piątek, 9 lutego 2024

Córeczka tatusia - 83

 Kwestia  "kasztanowych włosów" jednej z licealnych koleżanek Marty w jakiś sposób nurtowała Wojtka, bo rano, gdy się  szykowali do wyjścia  powiedział -  tak się zastanawiam, jak można komuś zazdrościć koloru włosów - to przecież głupota! No jasne, że głupota - zgodziła  się z nim Marta - no ale weź poprawkę na to, że gdy się jest nastolatką to na ogół  nie ma się zbyt wielu życiowych mądrości w głowie. Generalnie zazdroszczenie komuś czegokolwiek jest głupotą, a jeśli się nam coś u kogoś innego bardzo podoba i chcielibyśmy coś takiego mieć, to zamiast  zazdrościć trzeba się zastanowić jak można podobną rzecz mieć lub być do tego kogoś podobnym - jest to wtedy bardziej twórcze niż tylko zazdrość. Ale mam wrażenie, że ten komu my czegoś zazdrościmy to też pewnie czegoś nam zazdrości, ale nie  zawsze o tym informuje pół świata. Równie dobrze mogłabym zazdrościć Andrzejowi  że jest chirurgiem a ja tylko podziwiam, że ukończył medycynę i jako specjalizację wybrał chirurgię - ale wcale mu tego nie  zazdroszczę, to szalenie ciężkie studia a potem wielce obciążająca praca. Jedno jest pewne - partner życiowy lekarza musi mieć odporną psychikę, bo wszystkie obciążenia psychiczne lekarza biją rykoszetem w związek. Tyle  tylko, że gdy jesteśmy zakochani to mamy nieco rozum przyćmiony i nie widzimy żadnych  zagrożeń dla  naszego  związku w przyszłości.  

Ja  dziś nieco wcześniej wracam, więc wracając kupię w piekarni placek i wymodzę  z niego coś słodkiego, jakiś  przekładaniec. Będzie akurat dobre do zjedzenia w piątek, bo jest lepsze  gdy krem "poleży" na  cieście pełną dobę i gdy jest bardzo mocno schłodzony przed położeniem  go na ciasto.

A ja pomyślałem, że byłoby dobrze zastanowić  się już teraz  nad urlopem - kiedy i dokąd byśmy się wybrali. Możemy też rozejrzeć  się za jakimś pobytem  w nieco cieplejszym miejscu niż nadbałtyckie plaże. Moglibyśmy się wybrać we  wrześniu nad Morze Śródziemne , np. do Turcji. Nie  będzie już takich wściekłych upałów i dzieci w  wieku szkolnym. Trzeba postudiować co oferują różne biura podróży. No i wypada o tym też porozmawiać z twoimi rodzicami i moim ojcem. Sporo nam oni wszyscy pomagają nawet o to nie proszeni, więc wypada się zachować przyzwoicie - stwierdził Wojtek. Ale możemy się też wybrać do Austrii, tam jest sporo fajnych miejsc na letnie pobyty, głównie w Karyntii. Możemy też sobie zarezerwować noclegi w kilku miejscach  i przemieszczać się między nimi np. rowerami albo samochodem, ale myślę, że najfajniej będzie zarezerwować kilka miejsc i się przemieszczać samochodem. W Karyntii są piękne krajobrazy, można też zrobić sobie jedną wycieczkę na lodowiec - wiesz w stroju zimowym, w pełnym zabezpieczeniu, z rakami na butach, w uprzęży zabezpieczającej.  No i trzeba się zastanowić czy jedziemy sami czy np. składamy propozycję którymś ze znajomych. Tak z ręką na  sercu to ja bym najchętniej zaproponował taki wyjazd twoim rodzicom.  Bo choć ogromnie lubię i Michała i Andrzeja, to jakoś nie widzę takiego wyjazdu w towarzystwie małych dzieci. A co do mojego ojca - nie jestem pewien  czy górskie wycieczki to dla niego dobra sprawa. 

A tak w ogóle to chyba trzeba go na jakieś badania kontrolne wysterować do kardiologa w Instytucie. Marta zajrzała  czym prędzej do swej "przypominajki" i stwierdziła, że faktycznie-  trzeba  "łapać termin" i mówić, że to oni wyznaczyli by w tym czasie tata  zgłosił się na badania a nie jest to nasze "widzimisię".

No a jeszcze wracając do kwestii urlopu - jeżeli pojechalibyśmy na urlop we wrześniu to bym mogła popracować w lipcu i sierpniu w laboratorium. Oczywiście skupię się na tym, żeby nie łapać lecących   z góry naczyń laboratoryjnych - stwierdziła Marta. I kto wie, czy nie  zacznę wtedy pisać pracy magisterskiej, bo pracy będzie niewiele i będę mogła wiele  spraw omówić  z szefem. On mi obiecał, że mi narai promotora. W najbliższym  czasie mam to z nim omówić. Odnoszę  wrażenie, że ten człowiek to raczej nigdy nie  bywa na urlopie. A on to żonaty, dzieciaty? - spytał Wojtek. Nie mam pojęcia - obrączkę nosi, ale  wielu ją nosi głównie  w celach ochronnych- może on też. 

Jak to- nie  rozumiem co masz na myśli - zdziwił się Wojtek. No po to nosi obrączkę, by dać sygnał, że jest już zajęty i by go babki nie podrywały wyjaśniła Marta.  Tak z 80% babek to zawsze spogląda na rękę faceta czy zaobrączkowany czy nie. Ci co pracują w miejscu, w którym pracuje  dużo kobiet z reguły noszą obrączkę  w celu ochronnym, żeby im baby głowy nie  zawracały. W naszym laboratorium to nie ma nadmiaru kobiet. W każdym razie on ma zawsze drugie  śniadanie  ze sobą, ze dwa razy mówił "moja żona", więc pewne żonaty. 

Wiesz- mnie to akurat mało interesuje jego stan cywilny- gość jest  w wieku około trolejbusowym i chyba ma córkę w moim wieku, albo nieco młodszą. Ale poza tym to  bardzo porządny facet i nadaje  się na  szefa. Zresztą te trzy kobiety, które tam pracują twierdzą, że to bardzo kulturalny facet i nieczepliwy chociaż wymagający bo, jak mówi, praca to nie udział w pikniku. Faceci z laboratorium też go szanują, bo on zawodowo jest świetny. Jeden z  chemików mi mówił, że szef mnie podobno ceni, a świadczy o tym fakt, że zastanawia  się nad tematem magisterki dla mnie i ponoć ma jakiegoś doktora  chemii dla mnie. A ja sobie pomyślałam, że jak się ów doktor zorientuje jak mocno niedojrzała jestem w kwestii chemii to się facet  załamie i da nogę. 

Wojtek pokręcił głową - coś ci  się chyba śni - przecież w tym laboratorium pan  szef na bieżąco wie  wszystko o  was, wy między innymi jesteście  dla nich zapleczem, bo nawet jeśli nie  będziecie u nich potem pracować to będziecie wykorzystywać ich produkty w  swojej pracy. Poza  tym szef to cię chyba już kojarzy - chyba nie  często u nich fruwają rozpadające  się naczynia laboratoryjne. Nie wiem  czemu, ale  zauważyłem, że im dłużej studiujesz tym bardziej przestajesz  wierzyć we  własne  siły. Pomyśl logicznie - ile słuchaczek dostało propozycję pracy w laboratorium w okresie wakacyjnym? Dziesięć, a może  więcej? No, powiedz, proszę. 

No dobrze, tylko ja. Reszta załapała  się na produkcję. No więc przestań  wreszcie panikować! Równie  dobrze ja  mogłem panikować gdy Michał został moim promotorem, bo w porównaniu  z nim to jestem zielony niczym koperek na  wiosnę, choć teraz  uczę innych.

W piątek, około południa Andrzej potwierdził, że  przyjedzie do nich około godziny 18,00. No to świetnie- zapewnił go Wojtek- w takim razie zjesz z nami obiadokolację. W drodze łaski pozwalam ci dziś żebyś po drodze wpadł do Grycana po pudełko lodów. Smak dobierz pod siebie, bo my to lodowi wszystkożercy a do tego przekładańca czekoladowo kawowego to każdy smak będzie pasował. A to dziś jakieś święto u was, że będzie ciasto i lody?- zapytał Andrzej. No jasne, że święto - zaśmiał się Wojtek- ty przyjdziesz i zjesz z nami i moim ojcem obiadokolację. 

Marta twierdzi, że mam strasznie twarde kości i trzeba je  czymś obłożyć, żebym nie  był taki twardy bo wtedy  się ciężko do mnie przytulić. Wiesz- my jemy obiadokolację i potem przed  spaniem jakiś owoc. A dziś będą bitki wołowe zawijane z pieczarkami - podejrzałem rano  w lodówce. No i będzie  fajnie, jeśli ty wytłumaczysz mojemu ojcu dlaczego ma iść na kontrolę do kardiologa do Instytutu Kardiologii chociaż się dobrze czuje. Bo ja jednak za nerwowy jestem by mu to wyłożyć bez używania inwektyw. Marta już mu jakiś termin "złapała" a ten wybrzydza.  Ona  jest nawet skłonna nie pojechać tego  dnia na  wykłady tylko z nim do Anina a on wybrzydza, że nie widzi potrzeby. Ale jeśli Michał mnie zastąpi na  wykładach to ja z nim pojadę, w końcu to mój ojciec, nie jej. 

No i bardzo dobrze, że to mi mówisz- sprawdzę jaki mam rozkład jazdy i może ja z nim pojadę, bo jeden z naszych dawnych kardiologów tam pracuje. Tylko sprawdzę nazwisko, żebym nie przekręcił, bo byłoby to nieco niezręczne z mojej  strony. Po prostu dzień wcześniej zatelefonuję do niego i powiem, że przyjadę do niego z jednym  z  członków mojej rodziny i  że będzie mi miło jeśli  się  z nim spotkam. No to  się ojciec poczuje w pełni dopieszczony i nie będzie margał, że "nie wiadomo po co ta kontrola, przecież nic mi nie dolega"- stwierdził Wojtek.

Andrzej dotarł na tę obiadokolację z pięciominutowym wyprzedzeniem i pudełkiem  lodów orzechowych. Oczywiście tłumaczył swemu "przyszywanemu"  tacie, że wizyta jest widocznie konieczna, skoro  mu lekarz wpisał do karty informację, że ma właśnie w tym miesiącu pokazać  się na wizycie kontrolnej. I obiecał, że jeżeli tylko będzie mógł tego dnia się "urwać", czyli jeżeli nie ma na ten  dzień zapisanego od dawna jakiegoś  pacjenta na planową operację to z nim pojedzie do Anina.

Tatowe bitki nafaszerowane pieczarkami zostały nie tyle  zjedzone co pożarte. Andrzej twierdził, że nie  jadł takich zrazów  zawijanych już kilka lat. Zwłaszcza, że on znacznie  częściej je obiady   w pracy niż  w domu. Lena gotuje głównie  dla siebie i dzieci, więc on  się stołuje  w kantynie- zresztą  jeśli idzie o dania mięsne to ona  wiecznie robi albo mielone  albo siekane mięso, bo  dzieci wtedy szybciej i chętniej je jedzą.  Mięso w postaci regularnego  sznycla jedliby godzinami. Poza tym stwierdziła, że nie ma  zamiaru robić dwóch obiadów, bo przecież on to je o innej porze niż dzieci. Nie moja broszka, ale przecież mógłbyś sobie ten gotowy obiad sam odgrzać gdy wrócisz  z pracy. Nie  mógłbym - mężczyzna w kuchni to wróg publiczny -  tak było od  samego początku. No ale na  szczęście mam  w pracy tę kantynę. 

Gdy na  stół wjechało ciasto i lody Andrzej cicho powiedział - nie wiem co mam dalej zrobić ze  swoim życiem. Coś złego się dzieje z Leną - mam wrażenie, że powinien ją przebadać jakiś fachowiec. Zresztą mieliście próbkę jej toku myślenia. Dla niej jedynym jasnym kryterium okazywania miłości to akt cielesny- najlepiej ze trzy razy dziennie. No niestety mój  zawód jakoś nie  czyni ze mnie królika - często jestem tak wykończony, że mogę się co najwyżej przytulić by nie myśleć o tym co danego dnia robiłem i czy nie będzie komplikacji lub zupełnie  niespodziewanych efektów. A skoro  wypadłem z roli chutliwego królika to na pewno  dlatego, że już jej  nie kocham, ale na pewno robię to z innymi bo inne kocham. Lista podejrzanych jest dość  długa, Marta też na niej jest, wraz  ze zgrają pielęgniarek , lekarek i recepcjonistek. Poza tym mam wrażenie, że "zakolegowała się" z jakąś sektą bo  ciągle sypie jakimiś cytatami mówiąc, że to Biblia tak naucza. Wpadła na pomysł by ochrzcić dzieci, ale do kościoła to nie chodzi, bo to nie jest "prawdziwy kościół". Zabijcie mnie, ale nie mam bladego pojęcia o co biega w  tym wszystkim. Chyba muszę wynająć jakiegoś detektywa by śledził ją gdy jest sama z dziećmi. 

 A może ona coś ćpa? - powiedziała Marta. Nie  znam się na  tym, ale podobno jest tych "ogłupiaczy" do licha i trochę. Bo nawet klej przecież niektórzy wąchali i choć już dawno tego nie  robią to do dziś bzdury plotą. Może jakieś testy na zakazane substancje można kupić i  zrobić. Zupełnie  się na tym nie  znam, ale kiedyś  słyszałam, że są takie testy. A może któryś z twoich kolegów  ze studiów zrobił specjalizację z psychiatrii?  A może powinniście oboje iść na terapię do poradni rodzinnej - oni podobno są dobrzy i bardzo pomocni. Ta przychodnia jest na Placu Trzech Krzyży. Możesz  zresztą wpierw się sam do nich wybrać, a  z nią razem potem.  Jak zacznie u nich od  rzeczy wyplatać to zapewne się zorientują co z nią jest. Nie wiem  jakie układy masz z jej matką i ciocią - a może one  coś zauważyły co się z nią dzieje. Bo na uszkodzenie związane ze zmianami hormonalnymi to ona jest wszak za młoda. A może wpadła  w ręce jakiejś sekty  i detektyw by tu pomógł, bo by ją poobserwował i przyuważył z kim się ona na spacerach kontaktuje. Tylko nie wypytuj o to dzieci. To wszystko musi być poza nimi.

                                                                        c.d.n.