Rozmowa Andrzeja z teściową i jej siostrą była właściwie monologiem Andrzeja - bez ogródek powiedział co myśli o ich rozumie i braku rozeznania w sytuacji. I że najgorsze w tym wszystkim jest to, że tym ukrywaniem przed nim faktycznego stanu zdrowia Leny wyrządziły jej krzywdę, bo ona biorąc lek tylko od przypadku do przypadku w ogóle nie była leczona. Odczytał im i Lenie to wszystko co napisał lekarz i że Lena jest zapisana do "kolejki" pacjentów do sanatorium, że od tej chwili matka i ciotka muszą pilnować by codziennie łykała przepisany lek. Powiedział też i pokazał zdjęcie co zastał gdy z lotniska przyjechał do domu oraz opowiedział o wizycie jakiegoś młodzieńca. Powiedział też, że on nie zgadza się, by Lena opiekowała się dziećmi, bo jak widać z jej dotychczasowego zachowania ona nie może być ich opiekunką. Powiedział też, że skorzysta z okazji i zrobi Lenie prezent w postaci rozwodu, bo właśnie tego życzyła sobie Lena w swoim liście do niego, tyle tylko, że wątpi w to, by sąd oddał jej pod opiekę dzieci przy tych wszystkich dowodach ukazujących jaka to z niej żona i matka.
Nie stać go ani psychicznie ani finansowo na to by utrzymywać nie pracującą żonę a do tego i dodatkowo opiekunkę do dzieci, więc wystąpi o rozwód i wynajmie do dzieci dobrą, wykwalifikowaną opiekunkę oraz wystąpi o ograniczenie kontaktu Leny z dziećmi - jedyny możliwy kontakt będzie w jego obecności, bo jak widać opieka nad nią jej rodziny jest całkiem iluzoryczna. Powiedział też oczywiście o tym, że Lena pali nie zwykłe papierosy, ale tak zwane skręty z marihuany, czyli wchodzi pomału na ścieżkę narkotyczną.
Lena cały czas teatralnie pochlipywała i Andrzej powiedział - przestań się tu smarczeć, bo już masz nieco sflaczały mózg i jedyne co odczuwasz to wściekłość, że dałaś się przyłapać - zbyt dobrze cię znam, żeby nie wiedzieć co jest grane. Rozmowę z adwokatem mam już umówioną, zapiszę też chłopców do przedszkola. Po wakacjach starszy pójdzie już do zerówki, do której zapiszę go już teraz, żeby miał ją jak najbliżej domu. I będę musiał wziąć trochę urlopu nim mi się to wszystko jakoś poukłada. Kadry się ucieszą bo mam jakieś zaległe nie wykorzystane dni sprzed roku. Dobrze, że mam przyjaciół, którzy w miarę swych możliwości naprawdę mi pomogą ale nie w taki iluzoryczny sposób jak wy obie. I dziś już zabiorę dzieci do siebie, bo po tych doświadczeniach z waszą opieką nad Leną boję się, że je gdzieś wywieziecie pod hasłem, że dzieciom bardzo dobrze zrobi świeże wiejskie powietrze. Więc niech mama lub ciocia spakują uprzejmie rzeczy chłopców - wszystkie jakie tu są, żebym potem nie musiał tu po nie przyjeżdżać z policyjną obstawą. I może jutro koło południa ja, albo ktoś z moich przyjaciół przywiezie tu wszystkie rzeczy Leny- nareszcie rozluźni mi się w szafie. A ty- zwrócił się do Leny- jeśli będziesz chciała sprawdzić czy wszystkie twoje rzeczy ci oddałem i będziesz chciała sprawdzić czy są jeszcze jakieś twoje rzeczy w moim mieszkaniu to musisz się ze mną umówić na konkretny termin. Ja jeszcze dziś wymienię zamki w drzwiach wejściowych- licho wie kto jeszcze ma klucze do tych drzwi. Nie możesz tego zrobić- zaprotestowała Lena - to jest nasze wspólne mieszkanie! Mogę, mogę - zapewnił ją Andrzej - to jest tylko moje mieszkanie bo mamy rozdzielność majątkową. I jak zapewne pamiętasz, to nie ja sobie jej zażyczyłem tylko ty, a ja się zgodziłem. To ją skasuję- powiedziała Lena. Sama nie skasujesz, do tego jest potrzebny i mój podpis.
Marta słuchała uważnie, w końcu zapytała - no dobrze, a gdzie w tej chwili są twoi chłopcy? No u mnie w domu. Sami??? Nie, nie sami. Jest z nimi pani majstrowa, żona nowego właściciela domu Ziuka. Zadzwoniłem do niego, czy nie zna czasem jakiejś odpowiedzialnej osoby do opieki nad chłopcami i on mi "na tymczasem" przysłał swą własną żonę. Bardzo się polubiliśmy gdy mnie przeprowadzał.
Dzieciaki są nieco zdezorientowane, ale powiedziałem im, że mama to się na razie musi odzwyczaić od palenia papierosów i dlatego jej nie ma. Po palenie jest bardzo, bardzo szkodliwe. Ale pani majstrowa już sobie ich owinęła wokół palca, zrobiła im z ich udziałem kakao z pianką. I obiecała mi, że jeszcze dziś skontaktuje się z córką swojej znajomej, która jest po jakimś studium wychowawczyń przedszkoli ( o ile czegoś nie pokręciłem w nazwie) i szuka pracy w Warszawie, bo chce coś tu zaocznie studiować. Więc zaraz lecę do domu, bo za godzinę to ona będzie u mnie i porozmawiam z nią w obecności pani majstrowej. A pani majstrowa to świetna babka - konie można z nią kraść. Więc pewnie wieczorem już coś będę wiedział. Być może, że będę musiał pomóc jej w znalezieniu jakiegoś lokum na Ursynowie. Pani majstrowa jest szczęśliwa, że już nie mieszka na Bukowinie, a w ramach wzajemnego pomagania sobie w życiu załatwiłem jej od ręki dobrego flebologa, bo na jednej nodze ma brzydki i dokuczliwy żylak. Nie wiem co się dzieje, ale właściwie to brak lekarzy wszystkich specjalności - ponoć cholernie dużo lekarzy wyjechało z Polski, do różnych krajów europejskich. Moi koledzy to się pewnie nadziwić nie mogą, że wróciłem z Anglii zamiast "zawalczyć" o pozostanie. Ale nie mam zamiaru im mówić czemu wróciłem. Ciekawy jestem bardzo co mi ten adwokat powie.
Lena mi co jakiś czas podsyła obraźliwe smsy i pewnie sobie zmienię operatora a ten numer skasuję. Ale chyba wpierw zeskanuję te jej wypociny - mogą się przydać w sądzie. Bliskich znajomych osobiście poinformuję oczywiście o zmianie numeru, przy okazji połowę zapewne wykasuję, bo z nimi nie rozmawiam już od lat. Właśnie Lenie przed naszym spotkaniem napisałem, że jeżeli dalej będzie tak do mnie pisać to straci ze mną kontakt. Wiesz, przez moment myślałem , czy nie wziąć siostry teściowej w charakterze opiekunki, ale szybko mi to wywietrzało z głowy - lepiej jak najszybciej odciąć się od Leny i jej rodziny. I gdy zakończę sprawę o kryptonimie "Lena" to wybiorę się z dziećmi do mego własnego ojca - niech ma frajdę, że miał rację co do Leny.
A mogę to wszystko opowiedzieć teściowi? - spytała Marta. No jasne, przecież to z nim byłem w swoim mieszkaniu w dniu przylotu i on to wszystko widział. Marciu, podeślę sms po tej rozmowie z tą ewentualną kandydatką. A teraz lecę do domu.
Ale się narobiło - pomyślała Marta- Andrzej chce się spotkać z ojcem i przedstawić mu chłopców. Cuda jakieś się dzieją! Szkoda, że taka zagoniona jestem i niewiele mogę Andrzejowi pomóc.Ciekawe co o tej całej sprawie powie adwokat. Chłopcy są jeszcze mali, ale chyba sąd wykaże się mądrością i nie zostawi ich z matką. No podłożyła się Andrzejowi - fakt.
Rozmowa z adwokatem bardzo podbudowała Andrzeja. Doradził, by Andrzej zawarł wstępną umowę z osobą chętną do opieki nad chłopcami, zwłaszcza, jeśli ona będzie się mogła wykazać odpowiednimi kwalifikacjami, ucieszył się, że Andrzej wszystko w mieszkaniu obfotografował w dniu powrotu z Anglii i na dodatek był tam razem z teściem Marty, że ma zdjęcia z ukrytej kamery z wejścia Leny i jej znajomego. Poza tym proponował by na świadka poprosić teścia Marty, doradził jakie dokumenty dołączyć - oczywiście obowiązkowo ostatnią opinię psychiatry o stanie zdrowia Leny oraz ksero poprzedniego badania. Skany obraźliwych wiadomości przesyłanych przez Lenę też warto do akt dołączyć. Był zbulwersowany faktem, że Lena i jej najbliższa rodzina ukryły przed Andrzejem fakt, że Lena jest schizofreniczką, bo nikt nie jest w stanie przewidzieć jak choroba będzie postępowała- bo mogło przecież wystąpić pogorszenie i dojść do niepożądanych wydarzeń. I nie wykluczone, że Lena będzie badana przez biegłego sądowego specjalistę. A to, że Lena nie brała regularnie leku jest odnotowane w ostatnim badaniu lekarskim. Dzieci nie będą przepytywane przez sąd- są po prostu jeszcze za młode. Ale na pewno w tej sytuacji zostaną przy ojcu.
Rozmowa z absolwentką pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkolnej zachwyciła Andrzeja. Co prawda zupełnie nie zapamiętał pani magister z urody i nie mógł sobie skojarzyć czy była blondynką czy też może ciemnowłosą osobą, ale dostrzegł, że natychmiast nawiązała kontakt z chłopcami. Uczelnię ukończyła w Bydgoszczy ( a więc "rodaczka" żony pana majstra) i chciała po prostu znaleźć pracę w Warszawie. Andrzej był tak zachwycony jej kontaktem z chłopcami, że powiedział, że na początek, nim nie znajdzie dla siebie jakiegoś niedrogiego mieszkania to może mieszkać u Andrzeja- będzie miała arcy blisko do pracy. Pani Ewa, bo takie imię wybrali jej rodzice, stwierdziła, że biorąc pod uwagę fakt, że Andrzej miewa i nocne dyżury to musiałaby i tak wtedy nocować w tym mieszkaniu - to jeszcze małe dzieci i nie mogą przecież być całą noc sami w mieszkaniu. Pani majstrowa, która jakimś cudem była świetnie zorientowana w cenach najmu mieszkań i pokoi warszawskich przy rodzinie przedstawiła im obojgu, jak ona widzi tę całą transakcję od strony finansowej, gdyby Ewa nie wynajmowała gdzieś oddzielnie pokoju, bo faktycznie Andrzeja nie ma często do godziny 22,00 no i ma nocne dyżury. Rozpisała wszystko jak super księgowa i zarówno pani Ewie jak i Andrzejowi spodobał się ten plan. A najbardziej spodobał się chłopcom. Na Andrzeja spadły z obowiązków domowych tylko cotygodniowe zakupy żywnościowe. Andrzej miał tylko zrobić listę czego dzieci nie jadają bo on to należał do "wszystkożernych". Ewa poprosiła go by zawsze dawał jej rozkład godzin- kiedy pracuje a kiedy będzie w domu, bo przecież w szpitalu też dyżury są planowane z jakimś wyprzedzeniem. Marta uśmiała się i powiedziała do Andrzeja - to właściwie to jakbyś żył z nią w tak zwanym "białym małżeństwie". I mam wrażenie, że będzie cię to mniej kosztowało niż małżeństwo z Leną. No a jaka ona jest? - opowiedz- poprosiła Andrzeja. Ładna? Blondynka, brunetka, wysoka, niska, chuda, gruba? Andrzej stał z dość głupią miną i w końcu powiedział - właściwie to nie wiem jak ona wygląda, ale ma w sobie dużo ciepła, ona emanuje życzliwością. Obaj chłopcy są wyraźnie zachwyceni, bo ona odpowiada im na wszystkie pytania i każde polecenie jest okraszone słowem "proszę". Wpisałem ją na listę rodzinną w klinice, bo wykreśliłem z niej Lenę. Ale ona to i tak rzadko tam bywała.
W końcu maja Andrzej i Lena spotkali się w sądzie. Dwa dni przed rozprawą Lena zatelefonowała do domu do Andrzeja i zapytała się go, czy on naprawdę chce się z nią rozejść, bo przecież mogliby się pogodzić - dla dobra dzieci- jak dodała. Andrzej roześmiał się i powiedział - masz naprawdę niezwykłe poczucie humoru. Jakoś nie zauważyłem, żeby dzieci za tobą tęskniły lub dopytywały się o ciebie. Dopytują się o różne osoby, najczęściej o żonę Wojtka, ale jakoś nigdy o ciebie. Za babcią i ciocią też nie tęsknią. Ale ja chciałabym się z nimi zobaczyć. Mówiłem ci - możesz się z nimi zobaczyć tylko w mojej obecności, czyli wpierw musisz się ową chęcią ze mną podzielić. Ale nie mogę się do ciebie dodzwonić - wrzasnęła. Zmieniłeś numer swej komórki i mi nowego nie podałeś, a w domu to cię nigdy nie ma. No bo jak zwykle jestem zapracowany. No to do zobaczenia w sądzie, muszę kończyć, obiad na mnie czeka i muszę potem iść do pracy.
W sądzie, na korytarzu, Andrzej stał w towarzystwie ojca Wojtka. Lena podeszła i zamiast tradycyjnego "dzień dobry" zadała pytanie "a gdzie są dzieci?". Andrzej spojrzał na zegarek i powiedział - wydaje mi się, że o tej porze to wracają ze spaceru do domu na tak zwany lunch. Same sobie zrobią?- zapytała. Nie, nie same. Na spacerze są ze swoją opiekunką i ona im zrobi lunch. Zdecydowałem, że będzie dla nich lepiej, gdy będą mieli wykwalifikowaną opiekunkę niż gdyby chodzili do przedszkola, w którym co i rusz są kolejne infekcje. No to urwie się im, bo mnie nie stać na niańkę do dzieci. Takie małe dzieci zawsze są przyznawane matce. Andrzej popatrzył na nią i powiedział - być może, ale pożyjemy-zobaczymy. Oni na pewno wybiorą mnie gdy sędzia zada im pytanie u kogo chcą być. Lena- ocknij się- tak małych dzieci sąd nie pyta z kim chcą mieszkać. Żaden z nich nie ma jeszcze pełnych siedmiu lat. Zresztą nawet siedmiolatki nie zawsze są o to przez sąd pytane.
A twoja miłość nie przyjechała tu z tobą?- spytała Lena. A kogo masz na myśli?- spytał. No tę wspaniałą Martę. Ładnie to ujęłaś - Marta rzeczywiście jest wspaniała, ale ona nie ma nic wspólnego z naszą sprawą rozwodową, więc jej tu nie ma. To nie ona jest przyczyną naszego rozwodu ale ty. Uspokój się, weź kilka głębokich oddechów i przestań się na zapas emocjonować. O tym z kim będą mieszkać dzieci zadecyduje sąd a nie ty lub ja. A teraz przepraszam cię, ale muszę porozmawiać ze swoim prawnikiem. Lekko skinął Lenie głową i podszedł do swego adwokata.
Rozprawa była nieco opóźniona, bowiem poprzednie sprawy trwały nieco dłużej niż zakładano. Zobacz- powiedział Andrzej do Wojtkowego ojca- ona wcale cię nie poznała. Wygląda jakby była po silnych środkach uspakajających. Ciekawe czy sama sobie zaaplikowała czy ma przepisane od lekarza. A może się czegoś naćpała, na przykład wypiła pół butelki syropu na kaszel, którego jednorazowa dawka to łyżeczka od herbaty. Żal mi jej, ale aż zimno mi się robi na myśl, że dalej byłaby z chłopcami-stwierdził Andrzej. No faktycznie - zgodził się ojciec- każdy syrop przeciw kaszlowy w dużej dawce na pewno może człowieka nieźle znieczulić. Pamiętam, że nie tak dawno prasa pisała, że małolaty piją jakiś syrop, bo działa ogłupiająco. W tej chwili na piętro, na którym stali weszły matka i ciotka Leny i zaraz usłyszeli, że one Leny szukały na dole, bo przecież tam miała na nie czekać. Andrzej i ojciec ukłonili się przybyłym paniom. No to dobrze, że przyszły - stwierdził Andrzej. Przynajmniej się nią zajmą po tej rozprawie, bo już sobie pomyślałem, że będę musiał ją odstawić na pogotowie. Rozwód rozwodem, ale zawód mnie do czegoś zobowiązuje. Już ją wymeldowałem ze swojej rodzinnej listy pacjentów w Klinice. A zaraz po rozwodzie wymelduję ją z mieszkania, bo jako właściciel mam do tego prawo. Już mógłbym to zrobić, ale nie miałem czasu by wyskoczyć do Urzędu. Bo będąc właścicielem mieszkania masz prawo wymeldować osobę, która ci nie pasuje, tylko trzeba podać adres pod którym stale przebywa.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz