czwartek, 5 maja 2022

Trudny wybór - 8

 Niespodziewana śmierć naczelnego długo była w biurze tematem  numer jeden. Wpierw było mnóstwo teorii  spiskowych, potem oburzenie, że  wdowa nie  chciała by był to  "służbowy pogrzeb", ostatnią częścią tego  smutnego w gruncie  rzeczy  wydarzenia  była sprawa kto zostanie teraz  dyrektorem naczelnym.  Ci  bardziej naiwni typowali obecnego technicznego dyrektora, ale Adela wiedziała  już z doświadczenia, że  naczelnego wybierze szef resortu. I  wyobrażała  sobie jaka  się tam  walka odbywa. Mogła, ale  nie chciała,  zatelefonować do  koleżanki w ministerstwie,  by się  dowiedzieć  kto jest typowany  ale stwierdziła, że aż tak jej to nie obchodzi. Biuro  było placówką naukowo-badawczą a nie  produkcyjną, a więc i pensje dyrektorskie nie stanowiły wielkich  atrakcji, poza  tym trudno  było przewidzieć, czy zespół konstruktorów-specjalistów wpadnie na  jakiś  genialny pomysł, który okaże  się przysłowiową  kurą  znoszącą  złote jaja.

W przeciwieństwie do innych nie  dziwiła się wdowie, że nie życzyła  sobie uroczystego, okazałego, służbowego pogrzebu. Pogrzeb miał się odbyć na  Śląsku, a trumna czy też  urna złożona w rodzinnym grobowcu. Małżeństwo naczelnego od  lat było właściwie farsą,  a Adela dobrze  wiedziała, że nie była jego jedynym "wyskokiem"- i przed nią i po niej były inne.  A ponieważ Emilowi wciąż się  wydawało, że to rozmowa o ślubie Adeli spowodowała u Kamila  kolejny  zawał, opowiedziała mu nieco o tym, jaki był Kamil w kwestii życia  rodzinnego i osobistego. No tak- podsumował- to  chyba faktycznie  nie była  moja  wina.

Emil  pomógł Adeli wybrać temat  pracy  magisterskiej,promotorem został jego kolega, prawnik. Adela  się  śmiała, że Emil  ma z niej, jako pracownika  swego  działu  wyjątkowo  mało pożytku, bo połowę dnia  pracy  przeznaczała  na  pisanie  pracy. 

Plotka o tym,  że Emil i Adela są parą krążyła po biurze swobodnie. A wszystko przez  to, że Emil dał Adeli upoważnienie do "wyciągnięcia" z archiwum USC swojej metryki urodzenia,  a własnoręczność podpisu potwierdzała  kadrowa. Na ciągłe pytania  "a  kiedy ślub"  oboje  dawali tę  samą odpowiedź - jeszcze  nie  wiemy, ale jak  będziemy  wiedzieli wrzucimy  informację  na tablicę ogłoszeń.  Kadrowa "błysnęła" zadając Emilowi  pytanie dlaczego nie bywa w  swoim  mieszkaniu, więc ją poinformował, że mieszka teraz w domu ojca, bo musi dopilnować  by ojciec  brał regularnie  leki.  Jak potem  powiedział Adeli, to  miał ochotę odpowiedzieć  "a co cię to babo obchodzi", ale jednak się powstrzymał.  Termin ślubu udało się ustalić na drugą połowę września i gdyby nie fakt, że ich ślub  stał się w pewnym  sensie sprawą publiczną, mógłby się odbyć w pierwszej  połowie  miesiąca,  ale wtedy  nie byłoby możliwości podania uczestnikom szampana. Adeli  wcale  nie  zależało na  tym toaście, ale Emil  się przy  tym uparł.

Całe lato każdy  weekend spędzali w Milanówku, za każdym razem jeździła również  z nimi ciocia Helena. Ojciec Emila wyraźnie odżył  i jakby odmłodniał.  Emil zafundował ojcu  niemal niewidoczne aparaty słuchowe i teraz w trakcie  jakiejś dyskusji starszy  pan nie  zapadał w  drzemkę, ale   brał w niej czynny udział. Teraz Adela  już wiedziała po kim to Emil jest taki  szarmancki i opiekuńczy.  Ciocia i ojciec mieli  wiele wspólnych  tematów do  dyskusji, czasami  wszyscy grali na tarasie w karty lub oglądali stare zdjęcia.  W ramach prezentu ślubnego  do rąk Adeli i Emila  trafił   "fundusz Adelajdy" zamieniony w nowy, większy samochód, peugeot 308. 

O terminie  ślubu Adela poinformowała rodziców 1 września.  Gdy przyszła poinformować rodziców, że wychodzi za mąż jedynym pytaniem, które padło było: "a co, musisz wyjść za mąż?"   Nie, nie  muszę,  ale mam na to wielką ochotę  - odpowiedziała.    No a masz już sukienkę do ślubu?   Tak, mam. I będziesz   brała ślub w takich siwych włosach, jak jakaś starucha?   Tak, bo  mnie i  mojemu narzeczonemu podobają  się takie  właśnie włosy.    Tak późno nas  zawiadamiasz, że nie zdążymy się przygotować- ani z ubraniem  ani ze  ślubnym prezentem. Adela roześmiała  się - nie potrzebujemy  prezentu, już dostaliśmy w prezencie samochód. I prawdę mówiąc wcale  nie musicie na ten ślub przychodzić, bo i bez  was  będzie tak lekko biorąc  ze 180 osób. A Helena  będzie?  No jasne, przecież  razem  z nią mieszkam.  A jedziecie w podróż poślubną?  - śledztwo trwało nadal. Nie, nie jedziemy, bo muszę szybko obronić magisterkę. 

A dlaczego przyszłaś sama,  a nie  z narzeczonym? Przecież powinniśmy go  poznać! Naprawdę chcecie  go poznać? No to możecie wpaść do nas jutro na kolację, a jeśli nie  jutro to dopiero w poniedziałek, bo my w piątki po pracy zawsze  wyjeżdżamy do naszego drugiego domu w Milanówku. Do nas to znaczy gdzie? - spytała  mamuśka. No do cioci Heleny, przecież tam mieszkam. Kolację  zawsze jadamy o 19,00.  A to ten  twój narzeczony to  jakiś badylarz?  Nie, magister inżynier. I ma przemiłego, kulturalnego ojca, też nie  badylarza. 

A gdzie to wesele  urządzacie?  My nie urządzamy  żadnego wesela, skąd ci mamo przyszło do głowy, że my urządzamy  wesele? No przecież powiedziałaś, że będzie ok 180 osób. Może i tyle  będzie,  bo tyle osób liczy personel  biura w którym  pracuję. Po  podpisaniu dokumentów w sali obok będzie wzniesiony toast  szampanem i tyle. Przecież ci  powiedziałam, że to będzie w  Pałacu Ślubów. 

To ty już  nie  pracujesz w ministerstwie? - zdumiała  się matka. Nie i to już od  kilku lat.  No ale dlaczego ja o  tym  nie  wiem? Dlaczego mnie o  tym  nie poinformowałaś?  Bo to nie ma  żadnego  znaczenia w stosunkach  na linii  matka- dziecko, to raz- a dwa-przestałaś  się mną  interesować od  chwili gdy  zamieszkałam  z ciocią. Tak na  wszelki wypadek  cię informuję, że  już   nie jestem  w tym  waszym mieszkaniu zameldowana. Zameldowana jestem w  mieszkaniu cioci,   a tak dokładnie to  w swoim mieszkaniu, bo to ja  je  wykupiłam. A skąd  miałaś na to pieniądze? Z Banku, wzięłam  kredyt.

To teraz takim młodym dają kredyty? Mamo, ja już mam od jakiegoś  czasu 25 lat -zajrzyj sobie w moją metrykę. A pracuję już odkąd  skończyłam 18 lat. Adela  wyciągnęła  z torebki  kartkę i napisała na niej datę i godzinę ślubu i dopisała: ślub Adeli w Pałacu Ślubów. No to lecę, bo się  narzeczony będzie  martwił, że przepadłam.

A narzeczony nie tyle się martwił, co nieco  nudził czekając na   nią w  samochodzie. No i co?-spytał. No i nic - powiedziałam, że ich obecność  nie jest obowiązkowa. Coś trzeźwość umysłu jej nawala. Myślała, że robimy  wesele i że jedziemy  w podróż poślubną. Była  zdziwiona, że już nie pracuję w ministerstwie i że wykupiłam mieszkanie   cioci  na siebie i że nie jestem już u  nich  zameldowana. Ale dla przyzwoitości  zostawiłam  kartkę z informacją gdzie, kiedy i o której  jest ślub. I powiedziałam, że jeśli ma  ochotę  cię poznać to może  wpaść do nas na kolację, byle nie  w piątek bo w piątki to  wyjeżdżamy do twego domu w Milanówku i jesteśmy tam przez weekend. Będzie  miała o  czym  myśleć przez najbliższe dwa  dni. 

A ty, moja  słodka, nie  żałujesz, że nie jedziemy w podróż poślubną? Nie, nie  żałuję.  Ja tylko marzę teraz o dwóch rzeczach- szybkiej obronie i o zdaniu egzaminu na rzecznika. Oj, kiepsko, nie widzę  w tym wszystkim  mojej  osoby- zaśmiał  się  Emil.  Ciebie, kochany, to po prostu pragnę, zawsze  mi ciebie, twojej obecności mało. Ja wiem, to śmieszne bo niemal 24 godziny na  dobę jesteśmy razem. Ale te  godziny  w pracy to tak jakbyśmy  nie byli razem. 

Noooo, sam  siebie podziwiam  jak  ja wytrzymuję by cię  nie trzymać  w pracy  na kolanach albo pod  biurkiem nie szukać zetknięcia się  naszych stóp. Ale to pewnie dlatego, że mam świadomość, że zaraz po pracy, gdy wracamy samochodem mogę w każdej chwili cię  dotknąć. Słyszałem  dziś w konstrukcyjnym plotkę, że techniczny jest ciężko obrażony na Zjednoczenie, bo się  dowiedział, że nie ma szans na to,  by tu  zostać   naczelnym. 

Adela  zaczęła  się śmiać - gdy siedziałam na  zastępstwie Kamil zapomniał położyć słuchawkę interkomu na  widełki i słyszałam  jak opieprzał technicznego,  na koniec informując go, że jest zwyczajnym głąbem. I że nie  może  się  nadziwić jakim cudem on ma dyplom magistra inżyniera. Ale nie  wykluczam, że może  wcale nie  zapomniał, tylko celowo dał, żebym sobie posłuchała.  Na wszelki wypadek gdy techniczny wyszedł ze  sekretariatu powiedziałam Kamilowi przez interkom, że  wszystko słyszałam. Powiedział tylko : no i  dobrze. Bo Kamil bardzo go  nie  lubił. Nie  wiem jak  jest teraz,  ale Kamil zawsze prosił, bym nie odkładała  słuchawki na  widełki i używał interkomu jak mikrofonu. I się nawet sporo nasłuchałam przez ten  czas. I wcale  mnie   nie dziwi, że techniczny  nie  ma  poparcia  zjednoczenia, za to Kamil był tam dobrze ustawiony. Tak na  moje  rozeznanie to wsadzą tu kogoś kto gdzieś zadłużył zakład przemysłowy, a  miał za wątłe plecy by dostać  tzw.  wykop  w górę. Naprawdę nietrudno jest zadłużyć zakład przemysłowy, znam kogoś kto tą drogą  został dyrektorem gabinetu ministra- to wyjątkowo  wredne choć  niewątpliwie dobrze płatne  stanowisko- tyle  tylko, że musisz stale  się meldować jeśli  zmieniasz  miejsce pobytu, nawet wyjście na  siku  meldujesz. Żartujesz? nie, nie żartuję. I np. dlatego  nie  chciałam  pracować w URM-ie w sekretariacie, bo oprócz stałej  spowiedzi  praca  była trójzmianowa, bo przecież  nocą państwo też  funkcjonuje. Co prawda  całkiem  dobrze  płacili, ale forsa  to  nie  wszystko. Jest  sporo stanowisk na których musisz  podawać dokąd  wychodzisz, na jak  długo a idąc do kina czy teatru  to masz podać nawet nr  miejsca, a nie tylko to w jakim  jesteś  kinie czy teatrze. Bo to  z kim jesteś w tym kinie  czy teatrze to  już oni sami  wiedzą, kto  wie czy  nie lepiej od ciebie.

Praca sekretarki nawet  w dość zwykłej  firmie jak ta, też bywa  wredna, bo jest  się  ciągle  skazanym na  odbiór  cudzych  emocji- z jednej  strony są sfrustrowani szefowie,  z drugiej  zestresowani  pracownicy a sekretarka w  środku tego  wszystkiego. Do tego każdemu dyrektorowi  się  wydaje że sekretarka to coś  pośredniego  pomiędzy  mamusią, służącą a  damą  do  towarzystwa.  A do tego dochodzi obsługa  poczty, często notowanie  złotych pomysłów szefa, przypominanie  mu co o której ma  załatwiać,  bukowanie  mu  podróży, umawianie , pilnowanie  jego  grafiku i tego, żeby  z głodu  nie padł. Jest takie stanowisko "asystent dyrektora" - też  nikomu tego  nie polecam, bo każdemu  dyrektorowi  się wtedy wydaje, że ma osobistą służącą, a ci którym ona  musi  wydać  polecenia mają jej  polecenia poniżej  pleców.

Wiesz kochanie,  nie  miałem pojęcia, że istnieją takie  stanowiska, też  bym  nie chciał  na takim stanowisku pracować. Przecież wtedy  właściwie  nie ma się  własnego życia.

                                                                c.d.n.