poniedziałek, 29 maja 2023

Lek na wszystko? -123

 Święta, święta i...po świętach - powiedziała Teresa do męża  rankiem w drugi dzień świąt. Zaimponował mi Jacek - poczułam  się jak w najlepszej restauracji. To jest facet, który zawsze  słucha uważnie co się do niego mówi  a poza tym bystro obserwuje  tych,  z którymi często przebywa. A nasz skarb traktuje go z takim  samym uwielbieniem  jak tatę. Śmiać mi się chciało, że w pewnym  sensie  zmusił obu dziadków by siedzieli obok  siebie, żeby on  nie musiał kursować z jednej  strony stołu na drugą.

 Nooo, jak tak dalej pójdzie, to stanę się zazdrosny - śmiał  się Kazik. I wiesz  co - miałaś genialny pomysł by  zrezygnować z  tak zwanych prezentów podchoinkowych i że po prostu wszyscy dostali te  same słodkości od  Wedla. To wymyślanie co roku prezentów podchoinkowych strasznie  mnie  zawsze męczyło - zawsze była to dla  mnie tak zwana "kwadratura koła", zwłaszcza  wtedy gdy trzeba było dbać o  to, by były to prezenty takie, by nikt  nie poczuł się "niedopieszczony" bo jego prezent był tańszy niż inne. Niech się nasze  dziecko uczy, że to spotkanie przy choince ma być oczekiwane i  radosne  nie  z powodu prezentów a z powodu możliwości  wspólnego spędzenia  czasu z tymi, których kochamy i lubimy.  I jestem pewien, że wszyscy na wiadomość, że wprowadzamy nową tradycję "choinka  wolna od  prezentów" odetchnęli z ulgą. A potem uśmiechnął się łobuzersko - co nie oznacza, że Mikołaj został zwolniony na emeryturę. Miałaś genialny pomysł z tymi iPadami dla nas obu. Ciekawy jestem kiedy Kris go odkryje. A mój Mikołaj wyraźnie zmądrzał i pojął, że lubię mieć  środki i spokojnie wybrać i przemyśleć co mi jest potrzebne, lub niekoniecznie potrzebne a chciałabym mieć - tyle  tylko, że mam wrażenie,  że Mikołaj jakiś bank obrabował.

Nie obrabował, tylko nie pije, nie pali, nie  zaprasza żadnych panienek do restauracji to ma pieniądze. Poza tym, nie wiem  czy wiesz, ale jego żona to bardzo oszczędna kobieta i oszczędnie dom prowadzi- wyjaśnił Kazik. Kris gdy się ożenił ze  zdumieniem zauważył, że ma więcej pieniędzy - jednak te kawusie w Europejskim, kolacyjki i dansingi sporo pieniędzy pochłaniały. Śmiałem się, że przez jego ożenek niektóre lokale  splajtują. 

A chociaż  fajne  były te panienki?- spytała Teresa. Nie mam pojęcia, nie  znałem jego panienek. Poprzedniczkę Aliny to widziałem raz i poza dzień dobry i do widzenia nie  zamieniłem  z nią  ani słowa. Odniosłem tylko wrażenie, że jej jest to prostu potrzebny sponsor, bo  ciągała go po sklepach i pokazywała kreacje, które się jej podobały.  A jemu  się ona podobała raczej bez jakiejkolwiek kreacji, najlepiej odziana  w listek figowy.  Uprzytomniłem sobie jedną  rzecz - kiedyś ojciec spotkał Krisa z Alicją na mieście  i potem Kris żalił  się, że w domu ojciec zapytał się go skąd on wytrzasnął taką "lafiryndę."

A zauważyłeś, że twój bratanek coraz  więcej słów produkuje?  I nawet się obaj całkiem grzecznie bawili tymi dużymi klockami. No, kto się bawił to się bawił, Tadzio to się głównie przyglądał i przeciw niczemu nie protestował - stwierdził Kazik. Jednak te 15 miesięcy różnicy między  nimi to nadal jest dużo. Ale widzę pewien postęp i u naszego - już nie ucieka gdy się Tadziś chce na nim  wesprzeć i nawet coś do niego nadaje. Jeszcze kilka miesięcy i się różnice bardziej zniwelują. Wiesz kochanie, jestem naprawdę zaskoczony jak bardzo  na korzyść zmieniła  się Alina. Powiedziałbym, że prezentuje się nawet lepiej niż wtedy gdy do nas pierwszy raz przyszła. I mój rozbestwiony brat przestał wreszcie ją traktować z góry. I to mnie naprawdę  cieszy.

No bo Alina kazała  mu się zastanowić czy on kocha ją nadal i czy kocha Tadzia. I jeszcze mu zapodała,  że jeśli jej nie kocha to nie ma problemu - niech wystąpi o rozwód, a ona i dziecko znikną z jego życia, żeby mu swym widokiem nie robić przykrości. Poza tym niechcący wycięła mu numer, bo zapomniała wziąć z domu komórkę, a wybrała  się z małym wpierw na szczepienie  a potem na Sadybę i bardzo długo jej nie było, a wszystko miało miejsce po tym, gdy mu zadała to niewygodne pytanie. Gdy wychodziła  z domu to on jeszcze spał  i potem jej szukał po całym osiedlu. Poza tym powiedziała mu co myśli na temat tej kancelarii i nadęty balonik pękł, bo jej ocena tego projektu była taka sama jak taty. No to wielkie brawa  dla Aliny - powiedział Kazik. Wiesz- to  chyba pierwsza babka która mu "warknęła".  Poprzednia to odeszła bez słowa gdy jej obciął apanaże.  

Alinka mu sporo "nawarczała" - oni mają, na jego życzenie, rozdzielność majątkową i ona  nie informując go o tym, zmieniła umowę z najemcą jej mieszkania - kiedyś umowa była odnawiana co roku, teraz  jest co kwartał- tak jej doradził jeden prawnik, znajomy jej rodziców. I chyba bardzo to zabolało Krisa, bo mu powiedziała, że on nie jest jedynym prawnikiem w mieście, a poza tym ona wie, że gdyby nagle nie mogła natychmiast zamieszkać w swoim mieszkaniu to może zawsze zamieszkać w naszym zapasowym. Kazik się śmiał -  brawa dla niej - musiało go to baaardzo zaboleć. Nawet mi słowem nie pisnął o tym wszystkim - chyba się bał co by ode mnie usłyszał. Masz rację, że on ma zbyt rozbuchane  ego. Ja to miałem "przechlapane" w domu, bo wiecznie  miałem "świecić" przykładem młodszemu a Kris był wiecznie pieszczony, tulony i w końcu rozpaskudzony. 

Powiedziałaś kiedyś, że bardzo lubiłaś moich rodziców, ale powiedz mi za co ich lubiłaś. Miałaś z nimi sporadyczny kontakt i zawsze  byłaś w roli gościa. Nie wytykali ci, że dostałaś z jakiegoś przedmiotu "tylko czwórkę" a trójka była traktowana jak dwója. Tak miałem przez  calutką szkołę podstawową. W liceum byłem już bardziej zainteresowany  szkołą, po prostu mniej  się nudziłem na lekcjach - bo całą podstawówkę to umierałem  z nudów. Jak się miałem nie nudzić skoro w chwili gdy inni dopiero poznawali alfabet ja już płynnie czytałem?  Oni dukali elementarz, a ja czytałem sobie  sam bajki. Mamę to cieszyło że mądry jestem, ale to wcale nie było dla mnie dobre. Nie wiem i nie  rozumiem dlaczego nikt nie  sprawdzał poziomu wiedzy dzieci, które szły do pierwszej klasy. Teraz są "zerówki", ale to wcale nie poprawiło sytuacji dzieci, które są zdolniejsze od innych, bo nikt  w sposób fachowy  nie kontroluje poziomu wiedzy ani nie sprawdza ich możliwości. Dziecię jednego z moich kolegów z Instytutu jest w  szkole prywatnej. Mankamenty - to cena tej frajdy i konieczność wożenia  dziecka z jednego końca Warszawy na drugi. Pozytywy - szkoła bezstresowa, gromadzi głównie b.zdolne  dzieciaki, dziecko ma również zajęcia pozaszkolne, czyli wybrany rodzaj sportu ewentualnie język obcy, dziecko praktycznie  spędza tam cały dzień, je obiad  w szkolnej stołówce, odrabia  lekcje, co jest cenne gdy oboje pracują do szesnastej lub siedemnastej. Praktycznie od godziny 7,30 do 17,30 ich  dziecko jest poza  domem.

Wiesz, ja to bym takiego dzieciaka z podstawówki nie wyekspediowała na  tyle  godzin  z domu - to jakby nie liczył dziesięć godzin dziecko jest z obcymi ludźmi. Czyli ktoś inny niż  rodzice  wychowuje dziecko. Nie podoba mi się taka sytuacja - absolutnie. Słyszałam o tej szkole, w ramach  zajęć pozaszkolnych jest tenis i jazda konna. I gdybym  miała tyle płacić za to wolałabym nie pracować i siedzieć w domu, prowadzać  dziecko na jakieś zajęcia  pozaszkolne, ale jednak mieć stały i bezpośredni wpływ na dziecko a nie  tylko w soboty i niedziele - stwierdziła Teresa. I nie sądzę bym zmieniła  zdanie w tej sprawie.

Mnie też takie rozwiązanie nie  zachwyca. Powiedziałem  ci o tym nie  dlatego, że chciałbym oddać Alka w takie miejsce. A to, czy po tym urlopie wychowawczym  będziesz pracowała  zawodowo czy też nie -to zależy głównie od  ciebie.  Masz  założone subkonto w Berlinie i część pieniędzy z wynajmu na nie trafia.  

No jeszcze niestety przed nami Sylwester i ta piekielna strzelanina - nawet nie ma dokąd uciec. Dzieci się umęczą. Co za barbarzyński zwyczaj! Na szczęście Alek coraz  starszy, posiedzi z nami dopóki nie zaśnie na  siedząco,  zobaczy przez okno kilka tych sztucznych ogni i przestanie  się bać huku. Będzie  spał ze stoperami w uszkach i pewnie z nami w naszym łóżku. I zasłonimy okno kocem, co zawsze choć trochę stłumi hałas. Zastanawiałem  się nawet czy aby gdzieś nie wyjechać, ale kraj mały i nie  znam takich  miejsc by był jakiś ośrodek wczasowy oddalony kilka kilometrów od innych zabudowań.  Przez moment nawet chciałem byśmy wyskoczyli do Baligrodu, ale jazda zimą z dzieckiem jest mało zabawna. A ośrodek  musi na  siebie  zarabiać,  więc nie będzie wczasowiczom niczego  zabraniał. Poza tym ten teren  nie jest włączony do Parku Narodowego, więc hałasować  wolno.

Tata mi wczoraj powiedział, że chciałby sprzedać swój samochód. I kupić nowy, mniejszy dla ciebie. Bo teraz to on właściwie wcale nie jeździ i jego zdaniem jest to ostatni moment na  względnie korzystną sprzedaż. I prosił byśmy to przemyśleli. Czyli masz przemyśleć czy chcesz  samochód i jaki. Na razie dał go na przegląd, przy okazji go wypucują. Opony zimowe już ma założone. A dlaczego tata chce go sprzedać? No bo teraz to jeszcze dostanie za niego jakieś pieniądze a za rok to jego wartość bardzo spadnie. Zaraz po świętach  facet z tego warsztatu niedaleko nas umówił jakiegoś klienta. Ja swój też   zamieniłbym na mniejszy a na wakacje jeździlibyśmy w dwa. I fajnie byśmy kupili dwa nieduże tej samej marki i w tym samym kolorze. Wtedy jakoś mniej wpada ludziom w oczy, że są dwa  samochody. A nam się nie będą mylić? Sądzę że nie, numery rejestracyjne będą różne i możemy założyć różne pokrowce. Wyobrażam  sobie minę Alka gdy go weźmiemy salonu samochodowego, będzie biegał od  samochodu do samochodu i każdy będzie najpiękniejszy - powiedziała śmiejąc  się Teresa. A masz już jakiś upatrzony samochodzik? Mam, Hyundai i20, benzynowy, 5 drzwiowy, tylne siedzenia składane. To typowy  miejski samochód a my będziemy  głównie po mieście jeździć. A wiesz, że już musimy nowy fotelik hrabiątku kupić? 

Ale po co nam dwa samochody? No bo już niedługo nie będę pracował w domu. Teraz  jeśli musisz gdzieś jechać to bierzesz taty samochód gdy  mnie nie ma w domu. Chcę, żebyś miała samochód. Obejrzyj  sobie tego Hyundai i20. Całkiem niebrzydki. I z tego co o nim  wiem, to jest lepszy niż amerykańskie wózki. Już jego poprzednik był bardzo dobry i trwały, jeden z kolegów ma i bardzo go sobie  chwalił. Tata bardzo uważnie oglądał ostatnio razem z Jackiem samochody i  Jacek też chce  się przymierzyć do tego i20. Śmiał się z tatą, że gdy w trójkę wparujemy do dealera i każde z nas zażyczy sobie  owo i20 to nam facet musi sprzedać ze zniżką. A Kris też chce zmienić samochód?  A nie wiem i wcale mnie to nie interesuje. Dla niego  Hyundai  i20   jest wyraźnie za mało szpanerski. Facet z jego ego nie może jeździć takim powszednim samochodem. Przecież na tylnym siedzeniu wozi swą wytworną togę. 

                                                                   c.d.n.


niedziela, 28 maja 2023

Lek na wszystko? -122

 Kilka dni później zatelefonował Franek pytając  się czy najbliższy  czwartek będzie  dobrym  dniem na wizytę i czy w takim  razie mógłby wpaść do niej około godziny 12,00.  Teresa  zaakceptowała  tę porę, mówiąc, że godzina  dobra, bo jeżeli  nie będzie  jakaś bardzo paskudna pogoda to Alek  będzie wtedy na spacerze i  zakupach z obydwoma dziadkami, Kazik zaś na pewno będzie zajęty swoimi  sprawami. A jeśli będzie pogoda marna to będzie po prostu w pokoju dziadka albo budować domy albo będzie się zajmował swoim ZOO. To macie jakieś zwierzątka?- zdziwił się Franek. Noo, mamy całe ZOO, łącznie z wymarłymi dawno gatunkami, które trzeba było kupić, żeby im nie było smutno, że ich  nikt nie wziął do domu.  Ostatnio dokupili z dziadkiem pterodaktyla i Alek mówi, że to kondor. Dopóki nie  przynoszą mi do  mieszkania żywych stworów to wszystko spokojnie znoszę. 

W czwartek idealnie punkt o 12,00 zabrzmiał dzwonek  domofonu i po chwili Franek już przekraczał próg mieszkania  Kazików. Dla Teresy przyniósł  "storczyka  w zalewie", czyli storczyka w szklanym kulistym naczyniu wypełnionym jakąś przezroczystą "cieczą".  Kwiatek był  ładny i nie  wymagał jakiejkolwiek pielęgnacji - miał tylko stać w jakimś nie nasłonecznionym miejscu i  cieszyć wzrok. A Kazik w  domu? -zapytał Franek.  W domu i albo mówi  sam do siebie albo ma telekonferencję - powiedziała Teresa. Franek wręczył Teresie  płaskie, długie pudełko mówiąc - prosiłem znajomego o świeże daktyle i przywiózł jakiś "wynalazek"- daktyle z czekoladową pestką. Podobno rewelacja. Dziwne- stwierdziła Teresa - ale je przetestujemy. Masz do wyboru - kawę z czekoladą lub samą czekoladę, obydwa napitki już są zrobione.  A nie chcesz przypadkiem zjeść  czegoś bardziej konkretnego? Mogę zrobić w kilka minut omlet - idę o zakład, że takiego jeszcze  nie jadłeś. To mój patent i mogę ci go po znajomości "sprzedać". Jeśli ten omlet nie będzie tylko dla mnie to chętnie zjem- odpowiedział Franek z uśmiechem. I będę mógł popatrzeć jak ty go robisz? No jasne, chodź do kuchni. Zrobię go dla nas wszystkich, tyle tylko, że Kazikowi wrzucę go do gabinetu. On chyba konferuje z zagranicą. 

Omlet w rzeczywistości był bardzo prosty do zrobienia- Teresa ubiła mikserem pianę z białek z odrobiną  soli, następnie do piany dodała rozmieszane żółtka i na  końcu do tej masy delikatnie dodała zmielone na drobno orzechy laskowe i całość  umieściła na gorącej patelni z rozpuszczonym masłem ghee- tym razem oryginalnym, zakupionym w sklepie z hinduskimi "różnościami". Masło ghee to po prostu masło klarowane - wyjaśniła Frankowi. Tak naprawdę to  wszystko smażę na maśle klarowanym, jak  zapewne większość ludów koczowniczych i "dzikusów" jak mawia pewna moja znajoma. 

Jedna porcja omletu i kawa z  czekoladą powędrowały do gabinetu Kazika, który wciąż z kimś konferował - tym kimś był......Kurt  i chwilami jego szef. 

Teresa z Frankiem zacumowali w kuchni, chociaż Teresa chciała, by jedli w bardziej "cywilizowanych" warunkach,  ale Franek stwierdził, że w kuchni jest  super. Omlet został uznany za rewelacyjny, Franek zaraz sobie  zapisał w notesie przepis. Pod koniec posiłku Teresa  spytała - a jak Anetka? Wszystko jest z małą w porządku? 

Żarta, coraz bardziej przypomina włoskiego amorka.  A w nocy śpi, czy myli się jej dzień  z nocą? - spytała  Teresa. Na szczęście  śpi po ostatnim karmieniu do szóstej rano. A co ile godzin ją Joanna karmi? Teoretycznie to co trzy godziny, ale ile  razy mała  zapiszczy to jej zaraz  pakuje sutek w  dziób. A co na to lekarka, która ją prowadzi? Nie wiem, bo Joanna wchodzi sama i nie życzy sobie żebym ja wchodził razem  z nimi. 

Teresie nieco szczęka  opadła  ze zdumienia, ale powiedziała - jeżeli znasz nazwisko tej lekarki to upoluj ją  i z nią porozmawiaj, jak to wygląda. Jesteś wszak pełnoprawnym, legalnym ojcem Anetki i byłoby dobrze, gdy szanowna pani doktor rozmawiała również z tobą. Dziecko nie jest własnością tylko Joanny. A myślisz, że mógłbym tak szczerze porozmawiać  z tą lekarką?-spytał.

Według mnie jak najbardziej. Dziwi mnie takie zachowanie Joanny- stara się jak najbardziej nadążać za bieżącą modą w wielu dziedzinach  życia, a nie zauważyła, że teraz jest  moda, że ojcowie są na bieżąco  z tym co się dzieje  z dzieckiem od  chwili zapłodnienia. Ojcowie są zapraszani przez lekarza  prowadzącego ciążę i informowani na bieżąco o tym, co się dzieje z ociupeństwem. Chodziłeś z nią razem na badania?  No nie  zawsze, bo miałem spory młyn w pracy. A ona wcale nie była  szczęśliwa gdy z nią chodziłem. A pytałeś dlaczego ona nie chce byś z nią razem chodził?  Pytałem - odpowiedź z reguły była, że "nie bo nie" oraz teoria, że wtedy ona przestanie być dla mnie podniecającą tajemnicą. Jak słońce na niebie - nie mam pojęcia skąd ona czerpie takie mądrości. 

Od lat mieszka w Warszawie, a myśli jakby dopiero co wylazła z  dzikiego lasu. Jestem strasznym  durniem, bo przed ślubem nie współżyłem  z nią, a tak między wierszami  powiedziała mi, że już nie jest dziewicą.  A po ślubie okazało się, że jest. Kompletnie mnie zatkało gdy to odkryłem. I może  wtedy powinienem  był iść  z nią do jakiegoś psychologa, bo to jakoś bardzo niezwykłe kłamstwo. 

Teresa uśmiechnęła  się - o tym to ja  wiedziałam, bo ona  się strasznie bała, że ty jeśli  się dowiesz, że ona jeszcze  dziewica to pomyślisz, że jest tak nieciekawą osobą, że nikt jej  nie chciał. Powiedziała mi to zaraz po waszym ślubie, więc ją tylko pocieszyłam, że ten fakt raczej  cię uraduje  niż zmartwi. Ale nic ci powiedziałam, bo nim to  z siebie wydusiła musiałam  jej przyrzec, że nic  nikomu, łącznie z tobą, nie powiem. A ja mam ten feler, że dotrzymuję przyrzeczeń. Wiesz, mam wrażenie, że sam fakt, że od lat ona mieszkała w Warszawie unowocześnił tylko jej zewnętrzność, a to co wyniosła ze  wsi w sensie  mentalności nadal w niej tkwiło jak i w  większości jej koleżanek. Nie da  się ukryć, że musisz ją sobie dopiero wychować i będziesz miał ręce pełne roboty. Może powinieneś skonsultować się z jakimś psychologiem, że masz taką "świeżynkę" i czujesz  się bezradny. 

Powiedziałam  ci o psychologu, bo Alina jest cały  czas pod opieką psychologa z racji tej  swojej dwubiegunówki.  Ona raz  w tygodniu ma  psychoterapię i ma dobrego  specjalistę - spróbuję się dowiedzieć jak się do niego dostać prywatnie. Bo Alina to ma  z nim sesje  z racji tego, że jest pacjentką Instytutu Psychoneurologii, ale być może,  że facet gdzieś prywatnie też działa. Tylko musisz mieć  świadomość, że będę musiała z grubsza powiedzieć Alinie jakiego rodzaju masz kłopot. Ale oczywiście  nie powiem dokładnie o co biega. Powiem, że macie po prostu kłopoty z dogadaniem się, bo jesteście jakby z dwóch różnych bajek. Alinie się bardzo poprawiło odkąd zajął się nią ten lekarz psychoterapeuta - jest teraz taka jaka być powinna. Taka jaką znałam gdy była jeszcze pod opieką  swej mamy, która  wprawdzie  nie powiedziała Alinie, że jest chora na nieuleczalną chorobę, ale dbała by ona stale brała lek, który jest konieczny.  

No popatrz, może mnie przyciągają takie nieco dziwne przypadki - bo bardzo mi się Alina podobała - stwierdził  Franek. No to się  ciesz, że jednak z nią nie byłeś, bo naprawdę to Krisowi nie było łatwo, dostał w kość - jak to niektórzy  mówią. Był taki moment, że on chciał się z nią  rozejść i zabrać jej  dziecko. To naprawdę jest nieuleczalne - najważniejsze, że ona już zaakceptowała fakt, że jest chora i że do końca życia będzie brała jeden lek. A druga sprawa ważna - to nie jest choroba  dziedziczna. Mogłaby się powtórzyć tylko u  dziecka, którego rodzice oboje mieliby właśnie taki układ  genów. I co jeszcze dziwniejsze- choroba jest w  wyniku specyficznego układu genów, które nie są wcale uszkodzone.

To rzeczywiście dziwna sprawa. Ale może kiedyś każdy chcąc założyć  rodzinę będzie  musiał wpierw się przebadać genetycznie i może para, której połączone geny mogą wywołać chorobę u potomstwa nie będzie mogła  się rozmnażać -zastanawiał się Franek. Teresa roześmiała  się - jeżeli tak  będzie to zapewne wszędzie, ale  nie u nas. U nas  zawsze  "wolność Tomku w  swoim domku"- jak  czegoś "nie wolno" to prędko wpadną na pomysł by taką przeszkodę ominąć. Nawet jeśli  jakiś zakaz jest  w pełni uzasadniony.

Do kuchni dotarł Kazik. Panowie przywitali się serdecznie, obaj rozpływali  się nad omletem zrobionym przez Teresę, a Franek powiedział Kazikowi, że powinien każdego dnia rano i wieczorem dziękować wszystkim świętym, że ma taką żonę. Czy z powodu tego omletu? - spytała  Teresa. No coś  ty, omlet to pestka, idzie o wszystko co sobą reprezentujesz - wyjaśnił Franek. No wiesz - on  mnie sobie po prostu wychował - tak długo mnie nie dostrzegał, że od tego jego niedostrzegania zmieniłam się nie do poznania i wtedy mnie dopiero przyuważył- śmiała  się Teresa.  Ale ja cię znam od  wielu lat - zawsze byłaś taka jaka teraz  jesteś. I dlatego się przyjaźniliśmy.

Rozmowę przerwał telefon od.....Jacka, który informował, że tata i Alek są u niego i zaraz będą jedli u niego drugie  śniadanie, na które będzie ryż z musem malinowym i surowymi malinami, które  się właśnie rozmrażają. Teresa poprosiła  Jacka, by koniecznie ryż wymieszał wpierw ze  surowym jajkiem a potem odsmażył w formie placuszków i wtedy da na  wierzch co tylko zechce. To ja  dla nas wszystkich  takie zrobię - zapewnił Teresę Jacek.

Jak ci się Franiu ojcuje? - zapytał Kazik. Budzi cię w nocy? - ona nie, nie  budzi - nawet  zapłakać  nie  może bo zaraz jej Joanna buzię  zatyka piersią. Właśnie  mnie Tesa wysterowała, bym się dopytał lekarki czy to jest właściwe. A mała coraz  bardziej podobna się robi do amorka włoskiego . Wasz prawie już trzylatek ale rączki ma chudziutkie, a rączka mojej to jak dwa połączone serdelki zakończone  parówkami koktajlowymi.  Franek! jak możesz tak mówić o własnej córci! - niemal krzyknęła  Teresa.  No bo nie jestem ślepy, ona jest wg mnie za tłusta. A wyhodowane w dzieciństwie komórki tłuszczowe  zawsze potem będą ją nękać gdy już dorośnie i będzie  się wiecznie odchudzać- na ogół bezskutecznie. Więc od  dziecka trzeba dbać by ich za dużo się nie namnożyło. Bo one nie znikną same - one się tak zachowują jak niektóre pustynne rośliny, których w  czasie suszy nie widać, a wystarczy duży deszcz - wtedy  nagle, nie wiadomo skąd, ewidentna  dotąd pustynia pokryta jest kwiatami. Wygląda to przepięknie, ma  się wrażenie, że te kwiaty spadły razem z  deszczem. Nie ma tego powolnego wzrostu, pączkowania, wreszcie rozkwitnięcia. Widzisz przed sobą pustynię , która zaraz po deszczu jest pełna  rozwiniętych kwiatów.  Gdy zobaczyłem to pierwszy raz to pomyślałem, że mam jakieś zwidy. Istne wariactwo. A tak ogólnie  to  szkoda, że do nas  nie przyjedziecie w święta.

Ale przecież my sobie  to wszystko odbijemy wiosną i latem. Anetka jest jeszcze malusia, wieloosobowy gwar  ją męczy, niech spokojnie doczeka do pół roku. A jak twój tata? Nie narzeka, że to wnusia a nie  wnuk? Skądże miałby narzekać- wiedział, że marzyła  mi się dziewczynusia i się ucieszył, że się udało, bo jak powiedział nie jest łatwo zmajstrować "cacko z  dziurką". Zabawne określenie - nie znałam takiego- śmiała się Teresa.

Franek zerknął na  zegarek- będę już uciekał. Do końca  roku i pewnie jeszcze do połowy stycznia nie będę nigdzie wyjeżdżał. Szkoda, że nie ma Alka, to szalenie mądry i  kochany  chłopaczek. Podziwiam go, a tym samym podziwiam was oboje jak fajnie go wychowujecie.

Franiu - już masz co wychowywać w domu-  pamiętaj, że dziecko się wychowuje od jego pierwszego samodzielnego oddechu. Tylko mało kto zdaje  sobie  z tego sprawę. I jest taka prosta zasada - traktuj swe  dziecko tak , jak sam chciałbyś  być przez  nie traktowany, gdybyście  się  mogli  zamienić  rolami- tak  mi zawsze mówił tata. I tak  mnie wychowali i tata tak traktuje  Alka.  I pomyśl  nad tym przywiezieniem swego taty do nas. Lubię twojego tatę.  W styczniu na pewno nie  będzie  miał żadnych prac w ogrodzie i będą sobie z moim tatą  i Jackiem dyskutować ile tylko będą mieli ochotę. W tym drugim mieszkaniu jest wszystko co do życia potrzebne i ono jest na pierwszym piętrze. Być może  będą chcieli tam  tylko sypiać, a resztę czasu spędzać tutaj -też nie ma problemu - wszystkie chwyty dozwolone.  Jak widzisz chata na tyle duża, że Kazikowi nie przeszkadza w pracy czyjaś obecność. I koniecznie dorwij tę lekarkę. Może jest zmotoryzowana i mogłaby do was wpadać - zaproponuj jej, żeby Anetka była jej prywatną pacjentką, przynajmniej dopóki nie ukończy  roku. Och, jeszcze jedno - dajcie mi namiary na sklep gdzie kupowaliście wózek i gdzie wam mocowano fotelik samochodowy dla  dziecka. Teresa  szybko odnalazła prospekty i powiedziała - obejrzyjcie wpierw  wszystko  w sieci, kolory nie  są przekłamane. Oni mają dobry sprzęt, już drugie dziecko się w tym wózku hoduje. I daj fotelik do zamontowania na ten podany adres, bo oni dają gwarancję na montaż.  Jest o tyle  dobrze, że z nimi możesz  się umawiać na konkretny termin i Kazik i Kris byli przyjęci na  montaż punktualnie. To też ważne,  w końcu  nie każdy może pół dnia poświęcić na montaże.

Gdy Franek wyszedł Kazik stwierdził, że nieco mu żal Franka, bo tak naprawdę to Joanna bardzo od niego odstaje intelektualnie. A to zawsze  wyjdzie na  wierzch wtedy gdy będą mieli jakieś kłopoty. A czy ty zauważyłaś, że Franka koszula wyglądała jakby była  nieco za ciasna dla niego? Podejrzewam, że szanowna małżonka usiłuje go trochę podtuczyć, bo ładny chłop to mastny chłop, czyli tłusty  chłop. Nie, nie przypatrywałam  mu  się tak dokładnie. Ale zauważyłam, że ma fajny garnitur, zapewne kupiony u Bossa. Gdyby jeszcze nie  miał tego okropnego blond  jeżyka na  głowie to lepiej by się prezentował. On jest z tych facetów, którzy dobrze to wyglądają głównie w garniturach ewentualnie w mundurach. Kiedyś przyszedł do pracy w czarnych dżinsach i czarnym obcisłym pulowerku i dla mnie to wyglądał jak  czarny wykrzyknik, nad którym ktoś namalował niezbyt gęstą szczoteczkę do rąk. I jak powiedziała jedna   z koleżanek, to on  w takim stroju wygląda jak linoskoczek. Ale to bardzo porządny facet i życzę mu żeby  mu się ten  związek mimo wszystko udał. Ciekawa jestem czy uda mu  się wychować Joannę. Osobiście  nie wierzę  w to. Ona  mi wygląda na  mało reformowalną.  Jednocześnie  mnie nieco  zadziwia, bo ona doskonale   wie jaki jest teraz modny  makijaż, jaki kolor  włosów, szerokość i krój damskich  spodni. Anetka jeszcze  maleńka a ona już w pełnym  makijażu na twarzy. Alek ma już trzy lata, a ja nadal nie  mam na co dzień makijażu, no bo jak przytulać  i  całować  dziecko z tapetą na twarzy. Gdy byliśmy u  nich to tylko miałam wytuszowane rzęsy, żeby było widać, że jednak  je posiadam. A Joanna  miała na twarzy całkiem  grubą warstwę podkładu i pudru i niemal wieczorowo umalowane oczęta. 

Skojarzyła  mi  się z pewną panienką, która  dość krótko u nas pracowała , bo jak  stwierdziła to było za dużo pracy. Ona gdy przyjeżdżała rano na  ósmą do pracy to już w pełnym niemal wieczorowym makijażu i pewnego ranka weszła do naszego pokoju i......nie wiedziałyśmy w pierwszej chwili kto to jest i któraś wrzasnęła- biuro czynne od 10,00 i szczęki nam opadły bo gdy się odezwała to dopiero ją rozpoznałyśmy. Okazało się, że poprzedniego dnia coś ostrego jej wpadło do oka, była na dyżurze okulistycznym, wpierw jej to coś wyciągnęli z oka, potem jej te oczy umyli i całą twarz również i przez tydzień potem  chodziła nieumalowana. Na dodatek co 2 godziny musiała  brać krople do tego oka. Ale zwolnienia nie dali i musiała chodzić  do pracy. Do końca  dnia miałyśmy ubaw, bo jedna  z dziewczyn puściła plotkę, że mamy nową pracownicę i zaraz zaczęli się schodzić panowie, a ówczesna pani kierowniczka ustawiła ją przy ladzie by odbierała dokumenty, więc kto tylko wchodził to ją  widział.  

A ty się wcale nie malujesz i wyglądasz tak, że  wciąż mam ochotę  cię całować i tulić. No właśnie  dlatego się nie  maluję, żebyście obaj z  Alkiem  mogli mnie w każdej chwili całować i  się do mnie przytulić. Do ślubu miałam umalowane oczy i lekko podkreślony kontur ust.

                                                                             c.d.n.


Lek na wszystko?- 121

 Listopad kilka razy przypomniał ludziom, że "idzie  zima". Było szaro, ponuro, mokro i  zimno. Bardzo często spacery ograniczały  się do wyjścia na loggię - po prostu  spacer z małym mijał się z celem, bo dziecko  zupełnie  nie miało co robić na dworze. Często  w taki  dzień do Teresy wpadała Alina z synkiem i obaj bawili  się na loggii. Kazik postanowił zabudować loggię przesuwanymi oknami. Wpierw  długo konferował z działem technicznym spółdzielni, zaglądał w  dokumentację techniczną budynku, potem  były długie  debaty z wykonawcą i w końcu płyty osłaniające metalową balustradę były wykonane z plexi, a okna oczywiście  ze  szkła. Koszt wykonania wg projektu Kazika  był wyższy niż ten, który proponowała firma, ale miał tę zaletę, że można było bez trudu umyć wszystkie szyby bez  wzywania do tego celu firmy zajmującej  się myciem okien w wieżowcach. Na podłodze loggii leżała teraz  gruba mata i na  jej  części ciepły koc i loggia stała  się doskonałym miejscem zabaw. 

Pod koniec  listopada Kazik znów miał wyjazd  służbowy,  ale tym razem nie tylko do Berlina  ale i do Bremen. Nalegał by pojechała z nim Teresa, bo Bremen jest bardzo ładnym miastem, a on będzie  wpierw w Berlinie, potem polecą do Bremen i stamtąd wrócą do Warszawy. Teresa  z kolei tłumaczyła mu, że tydzień poza domem to nieco za długo  z uwagi na Alka, poza tym co ona będzie tam robiła wtedy, gdy Kazik będzie  zajęty swoimi sprawami. Poza  tym nie jedzie tam sam ale jadą jeszcze inne osoby, więc będzie to nieco dziwna sytuacja, że on leci z  żoną. Gdy była z nim w Berlinie to leciał sam. Uschnę tam sam z tęsknoty za tobą - narzekał Kazik. Nie uschniesz- przekonywała  go Teresa - wyjedziesz we wtorek rano, wrócisz w piątek pewnie wieczorem albo w popołudniowych godzinach. Będziesz ze mną co wieczór rozmawiał. Mogę cię odwieźć na lotnisko i przyjechać po ciebie - mam w  tym wielką  wprawę. Nie przyda  się ta twoja wprawa,  nie  będziemy lecieć rejsowym samolotem, polecimy z wojskowego lotniska ale nie  wiem czy na  nie  wrócimy,  więc pojadę taksówką. A to tak  można? - zdziwiła  się Teresa.  Czasami można,  zależy kto leci. Czy to znaczy, że  leci jakiś ważny oficjel?  Ważny to może  nie, ale  dobrze ustawiony i mam nadzieję, że wrócimy rejsową Lufthansą. A stąd wylatujemy bladym świtem, żeby tam być raniutko. No widzisz - tym bardziej będzie lepiej, że nie polecę  tam tym razem z tobą.

Wiesz- mam wciąż  mieszane uczucia , bo z jednej  strony nawet mi się nieźle pisze ten doktorat, poza tym wiem, że mi się ten tytuł przyda a  z drugiej strony to jeśli tu będzie nadal tak jak jest, to zapewne jednak wyjedziemy i dobrze, że mamy to drugie mieszkanie w Berlinie. No i wtedy ten  tytuł będzie naprawdę  przydatny. Tyle tylko, że nie mam pojęcia co będzie  z Krisem - rodzina  nam  się trochę rozleci. On wciąż ma w głowie to nierealne marzenie o własnej kancelarii działającej na jego warunkach, tylko że on nie ma pojęcia o pracy w  zespole ani tak naprawdę o prowadzeniu firmy, no a kancelaria prawnicza to też firma. Tata z nim o tym rozmawiał, ale nie  wiem ile do niego dotarło. Tata twierdzi, że prosił go, żeby i ze mną porozmawiał na ten temat,  ale pan adwokat jak na   razie nic do mnie nawet  słowa  nie pisnął na ten temat. Tata mu radził, żeby może na początek  zaczął od czegoś małego, jakiś tandem z  kolegą, którego dobrze  zna. Poza tym on nie  zna niemieckiego, uczył się francuskiego. Angielski to tyle  co ze  szkoły. 

Dobrze, że Jacek ma obok siebie  Pawła, bo jak mu zabierzemy tatę to  mu będzie  chyba  bardzo  smutno. Tak naprawdę to zupełnie nie  cieszy mnie perspektywa  wyjazdu stąd, choć naprawdę bardzo dobrze  mi się mieszkało w Berlinie, no tylko ostatnie pięć lat pobytu tam było dla mnie męczące, ale to już na  szczęście nieaktualne, bo wreszcie jestem  z tobą.

Teresa przytuliła się do niego - na razie piszesz doktorat. Skończysz, obronisz i wtedy dopiero będziemy podejmować jakieś  decyzje. Nie  zamartwiaj  się na  zapas, bo to nic  ci nie  da.  Mówiłeś, że przeniesiesz  się na politechnikę, chyba  nic nie  stoi na przeszkodzie żebyś tam pracował. Przecież tam pracują nie  sami wykładowcy. Wiesz- dla mnie najważniejsze byś ty był usatysfakcjonowany tym co robisz. 

Co do Krisa - dotrze do niego wkrótce, że życie nie jest pięknym   romansem i nie jednej osobie na  tym świecie nie  wszystko wypala.  Jemu może być dość trudno pracować w jakimś zespole, bo ma to szczęście, że od początku pracuje samodzielnie a klienci dopasowują  się  do niego.  I gdyby się "skrzyknął" zespół samych takich "samosiów" to pewnie szybko by się taka spółka  rozleciała. Bo teraz to on pracuje  tylko na siebie, bierze takie sprawy, które mu pasują, ale mam wrażenie, że on  nie  zdaje  sobie  sprawy z tego że w spółce każdy  pracuje  nie tylko na  siebie  ale na wszystkich.  I że wtedy sporo pieniędzy na pewno idzie na lokal w którym pracują, na jego wyposażenie,  na jakiś personel pomocniczy i również  nie jestem pewna czy będzie  wtedy zarabiał tak jak teraz. Poza tym taka spółka wieloosobowa to nie może być jeden mały pokoik, bo po to się wynajmuje lokal by prawnicy mieli miejsce do rozmów z klientem i by mieli miejsce do pracy. A  z tego co wiem to czynsz za lokale użytkowe  mały nie jest. Poza tym jeśli taka spółka chce  mieć sporo klientów to musi mieć lokal w centrum  miasta  a nie gdzieś na jego obrzeżach. A lokale im bliżej  centrum  tym droższe. No i jeszcze  jedno - musi być jedna osoba w takiej spółce, która ma pojęcie o prowadzeniu firmy i będzie pilnowała  wszystkiego od strony finansowej. I nie  wiem czy Kris jest  dobry w te klocki. Nie interesowałam się nigdy jak działa  taka spółka, chociaż księgowość jako taka nie jest mi obca, bo się jej uczyłam.  I od  razu mówię - ja na pewno bym się nie podjęła pracy w firmie prywatnej, bo jak na  mój gust to przepisy finansowe dotyczące firm prywatnych są  diabelnie zmienne i trzeba mieć cały czas oczy dookoła głowy by czegoś nie przegapić.  Poza tym najczęściej  się zastanawiasz  godzinami co autor przepisu miał na myśli  formułując  dany przepis, wydzwaniasz do  swych znajomych po fachu, bo może oni  już to rozgryźli. Ale  nic Krisowi na ten temat nie mówiłam, a jeśli kiedyś się mnie o coś  zapyta to go odeślę  do Aliny, bo kończyła to samo studium co ja i przez jakiś czas to chyba nawet pracowała w księgowości. A potem niechcący zrobiła kurs kreślarski i zmieniła  zawód.

Wyjazd Kazika do Niemiec nie  doszedł do skutku, co go wcale a wcale  nie zmartwiło. A Teresa powiedziała : widzisz, nie  warto się zbytnio martwić na  zapas  i zapewne  się tak intensywnie martwiłeś, że aż  wyjazd nie wypalił.  Przyszło mi na myśl, żeby nieco przemeblować mój "buduar" - trzeba bowiem wygospodarować pokój dla Alka. Myślę żeby  część szaf przenieść do naszej  sypialni, one są płaskie i raczej się w niej bez problemu zadomowią. W "buduarze" zostanie jedna szafa na jego wszystkie ciuszki, do twego gabinetu też wstawimy jedną szafę. Toaletka z buduaru? - mam do niej  sentyment, bo ty ją dla mnie kupiłeś, ale szalenie rzadko z niej korzystam. Zobaczymy - bo może wejdzie do sypialni. 

A ja myślę, że dla Alka będzie mój gabinet a w buduarze zrobimy gabinet - buduar jest  za mały na pokój dla niego. A do gabinetu kupimy wersalkę ale nie taką dużą jak ta  sofa - takie rezerwowe spanie nie jest nam potrzebne, jest przecież twoje poprzednie mieszkanie. Nie wiem tylko jak z jego mebelkiem do spania - żeby nie  zleciał w nocy. Myślę, że  może obniżymy materac i szczebelki, bo wtedy szczebelki wystają ze 30 cm nad materac, więc nie wyląduje na podłodze. A w takim  razie może nie byłoby źle zajrzeć do jakiegoś sklepu meblowego i zobaczyć jakie mają meble dla dzieci - zaproponował Kazik. Ale na razie nic mu nie mówmy, bo jeśli cokolwiek powiemy to zaraz będzie  się sto razy dziennie pytał kiedy on będzie miał swój pokój. 

Wyprawa do sklepu  meblowego bardzo się Alkowi podobała. Teresa robiła  zdjęcia tego co im  się spodobało i spisywała  wszelakie wymiary. Spodobało im  się łóżko, a właściwie  dwa w jednym- były to dwa łóżka zrobione piętrowo, dolne wysuwane  spod górnego i Teresa stwierdziła, że to dolne łóżko chroniłoby dziecko przed twardym kontaktem z podłogą gdyby się  Alek w nocy stoczył z łóżka. Łóżko było pełnowymiarowe na długość, więc zapewne starczyłoby na długo, a nowy materac zawsze można by było dokupić, gdyby jeden  z nich  stracił nieco  swych walorów.  Zupełnie  nie przypadły im do gustu łóżka dla dzieci proponowane przez różnych wytwórców- np. łóżko imitujące samochód lub statek.  Te meble zajmowały strasznie  dużo miejsca  i zupełnie  nie przystawały do realiów obecnych metraży mieszkań. Teresa śmiała  się, że najwidoczniej  w świecie brak im obojgu poczucia  humoru i dlatego te  łóżka im  się nie podobają.   Tata od  razu zaproponował, żeby pokój Alka zrobić z jego sypialni, ale dowiedział  się, że nie ma mowy - ten numer nie przejdzie. 

W domu Teresa pomierzyła  dokładnie  wszystkie meble z  buduaru, sypialni i gabinetu. Potem narysowała plan tych  pomieszczeń, a na koniec zrobiła odpowiednią ilość kartonowych prostokątów i kwadratów  w tej  samej skali co  pomieszczenia,  na każdym pisząc co przedstawia. Szalenie  się "ta zabawa" podobała  dziecku. Kazik  się  śmiał, że skoro mu się tak ta  zabawa podoba, to pewnie gdy dorośnie pójdzie na architekturę. A tata powiedział, że zna kilka osób, które właśnie  dzięki takim niby zabawom zainteresowały  się konkretnym zawodem. Przemeblowywanie postanowiono zrobić  dopiero po nowym  roku.

Jacek z Pawłem stwierdzili, że w tym roku  wigilia i obiad świąteczny będą u nich i że zapraszają obu braci z rodzinami.  Kilka  dni później telefonował Franek i też  chciał zrobić taką super rodzinną i przyjacielską wigilię , no ale skoro Jacek go ubiegł, to on  zaprasza na obiad w  drugi  dzień  świąt- obu braci oraz Jacka i Pawła. Franiu - krzeseł ci nie starczy - to bardzo miłe z twojej strony,  ale macie maleńkie dziecko, jest zima, przeróżne -wybacz określenie- syfy się błąkają i takie zgromadzenie tylu osób nie powinno mieć  miejsca. Przełóżmy taki spęd na święta wielkanocne, gdy Anetka  będzie już trochę starsza a Joasia mniej nią umęczona - przecież ona jest matką karmiącą - tłumaczyła Frankowi Teresa.  Zima nie jest najlepszą porą na takie wizyty  gdy dzieci są  jeszcze maleńkie, a Anetka to jeszcze wciąż maleństwo.  Ojciec będzie bardzo zawiedziony - stwierdził Franek. Ojca możesz przywieźć do nas w styczniu na kilka dni - pomieszkają sobie nasi ojcowie w zapasowym mieszkaniu, pogadają, bo będą mieli wieczory dla siebie, nikt im nie będzie przeszkadzał. Śniadania i kolacje będą jedli w drugim mieszkaniu, obiady u nas. Wystarczy jak dasz  znać  ze dwa dni wcześniej, że tatę przywozisz.  A jeśli chcesz się nieco wygadać to możesz  wpaść do  mnie na czekoladę w ciągu dnia pracy, tylko uprzedź mnie dzień  wcześniej - wtedy tata z Jackiem zajmą się Alkiem, Kazik będzie sobie pisał w gabinecie a my sobie przy  czekoladzie pogadamy, będzie prawie jak u Wedla.  Wyczułaś sprawę - odpowiedział Franek. Och, po prostu cię znam furę lat. Zadzwoń dzień wcześniej. 

Teresa odłożyła telefon i poszła do Kazika z kawą i ciastkami.  Wiesz, chyba coś się sypie w państwie duńskim, Franek przyjedzie któregoś dnia wypłakać  się u  mnie przy gorącej  czekoladzie.  Chciał nas zaprosić na drugi dzień  świąt,  nas  wszystkich w komplecie. Gdy powiedziałam  by sobie to wybił  z głowy, bo ma  malutkie jeszcze  dziecko a jest zima i możemy jakąś  infekcję przytaszczyć to nadał tekst, że jego tata będzie zawiedziony, więc powiedziałam, że  przecież może swego ojca przywieźć np. na  któryś weekend po nowym roku a jeśli  chce  się po prostu do mnie  wygadać, to niech wpadnie  do mnie i dostanie gorącej  czekolady i będzie  się mógł wygadać, bo ty pracujesz głównie  w domu, ale to ci nie będzie przeszkadzało.

Kazik uśmiechnął się - tak to jest, gdy walory fizyczne górują nad intelektem. Ona może nawet  nie jest głupia, ale zdecydowanie ma braki. I chyba  brak jej polotu. A kiedy Franuś przybieży? Zatelefonuje dzień wcześniej, tak  mu przykazałam. A nasi jeszcze na  spacerze? Tak, dwóch starych muszkieterów i jeden młody. To przytul  się do mnie troszkę, muszę nieco odpocząć, zmęczyłem  się tym myśleniem.

                                                                       c.d.n.


czwartek, 25 maja 2023

Lek na wszystko? -120

 Po dwóch godzinach pobytu Teresa zarządziła odwrót. Franek marudził, że tak krótko byli, ale Teresa  była nieugięta, twierdząc, że maleńkiej jest potrzebny spokój i obecność mamusi, która ją będzie  tuliła,  a nie paplanina  gości.

W drodze powrotnej Teresa powiedziała do Kazika - duża ta  Anetka i mam wrażenie, że Joanna ją karmi z 15 razy dziennie. Pytałam  się czy  wie ile ona pokarmu produkuje oraz ile mała  zjada, ale ona nie wpadła na pomysł, by to sprawdzić. Na  szczęście nie jest u naszego pediatry. Twierdzi, że tamtejsza pani doktor jest bardzo miła i kontaktowa. A dlaczego mówisz, że na  szczęście nie są u naszego pediatry- zdziwił się Kazik. Bo zapisując  się  do niego zaraz by powiedziała, że jest moją przyjaciółką co wcale nie jest przecież  zgodne  z prawdą. Franek jest  moim kolegą, a Joanna tylko jego żoną.

A Franek jest kompletnie  zaczadziały ze szczęścia, że jest dziewczynka. Jak dotąd to jedyny wśród moich  znajomych  facet, który marzył by urodziła się dziewczynka. Fajnie pomalował ten pokój  dla małej, ale Joannie  się nie podoba, bo wielokolorowe ściany są jej  zdaniem nieeleganckie. Ale Franek, gdy margała, że takie kolorowe ściany są nieeleganckie to jej powiedział, że on też jest nieelegancki, a jednak wyszła  za niego a poza  tym to jest jego dom i cała posesja.  A oni mają rozdzielność majątkową. Franek miał jakąś scysję z jej rodzinką, która podejrzewała, że ożenił się  z nią z powodu jej mórg, które ona odziedziczy, więc zrobił rozdział. I jest jedna  rzecz, o której Joanna nie ma  pojęcia - połowa domu i terenu jest własnością jego ojca. To takie zabezpieczenie dla ojca  na wypadek gdyby Frankowi coś się stało. 

No ale teraz chyba nie jeździ tak często  w dość niebezpieczne  miejsca  - stwierdził tata. Ostatni raz  w Maroku to był chyba jeszcze gdy istniał CHZ.  Tatku, nie wiem. Ja tylko  słucham  co on mówi , nie doradzam mu niczego,  nie odradzam, to już duży chłopczyk. W każdym razie ma z jej rodziną dość oziębłe kontakty. Najzabawniejsze jest to, że on byłby najszczęśliwszy gdyby Joasia poszła  do pracy a on siedziałby z  małą  w domu. To dzisiejsze ciasto do kawy to było dzieło Franka - powiedział tata. Skąd  wiesz?  Od jego ojca. Ostatnio on  coraz  mniej lubi swą  synową. Stwierdził, że bardzo się zmieniła od chwili gdy zaszła  w ciążę, zrobiła  się nieco niemiła.  Proste- poczuła grunt pod  nogami, bo Franek bardzo już  chciał zostać tatusiem- orzekła Teresa.  Nie mniej powiedział mi, że poprzestanie na jednym  dziecku. Bo jego zdaniem  poród był bardzo ciężki, bo dziecko było duże. Dobrze to określił - długie po nim a szerokie po niej.

No fakt -zmieniła się - stwierdził Kazik - zrobiła  się wyraźnie bardzo szeroka. No cóż, ciąża z reguły kobietom urody nie dodaje, zwłaszcza gdy  się wcina za dwoje - powiedziała Teresa. Zrzuci gdy przestanie karmić. Robiłam ten kabacik dla  niej ze dwa numery większy niż jej rozmiary sprzed  ciąży i ledwo się w niego wcisnęła. Jak wpadną do niej  koleżanki i zobaczy, że je mocno przerasta rozmiarem to się weźmie  za siebie. A jeśli ta pani pediatra jest dobra w swoim  fachu, to będzie  mobilizowała Joannę by nie  zapasła  małej. Ładna  ta Anetka. A gdy  się urodziła  to miała ciemne włoski i Franek był wręcz przerażony po kim ona ma te ciemne włosy. Ale już ma ciemny blond po Joasi. Ma ładne rączki, długie palce po Franku, zapewne  bez trudu za kilka lat oktawę obejmie.

Zjadłbym coś konkretnego - stwierdził Kazik. Pogoda dziś taka bardziej kulinarna niż spacerowa. A co byś "konkretnego" zjadł?  Mamy zamrożoną paellę z perliczką, rozmrozimy w mikrofali  i ją podpiekę w piekarniku. Jacusiu, a co robi twoja latorośl? Bo tej paelli to jest dużo, może przyskoczy do nas na lunch? Nie wiem co robi, zaraz do niego zapikam. Powiedz mu, że nie będzie  zmuszony do kulturalnego odsiedzenia lunchu jeśli ma  jakieś  wyjściowe plany.   

Kolacja też będzie  dziś na ciepło tylko jeszcze nie wymyśliłam co wymodzić. Może jakiś eksperyment kulinarny? Jakieś pieczone warzywa? A może lepiej jakąś gęstą zupę. Albo naleśniki z czerwoną soczewicą i marchewką? Tylko któryś z panów dostanie  bojowe zadanie starcia marchewki. Ja to mam  chyba jakieś zaburzenia - bo ilekroć wracam z Otrębus to zaraz zastanawiam się co ugotować  w domu. I ja  to mam od  zawsze, tylko nie bardzo  wiem dlaczego.

Jacek wystukiwał numer Pawła, ale Młody  nie odbierał. Co jest - dziwił się Jacek. Nic nie jest, ma  chłopak pewnie zajęte obie ręce- zaśmiał  się Kazik. A może siedzi za kółkiem, a wtedy się wszak nie odbiera - powiedziała Teresa. Wiesz jakie mandaty walą gdy odbierasz siedząc  za kółkiem?  A może śpi, bo pogoda taka wredna, że spanie wydaje  się najlepszym rozwiązaniem.

Nim dojechali  do  domu zadzwonił Paweł - tato, odebrać cię skądś? Nie - jedziemy do Kazików i masz  zaproszenie na lunch, którego nie musisz po konsumpcji odsiadywać, jeśli nie będziesz  miał czasu lub chęci. A na lunch  będzie paella z mięsem perliczki.  W domu to będziemy najdalej za 10 minut. To ja podjadę w takim razie samochodem. Dopiero co spod prysznica  wyszedłem, muszę skalp wysuszyć suszarką. No dobrze synku, tylko wysusz porządnie, weź kurtkę p. deszczową bo mży. Wyłączył telefon i powiedział - no patrzcie ludzie- jakoś nadal jest sam.

No i bardzo  dobrze- po co ma  się rozmieniać na  drobne z jakimiś niewydarzonymi panienkami - czasy takie że znalezienie sensownej dziewczyny wcale nie jest łatwe - skonstatował Kazik. No ale  ty przecież znalazłeś- mruknął Jacek. Teresa  roześmiała  się - ja to byłam koło niego  zawsze, znał mnie gdy jeszcze  sam był zadatkiem na  faceta i nawet  szukać nie musiał.  

On ją poznał gdy miała nieco poniżej roku - tak dokładnie to  nie pamiętam,  ale  wiem, że już wtedy sama siedziała i byliśmy u jego rodziców w  święta Wielkanocne. Kazik to ledwo na nią spojrzał, a Krystian się dziwił, że ona nie umie  się bawić klockami,  a ja  byłem zły, że się żona uparła  by iść  z nią razem  akurat w święta-  powiedział tata. Ale potem to często bywaliśmy z nią razem, a obaj bracia traktowali  ją po dżentelmeńsku.  

Teresa  śmiała  się - oni obaj mnie po prostu tolerowali, oni byli bardzo dobrze  wytresowani. Gdyby rodzice Kazika żyli to pewnie by rozpieszczali Alka, bo to tak jakoś jest, że gdy własne  dzieci trzyma  się na krótkiej smyczy to się potem  wnuki rozpieszcza. No nie powiesz córeńko, że ja rozpieszczam Alka. Teresa uśmiechnęła  się  - no nie  rozpieszczasz, ale  jesteś zawsze na każde jego wezwanie. A na krótkiej smyczy to trzymała mnie głównie mama, nie  ty. Przypomnij sobie, jak podkradałeś mamie bakalie gdy piekła  ciasto na święta. Nie podkradałem  tak naprawdę, mama zawsze miała dla ciebie jakiś  zapas. Tak bardzo  żałuję, że odeszła nim  się twoje  życie ułożyło zgodnie  z jej marzeniami. Bo ona i mama Kazia widziały was w  swych marzeniach na ślubnym kobiercu.  

Tatku, ja  wcale nie  chciałem się żenić z Anką, w moich planach to miało być 15 minut dla  zdrowia- tłumaczyłem to ojcu i nie chciałem do tego wykorzystywać Tesi, wtedy wciąż uważałem ją  za dziecko. A zaraz potem Tesię "wyrwał" Robert i ożenił  się z nią. A teraz to Anka  w zaświatach, Robert nie  wiadomo gdzie, a my mamy prawdziwą rodzinę i cudownego synka - powiedział Kazik. A do ślubu z Anką zmusił mnie ojciec. Byłem wtedy strasznie naiwny, nie podejrzewałem, że dziewczyna może  współżyć jednocześnie z trzema facetami, byłem pewny, że robią  to  tylko pewne panie zawodowo. Teraz wiem, że mój ojciec był straszliwym idealistą.  Przyszło mi w tej  chwili do głowy, że ty Jacku i ja, dowiedzieliśmy  się o pewnych faktach  z naszej przeszłości właśnie głównie dzięki temu, że niektóre panienki pisały pamiętniki. Ty, dzięki pamiętnikowi dowiedziałeś  się, że masz  syna  a ja dzięki pamiętnikowi Anki dowiedziałem  się, że to nie ja byłem sprawcą jej ciąży, tylko sobie z trzech facetów wybrała  właśnie  mnie na męża. Bo do drobiazgowych kobiet  nie należała- liczył się seks a nie jego skutki.

No to koniec zwierzeń - zarządziła Teresa. Gdy wysiadali pod blokiem z samochodu zaraz za nimi zaparkował Paweł. Wujek Paweł - ucieszył się Alek, a Teresa powiedziała- zawsze  dziecko do  dziecka  ciągnie. Pojedziemy dwiema windami, Alek będzie miał radochę. W domu mały opowiadał Pawłowi, że wujek Franek ma w domu malusieńką dziewczynkę, która tylko leży i ma malutkie rączki i ciągle śpi. Pokazał też, że Dunia polizała go raz w tył główki, Paweł obejrzał i  zapewnił malca, że nic  się nie stało, nie ma  śladu. Najbardziej rozbawił mały Pawła, gdy  mu pokazywał jak mała jest córeczka Franka, bo z rozstawu rączek Alka wynikało, że mała ma długość około 40 centymetrów.  

Paweł przywiózł z domu mus malinowy własnej roboty, czym zdobył natychmiast  dodatkowe punkty u Alka, dla którego maliny były najpyszniejszymi owocami pod słońcem. W związku  z tym na deser były "fałszywe lody", czyli mocno schłodzona bita śmietana polana musem malinowym, a mały po raz pierwszy sam ją jadł łyżeczką tak starannie, że  nie ucierpiał przy tym ani obrus ani wytworny śliniaczek małego. Oczywiście zaraz wszyscy na  wyścigi go chwalili, aż Teresa poprosiła by przestali, bo za chwilę to mały pęknie z dumy. 

Po obiedzie Teresa wręczyła Pawłowi małą kopertę, którą dał jej dla niego Franek. Paweł ją wziął do ręki, pomacał, powiedział "hmm" i schował do swojej saszetki. Nie przeczytasz listu miłosnego?- spytała Teresa. W domu przeczytam i wtedy do was zatelefonuję, jeśli to będzie coś ciekawego. Teraz chcę się wami nacieszyć bo lubię gdy jesteśmy w komplecie. 

Stół "obiadowy" zamienił się szybko w stół do gier, a kostką do gry gdy miał rzucać   "dadek Tadek" rzucał Alek, który wspólnie z dziadkiem przesuwał pionki i skrupulatnie liczył punkty na kostce a potem na planszy. Kazik się śmiał, że hodują w domu małego hazardzistę. Jacek się śmiał, że naprawdę są nietypową rodziną, bo większość to hoduje co najwyżej małego żarłoka lub pijaka, a to biedne  dziecko ma niemal trzy lata i nie wie jak wygląda  butelka wina lub wódki na stole i nie  zna hymnu narodowego "sto lat". 

Ale my z Kazikiem i Krisem też nie widywaliśmy na stole butelek wina lub  wódki i  nie śpiewaliśmy 100 lat  z okazji jakiegoś uroczystego "posiadu" rodziców przy  stole.  A po jedzeniu to zawsze byliśmy wyrzucani do innego pokoju i musieliśmy być cicho - powiedziała Teresa.  A Kazik dodał - mieliśmy dawać Tesi dobry przykład. A ona to była taka cicha, nieco wystraszona myszka, a gdy coś brała do ręki to tak ostrożnie jakby to ją miało oparzyć lub ugryźć. W ogóle to miałem przechlapane, bo zawsze musiałem dawać dobry przykład  wpierw Krystianowi, którego długo kiepsko tolerowałem, no a potem to i jemu i jej. Mowy nie  było żebym mógł być w gabinecie taty gdy on pracował a efekt tego taki, że teraz gdy pracuję w domu to u mnie na kolanach albo siedzi Alek albo Teresa, ewentualnie Alek sam  się bawi budując domy z klocków. Alek wie, że ja pracuję i jest wtedy cichutko. Dzięki jego obecności co dwie godziny staram się robić krótką przerwę. Nie  chcę być takim "niedosiężnym tatą", jakim był mój ojciec.

Ty Kaziku masz ogromnie  dużo cech swojej mamy, a Krystian waszego taty - powiedział tata. W twojej mamie było znacznie  "więcej człowieka", jak to określała moja  żona. A one bardzo się przyjaźniły. Coś tak jak teraz Tesia i Alina. Twoja mama miała  w sobie  wiele ciepła i zrozumienia  dla innych. Często myślę o twoich rodzicach. Tatku, a my obaj z Krisem kochamy cię jakbyś był naszym ojcem - powiedział cicho Kazik.

                                                                         c.d.n.


środa, 24 maja 2023

Lek na wszystko? - 119

 W piątek późnym popołudniem  Jacek przysłał do Teresy zapytanie co lepiej kupić dla malusiej córeczki Franka - uroczą  sukienusię błękitną w motylki, czy może lepiej coś w  rodzaju albumu, w którym można umieszczać zdjęcia dziecka oraz  zapisywać co dwa  tygodnie  krótkie  notatki dotyczące rozwoju dziecka. Do zapytania były dołączone zdjęcia obu prezentów, a tak ogólnie  to Jacek najchętniej dałby obydwa prezenciki. Z tym, że teksty do uzupełnienia w  albumie były w języku angielskim, bo to import  i jak na  razie to nikt jeszcze w Polsce nie wpadł na pomysł "zmałpowania" tego i  wydania w języku polskim.Teresa napisała, żeby kupił  "oba cudeńka" i je przyniósł do niej, bo wymyślili z  Kazikiem, że skomasują wszystkie prezenty  w jedno pudełko i dołączą do niego ozdobną kartkę z życzeniami dla małej, na której będą podpisy ich wszystkich. A z tekstami w  języku  angielskim nie ma problemu, wszak Franek operuje co najmniej trzema językami.

Oczywiście Teresa  tego wieczoru  powiedziała Alkowi, że następnego  dnia pojadą do wujka Franka, bo ciocia Joasia urodziła śliczną, malutką  dziewczynkę, która już ukończyła 3 miesiące i można ją już zobaczyć, ale jest jeszcze bardzo malutka i nie będzie się mógł z nią bawić.

Teresę nieco skręcało ze śmiechu, bo Alek zaraz powędrował do swojej ukochanej maskotki i ją poinformował, że " jutro pojedziemy do wujka Franka. Malutkiej dziewcynki nie wolno dotykać". Teresa słuchając tego co on mówi stwierdziła, że chyba przejdzie  się z nim  do logopedy, bo prawidłowo wymówił  głoskę "dz", ale głoska "cz" wciąż mu nie wychodzi.  Podzieliła  się tym spostrzeżeniem z tatą, ale tata stwierdził, że ona gdy była  w wieku Alka to wcale lepiej nie mówiła. A poza tym Alek bardzo wyraźnie wymawia "cz" gdy chce  dostać czekoladkę,  więc  niech jeszcze  weźmie nieco na  wstrzymanie, przecież jeszcze nie skończył trzech lat.

Teresa natomiast przygotowała paczuszkę dla Joanny - były  w niej kosmetyki antyalergiczne, ciepłe rajstopy podtrzymujące mięśnie brzucha, 2 biustonosze dla matek karmiących i cieplutka, mięciusia lizeska, poza tym tzw. "rogal" do karmienia . Części garderoby były uzgodnione z Joanną (poza lizeską, którą Teresa  sama wydziergała szydełkiem w dwa  wieczory) i rogalem do karmienia, który kupiony przed  urodzeniem   się Alka spokojnie przeleżał się zapomniany w  szafie, bo Teresa miała do karmienia dziecka fotel dostosowany do swych gabarytów i rogal wcale nie  był używany. Alina i Kris mieli pojechać w niedzielę, bo Franek  chciał przy okazji omówić z Krisem  pewne zagadnienia  prawne. Teresa powiedziała do Kazika - mogę  się założyć, że Alina nie pojedzie do Otrębusów - nie lubi Joanny, a poza tym ma za dużo wspomnień związanych z domem. To wszystko jest  dość  zabawne, bo Kris  nie lubi z kolei Franka, ale pojedzie, bo Franek jest jego klientem.

Pogoda w sobotę była dość paskudna, a ponieważ Jacek jechał sam,  bez Pawła, to pojechali jednym samochodem. Gdy już niemal wyjechali z Warszawy Jacek powiedział - zapomniałem o kwiatku, a kupiłem orchideę w doniczce.  No i bardzo dobrze - powiedział tata- będziesz  miał co pielęgnować. No ale jeżeli cię  to dręczy, to jeśli napotkamy gdzieś kwiaciarnię po drodze to się tam zatrzymam - powiedział Kazik. To skręć w lewo na najbliższym skrzyżowaniu, podjedziemy do dworca, tam jest jakaś kwiaciarnia - to znaczy pamiętam, że była kiedyś- powiedziała Teresa. Kwiaciarnia i owszem, była, ale nie było storczyków i Teresa namówiła Jacka na gloksynie mówiąc - piękne i nie łatwe w uprawie.  Pielęgnowane przeze mnie wytrzymują góra  cztery  dni. No ale nie  studiowałam na SGGW. Kwiatki zostały  zakupione a Jacek odetchnął.

Już z daleka zobaczyli, że dom jest odnowiony, jest nowy dach i jest garaż przylegający jedną ścianą do budynku. Gdy stanęli przed wjazdem do  garażu z okna kuchni wychylił się Franek i powiedział- wjedźcie na ogród, tak jak  kiedyś, bo w garażu to ja stoję. Zaraz otworzę bramę. Bramę przyszedł otworzyć z Dunią koło nogi. Gdy wysiedli z  samochodu dobiegła do nich Dunia i przywarowała obok podsuwając się do Alka.  Niesamowite - powiedział Franek - ona go jakimś cudem poznała. Dużą łepetynę Duni obejmował  Alek i po swojemu ją "ukochiwał", trzymając w jednej rączce swoją maskotkę. 

Boże, jaki on się zrobił duży! zachwycił się Franek. Postarzał się - zaśmiała  się Teresa. Jest w górnej wartości tabeli wzrostowej i dolnej  wagowej, jak tatuś, ale wcale  nie jest niejadkiem. Franek -dom odnowiony super!  No i ten garaż - super sprawa. Udało ci się jednak dokupić ten kawałek gruntu. Tak, główna zasługa Krisa, wynalazł , że ten kawałek jest "niczyj" i odkupiłem od państwa. Teraz mam garaż i kuchnię letnią i schowek na  narzędzia. Eeee, to ty i wejście do  domu przesunąłeś - stwierdziła Teresa. No, mamy teraz długi przedpokój. Musiałem odnowić dom, żeby ukryć fakt, że jest trochę dłuższy  niż  był. No fakt - tu był przecież kiedyś warzywniak gdzie teraz stoimy- stwierdziła Teresa. No był. Teraz też będzie ale w wysokich  pojemnikach na tyłach garażu. Naprawdę nie będzie nam potrzebna tona warzyw na zimę. W drzwiach  domu stanął ojciec Franka - synek- wpuść  wreszcie  gości  do  domu!  Tata, nie stój bez kurtki, chłodno jest. No chodźcie  do domu, bo mi  się ojciec przeziębi. Dunia nie odstępowała Alka. W przedpokoju, teraz dużym i dobrze oświetlonym Teresa założyła dziecku kapciuszki a Franek przetarł psicy łapy. Aleczku, idź  z Dunią do salonu- poprosił Franek. Mały pokiwał ze zrozumieniem główką i podreptał z Dunią do salonu i wdrapał się na jej kanapę. Nie czyście już tak tych butów, przeszliście tylko po chodniczku do drzwi domu, nie po błocie- dyrygował gośćmi Franek. Joanna już kończy karmić małą.

A jak zniosłeś poród - zapytała Teresa. Szczerze?-zapytał zniżając głos - następne dziecko  jeszcze długo nie  a potem  wcale. Dwudziesty pierwszy wiek i żeby tak  się kobiety męczyły? To wręcz nieludzkie. A ta wariatka uparła  się, że nie da się znieczulić, ale po kilku godzinach jednak ją znieczulili i po następnych kilku urodziła. Znieczulili ją bo byli pewni, że trzeba będzie ją  ciąć. Ten wasz znajomy położnik to jakiś święty człowiek. 

A córeńka  wzrost odziedziczyła po mnie a objętość po mamusi. Ważyła 3600. I żarłok z niej okrutny. Najbardziej pod słońcem to lubi jeść. A ona aby  nie urodziła  się ciut przed czasem- zapytała Teresa.  No tak, bo Joannie wzrosło mocno ciśnienie i trzeba było poród nieco przyspieszyć, 10 dni przed terminem.  Do salonu przyszła Joanna z maleńką , którą wręczyła Frankowi. Wpierw poszła wyściskać Alka, któremu powiedziała, że jest ślicznym, dużym  chłopczykiem, potem się wyściskała z Teresą i wtedy zapaliła  się w głowie Teresy żaróweczka, że prezenty leżą wciąż w bagażniku i wygnała Kazika do ich samochodu  mówiąc, że ma przynieść dwa worki białe, jutowe, które tam leżą. W pięć minut potem Kazik wręczył oba worki Joannie mówiąc, że to od ich klanu. Teresa przywołała Alka i pokazała mu maleńką, demonstrując jakie  ma śliczne, maluśkie rączki i w ogóle cała jest jeszcze  malutka. Ona też była u swojej mamy w bzusku? - zapytał. Tak kochanie, jak każdy z nas. Alek zawiesił rączkę ze swą maskotką nad niemowlątkiem i powiedział - zobacz jak śpi- jest malutka. Kazik wziął go na ręce i powiedział - ty też byłeś taki malutki, twój braciszek Tadzio też  był taki maleńki a już teraz chodzi. Potem coś zaszeptał do ucha małego i postawił go na podłodze. Alek odwrócił się na pięcie i powiedział  - do Duni idem.

Kochani a jak wasza córeńka  ma na imię? spytał się Jacek. Tak dość zwyczajnie - powiedział Franek- Aneta, Maria. Po obu babciach. Joanna   zaśmiała  się - chciałam, żeby była  Marzenka, ale tato Franka powiedział, że dzieciaki w  szkole będą miały problem z pisownią, bowiem ostatnio to nawet  w prasie jest multum błędów ortograficznych, nie tylko merytorycznych.

Franiu, zanieś ją do łóżeczka, najadła się to teraz  spokojnie pośpi.  Franek zabierając małą pociągnął Teresę za rękę i powiedział- chodź,  zobacz jak jej pokój zrobiłem. To jeden z  tych  z odzysku . W nocy to śpi w naszej sypialni, a tu w  dzień, żeby nie latać do niej po schodach.  Pokój był  we wszystkich kolorach tęczy, ale bardzo jasnych i delikatnych. No to nieźle  się namachałeś pędzlem - stwierdziła. Ale wyszło to naprawdę ładnie bo jest kolorowo ale nie męcząco. Bardzo mi się podoba. Joannie niestety nie. A ona co chciała? Białe, szpitalne ściany, żeby było elegancko. Teresa uśmiechnęła  się -grunt, że mała tu dobrze  śpi a kolor ścian- sprawa  drugorzędna. A ja zaraz powiem co o tych ścianach myślę. Włączyłeś nianię? Tak, włączyłem.  No to wracamy.

W salonie  Joanna opróżniała worki. Sukieneczka wywołała falę entuzjazmu.  Album na  zdjęcia i zapiski też  się ogromnie spodobał. Pudło z różnościami również. Lizeska została natychmiast przymierzona a Teresa wyściskana. Ojej, wiedziałaś  jak Franek wymalował ściany i zrobiłaś pod kolor?  Nie wiedziałam, ale to są kolory, na które dobrze  reagują dzieci, kolory przyjazne   wszystkim zmysłom. I świetnie, że Franek tak wymalował ten pokój. Jest wesoły, kolorowy a jednocześnie nie męczący. Ale chyba  mu to sporo czasu  zajęło bo robił małymi powierzchniami. Trzy dni malował ten pokój, myślałam, że nie skończy. Rogal do karmienia też wywołał entuzjazm, bielizna osobista  również.  O Boże - zawołała- w  życiu nie miałam  tych kosmetyków.  One są antyalergiczne i używając   ich nie uczulisz  maleństwa. Mają poza tym i tę  zaletę, że są bardzo wydajne i na ogół ta ilość powinna ci wystarczyć na rok. A w tym niebieskim pojemniczku masz płyn do kąpieli dla Anetki. Dziesięć kropli na wanienkę niemowlęcą w zupełności wystarczy. Kupiłam ten płyn gdy byłam w Berlinie. I nie  dawaj więcej niż dziesięć  kropli. On się nie pieni.

Jacek w pewnym momencie coś zaszeptał do Kazika i obaj wyszli z  salonu. Wrócili po dziesięciu minutach i Jacek wręczył Joannie .......doniczkę z gloksynią mówiąc - wychodząc z  samochodu zagapiłem się na te nowości i usiłowałem  sobie przypomnieć jak było przedtem i.....wstawiłem doniczkę z powrotem do samochodu. To skleroza mnie łapie, bo szukałem jej w bagażniku a zostawiłem na tylnym siedzeniu.

A Teresa powiedziała - one są piękne, ale nawet kaktusy nie są w stanie przetrzymać mojego talentu ogrodniczego. Albo zasuszę albo utopię. I  chyba zacznę kupować suszone bukiety.

Tak patrzę na  waszego Alka i jestem nim zachwycony- powiedział Franek. Siedzi z Dunią i cały czas coś jej opowiada i do swojej maskotki też wygłasza jakieś tyrady.  Teresa uśmiechnęła  się - ta jego maskotka to jest prezent od Jacka i ma na imię Dunia, zapewne z powodu swego koloru. Ona ma u nas w domu swoje własne psie posłanko, autentyczne psie posłanko na miniaturowego psiaka i śpi w tym posłanku w łóżeczku Alka. On jej zawsze o wszystkim opowiada. W ogóle bardzo lubi zwierzęta. Po wizycie w ZOO mamy namiastkę ZOO w domu, z tym, że w naszym ZOO są również dinozaury i tyranozaury bo niestety były w sklepie a on uznał, że trzeba je stamtąd zabrać z innymi zwierzaczkami, bo byłoby im smutno gdyby zostały  w sklepie. Dopóki to ZOO jest zapełnione takimi zwierzakami to jest  wszystko OK. Syn Jacka ma  się dowiedzieć czy zdrowe dziecko może  brać udział w hipoterapii, bo konie, które są wyznaczone do hipoterapii dzieci są łagodne i cierpliwe. Instruktorzy także. A zimą chcemy jeździć na nartach śladowych - w końcu do Powsina mamy blisko i byleby tylko śnieg  był w zimie. Oooo, to jest myśl!  Dobrze, że o  tym powiedziałaś - Franek nie ukrywał entuzjazmu. Zupełnie  zapomniałem o  czymś takim jak biegi płaskie. Tu są idealne wręcz warunki do chodzenia  zimą na nartach.Moglibyście tu spędzać weekendy, razem byśmy się włóczyli na nartach po lesie. No ale co z Anetką?  No tej  zimy to jeszcze  będzie  musiała na nas czekać  w domu z dziadkiem, ale następnej to już coś się wymyśli.

                                                                               c.d.n.


                         


























wtorek, 23 maja 2023

Lek na wszystko? -118

 Alina zrobiła sobie herbatę, z lodówki wyciągnęła sałatkę z gotowanych kartofli, selera  naciowego i gotowanych jajek , wszystko "czymś" polane. Co to jest? -spytał Kris. Sałatka kartoflana - zawsze staram się  wieczorem  zrobić sobie coś na rano. A gotowane kartofle , jajko, seler naciowy i 30% śmietanka z musztardą + ogórek kwaszony nie tuczą. Bo kartoflom ugotowanym i potem ostudzonym  zmieniają się wiązania chemiczne  w skrobi i takie  kartofle nie tuczą. 

Coś podobnego- zdziwił się. I to jest jadalne?-zapytał spoglądając  z dezaprobatą na  talerz  z sałatką. Jeśli masz ochotę to możesz  spróbować - mnie smakuje. Można też  zamiast ogórków kwaszonych wkroić marynowane grzybki, no ale żeby je  wkroić to trzeba je  mieć, a ja nie mam.  A dlaczego nie zjadłaś niczego przed  wyjściem z domu? - dopytywał się Kris. Bo ja nigdy nie jem z  samego rana, zaraz po wstaniu. Jem  przynajmniej  dwie  godziny po wstaniu, ale  zawsze rano piję owocową lub  ziołową herbatę. Kris skrzywił się - nie lubię ziołowych herbatek.  Wiem o  tym i nigdy ci ziołowych lub owocowych herbatek  nie daję. 

Kris łyżką nabrał sałatkę, chwilę się jej z uwagą przyglądał, powąchał i wziął do ust pół zawartości łyżki- jego mina mówiła- "no cóż, ona to je i żyje, to może i ja  przeżyję". Powoli przeżuł zawartość  łyżki i powiedział: zadziwiające, ale to jest całkiem smaczne!  Alina tylko wzruszyła  ramionami - nie sądzisz chyba, że ja się umartwiam - istnieje wiele zdrowych, smacznych i  nietuczących potraw. I  z czego jest ten dressing? Ten dressing jest z 30% śmietanki i łagodnej musztardy. Całość nabiera  smaku gdy postoi sobie przez noc w lodówce - wyjaśniła. 

A co kupiłaś w centrali rybnej? Niewiele było do kupienia, ale kupiłam  węgorza  wędzonego dla nas i dla Kazików i wędzone małże w oleju, po 2 puszeczki  na rodzinę. Drogie jak licho, ale wiem, że Tesia  je bardzo lubi, będą już na święta.  Były też chińskie hodowlane  ryby, ale ich  nie kupuję od chwili gdy obejrzałam  w telewizorni film o ich hodowli. Porażająco - przerażające.

Masz coś przeciwko Chińczykom?- spytał nieco zdziwiony Kris. Nie, raczej przeciwko ich metodom hodowli. Nadal nie  rozumiem- twierdził Kris. Mogę ci opowiedzieć, bo ty pewnie  nie masz pojęcia o hodowli ryb. U nas też  są hodowle ryb, np. karpia, ale one są hodowane  w stawach gdzie wszystko jest pod kontrolą. Staw hodowlany jest  zamkniętym akwenem, a ryby na  zimę są przenoszone do mniejszego stawu.Taki karp nim trafi na stół to musi  mieć  trzy lata.

A tam jest tak, że nad brzegiem  rzeki buduje  się drewniany pomost, na którym hodują  się świnie.Nie wiem czy przez okrągły rok czy tylko latem. Na nim są karmione, śpią, leżą i na nim się wypróżniają - pomost jest dość ażurowy, więc nieczystości oraz resztki tego czym  są pasione spadają do rzeki. A pod pomostem żerują ryby- oczywiście teren pod  pomostem czasem jest ogrodzony- ryby mają tam na okrągło pokarm bo się żywią tym co z pomostu do rzeki wpadnie. Nawet nie trzeba inwestować w jakieś ogrodzenia, bo ryby głupie nie  są, trzymają się  same  miejsca, gdzie  regularnie coś do rzeki wpada. Poza tym sprytni Azjaci wspomagają rozród ryb hormonami. No więc po obejrzeniu tego programu przestałam kupować pangi, tilapie i tak zwaną rybę maślaną - pod nazwą "ryba maślana" kryją  się trzy różne  ryby równie niezdrowe jak panga i tilapia. Wszystkie te ryby z Chin, Wietnamu i tamtych okolic nie są  zdrowe. Nie jest też  zdrowy łosoś  hodowlany z hodowli skandynawskich.  Ostatnio jedyna zdrowa ryba to miruna rodem z Patagonii lub Nowej Zelandii.  Mama kiedyś kupiła jakieś filety mrożone  z jakiegoś "błękitka"  i gdy je  smażyła to śmierdziały benzyną i wyleciały do śmietnika. Poszła z reklamacją do sklepu, w którym je kupiła to pani kierowniczka tylko ramionami wzruszyła.

 Krisa z lekka zamurowało - to straszne  co mówisz - a już byłem pewien, że tak rzadko w naszym domu są ryby bo nie umiesz ich przyrządzać.  A ten węgorz to nie jest trujący?  Alina uśmiechnęła  się i powiedziała- mam nadzieję, że nie, ale i tak nie  dam dziecku ani kęsa. A węgorze są hodowane?- spytał Kris. Nie słyszałam nigdy o hodowli węgorza, ale widziałam pułapkę na węgorze na jeziorze- to nieboszczka owca w której węgorze  nocą  żerują i w trakcie ucztowania były odławiane.  Obżeranie  się szkodzi nie tylko ludziom, jak widać. Ale weź pod uwagę, że gdy widziałam tę pułapkę to miałam pewnie ze 14 lat. A ryb nie tylko w Bałtyku coraz mniej jest. Więc może i w jeziorach ich brakować i może są jakieś  hodowle. Przecież pstrągi też są hodowane.  Poważnie? -  zdumiał się  Kris. Nie miałem o tym nawet bladego pojęcia. 

Rozważania o rybach przerwał głosik Tadzia, który wzywał mamę. Alina  wstała by pójść do dziecka,  ale Kris ją  powstrzymał - siedź,  zajrzę do niego. To go okazjonalnie  wysadź, pewnie  mu się  chce siku. I sprawdź czy pampers jeszcze  suchy.  W chwilę później Kris przyszedł z małym uczepionym nogawki jego spodni. Poszli razem  z małym do kuchni, bowiem zbliżała  się pora jego obiadu. A co mu dasz na obiad?- zaciekawił  się  Kris. Mam dla  niego pulpecik z  cielęciny - Tesia kupiła na Południowym  osiedlu spory kawałek cielęciny i zmieliła ją i porobiła dla dzieciaków  obiadki, 10 porcji dla każdego i wszystko zamroziła. Każda porcja jest z  warzywkiem, marchewką, brokułem lub buraczkiem i porcją albo kaszy jaglanej albo ryżu, a Alek ma z kaszą gryczaną. Kotleciki zrobiła bez  bułki w środku. I każda porcja jest w  małym pudełku. 

A pudełka przywiózł z wojażu  zagranicznego  Franek. Najśmieszniejsze jest  to, że oczywiście Franek kupił dla Tesi świeżutkie daktyle, ale one były pakowane  w te pudełeczka, no to kupił dwadzieścia takich pudełeczek. Teresę omal nie pokręciło ze śmiechu, gdy wpadł do  nich z tymi daktylami. Kazik chciał mu oddać forsę bo stwierdził, że na pewno były przez te  pudełka ze dwa razy droższe niż  zawsze, no ale Franek mu  długo tłumaczył, że on spłaca w ten sposób swój dług, bo Tesia mu przecież tyle razy pomogła gdy razem pracowali, że to się Tesi po prostu należy. No to teraz Teresa w głowę  zachodzi  jakie to ona ma zasługi u  niego i nijak nie może na to wpaść. No bo gdy razem chodzili do baru na obiady to każde płaciło za siebie, to samo gdy plotkowali u Wedla na  czekoladzie- każde płaciło za siebie. Fakt, że czasami "stawała na głowie" żeby go wysłać  w takim terminie by miał dobrze  zgrane połączenia, no ale to było zaledwie kilka razy w roku. I nie był wyjątkiem, bo Tesia bardzo solidnie pracowała. Więc jej powiedziałam, że może po prostu doceniał fakt, że  miał z kim wypić tę  czekoladę u Wedla, zjeść obiad  w barze i pogadać. Oni  chyba w najbliższą sobotę pojadą do  Franka, oczywiście jeżeli nie będzie padało.

Kris, ja wiem, że mnie nie prosiłeś nigdy o radę, ale pomyślałam, że może nie byłoby źle, gdybyś ty, nim sklecisz tę spółkę, tę kancelarię, to popracował w takiej kancelarii. Wydaje mi się, że wtedy obejrzał byś taki twór od  środka. Będziesz mógł wtedy popatrzeć na  wszystko z bliska. Bo ty jesteś w tej  chwili tak zwany "wolny strzelec". Nie musisz się liczyć z innymi współpracownikami, masz na głowie  tylko siebie i klienta. A w takiej kancelarii będziesz w Zarządzie i jeśli któryś ze współpracowników nawali to będziesz musiał albo sam przejąć jego sprawę albo zlecić któremuś by go zastąpił. Poza tym gdy działasz  sam to możesz wziąć, lub  nie jakąś sprawę- w spółce wiadomo, że każdy zarabia na wszystkich, więc nie będziesz mógł odmówić. I  jak w każdym zespole - ciężko jest tak wszystko dograć by wszyscy byli zadowoleni. 

A jak duża spółka, a  osiem osób to jednak  sporo, to zaraz  się okaże, że potrzebny jest personel pomocniczy, któremu wszak trzeba płacić. Bo ktoś musi odbierać telefony, taka kancelaria najczęściej  działa od  rana do wieczora, bo część interesantów przychodzić   będzie dopiero po  zakończeniu własnej  pracy, więc ktoś musi umawiać klientów i to stanowisko musi być obsadzone na dwie zmiany,  ktoś musi dbać o materiały  biurowe, musi być też ktoś kto będzie dbał  o  to by zawsze było w pomieszczeniu  czysto i  był porządek. No i trzeba wyszukać jakiś lokal, a w Warszawie  lokale użytkowe są cholernie  drogie. Jeżeli się założy, że będzie  ośmiu czy też  dziewięciu  prawników, to wtedy potrzebne będą przynajmniej cztery pokoje, by  klienci  mogli swobodnie rozmawiać z prawnikami. Dlatego sobie pomyślałam, że  chyba  nie byłoby źle gdybyś mógł zajrzeć do takiej spółki od środka.  I może byłoby lepiej zacząć od spółki małej a nie od razu ośmiu osób. 

Spójrz na to  z boku - masz rzekomo ośmiu chętnych, ale chyba nikt z tej ósemki nie zamierza ruszyć palcem  przy tworzeniu spółki - moim skromnym zdaniem to nie rokuje dobrze. Każdy chce przyjść na gotowe. Czy chociaż jeden z nich powiedział ci żebyście usiedli razem i przeanalizowali jakie są szanse na powstanie takiej  spółki? Jakie to będą koszty itp., czy będziecie się w czymś specjalizować a jeśli tak to w  czym? A do tego jak mówiłeś każdy ma własną wizję tej  spółki.

Z kim o tym rozmawiałaś? - zapytał  Kris.  Z nikim o tym nie rozmawiałam, ale mam oczy i  trochę oleju w głowie  - widzę, że się zmieniłeś. Nie podejrzewam, że się zakochałeś  w jakiejś panience. Nie tak wygląda  zakochany facet. Powiedziałam tak, żeby cię sprowokować do powiedzenia  co cię gryzie. Ale ty uważasz mnie za niezbyt mądrą, bo nie zdawałam sobie   sprawy  z tego, że jestem nieuleczalnie chora. I zapewne gdyby  nie śmierć obojga  rodziców i  pogorszenie  się mego stanu to pewnie bym jeszcze  długo nie wiedziała, że  choruję. Lekarz powiedział, że i tak mam szczęście w nieszczęściu bo nie jest to  stan ekstremalny. Bo bardzo szybko wyszłam z tej huśtawki  nastrojów gdy tylko  zaczęłam brać regularnie lek. Mam teraz indywidualną terapię  raz  w tygodniu i coraz  lepiej mi  się to  wszystko układa w głowie.  I  dlatego odważyłam się zapytać  ciebie czy mnie jeszcze kochasz.  I nie będę zdziwiona, gdy powiesz, że nie czujesz się na  siłach być dalej ze mną. 

Kris gwałtownie zakrył ręką jej usta i przyciągnął ją do siebie.  Nie mów takich rzeczy, proszę. Wychodzi na to, że to ja powinienem iść do psychologa.  Kocham ciebie i kocham Tadzika. I wiem, że masz rację co do tej  spółki. Pomysł kancelarii - to było marzenie mojego ojca - synek prawnik, ma własną kancelarię. I chyba za długo mi to do głowy  wkładał. A powinienem był sobie uzmysłowić, że  ojcowskie pomysły nie przyniosły szczęścia Kazikowi - on zmusił go do ślubu z Anką. Dobrze, że Teresa pomogła Zikowi przy rozwodzie. Rozejrzę się za pracą w którejś z Kancelarii, już nie jestem początkującym adwokatem. Tylko nie wiem, czy moje "wolno strzeleckie"  nawyki uda mi  się tak z miejsca wyplenić. Chyba miałem za dużo swobody. Ale była to  swoboda  pomieszana z lękiem czy i kiedy będzie kolejny klient. Wybacz mi to wszystko  co ci bezmyślnie nagadałem. Jakoś pogubiłem się w tym wszystkim.

Bo w życiu łatwo się pogubić - powiedziała Alina. Zwłaszcza  gdy  się już jest dorosłym. Dzieci mają łatwiej, mama i tata zaganiają je na  właściwą ścieżkę co jakiś  czas.

                                                      c.d.n.


niedziela, 21 maja 2023

Lek na wszystko?- 117

 W dwa tygodnie po tym dniu,  w którym Alina zwerbalizowała Teresie swe wątpliwości, czy Kris ją nadal  kocha, Alina zadała to pytanie  Krisowi, mówiąc na  zakończenie, żeby Kris  się  dobrze zastanowił nad odpowiedzią nim ją udzieli. I nie musi na to pytanie odpowiadać "teraz/zaraz". I czy kocha ich synka, bo ona ma wrażenie, że  synek obchodzi go równie mało jak i ona.

Kris spiorunował ją wzrokiem a potem stwierdził  - chyba znów nie  bierzesz leku i cię porąbało. Alina pokręciła przecząco głową - biorę lek regularnie, codziennie podczas śniadania, które jemy przy jednym stole. I chodzę raz  w tygodniu na terapię. I nic mnie nie porąbało.  Jeżeli  przestałeś mnie kochać, albo kiedyś tylko wydawało ci  się, że mnie kochasz to  mi o tym po prostu powiedz.  Nigdzie nie jest zapisane, że musimy być  razem do końca naszego życia.  Siedzimy przy jednym  stole, mieszkamy w jednym mieszkaniu, ale ty, od jakiegoś  czasu, mnie po prostu nie dostrzegasz. Nie interesuje cię również nasze  dziecko. I myślę, że być może  masz na boku jakąś panienkę, młodszą, zdrowszą i nie obciążoną braniem tabletek i dzieckiem.

I dlatego zadałam ci to pytanie czy nadal mnie i Tadzia kochasz. Bo jeśli nie, to będzie lepiej jeżeli nie   będziemy ci razem z Tadziem bez przerwy wpadać w oczy i denerwować  cię swą obecnością i się po prostu stąd  wyprowadzimy, a z czasem  my po prostu się oficjalnie rozejdziemy.

No to mnie w tej  chwili ubawiłaś - roześmiał  się Kris - ciekawe dokąd się wyprowadzisz, nie masz dokąd. Mylisz  się, spokojnie powiedziała Alina - mam  dokąd.  Zmieniłam umowę podpisaną z facetem, który wynajmuje moje mieszkanie żoliborskie. Nie jesteś jedynym prawnikiem w tym mieście. I nie informowałam cię o tym, bo mamy wszak rozdzielność majątkową, która była  zrobiona na twoje  wyraźne życzenie.  A nim  się facet stamtąd wyprowadzi to mogę mieszkać z dzieckiem w mieszkaniu ojca Teresy.

Spiskujesz  z nimi przeciwko mnie!- Kris podniósł głos. Nie krzycz, Tadzik zacznie  się ciebie bać. Nie spiskuję z nikim przeciwko tobie, sam sobie  wizytówkę wystawiasz. Przypomnij  sobie się jak  się  zachowywałeś w Bieszczadach - byłeś dla wszystkich niemiły.

Nie  miałem powodu by być dla nich miłym. Prosiłem Kazika i Tadeusza o pożyczkę, obaj mi odmówili twierdząc, że nie mają wolnej  gotówki, bo mają pieniądze  zablokowane  na długoterminowych kontach. Prosiłem ciebie, byś sprzedała to żoliborskie mieszkanie, ale ty nie chciałaś go sprzedać. I przez  to moje plany założenia kancelarii prawniczej spełzły na niczym.

Alina  wzruszyła ramiona - sorry, ale skoro z ośmiu osób, które są rzekomo tym zainteresowane, żadna nie chce dać wkładu by taka spółka ujrzała światło dzienne, to dla każdego realnie  myślącego człowieka jest to co najmniej  dziwna sytuacja. Normalnie to jest tak, że osoby zainteresowane  spółką zbierają się razem, sprawę omawiają, robią umowę, podpisują, każdy wpłaca jakiś wkład gotówkowy, ktoś jeden o naturze omnibusa  nad  tym  wszystkim  czuwa. Wytłumacz mi, dlaczego w tym twoim przypadku tak nie ma? Wiem, z doświadczeń mego ojca, że spółki nie  zawsze są dobrym  rozwiązaniem, nawet takie małe, tylko dwuosobowe.  A taka spółka wieloosobowa to dopiero problem, bowiem trudno jest wszystko co się może wydarzyć przewidzieć a priori.

A skąd ty taka mądra  się nagle zrobiłaś? Co ty wiesz o prawie?  No niewiele, ale miałam z prawa ocenę bardzo dobrą, Tesia też. Nie studiowałyście prawa to skąd te bardzo dobre oceny? Obie skończyłyśmy pomaturalne studium ekonomiczne. Prawo było jednym z wykładanych przedmiotów. Tam było bardzo sporo nauki, nawet ekonomika przemysłu i technologia. To dlaczego w tym biurze projektów byłaś kreślarką? Bo lepiej płacili kreślarkom niż  ekonomistkom, a poza tym wtedy oni poszukiwali kreślarek a nie  ekonomistek i miałam możliwość zrobienia  za darmo kursu kreślarskiego. I bardzo mi  się ta praca podobała, pracowałam w jednej pracowni z młodymi ludźmi płci obojga, a nie z pięcioma mocno starszymi ode mnie paniami, które rozmawiały głównie o gotowaniu i sprzątaniu. A poza tym, o ile wiem,  to żadna praca  nie hańbi. Nie  czułam  się gorsza przez to, że nie jestem inżynierem a tylko kreślarką. Po prostu tam doceniano naszą pracę.

Kris wpatrywał się w Alinę, w końcu  powiedział - zadziwiasz mnie, zmieniłaś się, gdzieś się nagle ukryła moja  słodziutka, wesoła dziewczynka. Nie wiem, ale chyba za moimi plecami widujesz się z kimś kto cię buntuje przeciwko mnie.  

Masz rację - powiedziała Alina - za twoimi plecami  zaczęłam spotykać  się sama ze sobą taką, jaka byłam nim poznałam ciebie.  A poznałam ciebie w chwili gdy byłam po bardzo trudnych dla mnie przeżyciach, gdy przestałam brać lek, bo wydawało mi  się, że nie jest  mi potrzebny a  biorąc  go musiałam uważać na to co jem, bo po nim tyłam. Teraz go biorę, uważam na to co i ile jem, byłam u dietetyczki, nie mam oporu by mówić otwartym tekstem o tym, że mam "dwubiegunówkę". Masz rację - zmieniłam się, bo uświadomiłam  sobie, że mama ukrywała przede mną fakt, że jestem chora na chorobę nieuleczalną. A po terapii dotarło do mnie, że przy samodyscyplinie mogę funkcjonować całkiem dobrze, można powiedzieć "normalnie". Mam szczęście bo cała rodzina twojego brata i ich przyjaciele wspierają mnie i nie uważają za wariatkę lub przygłupa.  I jestem wieczystą dłużniczką Tesi, że skojarzyła, to co widziała u  mnie wiele lat wcześniej z tym co się ze mną działo w ubiegłym roku.  I przemyśl, proszę, w najbliższym czasie jakim uczuciem darzysz swego synka i mnie. Jeśli masz inną kobietę - to po prostu weź rozwód  ze mną, idź do niej. Jeśli przestałeś  kochać mnie i Tadzia - weź rozwód. Miłość też  się przecież kiedyś  ma prawo skończyć. Mam wrażenie, że najtrwalszym uczuciem ludzkim są zawiść i nienawiść.

Ooo, nawet filozofować potrafisz - wyzłośliwił się Kris. W liceum przecież mieliśmy propedeuptykę filozofii, więc nie rozumiem  co cię  tak dziwi - odpowiedziała Alina.  Jestem zmęczona i chce mi się spać. Jutro dokończymy tę dyskusję. A rano muszę Tadzia  zawieźć do naszej przychodni na  szczepienie. Dobrze,  że to całkiem blisko.

A ja? Co ty? o co ci idzie?- spytała Alina. Mam iść spać niedopieszczony?  Przykro mi, niemal ci współczuję, ale po tych naszych rozmowach   nie mam ochoty na pieszczoty a poza tym- mam okres. I idę pierwsza  do łazienki - poinformowała go Alina i omijając jego wyciągniętą  w jej kierunku rękę wyszła z pokoju.  W łazience stała pod prysznicem zdziwiona faktem,  że nawet nie  zbiera  się jej na płacz. Chyba po prostu przestałam go kochać - pomyślała. Zatelefonuję jutro do  Fredka - rozwodził Teresę to może i mnie rozwiedzie, muszę się z nim spotkać i porozmawiać o wszystkim. Bo to się wszystko jednak skończy rozwodem. Gdy już suszyła  włosy, do łazienki  wszedł Kris mówiąc - przyszedłem by cię wytrzeć. Alina spokojnie odpowiedziała - już się wytarłam i już mam prawie suche  włosy, za 2 minuty wyjdę z łazienki.  A plecki mi umyjesz? - spytał przymilnie Kris.  Nie, nie mam już siły, padam z nóg. Dobranoc. I wymaszerowała naga z łazienki.  W sypialni założyła piżamę, wzięła   z małżeńskiego łóżka swoją pościel i poszła  się położyć  na wersalce w living roomie. Nim Kris zakończył swe ablucje ona już spała. 

Gdy  Kris zobaczył, że Aliny nie ma w pokoju wyszeptał w ciemność- a to wredna  małpa. Był wściekły, urażony, położył się i bardzo długo nie mógł zasnąć. Chyba się idiotka obraziła- pomyślał. Nie ma obawy, chyba nie ma jakiegoś innego faceta. Ciekawe kto jej pomagał w nowej umowie z najemcą i co wymodził. Chyba pomysł z rozdzielnością majątkową nie był najlepszy. Cholera jasna, wszystko mam ostatnio pod górkę! Co za pytania mi zadaje? Czy ją kocham? - sam nie wiem. Czy kocham dziecko? - wszak moje, co widać gołym okiem. Gdy zasnął  dręczyły go idiotyczne  sny, że jest  w górach i pomylił szlak i zupełnie  nie  wie dokąd ma iść.

Gdy się obudził w mieszkaniu była grobowa cisza. Zerknął na zegarek i posłał  zegarkowi mało wytworną wiązankę przekleństw. Było już kwadrans po godzinie dziewiątej, łóżeczko Tadzia było puste, miejsce obok w małżeńskim  łożu nadal było pozbawione  pościeli.  No tak - pomyślał - coś mówiła o tym, że rano idzie  z małym do przychodni. Hmm i taka na mnie obrażona, że poszła sama, beze mnie. No i dobrze, siedzenie w poczekalni z tymi wrzeszczącymi dziećmi wcale nie jest zabawne. Wstał, ogolił się, zjadł śniadanie, przejrzał wiadomości i uświadomił sobie, że coś długo trwa to szczepienie. Postał chwilę przy oknie patrząc w  stronę widocznej stąd ulicy przy której była dziecięca przychodnia.

Przed jedenastą doszedł do wniosku, że musiało się coś złego wydarzyć i postanowił pójść do przychodni, bo może jest jakaś gigantyczna kolejka do szczepienia. W przychodni , w poczekalni było ze  sześć kobiet z maluszkami, ale nie było wśród nich Aliny. Podszedł do rejestratorki, podał swoje nazwisko i zapytał, czy była tu rano jego żona z dzieckiem. Rejestratorka spojrzała w kartotekę i powiedziała - tak, pana synek już jest zaszczepiony.  To świetnie- niby ucieszył się Kris. To bardzo grzeczny chłopaczek - pani rejestratorka pochwaliła Tadzia - jedno z nielicznych dzieci, które nie rozrabia.  Kris nie  za bardzo wiedział co powiedzieć i tylko wydukał - tak, czasami każde dziecko jest grzeczne. 

Wyszedł z przychodni i rozejrzał się dookoła, ale nie  zobaczył nigdzie Aliny z dzieckiem. Może poszła od  razu na  zakupy, ostatnio bardzo samodzielna się zrobiła- pomyślał. Ruszył na pobliski bazarek, potem przeszedł się po markecie, zajrzał  do sklepu mięsnego, przez szybę zlustrował wnętrze apteki, ale nigdzie nie spotkał Aliny z dzieckiem. Wracając  zajrzał nawet do kawiarni i do cukierni.  A może poszła  do Teresy? Zatelefonował do Kazika, ale Kazik nie był zorientowany w  sytuacji, bo tego dnia nie pracował w domu i już od ósmej rano był w Instytucie. W związku  z tym zatelefonował do Teresy prosząc ją by dała  do telefonu Alinę.  Dałabym ci do telefonu Alinę gdyby tu była, ale niestety tu jej nie ma. Może jest z małym na  szczepieniu?  Ja z Alkiem mam termin dopiero na przyszły tydzień, w tym tygodniu są ustawione na  szczepienia młodsze dzieciaczki. 

Słuchaj, byłem w przychodni, nie ma jej tam, ale była rano i  zaszczepiła małego. Ale nie przyszła do domu po szczepieniu. No to może od razu poszła na zakupy, rano zawsze jest mniejszy tłok w sklepach. Może minęliście się po drodze i ona już jest w  domu- pocieszyła go Teresa. Zadzwoń do niej i spytaj się gdzie jest, dzwoniłeś?  Dzwoniłem, ale nie odbiera. Dziwne- stwierdziła Teresa.  A jest Kazik?- spytał Kris, bowiem zaczął podejrzewać, że jest oszukiwany. Nie ma, dziś jest cały dzień w Instytucie, wróci  pewnie około 16, 30. No proszę, proszę, mój braciszek czasami pracuje. Przecież on  cały czas pracuje, bo pisanie tego doktoratu to też praca - uświadomiła  szwagra Teresa. No jasne, jasne. No to cześć i zły na cały świat rozłączył się.

A może poszła  z małym na plac zabaw? - olśniła go ta myśl i prędko podążył w stronę placu zabaw. No ale dlaczego nie odbiera telefonu? Ze złością  ponownie wybrał numer telefonu Aliny i ponownie się nagrał gdy nie odebrała. Plac zabaw o tej porze jeszcze był prawie pusty i nie było na nim ani Aliny  ani dziecka. Zdenerwowany i zły  złorzeczył w myślach Alinie - przecież ja ją kiedyś  zabiję - ona ze mną po prostu pogrywa! W tej chwili zadźwięczał jego telefon - to  dzwoniła Teresa, która go poinformowała, że telefonowała  do Aliny, ale niestety Alina nie odebrała tego połączenia. I poprosiła, by Kris, gdy znajdzie Alinę i dziecko dał znać  co się dzieje.

Kris nieomal kłusem ruszył do domu, bo skonstatował, że może przegapił  jakąś pozostawioną tam informację. Był rano tak obrażony na Alinę, że niewiele poza własną złością do niego docierało. Gdy otwierał drzwi do mieszkania usłyszał dźwięk komórki....Aliny. Wróciła - pomyślał w pierwszej chwili. Zatrzasnął drzwi i ruszył do living roomu, ale nikogo tam nie było. W tym momencie znów usłyszał dźwięk komórki Aliny, który wyraźnie dobiegał z kuchni. Wpadł do kuchni, rozejrzał się dookoła i wtedy na stoliczku Tadzia, obok jego książeczki, zobaczył komórkę żony. Kurde, mógłbym jeszcze do sądnego dnia do niej dzwonić! Poszła bez komórki! Głupia larwa! Przejrzał  w jej komórce  historię połączeń, oczywiście  były nieodebrane  połączenia i od niego i od Teresy. No to nie pogrywa ze mną - dotarło do jego świadomości. Ale gdzie ona jest?

W niecałe pół godziny później zazgrzytał klucz w drzwiach wejściowych i stanęła  w nich Alina, trzymając na jednej ręce śpiącego Tadzia, a w drugiej siatkę z zakupami.  Kris szybko, ale bardzo delikatnie zabrał małego i  zaniósł do jego łóżeczka, a Teresa poszła do łazienki. Gdy wyszła powiedziała do Krisa - zgubiłam gdzieś komórkę, ale nie mam pojęcia gdzie ją posiałam. Nie zgubiłaś - nie wzięłaś jej po prostu z  domu. Została na stoliczku Tadzia, przy jego książeczce. Szukałem was w przychodni i po całym osiedlu. Muszę zatelefonować do Teresy, że jesteście oboje cali i  zdrowi. 

Ale dlaczego nas szukałeś? Bo gdy dochodziła jedenasta i ciebie z małym nadal nie było to pomyślałem, że może stało się  coś złego, może jakaś reakcja alergiczna małego na  szczepionkę i poszedłem do przychodni. Potem obleciałem wszystkie sklepy, zajrzałem nawet do kawiarni i  cukierni, byłem na placu zabaw, zatelefonowałem do Teresy, bo myślałem, że jesteś z małym u  niej. Poczekaj, powiadomię  tylko Teresę, że jesteście. Dzwoniłem do ciebie i oczywiście nie odbierałaś. Teresa też do ciebie  dzwoniła - trochę mnie pocieszyło, że od niej też nie odbierałaś. Gdy Kris  wybrał numer Teresy, Alina  odebrała mu telefon i gdy zgłosiła  się Teresa powiedziała - już  się znalazłam,  zostawiłam komórę  w domu. Wszystko jest w porządku. Na razie.

A ja wybrałam się  z nim na Sadybę, podreptał trochę po parku, obejrzał czołgi, był na placu zabaw i zakochał się w huśtawce, potem byłam z nim w samie caerrfour'a  i na koniec byliśmy w  centrali rybnej, gdzie jak na złość pływały w oszklonym zbiorniku ryby, więc nie  chciał się stamtąd  ruszyć, no a po drodze z Sadyby to zasnął. Całe szczęście, że ten  wózek jest  wyposażony w  ciepły śpiworek. Chciałam po ciebie zadzwonić, żebyś mi pomógł wjechać z nim razem do domu i wtedy odkryłam, że nie mam komórki. Trzeba wziąć wózek albo na balkon albo do wózkowni.

Alinko, chcę.... Alina przerwała mu - nic nie mów teraz, porozmawiamy o wszystkim może jutro, może za kilka  dni, gdy oboje spokojnie wszystko przemyślimy. Jestem potwornie  zmęczona i muszę się czegoś mokrego napić.

                                                                        c.d.n.






sobota, 20 maja 2023

Lek na wszystko? -116

 Jesień tego  roku była nawet sympatyczna, codziennie można  było wychodzić z dziećmi na  spacer  i Teresa z Aliną spotykały  się codziennie. Tata towarzyszył im zawsze, a Jacek prawie  zawsze. Czasami dołączał do  nich Kazik, mówiąc, że musi robić  sobie dłuższe przerwy  w pracy, bo musi się "mózg zlasować". Oj, nie miałam pojęcia, że masz mózg  z wapnia- śmiała  się Teresa. Ale bardzo lubię gdy jesteś z nami, gdy mam cię w zasięgu  wzroku i ręki.

Któregoś dnia, gdy zostawiły dzieci pod opieką obu dziadków i szły do sklepu Alina  powiedziała - Kazik wciąż patrzy na ciebie tak jakby zobaczył cię po raz pierwszy i bardzo chciałby cię poderwać. Tak samo patrzył na ciebie gdy go pierwszy raz zobaczyłam u was kilka lat wcześniej. I tego ci naprawdę zazdroszczę. Czasem mam wrażenie, że rozmawiacie ze  sobą bez słów.  

Bo my na wiele spraw mamy takie  samo spojrzenie - wyjaśniła  Teresa - poza tym on  mnie  zna od dziecka, potem oboje mieliśmy niezbyt fajne te nasze  małżeństwa. Z perspektywy  czasu  wiemy, że kochaliśmy  się od  zawsze, tylko nie od  razu to sobie uświadomiliśmy. A teraz w pewnym  sensie nadrabiamy stracony  czas. Ale może nie powinnam nazywać tego straconym  czasem, bo te nasze niezbyt fajne doświadczenia życiowe otworzyły nam oczy i nauczyły by teraz  cenić  każdą  chwilę gdy jesteśmy razem. 

A Jacek to wpatrzony w  was troje niczym sroka  w gnat - ale to zauważyłam dopiero na tym wyjeździe- powiedziała Alina. Zupełnie jakbyście  byli jego dziećmi. Teresa uśmiechnęła  się - ja to go postrzegam jakby był moim teściem.  I to takim dobrym, troskliwym teściem  dbającym nie tylko o  swego syna ale i o swą  synową.  On całymi latami nie wiedział, że ma syna. I teraz swą miłość ojcowską  dzieli pomiędzy swego  prawdziwego syna i Kazika.  A Paweł to fajny facet, świetnie  go matka sama wychowała. Historia miłości Jacka uświadomiła mi, że każdą swą  decyzję należy dokładnie przemyśleć i "obejrzeć" nie tylko z własnego punktu widzenia  ale i oczami innych uczestników  danego zdarzenia. Oczywiście nigdy nie jest wiadomo, czy oni będą mieli takie  samo  spojrzenie. 

Gdy już wracały z zakupami Alina powiedziała - chwilami zastanawiam się, czy Kris mnie jeszcze kocha, nie wiem nawet czy kocha  swego  syna. No to się go o to zapytaj - tak  zwyczajnie, spokojnie, otwartym tekstem. Bo wyście  się błyskawicznie pobrali, co nawet Kazika mocno zdziwiło i tłumaczył Krisowi, że powinniście jednak pobyć nieco dłużej razem. Jeżeli którąś ze stron w związku jakieś zjawisko niepokoi to trzeba to jak najprędzej wspólnie omówić, a nie czekać w nadziei, że  samo coś się rozwiąże. Bo samo  to  się najwyżej rozwiąże sznurowadło w bucie. Kris to bardzo inteligentny facet, niestety cierpi od  dziecka na kompleks młodszego brata i od  zawsze Kazikowi wszystkiego zazdrościł - że "dużemu bratu" wolno robić to, czego jemu nie wolno.  Poza tym  - nad tym, by jakiś  związek się  nie rozpadł muszą obie strony pracować. Kris jest trochę próżnym facetem, tak  go ustawili rodzice - wiesz- ten  notoryczny zachwyt, że "taki młodziutki a taki zdolny". Rodzice nie żyją i pewnie brak mu tych  zachwytów. Ja to już dawno zauważyłam, że ile  razy palnę mu jakiś komplement na temat jego zdolności itp. to nieomal chłopak skacze z radochy.  

Może  szkoda, że mi tego wszystkiego nie powiedziałaś nim się pobraliśmy- powiedziała Alina. Alinko- ja nie miałam wszak żadnych podstaw by analizować wasz przyszły związek. W stosunku do mnie Kris  zawsze był i jest correct, ty byłaś zakochana no to co mogłam przewidywać. Może, gdybym wiedziała o twojej chorobie i gdybym wiedziała o tym jak ona niszczy człowieka to pewnie bym o tym powiedziała Krisowi. A ja, dzięki w pewnym sensie nieodpowiedzialności twej mamy, odbierałam cię jako bardzo rozpieszczoną pannicę, której mama chciała nieba przychylić. Gdy zupełnie przypadkiem przypomniało mi się, że kiedyś podobnie się zachowywałaś, zajrzałam do encyklopedii i drogą dedukcji wpadłam na to, że jesteś  chora i właśnie jest pogorszenie. I wysłałam Kazika by o tym powiedział Krisowi.

A co będzie jeśli Kris uświadomi  sobie, że mnie nie kocha? - spytała Alina. Nie wiem, nikt, nawet on sam  nie odpowie ci na to pytanie tak "z marszu, od  ręki", ale  on jest z tych, którzy wiedzą, że dziecko ma dwie  rączki po to by za jedną trzymał je tata, a za drugą mama. I zapewne uświadomi sobie przy okazji, że nadal cię kocha. Będziecie mieć niepowtarzalną okazję do zastanowienia  się nad swoimi uczuciami. A on teraz  jest w domu?- spytała Teresa. Tak, coś bazgroli.  No to zadzwoń do niego by zlazł na dół po zakupy, bo po co masz to ciągnąć na plac  zabaw. Pomysł Teresy był dobry, Kris zabrał zakupy,  potem Teresa swoje wstawiła  do mieszkania i wróciły na plac zabaw, na którym  Jacek czuwał nad Tadziem, gdy ten ujeżdżał rowerek bez pedałów, a tata pilnował Alka który froterował zjeżdżalnię w różnych pozycjach.

W kwadrans później dotarł na plac zabaw Kazik. Został wycałowany przez  swojego synka, potem obściskany przez bratanka i gdy wreszcie mógł dojść do słowa powiedział do Teresy - chcą mnie wysłać na tydzień do Londynu, ale nie pamiętałem czy masz jeszcze ważny paszport. Bo lepiej byś miała i paszport. No i polecielibyśmy tam bez Alka. Bo sam nie mam ochoty tam lecieć. No a w jakim charakterze mam tam lecieć? - spytała Teresa. Poza tym tydzień to jak rok będzie dla małego.  Kazik skrzywił się lekko - no w ostateczności mógłby lecieć z nami, ale wtedy to ty niczego tam nie zwiedzisz.  Powiedziałem, że nie bardzo mi to pasuje i że dam odpowiedź jutro rano. Chciałem od  razu odmówić, ale pomyślałem, że byłoby fajnie byś poleciała  razem  ze mną. Bo to będzie przyjemne z pożytecznym. Przyjemne, bo będziemy razem, pożyteczne,  bo przez  tydzień to można  całkiem nieźle  zwiedzić Londyn.Co prawda kuchnia  brytyjska nie bardzo mi odpowiada, ale tydzień to można jakoś wytrzymać. I Kurt też będzie, ale oczywiście  sam, nie ma kompletu  dziadków do opieki nad  dziećmi. No i mówię to całkiem poważnie - sam nie polecę, mnie ten  wyjazd do niczego nie jest potrzebny.

Jedźcie- to okazja- stwierdził Jacek- będziecie we  dwoje a zapłacicie  hotel tylko za jedną osobę, bo raczej nie ma już pokoi jedno łóżkowych. Ja na ten  czas zamieszkam u was, żeby Alkowi  było raźniej  a wy spokojniejsi. Muszę to sobie przemyśleć - stwierdziła Teresa. Bo nie znam Londynu, będę się tam czuła  mocno wyobcowana. Londyn jest olbrzymi. No jest- zgodził się z nią Kazik - ale my będziemy w city a nie na peryferiach. I mówię całkiem poważnie - nie pojadę bez ciebie, zwłaszcza, że ten wyjazd niczego mi nie  wniesie do tego co teraz piszę i robię. Przemyśl to sobie, kochanie, spokojnie. Już sobie to przemyślałam -stwierdziła Teresa.  Jeżeli tobie ten  wyjazd jest niepotrzebny to po prostu nie jedź tylko dlatego, że zwiedziłabym Londyn. Jeśli mi jest gdzieś pisane, że mam to miasto poznać to je  poznam. Ale jakoś akurat Londyn to mnie nie ciągnie. Obejrzałam w TV całą serię o europejskich  stolicach - o tyle  dobra seria, że to co pokazywali kamerą nigdy nie zobaczyłabym w trakcie  zwiedzania będąc  zwykłą  turystką.  I dlatego nie palę się do takiego "zwykłego zwiedzania". Ale chciałabym pojechać latem nad jakieś ciepłe morze, najlepiej w pierwszej połowie czerwca -to jeszcze  nie  sezon, więc jest  mniejszy tłok wszędzie i ceny niższe. Mam nawet upatrzone jedno miejsce, można tam z naszymi dziećmi pojechać, to miejsce było szykowane  właśnie pod rodziny z  małymi  dziećmi, a hotele są tuż przy plaży, większość z nich ma  prywatne plaże z leżakami i parasolami. I gdyby dziadkowie obaj  z nami pojechali to byłby już naprawdę dla mnie luksus. Pojechalibyśmy w dwa  samochody, jeden dziadek z nami, drugi z Krisem i wtedy moglibyśmy na  miejscu na  zmianę robić wycieczki. Można nawet, żeby się za bardzo nie  spinać pojechać z jednym  noclegiem po drodze.Włosi bardzo lubią  małe  dzieci i myślą o  nich  szykując miejsca na  wczasowiska. Najbardziej lubię gdy mamusia tak około 70-ki mówi o swoim dorosłym synu "moje  dzieciątko" a ktoś, kto nie  zna obyczajów tej nacji w głowę zachodzi jakie to dzieciątko ma ta  niemłoda  kobieta. 

A o jakim miejscu myślisz kochanie?- spytał Kazik. O Lido di Jesolo, które jest 45 km od Wenecji. Włosi zagospodarowali zupełnie  nieciekawy teren, nawieźli piachu tyle by były dość  szerokie  plaże i morze płytkie przy brzegu i ta płycizna jest nawet dość szeroka, deptak ma z 15 km długości, kawiarnie i sklepy czynne do późnej nocy i jak  mi doniosła jedna  ze  znajomych, to tam jest fajnie, smacznie i wesoło. Do przejechania jest prawie 1319 km,  jedzie  się 12 godzin, można z noclegiem w Czechosłowacji, np.w Vyskovie. Omijamy Brno, Wiedeń, Klagenfurt, Udino. Muszą być dwaj kierowcy na  samochód, nawet jeśli się jedzie z noclegiem. Nie każdy jest twardziel i 6 godzin koncentracji to dla niego pestka. Jak mawiała jedna z moich koleżanek po prostu tyłek boli od  siedzenia. A po tym Lido di Jesolo można  się poruszać wypożyczoną  rykszą. I ponoć mają tam lody takie, że  się  człowiek robi prawdziwym "lodożercą"- nie tylko zniewalające swym smakiem ale i kolorami. Padałam  ze śmiechu, gdy opowiadała jak  stała przy ladzie i  się zastanawiała jaki kolor wybrać. Wzięła cztery kolory, naćpała  się tego  zimnego tak, że przez trzy  dni mówić nie mogła, tak ją gardło bolało, bo oni  nie skąpią i jakieś większe są ich porcje.

Brzmi to wszystko całkiem nieźle stwierdzili obaj dziadkowie. No tak- westchnęła Alina - tylko nie  wiem czy Kris będzie  chciał jechać tak daleko od Warszawy.  No to pojedziesz sama z dzieckiem - powiedział Kazik. Tobie też  się przecież  coś od życia należy, a Krisowi powiesz, że nie musiał się żenić i płodzić dziecka - wtedy zaraz oprzytomnieje. Poza tym perspektywa, że będzie  w Warszawie 2 tygodnie bez ukochanego samochodu  i będzie jeździł do pracy komunikacją miejską ocuci go w  5 minut. A musi ci dać  samochód, bo w nim jest zamontowany fotelik dla  dziecka. Nie  bądź Alinko taka zniewolona, bo mu się wyraźnie we łbie  zaczyna przewracać  i niedługo każe ci  się modlić do siebie. 

Wieczorem Teresa powiedziała do Kazika, że  Alina zaczyna  się zastanawiać, czy  Kris ją jeszcze kocha, więc powiedziała jej, żeby się po prostu Krisa o to zapytała. I nic więcej nie powiedziała?- dopytywał się Kazik. Nie, a jej nie wypytywałam. Bo wiesz - czasem, jak to mówią, czujesz że coś się  zmieniło ale nie jesteś w stanie  sprecyzować o co chodzi. Dobrze, że bierze regularnie te tabletki, przynajmniej można z nią rozsądnie porozmawiać.  Kazik zamyślił się a potem powiedział - jeśli miałoby się to małżeństwo rozpaść to lepiej teraz, gdy Tadzik jest jeszcze  malutki. A ona, moim  zdaniem bez problemu znajdzie innego faceta i Tadzik nie będzie przeszkodą.  Taki maluch do czwartego roku życia,  a nawet piątego  to tego rodzaju zmiany przyjmuje bezproblemowo. A Kris to ostatnio prawie  wcale się nie udziela jeśli idzie o pielęgnację  dziecka. Może Alina ma prawidłowe podejrzenia, że uczucie Krisa do niej  wyparowało. I to może wcale nie oznaczać zdrady, tylko po prostu przestała go interesować. To tak jak z dziećmi - nowa zabawka przez jakiś czas bardzo je interesuje, a potem leży w kącie i dzieciak jej nie  zauważa, nawet jeśli wcale nie dostał jakiejś innej, nowej zabawki. 

No to nasz jakiś nietypowy jest  zaśmiała  się Teresa - najdalej co trzy dni jest  jest "przegląd majątku", a każda  zabawka jest omówiona - musiałam kupić dla Tadzia innego kauczukowego zajączka, bo Alek zrobił aferę, że  nie ma zajączka do gryzienia ząbkami. Tłumaczyłam że on  ma już wszystkie  ząbki i nie jest mu już potrzebny zajączek a Tadziowi jeszcze ząbki rosną- nie, to był jego zajączek i trzeba go zabrać Tadziowi. Dwa dni szukałam takiego zajączka dla Tadzia i w końcu dostałam i Alina śmiejąc  się przyniosła tamtego. Zwróć uwagę na jego klocki - gdy je układa w swojej szafce to zawsze są podzielone na kolory i zawsze jest ta  sama kolejność kolorów: czerwone, zielone, białe, niebieskie, żółte, czarne. A spróbuj mu podać wpierw prawą rękawiczkę zamiast lewej- on je odróżnia, bo prawa ma na wierzchu nieco uszkodzony wzór kwadratu, bo zadarła się nitka. A on  się przyzwyczaił, że zawsze wpierw  nadstawia lewą rączkę, więc powinna być podana wpierw lewa rękawiczka. Problem rozwiązałam, bo teraz on już  sobie  sam do nich  sięga, bo dałam jego szaliki i rękawiczki niżej.

Dunia i jej posłanko za każdym razem dowiadują  się, że on kocha Dunię i dziadek Jacek też kocha Dunię bo przyniósł dla niej posłanko. A na twoim biurku to nie ja porządkuję twoje ołówki, gumki,  długopisy itp. tylko Alek. Ale  zawsze  się mnie pyta,  czy może to poukładać. A do kompletu  cyrkli to niemal  się modli - takie piękne i takie piękne kółka robią. Wyraźnie dochodzą  do głosu geny mojej mamy,  bo ja to jestem bałaganiara. A cwaniak  z niego  się zrobił niesamowity - nie lubi jednej koszulki i ostatnio powiedział do mnie  wskazując na  nią - ona już za mała, będzie  dla Tadzia. Przymierzyłam ją do innej i pokazuję mu, że są tej  samej długości rękawki a on dalej kręci łepetyną i mówi, że za mała. No więc już jest odłożona dla Tadzia. A jednocześnie jest zazdrosny gdy biorę Tadzia na ręce.

                                                                        c.d.n.