Trzeba przyznać Frankowi, że gdy opuścił swoje żoliborskie mieszkanie zostawił je w nienagannym stanie. Alina była zachwycona. Wymeldowała się z Otrębusów, zameldowała się na Żoliborzu jako właścicielka mieszkania. Teresa załatwiła jej wizytę u swojego lekarza ginekologa, który wpierw ją skierował na badania ogólne i dopiero gdy miała wszystkie wyniki przebadał specjalistycznie, a ponieważ nie miała zamiaru natychmiast bawić się w produkcję dzieci, przepisał tabletki, takie same jakie brała dotychczas Teresa.
Teraz Teresa i Kazik podjęli decyzję o powiększeniu rodziny i Teresa miała okres przejściowy, oparty na antykoncepcji barierowej, który już się kończył i zacznie się oczekiwanie na zajście w ciążę. Oboje byli szalenie tym przejęci i zajęci przestrzeganiem zdrowej diety i nie zarywaniem nocy, spędzaniem czasu na spacerach. Krystian kibicował im całym sercem. Oczywiście omówił z Aliną kwestię czy i kiedy oni się zdecydują na dziecko i zgodnie uznali, że chcą jeszcze trochę pobyć bez dziecka. Krystian zaopatrzył się u brata w "lekturę uzupełniającą", bo nie dało się ukryć, że niezbyt doświadczony w kwestii seksu Krystian był przy Alinie nieomal chodzącą encyklopedią. Właściwie ta sytuacja cieszyła go ale i śmieszyła niezmiernie. Zaistniała sytuacja miała niewątpliwie i swe dobre strony, bo wiedzę teoretyczną i praktyczną zdobywali razem. Byli dla siebie wzajemnie bardzo czuli i wyrozumiali. Po powrocie z pracy praktycznie nie rozstawali się ze sobą. Istne papużki nierozłączki. Żoliborskie mieszkanie wynajęli, umowa była na razie podpisana na rok.
Franek przynajmniej raz w miesiącu "dawał głos". Po jakimś czasie zaprosił obu braci z żonami na "kawę i coś do kawy". Pojechali w sobotę i okazało się, że Franek "poderwał ogrodniczkę-amatorkę warzyw i kwiatów" i owa ogrodniczka pomieszkiwała u niego, najczęściej w weekendy. Ogrodniczka była aktualnie na studiach na SGGW, mniej więcej na trzecim roku. W ogrodzie kawałek powierzchni stał się ogródkiem warzywnym. Ogródek w dużym stopniu podlewał się niemal automatycznie, wystarczało odkręcić jeden kranik. W ogrodzie stanęła również altana z dwoma leżakami i małym stolikiem. Alina szalenie rozśmieszyła Franka, gdy opowiedziała jak kiedyś elegancko kosą skosiła cały ogród i wtedy zagładzie uległy również pomidory, których w tym szale koszenia jakoś nie odróżniła od innego zielska. Nie pochwaliła się jednak, jak kiedyś wysłana do ogrodu po koperek przyniosła do domu, opłukała i posiekała jakieś zielsko, które wcale nie było koperkiem. Dobrze, że jej mama zauważyła, że ten "koperek" wcale nie pachnie koperkiem, spróbowała odrobinę i natychmiast wypluła, bo to było bardzo gorzkie zielsko, choć zdaniem Aliny wyglądało jak koperek.
Ogrodniczka przyjechała około 2 godzin po przyjeździe warszawskich gości. Przyjechała skuterem, rzuciła ogólne dzień dobry i skierowała się do domu, mówiąc, że musi się przebrać. No to się przebierz i zrób sobie coś do jedzenia i picia. A jak ci poszło zaliczenie? No jakimś cudem zaliczyłam, aż się nawet zdziwiłam. Chyba miałam więcej szczęścia niż rozumu. No ale najważniejsze, że zaliczyłaś - podsumował Franek. Gdy zniknęła w budynku powiedział - to córka mojej dalekiej kuzynki. Na tyle dalekiej, że nie jestem w stanie określić stopnia pokrewieństwa między nami. Pomagam jej w ten sposób, że płacę jej za to co tutaj robi w ogrodzie i w czasie sesji może się tu spokojnie uczyć. Mieszka w akademiku, bo jednak dojazdy stąd byłyby zbyt uciążliwe, bo jak ma zajęcia w laboratorium to wracałaby tu po nocy. A mój ojciec sprowadzi się do mnie w maju. Raz tu był i spodobało mu się tutaj. Bardzo się dziwił, że sprzedaliście mi dom z meblami. Poza tym bardzo mu się one podobają i, jak orzekł, dodają wnętrzu bogactwa. Zwłaszcza te kryształy. Gdy pokazałem w dziale jaki mam teraz metraż i salon to im oczęta wyszły na wierzch z orbit. A żeby ich dobić to powiedziałem, że po prostu się zamieniłem, bo byle mieszkanie w Warszawie jest nieomal w cenie takiego pięknego domu. Widziałem plany rozbudowy tych podwarszawskich terenów. Za dziesięć lat tu już nie będzie wolnych działek pod zabudowę. I jak się rozpędzą, to się okaże, że znów mieszkam w mieście a nie na wsi. W każdym razie bardzo mi się tu podoba. Nawet te dojazdy nie są zbyt męczące. Nadal wyjeżdżam z domu wcześnie, wycyrklowałem już kiedy jest stąd najmniejszy samochodowy exodus i jak na razie to nawet w żadnym korku nie stałem. Śpi mi się świetnie, co wieczór nieco biegam pod lasem i wierzcie mi -jest mi tu naprawdę tak jak mi się marzyło.
Matce jeszcze nie pisnąłem ani słowa, że kupiłem dom pod Warszawą i że tu się przeprowadziłem. Nie jestem wcale ciekawy jej zdania na ten temat i nie chcę słuchać jej "jojczenia", że ma głupiego syna bo się nie żeni i nie myśli o tym, że na starość nie będzie miał kto mu podać szklanki herbaty. I to mówi kobieta, która tak naprawdę porzuciła swego męża. Chyba za którymś razem nie wytrzymam i zapytam się co mój ojciec ma z tego, że się ożenił. Bo jak na razie to nikt mu tej szklanki herbaty nie podaje. Mam zamiar namówić tatę na turystyczny wyjazd do Maroka i myślę, że może na jesieni byśmy razem pojechali, albo jeszcze w kwietniu? Trochę to uzależniam od tego jak będą się układać moje sprawy służbowe. Ja tak gadam i gadam, a co u was słychać?
Prawdę mówiąc to cię trochę Franiu nie poznaję - chyba ci rzeczywiście mieszkanie tu służy. A u nas: przymierzamy się do powiększenia rodziny, dopóki jeszcze stan odmienny u mnie nie będzie stanem podwyższonego ryzyka. Już widzę minę kadrowej gdy któregoś pięknego dnia jej doniosę, że się rozmnożę. A muszę jej to donieść wcześnie, bo przecież trzeba kogoś na moje miejsce znaleźć, resort musi mieć czas na prześwietlenie kandydata, a ja muszę przed swym odejściem na macierzyński następczynię przeszkolić. I to jest dla mnie najmniej przyjemna sprawa. Planujemy, że po regularnym urlopie macierzyńskim wezmę trzyletni urlop wychowawczy, a co potem- nie wiem. Za odległy termin na moje możliwości przewidywania. Prawdę mówiąc to nie wyobrażam sobie tego użerania się z personelem i z tymi hordami rodzin wyjeżdżającymi do swoich mężów, tatusiów itp. a ja w czasie tego nawału interesantów w trakcie ciąży i szkolenia następczyni. Myślałam nawet, żeby się po prostu zwolnić z pracy gdy już będę po pierwszych trzech miesiącach, ale powstrzymuje mnie tylko to, że ten urlop wychowawczy (co prawda jest bezpłatny) wliczany jest do stażu pracy.
Alina i Krystian mają na Żoliborzu lokatorów i jak na dziś, to nie ma żadnych z nimi problemów. A oni na razie się jeszcze nie rozmnażają ale przymierzają się do ślubu. No właśnie , żeby miał mi kto tę herbatę podać gdy będę stary- powiedział ze śmiechem Krystian. Jedno jest pewne, żadnego wesela nie będzie, ślub tylko cywilny. Jak ma być dobrze to i bez ślubu kościelnego będzie. Kazik i Teresa swe pierwsze małżeństwa mieli pokropione przez księdza i co ? I nico, rozleciały się w drebiezgi. Nam się nie pali pod stopami z tym ślubem, mieszkamy razem, chcemy wziąć ślub na początku czerwca i od razu pojechać gdzieś w plener, Alince się marzy ciepłe morze, więc może pojechalibyśmy do Włoch. Na razie to musi wyszukać swój akt urodzenia, więc przekopuje się przez papiery, żeby znaleźć swoją metrykę, wtedy będzie wiadomo gdzie jej szukać, bo wprawdzie ma w dowodzie wpisane Warszawa jako miejsce urodzenia, ale nie ma pojęcia czy wtedy jeszcze byli zameldowani w Warszawie i gdzie ewentualnie jest jej metryka. Przekopywanie się przez te papiery idzie dość wolno, bo praktycznie to ona każdy papierek czyta i już się kilka razy mocno zadziwiła, bo wydawało się jej, że wszystko było inaczej.
A ja- powiedział Franek- gdybym tak znalazł kobietę, która miałaby cechy kilku znanych mi pań to pewnie bym się ożenił. Pytanie tylko czy chciałaby mnie za męża. No to Franiu długo jeszcze poszukasz - zaśmiał się Kazik. Poza tym nie masz gwarancji, czy upolowany przez ciebie taki zestaw cnót niewieścich pokochałbyś, nie mówiąc już o tym, czy ona pokochałaby ciebie. Na ogół , w większości przypadków to jest tak, że się człowiek zakochuje i nawet nie bardzo wie dlaczego i dopiero potem zaczyna się baczniej przyglądać obiektowi swych amorów. Ja to się zakochałem w Tesi po pięciu latach odkąd ją poznałem. Drugie pięć lat usiłowałem wybić sobie z głowy i serca to dziewczę i wreszcie los uznał, że jednak jesteśmy sobie przeznaczeni. Oboje byliśmy w związkach małżeńskich, ja się pierwszy rozwiodłem, a potem mąż Tesi wyciął taki numer, że rozwód dostała w pięć minut, z orzeczeniem winy męża.
A Teresa tak się jakoś błyskawicznie rozwiodła, a potem wyszła za ciebie, że niemal nikt w firmie się nie połapał- poinformował Kazika Franek.
Teresa się śmiała - no wiesz, nagle z powodu rozwodu nie urósł mi garb ani nie odpadła jedna ręka co na pewno byłoby dla wszystkich ciekawostką i atrakcją. Ale Kazik, gdy już mój rozwód był orzeczony wparował do biura z kwiatami i gdy wyszedł powiedziałam personelowi, że to mój przyszły mąż. Godzinę się śliniły z wrażenia. A potem- dodał Franek- przez trzy dni opowiadały w działach, że masz ekstra przystojnego męża. Ale żadna nie powiedziała, że to "nowy mąż". Myślałem, że to wciąż ten sam, tylko teraz akurat się ujawnił.
One przeżyły jeszcze jeden szok, bo najbardziej wygadana chciała mi przygadać i powiedziała, że się szybko uwinęłam ze znalezieniem sobie nowego męża, więc jej powiedziałam, że nie szukałam, bo znamy się z "nowym mężem" od dziesięciu lat, tylko wtedy dokonałam złego wyboru i teraz wprowadziłam poprawkę. I skończył się im temat. Teraz tylko patrzą czy mi tu i ówdzie nie przybyło w obwodzie. Gdyby one były tak bystre w pracy którą wykonują to nie musiałabym kilka razy dziennie posyłać wszystko "do jasnej cholery". Naprawdę chwilami mam wrażenie, że mówię do słupów a nie do dziewczyn. Są takie okresy, że nie wszystko jest pilne, że nie ma tłumu interesantów pod drzwiami i wtedy ich nie poganiam, ale to nie dowód, że może mi dziewczyna zniknąć na 5 godzin. Poza tym gdyby były przytomne sekretarki działów to też by wszystko szło sprawniej.
Z tymi sekretarkami działów to wciąż nie wychodzi, bo sekretarka działu musi znać dość biegle angielski i/ lub francuski - powiedział Franek. Tak żeby napisała sama pismo o treści, którą jej powiem po polsku. Terminów technicznych to tam nie ma, a one dostają tak marne pieniądze, że po prostu chętnych do nas do pracy na takie stanowisko brakuje -wyjaśnił Franek. Jak ja mam dziewczynie wpierw wyłożyć po polsku co ma napisać, a potem po niej sprawdzić to mniej czasu stracę pisząc takie pismo sam. Mnie pasowałaby taka, której dałbym list od kontrahenta z moim gryzmołem "proszę im odmówić" , a ona ubrałaby to wszystko w słowa i im odpisała, no ale takich dziewczyn nie ma. To są przeważnie dziewczyny po Studium dla Sekretarek ale nie wiem czego tam uczą. Teresa zaśmiała się - większość z nich startuje potem na stewardesy do LOT-u, tam się muszą uśmiechać, nie muszą pisać. I tego pędu na stanowisko stewardesy to ja nie rozumiem. No ale ja jakoś wielu rzeczy nie rozumiem. Na szczęście nie muszę rozumieć.
c.d.n.