Niespodziewana śmierć naczelnego długo była w biurze tematem numer jeden. Wpierw było mnóstwo teorii spiskowych, potem oburzenie, że wdowa nie chciała by był to "służbowy pogrzeb", ostatnią częścią tego smutnego w gruncie rzeczy wydarzenia była sprawa kto zostanie teraz dyrektorem naczelnym. Ci bardziej naiwni typowali obecnego technicznego dyrektora, ale Adela wiedziała już z doświadczenia, że naczelnego wybierze szef resortu. I wyobrażała sobie jaka się tam walka odbywa. Mogła, ale nie chciała, zatelefonować do koleżanki w ministerstwie, by się dowiedzieć kto jest typowany ale stwierdziła, że aż tak jej to nie obchodzi. Biuro było placówką naukowo-badawczą a nie produkcyjną, a więc i pensje dyrektorskie nie stanowiły wielkich atrakcji, poza tym trudno było przewidzieć, czy zespół konstruktorów-specjalistów wpadnie na jakiś genialny pomysł, który okaże się przysłowiową kurą znoszącą złote jaja.
W przeciwieństwie do innych nie dziwiła się wdowie, że nie życzyła sobie uroczystego, okazałego, służbowego pogrzebu. Pogrzeb miał się odbyć na Śląsku, a trumna czy też urna złożona w rodzinnym grobowcu. Małżeństwo naczelnego od lat było właściwie farsą, a Adela dobrze wiedziała, że nie była jego jedynym "wyskokiem"- i przed nią i po niej były inne. A ponieważ Emilowi wciąż się wydawało, że to rozmowa o ślubie Adeli spowodowała u Kamila kolejny zawał, opowiedziała mu nieco o tym, jaki był Kamil w kwestii życia rodzinnego i osobistego. No tak- podsumował- to chyba faktycznie nie była moja wina.
Emil pomógł Adeli wybrać temat pracy magisterskiej,promotorem został jego kolega, prawnik. Adela się śmiała, że Emil ma z niej, jako pracownika swego działu wyjątkowo mało pożytku, bo połowę dnia pracy przeznaczała na pisanie pracy.
Plotka o tym, że Emil i Adela są parą krążyła po biurze swobodnie. A wszystko przez to, że Emil dał Adeli upoważnienie do "wyciągnięcia" z archiwum USC swojej metryki urodzenia, a własnoręczność podpisu potwierdzała kadrowa. Na ciągłe pytania "a kiedy ślub" oboje dawali tę samą odpowiedź - jeszcze nie wiemy, ale jak będziemy wiedzieli wrzucimy informację na tablicę ogłoszeń. Kadrowa "błysnęła" zadając Emilowi pytanie dlaczego nie bywa w swoim mieszkaniu, więc ją poinformował, że mieszka teraz w domu ojca, bo musi dopilnować by ojciec brał regularnie leki. Jak potem powiedział Adeli, to miał ochotę odpowiedzieć "a co cię to babo obchodzi", ale jednak się powstrzymał. Termin ślubu udało się ustalić na drugą połowę września i gdyby nie fakt, że ich ślub stał się w pewnym sensie sprawą publiczną, mógłby się odbyć w pierwszej połowie miesiąca, ale wtedy nie byłoby możliwości podania uczestnikom szampana. Adeli wcale nie zależało na tym toaście, ale Emil się przy tym uparł.
Całe lato każdy weekend spędzali w Milanówku, za każdym razem jeździła również z nimi ciocia Helena. Ojciec Emila wyraźnie odżył i jakby odmłodniał. Emil zafundował ojcu niemal niewidoczne aparaty słuchowe i teraz w trakcie jakiejś dyskusji starszy pan nie zapadał w drzemkę, ale brał w niej czynny udział. Teraz Adela już wiedziała po kim to Emil jest taki szarmancki i opiekuńczy. Ciocia i ojciec mieli wiele wspólnych tematów do dyskusji, czasami wszyscy grali na tarasie w karty lub oglądali stare zdjęcia. W ramach prezentu ślubnego do rąk Adeli i Emila trafił "fundusz Adelajdy" zamieniony w nowy, większy samochód, peugeot 308.
O terminie ślubu Adela poinformowała rodziców 1 września. Gdy przyszła poinformować rodziców, że wychodzi za mąż jedynym pytaniem, które padło było: "a co, musisz wyjść za mąż?" Nie, nie muszę, ale mam na to wielką ochotę - odpowiedziała. No a masz już sukienkę do ślubu? Tak, mam. I będziesz brała ślub w takich siwych włosach, jak jakaś starucha? Tak, bo mnie i mojemu narzeczonemu podobają się takie właśnie włosy. Tak późno nas zawiadamiasz, że nie zdążymy się przygotować- ani z ubraniem ani ze ślubnym prezentem. Adela roześmiała się - nie potrzebujemy prezentu, już dostaliśmy w prezencie samochód. I prawdę mówiąc wcale nie musicie na ten ślub przychodzić, bo i bez was będzie tak lekko biorąc ze 180 osób. A Helena będzie? No jasne, przecież razem z nią mieszkam. A jedziecie w podróż poślubną? - śledztwo trwało nadal. Nie, nie jedziemy, bo muszę szybko obronić magisterkę.
A dlaczego przyszłaś sama, a nie z narzeczonym? Przecież powinniśmy go poznać! Naprawdę chcecie go poznać? No to możecie wpaść do nas jutro na kolację, a jeśli nie jutro to dopiero w poniedziałek, bo my w piątki po pracy zawsze wyjeżdżamy do naszego drugiego domu w Milanówku. Do nas to znaczy gdzie? - spytała mamuśka. No do cioci Heleny, przecież tam mieszkam. Kolację zawsze jadamy o 19,00. A to ten twój narzeczony to jakiś badylarz? Nie, magister inżynier. I ma przemiłego, kulturalnego ojca, też nie badylarza.
A gdzie to wesele urządzacie? My nie urządzamy żadnego wesela, skąd ci mamo przyszło do głowy, że my urządzamy wesele? No przecież powiedziałaś, że będzie ok 180 osób. Może i tyle będzie, bo tyle osób liczy personel biura w którym pracuję. Po podpisaniu dokumentów w sali obok będzie wzniesiony toast szampanem i tyle. Przecież ci powiedziałam, że to będzie w Pałacu Ślubów.
To ty już nie pracujesz w ministerstwie? - zdumiała się matka. Nie i to już od kilku lat. No ale dlaczego ja o tym nie wiem? Dlaczego mnie o tym nie poinformowałaś? Bo to nie ma żadnego znaczenia w stosunkach na linii matka- dziecko, to raz- a dwa-przestałaś się mną interesować od chwili gdy zamieszkałam z ciocią. Tak na wszelki wypadek cię informuję, że już nie jestem w tym waszym mieszkaniu zameldowana. Zameldowana jestem w mieszkaniu cioci, a tak dokładnie to w swoim mieszkaniu, bo to ja je wykupiłam. A skąd miałaś na to pieniądze? Z Banku, wzięłam kredyt.
To teraz takim młodym dają kredyty? Mamo, ja już mam od jakiegoś czasu 25 lat -zajrzyj sobie w moją metrykę. A pracuję już odkąd skończyłam 18 lat. Adela wyciągnęła z torebki kartkę i napisała na niej datę i godzinę ślubu i dopisała: ślub Adeli w Pałacu Ślubów. No to lecę, bo się narzeczony będzie martwił, że przepadłam.
A narzeczony nie tyle się martwił, co nieco nudził czekając na nią w samochodzie. No i co?-spytał. No i nic - powiedziałam, że ich obecność nie jest obowiązkowa. Coś trzeźwość umysłu jej nawala. Myślała, że robimy wesele i że jedziemy w podróż poślubną. Była zdziwiona, że już nie pracuję w ministerstwie i że wykupiłam mieszkanie cioci na siebie i że nie jestem już u nich zameldowana. Ale dla przyzwoitości zostawiłam kartkę z informacją gdzie, kiedy i o której jest ślub. I powiedziałam, że jeśli ma ochotę cię poznać to może wpaść do nas na kolację, byle nie w piątek bo w piątki to wyjeżdżamy do twego domu w Milanówku i jesteśmy tam przez weekend. Będzie miała o czym myśleć przez najbliższe dwa dni.
A ty, moja słodka, nie żałujesz, że nie jedziemy w podróż poślubną? Nie, nie żałuję. Ja tylko marzę teraz o dwóch rzeczach- szybkiej obronie i o zdaniu egzaminu na rzecznika. Oj, kiepsko, nie widzę w tym wszystkim mojej osoby- zaśmiał się Emil. Ciebie, kochany, to po prostu pragnę, zawsze mi ciebie, twojej obecności mało. Ja wiem, to śmieszne bo niemal 24 godziny na dobę jesteśmy razem. Ale te godziny w pracy to tak jakbyśmy nie byli razem.
Noooo, sam siebie podziwiam jak ja wytrzymuję by cię nie trzymać w pracy na kolanach albo pod biurkiem nie szukać zetknięcia się naszych stóp. Ale to pewnie dlatego, że mam świadomość, że zaraz po pracy, gdy wracamy samochodem mogę w każdej chwili cię dotknąć. Słyszałem dziś w konstrukcyjnym plotkę, że techniczny jest ciężko obrażony na Zjednoczenie, bo się dowiedział, że nie ma szans na to, by tu zostać naczelnym.
Adela zaczęła się śmiać - gdy siedziałam na zastępstwie Kamil zapomniał położyć słuchawkę interkomu na widełki i słyszałam jak opieprzał technicznego, na koniec informując go, że jest zwyczajnym głąbem. I że nie może się nadziwić jakim cudem on ma dyplom magistra inżyniera. Ale nie wykluczam, że może wcale nie zapomniał, tylko celowo dał, żebym sobie posłuchała. Na wszelki wypadek gdy techniczny wyszedł ze sekretariatu powiedziałam Kamilowi przez interkom, że wszystko słyszałam. Powiedział tylko : no i dobrze. Bo Kamil bardzo go nie lubił. Nie wiem jak jest teraz, ale Kamil zawsze prosił, bym nie odkładała słuchawki na widełki i używał interkomu jak mikrofonu. I się nawet sporo nasłuchałam przez ten czas. I wcale mnie nie dziwi, że techniczny nie ma poparcia zjednoczenia, za to Kamil był tam dobrze ustawiony. Tak na moje rozeznanie to wsadzą tu kogoś kto gdzieś zadłużył zakład przemysłowy, a miał za wątłe plecy by dostać tzw. wykop w górę. Naprawdę nietrudno jest zadłużyć zakład przemysłowy, znam kogoś kto tą drogą został dyrektorem gabinetu ministra- to wyjątkowo wredne choć niewątpliwie dobrze płatne stanowisko- tyle tylko, że musisz stale się meldować jeśli zmieniasz miejsce pobytu, nawet wyjście na siku meldujesz. Żartujesz? nie, nie żartuję. I np. dlatego nie chciałam pracować w URM-ie w sekretariacie, bo oprócz stałej spowiedzi praca była trójzmianowa, bo przecież nocą państwo też funkcjonuje. Co prawda całkiem dobrze płacili, ale forsa to nie wszystko. Jest sporo stanowisk na których musisz podawać dokąd wychodzisz, na jak długo a idąc do kina czy teatru to masz podać nawet nr miejsca, a nie tylko to w jakim jesteś kinie czy teatrze. Bo to z kim jesteś w tym kinie czy teatrze to już oni sami wiedzą, kto wie czy nie lepiej od ciebie.
Praca sekretarki nawet w dość zwykłej firmie jak ta, też bywa wredna, bo jest się ciągle skazanym na odbiór cudzych emocji- z jednej strony są sfrustrowani szefowie, z drugiej zestresowani pracownicy a sekretarka w środku tego wszystkiego. Do tego każdemu dyrektorowi się wydaje że sekretarka to coś pośredniego pomiędzy mamusią, służącą a damą do towarzystwa. A do tego dochodzi obsługa poczty, często notowanie złotych pomysłów szefa, przypominanie mu co o której ma załatwiać, bukowanie mu podróży, umawianie , pilnowanie jego grafiku i tego, żeby z głodu nie padł. Jest takie stanowisko "asystent dyrektora" - też nikomu tego nie polecam, bo każdemu dyrektorowi się wtedy wydaje, że ma osobistą służącą, a ci którym ona musi wydać polecenia mają jej polecenia poniżej pleców.
Wiesz kochanie, nie miałem pojęcia, że istnieją takie stanowiska, też bym nie chciał na takim stanowisku pracować. Przecież wtedy właściwie nie ma się własnego życia.
c.d.n.