niedziela, 24 marca 2024

Córeczka tatusia - 102

 Rozmowa  Andrzeja z teściową i jej  siostrą była  właściwie monologiem Andrzeja - bez ogródek powiedział co myśli o ich rozumie i  braku rozeznania  w sytuacji. I że  najgorsze w tym  wszystkim jest to, że  tym ukrywaniem przed nim faktycznego stanu  zdrowia Leny wyrządziły jej krzywdę, bo ona biorąc lek tylko od przypadku do przypadku w ogóle nie  była leczona. Odczytał  im i Lenie  to wszystko co napisał lekarz i że Lena jest  zapisana do "kolejki" pacjentów do sanatorium, że od tej  chwili matka i ciotka muszą pilnować by codziennie łykała przepisany lek. Powiedział też i pokazał  zdjęcie  co zastał gdy z lotniska przyjechał do domu oraz opowiedział o wizycie  jakiegoś młodzieńca. Powiedział też, że on  nie zgadza  się, by Lena opiekowała  się dziećmi, bo jak widać z jej dotychczasowego zachowania ona nie może być ich opiekunką. Powiedział też, że skorzysta z okazji i zrobi Lenie prezent  w postaci rozwodu, bo właśnie  tego życzyła  sobie Lena w  swoim liście  do niego, tyle  tylko, że wątpi w  to, by sąd oddał jej pod opiekę  dzieci przy tych  wszystkich dowodach ukazujących  jaka to  z niej żona i matka.

Nie  stać  go ani psychicznie  ani finansowo na to by utrzymywać nie pracującą  żonę a do tego i dodatkowo opiekunkę do  dzieci,  więc wystąpi o rozwód i wynajmie  do dzieci dobrą, wykwalifikowaną opiekunkę oraz wystąpi o ograniczenie  kontaktu Leny z dziećmi - jedyny  możliwy  kontakt  będzie w jego obecności, bo jak widać opieka nad nią jej rodziny  jest całkiem iluzoryczna. Powiedział też oczywiście o tym, że Lena pali nie zwykłe papierosy,  ale tak zwane  skręty z  marihuany,  czyli wchodzi pomału na ścieżkę narkotyczną.  

Lena cały  czas teatralnie pochlipywała i Andrzej powiedział - przestań się tu smarczeć, bo już masz nieco sflaczały  mózg i jedyne  co odczuwasz to wściekłość, że dałaś się przyłapać - zbyt  dobrze  cię  znam, żeby nie wiedzieć co jest grane.  Rozmowę z adwokatem mam już umówioną, zapiszę też chłopców  do przedszkola. Po wakacjach starszy pójdzie  już do zerówki, do której  zapiszę go już teraz, żeby  miał ją  jak najbliżej  domu.  I będę  musiał wziąć trochę urlopu nim  mi  się to wszystko jakoś poukłada. Kadry się ucieszą bo mam   jakieś  zaległe nie wykorzystane dni sprzed  roku.  Dobrze, że mam przyjaciół, którzy w  miarę swych  możliwości naprawdę mi pomogą ale nie w taki iluzoryczny sposób jak wy obie.  I dziś już zabiorę dzieci do siebie, bo po tych doświadczeniach z waszą opieką nad Leną boję się, że je gdzieś  wywieziecie  pod hasłem, że  dzieciom bardzo  dobrze zrobi świeże wiejskie powietrze. Więc  niech mama lub  ciocia spakują uprzejmie  rzeczy chłopców - wszystkie jakie  tu są, żebym potem nie  musiał tu po nie przyjeżdżać z policyjną obstawą.  I może jutro koło południa ja, albo ktoś  z moich przyjaciół przywiezie  tu wszystkie rzeczy Leny- nareszcie rozluźni mi  się w  szafie. A ty- zwrócił się do Leny- jeśli będziesz chciała sprawdzić czy  wszystkie twoje rzeczy ci oddałem i będziesz  chciała sprawdzić czy są jeszcze jakieś  twoje  rzeczy w moim mieszkaniu to   musisz  się ze mną umówić na konkretny termin. Ja jeszcze  dziś wymienię zamki w  drzwiach wejściowych- licho wie kto jeszcze  ma klucze do tych drzwi.  Nie możesz tego zrobić- zaprotestowała   Lena - to jest nasze  wspólne  mieszkanie! Mogę, mogę - zapewnił ją  Andrzej - to jest tylko moje mieszkanie bo mamy rozdzielność  majątkową. I jak zapewne pamiętasz, to nie  ja sobie jej  zażyczyłem tylko ty, a ja  się zgodziłem. To ją  skasuję- powiedziała  Lena. Sama nie skasujesz, do tego jest potrzebny i mój podpis.

Marta słuchała uważnie, w końcu zapytała - no dobrze, a gdzie w tej chwili są twoi chłopcy? No u  mnie w domu. Sami???  Nie, nie sami. Jest z nimi pani majstrowa, żona nowego właściciela domu Ziuka. Zadzwoniłem do niego,   czy  nie  zna czasem jakiejś odpowiedzialnej osoby do opieki nad chłopcami i on  mi  "na tymczasem" przysłał swą własną żonę. Bardzo  się polubiliśmy gdy mnie przeprowadzał.

Dzieciaki są  nieco zdezorientowane, ale powiedziałem im, że mama to się na razie musi odzwyczaić od palenia papierosów i dlatego jej nie ma. Po palenie jest bardzo, bardzo  szkodliwe. Ale pani majstrowa już sobie ich owinęła wokół palca, zrobiła im z ich udziałem kakao z  pianką. I obiecała mi, że jeszcze  dziś skontaktuje  się z córką swojej znajomej, która jest po jakimś studium wychowawczyń przedszkoli ( o ile  czegoś  nie pokręciłem w nazwie) i  szuka pracy w Warszawie, bo chce coś tu zaocznie studiować.  Więc zaraz lecę do domu, bo za godzinę to ona będzie u  mnie i porozmawiam z nią w obecności pani majstrowej. A pani majstrowa  to świetna babka - konie  można z nią kraść. Więc pewnie wieczorem już coś będę wiedział. Być może, że będę musiał pomóc jej w  znalezieniu jakiegoś lokum na Ursynowie. Pani majstrowa jest szczęśliwa, że już nie  mieszka na Bukowinie, a w ramach wzajemnego pomagania  sobie  w życiu załatwiłem jej od  ręki dobrego flebologa, bo na jednej nodze ma  brzydki i dokuczliwy żylak.  Nie wiem co się dzieje, ale właściwie  to brak  lekarzy wszystkich specjalności - ponoć cholernie  dużo lekarzy wyjechało z Polski, do różnych krajów  europejskich.  Moi koledzy to  się pewnie nadziwić nie mogą, że wróciłem z Anglii zamiast "zawalczyć" o pozostanie.  Ale nie mam  zamiaru im mówić czemu wróciłem. Ciekawy jestem bardzo co mi ten adwokat powie.

Lena mi co jakiś czas podsyła obraźliwe smsy i pewnie  sobie zmienię operatora a ten  numer skasuję. Ale  chyba  wpierw zeskanuję te jej wypociny - mogą  się przydać  w  sądzie.  Bliskich  znajomych osobiście poinformuję oczywiście o  zmianie numeru, przy okazji połowę zapewne  wykasuję, bo z nimi nie  rozmawiam już od  lat. Właśnie Lenie  przed  naszym  spotkaniem napisałem, że jeżeli dalej  będzie tak do mnie pisać to straci ze mną kontakt. Wiesz, przez moment myślałem , czy  nie wziąć  siostry teściowej w charakterze opiekunki, ale  szybko mi to wywietrzało z głowy - lepiej jak najszybciej odciąć  się od Leny i jej rodziny. I gdy zakończę sprawę o kryptonimie "Lena"  to wybiorę się z dziećmi do mego własnego ojca - niech ma frajdę, że  miał rację co do Leny.

A mogę to wszystko opowiedzieć teściowi? - spytała Marta. No jasne, przecież to z nim  byłem w swoim mieszkaniu w  dniu przylotu i on to wszystko widział. Marciu, podeślę sms po tej rozmowie z tą ewentualną kandydatką. A teraz lecę do domu. 

Ale się narobiło - pomyślała Marta- Andrzej chce  się spotkać z ojcem i przedstawić  mu chłopców. Cuda jakieś  się dzieją! Szkoda, że taka zagoniona jestem i niewiele mogę Andrzejowi pomóc.Ciekawe co o tej całej  sprawie powie adwokat. Chłopcy są jeszcze mali, ale chyba  sąd wykaże się mądrością i nie zostawi ich z matką. No podłożyła się  Andrzejowi - fakt.

Rozmowa z adwokatem bardzo podbudowała Andrzeja. Doradził, by Andrzej zawarł wstępną umowę z osobą chętną do opieki nad  chłopcami, zwłaszcza, jeśli ona będzie  się mogła wykazać odpowiednimi kwalifikacjami,  ucieszył się, że Andrzej wszystko w  mieszkaniu obfotografował w dniu powrotu z Anglii i na dodatek był tam  razem z teściem  Marty,  że ma zdjęcia z ukrytej kamery z wejścia Leny i jej znajomego. Poza tym proponował by na świadka poprosić teścia Marty, doradził jakie dokumenty dołączyć - oczywiście obowiązkowo ostatnią opinię psychiatry o stanie zdrowia Leny oraz ksero poprzedniego  badania.  Skany obraźliwych wiadomości przesyłanych przez Lenę też warto do akt dołączyć. Był zbulwersowany faktem, że Lena i jej najbliższa rodzina ukryły przed Andrzejem fakt, że Lena jest schizofreniczką, bo nikt nie  jest w stanie przewidzieć jak choroba będzie postępowała- bo mogło przecież  wystąpić pogorszenie i dojść do niepożądanych  wydarzeń. I nie wykluczone, że Lena będzie badana przez biegłego sądowego specjalistę. A to, że Lena nie  brała  regularnie leku jest odnotowane w ostatnim badaniu lekarskim. Dzieci nie będą przepytywane przez sąd- są po prostu jeszcze za młode. Ale na pewno w  tej sytuacji zostaną przy ojcu.

Rozmowa z absolwentką pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkolnej  zachwyciła Andrzeja. Co prawda zupełnie nie  zapamiętał pani magister z urody i nie mógł sobie  skojarzyć  czy była blondynką  czy też może ciemnowłosą osobą, ale dostrzegł, że natychmiast  nawiązała  kontakt z chłopcami. Uczelnię ukończyła w Bydgoszczy ( a więc "rodaczka" żony pana  majstra) i chciała po prostu znaleźć pracę w Warszawie. Andrzej był tak zachwycony jej kontaktem z chłopcami, że powiedział, że na początek, nim nie  znajdzie dla siebie jakiegoś niedrogiego mieszkania to może mieszkać u Andrzeja- będzie  miała arcy blisko do pracy. Pani Ewa, bo takie imię wybrali jej rodzice, stwierdziła, że  biorąc pod uwagę fakt, że Andrzej miewa i nocne dyżury to musiałaby i tak wtedy nocować w tym mieszkaniu - to jeszcze małe dzieci i  nie mogą przecież być całą noc sami w  mieszkaniu.  Pani majstrowa, która jakimś  cudem była  świetnie  zorientowana w cenach najmu mieszkań i pokoi warszawskich przy  rodzinie przedstawiła im obojgu, jak ona widzi tę całą transakcję od  strony finansowej, gdyby Ewa nie wynajmowała gdzieś oddzielnie pokoju, bo faktycznie Andrzeja nie ma często do godziny 22,00 no i ma  nocne  dyżury. Rozpisała  wszystko jak super księgowa i zarówno pani Ewie  jak i Andrzejowi spodobał się ten plan. A najbardziej  spodobał  się chłopcom. Na Andrzeja spadły z obowiązków  domowych tylko cotygodniowe zakupy żywnościowe. Andrzej miał tylko zrobić listę  czego dzieci nie jadają bo on to należał do "wszystkożernych". Ewa poprosiła go by zawsze dawał jej rozkład godzin- kiedy pracuje  a kiedy będzie w domu, bo przecież w  szpitalu też dyżury są planowane  z jakimś wyprzedzeniem. Marta uśmiała  się i  powiedziała do Andrzeja - to właściwie  to jakbyś żył z nią w tak  zwanym "białym małżeństwie". I mam wrażenie, że będzie  cię to mniej kosztowało niż małżeństwo z Leną. No a jaka ona jest? - opowiedz- poprosiła Andrzeja. Ładna? Blondynka,  brunetka, wysoka, niska,  chuda, gruba?  Andrzej stał z dość głupią miną i w końcu powiedział - właściwie to nie  wiem jak ona wygląda, ale ma w sobie dużo ciepła, ona emanuje życzliwością. Obaj chłopcy  są wyraźnie zachwyceni, bo ona  odpowiada im na  wszystkie pytania i każde polecenie jest okraszone słowem "proszę". Wpisałem ją na listę rodzinną w klinice, bo wykreśliłem  z niej Lenę. Ale ona to i tak rzadko tam bywała.

W końcu maja Andrzej i Lena spotkali się w  sądzie. Dwa dni przed rozprawą Lena zatelefonowała do domu do Andrzeja i zapytała  się  go, czy on naprawdę chce  się z nią rozejść, bo przecież mogliby się pogodzić - dla dobra  dzieci- jak dodała. Andrzej roześmiał się i powiedział - masz naprawdę niezwykłe poczucie  humoru. Jakoś nie  zauważyłem, żeby  dzieci za tobą tęskniły lub dopytywały  się o ciebie. Dopytują  się o różne osoby, najczęściej o żonę  Wojtka, ale jakoś nigdy o ciebie.  Za babcią i ciocią też nie tęsknią. Ale ja  chciałabym  się z nimi zobaczyć. Mówiłem  ci - możesz  się z nimi zobaczyć  tylko w mojej obecności, czyli wpierw  musisz się ową  chęcią ze mną podzielić. Ale nie  mogę  się do ciebie dodzwonić - wrzasnęła. Zmieniłeś numer swej komórki i mi nowego nie podałeś, a w domu to cię nigdy nie ma. No bo jak zwykle jestem zapracowany. No to do zobaczenia w  sądzie, muszę kończyć, obiad na mnie  czeka i muszę potem iść  do pracy.

W sądzie, na korytarzu,  Andrzej stał w towarzystwie ojca Wojtka. Lena podeszła i zamiast tradycyjnego "dzień  dobry" zadała pytanie "a gdzie są  dzieci?". Andrzej spojrzał na  zegarek i  powiedział - wydaje mi się, że o tej porze to wracają ze  spaceru do domu na tak zwany lunch.   Same sobie  zrobią?- zapytała. Nie, nie same. Na spacerze są ze  swoją opiekunką i ona im zrobi lunch. Zdecydowałem, że będzie  dla nich lepiej, gdy będą mieli wykwalifikowaną opiekunkę niż gdyby chodzili do przedszkola, w którym co i rusz  są  kolejne infekcje.  No to urwie się im, bo  mnie nie  stać na niańkę do dzieci. Takie  małe  dzieci zawsze są przyznawane matce. Andrzej popatrzył na nią i powiedział - być może, ale pożyjemy-zobaczymy. Oni na pewno wybiorą mnie gdy  sędzia  zada im pytanie u kogo  chcą  być.  Lena- ocknij się- tak małych dzieci sąd nie pyta z kim chcą mieszkać.  Żaden z nich  nie ma jeszcze  pełnych siedmiu lat. Zresztą nawet siedmiolatki nie  zawsze  są o to przez sąd pytane.  

A twoja miłość nie przyjechała tu z tobą?- spytała  Lena.  A kogo masz na  myśli?- spytał.  No tę wspaniałą Martę. Ładnie  to ujęłaś - Marta  rzeczywiście jest wspaniała, ale ona nie ma nic wspólnego z naszą sprawą rozwodową, więc jej tu nie ma. To nie ona jest przyczyną naszego rozwodu ale ty. Uspokój się, weź kilka głębokich oddechów i przestań się  na  zapas emocjonować. O tym z kim będą mieszkać dzieci zadecyduje sąd a nie ty lub ja. A teraz przepraszam  cię, ale  muszę  porozmawiać ze  swoim prawnikiem. Lekko skinął Lenie głową i podszedł do swego adwokata.

Rozprawa  była  nieco opóźniona, bowiem poprzednie  sprawy trwały nieco dłużej niż zakładano. Zobacz- powiedział Andrzej do Wojtkowego ojca-  ona wcale cię  nie poznała. Wygląda jakby była po silnych środkach uspakajających. Ciekawe  czy sama sobie zaaplikowała  czy ma przepisane od lekarza. A może się czegoś naćpała, na przykład  wypiła pół butelki syropu na kaszel, którego jednorazowa  dawka to łyżeczka od herbaty.  Żal mi jej, ale aż  zimno mi  się robi na  myśl, że dalej byłaby z chłopcami-stwierdził Andrzej.  No faktycznie - zgodził się ojciec- każdy syrop przeciw kaszlowy w  dużej dawce na pewno może człowieka nieźle znieczulić. Pamiętam, że nie tak dawno prasa pisała, że małolaty piją jakiś syrop, bo działa ogłupiająco. W tej chwili  na piętro,  na którym  stali weszły matka i ciotka Leny i zaraz usłyszeli, że one Leny szukały na dole, bo przecież tam miała na  nie czekać. Andrzej i ojciec ukłonili  się przybyłym paniom. No to dobrze, że przyszły - stwierdził Andrzej. Przynajmniej się  nią zajmą po tej rozprawie, bo już sobie pomyślałem, że będę musiał ją odstawić na pogotowie. Rozwód  rozwodem,  ale  zawód  mnie  do czegoś  zobowiązuje. Już ją wymeldowałem ze  swojej rodzinnej listy pacjentów w Klinice. A zaraz po rozwodzie wymelduję ją z mieszkania, bo jako właściciel mam do tego prawo. Już mógłbym to zrobić, ale nie  miałem  czasu by wyskoczyć do Urzędu. Bo będąc właścicielem mieszkania  masz prawo wymeldować osobę, która ci nie pasuje, tylko trzeba  podać  adres pod którym  stale przebywa.

                                                                                     c.d.n.


Córeczka tatusia - 101

 Andrzej  skorzystał z zaproszenia i po uporządkowaniu i wywietrzeniu  mieszkania  pojechał do domu Marty i Wojtka. Marta z Wojtkiem taktownie nie wypytywali go o sytuację - wiadomo wszak im  było, że "jest krzywo"  i na pewno "prostowanie sytuacji" nie  będzie łatwe. Andrzej przywiózł do nich dwie walizki - obie zawierały ważne dla niego dokumenty i część jego książek. Ojciec Wojtka  wręczył mu klucz od  swojego mieszkania i powiedział- masz tu synku klucz, przewieź tam to wszystko ze swoich  rzeczy co uważasz za ważne i nie powinno dostać  się w niepowołane  ręce. I czuj się tam jak u siebie w domu. Moja propozycja wynika  z faktu, że raz już Lena szukała cię tutaj a tamtego adresu na pewno nie zna i tam nie wtargnie. Mam nadzieję, że masz uporządkowane wszystkie prawa własnościowe i chyba nawet macie rozdzielność majątkową. 

Tak, mamy rozdzielność, bo Lena ma majątek w postaci tej chałupy w Otwocku, bo taki był wymóg jej matki. I to ursynowskie mieszkanie jest moją własnością, podobnie jak samochód i wyposażenie mieszkania typu meble, lodówka, pralka, bo wszystko kupowałem na imienne rachunki, choć wcale nie przewidywałem  jakiejś drastycznej sytuacji. 

Po obiadokolacji,  w czasie której bardzo mało rozmawiali,  Wojtkowy ojciec pojechał z Andrzejem  do swego mieszkania. Przy okazji "wdepnął" do swej sąsiadki przedstawiając jej Andrzeja i mówiąc, że on jest jego kuzynem i będzie przez jakiś  czas tu  mieszkać.  A już myślałam  w pierwszej  chwili, że idzie pan  ze swoim synem - bo właśnie byłam  blisko okna - powiedziała. Ale z bliska to już podobieństwo mniejsze. No bo ja jednak to jestem od   Wojtka  sporo starszy - wyjaśnił Andrzej. Gdy już byli obaj w mieszkaniu ojciec powiedział - ona wiecznie sterczy w oknie, na moje oko to niemal całą dobę. Ona  z tych bab co to żyją zawsze  cudzym życiem. A kiedy zamierzasz poinformować Lenę, że już wróciłeś?

Jutro,  a tu chyba będę dopiero nocować gdy Lena zjedzie do Warszawy. Nie  wiem czy zjedzie  czy może będzie wolała tam jeszcze być - mnie najbardziej  zależało na tym żebym  miał gdzie  zdeponować to wszystko co dla mnie  ważne w sensie dokumentów. Więc na  razie ta pani sąsiadka pewnie będzie mocno niepocieszona. W każdym razie zawsze cię poinformuję, gdy będę tu rezydował lub po coś przyjeżdżał. No ale przecież nie musisz mi  się meldować - tłumaczył mu Wojtkowy ojciec. Ponieważ ostatnio to ja niemal wcale tu nie  bywam, to możesz czuć  się  tu swobodnie. Marta zarobiona po uszy,  co kilka dni "konferuje" z promotorem, z uczelni gna prosto do laboratorium i późno wraca do  domu, więc muszę pilnować by w ogóle coś przyzwoitego  zjadała a nie tylko jogurt z migdałami.  Już nawet  szykuję jej drugie  śniadania.  Ona tak jest teraz zakręcona, że  jakbym jej nie dopilnował  to by nic nie jadła poza tym jogurtem. Wojtek  z kolei dba o dom, żeby było zaopatrzenie we  wszystko co Martusi potrzebne. Co prawda  w każdą sobotę jeździmy razem po zakupy na  cały  tydzień,  ale Marta na tych  zakupach to jest głównie  w  sensie  fizycznym, bo myślami to chyba  cały  czas w laboratorium. No ale  nic dziwnego - gdy on pisał swoją pracę magisterską to i Marta i jej tata  szalenie o niego oboje  dbali. Nas tu wtedy nie  było - jeszcze mieszkaliśmy w Austrii. 

Wiesz, gdy Wojtek w tajemnicy przed nami zdał na Politechnikę i poinformował  nas, że będzie  studiował w Warszawie to byłem wściekły, a z czasem okazało  się, że postąpił najmądrzej jak  tylko mógł- poszedł za głosem  serca i dzięki niemu mam nadal rodzinę a na dodatek cudowną  synową, nadal się przyjaźnię z jej  ojcem i już zupełnie przebolałem fakt, że mnie  żona  zdradziła. Czyli - warto jednak iść  za głosem serca tak jak poszedł Wojtek. 

Za głosem serca - jak echo powtórzył Andrzej. Gdybym  dziś poszedł za głosem serca to zabrałbym dzieci, wynajął dla nich  nianię i zażądał rozwodu. Szczerze mówiąc jak na dziś to jeszcze nie przeprowadziłem uczciwej i dokładnej analizy tego co mi moje  serce mówi - jedno, czego jestem pewien - nie jestem w stanie być dłużej z Leną - nawet nie jestem na nią  zły, mnie poraża jej durnota. Tyle  tylko, że kiedyś mniej mi przeszkadzała a teraz mi bardzo przeszkadza a  myśl o seksie  z nią przyprawia mnie  z lekka o mdłości. Nie  mogę  zostawić chłopców w jej rękach - ona ich zmarnuje. Najwygodniej to byłoby rozejść  się, zostawić jej dzieci i tylko dawać na nie pieniądze. Ale nie mogę tak zmarnować własnych synów - niestety to Marta mi uświadomiła, że to są fajne  dzieciaki i mają potencjał, którego nie powinno się marnować. A Lena tego nie czuje i nie  rozumie. Czy wiesz, że w Londynie młodszy w nocy wywędrował z łóżka w którym spali i podreptał do Marty?  Gdy go szukałem rano to go znalazłem przytulonego do Marty, a ich oboje obejmował Wojtek. Moi obaj uwielbiają Martę bo ona traktuje ich poważnie, z pełnym zrozumieniem chociaż nie ma przecież swoich  dzieci. Dla niej to są zadatki na dorosłych, a dla Leny to takie przytulanki do miziania i całowania. Marta stwierdziła, że owszem, przewiduje   dziecko, ale realnie  myśląc to zapewne tylko jedno, a Lena to by chciała jeszcze jedno a może nawet  dwoje i koniecznie żeby się urodziła dziewczynka bo można by ją tak ślicznie ubierać. No ręce opadają i mózg się lasuje gdy  się coś takiego słyszy. No i czuję  się cały czas jak w potrzasku.  A do Leny zatelefonuję jutro rano. Gdy zajechali na parking koło budynku, w którym mieszkali Marta i Wojtek, Andrzej przesiadł się do swego samochodu i tym samym  zwolnił miejsce dla ojca. 

No i jak twój drugi syn? - spytała teścia Marta. No cóż - ma o czym rozmyślać - ale takie jest życie - zawsze ponosimy jakieś konsekwencje swego postępowania. Teraz pojechał do siebie i ma zamiar tę noc spędzić na rozmyślaniach. I być może jutro  rano zawiadomi Lenę, że już wrócił, ale nie wiem czy powie że wrócił  dziś. Przedstawiłem go pani sąsiadce, która stwierdziła, że z daleka  myślała, że jestem z Wojtkiem - bo jak zawsze była "zupełnie przypadkowo" koło okna.  

Ciekawe od którego roku życia człowiek płci żeńskiej  zaczyna zupełnie przypadkowo bywać koło okna. Ta nad nami też zawsze  akurat przypadkowo stoi koło okna - roześmiała  się Marta. A co do Andrzeja - ma o czym myśleć, bo są dzieci, a ich nie da się  czasowo zamrozić i rozmrozić  gdy się sytuacja w jakiś sposób  wyklaruje. Na razie to on pewno zachodzi w głowę, skąd jego matka wiedziała, że Lena to nie jest dobry materiał na żonę. Ciekawa jestem czy ja, gdy będę  miała dorosłe dziecko też będą wiedziała czy dana osoba będzie odpowiednim materiałem na  męża/żonę dla naszego dziecka. Będziesz wiedziała - zapewnił ją teść- "starzy" zawsze wiedzą. Bo i ona i on zostali chyba jednak inaczej wychowani, choć ona też tak zwanie z "dobrego domu", co prawda pojęcie "dobrego domu" ma różne odcienie. Według jednych  "dobry  dom" to taki, w którym nikt  się codzienne nie upija, dla innych to taki  w którym wszyscy mają co najmniej maturę lub wyższe  studia. W każdym razie żal mi Andrzeja - jakby na to nie  spojrzeć, to ma  chłopak problem, bo są dzieci. Z nieba nie  spadły, były zaplanowane. 

Marta się roześmiała - słyszałam  wersję, z której wynikało, że pierwsze było ciut za wcześnie i była to "wina" jego, a drugie, jak się pochwaliła Lena to ona już  chciała  drugie i zainscenizowała "wpadkę". A ostatnio to Lena jęczała, że byłoby fajnie gdyby jeszcze była córeczka, bo można te  maleńkie dziewuszki tak pięknie ubrać. I było to  gdy widziała Irenkę Ali i Michała.  No fakt, że mała Irunia wyglądała  super w towarzystwie  swoich dwóch braci i widać, że chłopcy są od  małego sterowani, że o dziewczyny w rodzinie  to należy dbać,  a oni to potem "przeniosą" na  całą płeć piękną. Odniosłam  wrażenie, że  poczuła  się "gorsza" bo ma tylko dwoje  dzieci, a Ala ma troje. Tłumaczyłam jej, że oni planowali tylko jedno ale urodziło się dwoje. Lena  ma jeden feler - jeśli ma czegoś mniej to się czuje niedowartościowana - i nie  ważne jest czego ma mniej - nawet mniejsza ilość szczurów w  jej piwnicy by ją dołowała. Ciekawa jestem co mądrego Andrzej wymyśli  i jakoś nie  zazdroszczę mu tego problemu.  A propos problemu - zgubiłam gdzieś smarowidło do zamków w  samochodzie - pewnie zamiast do kieszeni kurtki wsadziłam je obok kieszeni. No to ja ci zaraz nawciskam smarowidła do zamków, do tego od  bagażnika też - stwierdził Wojtek i szybko wymaszerował z pokoju. No ale nie musisz tego teraz robić, wystarczy jak mi któryś z was da rano smarowidełko. Nie znasz  się na tym, lepiej to zrobić teraz, wieczorem. W nocy może być wilgotno, to jeszcze nie wiosna, może nawet być deszcz  ze śniegiem, więc lepiej żeby były zamki zabezpieczone.  Jak uważasz - potulnie  zgodziła  się Marta - tylko weź latarkę, bo latarnia ta blisko naszego bloku się nie świeci.

Andrzej nie dawał  "znaku życia"  przez  następne trzy dni i czwartego dnia, Marta jadąc po wykładach do laboratorium, w którym miała sprawdzić jedną  z próbek stwierdziła, że trzeba do niego zadzwonić, ale chyba go ściągnęła myślami, bo gdy zaparkowała w pobliżu laboratorium odezwał się Andrzej. Wpierw  się zapytał czy  aby jej w czymś nie przeszkadza a potem powiedział - Lena mi się podłożyła. Jutro przed południem idę do adwokata. A gdzie teraz jesteś?- spytała. U siebie w domu i chciałbym się z wami zobaczyć, czyli do was przyjechać.Oczywiście  możesz przyjechać - ja tylko muszę obejrzeć jedną z próbek co zajmie mi kwadrans i zaraz wrócę do domu. Wojtek dziś trochę później wróci, ma jakiś  wykład za Michała, bo u niego dzieciaki chore, czyli horror w domu.  Umówmy  się zatem za pół godziny u mnie w domu. Ojca nie ma, zjesz  ze mną obiad, nie będę musiała jeść w towarzystwie książki. Fajnie,  a ty uważaj  na naczynia laboratoryjne, jeszcze nie jestem w pracy- odpowiedział Andrzej.

Opowieść Andrzeja była "i do śmiechu i do łez". Andrzej nie zawiadomił rano Leny, że już jest w Warszawie - nie dlatego, że o tym zapomniał, ale do łóżka trafił dopiero nad  ranem, bo bardzo pilnie przeglądał w  sieci różne przepisy prawne. Obudził się "świtkiem koło południa", wziął poranny prysznic i gdy wreszcie  zaczął się ubierać usłyszał, że  w drzwiach wejściowych ktoś przekręca klucz  zasuwy a potem wkłada klucz do górnego zamka i wtedy usłyszał głos swej własnej żony, która powiedziała- "cholera, znów zapomniałam zamknąć na ten górny  zamek". Andrzej szybko stanął w takim miejscu,  w którym zasłaniały go otwierane drzwi - do przedpokoju wszedł jakiś "ciuch" płci męskiej a za nim - Lena. I to dopiero ona zobaczyła Andrzeja, który  się właśnie odsunął o krok od ściany. Lena rzuciła w przestrzeń pewne bardzo popularne  acz mocno niecenzuralne słowo i szybko usiłowała wypchnąć swego gościa z mieszkania, ale Andrzej dość brutalnie ją odsunął i przytrzymał, jednocześnie zatrzaskując drzwi wejściowe.  Ty zawsze tak gwałtownie wypychasz  swych facetów z mieszkania? - zapytał.  Może mi jednak przedstawisz swego obecnego faceta?  Teraz on będzie ojcem naszych dzieci? Młodszy od  ciebie sporo- jak widzę. Nie popalicie sobie  dziś tutaj trawki ani sobie nie popieprzycie. Wysuwaj stąd chłopie i to nim ci buziuchnę spreparuję - otworzył drzwi i wypchnął zaskoczonego młodego za  drzwi. Lena stała jak wryta z otwartymi ustami-  ty, ty już wróciłeś? - wyjąkała.  

Andrzej zamknął za nieco zdezorientowanym młodzieńcem drzwi na klucz, który wyciągnął z ręki Leny i schował go do kieszeni. Tak, wróciłem i to kilka dni temu powiedział.  I musiałem  mocno wietrzyć mieszkanie boś  sobie tu urządziła palarnię. Narzekałaś przed moim wyjazdem, że za rzadko się "kochamy" - od dziś to nawet na spanie ze mną w jednym łóżku nie licz, nawet jeśli będziesz miała ujemny WR.  Bo jeszcze dziś zawiozę cię na badania. Brzydzę się tobą. Tę skotłowaną pościel, którą zostawiłaś na naszym łóżku wyrzuciłem do śmieci, więc jej nie  szukaj. Pójdziesz na odwyk, bo nie wiem czy pamiętasz, ale masz pod opieką  dwoje dzieci i  muszę im  zapewnić bezpieczeństwo. I dobrze  się stało, że mam świadka (nie  tylko fotografie) tego jak tu wyglądało w dniu mego przyjazdu. Twoje wejście z tym ciuchem też jest już uwiecznione. I przypomnij  sobie, czy  aby nie  schowałaś tu gdzieś jakiegoś zakazanego towaru, bo zapewne znajdzie go ekipa dochodzeniowa. A teraz pozwól  mi w  spokoju zjeść śniadanie - zjem i pojedziemy z tobą na badanie krwi. Potem być może odwiozę cię do Otwocka. Poza tym powiedz  mi dlaczego ukrywałaś razem z matką i ciotką fakt, że masz schizofrenię a na dodatek, wbrew zaleceniu lekarza zdecydowałaś się na  drugie  dziecko. I powiedz dlaczego ty nie bierzesz stale, codziennie, przepisanego ci leku. Musisz go brać codziennie dopóki będziesz żyła i ty wiedząc o tym olewasz to i  ciągle go odstawiasz, gdy tylko ci jest  trochę lepiej. A - i jeszcze  coś -jeśli chcesz rozwodu- nie ma sprawy - nie będę cię przy sobie zatrzymywał. Możemy się rozejść. Znajdź sobie kogoś innego, kto lubi tak jak ty dżointy, czy też blanty. Marihuana to też narkotyk. Od marihuany każdy ćpun zaczyna. Czy naprawdę masz za mało problemów z powodu swej schizofrenii i musisz sobie ich dowalać paląc trawkę?  A na dodatek robiłaś to przy dzieciach.  Bo o tym, że palisz to mi powiedziały nasze  dzieci.  I możesz przestać płakać, mnie  twoje łzy zupełnie nie  wzruszają. Zrobiłaś  wszystko, żebym przestał cię kochać.

Andrzej spokojnie dokończył śniadanie i zawiózł  Lenę do szpitala swego kolegi, do którego miał zaufanie, że nie wypaple nikomu o całej sprawie. Badanie  krwi dotyczyło WR i obecności narkotyków. Przy okazji zatelefonował do tego kolegi, który miał załatwić  termin w instytucie, a ponieważ pan profesor  był ciągle  zajęty to kolega Andrzeja polecił mu innego lekarza, co prawda bez tytułu profesorskiego, ale  zdaniem tegoż kolegi bardzo dobrego specjalistę i wizyta mogłaby być nawet tego dnia, ale dopiero około godziny 17,00.  Oczywiście byłoby  dobrze, gdyby mieli ze sobą to rozpoznanie - nie istotne, że ono ma już ponad 6 lat.  Andrzej kazał Lenie odszukać w dokumentach tamto rozpoznanie - jęczała, narzekała, godzinę grzebała w swoich różnych  dokumentach,  ale w końcu znalazła.  Andrzej kazał jej  zatelefonować do matki i powiedzieć, że do Otwocka przyjedzie dopiero wieczorem.

Badanie psychiatry potwierdziło poprzednią diagnozę, Lena usłyszała, że musi, jeśli nie  chce wylądować na lata w jakimś szpitalu psychiatrycznym brać ten lek codziennie, niezależnie od tego jak ocenia swoje samopoczucie. I że ten lek nie daje  żadnych niekorzystnych  zmian, bo latami  całymi są te leki ciągle udoskonalane.  Oczywiście Andrzej poruszył też sprawę palenia skrętów z marihuany, więc lekarz i na ten temat z nią rozmawiał. Z kolei Andrzejowi  powiedział, że ona powinna mieć pomoc w prowadzeniu  opieki nad dziećmi, tak będzie lepiej i dla niej i dla dzieci.  No a wieczorem odwiózł ją do Otwocka, wszystko opowiedział matce i ciotce, łącznie  z tym, że dziś był z Leną u psychiatry jak i o tym, że ona paliła marihuanę i niech one pomyślą co dalej z nią będzie, bo on nie  za bardzo wyobraża  sobie by dalej ona była jego żoną. Dzieciakom przywiózł różne  elektroniczne  małe  gry, więc siedziały w innym pokoju całe w  wypiekach i z przejęciem  grały. A na  pożegnanie ponoć młodszy zapytał się kiedy ciocia Marta do nich przyjedzie.

                                                                            c.d.n.