poniedziałek, 12 grudnia 2022

Lek na wszystko? -24

 Trzeba przyznać Frankowi, że gdy opuścił swoje żoliborskie mieszkanie zostawił je w nienagannym  stanie. Alina była  zachwycona. Wymeldowała  się z Otrębusów, zameldowała  się na Żoliborzu jako właścicielka  mieszkania. Teresa załatwiła jej wizytę u swojego lekarza ginekologa, który wpierw  ją skierował na  badania ogólne i dopiero gdy miała  wszystkie  wyniki przebadał specjalistycznie, a ponieważ nie  miała  zamiaru natychmiast  bawić  się w produkcję  dzieci, przepisał tabletki, takie same  jakie brała dotychczas Teresa. 

Teraz Teresa i Kazik podjęli decyzję o powiększeniu rodziny i Teresa  miała okres przejściowy, oparty na   antykoncepcji barierowej, który już się kończył i zacznie  się oczekiwanie na zajście w ciążę. Oboje  byli  szalenie tym przejęci i  zajęci przestrzeganiem zdrowej diety i nie  zarywaniem nocy, spędzaniem  czasu na spacerach. Krystian kibicował im  całym sercem. Oczywiście omówił z Aliną kwestię czy i kiedy oni się zdecydują na  dziecko i zgodnie uznali, że chcą jeszcze trochę pobyć  bez dziecka. Krystian zaopatrzył się u brata w "lekturę uzupełniającą", bo nie  dało się ukryć, że niezbyt doświadczony w kwestii seksu Krystian był przy Alinie nieomal chodzącą encyklopedią. Właściwie ta  sytuacja cieszyła go ale i śmieszyła niezmiernie.  Zaistniała  sytuacja miała niewątpliwie i swe dobre strony, bo wiedzę teoretyczną i praktyczną zdobywali razem. Byli dla siebie wzajemnie bardzo czuli i wyrozumiali. Po powrocie z pracy praktycznie  nie  rozstawali się ze  sobą. Istne  papużki nierozłączki. Żoliborskie mieszkanie wynajęli, umowa była na  razie podpisana na rok. 

Franek przynajmniej raz w miesiącu "dawał głos". Po jakimś czasie zaprosił obu braci z żonami na "kawę i coś  do kawy". Pojechali w  sobotę i okazało się, że Franek "poderwał ogrodniczkę-amatorkę warzyw i kwiatów" i owa ogrodniczka pomieszkiwała u niego, najczęściej w weekendy. Ogrodniczka była aktualnie na studiach na SGGW, mniej więcej na trzecim  roku. W ogrodzie kawałek powierzchni stał się ogródkiem warzywnym. Ogródek w dużym stopniu podlewał się niemal automatycznie, wystarczało odkręcić jeden kranik. W ogrodzie stanęła również altana z dwoma leżakami i małym stolikiem. Alina szalenie rozśmieszyła Franka, gdy opowiedziała  jak  kiedyś elegancko kosą skosiła cały ogród i wtedy zagładzie uległy również pomidory, których w tym szale koszenia jakoś nie odróżniła od innego zielska. Nie pochwaliła się jednak, jak kiedyś wysłana do ogrodu po koperek przyniosła do domu, opłukała i posiekała jakieś zielsko, które wcale nie było koperkiem. Dobrze, że jej mama zauważyła, że ten "koperek" wcale nie pachnie koperkiem, spróbowała odrobinę i natychmiast wypluła, bo to było bardzo  gorzkie zielsko, choć zdaniem Aliny wyglądało jak koperek. 

Ogrodniczka przyjechała około 2 godzin po przyjeździe warszawskich gości. Przyjechała skuterem, rzuciła ogólne dzień dobry i skierowała  się do  domu, mówiąc, że musi się przebrać. No to się przebierz i zrób sobie coś do jedzenia i picia. A jak ci poszło zaliczenie?  No jakimś cudem zaliczyłam, aż się nawet zdziwiłam. Chyba  miałam więcej  szczęścia niż rozumu. No ale najważniejsze, że zaliczyłaś - podsumował Franek. Gdy zniknęła w budynku powiedział - to córka mojej dalekiej kuzynki. Na tyle dalekiej, że nie jestem  w stanie określić stopnia pokrewieństwa między  nami. Pomagam jej w ten sposób, że płacę jej za to co tutaj robi w ogrodzie i w czasie sesji może się tu  spokojnie uczyć. Mieszka w akademiku, bo jednak dojazdy stąd byłyby zbyt uciążliwe, bo jak ma zajęcia w laboratorium to wracałaby tu po nocy. A mój ojciec sprowadzi się do  mnie w maju. Raz tu był i spodobało mu się tutaj. Bardzo się dziwił, że sprzedaliście mi dom z meblami. Poza tym bardzo mu się one podobają i, jak orzekł, dodają wnętrzu bogactwa. Zwłaszcza te kryształy. Gdy pokazałem w  dziale jaki mam teraz metraż i salon to im oczęta wyszły na wierzch z orbit. A żeby ich dobić to  powiedziałem, że po prostu się zamieniłem, bo byle mieszkanie w  Warszawie jest nieomal w cenie  takiego pięknego domu. Widziałem plany rozbudowy tych podwarszawskich terenów. Za dziesięć lat  tu już nie  będzie wolnych działek pod zabudowę. I jak się rozpędzą, to się okaże, że znów  mieszkam w mieście  a nie na  wsi. W każdym razie bardzo mi się tu podoba. Nawet te  dojazdy  nie są zbyt męczące. Nadal wyjeżdżam z domu  wcześnie, wycyrklowałem już kiedy jest stąd najmniejszy  samochodowy  exodus i jak na razie to nawet  w żadnym  korku  nie stałem. Śpi mi  się  świetnie,  co wieczór nieco  biegam pod lasem i wierzcie mi -jest mi tu naprawdę tak jak mi  się marzyło.

Matce jeszcze nie pisnąłem ani  słowa, że kupiłem dom pod Warszawą i że tu się przeprowadziłem. Nie jestem wcale  ciekawy jej  zdania  na ten temat i nie  chcę  słuchać  jej "jojczenia", że ma głupiego  syna bo się nie żeni i nie myśli o  tym, że na starość nie będzie  miał kto mu podać szklanki herbaty. I to mówi kobieta, która tak naprawdę porzuciła  swego męża.  Chyba  za którymś  razem  nie  wytrzymam i zapytam  się co mój ojciec ma  z tego, że się ożenił. Bo jak na razie  to nikt  mu tej  szklanki herbaty  nie podaje. Mam zamiar namówić tatę na turystyczny  wyjazd do Maroka i myślę, że może na jesieni byśmy razem pojechali, albo jeszcze w kwietniu? Trochę to uzależniam od tego jak będą  się układać moje  sprawy  służbowe. Ja tak gadam i gadam, a co u was słychać?

Prawdę mówiąc to cię trochę Franiu nie poznaję - chyba ci rzeczywiście mieszkanie  tu  służy. A u nas: przymierzamy  się do powiększenia  rodziny, dopóki jeszcze  stan odmienny u  mnie  nie będzie stanem podwyższonego ryzyka.  Już widzę minę kadrowej gdy któregoś pięknego  dnia jej  doniosę, że się rozmnożę.  A muszę jej to donieść wcześnie, bo przecież trzeba  kogoś  na  moje  miejsce znaleźć, resort musi mieć  czas na prześwietlenie kandydata, a ja  muszę przed  swym odejściem  na  macierzyński następczynię przeszkolić. I to jest  dla  mnie najmniej przyjemna  sprawa.   Planujemy, że po regularnym urlopie  macierzyńskim wezmę trzyletni urlop wychowawczy, a co potem- nie wiem. Za odległy termin na  moje możliwości przewidywania. Prawdę mówiąc to nie wyobrażam  sobie  tego użerania  się z personelem i z tymi hordami rodzin wyjeżdżającymi do swoich mężów, tatusiów itp. a ja  w czasie tego nawału interesantów w trakcie  ciąży i szkolenia następczyni. Myślałam nawet, żeby się po prostu zwolnić z pracy gdy już będę po pierwszych trzech  miesiącach, ale powstrzymuje mnie  tylko to, że ten urlop wychowawczy (co prawda jest  bezpłatny) wliczany jest do stażu pracy.

Alina i Krystian  mają na  Żoliborzu lokatorów i jak na dziś, to nie ma żadnych  z nimi problemów. A oni na razie  się jeszcze  nie rozmnażają ale przymierzają  się do ślubu. No właśnie , żeby miał mi kto tę herbatę podać gdy będę stary- powiedział  ze śmiechem Krystian. Jedno jest pewne, żadnego wesela nie  będzie, ślub tylko cywilny. Jak ma  być dobrze to i bez ślubu kościelnego  będzie. Kazik i Teresa swe pierwsze małżeństwa  mieli pokropione przez księdza i co ? I nico, rozleciały  się w  drebiezgi. Nam się nie pali pod stopami z tym ślubem, mieszkamy razem, chcemy wziąć ślub na początku czerwca i od razu pojechać gdzieś w plener, Alince się marzy ciepłe morze, więc może pojechalibyśmy do Włoch. Na razie to musi wyszukać swój akt urodzenia, więc  przekopuje  się przez papiery, żeby znaleźć swoją metrykę, wtedy będzie  wiadomo gdzie jej szukać, bo wprawdzie ma w dowodzie wpisane Warszawa jako miejsce urodzenia, ale nie ma pojęcia czy wtedy jeszcze byli zameldowani w Warszawie i gdzie ewentualnie jest jej metryka. Przekopywanie się przez te papiery idzie dość  wolno, bo praktycznie to ona każdy papierek  czyta i już się kilka razy mocno zadziwiła, bo wydawało się jej, że wszystko było inaczej.

A ja- powiedział  Franek- gdybym tak znalazł kobietę, która  miałaby cechy  kilku  znanych  mi pań to pewnie  bym  się ożenił. Pytanie  tylko czy chciałaby mnie za męża. No to Franiu długo jeszcze poszukasz - zaśmiał się Kazik. Poza tym nie masz gwarancji, czy upolowany  przez  ciebie  taki zestaw cnót niewieścich pokochałbyś, nie mówiąc już o tym, czy ona  pokochałaby ciebie. Na ogół , w  większości przypadków to jest tak, że się człowiek  zakochuje i nawet nie bardzo wie  dlaczego i dopiero potem  zaczyna się baczniej przyglądać obiektowi swych  amorów. Ja to się zakochałem w Tesi po pięciu latach odkąd ją poznałem. Drugie pięć lat usiłowałem wybić sobie  z głowy i serca to dziewczę i wreszcie los uznał, że jednak jesteśmy sobie  przeznaczeni. Oboje  byliśmy w związkach małżeńskich, ja się pierwszy rozwiodłem, a potem mąż Tesi wyciął taki numer, że rozwód dostała  w pięć minut, z orzeczeniem winy męża. 

A Teresa tak się jakoś błyskawicznie rozwiodła,  a potem wyszła  za ciebie, że niemal nikt w firmie  się nie połapał- poinformował Kazika Franek. 

Teresa  się śmiała - no wiesz, nagle  z powodu rozwodu nie urósł mi garb ani nie odpadła jedna  ręka co na pewno byłoby dla  wszystkich ciekawostką i atrakcją. Ale Kazik, gdy już mój rozwód był orzeczony wparował do biura z kwiatami i gdy wyszedł powiedziałam personelowi, że to mój przyszły mąż. Godzinę  się śliniły  z wrażenia.  A potem- dodał  Franek- przez  trzy dni opowiadały w działach, że masz  ekstra przystojnego męża. Ale żadna  nie powiedziała, że to "nowy mąż". Myślałem, że to wciąż ten  sam, tylko teraz akurat  się ujawnił. 

One przeżyły jeszcze jeden szok, bo najbardziej wygadana chciała mi przygadać i  powiedziała, że  się szybko uwinęłam ze znalezieniem sobie nowego męża, więc jej powiedziałam, że nie szukałam, bo znamy się  z "nowym mężem" od dziesięciu lat, tylko wtedy dokonałam złego wyboru i teraz wprowadziłam poprawkę. I skończył się im temat. Teraz tylko patrzą czy  mi tu i ówdzie nie przybyło w obwodzie. Gdyby one  były tak bystre w pracy którą wykonują to nie  musiałabym kilka  razy  dziennie posyłać wszystko "do jasnej  cholery". Naprawdę chwilami mam wrażenie, że mówię do słupów a nie do dziewczyn. Są takie okresy, że nie wszystko jest pilne, że nie ma tłumu interesantów pod  drzwiami i wtedy ich nie poganiam, ale to nie dowód, że może mi dziewczyna zniknąć na 5 godzin. Poza tym gdyby były przytomne sekretarki działów to też by wszystko szło sprawniej. 

Z tymi sekretarkami działów to wciąż nie wychodzi, bo sekretarka działu musi znać dość biegle angielski  i/ lub francuski - powiedział Franek.   Tak żeby napisała sama pismo o treści, którą jej powiem po polsku. Terminów technicznych to tam nie ma, a one dostają tak marne pieniądze, że po prostu chętnych do nas do pracy na takie  stanowisko brakuje -wyjaśnił Franek. Jak ja mam dziewczynie  wpierw wyłożyć po polsku co ma napisać, a potem po niej sprawdzić to mniej czasu stracę pisząc takie  pismo sam. Mnie pasowałaby taka, której dałbym list od kontrahenta z moim gryzmołem "proszę im odmówić" , a ona ubrałaby to wszystko w słowa i im odpisała, no ale takich dziewczyn nie ma. To są przeważnie dziewczyny po Studium dla Sekretarek ale nie wiem czego tam uczą. Teresa zaśmiała  się - większość z nich startuje potem na stewardesy do LOT-u, tam się muszą uśmiechać, nie muszą pisać. I tego pędu na stanowisko stewardesy to ja  nie rozumiem. No ale ja jakoś wielu rzeczy  nie rozumiem. Na szczęście nie  muszę rozumieć.

                                                                       c.d.n.