W drodze z pracy do domu Adela opowiedziała mężowi jaką miała rozmowę z szefem i że właściwie cała instytucja funkcjonuje na mocno okrojonych obrotach no bo nie wie nikt co dalej. I jeśli tak jest i w innych branżach to całość za jakiś czas nie będzie wyglądała interesująco. Więc może szkoda, że wykazała tak mało entuzjazmu odnośnie tego wyjazdu do Madrytu.
Maleństwo, rodzicom wcale nie byłoby tam dobrze a gdyby zostali oni tu a my bylibyśmy tam to byłoby źle i im i nam.
Dziś musimy omówić z Arkadiuszem jak najwięcej spraw organizacyjnych. Jeżeli będziemy mieli szczęście, to ruszymy z miejsca najszybciej za kwartał ale nie wykluczone, że dopiero za pół roku. Bo wszystko niestety wymaga czasu, począwszy od sprecyzowania umowy, bo dopiero wtedy będziemy mogli zająć się szykowaniem lokalu. Dziś rozmawiałem z kumplem i nie będzie problemu bym miał półetat na Politechnice. Bo mam wrażenie, że na początku działania naszej spółki będzie to nieodzowne. Ale spokojnie, wszystko sobie to dziś i w kolejnych spotkaniach omówimy. Pomyślałem tylko, że zapewne będzie lepiej gdy zaczniesz aplikację dopiero od następnego roku akademickiego, a nie najbliższego. Bo po prostu teraz i przez kilka miesięcy Arek i my będziemy mieli urwanie głowy. Arek jest wielkim optymistą, ale on nigdy jeszcze spółki nie zakładał, on tylko do spółki przystępował. A to olbrzymia różnica.
I zastanawiam się nad tym, czy jest sens bym przeszedł do urzędu, bo nim nam to wszystko ruszy to lepiej bym mógł mieć do wszystkiego wgląd a pracując osiem godzin na etacie nie będę miał zupełnie wpływu na to, co się będzie działo w trakcji organizacji spółki. Nie wykluczam też sytuacji, że przez kilka miesięcy na początku wcale nie będę pracował na jakimkolwiek etacie. Będę na twoim utrzymaniu, ostatnio masz całkiem niezłe wynagrodzenie. A my jakimś cudem nie wydajemy wcale dużo pieniędzy, o ile nie jedziemy do SPA lub Zakopanego. Najwyżej w tym roku nie pojedziemy do nałęczowskiego SPA.
Nielubiany przez ciebie dyrektor wciąż się dopytuje kiedy wreszcie dam mu adres kancelarii. Powiedziałem, że ty na razie odpoczywasz po trudach zdobywania szlifów rzecznika. Na razie nadal duże zakłady mają rzeczników na etatach, a jemu Rada Zakładowa zadała pytanie czy on nadal będzie utrzymywał dział patentowy. Jakoś biedne tumany nie zassały, że ten dział to tylko ja, o czym on ich poinformował. Był wyraźnie wściekły, że te barany zupełnie nie łapią korzyści z tego, że zakłady przemysłowe dzięki innowacjom mają co produkować. Ale on się nie "obcina" i dość ostro im powiedział co myśli o ich poziomie umysłowym. No bo oczywiście rada zakładowa w 99,9% to pracownicy fizyczni zakładu doświadczalnego, dla których każdy pracownik umysłowy to darmozjad. Stara, dobra kadra, byli członkowie PeZetPeeRu.Rachuba płac i kasjerka to również darmozjady. Doszliśmy zgodnie do wniosku że "nowe powraca". Powiedział mi, że liczy się z tym, że w każdej chwili może zostać odwołany, a wtedy najzwyczajniej w świecie opuści ten smętny raj, bo tak naprawdę nic go tu nie trzyma. Nawet dziecko nie, bo nie ma z dzieckiem kontaktu. Najlepsze było to, że rozmawialiśmy spacerując po podwórku. Myślałem, że padnę ze śmiechu, gdy w pewnej chwili przystanął koło końca budynku i zaczął mi pokazywać coś, czego tam nie było i powiedział - obawiam się, że w budynku jest podsłuch, więc gdy chcę porozmawiać z porządnym człowiekiem to albo wychodzę na zewnątrz albo spaceruję po korytarzu. O tym "wysuniętym robotniku" to on wie, ale ten wysunięty jest z poprzedniego MSW a nie z obecnego. I jeśli facet wkrótce odejdzie to będzie znaczyło, że nie zmienił barw klubowych. I wtedy znajdzie się jakiś następny.
Dobrze, że mi to mówisz - na tematy "drażliwe" rozmawiam tylko z szefem a i to raczej b.rzadko. Czuję, że on się bardzo martwi tą sytuacją. Wiesz co, ale nie mówmy o tym rodzicom, bo będą się zamartwiać. A ich zamartwianie się nic nikomu nie pomoże.
No jasne, że nie będziemy im nic mówić.Tym bardziej, że ani oni ani my nie mamy na rozwój sytuacji żadnego wpływu. Nie głosowaliśmy wszak na tą ekipę. Pytałem się naczelnego dokąd pryśnie gdy go zdejmą ze stanowiska. Twierdzi, że najprawdopodobniej albo do Czech albo do Niemiec. I jeśli się tam przeniesie to weźmie ze sobą swoich rodziców, żeby go tu już nic nie wzywało. Podobnie jak my jest zdegustowany tą całą sytuacją i, jak twierdzi, nie sądził, że mamy aż tak "niedorobione" społeczeństwo. Podobno ci co byli bardziej zorientowani w sytuacji już są w Czechach i bardzo sobie chwalą ten krok. I jeszcze mi powiedział, że dobrze robię odchodząc stąd. Więc mu tylko przypomniałem, że tak naprawdę to jest to zgodne z zamysłem obecnie rządzących a nie mój osobisty wymysł, chociaż mnie bardziej pasuje praca blisko miejsca zamieszkania. Obiecaliśmy sobie być nadal w kontakcie, zresztą mamy na siebie namiary telefoniczne, a nasz adres domowy też zna, jest wszak w naszych dokumentach w kadrach, a wiadomo, że dopóki jest tu naczelnym to ma do nich dostęp. Wychodzę z założenia, że w tym porąbanym raju nigdy nie wiadomo kto ci może być nagle pomocny, więc nie zrywam takich kontaktów. Na szczęście już nie było mowy o tym, że kupiłby chętnie moje mieszkanie. Tak prawdę mówiąc marzy mi się byśmy wszyscy mieszkali w kraju o stabilnym ustroju a nie w takim jak ten, gdzie wciąż człowiek czuje się jak kartofel w gotującej się wodzie. Przeglądam ostatnio różne strony w poszukiwaniu takiego kraju, w którym byłoby nudno, czyli bardzo, bardzo stabilnie.
Arek przybył do nich punktualnie co do minuty, co tak bardzo zadziwiło Emila, że aż to skomentował. Ależ ja z natury jestem punktualny, tylko z reguły moi klienci nie są i stąd moje liczne spóźnienia. Teraz jechałem z domu i dlatego udało mi się przyjechać punktualnie. I tylko trzy razy się pytałem jak dojechać pod wasz adres. Dobrze, że zapamiętałem, że macie za sąsiada przychodnię bo inaczej to bym musiał po ciebie telefonować. Projektanta to powinno się osadzić w jakimś zakładzie dla niedouków. Adela i Emil wybuchnęli śmiechem mówiąc - pociesz się, że nie ty jeden miałeś z tym problem. My też to mamy. Ostatnio szukałem jednego adresu dotyczącego głównej ulicy Ursynowa. Okazało się, że taki numer budynku jest z drugiej strony budynku stojącego przy KEN, a do tego ulica biegnąca wzdłuż tego budynku ma zupełnie inną nazwę, chociaż nad wejściem jest adres KEN ileś tam. No normalnie ręce opadają. I chyba sporo osób ma z tym kłopot, bo ostatnio widziałem tam tabliczkę ze strzałką wskazującą adres KEN. I mamy z Adelą podejrzenie, że projektant oznakowania osiedla musi być rodem z Zakopanego, bo tam jest bardzo podobnie. Adela szybko mu opowiedziała, jak kiedyś szukała tu punktu napraw sprzętu elektronicznego, w końcu zatelefonowała tam, powiedziała w którym miejscu właśnie stoi i facet ją prowadził zdalnie. Bo regułą na Ursynowie jest to, że jedziesz jakąś ulicą i adresy na budynkach po lewej stronie ulicy są inne niż po prawej, ale mają jedną cechę wspólną- żaden nie ma na tabliczce nazwy ulicy, którą się właśnie jedzie. A jedna z koleżanek Adeli trafiała do swego brata mieszkającego na Ursynowie na zasadzie lokalizowania wzrokowego Instytutu Onkologii z jednego, określonego miejsca, do którego trafiała bezbłędnie. Gdy mi to opowiadała nim tu zamieszkaliśmy to się bardzo śmiałam, teraz jakoś mniej mi do śmiechu z tego powodu.
No to całe szczęście, że lokal będziemy mieć na Mokotowie a nie tu - stwierdził Arek. Zresztą na ścianie budynku będzie zainstalowana spora tablica informacyjna. Nawet sobie nie wyobrażacie ile miejsca zajmowała w tym sklepie wystawa, bo pod nią był magazynek. I zamiast tego okna wystawowego zapewne zrobi się ścianę, którą oczywiście trzeba będzie ocieplić. Trzeba będzie znaleźć jakąś przytomną i odpowiedzialną osobę do prowadzenia recepcji.
Przytomna i odpowiedzialna to jestem ja -mogę na samym początku działalności się tym zająć - powiedziała Adela. Bo jak znam życie to tak "z mety" nie będzie wiele spraw z zakresu patentów i Emil będzie "samoobsługowy" w tej materii. Sprawy księgowe to będziemy musieli dać na zewnątrz - nie opłaci się nam zatrudnienie księgowej.
No coś ty?- zawołał Arek- magister prawa + rzecznik patentowy będzie się zajmował przyjmowaniem klientów i kierował sprawy do poszczególnych osób? Słyszałem, że chcesz aplikować na adwokata, coś się zmieniło? No tylko o tyle, się zmieniło, że nie teraz-zaraz chcę aplikować, ale muszę nieco po tych ostatnich dwóch zwariowanych latach odetchnąć.
Nie chcę być Kassandrą, ale jest niemal pewne, że w tej materii też będą zmiany, podobnie jak w kwestii uprawnień dla rzeczników patentowych - stwierdził Arek. Adela wzruszyła ramionami - no to będą a tak naprawdę to nie jestem napalona na zdobywanie nowych tytułów. Nie łudźmy się, wiele mądrzejsza to nie będę. Każdy, nawet bardzo doświadczony prawnik ciągle wspomaga się kodeksem, nikt nie ma w głowie wszystkiego i do każdej sprawy musi się przygotować wspomagając się doświadczeniem swoim lub innych prawników. I musi na bieżąco studiować wszelkie zmiany w przepisach. Poszłam na prawo nie z zamiłowania, ale dlatego, że to co mnie interesowało nie można studiować inaczej niż stacjonarnie. Poza tym liczę się z tym, że w pewnej chwili zapewne zostanę matką, a nie mam ochoty by moje dziecko hodował żłobek a potem przedszkole. A co chciałaś studiować? - zapytał Arek.
Biotechnologię - odpowiedział Emil zamiast Adeli. Proponowałem, żeby może teraz zaczęła studiować dla przyjemności, ale te lata pracy i studiów dały jej mocno w kość. Zobacz jaka to drobniutka kobietka. Nie wiem tylko dlaczego zrobiła ten tytuł rzecznika, to przecież też było sporo pracy. Adela popatrzyła się na niego, chwilę milczała i powiedziała- bo jak każda zakochana kobieta miałam wyraźnie zaćmienie rozumu. Kochać cię nie przestałam, ale sama się przekonałam, że żadna ze mnie siłaczka. Dobrze, że tym razem nie musiałam robić za poduszkę do igieł i skończyło się na łykaniu leków.
Przemyślałam sobie spokojnie w pracy swoją pozycję w spółce i stwierdziłam, że od wieków wiadomo, "pańskie oko konia tuczy" i zwłaszcza na początku ktoś musi mieć wgląd właściwie we wszystko. Ty i Emil będziecie zajęci sprawami merytorycznymi, czyli klientami i dopóki nie będą do nas walić drzwiami i oknami, to moja pomoc w większym wymiarze nie będzie wam potrzebna i mogę prowadzić recepcję, dbać o to by było na miejscu to wszystko co jest niezbędne do działania. Macie laptopy więc nie będzie przepisywania niczyich bazgrołów z brudnopisu na "czystopis". Potrzebna będzie zapewne drukarka, a raczej może tzw. "urządzenie wielofunkcyjne" co robi i za skaner i za xero. A może byłoby z czasem dobrze by każdy z was miał takowe na swoim biurku. Arka byłoby dobrze wyposażyć w dyktafon - tyle tylko, że zawsze trzeba uprzedzić klienta gdy się chce z niego korzystać. Mam wrażenie, że kancelaria nie będzie otwarta 12 godzin na dobę, tylko w z góry określonych godzinach. Widzę tylko jeden mankament dla was panowie - osoba, która będzie zarządzać sekretariatem będzie musiała znać na bieżąco wasz rozkład dnia, który zapewne będzie się zmieniał w zależności od prowadzonych spraw. Więc będziecie się musieli na okrągło "spowiadać". Potrzebny też będzie telefon stacjonarny. I musi być na nim nagrany komunikat w jakich godzinach urzęduje kancelaria. Takie są moje przemyślenia w tym temacie. Oczywiście nie wykluczam, że z lekka bredzę, ale nigdy nie pracowałam w spółce ani też w kancelarii, za to sporo lat w sekretariatach. Ministerialnych również.
I jeszcze coś - robiąc coś z zakresu patentowego mogę się pod tym podpisać. Ale nie pod sprawami z zakresu prawa cywilnego. Tylko jakoś ciągle nie mogę tego pojąć swoim małym rozumkiem. Śmieszy mnie ten przepis bo was obu obowiązuje tajemnica zawodowa. A może mi się tylko tak wydaje.
A teraz to zjemy sobie obiadek, prześpicie się z tymi moimi propozycjami, które są również sprecyzowane na piśmie, przemyślicie to sobie spokojnie i na następnym spotkaniu powiecie co o tym sądzicie, bo jak powiedziałam - może ja tylko bredzę.
Adela dała każdemu do ręki zadrukowaną kartkę i wyniosła się do kuchni. Po chwili Arek powiedział - no patrz stary, załatwiła nas. Ale jeszcze i tak mamy kilka spraw do omówienia. Przyniosłem rozrysowany projekt pomieszczeń. Emil pokiwał głową i powiedział - zjedzmy wpierw. Pójdę do kuchni by zobaczyć, czy nie trzeba jej pomóc. Do kuchni poszli obaj i Adela stwierdziła- o fajnie, możemy zjeść tak rodzinnie, w kuchni.
c.d.n.