środa, 7 października 2020

Samo życie - V

 Każdy dzień przynosił nowe wrażenia nie tylko Michałkowi - Wojtkowi również. Jego własny synek czasem go zadziwiał a często bardzo rozczulał. Dla małego wszystko było nowe, wielce ekscytujące. W Gdyni byli dwa razy - już samo przejście Skwerem Kościuszki było dla Michasia wielce interesujące. Z wielkim zainteresowaniem i lekkim przerażeniem oglądał jak na statku żaglowym "Dar Pomorza"  ćwiczyli  na rejach, na dużej wysokości, przyszli żeglarze.  Michaś stał mocno trzymając tatę za rękę i cały czas dopytywał się czy aby ci ludzie stojący na rejach i ćwiczący refowanie żagli  nie  spadną. W pewnej chwili zorientował się, że tam wysoko w górze stoją nie tylko mężczyźni ale i kobiety, co go bardzo zadziwiło.To panie też są marynarzami? -zapytał z wielkim zdumieniem. A babcia  też by tam weszła? Babcia, wywołana poniekąd  do odpowiedzi wytłumaczyła wnuczkowi, że gdyby w czasach kiedy była młodą dziewczyną  chciała pływać żaglowcem, to też wzięłaby udział w takim szkoleniu. Dziadek  omal nie parsknął śmiechem, bo przypomniał sobie  babcię z lat dziewczęcych, zawsze wielce starannie i elegancko ubraną, umalowaną i uczesaną, unikającą wszystkiego co wymagało nadmiernego wysiłku lub ubrudzenia się. Babcia miała dość sterczenia z głową zadartą do góry, więc razem z dziadkiem obeszli kilka sklepików z pamiątkami, a Wojtek i Michaś przypatrywali się ćwiczącym aż do  wybrzmienia ostatniego gwizdka. Gdy już ćwiczący zaczęli schodzić w dól Michaś dał się odciągnąć od Daru Pomorza i wszyscy razem poszli do okrętu - muzeum ORP Błyskawica.  W ostatniej chwili babcia zrejterowała - stwierdziła, że wykończyło ją to stanie i musi się napić szybko kawy, więc lepiej będzie gdy sami mężczyźni zwiedzą to  muzeum. Wszystkim trzem bardzo podobało się to muzeum, zwłaszcza, że oprowadzający po jego wnętrzu przewodnik przekazał zwiedzającym bardzo dużo informacji. Gdy wyszli stamtąd Michałek był bardzo przejęty tym co widział, więc  dla  relaksu dziadek zaproponował jeszcze krótki, bo zaledwie 30-minutowy rejs  stateczkiem po porcie wewnętrznym, gdzie były remontowane statki cywilne i  statki Marynarki Wojennej. Po rejsie okazało się że wszyscy są głodni, więc udali się do restauracji w pobliżu  Oceanarium. Tym razem  Michaś zdecydował się na niemal  normalne jedzenie, zgodził się na dziecięcą porcję sznycla  z frytkami i sałatą. Po obiedzie, w ramach deseru wybrali się jeszcze na lody. Odnaleźli samochód zaparkowany na jednym z hotelowych parkingów i tym razem za kierownicą zasiadł Wojtek, bo dziadek narzekał, że chyba jednak za dużo zjadł. Wyprawę na Kamienną górę i do oceanarium przełożyli na następny dzień.

Dzieci to jednak mają niebywałą kondycję. Gdy dotarli  do Sopotu Michaś już był zupełnie zregenerowany i zapytał się Wojtka  czy może trochę pobawić się na placu zabaw koło domu. Babcia z dziadkiem udali się do swojego apartamentu, a Wojtek rozsiadł się na ławce w pobliżu placu zabaw- nie chciał by dziecko było samo w obcym miejscu. Wiedział, że mały w Warszawie przeważnie był na placu zabaw bez Marzeny, no ale tam było osiedle gdzie było mnóstwo znajomych dzieci, tu nie było nikogo. Zresztą pamiętał ze swoich dziecięcych czasów, że zawsze choć jedna  mama lub  babcia czuwała przy bawiących się dzieciach. Wychodząc z samochodu wziął z niego atlas samochodowy Europy by w domu pokazać dziecku na  mapie gdzie byli poprzedniego dnia. Postanowił następny dzień rozpocząć od wizyty w księgarni by kupić atlas - przy pomocy atlasu geograficznego łatwiej będzie dziecku wszystko pokazać i wytłumaczyć. A na gwiazdkę pod choinką Michaś znajdzie globus. Z całą pewnością  przyda mu się i potem gdy już będzie  chodził do szkoły. Po pół godzinie trenowania różnych sposobów wspinania się i zwieszania z drabinek Michaś wyraził chęć pójścia do domu, co Wojtek przyjął  ze sporą ulgą.

Wracając do swego mieszkania wstąpili  po drodze do dziadków i potem razem z nimi podjechali windą do swego mieszkania. Z pół godziny pograli w "Chińczyka", potem  babcia z Michasiem zaczęli szykować kolację- tym razem babcia postanowiła zrobić racuszki i "podkuchenny Michaś" musiał mieszać  składniki ciasta. Nie  bardzo wierzył, że z wody, mąki, jajka i budyniowego proszku wyjdą  racuszki, które tak lubił. Okazało się, że pierwszy raz widzi jak one powstają bo Marzena nigdy ich w domu nie robiła a druga  babcia nie  wpuszczała go do kuchni bo bała się, że mógłby się oparzyć lub doznać innego rodzaju uszczerbku na zdrowiu. Chłopiec był wręcz zafascynowany tym prostym procesem produkcyjnym i szybko pobiegł do pokoju, by ojcu i dziadkowi opowiedzieć   jak się robi racuszki. Bardzo skrupulatnie i obficie posypywał gotowe racuszki cukrem pudrem wymieszanym z cynamonem.  Po kolacji podobnie jak poprzedniego wieczoru poszli na spacer, ale tym razem zobaczyć jak wygląda Sopot wieczorem. Chłopczyk z wielkim zainteresowaniem oglądał kioski z pamiątkami pełne wyrobów z bursztynu. Wojtek  powiedział, że może wybrać coś na prezent dla mamy, może jakieś kolczyki albo broszkę lub wisiorek. Dla mamy?- w  głosie  dziecka słychać było zdziwienie- ale ja nie chcę wrócić do mamy.  Wojtek zasępił się- nie był pewien, czy uda się przekonać Marzenę, by Michaś został u niego dłużej a sprawa w sądzie jeszcze nawet nie została złożona. Na razie tylko wytłumaczył chłopcu że nawet gdy będzie mieszkał z nim a nie z matką to przecież będzie ją odwiedzał i na pewno matka będzie zadowolona, że o niej pamiętał i wybrał dla niej prezent. Dość niechętnie  ale w końcu Michaś wybrał nieduży wisiorek, do którego sprzedawczyni dobrała rzemyk. Tato, ja nie wiem czy mamie się będzie podobać ten bursztyn, ona lubi takie złote wisiory i złote pierścionki. A tamta babcia też nosi tylko złote rzeczy. W tym momencie do akcji wkroczyła babcia - nie ma sprawy, jak nie będzie chciała to ja chętnie  będę  nosiła bo lubię bursztyn, a poza tym będzie dla mnie przypomnieniem , że byliśmy razem z tobą Michasiu nad polskim morzem. A Wojtek ze smutkiem pomyślał, że był tak ogromnie kiedyś w Marzenie zakochany i tak straszliwie ślepy. Postanowił, że  wieczorem zatelefonuje do Janka  i opowie  mu o swoich obawach. 

Michasiowi bardzo podobało się  na głównym deptaku miasta- było mnóstwo kolorowych świateł, na ulicy stały kawiarniane stoliki przy nich siedzieli wczasowicze. Bardzo się to Michasiowi podobało, więc  babcia zaproponowała, by wstąpili  jeszcze  na lody. Lodziarnia do której wstąpili miała  mały ogródek i nawet był wolny stolik, więc zajęli miejsca i poczekali na obsługę. Michaś  poprosił o lody czekoladowe i malinowe, babcia sobie zafundowała melbę, dziadek bohatersko zrezygnował z lodów  bo zjadł nieprzyzwoicie dużo racuszków, a Wojtkowi było wszystko jedno i wziął lody truskawkowe i ananasowe. Do domu wrócili nadmorską promenadą.

Michał szybko się sam wykąpał, potem wszystkich obdarował na dobranoc całusami, Wojtek otulił go kołdrą, poprzytulał i poszedł  posiedzieć jeszcze z rodzicami. Ale starsi państwo byli już zmęczeni i poszli do swego mieszkania.

 Zatelefonował więc do Janka. Janek odebrał telefon  natychmiast- ucieszył się, że Wojtek dzwoni. Miał niezłe wiadomości do przekazania- widział się z adwokatem, który może poprowadzić sprawę, przedstawił mu nagrania, opowiedział całą historię. Janek powiedział mu, że będzie pełnomocnikiem Wojtka i że w ciągu 2 dni złoży pozew oraz swe pełnomocnictwo. I w tym celu przyleci do Gdańska w czwartek rano, przywiezie  dokumenty, które mu Wojtek musi podpisać, wróci  tego samego dnia do Warszawy, złoży je gdzie należy, spakuje manatki i na weekend przyleci do Sopotu. Rano tylko zatelefonuje do Wojtka  o której ten ma  być na lotnisku w Rębiechowie. Wojtek się ucieszył, opowiedział też o tym, że Michaś nie chce wrócić do matki. Nie martw się stary na zapas, jakoś to będzie. W najgorszym wypadku będziesz codziennie  odwiedzał dziecko.  Jak nie sam to z policją. A wiesz co jest najlepsze  w tych nagraniach? to, że ona powiedziała, że za dobre alimenty jej płacisz, więc nie zrezygnuje z dziecka. Zrobiłem dwie kopie z tego nagrania, obie  wraz z oryginałem są w sejfach. Jedna kopia u tego adwokata, druga w moim kancelaryjnym.

Następnego dnia do Rębiechowa pojechali wszyscy razem. Bo lotniska to miejsca, które z reguły interesują dzieci.Wojtek podpisał wszystkie dokumenty, w tym czasie Michaś z babcią i dziadkiem zwiedzał lotnisko, Janek zrobił kilka zdjęć Michasiowi w towarzystwie dziadków  (niech adwokat zobaczy  już dziś swych klientów)  i w 2 godziny potem   Janek odleciał z powrotem do Warszawy. Obiecał jednak solennie, że przyjedzie  następnego dnia późnym wieczorem, ma nawet już podobno zarezerwowany jakiś hotel, tylko nie  wie  który, bo to załatwiała sekretarka. Wojtek poprosił by Janek spisywał wszystkie poniesione wydatki, co bardzo rozbawiło Janka, który powiedział, że nie jest w stanie wycenić pewnych kosztów, bo nie  wie  jak wycenić jeden cały wieczór spędzony z pewną panią z kancelarii gdzie zaraz po przylocie złoży pozew, ani z jeszcze jedną, która mu wynalazła adwokata. To wszystko, drogi przyjacielu, są koszty niewymierne. Wiesz, ja wciąż jestem facetem do wyrwania- samotny prawnik, już nie gołowąs ale i nie stary jest w cenie. Wierz mi, wieczór spędzony z ładną, ponętną ale niezbyt interesującą pod względem intelektu kobietą bywa straszliwie męczący, ale nie jestem w stanie przeliczyć tego na złotówki lub inną walutę. Wiesz przecież, że mam strasznie wysokie wymagania wobec ewentualnej mojej  żony- ładna, zgrabna, mądra i moja na wyłączność. Ta uroda to po prostu zespół cech zewnętrznych które mnie odpowiadają, innym się może nie podobać. Ale oprócz urody musi być po prostu inteligentna.  No i pewnie zostanę "starym kawalerem", a potem zdurnieję i ożenię się z własną pielęgniarką lub pomocą domową.

                                                   c.d.n.