środa, 13 lipca 2022

Trudny wybór - 61

 Sobotni ranek Adela spędziła na przeglądaniu swojej garderoby - Emil siedział w  "siadzie  skrzyżnym" na ich łóżku i przyglądał się jej uważnie, jako że Adela głównie była odziana  w  biustonosz i figi, a był to strój , który jego  zdaniem  wyjątkowo dobrze na niej leżał i, co najważniejsze, nie ukrywał  zbytnio jej  wdzięków.  Pod koniec  drugiej godziny Adela westchnęła - no i właściwie nie mam co na  siebie  włożyć.

A ty mi kochany nic w tym nie pomagasz, bo co tylko na siebie  włożę, to ci  się podoba i w końcu nie  wiem w co mam się ubrać. Przez te pracę na etacie  sekretarki mam całą tonę nobliwych garsonek i 1500 bluzek. Powiedz mi  chociaż w  czym ci się najbardziej podobam. No w tym co masz teraz  na  sobie. Adela wrzasnęła- no przecież  w tej  chwili jestem niemal goła, nic  nie mam  na sobie! 

No właśnie, mnie się właśnie  w tym stroju najbardziej podobasz, prawie tak  samo pięknie  wyglądasz jak  wtedy gdy jesteś  golutka.  A tak poważnie, to mnie naprawdę we  wszystkim  się podobasz, więc może wybierz coś, w czym tobie jest najwygodniej i w czym sama sobie się podobasz. A jeśli nie możesz  się zdecydować to możemy po śniadaniu wyskoczyć na miasto i może sobie na tę okoliczność zmiany pracy coś nowego kupisz? Faktycznie, ty chyba wcale nie masz  sukienek.  Pojedźmy na  zakupy, może i  ja sobie  coś przy okazji kupię, chociaż mało wymiarowy jestem. Nooo, dla ciebie  to trzeba  chyba dokupić trochę takich koszulek polo w lepszym gatunku. I może jakiś nowy pulower lub coś w rodzaju marynarki ale z dzianiny.

Bo lato szybko się  skończy i pozostanie nam dziesięć miesięcy pory przejściowej,  aż do następnego lata. I dobrze  byłoby kupić dla  ciebie jakieś mokasyny czy coś  w tym stylu.  I skarpetki, też już trzeba  je  wymienić. I może  zadzwońmy do rodziców, może oni też by się z nami  wybrali? No pewnie. A jak myślisz , już się obudzili? Adela zerknęła na zegarek- spokojna  głowa , oni już pewnie  drugie  śniadanie jedzą. Zakręcę do Heleny  i od  razu wybrała numer  Heleny. Umówili się, że za pół godziny pojadą samochodem Emila do centrum i odwiedzą  kilka  galerii handlowych.

Pogoda  była zupełnie  nie handlowa, dzięki czemu udało im  się  zaparkować na parkingu na Foksal, więc mieli w  zasięgu  kawałek  Nowego Światu i sklepy na jego  zapleczu i Chmielną. Adela całkiem  przytomnie  wskoczyła  w letnią  sukienkę zapinaną na  całej  długości na  guziki, co wywołało u Emila szczery entuzjazm i dopytywał  się, czemu ona  w niej nie chodzi. No bo ona jest bez  rękawów,  a ja  nie lubię  gołymi rękami opierać się o blat  biurka. 

A masz jeszcze tę sukienkę z fałszywym zapięciem  z tyłu? - spytała  Helena. Nieee, podarowałam ją koleżance, która się  nią  zachwycała. Mnie ona  denerwowała, bo każdy facet próbował mi rozpiąć ją  z tyłu w nadziei że nagle  zostanę w bieliźnie. A ona była zapinana z przodu na kryty zamek błyskawiczny. Miałam  chyba jakieś  zaćmienie umysłu, że ją wtedy  kupiłam. Gatunkowo była świetna, ale nie nadawała  się do kontaktu z prymitywnymi facetami.

Wbrew zapowiedziom Emila, że on taki "niewymiarowy" jest, udało się bez problemu kupić  dla niego dwie pary letnich spodni, które nie  były dżinsami, mokasyny z miękkiej skóry,( czarne)  i coś, co zdaniem Adeli było po prostu dość solidnie  zabudowanymi sandałami, a  etykieta  głosiła, że są to "sandały miejskie", co szalenie rozbawiło Adelę. Zastanawiała  się czy są i jak wyglądają w takim  razie  "sandały  wiejskie", a Emil stwierdził, że  zapewne  "sandały  wiejskie" to po prostu klapki uplecione  ze słomy. Wyrób  znany  zapewne odkąd ludzie  zaczęli uprawiać  zboże.

W jednej z galerii trafili na box szwedzko-niemieckiej  firmy MarcO'Polo. Ceny były wg Adeli powalające, ale gatunek odzieży bardzo  dobry. Kupili dla siebie w tym samym kolorze  cienkie pulowery, które można  było wkładać na  gołe  ciało i dla Emila krótką, już jesienną kurtkę, taką w sam raz do  samochodu. Cieplejszy pulower był jedynie  czarny w białe, nieregularnie  rozmieszczone i różnej szerokość i długości paski  i  nie podobał się  ani Emilowi  ani Adeli. I dobrze- tani nie  był. W Modzie  Polskiej, na stojaku z przecenionym towarem Adela wypatrzyła dla siebie  dżersejową sukienkę błękitną z karczkiem w paseczki błękitne, granatowe i białe, płaszczyk letnio-wiosenny  tkany w  "jodełkę" bladoróżową i popielato-perłową. Płaszczyk bardzo się jej podobał  i  z tego  względu, że można go było zapiąć pod  szyję, więc odpadał problem  szalika. I - cud  na Wisłą - nie  musiała go skracać! Kupiła również kostiumik  z dżerseju, ale nie jak jej dotychczasowe gładki, ale dżersej był tkany we wzór liści, które  były w trzech odcieniach  zieleni z brązowymi  "żyłkami". Gdy już właściwie "byli obkupieni", w jednym  ze sklepów Adela zobaczyła męską zamszową marynarkę w ciemno kasztanowym kolorze i choć się Emil bronił, że przecież ma garnitury, to Adela nie odpuściła. 

Gdy weszli do sklepu i Adela powiedziała, że są  zainteresowani tą  marynarką,  sprzedawczyni powiedziała, że to model dla wysokiego i  szczupłego mężczyzny. No właśnie, mąż ma powyżej 180 cm wzrostu a zatłuszczony  nie jest. Sprzedawczyni westchnęła i sięgnęła po tę marynarkę - leżała na Emilu jakby  szyta na  zamówienie, nawet rękawy nie były za krótkie i nie  wisiała  mu na brzuchu. I nawet Emil podobał się  sobie w tej marynarce. A jak pasowała do jego  oczu!  

Zakupy  poszły dobrze  nie tylko im, Piotr i Helena też nieco odświeżyli  swą  garderobę. A Helena "zdobyła" w sklepie Cepelii adres osoby, która może utkać maszynowo męskie kardigany lub inną część odzieży męskiej lub damskiej. Wracając do domu Adela  stwierdziła, że powinna koniecznie jeszcze  wpaść na  bazar przy  Puławskiej by kupić  nieco zieleniny i dokupić szynki. Jakoś tak  się zaplątała  pomiędzy bazarowymi budkami, że w pewnej chwili trafiła na budkę, w której  były  włóczki. W związku z tym obie z Heleną wysłały panów po wędliny a same utknęły w sklepiku z włóczkami. Wyszły stamtąd z całkiem pokaźnym zapasem włóczek i szczęśliwe tak, jakby te włóczki dostały  w prezencie  a nie  za pieniądze.

Panowie z kolei zakupili sporo wędlin i część z nich od razu wylądowała w  zamrażarkach. W charakterze lunchu były tego  dnia  lody z dodatkiem bitej śmietany i owoców. Po nieco spóźnionym lunchu wybrali  się do Parku Zdrojowego w Konstancinie. Pospacerowali dookoła tężni (należało przecież w jakiś sposób zrównoważyć bilans  energetyczny po zjedzonych lodach i śmietanie), pokrążyli nieco po uliczkach Konstancina przypatrując  się różnym obiektom wyraźnie opuszczonym i niszczejącym. 

Helena stwierdziła, że kiedyś marzyła o  tym, by mieszkać  w Konstancinie, ale jej znajomi, którzy mieli  tu domek  stukali  się wymownie  w  czoło, gdy  snuła  takie marzenia. Oni natomiast marzyli by się ze  swojego małego domku w Konstancinie wyprowadzić do bloku, których  kilka się wówczas  budowało. Aby pogrzebać Heleny "niedorzeczne  marzenia" zaprosili ją kiedyś by spędziła u  nich sobotę i niedzielę. Po sobotnim  myciu  się w lodowatej wodzie (przepraszamy,  ale grzanie wody elektrycznością  strasznie  dużo kosztuje) i  spędzeniu nocy z odgłosami  myszy buszujących w rzadko używanym  pokoju gościnnym Helena  zrozumiała, że  mieszkanie  w wolno stojącym  domku to bardzo droga przyjemność i nic dziwnego, że na te kilka bloków  mieszkalnych w Konstancinie  było 5 razy  więcej chętnych niż mieszkań, które  miały  być wybudowane.

A Piotr dodał- dom w Milanówku wybudował jeszcze  mój ojciec. Wtedy teren tam  kosztował niewiele i dość długo tak  było, bo aż do czasu  wybuchu wojny. Ale prawda  wygląda tak - wygodnie  się  mieszka w okolicy  dużego miasta  wtedy gdy  się jeszcze jest  młodym i ma się jakieś  zaplecze finansowe. A im  człowiek  starszy tym gorzej  jest  mieszkać poza miastem. Tu wychodzimy  z domu i w ciągu 10  minut można  zrobić  zakupy. Jeśli się  coś dzieje  ze  zdrowiem to nie ma problemu z wezwaniem  pomocy- teraz to już nawet przyjeżdżają i z prywatnych klinik, bo  wszystkie  współpracują z NFZ-etem. Jeśli masz własny dom, to  kosztują cię wszystkie naprawy. Nie jest również łatwo ogrzać budynek  wolnostojący - to bardzo  duży   koszt. Oczywiście, tu płacimy za techniczne  utrzymanie  budynku,  za wodę (kiedyś nie  było obliczane   zużycie wody, teraz  jest) ale i tak  mieszkanie  w bloku jest znacznie mniej   kosztowne  niż w budynku wolnostojącym. I szczerze mówiąc wcale a wcale  nie tęsknię  za domem w Milanówku. Jakoś mi nie tęskno ani  za bólem  głowy spowodowanym  zakupem opału na  zimę ani za jego zrzuceniem  do piwnicy, nie tęsknię też za sprzątaniem chodnika przed  domem, wizytami kominiarzy ani za naprawą dachu przynajmniej  raz  w roku. I bardzo  się cieszę, że udało się  go dobrze  sprzedać. Właściciele domów przeżywają  w życiu dwa razy super  radość - pierwszy raz gdy kupią wymarzony dom,  a drugi  raz gdy go sprzedadzą.

A może dziś na kolację  "Starszyzna" przyjdzie  do nas? - zaproponowała  Adela.  Zrobię  dziś zapiekankę z cukinii. Z curry, bez mąki i bez  żółtego  sera. Samo  zdrowie. Przyjdziecie? Oczywiście można to jeszcze wzbogacić  paseczkami szynki. A jak tą cukinię przygotujesz  do pieczenia? w plastry? Nie, nie w plastry, zetrę na dużych oczkach. To młode cukinie, dobrze  się dają  zetrzeć.  Do startej  cukinii dodam curry, sól czosnkową,  trochę płatków owsianych i oczywiście jajka. I to na blasze zapiekę. W trakcie  pieczenia pokroję cieniutko szynkę w paseczki i po wyciągnięciu z pieca, już na talerzach posypię to  szynką. Brzmi doskonale- stwierdziła  Helena. To my przyniesiemy beziki, z ksylitolem. I lody. A masz orzechowe? Mam jeszcze, przyniosę. A po kolacji to chyba  będziemy musieli iść jeszcze na  spacer albo w ramach   gimnastyki umyć samochód- stwierdziła  Helena. 

No to nie przynoś bezików i lodów. Po tej  zapiekance nie będziemy przecież  głodni, będą w niej jajka, po  dwa na twarz.

Jak  zwykle o ósmej wieczorem na stół  "wjechała " kolacja. To naprawdę jest  cukinia?- spytała  Helena  po pierwszym kęsie. Naprawdę,  mogę ci nawet obierki  pokazać. To bardzo młoda  cukinia a poza tym jest sporo curry i zamiast przeciskać   czosnek przez  praskę pokroiłam w cienkie płatki- to też  daje wtedy inny nieco  smak. A ja tu nie  czuję wcale płatków owsianych- zauważył Emil a przecież ci je  dałem do ręki. No bo to są drobne  płatki, tzw. górskie. Poza tym pergamin  wysmarowałam  porządnie masłem klarowanym, więc się te  wszystkie  składniki dobrze  pomieszały. A masło tym razem robiłam  sama. Wydaje mi się, że jest  smaczniejsze od tego sklepowego.  Poza  tym  zauważyłam, że curry  świetnie  się komponuje  właśnie  z jajkami. Muszę któregoś dnia zrobić kotlety jajeczne właśnie  z curry.  Oj zrób, zrób, mogę ci nawet pomóc w robieniu, zapewniła ja Helena.  No to jeśli chcesz pomóc to mi tylko zrób bułkę tartą ale nie  z bułki a z płatków śniadaniowych, kukurydzianych. Bo ja  nie  mam w  czym ich utłuc. Albo je wrzuć do blendera. A płatki to  u mnie są i to  dużo.  Muszę  sobie kupić blender taki  kielichowy.

Maleństwo, przecież mogliśmy  dziś kupić ten blender, czemu nie  powiedziałaś? Bo myślałam  o ciuchach  a nie o robieniu kotletów. A poza  tym jeden blender na  dwa domy wystarczy. Ja prawie  nic nie  miksuję, ciocia też rzadko.

                                                                   c.d.n.