Tego wieczoru Kazik z Teresą jeszcze nie pokazali Alkowi jak zmienia się dzień w noc i co widać na niebie wraz z upływem czasu. Mały jeszcze raz przeżywał całą wyprawę i Kazik uznał, że dziecko miało dosyć nowych wrażeń. Były za to ćwiczenia by "taktor" stał się jednak traktorem, potem musiało się dziecko dopytać co robi traktor i czy tata kupi taki traktor, oczywiście nie zabrakło pytania czy i kiedy będą jeszcze jechać kolejką, potem się dowiedzieli, że Tadzik jest malutki, a on, Alek już duży, ale po kąpieli dziecko zasnęło w trakcie "czytania" o zwierzątkach, które zgodnie mieszkały w jednym domu.
No popatrz - jaką frajdę miało dziecko!- powiedziała Teresa. Mam wrażenie, że my, obrzydliwie dorośli, nie doceniamy jaki ten świat jest ciekawy i piękny. I ogromnie się cieszę, że pojechali z nami Alinka i Kris. Mam nieodparte wrażenie, że Alina za bardzo hoduje Tadzika "pod kloszem" i dziś sobie pomyślałam, że małemu całkiem dobrze zrobiłby żłobek i kontakt z innymi dziećmi. I jak dla mnie to Kris ma jakiś dystans do dziecka. Jakoś tak podskórnie czuję, że oni oboje nie za bardzo zdawali sobie sprawę z tego, że rodzicielstwo to w sumie ciężki orzech do zgryzienia, a taka "malizna" długo nie jest kompanem do zabawy a tylko obowiązkiem, do którego trzeba podchodzić z uśmiechem i dużą dozą wyrozumiałości. Ty, kochanie, jesteś, jak to obrazowo mówią, "ojcem całą gębą" , cudownie się z Alkiem obchodzisz i on cię uwielbia i zapewne dlatego, że bierze przykład ze mnie. Bo chyba wiesz, że ja cię uwielbiam. Dla mnie jesteś całym światem i ciągle mi mało twojej obecności. Naprawdę chciałabym być z Tobą całą dobę i dlatego teraz, gdy częściej jesteś w domu niż poza domem jestem szczęśliwa.
Rozśmieszyła mnie dziś ale i trochę zezłościła reakcja Aliny gdy mały zaczął sobie dziś ćwiczyć stawy kolanowe na moich kolanach. Gdyby spędzał tyle czasu w kojcu co Alek to by tego nie robił, bo już miałby nóżki dobrze wyćwiczone. Gdy Alek był w tym wieku co teraz Tadzio to po kojcu posuwał jak rakieta.
Kazik przytulił Teresę i powiedział - no ale ty się z nim bawiłaś w kojcu i szalenie mnie bawił twój widok gdy pokazywałaś mu jak raczkować, a potem wabiłaś go do siebie. Pewnie wyglądałam jak przygłupia - śmiała się cicho Teresa. Nie kochanie, wyglądałaś tak jak każda kochająca mama. Ja to nawet nie umiem ci powiedzieć jak bardzo cię kocham, jak cię podziwiam i jaki jestem szczęśliwy, że urodziłaś takiego słodkiego malca. Tesiu, oboje jesteście dla mnie tym, co mnie najlepszego spotkało w życiu. I wiesz - nadal pożądam cię tak jak kilka lat wcześniej. Różnica polega tylko na tym, że teraz dobrze wiem do czego tęsknię. I zawsze mnie zastanawia skąd wiesz, że właśnie chwilę wcześniej marzyłem właśnie o takiej twojej pieszczocie. Widocznie mam rentgen w oczach i zaglądam do twego mózgu- stwierdziła Teresa- to jedna możliwość- druga - już kiedyś byliśmy razem i nasze dusze to pamiętają i nami kierują.
A co będziemy robić jutro? masz jakiś pomysł? Nie mam. Chciałabym pojechać do Łańcuta. Ale będzie lepiej, gdy pojedziemy tam innego dnia- Alek jeszcze ciut za mały na takie atrakcje dzień po dniu. No ale możemy z nim pokrążyć po okolicy, troszkę per pedes, bo za płotem jest kilka fajnych miejsc na początek, potem podjechać kawałek samochodem. Na pewno pójdziemy nad strumyk i kawałek drogi w górę. Możemy z tatą i Jackiem pojechać na Małą Pętlę, w Uhercach Mineralnych zostawić samochód i przesiąść się na Drezyny Rowerowe. Jedna trasa 12 km, a druga 14 km, do wyboru. Pedałują dwie osoby, pozostałe 2 siedzą na ławce. Ale trzeba się przepytać Henryka czy to już działa, bo ja słyszałam o tych drezynach już kilkanaście lat wcześniej, że będą a potem to mnie nie interesowały. Przecież mister Robercik nie wsiadłby na "takie coś". A ty byłaś tu z nim? No coś ty, a co on by tu robił "w tym prymitywnym ośrodku"? On "załatwił" nam tydzień w Arłamowie nim ten obiekt odremontowano. Wtedy było tam istne odludzie. Wychodziłeś z budynku i miało się wrażenie, że zaraz człowieka wiatr porwie i gdzieś poniesie. Tu mogły bywać takie szaraczki jak moi lub twoi rodzice, a nie taki tuz jak on, pracownik handlu zagranicznego. A wiesz jaki był zdziwiony, że mnie przyjęto do pracy w CHZ? Bo przecież nie zrobiłam studiów. No to się wyzłośliwiłam, że mam widocznie inne walory, których on u mnie nie dostrzegł. Tak się biedak zdenerwował, że aż codziennie mnie śledził przez miesiąc czy aby się z kimś nie spotykam. A ja byłam tak zawsze umęczona, bo zaczęłam nową pracę w tak zwanym gorącym okresie, młyn był taki, że niewiele do mnie docierało. Może gdybym się o niego potknęła to bym gada zauważyła. Koleżanka mi o tym doniosła. Bo się debil oczywiście tym u siebie w robocie pochwalił.
Muszę się zapytać Henryka czy gdzieś w pobliżu rosną czerwone borówki, czyli brusznice. Bo grzybów to podobno w bieszczadzkich lasach nie ma, są czarne jagody i czerwone borówki. Wiesz- byłoby dobrze gdyby były, bo Alek miałby co zbierać.
A ten ośrodek, który jest w lesie, bliżej Baligrodu już będzie rozebrany i przebudowany. Ten też pewnie z czasem przebudują, on już zmienił właściciela i mam wrażenie, że jesteśmy tu pewnie ostatni raz. Odkąd państwo przestało dawać forsę na ośrodki wczasowe będące własnością różnych zakładów pracy to trafiają w ręce prywatne i nie zawsze im to wychodzi na zdrowie. Wiesz jak jest - klient chce mieć jak najlepsze warunki za jak najmniejsze pieniądze, a właściciel z reguły oferuje średnie warunki, za które chce pieniądze jak za luksus. I najczęściej po prostu kupuje się tylko grunt, to co na nim stoi idzie do rozbiórki, bo albo za bardzo "przechodzone", albo niemodne .
Następnego dnia,po śniadaniu wpadł pan Henryk dowiedzieć się jak się dziecku podobała podróż kolejką. Co do tych Bieszczadzkich Drezyn, to one nadal jeszcze nie kursowały, bo trzeba było wyremontować część torów łącznie z wymianą podkładów, zaplanować i wykonać bocznice, by turyści mogli na nich odpocząć w trakcie jazdy, na stacjach krańcowych zapewnić odpowiednie warunki sanitarne i dla osób zatrudnionych i dla turystów. Wszystko się tu ślimaczy - narzekał Henryk.
Kazik wpadł do brata by mu powiedzieć, że oni i obydwaj dziadkowie podrepczą po okolicy, z tym, że nie pozwolą Jackowi iść w górę, bo chociaż droga gładka, żwirowana, to wpierw jest wejście w górę, a potem zejście w dół, co może być zbyt obciążające dla tej nogi po złamaniu. Ale i tak na razie pójdą nad strumyk, bo Alek jeszcze nigdy nie widział prawdziwego górskiego strumyka. To może i my pójdziemy, jeśli nam użyczycie parasolkowca dla Tadzia- powiedziała Alina. No oczywiście,weź tylko dla małego czapeczkę letnią i jakieś picie - doradziła Teresa. Pan mecenas skrzywił się, a Teresa powiedziała - nie musisz iść z nami jeśli nie chcesz- z nami dwiema idzie trzech facetów i dwaj kandydaci na takowych. Gdy Alina poszła do kuchni Kazik cicho powiedział do Krisa - było nie płodzić- spłodziłeś to masz teraz obowiązki. I podejrzewam, że nigdy więcej nie pojadę na urlop w twoim towarzystwie. Kris równie cicho odpowiedział - i dobrze. No to spotykamy się przy naszym domku za dwadzieścia minut, weźmiemy dwie maty plażowe, są leciutkie i oczywiście weźmiemy wózek dla Tadzia - głośno poinformował bratową Kazik. Gdy szli do swego domku Teresa się zaśmiała - wyglądałeś tak, jakbyś chciał mu dołożyć. Gdyby to było gdy byliśmy nastolatkami to pewnie by tak było- stwierdził Kazik. Zawsze mnie bałwan wkurzy. On pewnie sobie zaplanował, że coś tu napisze, ale tu się za dobrze śpi, więc w nocy spał a nie pisał. Pewnie chciał by Alina tylko po terenie pokręciła się z małym a on by w tym czasie coś bazgrał. On nie docenia tego, że odpoczynek naprawdę dużo daje i jest konieczny. Ojciec był taki. I nie mogę się oprzeć wrażeniu, że gdyby był przed drogą wypoczęty to uniknęliby wypadku. I dlatego jechaliśmy do Warszawy po twojej nieprzespanej nocy? - spytała Teresa. To była tylko jedna noc i byłem na swoistym dopingu - ty siedziałaś obok. No i trochę jednak spałem i byłaś do mnie przytulona.
Nie umiem nie przytulać się do ciebie, chyba już to zauważyłeś? Zauważyłem i to jest cudowne. Byłbym bardzo przestraszony gdybyś się nie przytuliła do mnie. Patrz, dziadkowie już są. Oni są obaj naprawdę fajni. No, fakt. W dwadzieścia minut później nadeszła Alina z Tadzikiem i umieściła dziecko w wózku- parasolkowcu. A Krystian?- zapytał Kazik? Przepraszam, ale nie mam ochoty iść na spacer z kimś kto ma fioła. Dobrze mu zrobi gdy posiedzi trochę sam. Może oprzytomnieje. Zaczynam się zastanawiać które z nas ma większe problemy psychiczne. To jest facet, który zupełnie nie potrafi odpoczywać. Ja wiem, że ma dużo pisania, ale bez przesady. Teraz jest na urlopie a nie w pracy. Poza tym gryzie go to, że ty piszesz doktorat a on nie.
Mogę cię tylko pocieszyć, że on od urodzenia był zazdrosny o wszystko co mnie dotyczyło - dlaczego ja mogłem gdzieś iść a on nie, dlaczego mnie coś kupiono a jemu nie, znam to od chwili gdy zaczął mówić. I dlaczego ja się ożeniłem a on jeszcze nie, dlaczego Alek mówi a Tadzik nie. Choruje biedak na chroniczną zazdrość - tłumaczył bratowej Kazik.
A co do mówienia Tadzika - trzeba do niego mówić, dużo mówić, nie szczebiotać. On naprawdę już sporo rozumie a mówi mało, bo za mało do niego mówicie. Trzeba mu opowiadać o wszystkim co się robi, co się dzieje dookoła niego, wszystko nazywać i wskazywać. Robisz mu śniadanie- to mu o tym opowiadaj co robisz i jak robisz. Dajesz mu jeść, to powiedz co mu dajesz jeść. Traktuj go jakby miał już pięć lat. Ubierasz- to mów co mu wkładasz, pokaż mu w lustrze gdzie ma główkę, rączki, nóżki, oczka, nosek, usteczka. To jest żywe dziecko, to mały człowiek. I nie przejmuj się co ględzi Kris. A teraz już chodźmy, niech kretyn trochę oprzytomnieje. Jego po prostu raz na jakiś czas trzeba zresetować. Pobędzie trochę sam to się zastanowi co się stało. No ma po prostu chłopak taki drobny feler.
Wyprawa nad strumyk była bardzo udana. Kazik celowo zrobił na strumyku małą tamę i bardzo się Alkowi podobało, że w jednym miejscu strumyk zrobił się szerszy. Tata zrobił zalew - przybiegł powiedzieć mamie.To zimna woda - tłumaczył z wyraźnym przejęciem. Zobac - powiedział i przyłożył Teresie swą zimną i mokrą rączkę do twarzy. Masz rację synku to bardzo zimna woda, więc nie mocz często w niej rączki. Chwilę później znów przybiegł do Teresy siedzącej w towarzystwie Aliny i dziadków, stanął w rozkroku i z wielkim przejęciem powiedział- tata stoi tak i strumyk leci. Teresa zerknęła w stronę Kazika - rzeczywiście stał w rozkroku nad "zalewem" i rozbierał tamę. Teresa wstała i razem z Alkiem podeszła do Kazika mówiąc - przyszłam popatrzeć jak likwidujesz tamę. Kazik przywrócił strumykowi poprzedni wygląd mówiąc, że zawsze gdy się robi taką tamę i zalew dla zabawy, to potem trzeba zrobić z tym porządek, tak jak na plaży burzyli zamki i zasypywali wszystkie dołki, które przedtem robili. Potem przeszedł z małym w nieco inne miejsce i pokazał mu, że tu strumyk jest taki wąski, że Alek może stać w rozkroku nad strumykiem. Ogromnie mu się to spodobało.
Podoba mi się w Bieszczadach- stwierdziła Alina, nigdy tu jeszcze nie byłam. Bieszczady kojarzyły mi się tylko z jakimiś ludźmi z problemami, którzy tu się ukrywali. Może dlatego, że syn znajomych, który zmajstrował koleżance dziecko ożenił sie z nią i......wyparował zaraz po ślubie właśnie w Bieszczady i został drwalem. I podoba mi się ten ośrodek. Tak, ośrodek jest w porządku, mnie się te domki podobają, no ale ja mam do tego miejsca sentyment - tu sobie uprzytomniłam, że kocham Kazika. Teraz tu jest fajnie, ale przestanie być fajnie gdy zrobią plac zabaw dla dzieci- skończy się cisza i spokój i bachory będą się wydzierać. Bo jak na razie to tylko ja na osiedlowym placu zabaw nie pozwalam by Alek do mnie coś wykrzykiwał z daleka. Za rok będzie tu wrzask i pełno os i much, bo polska dzieciarnia musi jeść na placu zabaw i to w trakcie zabawy.
I mam nieco mieszane odczucia co do Bieszczad - powiedziała Teresa - zatkało mnie całkiem gdy byliśmy teraz w Polańczyku - restauracja na restauracji i restauracją pogania. Tam się tak wiele nabudowało, że niedługo będzie można po dachach przechodzić do zalewu. Za nic w świecie tam nie pojadę w sezonie wakacyjnym. Teraz to mamy jeszcze luksus, bo dziecko małe, do szkoły nie chodzi, więc można pojechać gdziekolwiek na początku czerwca, ale od 25 czerwca do 1 września to tylko w Warszawie trzeba będzie siedzieć. Zresztą już od dość dawna uważam, że Warszawa jest miłym miastem właśnie w lipcu i tak do 20- 25 sierpnia, potem już wracają z urlopów.
c.d.n.