niedziela, 19 marca 2023

Lek na wszystko?- 75

 Dni w  domu  wróciły do normy. Przez pierwszy tydzień  Alek codziennie sprawdzał czy  dziadek aby  jest   w domu, co bardzo  dziadka rozczuliło. Teresa  się  śmiała, że teraz  to dziadek będzie  musiał brać przepustkę na każde  wyjście  z domu. Dobrze, że Alek nie należał do tak  zwanych rannych ptaszków i "kontrolę" przeprowadzał dopiero około godziny dziewiątej. Kazik z początku się trochę  dziwił,  ale Teresa uświadomiła mu, że mały od samego początku był przyzwyczajony, że  dziadek zawsze jest z nimi w domu, natomiast jego tata rano wychodzi i nie ma  go długo w  domu.  I że  dla tak małego  dziecka każda  zmiana  w trybie  życia  rodziny to  swoiste  "trzęsienie  ziemi."  Teresa  nauczyła  go, by idąc do pokoju  dziadka wpierw zapukał i zaczekał aż dziadek otworzy mu drzwi. Ta sama zasada  obowiązywała  gdy Kazik   danego  dnia pracował w domu- do gabinetu taty też należało wpierw zapukać i zaczekać aż tata otworzy dziecku  drzwi.  Teresa  się śmiała, że do dziadka i ojca to trzeba  zapukać przed  wejściem, ale do niej  to  się  wchodzi jak do sklepu- bez pukania - mama to urządzenie, które  zawsze jest  dostępne i zawsze pod  ręką, niczym  smoczek. Nadal ogromnie  lubił leżeć między  nimi, sprawdzać  czy każde z nich ma taką samą ilość palców u rąk i nóg, umiał nawet nazwać poszczególne  palce. 

Któregoś dnia strasznie  się ubawili, bo wpierw Alek "ukochał" mamę mówiąc  "moja mama",  a potem Kazik przytulił Teresę i powiedział "moja kochana żona" a wtedy Alek spojrzał się na niego i powiedział: "nie zona, mama!"  Więc Kazik postanowił wytłumaczyć mu "troistość" Teresy, mówiąc  dziecku, że Teresa owszem jest mamą, ale  tylko dla Alka, a dla Kazika  jest żoną a dla dziadka-  córką. Ale dziecko niemal nic  nie pojęło z tego tłumaczenia i Kazik się śmiał, że Teresa jest tylko mamą i koniec.

Spacery z Alkiem i książką do czytania odeszły w siną  dal. Mały interesował się wszystkim, pytał się o marki samochodów,  gdy przelatywał helikopter zadzierał główkę do  góry i mówił do Teresy- "optel", leci. Wyraz helikopter był jeszcze  za długi dla  niego. Uwielbiał pchać  swój wózek spacerowy  i strasznie się denerwował, gdy Teresa  korygowała jego kurs. Odpychał  ręce Teresy i wołał : siam, siam. No to za którymś razem, gdy byli na mało uczęszczanej osiedlowej alejce Teresa przestała  korygować kurs wózka i mały utknął z wózkiem przy krawężniku trawnika. Pchał wózek do przodu,  a ten oczywiście ani drgnął. Po kilku minutach Alek  zostawił wózek, przydreptał do Teresy, wziął ją  za rękę i przyciągnął do wózka. Przecież chciałeś  sam kierować wózkiem, to sobie teraz  sam radź- powiedziała ta paskudna  mama. Mały wziął rękę Teresy i  powiedział - mama jedzie. Paskudna  mama wpierw  wygłosiła odpowiednią tyradę i powiedziała, że mama owszem pokieruje wózkiem, bo mama tylko kieruje a przecież by wózek jechał to musi go ktoś pchać, więc mama pokieruje, on będzie pchał i dopiero wtedy wózek będzie prawidłowo jechał.  

Na placu zabaw Alek zjeżdżał 150 razy na  zjeżdżalni i na  szczęście na zjeżdżalnię wchodził po schodkach  sam, ( w tym względzie  była to niemała  zasługa Kurta i jego prezentu w postaci schodków) tylko gdy był na  górze trzeba  było mu przypomnieć by się nie kładł tylko siedział. Potem  było pół godziny na huśtawce, potem chodzenie po ścieżce wykonanej z wbitych w podłoże pniaków, na koniec było zwieszanie  się z drążka.  Na szczęście wtedy już zbliżała się godzina drugiego śniadania i Alek donosił Teresie, że chce jeść. Wtedy  bardzo  chętnie pakował się do wózka, informując, że sam to zrobi i Teresa cała  w skowronkach wracała  z nim do  domu. W czasie gdy byli na  spacerze tata robił zakupy, ewentualnie tkwił w  domu, bo nadal przychodziła pani Maria by sprzątać. Po "sportowych" wyczynach Alek zjadał i zapadał  najczęściej w drzemkę.  Pani Maria przychodziła  do nich teraz tylko dwa razy w tygodniu  we wtorki i czwartki.  Do Aliny 3 razy w tygodniu - nie tylko sprzątała  ale też gotowała dla nich obiady. Zakupy robiła Alina, gdy w domu była  pani Maria. Na szczęście jedynym sklepem, którego nie  było na osiedlu była.....pasmanteria - wszystko inne, łącznie ze sprzętem AGD można było kupić  tuż koło domu.

Jedynym miejscem do którego Teresa nigdy nie pozwalała wejść Alkowi była.....piaskownica. Według niej była to istna  wylęgarnia  wszelakich infekcji - piasek w  niej był niestety dość  brudny, poza  tym jednak po osiedlu  biegało wieczorami sporo psów "luzem". Postanowiła, że w lecie pojadą gdzieś nad  Bałtyk i to jeszcze  przed  sezonem i może faktycznie w tym sezonie  skorzystają z oferty Jacka i wynajmą jakieś lokum w kolonii oficerskiej w Mrzeżynie. Wtedy Alek już będzie  miał dwa i pół roku. Oczywiście wezmą ze sobą tatę. Jacek przebąkiwał, że on też by wtedy tam pojechał, więc mogłoby być całkiem miło.

Wracając z małym do  domu Teresa wstąpiła  jeszcze na pocztę by sprawdzić,  czy  są jakieś  listy w ich skrytce pocztowej. Kazik ilekroć nie chciał podawać  swego adresu podawał tylko ich  wspólny teraz numer skrytki pocztowej. Był tylko jeden list,  do Kazika. Wracając  z poczty kupiła jeszcze jabłka i marchew na  stoisku u pana, który przyjeżdżał tu ze  swoim  towarem tylko dwa razy w tygodniu. Pan już ją rozpoznawał i często prowadzili miłe pogawędki. A wszystko dlatego, że marchew od tego hodowcy miała  smak marchwi, była  słodka i soczysta, poza tym miał też jabłka "niemodne", czyli z drzew, które dobrze owocowały nie co  roku, ale co  drugi  rok. 

Gdy dotarła do  domu tata już  był, a  Kazik z kimś "konferował" przez telefon. Położyła mu kopertę na biurku, i szepnęła do ucha- idę nakarmić Alka, bo strasznie  głodny. Nie dziwiło jej  wcale, że mały taki głodny - jakby na  to nie  spojrzeć to stracił na spacerze  sporo kalorii. Na drugie  śniadanie  Teresa  zaserwowała  małemu ryż z musem dyniowym. Ryż był gotowany na rosole z kurczaka.   Teoretycznie Alek jadł sam, a wyglądało to tak, że porcję dostosowaną wielkością do  pojemności buźki dziecka Teresa nabierała na łyżeczkę i kładła ją  na talerzu,  a mały sam sobie łyżeczkę wkładał do buźki. Tata mówił, że tym sposobem i wilk syty i owca cała. Mały się cieszył, że sam chwyta  łyżeczkę i sam  wkłada ją pełną do buzi, a Teresa była  szczęśliwa, że nie  musi zbierać ryżu ze stołu i podłogi. Oczywiście  cały  czas Teresa nie  szczędziła  dziecku pochwał jak pięknie dziecko samo je. Teresa w ogóle często chwaliła Alka,  bowiem jej zdaniem pochwały mobilizowały dziecko bardziej  niż ciągłe pouczanie. Dziadek też  się przyłączył.  Mały zjadł, popił wszystko swą ulubioną herbatką z rumianku i wpakował się na kolana dziadka. Dziadek tylko zapytał się swego ukochanego  wnusia, czy pójdą razem troszkę poleżeć i w kwadrans później obaj leżeli u dziadka w pokoju otuleni jednym kocem. Gdy mały już przeszedł pod opiekę dziadka Teresa zrobiła kawę dla siebie i Kazika, a ponieważ nie przychodził wzięła kawę i poszła do gabinetu. Kazik siedział z ponurą miną, na stole leżała otwarta  koperta, na niej list. Teresa postawiła przed  nim kubek z kawą i talerzyk z orzechowymi  ciastkami, a widząc jego minę spytała- co się stało, wyglądasz jakbyś spadł z konia.  

Kazik przyciągnął ją do siebie,  posadził sobie na kolanach i mocno objął. Kochasz mnie? - zapytał. Nie, nie kocham, ja cię o prostu ubóstwiam i ty przecież  wiesz o tym. Co się stało?- powiedz, co dwie głowy to nie jedna. Kazik uśmiechnął się smętnie - wróciły do mnie potwory z przeszłości. To list od mojej byłej teściowej. Wyprowadza  się z Warszawy i likwidując  mieszkanie znalazła pamiętnik Anki. To ona umiała  pisać? - nieco złośliwie zdziwiła  się Teresa. Tak, znała  alfabet. I  moja była teściowa przeczytała ten pamiętnik i doszła do wniosku, że powinienem pewne rzeczy wiedzieć. Najśmieszniejsze jest w tym wszystkim to, że ty miałaś rację. Jej ciąża nie była moją winą, o czym ona dobrze wiedziała. Z pamiętnika wynikało, że z jej wdzięków korzystało niemal w tym samym czasie trzech facetów.To jedna sprawa. Według pamiętnika sprawcą był jeden, taki jeden, który "uważał". Bo dwaj pozostali byli z barierą. Na ojca wybrała mnie, bo wiedziała, że moi rodzice są odpowiedzialni i tego  samego zażądają ode mnie. I nie było to poronienie samoistne, była na zabiegu, prywatnie, pieniądze ponoć pożyczyła od tego trzeciego. I wyobraź sobie, że moja była teściowa przeprosiła mnie za dwie rzeczy- za to, że jej córka wrobiła  mnie  w ślub i za to, że kiedyś teściowa  mnie przypisała winę za Anki alkoholizm. A do alkoholu to Ankę przyzwyczaił......jej własny tatuś  i to jeszcze w czasach liceum. Gdy wpadała  w histerię, bo się bała klasówki..... to dawał jej kieliszek lub  dwa wina. A kim był w takim razie sprawca owej ciąży?  Powiedziałem ci - ten który "zawsze uważał". Czyli Robercik - dokończyła Teresa. Co za skurwiel! Nie życzę mu źle,  ale oby go piekło, jeśli istnieje, pochłonęło.

Zik, to już przeszłość, najważniejsze, że się jednak odnaleźliśmy, że się kochamy, że mamy cudownego synka, że tworzymy dobrą rodzinę. Jesteś dla mnie najważniejszy, potem Alek i tata- obaj na drugim miejscu. Wiesz, podejrzewam, że musiało matkę Anki sporo kosztować  napisanie tego listu. Jest tam jakaś data? Nie, nie ma, a na znaczku stempel jest z ubiegłego tygodnia - odpowiedział Kazik. 

Dziś jest poniedziałek, a w ubiegłym tygodniu nic  nie było w  skrytce - sprawdzam zawsze gdy jestem na  bazarku- powiedziała Teresa. Zik, to już przeszłość, jesteś miłością mego życia. Kocham cię, jesteś całym  moim światem. Najważniejsze, że pomimo wszystko jesteśmy razem. Nie wiem, czy ci co od nas  odeszli w inny wymiar wiedzą co się dzieje w naszym wymiarze, ale czasem mam wrażenie, że być może wiedzą i jestem w  stanie wyobrazić sobie jakie wyrzuty sumienia musi odczuwać twój ojciec. 

A gdzie jest Alek? - spytał Kazik. Śpi w ramionach  taty - pięknie zjadł swój lunch- a był głodny bo był dziś bardzo aktywny na  spacerze - pchał wózek, wchodził sam na  zjeżdżalnię, chodził po pniakach i na sam koniec wisiał na drążku. No i huśtał się na  huśtawce. Sporo, jak na takiego maluszka. Jest szczupły, ale silny z niego chłopczyk. A chodząc po pniakach trzymał się mego palca. Wcale się nie chwiał, dobrze utrzymywał równowagę.

Kazik nie wypuszczał Teresy z objęć, a Teresa  delikatnie całowała jego oczy, czoło, całą twarz. Wybaczysz  mi, że byłem z Anką?- spytał. Zostałem za to co prawda dość dotkliwie  ukarany.  Zik, kochanie - to już przeszłość. Ty się zakałapućkałeś w Ankę,  ja się jak ostatnia  idiotka dałam oczarować Robertowi. Nie mamy sobie co wybaczać wzajemnie, dostaliśmy już za to baty. Będziemy tylko  musieli dobrze przygotować do życia Alka. I musimy go tak przyzwyczaić by rozumiał, że w trudnych dla siebie sytuacjach życiowych zawsze znajdzie u nas zrozumienie i pomoc. Bardziej rozumną niż honorową. I     wiesz - podziękuj swojej byłej teściowej za to, że do ciebie napisała. Dostateczną karą dla niej jest to, że nie tylko straciła córkę ale i po niewczasie przejrzała na oczy. Bo wszyscy  rodzice  nieco idealizują swoje dzieci. Zapewne nie podejrzewała, że to był tak nieudany produkt. To musiało być tak  samo bolesne jak śmierć Anki. Życie to surowy nauczyciel, niczego nam nie  wybacza. Nawet jeśli "od  ręki" nam nie dokopie to i tak nie odpuści. 

Gdy byłam dziś na spacerze z Alkiem to pomyślałam, że moglibyśmy latem skorzystać z propozycji Jacka i pojechać do  tej wojskowej  części  Mrzeżyna. Tu to strach go  wpuścić do piaskownicy, brudny ten  piach jak licho. Oczywiście weźmiemy ze sobą tatę. A co do Aliny to nie wiem- zależy co jej doradzi pediatra. A wiesz, że oni  mają kogoś innego? Nasz się Alinie nie  spodobał, powiedziała, że to taki oschły facet. Ja bym go raczej nazwała konkretnym, nie rozmienia  się na drobne i nazywa rzeczy    po imieniu. Jakby jechał tata to i Jacek by z nami pojechał, co nie byłoby złe. Bo nawet na  emeryturze to jego stopień jeszcze  się liczy. Dziś obserwując Alka pomyślałam, że on to sobie da radę w przedszkolu.  Tylko pojęcia nie mam jak będzie z moją pracą.

O to się nie martw na  zapas -mamy zabezpieczenie, tym bardziej, że dostałem to stypendium. A  Kris ma zamiar  zorganizować kancelarię i powiedział, że widzi tam ciebie. No to chyba ma omamy  wzrokowe - zawyrokowała  Teresa - nie jestem mgr prawa. Ależ on o tym dobrze  wie, ale jest potrzebny ktoś kto będzie  od spraw organizacyjnych - to taka super sekretarka, która zorganizuje pracę całego zespołu, dopilnuje żeby  było wszystko co całemu zespołowi jest do pracy potrzebne. I do tego potrzebne  są dwie osoby, bo kancelaria działa cały dzień. Czyli tak zwany kierownik kancelarii i jego pomoc. I choć bardzo kocha Aliną to on jej w tej roli nie widzi - nawet w roli  pomocnika kierownika kancelarii.

                                                                          c.d.n.