niedziela, 24 marca 2024

Córeczka tatusia - 102

 Rozmowa  Andrzeja z teściową i jej  siostrą była  właściwie monologiem Andrzeja - bez ogródek powiedział co myśli o ich rozumie i  braku rozeznania  w sytuacji. I że  najgorsze w tym  wszystkim jest to, że  tym ukrywaniem przed nim faktycznego stanu  zdrowia Leny wyrządziły jej krzywdę, bo ona biorąc lek tylko od przypadku do przypadku w ogóle nie  była leczona. Odczytał  im i Lenie  to wszystko co napisał lekarz i że Lena jest  zapisana do "kolejki" pacjentów do sanatorium, że od tej  chwili matka i ciotka muszą pilnować by codziennie łykała przepisany lek. Powiedział też i pokazał  zdjęcie  co zastał gdy z lotniska przyjechał do domu oraz opowiedział o wizycie  jakiegoś młodzieńca. Powiedział też, że on  nie zgadza  się, by Lena opiekowała  się dziećmi, bo jak widać z jej dotychczasowego zachowania ona nie może być ich opiekunką. Powiedział też, że skorzysta z okazji i zrobi Lenie prezent  w postaci rozwodu, bo właśnie  tego życzyła  sobie Lena w  swoim liście  do niego, tyle  tylko, że wątpi w  to, by sąd oddał jej pod opiekę  dzieci przy tych  wszystkich dowodach ukazujących  jaka to  z niej żona i matka.

Nie  stać  go ani psychicznie  ani finansowo na to by utrzymywać nie pracującą  żonę a do tego i dodatkowo opiekunkę do  dzieci,  więc wystąpi o rozwód i wynajmie  do dzieci dobrą, wykwalifikowaną opiekunkę oraz wystąpi o ograniczenie  kontaktu Leny z dziećmi - jedyny  możliwy  kontakt  będzie w jego obecności, bo jak widać opieka nad nią jej rodziny  jest całkiem iluzoryczna. Powiedział też oczywiście o tym, że Lena pali nie zwykłe papierosy,  ale tak zwane  skręty z  marihuany,  czyli wchodzi pomału na ścieżkę narkotyczną.  

Lena cały  czas teatralnie pochlipywała i Andrzej powiedział - przestań się tu smarczeć, bo już masz nieco sflaczały  mózg i jedyne  co odczuwasz to wściekłość, że dałaś się przyłapać - zbyt  dobrze  cię  znam, żeby nie wiedzieć co jest grane.  Rozmowę z adwokatem mam już umówioną, zapiszę też chłopców  do przedszkola. Po wakacjach starszy pójdzie  już do zerówki, do której  zapiszę go już teraz, żeby  miał ją  jak najbliżej  domu.  I będę  musiał wziąć trochę urlopu nim  mi  się to wszystko jakoś poukłada. Kadry się ucieszą bo mam   jakieś  zaległe nie wykorzystane dni sprzed  roku.  Dobrze, że mam przyjaciół, którzy w  miarę swych  możliwości naprawdę mi pomogą ale nie w taki iluzoryczny sposób jak wy obie.  I dziś już zabiorę dzieci do siebie, bo po tych doświadczeniach z waszą opieką nad Leną boję się, że je gdzieś  wywieziecie  pod hasłem, że  dzieciom bardzo  dobrze zrobi świeże wiejskie powietrze. Więc  niech mama lub  ciocia spakują uprzejmie  rzeczy chłopców - wszystkie jakie  tu są, żebym potem nie  musiał tu po nie przyjeżdżać z policyjną obstawą.  I może jutro koło południa ja, albo ktoś  z moich przyjaciół przywiezie  tu wszystkie rzeczy Leny- nareszcie rozluźni mi  się w  szafie. A ty- zwrócił się do Leny- jeśli będziesz chciała sprawdzić czy  wszystkie twoje rzeczy ci oddałem i będziesz  chciała sprawdzić czy są jeszcze jakieś  twoje  rzeczy w moim mieszkaniu to   musisz  się ze mną umówić na konkretny termin. Ja jeszcze  dziś wymienię zamki w  drzwiach wejściowych- licho wie kto jeszcze  ma klucze do tych drzwi.  Nie możesz tego zrobić- zaprotestowała   Lena - to jest nasze  wspólne  mieszkanie! Mogę, mogę - zapewnił ją  Andrzej - to jest tylko moje mieszkanie bo mamy rozdzielność  majątkową. I jak zapewne pamiętasz, to nie  ja sobie jej  zażyczyłem tylko ty, a ja  się zgodziłem. To ją  skasuję- powiedziała  Lena. Sama nie skasujesz, do tego jest potrzebny i mój podpis.

Marta słuchała uważnie, w końcu zapytała - no dobrze, a gdzie w tej chwili są twoi chłopcy? No u  mnie w domu. Sami???  Nie, nie sami. Jest z nimi pani majstrowa, żona nowego właściciela domu Ziuka. Zadzwoniłem do niego,   czy  nie  zna czasem jakiejś odpowiedzialnej osoby do opieki nad chłopcami i on  mi  "na tymczasem" przysłał swą własną żonę. Bardzo  się polubiliśmy gdy mnie przeprowadzał.

Dzieciaki są  nieco zdezorientowane, ale powiedziałem im, że mama to się na razie musi odzwyczaić od palenia papierosów i dlatego jej nie ma. Po palenie jest bardzo, bardzo  szkodliwe. Ale pani majstrowa już sobie ich owinęła wokół palca, zrobiła im z ich udziałem kakao z  pianką. I obiecała mi, że jeszcze  dziś skontaktuje  się z córką swojej znajomej, która jest po jakimś studium wychowawczyń przedszkoli ( o ile  czegoś  nie pokręciłem w nazwie) i  szuka pracy w Warszawie, bo chce coś tu zaocznie studiować.  Więc zaraz lecę do domu, bo za godzinę to ona będzie u  mnie i porozmawiam z nią w obecności pani majstrowej. A pani majstrowa  to świetna babka - konie  można z nią kraść. Więc pewnie wieczorem już coś będę wiedział. Być może, że będę musiał pomóc jej w  znalezieniu jakiegoś lokum na Ursynowie. Pani majstrowa jest szczęśliwa, że już nie  mieszka na Bukowinie, a w ramach wzajemnego pomagania  sobie  w życiu załatwiłem jej od  ręki dobrego flebologa, bo na jednej nodze ma  brzydki i dokuczliwy żylak.  Nie wiem co się dzieje, ale właściwie  to brak  lekarzy wszystkich specjalności - ponoć cholernie  dużo lekarzy wyjechało z Polski, do różnych krajów  europejskich.  Moi koledzy to  się pewnie nadziwić nie mogą, że wróciłem z Anglii zamiast "zawalczyć" o pozostanie.  Ale nie mam  zamiaru im mówić czemu wróciłem. Ciekawy jestem bardzo co mi ten adwokat powie.

Lena mi co jakiś czas podsyła obraźliwe smsy i pewnie  sobie zmienię operatora a ten  numer skasuję. Ale  chyba  wpierw zeskanuję te jej wypociny - mogą  się przydać  w  sądzie.  Bliskich  znajomych osobiście poinformuję oczywiście o  zmianie numeru, przy okazji połowę zapewne  wykasuję, bo z nimi nie  rozmawiam już od  lat. Właśnie Lenie  przed  naszym  spotkaniem napisałem, że jeżeli dalej  będzie tak do mnie pisać to straci ze mną kontakt. Wiesz, przez moment myślałem , czy  nie wziąć  siostry teściowej w charakterze opiekunki, ale  szybko mi to wywietrzało z głowy - lepiej jak najszybciej odciąć  się od Leny i jej rodziny. I gdy zakończę sprawę o kryptonimie "Lena"  to wybiorę się z dziećmi do mego własnego ojca - niech ma frajdę, że  miał rację co do Leny.

A mogę to wszystko opowiedzieć teściowi? - spytała Marta. No jasne, przecież to z nim  byłem w swoim mieszkaniu w  dniu przylotu i on to wszystko widział. Marciu, podeślę sms po tej rozmowie z tą ewentualną kandydatką. A teraz lecę do domu. 

Ale się narobiło - pomyślała Marta- Andrzej chce  się spotkać z ojcem i przedstawić  mu chłopców. Cuda jakieś  się dzieją! Szkoda, że taka zagoniona jestem i niewiele mogę Andrzejowi pomóc.Ciekawe co o tej całej  sprawie powie adwokat. Chłopcy są jeszcze mali, ale chyba  sąd wykaże się mądrością i nie zostawi ich z matką. No podłożyła się  Andrzejowi - fakt.

Rozmowa z adwokatem bardzo podbudowała Andrzeja. Doradził, by Andrzej zawarł wstępną umowę z osobą chętną do opieki nad  chłopcami, zwłaszcza, jeśli ona będzie  się mogła wykazać odpowiednimi kwalifikacjami,  ucieszył się, że Andrzej wszystko w  mieszkaniu obfotografował w dniu powrotu z Anglii i na dodatek był tam  razem z teściem  Marty,  że ma zdjęcia z ukrytej kamery z wejścia Leny i jej znajomego. Poza tym proponował by na świadka poprosić teścia Marty, doradził jakie dokumenty dołączyć - oczywiście obowiązkowo ostatnią opinię psychiatry o stanie zdrowia Leny oraz ksero poprzedniego  badania.  Skany obraźliwych wiadomości przesyłanych przez Lenę też warto do akt dołączyć. Był zbulwersowany faktem, że Lena i jej najbliższa rodzina ukryły przed Andrzejem fakt, że Lena jest schizofreniczką, bo nikt nie  jest w stanie przewidzieć jak choroba będzie postępowała- bo mogło przecież  wystąpić pogorszenie i dojść do niepożądanych  wydarzeń. I nie wykluczone, że Lena będzie badana przez biegłego sądowego specjalistę. A to, że Lena nie  brała  regularnie leku jest odnotowane w ostatnim badaniu lekarskim. Dzieci nie będą przepytywane przez sąd- są po prostu jeszcze za młode. Ale na pewno w  tej sytuacji zostaną przy ojcu.

Rozmowa z absolwentką pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkolnej  zachwyciła Andrzeja. Co prawda zupełnie nie  zapamiętał pani magister z urody i nie mógł sobie  skojarzyć  czy była blondynką  czy też może ciemnowłosą osobą, ale dostrzegł, że natychmiast  nawiązała  kontakt z chłopcami. Uczelnię ukończyła w Bydgoszczy ( a więc "rodaczka" żony pana  majstra) i chciała po prostu znaleźć pracę w Warszawie. Andrzej był tak zachwycony jej kontaktem z chłopcami, że powiedział, że na początek, nim nie  znajdzie dla siebie jakiegoś niedrogiego mieszkania to może mieszkać u Andrzeja- będzie  miała arcy blisko do pracy. Pani Ewa, bo takie imię wybrali jej rodzice, stwierdziła, że  biorąc pod uwagę fakt, że Andrzej miewa i nocne dyżury to musiałaby i tak wtedy nocować w tym mieszkaniu - to jeszcze małe dzieci i  nie mogą przecież być całą noc sami w  mieszkaniu.  Pani majstrowa, która jakimś  cudem była  świetnie  zorientowana w cenach najmu mieszkań i pokoi warszawskich przy  rodzinie przedstawiła im obojgu, jak ona widzi tę całą transakcję od  strony finansowej, gdyby Ewa nie wynajmowała gdzieś oddzielnie pokoju, bo faktycznie Andrzeja nie ma często do godziny 22,00 no i ma  nocne  dyżury. Rozpisała  wszystko jak super księgowa i zarówno pani Ewie  jak i Andrzejowi spodobał się ten plan. A najbardziej  spodobał  się chłopcom. Na Andrzeja spadły z obowiązków  domowych tylko cotygodniowe zakupy żywnościowe. Andrzej miał tylko zrobić listę  czego dzieci nie jadają bo on to należał do "wszystkożernych". Ewa poprosiła go by zawsze dawał jej rozkład godzin- kiedy pracuje  a kiedy będzie w domu, bo przecież w  szpitalu też dyżury są planowane  z jakimś wyprzedzeniem. Marta uśmiała  się i  powiedziała do Andrzeja - to właściwie  to jakbyś żył z nią w tak  zwanym "białym małżeństwie". I mam wrażenie, że będzie  cię to mniej kosztowało niż małżeństwo z Leną. No a jaka ona jest? - opowiedz- poprosiła Andrzeja. Ładna? Blondynka,  brunetka, wysoka, niska,  chuda, gruba?  Andrzej stał z dość głupią miną i w końcu powiedział - właściwie to nie  wiem jak ona wygląda, ale ma w sobie dużo ciepła, ona emanuje życzliwością. Obaj chłopcy  są wyraźnie zachwyceni, bo ona  odpowiada im na  wszystkie pytania i każde polecenie jest okraszone słowem "proszę". Wpisałem ją na listę rodzinną w klinice, bo wykreśliłem  z niej Lenę. Ale ona to i tak rzadko tam bywała.

W końcu maja Andrzej i Lena spotkali się w  sądzie. Dwa dni przed rozprawą Lena zatelefonowała do domu do Andrzeja i zapytała  się  go, czy on naprawdę chce  się z nią rozejść, bo przecież mogliby się pogodzić - dla dobra  dzieci- jak dodała. Andrzej roześmiał się i powiedział - masz naprawdę niezwykłe poczucie  humoru. Jakoś nie  zauważyłem, żeby  dzieci za tobą tęskniły lub dopytywały  się o ciebie. Dopytują  się o różne osoby, najczęściej o żonę  Wojtka, ale jakoś nigdy o ciebie.  Za babcią i ciocią też nie tęsknią. Ale ja  chciałabym  się z nimi zobaczyć. Mówiłem  ci - możesz  się z nimi zobaczyć  tylko w mojej obecności, czyli wpierw  musisz się ową  chęcią ze mną podzielić. Ale nie  mogę  się do ciebie dodzwonić - wrzasnęła. Zmieniłeś numer swej komórki i mi nowego nie podałeś, a w domu to cię nigdy nie ma. No bo jak zwykle jestem zapracowany. No to do zobaczenia w  sądzie, muszę kończyć, obiad na mnie  czeka i muszę potem iść  do pracy.

W sądzie, na korytarzu,  Andrzej stał w towarzystwie ojca Wojtka. Lena podeszła i zamiast tradycyjnego "dzień  dobry" zadała pytanie "a gdzie są  dzieci?". Andrzej spojrzał na  zegarek i  powiedział - wydaje mi się, że o tej porze to wracają ze  spaceru do domu na tak zwany lunch.   Same sobie  zrobią?- zapytała. Nie, nie same. Na spacerze są ze  swoją opiekunką i ona im zrobi lunch. Zdecydowałem, że będzie  dla nich lepiej, gdy będą mieli wykwalifikowaną opiekunkę niż gdyby chodzili do przedszkola, w którym co i rusz  są  kolejne infekcje.  No to urwie się im, bo  mnie nie  stać na niańkę do dzieci. Takie  małe  dzieci zawsze są przyznawane matce. Andrzej popatrzył na nią i powiedział - być może, ale pożyjemy-zobaczymy. Oni na pewno wybiorą mnie gdy  sędzia  zada im pytanie u kogo  chcą  być.  Lena- ocknij się- tak małych dzieci sąd nie pyta z kim chcą mieszkać.  Żaden z nich  nie ma jeszcze  pełnych siedmiu lat. Zresztą nawet siedmiolatki nie  zawsze  są o to przez sąd pytane.  

A twoja miłość nie przyjechała tu z tobą?- spytała  Lena.  A kogo masz na  myśli?- spytał.  No tę wspaniałą Martę. Ładnie  to ujęłaś - Marta  rzeczywiście jest wspaniała, ale ona nie ma nic wspólnego z naszą sprawą rozwodową, więc jej tu nie ma. To nie ona jest przyczyną naszego rozwodu ale ty. Uspokój się, weź kilka głębokich oddechów i przestań się  na  zapas emocjonować. O tym z kim będą mieszkać dzieci zadecyduje sąd a nie ty lub ja. A teraz przepraszam  cię, ale  muszę  porozmawiać ze  swoim prawnikiem. Lekko skinął Lenie głową i podszedł do swego adwokata.

Rozprawa  była  nieco opóźniona, bowiem poprzednie  sprawy trwały nieco dłużej niż zakładano. Zobacz- powiedział Andrzej do Wojtkowego ojca-  ona wcale cię  nie poznała. Wygląda jakby była po silnych środkach uspakajających. Ciekawe  czy sama sobie zaaplikowała  czy ma przepisane od lekarza. A może się czegoś naćpała, na przykład  wypiła pół butelki syropu na kaszel, którego jednorazowa  dawka to łyżeczka od herbaty.  Żal mi jej, ale aż  zimno mi  się robi na  myśl, że dalej byłaby z chłopcami-stwierdził Andrzej.  No faktycznie - zgodził się ojciec- każdy syrop przeciw kaszlowy w  dużej dawce na pewno może człowieka nieźle znieczulić. Pamiętam, że nie tak dawno prasa pisała, że małolaty piją jakiś syrop, bo działa ogłupiająco. W tej chwili  na piętro,  na którym  stali weszły matka i ciotka Leny i zaraz usłyszeli, że one Leny szukały na dole, bo przecież tam miała na  nie czekać. Andrzej i ojciec ukłonili  się przybyłym paniom. No to dobrze, że przyszły - stwierdził Andrzej. Przynajmniej się  nią zajmą po tej rozprawie, bo już sobie pomyślałem, że będę musiał ją odstawić na pogotowie. Rozwód  rozwodem,  ale  zawód  mnie  do czegoś  zobowiązuje. Już ją wymeldowałem ze  swojej rodzinnej listy pacjentów w Klinice. A zaraz po rozwodzie wymelduję ją z mieszkania, bo jako właściciel mam do tego prawo. Już mógłbym to zrobić, ale nie  miałem  czasu by wyskoczyć do Urzędu. Bo będąc właścicielem mieszkania  masz prawo wymeldować osobę, która ci nie pasuje, tylko trzeba  podać  adres pod którym  stale przebywa.

                                                                                     c.d.n.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz