Kazik z Teresą, tak jak planowali, pojechali na 3 dni do Berlina. Tym razem nie nocowali u Kurta i Sophie ale w hotelu. Kurt był zdziwiony tą decyzją, ale Kazik wytłumaczył mu, że będą przecież w środku tygodnia, on w pracy, dzieciaki w szkole i goście by po prostu przeszkadzali w życiu codziennym. O ile Kurt mógł zrozumieć, że Kazik na razie nie kupuje tego mieszkania a chce je tylko na rok wpierw wynająć o tyle nie mógł pojąć czemu nocują w hotelu.
Kazik spotkał się z właścicielem mieszkania i bardzo długo z nim rozmawiał. Dość szybko doszli do pełnego porozumienia - właściciel nie dziwił się, że Kazik chce wpierw na rok wynająć to mieszkanie i sprawdzić jak się im będzie w tym miejscu mieszkało, no a ponadto rozumiał, że Kazik będzie chciał ten kawałek domu i ogrodu wziąć na kredyt. Poza tym Kazik rozmawiał też na temat wyposażenia kuchni, bo lokator opuszczający to mieszkanie mieszkał tam już 5 lat, więc Kazik miał zastrzeżenia co do niektórych urządzeń kuchennych. Kazik nie ukrywał, że ma w Berlinie mieszkanie, ale tam są tylko trzy pokoje, a tu cztery i do zamieszkania w tym mieszkaniu skłania go fakt, że się przyjaźni z Kurtem i obie rodziny się świetnie dogadują i przyjaźnią, poza tym będzie to dla dziecka i żony łatwiejszy start w nowym miejscu bo oboje nie znają niemieckiego.
Właściciel zapewnił go, że wymieni lodówkę na nową, większą, kupi nową zamrażarkę, sprawdzi wszystkie baterie i wymieni w kuchence zwykłą płytę grzewczą ceramiczną na indukcyjną i zamiast wanny zainstaluje w łazience kabinę prysznicową i na pewno będzie "pan doktor" zadowolony. Oczywiście całe piętro, wszystkie pomieszczenia i hol zostaną odmalowane. Omówili też wstępnie kwestię kupna tego mieszkania przez Kazika. A co do braku znajomości języka - dał Kazikowi numer telefonu do firmy, w której pracują osoby, które mogą przyjeżdżać do domu ucznia. Na koniec rozmowy gdy się już mieli żegnać, Kazik podszedł razem z właścicielem do stolika w kawiarni znajdującej się obok hotelowego holu, przy którym siedziała Teresa i przedstawił ich sobie i jednym zdaniem poinformował Teresę, że wszystko jak na razie jest w porządku a pojutrze podpiszą z właścicielem umowę na roczny wynajem tego mieszkania.
Po rozmowie pojechali wpierw do Ikei. Teoretycznie IKEA ma wszędzie takie same meble, ale to nie do końca jest prawda. Tu był zacznie większy wybór niż w Warszawie. Nic dziwnego, bo tu wymiary mieszkań jednak są inne i pomimo bombardowań nadal sporo jest mieszkań w budynkach z przed wojny i jak mówił tata Teresy- nie przypominają one "klatkowego chowu kur" tak jak w polskich blokach, zwłaszcza tych budowanych za niejakiego pana Gomółki. Poza tym ich mieszkanie i to, które Kazik zamierzał kupić były w dawnym Berlinie Zachodnim a najbardziej była zbombardowana część Berlina, która po wojnie przypadła w udziale NRD.
W IKEI snuli się po salach ponad godzinę, porobili zdjęcia łącznie z fotkami tabliczek znamionowych, "wybrali" już nawet pasującą im twardość materacy, extra szafę do swojej sypialni, nieco mniejszą do sypialni taty i do niej również fotel z podnóżkiem i stolik oraz lampę stojącą. Odwiedzili jeszcze inne sklepy meblowe i w jednym zachwyciła ich super sofa czteroosobowa z funkcją spania, w której pościel była mocowana na stałe. Zdaniem Teresy była strasznie droga, ale idealnie pasowała do living roomu, a na dodatek rozkładało się ją jednym ruchem ręki więc Kazik spisał sobie wszystkie jej dane. Stół postanowili zamówić gdy się już przeprowadzą a na razie wezmą z Polski ten, który mają i może też krzesła do niego, bo można było bezboleśnie je rozmontować i wtedy można z nich ustawić "piramidkę" na czas transportu . Stół też można będzie "rozłożyć na czynniki pierwsze" i wtedy nie zajmie wiele miejsca w czasie transportu.
Meble do kuchni na razie "odpuścili", wybór był spory ale nie wiedzieli jaką lodówkę im zafunduje właściciel. Pralkę i zmywarkę mieli sobie kupić sami, ale to też dopiero wtedy, gdy już kuchnia będzie odnowiona, bo i pralka i zmywarka miały być w kuchni i stać obok siebie. Teresa zastanawiała się na głos ile razy się pomyli otwierając nie te drzwiczki. Kwestia urządzenia pokoju Alka była nadal otwarta, ale wzięli katalogi mebli dziecięcych i młodzieżowych. Z tym, że Kazik był zdania, by raczej były to już młodzieżowe meble, bo junior strasznie szybko rośnie. No ale to nie moja wina - ma więcej twoich genów niż moich - tak twierdzi tata- powiedziała Teresa ze śmiechem. Na szczęście rozumu mu przybywa wprost proporcjonalnie do wzrostu.
Na popołudnie tego dnia byli umówieni z Gerdem i jego żoną. Teresa wypytywała Kazika jaka jest żona Gerda, ale Kazik powiedział że jej nie zna, ale słyszał, że jest ze 20 lat młodsza od Gerda, bo to jego druga żona. Kurt z kolei powiedział, że jest całkiem sympatyczna, a wygląda na 30 lat młodszą od Gerda. No to fajnie- ucieszył się Kazik- może zna angielski, to sobie z Tesią pogadają. Słuchaj- powiedział Kurt- to, że przyjdzie z nią na spotkanie to dowód, że ci stary niezmiernie ufa, bo on bardzo rzadko ją zabiera na jakieś spotkania. A ona jest albo Czeszką albo Słowaczką. Miła i nie gadatliwa. No a że wprosił się na wspólne wakacje to już rzecz kuriozalna. Znam go "od wieków", ale zaszczytu wspólnego pobytu na urlopie jeszcze nigdy nie dostąpiłem, choć byłem świadkiem na ich ślubie. I młodsza jest chyba o 15 lat od Gerda. A czemu się rozwiódł z pierwszą? Nie rozwiódł, zmarła na serce, miała jakąś wadę serca, która powinna była być usunięta wcześniej, ale nie wiem dlaczego, nie była.
Tak się zdarza - powiedziała Teresa- moja mama nigdy nie leczyła się u kardiologa, a potem dość nagle zmarła i lekarze mówili, że miała nie leczoną bradykardię zatokową. Wiem, że często mówiła, że jest po prostu zmęczona i szła się położyć, żeby odpocząć. No i dlatego potem tak się bałam o tatę, ale on po prostu tak bardzo tęsknił za mamą i źle znosił samotność. Odkąd jest z nami pod jednym dachem to ani razu nie zasłabł i na nic nie narzeka i ma dobre wyniki badań.
Spotkanie z Gerdem i jego żoną było, zdaniem Teresy, bardzo miłe. Panie rozmawiały po polsku i słowacku i co jakiś czas się skręcały ze śmiechu bo jednak się nieco języki różnią i wtedy wspomagały się Kazikiem, któremu Ninka mówiła po niemiecku o co jej idzie a ten tłumaczył to Teresie na polski. Gerd powiedział do Kazika, że dawno nie widział swej żony w tak dobrym humorze i że to rokuje, że pobyt na wspólnym urlopie będzie na pewno świetny. Oczywiście Kazik zaraz zaprezentował Nince zdjęcia dwóch pozostałych członków rodziny. A prezentując zdjęcie taty powiedział Gerdowi, że jego teść jest tysiąc razy lepszy dla niego niż był jego rodzony ojciec.
Gerd dopytywał się kiedy Kazik z resztą rodziny przyjedzie do Berlina, bo przecież ten październik to ostateczny termin podjęcia pracy, którą Kazik może przecież z powodzeniem rozpocząć wcześniej, więc Kazik opowiedział Gerdowi co dotychczas załatwiali. Potem Kazik na mapach Googla pokazał im dokąd pojadą i obaj panowie "odkryli", że mogą spokojnie pojechać w dwa samochody i z Berlina dotrą na miejsce góra w sześć godzin. Wpierw pojadą autostradą A 2 do Poznania, stamtąd S5 do Bydgoszczy i Tlenia.
Kazik przepytał się, czy może Gerd z żoną chcą oddzielny domek, ale gdy Gerd obejrzał na zdjęciach ten, w którym poprzednio mieszkali w osiem osób, to stwierdził, że nie widzi przeszkód by mieszkali w jednym domu i spędzali wspólnie wieczory przy ognisku, więc Kazik "od ręki" napisał do pana Juleczka by zarezerwował dla nich ten sam domek, w którym byli w ubiegłym roku i w restauracji stolik na 6 osób. W kwadrans później nadeszła odpowiedź, że od 1 września domek już będzie do ich dyspozycji i by byli uprzejmi potwierdzić swój pobyt 27 lub 28 sierpnia, a on od 1 września będzie na nich czekać.
Następnego dnia Kazik z Teresą wrócili do Warszawy by się dalej pakować. Tata wynalazł w piwnicy zapasowego mieszkania drewniane pudełko i zrobił z niego pudełko do transportu zwierzątek Alka. Pracowicie podzielił je na boxy, potem razem z Alkiem owijali każde zwierzątko jednorazową chusteczką higieniczną i wkładali do boxu. Oddzielny box miały też ogrodzenia i inne ogrodowe akcesoria - drzewka, krzewy, poidełka, karmidełka, ławeczki dla publiczności. Kazik był pod wrażeniem - był zachwycony swym teściem, który tak wszystko wymyślił i tym samym dziecko nie było zestresowane tym, że przez jakiś czas nie będzie zabawy w ZOO. Teresa znów chciała się zabrać za przeglądanie dokumentów, ale Kazik stwierdził, że szkoda na to czasu- teraz zabiorą wszystko "jak leci" a będą wszystko przeglądać już w Berlinie- będziemy mieli na to resztę życia- stwierdził, a tata go poparł. "W ciemno" Kazik przywiózł do domu kartony z piwnicy zapasowego mieszkania, flamastrem napisał na nich "zapasowe- piwnica". Do domu przywiózł ze sklepu kolejne kartony i zamówił worki próżniowe na "wszystkie szmaciane rzeczy", czyli pościel, ubrania, ręczniki itp. Przeselekcjonowali naczynia. Garnków nie zabierali, ponieważ tam czekała ich kuchenka indukcyjna, do której muszą być specjalne garnki i patelnie. Teresa chciała by je kupić w Polsce, by mieli od razu własne, ale Kazik zaprotestował, bo przecież oni za kilka dni znów pojadą do Berlina i wtedy je tam kupią. Rozmawiał też z Kurtem, który powiedział, żeby może wzięli do samochodu co delikatniejsze rzeczy ze szkła - powędrują na razie do ich piwnicy. Bo oni w piwnicy mają regały i jest gdzie to ustawić.
Na razie Kazik umówił się z Frankiem na wizytę u notariusza na podpisanie umowy dotyczącej wynajęcia ich mieszkania. Oczywiście Teresa też musi być, bo mieszkanie jest ich wspólną własnością. Franek wpadnie wpierw do nich, a potem razem pojadą do notariusza u którego swe sprawy on zawsze załatwia. Oczywiście Franek aż usiadł z wrażenia, że będzie miał "w spadku" całkiem sporo naczyń kuchennych, protestował, że nie chcą by zapłacił za lodówkę , więc w końcu po długich dyskusjach Kazik się zgodził by zapłacił za pralkę i lodówkę i to nawet w Euro.
Gdy już udało im się dojść do porozumienia powiedział, że poinformował Joannę, że ma dość dojazdów do i z pracy, sterczenia dwa razy dziennie w korkach i wkrótce zamieszkają w Warszawie w pięciopokojowym mieszkaniu, którego właściciele wyjeżdżają za granicę na stałe. Joanna natomiast wyraziła niekłamaną radość, że....sprzedadzą ten dom i zostawią też psa, bo przecież to nie jest pies do mieszkania w mieście. Franek od razu powiedział, że wybrał takie mieszkanie by Duni było w nim wygodnie mieszkać. A poza tym skorzysta z ogłoszenia firmy, która oferuje spacery dla psów i będzie miał kto i gdzie Dunię wyprowadzać na spacer. No ale to przecież na pewno drogo kosztuje - stwierdziła Joanna. Nie szkodzi- stwierdził Franek - przecież będę miał pieniądze ze sprzedaży tego domu. Gdy Joanna poprawiła go, że to oni razem będą mieli te pieniądze szybko wyprowadził ją z błędu mówiąc, że to on będzie miał te pieniądze a nie ona, bo to on za swoje oszczędności ten dom zakupił a poza tym mają wszak rozdzielność majątkową, a jak dotąd to Joanna nie wniosła do domu ani złotówki. A to, że kupiła kiedyś nasiona rzodkiewki trudno uznać za wkład w cenę mieszkania. No ale chyba nie pomyślałeś o tym, że gdy urodzę drugie dziecko to będzie tam trochę ciasno. A wtedy Franek uświadomił ją, że on nie przewidywał i nadal nie przewiduje drugiego dziecka, o czym przecież ją informował. No ale jeżeli zapomnę wziąć tabletkę i zajdę to przecież nie usunę ciąży. Nie zajdziesz, a jeśli zajdziesz to będę miał pewność, że to nie jest moje dziecko, bo ja jestem po wazektomii i trzy kolejne badania wykazały, że zabieg był skuteczny- poinformował ją Franek. No i już czwarty dzień się do mnie nie odzywa - powiedział Franek - i prawdę mówiąc jest mi z tym całkiem dobrze.
Rozmawiał też z ojcem i w sekrecie mu wyjawił o czyje mieszkanie chodzi. Jego ojciec był tu kilka razy, wtedy obaj ojcowie nocowali w zapasowym mieszkaniu. Ojciec przyjął tę nowinę bez wielkiego entuzjazmu, ale stwierdził, że właściwie to Franek ma rację, bo to ładne osiedle i już wtedy było całkiem cywilizowane. A tu to praktycznie on nie wychodzi poza ogród, bo właściwie nie zna okolicy i boi się, że się zgubi, albo gdzieś w lesie potknie i upadnie a nikt mu nie udzieli pomocy. Franek powiedział, że był mile zaskoczony jego trzeźwą oceną sytuacji.
Wiesz co Franek - trochę mnie ta twoja opowieść zasmuciła- bo to nie jest dobre, gdy w związku każde sobie rzepkę skrobie na własny użytek. Przecież się wam to małżeństwo rozpadnie. Ja to bym się wściekła gdyby mój mąż zafundował sobie wazektomię i nic mi o tym nie powiedział wcześniej a tylko doniósł o tym po fakcie - powiedziała Teresa.
No ale ty na pewno nie zafundowałabyś Kazikowi takiej sytuacji jak ona mnie w ubiegłym roku mówiąc mi, gdy już było po fakcie, że zapomniała w czasie cyklu dwa razy o tabletce. No to pojechałem do Berlina i zafundowałem sobie wazektomię. Robiłem potem trzy razy badania i jest skuteczna, nie ma w ejakulacie plemników. To kosztuje raptem 500 €. A ja mam implant wszyty- pochwaliła się Teresa- i nie muszę pamiętać o tabletkach a poza tym dzięki temu funkcjonuję niezwykle punktualnie, niemal co do godziny mam wyregulowany cykl. A że nie piję i nie palę to nic nie osłabia mocy tego implantu. I niedługo będę miała już drugą jego wymianę, na którą tu zjadę z Berlina. A może zrobię to nim stąd wyjedziemy.
c.d.n.