnie, że zimą też będziemy mogli dostać lokum, bo oni teraz mają ośrodek czynny cały rok. Domki mają już centralne ogrzewanie no i dodatkowo kominek. Poza tym stoją w lesie, więc wiatr nimi nie pomiata. Jak się rozpakujemy to od razu możemy iść na kolację. Podobno są pyszne pierogi z mięsem polane prawdziwą śmietaną. No to umrę gdy zjem taką kolację- taka prawdziwa śmietana to każdemu może wykończyć wątrobę- stwierdziła Teresa. No to będę miał okazję by cię reanimować techniką usta-usta, śmiał się Kazik. A poza tym to nie ma jeszcze śniegu i karetka szybko przyjedzie.
Kocham pana, panie Sułku - fajnie, że mnie tu przywiozłeś. Po kolacji możemy jeszcze pójść trochę na spacer- albo po terenie ośrodka albo szosą, którą nikt nie jeździ, wieczorem i nocą zwłaszcza. W dzień, w pełni sezonu ten ośrodek jest dla prawie 100% ludzi jedynym celem na tej drodze. Bo za nim to już tylko kilometry pustki. A chodziłeś po okolicy gdy tu byłeś? Nie, przecież tu nic nie ma dookoła. A ja chodziłam. Chodziłam kawałek do przodu , czyli za ośrodek i tam, w prawo, jest całkiem szeroka, dobrze utrzymana żwirowa droga. I są już tylko kamienne podmurówki po dawnych domostwach, które stały nad potokiem. Strasznie przygnębiający widok, takie wspomnienie po domu. I na pewno były to porządne domy, zapewne piętrowe sądząc po wysokości podmurówki. Tu kiedyś mieszkali Łemkowie, w ramach akcji "Wisła" zostali wysiudani z Polski. Łemkowie byli karpackimi góralami.To kolejny naród żyjący w diasporze. Szczerze mówiąc to po tym spacerze i obejrzeniu tych kilku resztek domów do końca pobytu nie mogłam przestać o tym myśleć. Oni byli greko-katolikami. Gdy się pojedzie tą szosą "do nikąd" prowadzącą to trafi się na stare cerkiewki. Ale większość z nich zniszczona, a te które ocalały można tylko z zewnątrz obejrzeć, są zamknięte.
Kolacja była rzeczywiście bardzo smaczna, na stole stał dzbanuszek ze śmietaną i kto chciał mógł sobie pierogi ową śmietaną polać. Oprócz tego miały omastę z dobrze wysmażonych skwarek. W ogóle na dwie osoby to tego jedzenia było stanowczo, zdaniem Teresy, za dużo, no ale Kazik był tą ilością jedzenia zachwycony. Bo nie tylko było go dużo ale i było to smaczne jedzenie. Po kolacji wybrali się jeszcze na niedługi spacer, żeby "uruchomić proces trawienia". Spacer po terenie ośrodka był dość krótki, ale tu przynajmniej świeciły się latarnie, a poza ogrodzeniem ośrodka było kompletnie ciemno i oboje żałowali, że nie wzięli z domu latarek. Śmieli się sami z siebie, że nie wpadło im do głowy, że w połowie września nie jest widno tak długo jak w czerwcu. Poszli więc jeszcze do kawiarni do części dla niepalących.
Kazik przyprawił Teresę o wytrzeszcz oczu, gdyż zamówił dla siebie pokaźnych rozmiarów kawałek tortu czekoladowego z posypką orzechową i lampkę wina a Teresa zamówiła mały, ale za to najdroższy koniak i opakowanie orzechów laskowych w czekoladzie. Gdy Teresa chciała płacić za swoje zamówienie Kazik tak się na nią spojrzał, że natychmiast schowała portfel do torebki. Oj, oj, widać, że dawno nigdzie nie byliśmy razem - stwierdził Kazik. Zapomniałaś już jak się umawialiśmy? Te zasady nie uległy zmianie. Mam wrażenie, że nadal jesteśmy niemal rodziną, więc się nie liczymy. Czy mam ci przypomnieć ile razy ty płaciłaś za mnie i ile razy w roku cię objadam wpadając nie zaproszony? Teresa, gdy tylko spróbowała tych orzechów w czekoladzie powiedziała - ja chyba tu zostanę na zawsze, one są w gorzkiej czekoladzie! Uwielbiam takie! Kazik uśmiechnął się - no to ile paczek mam wziąć? dziesięć czy dwadzieścia? Jeszcze jedną, wariacie. Kazik wstał i podszedł do lady. Dość długą chwilę go nie było, a gdy wrócił powiedział - załatwione. Będą jutro na nas czekały w recepcji, już zamówiłem. Ile zamówiłeś? No chciałaś jedno opakowanie to będzie jedno opakowanie. Ona tu w tej chwili nie ma więcej, a musi mieć kilka, bo one mają powodzenie.
No, idziemy napalić w kominku - stwierdził Kazik, bo chyba się jednak ochłodziło. Zresztą sama wiesz jak to jest z kominkiem - ciepło jest głównie blisko niego. A ten pokój kominkowy to jednak jest spory. Oooo, jeszcze kupię zapałki, bo nie spojrzałem czy są tam, a my jako nie palące istoty nie mamy ani zapałek ani zapalniczki. Gdy dochodzili do domku Teresa powiedziała - spójrz w górę- to coś czego nie zobaczymy w Warszawie- niebo na gęsto usiane gwiazdami. Chodź mała, rozpalimy w kominku, założymy kurtki i wyjdziemy na balkonik pooglądać gwiazdy. Ależ tu cicho, aż dziwne - stwierdził.
Rozpalanie w kominku poszło gładko, bowiem drewno było już w nim "fachowo" ustawione, wystarczyło przytknąć zapałkę do garstki wiórków i......gotowe. Założyli kurtki i poszli na pięterko by wyjść na balkon. I był to bardzo dobry pomysł - z tej strony domku już był las i stali na balkonie zachwyceni ciszą, otoczeni starymi, wysokimi świerkami, z wygwieżdżonym niebem nad głowami. Miałeś świetny pomysł z tym przyjazdem tutaj - powiedziała Teresa otulona ramionami Kazika. Śpimy w tej sypialni czy wolisz na dole? - spytała. Na dole, bo wiem, że schody są twoją słabą stroną, twoje wszystkie kontuzje są pochodzenia schodowego - lekko uśmiechając się stwierdził Kazik. No przecież raptem tylko dwa razy miałam zbyt bliski kontakt ze schodami - raz to jeszcze w dzieciństwie, to się chyba nie liczy a w życiu dorosłym też tylko raz. Ale też wolę na dole. Chodź, zrobię jeszcze owocową herbatkę - skoro się "rozwydrzamy" to na całego. Mam herbatę malinowo- cytrynową i słodką wiśnię i rooibos waniliowy. Rooibos waniliowy - stwierdził Kazik. I mam jeszcze coś co lubimy oboje- ciekawe czy zgadniesz- zastanawiała się głośno Teresa. Słodkie, czy konkretne?- dopytywał się Kazik. Słodkie. Nawet bardzo słodkie. I ktoś mi to przywiózł z Niemiec. Miał przesiadkę we Frankfurcie. Normalnie musiałby facet przylecieć do Polski dwa dni później, ale puściłam go przez Frankfurt, bo to nie miało akurat wpływu na cenę biletu bo całość się mieściła w milażu. A to jeden z moich ulubionych branżystów- nigdy się nie wścieka że brak miejsc na taki termin, który mu pasuje, więc ma u mnie "chody". I jeszcze na tyle przytomny, że nie wręcza prezentu na oczach personelu, tylko mnie wywołał z pokoju telefonicznie. Nazwa tego słodkiego jest dwuczłonowa i po polsku to p.m. Nie mam pojęcia, powiedz, bo będę całą noc zgadywał. To pianki marshmallow. A jemu się spieszyło do kraju bo jego córeczka szła na usunięcie migdałków, więc chciał być w dniu zabiegu już w domu. To jedyny facet który jest normalny w tym biurze - nie wdzięczy się, nie podrywa, nie wykłóca.
Nie lubisz być podrywana? Dziwił się Kazik śmiejąc się jednocześnie. No popatrz Zik - jaka jestem dziwna- nie lubię być podrywana w pracy. Podrywanie koleżanek w godzinach pracy uważam za chodzenie na łatwiznę. Poza tym ja mam naprawdę spory młyn w pracy i każda pomyłka może zaowocować dużymi problemami i kosztami. Poza tym mam przez większość roku straszne ilości ludzi z zewnątrz. Przez kilka miesięcy w roku obsługujemy po 500 osób miesięcznie. No normalnie zgłupieć czasami można. I dlatego pewnie przez większą część roku chodzę stale wściekła. Do tego wszystkiego mam jakieś niedorobione dziewczyny, którym się wydaje, że są tu głównie do ozdoby a nie do roboty.
A do tego wszystkiego to muszę się słuchać głównie nie swego naczelnego ale cudzego i potem swojemu tłumaczyć dlaczego coś jest nie do przeskoczenia. Chciałam wyekspediować Roberta na kontrakt do kraju płacącego dobrymi pieniędzmi, bo wtedy wyjechałabym stąd na jakiś czas, no to widzisz jak to się porobiło. Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad zmianą pracy. Miałam jedną bardzo ciekawą pod względem finansowym propozycję, ale tylko pieniądze były w tym wypadku ciekawe- reszta absolutnie nie. Zwłaszcza, że nie mogli, lub nie chcieli sprecyzować co bym tam robiła. No a skoro mi nie powiedzieli co konkretnie miałabym tam robić to zaraz mi się zaświeciła czerwona żaróweczka w mózgu i odmówiłam. Robert się śmiał, że najbardziej to im się spodobało moje zacięcie do dochodzenia do sedna sprawy. Ale pomimo tego talentu nadal nie mam pojęcia kto mi nadesłał te urocze zdjęcia mego męża w akcji. Praca w każdym BRH daje sporo korzyści a do tego akurat w tym kraju to nasi robią różne interesy z miejscowymi. No ale dla mnie wyjazd na 2 lub 4 lata do Moskwy to byłaby katorga. Prawdę mówiąc to ja nawet nie wiem czy te zdjęcia to były z ostatniej jego bytności tam czy może wcześniejsze. Gdyby nie był goły to wiedziałabym, bo przecież od tego facet ma żonę by mu ciuchy na wyjazd szykowała.
Kazik objął ją i przytulił -wiem, że ci bardzo ciężko. Ale wiem, że nie da się tego odfajkować bezboleśnie. Połóż się na brzuszku, zrobię ci masaż rozluźniający, jesteś ogromnie spięta. Powiem to co ty często sobie i innym powtarzasz - co ma być to i tak będzie, nawet gdybyśmy nagle zaczęli chodzić na rękach. I nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Chcesz pierwsza iść do łazienki czy ja mam iść? Pójdę pierwsza, rano się kąpałam, szybko się uwinę. Gdy wyszła z łazienki Kazik pokazał jej, że są nowe naprawdę nocne lampki- dawały blado zielonkawe światło i były w listwie przypodłogowej za wezgłowiem łóżka. Nie raziły i mogły być włączone całą noc. Gdy wyszła z łazienki roześmiał się - kochana, wyglądasz w tej piżamce w misie na całe 7 lat. Właź szybko pod kołdrę, bo tu nie za ciepło. Gdy wyjdę z łazienki położę jeszcze koce na kołdrach, bo to pewnie jeszcze letnie kołdry. Gdy wrócił z łazienki Teresa już spała. Nakrył ją jeszcze kocem, sobie też położył koc na kołdrę, popatrzył jeszcze na Teresę i pomyślał - biedna mała a ja dureń ją jednak kocham.
O ósmej rano obudził się z przeświadczeniem, że spóźni się do pracy. I że coś kudłatego leży mu na szyi. Otworzył oczy i nieco zdębiał - to coś kudłatego to była głowa przytulonej do niego Teresy. Leżała bardzo dziwnie, głowę miała przytuloną do jego szyi a reszta Teresy leżała nieomal w poprzek drugiego łóżka. Obudził ją delikatnym głaskaniem po włosach mówiąc - śniadanie i pętla na nas czeka. W końcu cmoknął ją czule w czoło i przerażona wyraźnie Teresa otworzyła oczy. Ojej - gdzie ja jestem- dlaczego ja tak dziwnie leżę? Tesiu, a skąd ja mam wiedzieć dlaczego leżysz w poprzek łóżka? Obudziłem się bo coś kudłatego leżało na mojej szyi. Okazało się, że to ty, a że już ósma to zacząłem cię budzić. Trzeba iść na śniadanie i ruszać na pętlę albo na Połoninę Caryńską. Na Połoninę nie pójdę, bo przecież jutro idę do pracy, padłabym tam martwym trupem- stwierdziła Teresa.
Nie ma problemu - pojedziemy na Wielką Pętlę, to tylko 144 kilometry do przejechania. Zatrzymamy się w Cisnej, Kalnicy, Smereku, Lutowiskach, Ustrzykach Dolnych i zjedziemy do Leska no i stamtąd już hulniemy do Warszawy. Uwielbiam z tobą jeździć, bo nie marudzisz po drodze, żadne piciu, siusiu, gorąco , zimno. Jesteś cudownym towarzyszem do samochodu. I jak widzisz jakieś zagrożenie to mówisz o tym spokojnym głosem, zero paniki. Może dlatego, że jesteś naprawdę dobrym kierowcą i sama wiesz co kierowcę rozprasza. Jeśli będziesz chciała trochę poprowadzić to powiedz, w każdej chwili możemy się zamienić miejscami, a przestawienie fotela i lusterek to wszak żaden problem. Ale ja lubię być wożona, chociaż lubię też sama prowadzić. Ty czasem jeździsz za szybko, ja nie mam zbyt wielkiego zaufania do innych użytkowników drogi, trudno czasem przewidzieć jaki bezmyślny manewr odstawią i trochę się boję, że mogę wtedy nie opanować samochodu.
c.d.n.