Natrętny dźwięk budzika wwiercał się Jolce w mózg. Skrzywiła się i z zamkniętymi oczami wyciągnęła rękę by wyłączyć ten obrzydliwy dźwięk i jak zwykle wpierw wywróciła budzik, potem nie mogła znaleźć małego klawisza, który należało przesunąć w dół, a budzik tymczasem dzwonił i dzwonił jakby się paliło. W końcu musiała otworzyć oczy, wziąć "gada" do ręki i odszukać klawisz z tyłu budzika. Muszę chyba kupić jakiś inny model -pomyślała - taki, w którym wystarczy pacnąć ręką i dzwonek się wyłącza. I żeby miał na cyferblacie datę i dzień tygodnia i był sprzężony z odtwarzaczem i grał coś na dzień dobry a nie dzwonił przeraźliwie. Może nawet grać "panie Janie niech pan wstanie".
Jedyna pociecha, że to już był piątek. Szykując się do pracy myślała już tylko o tym co ją czeka w pracy. Już ponad rok tkwiła na stanowisku p.o. kierownika działu i miała już dość. Wciąż żałowała, że dała się Tomkowi, swemu kierownikowi, namówić by zastępować go w czasie gdy on będzie w BRH w Budapeszcie. Przyjaźnili się od wielu lat, pomagali sobie w wielu sprawach, to Tomek ściągnął ją do tej centrali, zadbał by dostała niezłą podwyżkę gdy zgłosił ją na swe zastępstwo obejmując stanowisko w Budapeszcie, co dwa miesiące ściągał ją do Budapesztu i zawsze był to miły tydzień pobytu w ładnym mieście, chociaż pracy miała sporo. Znali się jeszcze z czasów licealnych, śmiali się, że są dla siebie pogotowiem ratunkowym - i to w bardzo różnych sprawach.
Wielu wspólnych znajomych uważało ich za parę i dziwili się, gdy nagle Tomek ożenił się i to z dziewczyną "spoza kręgu znajomych". Ale gdy w pół roku po ślubie na świecie pojawił się "wcześniak" przyjaciele ze zrozumieniem pokiwali głowami - ożenił się, bo porządny z niego facet. A Jolka, uosobienie szczerości, powiedziała do Tomka : może nim się z nią ożeniłeś trzeba było sprawdzić czy to twoje dziecko. Skoro twierdzisz, że byłeś dobrze zabezpieczony a prezerwatywy nie były z zapasów wojny w Wietnamie, to trochę dziwna ta ciąża. Tyle tylko, że żeby to sprawdzić dziecko musi przyjść na świat, no ale przecież można wziąć ślub niekoniecznie przed urodzeniem się dziecka.
Ale gdy Tomek zaproponował takie rozwiązanie, Kazia ( bo tak jej na chrzcie dano) zagroziła Tomkowi, że popełni samobójstwo- ona nie może być "panną z dzieckiem". Słowa Kazi Jola skomentowała krótko - szkoda, że się żenisz - byłoby o jedną głupią mniej na świecie gdyby to samobójstwo popełniła. "Wcześniak" często chorował a Tomek przychodził do pracy półprzytomny , bo dzieciak w nocy płakał. Ale po ślubie Tomka Jolka nabrała wody w usta i nie komentowała faktu, że ojciec okaz zdrowia, matka też nie chorowita a dzieciak ciągle chory i to całkiem poważnie. W końcu jakoś tak jest, że nie co drugi niemowlak ma we wczesnym okresie życia zapalenie płuc i to minimum dwa razy w roku. Temat ślubu Tomka i jego wątpliwego ojcostwa stał się dla Joli i Tomka tematem tabu.
W czasie śniadania, czyli pochłaniania mocnej kawy, Jola planowała weekend - w sobotę miała się spotkać i iść do kina z "niemal mężem", w niedzielę wpaść do rodziców bo mama chciała by Jola pomogła jej przy robieniu przetworów na zimę -"potwory na zimę" jak je nazywała Jola, to były głównie dżemy owocowe i kompoty, bo "przecież domowe najlepsze". I co z tego, że Jola wcale nie jadała dżemów i kompotów - produkcja szła pełną parą a na półkach piwnicznego regału Joli stały przeróżne przetwory.
Czasem Jolka w przypływie dobrego humoru rzucała w przestrzeń biurowego pokoju pytanie czy ktoś ma ochotę na domowe dżemy i zawsze się chętny znajdował. Wtedy Jolka zapraszała delikwentów do siebie do piwnicy i każdy mógł wybrać to, na co miał ochotę.
Mieszkanie, w którym obecnie mieszkała było na Rakowcu i do pracy musiała dojeżdżać dwoma autobusami. Na swoje własne mieszkanie ciągle jeszcze czekała, to wynajmowała. Zastanawiała się, czy aby nie wynająć mieszkania gdzieś bliżej pracy, no ale tu miała po drugiej stronie ulicy cmentarz "Bohaterów Radzieckich", który był jednocześnie parkiem i przechodząc nim mogła dość szybko dotrzeć na piechotę do rodziców. Oczywiście mogła nadal mieszkać u rodziców, no ale o takim rozwiązaniu to nie marzyła. "Niemal mąż" nalegał, by wynajęli gdzieś razem mieszkanie, ale taka opcja nie odpowiadała Joli. Facet zupełnie nie mógł pojąć czemu Jola nie chce takiej opcji, ale Jola traktowała "niemal męża" na zasadzie "na bezrybiu i rak ryba" i raczej nie widziała go w roli własnego męża.
Gdy dotarła do pracy ze zdziwieniem stwierdziła, że ktoś z pracowników już wziął klucze od ich pokoi - nie było to częste zjawisko, zwykle to ona pierwsza przychodziła. Nie dlatego, że była taka pracowita- po prostu gdy jechała wcześniejszym autobusem to był znacznie mniejszy tłok. W windzie biurowca również. Gdy weszła do swego pokoju z lekka zaniemówiła - na jej biurku stał wazon z pięknymi różami, bardzo, bardzo ciemnoczerwonymi, wyglądającymi jakby były z aksamitu, a na stoliku przy którym siadywali interesanci stał wielki "kosz delikatesowy". Na jej fotelu siedział......Tomek i z kimś rozmawiał przez telefon. Nim do niego doszła skończył rozmowę słowami - mamo, później zadzwonię do ciebie. Wyszedł zza biurka i podał jej dwie kartki mówiąc - wczoraj to odebrałem, czytaj. I może usiądź, żebyś nie padła z wrażenia. Objął ją i cmoknął w policzek - a tak w ogóle to witaj! Przyjechałem na 3 dni, wracam do Budapesztu w czwartek rano. Jestem trochę skonany, jechałem samochodem. Wrócę samolotem. Na jednej z kartek było orzeczenie o ustaniu małżeństwa Tomka z Kazią, za porozumieniem obu stron. Na drugiej były wyniki badań genetycznych Tomka, Kazi i "wcześniaka".
Wynikało z nich jednoznacznie, że wcześniak nie jest dziełem Tomka, druga wiadomość była jeszcze mniej miła, bo dziecko miało mukowiscydozę, zapewne po swym biologicznym tatusiu, bo matka dziecka nie była nosicielką uszkodzonego genu CFTR.
Wiedziałem o tym wszystkim jeszcze przed wyjazdem, nie mówiłem ci o tym, żeby nie usłyszeć "przecież mówiłam żeby sprawdzić czy to twoje dziecko". I jak widzisz znów jestem w stanie wolnym a na dodatek moje ojcostwo jest wykluczone - zero moich genów. A rozwód jak widzisz świeżutki, niemal ciepły. Szukam na tempo mieszkania dla niej i dla dziecka, może coś wiesz na temat? Bo ja mam nawet pewien pomysł, ale nie wiem, czy ty byś się na to zgodziła. Ale o tym to porozmawiamy dziś po pracy, dobrze? Bo chcę ją przesiedlić w te trzy dni.Wpadnę po ciebie po 16,00 i pójdziemy gdzieś na obiad, dobrze? Mamy chyba strasznie dużo do przegadania.
Jolka kiwnęła głową - oczywiście, pójdziemy. Ale lepiej spotkajmy się w "Gongu", bo teraz równo o 16,00 przychodzi strażnik pieczętować drzwi. Ale niespodzianka! A zawartość kosza to pewnie dla personelu od ciebie? Oczywiście, dla wszystkich, to co dla ciebie to mam w hotelu. Róże są z Budapesztu. To ja już uciekam, zejdę schodami, to się z nikim nie spotkam. Jola wyciągnęła w jego stronę dwie kartki, ale Tomek pokręcił przecząco głową - to są kopie, co prawda potwierdzone, ale są prezentem dla ciebie - powiedział Tomek i szybko wyszedł. Jola stała z kartkami w ręce, wpatrując się w róże i usiłując "przetrawić" usłyszane nowiny. W dziesięć minut później wzięła kosz, który był dość ciężki i zaniosła go do pokoju branżystów. Przez cały dzień pracy w pokoju branżystów unosił się zapach salami a pod koniec dnia dołączył do niego zapach coca coli zmieszanej z koniakiem.
Spotkali się w holu herbaciarni i poszli na obiad do hotelu Forum, w którym Tomek miał zarezerwowany pokój. Jola przekazała Tomkowi pozdrowienia i podziękowania od personelu i powiedziała, że dziś pokój branżystów przypominał zapachem dobre delikatesy.
Strasznie zaszalałeś z tymi zakupami - stwierdziła Jola. Ale i salami i koniak były naprawdę pyszne! To dobrze, bo dla ciebie też mam i salami i koniak i jeszcze kilka innych rzeczy, które wiozłem w termo torbie. Kupiłem nawet ten jogurt, który tak ci ostatnio smakował w Budapeszcie i te małe dziwne kluseczki i ogórki w tej słodko-kwaśnej zalewie - też ci smakowały.
No nie- jęknęła Jola- ty mnie chyba chcesz utuczyć. Jesteś niebezpiecznym facetem, ja już nie pamiętam co jadłam w Budapeszcie, a ty dokładnie się przypatrywałeś czym się pasę. Muszę się kiedyś zapytać Marii, czy ona wie jak się je robi. W końcu wyszła za Węgra i mieszka tam już długo. Podejrzewam, że one są z dwóch rodzajów mąki.
Jolinko, porozmawiajmy chwilę o moim pomyśle - chcę jak najszybciej wyprowadzić Kazię z dzieckiem z mojego mieszkania i wpadłem na pomysł, żebyś ty wprowadziła się do mnie, a ona przeprowadziła się do tego, w którym ty teraz mieszkasz. To niezłe osiedle, już zagospodarowane, jest żłobek, choć nie wiem, czy dziecko nadaje się do żłobka. No ale tam jest sporo zieleni i ten park po drugiej stronie. Myślę, że ci co wynajmują tobie to mieszkanie nie będą mieli nic przeciw temu. Oczywiście całą Twoją przeprowadzkę ja zorganizuję i cię przeprowadzę, a im chyba obojętne kto będzie za to mieszkanie płacił. Oczywiście za mieszkanie u mnie nic nie będziesz płaciła. Komunikacyjnie będziesz miała lepiej z dojazdami do pracy. Te meble są twoje, czy wynajmowałaś z umeblowaniem? Ich umeblowanie. To fajnie, u mnie są trzy pokoje ale trudno byłoby jakieś meble tam jeszcze wstawić. Albo mnie się tak wydaje.
Jolinko, pojedźmy teraz do mnie do mieszkania, obejrzysz i przemyślisz spokojnie wszystko. Mam ci jeszcze ogromnie dużo do powiedzenia, ale wolałbym tego nie mówić nad kotletem. To co chcę ci powiedzieć nie pasuje nawet do najlepszej knajpy. Kazi z dzieckiem dziś nie ma, pojechała do swoich rodziców. Musi ich zawiadomić, że się rozeszliśmy i że dziecko nie jest moje i będzie miało jej nazwisko. Chyba, że znajdzie jego "producenta" i on je uzna.
Tomku, a jak ona to wszystko przyjęła? Bo mam wrażenie, że ona dobrze wiedziała, że to nie jest twoje dziecko. To, że nie jest moje to wiedziała, ale podejrzewam, że nie bardzo wie czyje to dziecko. Na razie dziecko ma nową metrykę i jej nazwisko.
Tomek zapłacił za obiad, wpadli do jego pokoju, żeby zabrać zawartość małej lodówki i samochodem pojechali do jego mieszkania.
Tomek odniósł wrażenie, że jego była żona zabrała wszystkie rzeczy dziecka i znaczną część swoich. Być może postanowiła wrócić do swych rodziców a przynajmniej im zostawić dziecko. Tomek szybko spakował w dużą torbę resztę jej rzeczy i stwierdził, że wieczorem zatelefonuje do jej rodziców i może w poniedziałek rano wyśle resztę jej rzeczy do jej rodziców.
Zrobili kawę i rozsiedli się w fotelach. Oboje byli zamyśleni, wreszcie Tomek przerwał milczenie mówiąc: Jolinko, chciałbym wiedzieć czy jesteś z kimś związana uczuciowo, to ważne. Może planujesz już z kimś życie, powiedz, proszę.
Jola chwilę milczała, a Tomek wpatrywał się w nią badawczo. Jola miała wrażenie, że Tomek za chwilę zacznie obgryzać ze zdenerwowania paznokcie i ta myśl ją nieco rozbawiła.
Nie nie jestem z nikim związana uczuciowo, ale nie będę ukrywać - łączy mnie z tym człowiekiem tylko i wyłącznie seks. Takie 15, 20 minut dla zdrowia raz na jakiś czas. To w kwestii uczuć. Czasem chodzę też z nim do kina lub teatru. Niestety nie tańczy. Jest informatykiem, a oni nie tańczą - tak twierdzi. Proponował byśmy zamieszkali razem, ale odrzuciłam ten pomysł. On jest z całą pewnością dobrym informatykiem, ale jak dla mnie zbyt nieuporządkowany życiowo - cała organizacja życia domowego jest dla niego niczym terra incognita.
Ciąg dalszy nastąpi
I jak zawsze- czytamy i komentujemy lub dajemy znaczki - ;) , lub ;(
osoby podpisujące się "unknown" - dodajcie swe imię, bo jest Was kilka osób.