poniedziałek, 24 lipca 2023

Lek na wszystko? - 166

 Gdy już kończyli poobiednią kawę zaterkotał smartfon Kazika - telefonowała Teresa pytając się,  czy już skończyli rozmowy braterskie  i o której obaj przyjadą do nich do domu. Bo wprawdzie Kris nie jest  już mężem Aliny, ale nadal jest stryjkiem Alka, więc byłoby  miło, gdyby wpadł  odwiedzić swego bratanka. Tylko niech nie czaszkuje nad jakimś prezentem dla Alka - bo prezentem ma  być sama obecność stryjka. I jeśli jeszcze nie jedli obiadu to nie problem, bo w domu jest  jedzenia na pułk  wojska, a poza tym tata się nie może nadziwić, czemu siedzą gdzieś na mieście a nie u nich w domu. Kazik  w odpowiedzi  dał telefon Krisowi mówiąc - to Teresa, ma coś  do ciebie. Gdy zgłosił się Kris Teresa powiedziała, że mają jak najprędzej przyjechać, jeśli są głodni to będzie dla nich obiad, a jeśli nie, to coś dobrego deserowego i powtórzyła to co mówiła przedtem mężowi. Telefon wrócił w ręce Kazika, który powiedział żonie - twoje życzenie jest dla nas rozkazem, ureguluję  tylko rachunek i pojedziemy do domu. Gdy już wychodzili Kris powiedział - nie podejrzewałem, że jesteś tak posłusznym mężem. Kazik  się uśmiechnął  mówiąc - gdy kiedyś spotkasz miłość  swego życia też będziesz posłusznym mężem- tak to jakoś jest. Myślisz, że kiedyś uda mi  się spotkać taką kobietę? Myślę że tak, tylko czasem trzeba nieco zmienić tok  swego myślenia, a czasem i kryteria oceny. Zostałem w domu dobrze  przygotowany do bycia z kobietą pod względem "medycznym" ale zupełnie  nie wiedziałem, że kobiety wcześniej  dojrzewają od nas pod  względem psychicznym, że szesnastolatka to już jednak nie  dziecko i szukałem dla siebie dziewczyny nie dostrzegając  zupełnie tej, którą  miałem na  wyciągnięcie ręki. Zadbano byśmy poznali fizjologię kobiet ale nie ich psychikę. Masz na mysli Tesię?- spytał Kris.  Tak, przez błędny tok rozumowania wybrałem Ankę, a Tesia wydała  się za tego sk..., to znaczy za Roberta i to głównie  dlatego, że ja nie dostrzegłem  w niej kobiety, tylko wciąż widziałem małą  dziewczynkę.

Po drodze Kris gdzieś się "zgubił" i Kazik podejrzewał, że brat po prostu zrezygnował z wizyty u nich i zły jak osa, głównie na siebie, bo nie  da  się ukryć, że nie był najmilszy dla brata, zatelefonował do Tesi, że już jedzie na parking i że Kris gdzieś mu po drodze  zaginął. 

Nie  szkodzi,  znajdzie  się, pewnie gdzieś pod światłami utknął- pocieszyła go Teresa. Kazik wjechał na górę i w kwadrans  później dotarł Kris. Od  razu było wiadomo gdzie zaginął  - w jednej ręce trzymał bukiet kwiatów dla Tesi w drugiej włoskie lody. A ja już cię obsobaczyłem, bo myślałem, że zwiałeś - powiedział Kazik. Alek odstawił na cześć Krisa jakiś tajemniczy taniec, którego głównym  elementem były podskoki, potem była jego specjalność czyli "ukochiwanie" i widać  było po minie  Krisa, że  się nieco wzruszył.

Ponieważ Alka aż rozsadzała radość z przyjazdu Krisa pozwolono małemu by rozładował nadmiar swych emocji i przez pół godziny Alek  "ćwierkał" jak nakręcony - opowiadał co robią razem z Tadziem na placu zabaw, pochwalił się, że już umie odczytać która jest godzina, że liczy do trzydziestu,  że umie pisać   swoje imię i nazwisko, że z dziadkiem Tadkiem ogląda filmy przyrodnicze, opowiedział całkiem  składnie jak czekał z rodzicami "aż przyjdzie Nowy Rok" i stwierdził, że bardzo lubi gdy nie ma pogody na  spacer, bo wtedy "trochę się wichrują z Tadzisiem na loggii" a potem z obydwoma  dziadkami oglądają filmy o zwierzakach, ale nie bajki, to są filmy z różnych ogrodów zoologicznych na świecie- tłumaczył z wielkim przejęciem Krisowi. 

A co to znaczy, że oni się "wichrują"na loggii? - zapytał Kris. To znaczy,  że się "wietrzą"- wyjaśniła Tesia. Po prostu gdy jest  marna pogoda, pada lub zbyt silny wiatr to siedzą  na naszej loggii i jedno z okien, od  strony , z której nie  wieje wiatr  jest otwarte, a oni trenują marsz w miejscu. Loggia z tymi przesuwanymi oknami jest świetnym wynalazkiem - i to przez  cały rok- stwierdził Kazik. Nie powiem, że była to tania inwestycja bo kilka tysięcy na to poszło.  A te naklejone sylwetki ptaków to odstraszacze, żeby nam tu gołębie lub mewy nie przylatywały i nie  waliły na oślep w szyby. A skąd tu mewy? -zdziwił się Kris- przecież  do morza to tak drobne 300 km jest. Przylatują tu  z nad Wisły- to przecież też  woda. Ludzie dokarmiają tu jak rok długi gołębie i drobne ptactwo, a ptaki jak raz  dostaną w jakimś miejscu pokarm  to zawsze potem w to miejsce  przylatują. W kilku miejscach  są duże karmniki. Tyle  tylko, że najczęściej jest  w nich pokrojone w kostkę czerstwe pieczywo.  Ja im podrzucam do tego karmnika różne dla nas mało jadalne  części mięsa utytłane w płatkach owsianych a dla drobnego ptactwa kupuję kaszę jaglaną i  różne nasiona i dokarmiam nią sikorki. I dzielę  się z nimi orzechami, pestkami słonecznika itp. I kupuję takie kolby , w których w smalcu są utopione różne nasiona i pestki i orzechy. Na dole, na trawniku z tej  strony bloku jest "mini wiata" dla ptaków- pod daszkiem  są wiszące  w siateczkach przysmaki i korzystają z tego właśnie  drobne ptaszki, a jest ich tu sporo. Sikorki to jak ja- gustują  w orzechach laskowych.

To taka Matka Teresa od ptaszków  z ciebie- zaśmiał się  Kris. Nie miałem pojęcia, że tak lubisz ptaki. Lubię, ale nie w mieszkaniu. Lubię je obserwować. Znam kogoś, kto ma w domu od wielu lat papugę- taką śliczną , dużą, kolorową arę. Klatka dla niej była robiona na  zamówienie, ja bym się  w niej swobodnie zmieściła.  Ara kosztowała właściciela drobne 15 tysięcy złotych i jej utrzymanie tanie nie jest. No ale facet wybrał za towarzyszkę życia papugę gdy się rozszedł z żoną. Jak  stwierdził to utrzymanie papugi i tak jest nieco tańsze niż było utrzymanie żony. Gdy wraca  z pracy do domu to otwiera  klatkę i papuga  się rządzi. Ona waży kilogram, więc to kawał ptaka. A gdy rozłoży skrzydła to one mają ponoć metr w pełnym  rozłożeniu. Przez papugę nigdzie  nie wyjeżdża, bo ona nie chce jeść gdy go nie ma  w domu. Na urlopy też nie jeździ bo chyba  musiałby mieć jakiś duży kamper. Wiesz taka ara to żyje i 50 lat gdy jest  dobrze hodowana. Gdy on się kładzie i bierze do ręki gazetę to ona chwyta drugą, swoją gazetę i kładzie  się obok niego, na grzbiecie na poduszce i też czyta gazetę.  Jak ja byłam u niego z koleżanką (żeby obejrzeć  to cudo) to mi siedziała na ramieniu i mi robiła  dziobem przedziałki we włosach. I robiła  to całkiem delikatnie. To naprawdę piękne ptaki i całkiem mądre. Ale jak  się rozedrze to można się wystraszyć. Przybory do pielęgnacji jej pazurów to kupował gdzieś na  Zachodzie i oczywiście tylko on może jej obcinać pazury. No i facet musi codziennie czyścić jej klatkę. Jak twierdził to od  dziecka  marzył o dużej papudze.No i ma. 

A podobno nasza pielęgniarka środowiskowa z naszej osiedlowej przychodni to ma mnóstwo drobnych ptasząt w domu - nie wiem ile  w tym prawdy, bo ja jej a oczy nie widziałam, ale ona ma dwupokojowe mieszkanie, ona mieszka w małym pokoju a w tym większym 16-metrowym to ma ptaszarnię czyli kilkanaście  klatek  z ptakami, wszystkimi które można nabyć  w  warszawskich sklepach zoologicznych. I ma też małe gatunki papużek. Więc jak widzisz  jeszcze mi daleko do ptasiej matki Teresy.

No ale masz inne zalety-stwierdził Kris. Jasne - zgodziła  się z nim Teresa - tylko nie zapominaj, że niemal wszystko z daleka wygląda znacznie piękniej niż z bliska i codziennie. Każdy z nas ma jakieś  wady i jakieś zalety. Tacy są ludzie. Podobno nawet nałogowi mordercy miewają dobre cechy, nie  tylko te złe. 

Myślę, że wiele  razy życie nas przerasta,  a może po prostu mamy pecha- stwierdził Kris. Przerosła mnie choroba Aliny. Pogubiłem się kompletnie. Bo do tamtej chwili to znałem tylko choroby fizyczne. A tak na marginesie - Anisa jest po operacji onkologicznej, już ma końcówkę chemii. I nie wróci do Algierii, bo nie będzie mogła mieć  dzieci, no chyba że adoptuje. Więc zostanie na stałe we Francji. To jednak bardziej cywilizowany kraj. Jak twierdzą lekarze decyzja o operacji została podjęta w  samą porę. To dzielna babka, cieszy się, bo zdaniem lekarzy po badaniach stwierdzono, że jest wolna od  raka.

Tesiu, czy mógłbym z tobą chwilę porozmawiać? Tak, oczywiście. Pomożesz mi przy okazji w kuchni, żebym po stołkach  nie  skakała. W kuchni niemal szeptem zapytał Teresę co Alek wie na temat rozwodu jego i Aliny. Wie tyle, ile można wytłumaczyć małemu dziecku. Wie, że ludzie się kochają albo wydaje im się, że się kochają a po jakimś czasie okazuje się, że się pomylili w  swych uczuciach i się rozstają i tak się przytrafiło tobie i Alinie. No a potem Paweł i Alina lepiej się poznali przed swym ślubem niż wy, wzięli ślub i teraz Tadziś mówi do Pawła tata, bo Paweł go tak kocha  jakby był od  zawsze jego tatą.  I poza tym powiedzieliśmy mu, że to nie  zmienia faktu, że ty nadal jesteś jego stryjkiem/wujkiem i nadal go kochasz tak jak kiedyś. Widzisz coś niewłaściwego w takim wytłumaczeniu małemu dziecku tej trudnej de facto sytuacji?  

Na szczęście dla Tadzia on był jeszcze na tyle mały i tak lgnący do Pawła, że mu całkowicie wyleciałeś  z głowy. Z grubsza rzecz ujmując jesteście z Pawłem do siebie zewnętrznie dość podobni, a ty wtedy tak mało się  zajmowałeś Tadziem, że się maluch pogubił. A Paweł, który całe dzieciństwo wychowywał  się bez ojca i zawsze o nim  marzył  wiedział  czego dziecko oczekuje  od ojca i otaczał go opieką. Nie da  się ukryć, że ojciec dla takiego dwulatka jakim był wtedy Tadziś jest bardzo potrzebny, jest dla niego ostoją i  wzorcem. Mama owszem potrzebna, utuli, popieści, nakarmi, ale gdzieś w podświadomości maluch czuje, że jego wzorcem do naśladowania jest ojciec. To samo było gdy Alek był młodszy - ja owszem, byłam przydatna, ale on był nastawiony na powielanie zachowań  Kazika. Do dziś pamiętam jak Tadziś po raz pierwszy powiedział do Pawła "tata" - byliśmy z dziećmi nad Zegrzem i Paweł podniósł Tadzia i udawał, że mały lata nad  wodą i gdy go postawił na nóżki Tadziś zawołał "tata, jesce" i ten tata w słowniku Tadziowym pozostał.

Rozumiem -  powiedział Kris. A tak w ogóle to znów jestem twoim dłużnikiem - przeszedłem tę psychoterapię zdalnie,  ale skutecznie. Nie umiem ci nawet powiedzieć jak cię podziwiam. Widocznie lubisz  niepiękne i zołzowate - stwierdziła ze śmiechem Teresa. No właśnie- chciałbym poznać właśnie taką  zołzowatą jak ty, ale  mam podejrzenie, że jesteś unikatem. To nie rozglądaj się za bardzo ładnymi babkami bo taka obrazkowa uroda jest często tylko maską  kryjącą miernotę. I następnym  razem nie żeń się tak szybko. I jeśli jeszcze kiedyś postarasz  się o dziecko, to zapamiętaj  sobie, że do dziecka trzeba  mówić od pierwszego jego samodzielnego oddechu.To nie istotne, że ono nie rozumie słów, to jest po prostu nawiązywanie kontaktu.

Do kuchni wszedł Kazik, spojrzał na brata i zapytał - znów cię moja żona opieprzyła? Bo masz jakąś taką dziwną minę. Nie, poprosiłem Tesię by mi powiedziała co Alek wie o mnie i Alinie. I tak naprawdę to jestem wzruszony, że nie skreśliła mnie z listy rodziny. Bo 3/4 osób które znam tak by właśnie postąpiło.

To znasz jakieś męty a nie porządnych ludzi. Widocznie każdy musi nauczyć się na własnych błędach. Teraz zapewne już wiesz, że szybki ślub nie jest najzdrowszym rozwiązaniem. My też nauczyliśmy się kilku  rzeczy na  własnych błędach. Kiedy wyjeżdżasz do  Krakowa?  Jutro rano. Będę się już  zbierał, muszę jeszcze spojrzeć w papiery,  a chcę wyjechać wcześnie z Warszawy. Bo może bardziej mi się będzie opłacało pojechać   wczesnym pociągiem niż tłuc się samochodem i głowić  się gdzie  zaparkować. Mam plan Krakowa, popatrzę po adresach gdzie co jest , bo może wszystko jest w centrum to nie będzie mi pasował samochód. Dawno nie byłem w Krakowie. My też nie, ale mnie jakoś do Krakowa nic  nie ciągnie powiedział Kazik. To daj rano cynk czym jedziesz -poprosiła Teresa. I kup dla nas w Krakowie precle z makiem - Alek je uwielbia.

                                                                   c.d.n.