wtorek, 14 marca 2023

Lek na wszystko? -72

 Dzień , w którym Kazik odwoził do Nałęczowa tatę i  i jego przyjaciółkę  z  psem, utkwił w pamięci Teresy na dość długo. Nie dość, że bardzo  nie  lubiła, gdy Kazik gdzieś wyjeżdżał bez niej to na  dodatek  miała   niemiłe  spotkanie. Gdy przechodziła z Alkiem  w  wózku obok "pętli" autobusowej , natknęła  się na swą  byłą teściową, która właśnie  wysiadła  z autobusu. Teresa pochłonięta opowiadaniem dziecku o tym, że autobus tu tylko chwilkę postoi i potem wsiądą do niego  nowi pasażerowie i autobus z powrotem pojedzie  do centrum  miasta, nie  zauważyła swej byłej teściowej, która zniecierpliwiona faktem, że Teresa jej  nie  zauważyła przyspieszyła kroku i powiedziała:  nie udawaj, że mnie  nie widzisz- przyjechałam do Roberta, nie do Ciebie! 

Na dźwięk jej mało miłego  głosu, Teresa przystanęła i obejrzała  się. Do Roberta?- zdziwiła  się - przecież Robert tu  nie mieszka już od  kilku lat, on  zapewne mieszka w Moskwie. Mina byłej teściowej wskazywała  nieme i wieeeelkie zdumienie. Jak to? w Moskwie? Proszę pani- spokojnie odpowiedziała Teresa-  ja nie mam pojęcia gdzie aktualnie Robert  mieszka czy też  przebywa, bo ostatni raz widziałam go  kilka lat temu, gdy wybierał się na placówkę do Moskwy. I od tamtej pory, czyli od orzeczenia przez  sąd naszego rozwodu nigdy  więcej go już  nie widziałam. Więc proszę mnie  nie pytać o to, gdzie on jest, bo ja nie wiem, to raz, a dwa, że to mnie  zupełnie  nie interesuje. 

Była teściowa wyglądała tak, jakby się udławiła zbyt dużym "gryzem"  chleba  lub kartofla a na dodatek zrobiła  się trupio blada. Teresa, nieco wystraszona jej wyglądem powiedziała: proszę chwilę odpocząć  i wrócić do  domu. Ja naprawdę nie wiem gdzie jest mój były mąż. Jeśli pani go  szuka, to musi pani to zgłosić na policji, oni pani pomogą. Gdy się rozwodziliśmy to szykował się na placówkę w Moskwie. A tak przy okazji do pani  wiadomości - sąd orzekł, po jednej rozprawie, że to Robert był winny rozpadowi naszego małżeństwa.  Żegnam- powiedziała i szybkim krokiem odeszła z dzieckiem. Na wszelki wypadek  nie poszła  w stronę swego domu,  ale jeszcze pokrążyła po osiedlu, co jakiś czas oglądając  się, czy nie idzie  za nią była teściowa. 

Gdy Teresa  wróciła do mieszkania od  razu zatelefonowała do taty z pytaniem, gdzie aktualnie  są i dowiedziała  się, że najdalej za kwadrans  będą już na  miejscu. Tato, poproś Zika, by do  mnie  zadzwonił nim  wyruszy w  drogę powrotną. Spotkałam matkę Roberta, ona go szuka. Ale  nie mów mu tego, sama mu to powiem. Ściskam was.

W pół godziny później zatelefonował Kazik, że już ulokował tatę i  sukę,  Jadzia też ulokowana już w swoim sanatorium, a on już jest w drodze powrotnej. O, to fajnie, - ucieszyła  się  Teresa. Tylko błagam  cię,  nie szalej  za kierownicą. No pewnie, że nie będę  szaleć, tu nie ma gdzie poszaleć, ale na  szczęście  ruch jest  nieduży. Pewnie za dwie  godziny będę  w domu,  jeśli  nie będzie  po drodze żadnego korka. Jeśli po drodze będą stali z jabłkami to kupię, dobrze? No pewnie, kup, zgodziła  się Teresa.

Spotkanie byłej teściowej  nieco  ją zdenerwowało. To znaczy, że tata naprawdę ją widział a nie jakąś podobną kobietę. To bardzo dziwna sprawa- pomyślała- wprawdzie Robert nigdy  nie  wtajemniczał swej matki w  swoje  sprawy  służbowe,  ale nie podejrzewała,  że mógł wyjechać na placówkę nie informując o tym swojej matki. Bo jakby nie  było, była to raczej "nobilitująca sprawa", a Robert  lubił  się chwalić  tym jaki jest ważny. Zdaniem Teresy nie miał też powodu by utrzymywać w tajemnicy fakt, że się rozwiedli.  Nie była  wszak uwielbianą  synową  matki Roberta. Przeleciała  w myślach wspólnych  znajomych, którzy  mogliby coś o nim  wiedzieć ale  nikt jakoś nie wpadł jej do głowy a poza tym to jej nie  zależało na rozwiązaniu tej  zagadki.

Kazik, tak jak przewidywał, przyjechał po dwóch  godzinach i przywiózł kilka kilogramów jabłek, które wyglądały  niezwykle zachęcająco. Gdy zjedli obiad Teresa opowiedziała mężowi o swym dziwnym spotkaniu. Kazik też był tą historią zdziwiony.  

No wiesz- jakoś mi się  to wszystko kupy nie trzyma - wiem, że nigdy nie był miłym facetem, no ale  nie  mieści mi się w  głowie, żeby syn nie powiedział matce, z którą  mieszka, że wyjeżdża na placówkę zagraniczną. I tak  samo to jakieś dziwaczne, że nie powiedział ani słowa, że się z tobą rozwiódł. To w całości jest jakieś chore. A może ona po prostu sfiksowała- podobno zdarza  się to kobietom po menopauzie - stwierdził. 

Nie mam pojęcia - stwierdziła Teresa- ale gdy jej powiedziałam, że Robert tu  nie mieszka i że pewnie mieszka  w Moskwie to omal  nie padła  ze zdumienia. Zbladła  niczym trup, bałam  się, że może za moment zemdleje i dopiero  miałabym tam cyrk z nią. Jeszcze nigdy tak  szybko  nie  szłam z wózkiem. Na wszelki wypadek pokrążyłam po osiedlu co chwilę sprawdzając, czy nie idzie za mną. Czyli tata ją widział przy naszym drugim  mieszkaniu,  a nie kogoś podobnego. Nie wiem, czy gdyby faktycznie  sfiksowała to pamiętałaby  nasz  adres, tym bardziej, że ona  chyba nigdy u nas, gdy tam  mieszkałam z Robertem to nie była. A nawet jeśli była to najwyżej raz i to bardzo, bardzo  dawno, na samym początku. Dobrze, że chociaż to blisko, to jednak w nieco innej części osiedla. A o małego się  nie  zapytała? - dopytywał się  Kazik.  Nie, bo była zaskoczona wielce tym, że Robert  tu nie  mieszka i tym, że pewnie jest w Moskwie. No i jeszcze jej poradziłam, że jeśli szuka swego syna, to powinna  się z tym zwrócić do policji, oni jej pomogą.

Ja nawet nie mam do kogo zatelefonować by się dowiedzieć co się stało z personelem, który przed prywatyzacją  CHZetów był oddelegowany do pracy w branżowych BRH.  Gdyby  mi bardzo zależało to mogłabym się  spytać Franka, on pewnie  wie, no ale mi na tym  nie  zależy.

Kazik przytulił mocno Teresę - no cóż - nie da  się ukryć, że oboje mieliśmy dość dziwnych pierwszych partnerów. No i  nie zdziw się gdy kiedyś jakiś  policjant wpadnie tu zapytać  się czy  aby  nie przechowujesz w piwnicy Roberta żywego ewentualnie  w postaci zwłok - roześmiał  się. A pani Jadzia powiedziała,  że z Nałęczowa odbierze ich jej syn. Jeśli nam  się będzie  ckniło za tatą  to możemy w któryś weekend tam podjechać. To tylko 158 km od nas. 

No jasne- roześmiała  się Teresa- to tuż za rogiem, zaraz za piekarnią, wystarczy  się  tylko bardziej wychylić  z okna i już widać Nałęczów. W najbliższy weekend  to będzie "parapetówka" u Pawełka.  Nawet  nie masz  pojęcia, jaki dzieciak  z siebie  dumny, że zdecydował  się jednak mieszkać  sam a nie  z ojcem w jednym mieszkaniu. A Jacek chce  sobie kupić nowe  meble i  nie będzie to dąb na  wysoki połysk a raczej IKEA, bo chce  zerwać czy też pogrzebać  przeszłość- tak powiedział Pawłowi. I ponoć Młody mu powiedział, że nie uda  mu się uciec od przeszłości, bo przecież Paweł jest dowodem jego przeszłości. Popatrz jaki wygadany się zrobił.   

No fakt, ale to przecież prawda- stwierdził Kazik. To mądry chłopak i dobrze, że Jacek nie stara się natychmiast  wskoczyć w mundurek ojca a raczej przywdziewa  strój starszego nieco kumpla. On ma spore doświadczenie i był bardzo przez  chłopaków lubiany, chociaż był bardzo wymagający. Ale miał tę zaletę, że nadawał zawsze jasne, czytelne komunikaty i jeśli musiał któregoś z chłopaków opieprzyć tak z góry na  dół i nazad, to  zawsze to robił w  cztery oczy a nie przy innych. I ma jeszcze jedną zaletę - jeśli się w czymś pomyli to zawsze  się do tego przyzna. Bo - jak twierdzi - nie ma ludzi nieomylnych. Bóg też się nieco pomylił stwarzając  człowieka.

A co kupimy Pawłowi na nowe miejsce   zamieszkania?- spytał Kazik. Ja już wymyśliłam - Młody w tajemnicy przed ojcem dał mi do poczytania pamiętnik  swojej mamy. Ona ogromnie Jacka kochała. Wiedziała, że Jacek jest  z  szalenie biednej rodziny, że jego rodziców nie stać na to, żeby studiował i on dlatego wstąpił do woja. I że nie stać go będzie na założenie  rodziny, więc gdy  "wpadła" postanowiła,że sama dziecko wychowa. I wychowała. To nie było tak, jak nam powiedział, że zrobił rodzicom na  złość.  To była z jego strony przemyślana decyzja.   A ja w tym pamiętniku znalazłam dwa zdjęcia jego mamy i nie pytając  się Młodego o  zgodę   poprosiłam Elę, z którą kiedyś chodziłam na  angielski, żeby zrobiła  mi z nich portrety. Jeden to szkic ołówkiem, drugi- farba   akrylowa. Teraz są w oprawie u osiedlowego fotografa, w tygodniu odbiorę. I to będzie prezent od nas dla obu- portrety. Na  wszelki wypadek obydwa  zdjęcia cyknęłam komórką. Poza  tym nie  wiedziałam  jak Elce  wyjdą te portrety, bo nie  zawsze się jej udawały- ona nie kończyła Akademii Sztuk Pięknych, kompletny  z niej  samouk. Zobacz - ładna  była, zresztą Pawełek też jest ładnym chłopakiem.   Gdyby się  nie udały to dałabym do  zrobienia odbitki na płótnie- wyglądają wtedy jak obraz.   Ale udały  się  Eli. Chciałam  jej  zapłacić- w końcu się   nieco napracowała, ale ona  stwierdziła, że dla  niej samo malowanie to wielka  frajda i nagroda. I obiecała mi, że gdy Alek będzie  trochę starszy to go namaluje i to ze  zdjęcia, bo maluch  nie  wysiedzi tyle  czasu ile będzie jej potrzebne. Podobno  dzieci  się strasznie  ciężko maluje.

No pomysł dobry, ale czemu mi nic nie powiedziałaś? Bo nie  wiedziałam czy się Elce udadzą, bo w końcu  czasu miała  mało. No i nie byłam pewna,  czy się przypadkiem nie  wygadasz. A teraz to się już przestałaś bać, że  się wygadam? Teraz to się z nimi zobaczysz dopiero w  sobotę-  zaśmiała się Teresa. Jacek zjedzie dopiero późnym wieczorem w piątek. A Młody w tym tygodniu będzie po coś  w Gdańsku, chyba będzie podpisywał z najemcami umowę i któryś  kolega ma  "mieć oko" na to  mieszkanie. I też zjedzie dopiero w piątek wieczorem. A w sobotę rano to będą zajęci  szykowaniem parapetówki. Jacek się odgrażał, że przywiezie jakąś dobrą wyżerkę od siebie. I na pewno będzie  bardzo zmartwiony, że nie będzie taty, bo on  raczej nic o  tym  nie wie, że tata pojechał się kurować do sanatorium.

Nie  miałem pojęcia, że nasz osiedlowy fotograf  oprawia obrazki. No właśnie- wpadłam  do niego i zamarłam  ze  zdumienia- mają teraz na  sprzedaż albumy do zdjęć i spory wybór ramek do zdjęć. I jeszcze sobie zafundowali kserokopiarkę i w  razie   czego można sobie u  nich  zrobić ksero w formacie A3 - w końcu nie każdy ma w  domu komputer a do  niego urządzenie wielofunkcyjne. I zwierzył mi  się, że zastanawia  się nad oprawianiem prac, np. magisterskich, bo najbliższy taki punkt jest od  nas  daleko.  Taki obrotny z niego facecik. A to ksero to ma też kolorowe. I podobno ma być kawiarnia w tym lokalu,  gdzie  był sklep ze  słodyczami. Sklep  ze słodyczami  został "zagryziony" przez spożywczak, który drastycznie obniżył ceny słodyczy i ludzie przestali u  nich kupować i kupowali tylko w  spożywczaku. Ciekawe  jaka to będzie ta kawiarnia bo na moje oko to tam  może stać góra 5 stolików, takich na  dwie  osoby. A hotele robotnicze mają być teraz normalnymi,  aczkolwiek dość tanimi  hotelami.  I jeszcze mi obrotny facecik  doniósł, że w tych nowiutkich blokach po drugiej  stronie są bajecznie  drogie   mieszkania, a w jednym  z  okien wisi anons, że sprzedają mięso ze strusia.  No  nieźle, śmiał się  Kazik. Nie mam pojęcia jakie  walory ma  mięso ze strusia, ale chyba  nie będziemy go próbować. Indyk nam  jak na  razie wystarcza. Ale to  nie wszystkie nowiny - śmiała  się Teresa- podobno będzie zainstalowany "mlekomat" i będzie  można  kupić świeże mleko do własnej butelki. I zmienił się właściciel kwiaciarni. I to już wszystko? -śmiał się  Kazik. Nie wiem, bo wyszłam zmęczona nowinami. Ale Alkowi bardzo  się u tego pana podobało, bo był włączony duży ekran TV i szedł jakiś  film z psami. Odbiorę te oprawione obrazki i  długo  mnie pan obrotny  nie  zobaczy.

                                                               c.d.n.