niedziela, 24 lipca 2022

Trudny wybór - 69

 W drodze z pracy do domu Adela opowiedziała mężowi jaką miała rozmowę z szefem i że właściwie cała instytucja funkcjonuje  na mocno okrojonych  obrotach no bo nie wie  nikt  co dalej. I jeśli tak jest i w innych branżach to całość za jakiś czas nie  będzie  wyglądała interesująco. Więc może  szkoda, że wykazała  tak mało entuzjazmu odnośnie tego wyjazdu do Madrytu.

Maleństwo, rodzicom wcale  nie  byłoby tam dobrze a gdyby zostali oni tu a my bylibyśmy  tam to byłoby źle i im i nam. 

Dziś musimy omówić z Arkadiuszem jak najwięcej  spraw organizacyjnych. Jeżeli będziemy mieli szczęście, to  ruszymy z miejsca najszybciej   za kwartał ale nie  wykluczone, że dopiero za pół roku. Bo wszystko niestety wymaga  czasu, począwszy od sprecyzowania umowy, bo dopiero  wtedy będziemy  mogli zająć  się szykowaniem lokalu. Dziś rozmawiałem z kumplem i nie  będzie  problemu bym  miał półetat na Politechnice. Bo mam  wrażenie, że na początku działania  naszej  spółki będzie to nieodzowne. Ale spokojnie,  wszystko sobie to  dziś i w kolejnych  spotkaniach omówimy. Pomyślałem  tylko, że zapewne będzie lepiej gdy zaczniesz aplikację dopiero od następnego roku akademickiego,  a nie najbliższego. Bo po prostu teraz i przez kilka miesięcy Arek i my będziemy mieli urwanie  głowy. Arek jest  wielkim optymistą, ale on  nigdy jeszcze  spółki nie  zakładał, on tylko do spółki przystępował. A to olbrzymia różnica. 

I zastanawiam się nad tym,  czy jest sens  bym przeszedł do urzędu, bo nim nam to wszystko ruszy to lepiej bym mógł mieć  do wszystkiego wgląd a pracując osiem godzin na etacie nie będę miał zupełnie wpływu na to,  co się  będzie  działo w trakcji organizacji spółki. Nie wykluczam też sytuacji, że przez kilka miesięcy na początku wcale  nie będę pracował na jakimkolwiek etacie. Będę na twoim utrzymaniu, ostatnio masz całkiem niezłe wynagrodzenie. A my jakimś cudem nie   wydajemy  wcale dużo pieniędzy, o ile nie jedziemy do SPA lub  Zakopanego.  Najwyżej w  tym roku nie pojedziemy do nałęczowskiego SPA.

Nielubiany przez ciebie dyrektor wciąż się  dopytuje kiedy wreszcie dam mu adres kancelarii. Powiedziałem, że ty na razie odpoczywasz po trudach zdobywania szlifów rzecznika.  Na razie nadal duże zakłady mają rzeczników na etatach, a jemu Rada Zakładowa zadała pytanie czy on  nadal będzie utrzymywał dział patentowy. Jakoś biedne tumany nie  zassały, że ten  dział to tylko ja, o  czym on ich poinformował. Był wyraźnie wściekły, że te barany zupełnie  nie łapią korzyści z tego, że  zakłady przemysłowe  dzięki innowacjom mają  co produkować. Ale on  się nie  "obcina" i dość ostro im powiedział co myśli o ich poziomie umysłowym. No bo oczywiście rada zakładowa w  99,9%  to pracownicy fizyczni  zakładu doświadczalnego, dla których każdy pracownik umysłowy to darmozjad. Stara, dobra kadra, byli członkowie PeZetPeeRu.Rachuba  płac i kasjerka to również darmozjady. Doszliśmy zgodnie do wniosku że "nowe powraca". Powiedział mi, że liczy  się z tym, że w każdej chwili może  zostać odwołany,  a wtedy najzwyczajniej w świecie opuści ten smętny raj, bo tak naprawdę nic go tu nie trzyma. Nawet dziecko nie, bo  nie ma  z dzieckiem kontaktu. Najlepsze było to, że rozmawialiśmy spacerując po podwórku. Myślałem, że padnę ze śmiechu, gdy w pewnej chwili przystanął koło końca   budynku i  zaczął  mi pokazywać  coś, czego tam  nie było i powiedział - obawiam się, że w budynku jest podsłuch, więc gdy chcę porozmawiać z porządnym człowiekiem to albo wychodzę na  zewnątrz albo spaceruję po korytarzu. O tym "wysuniętym robotniku" to on  wie, ale ten wysunięty jest z poprzedniego  MSW a nie  z obecnego. I jeśli facet  wkrótce odejdzie to będzie  znaczyło, że nie  zmienił barw  klubowych. I wtedy znajdzie  się jakiś następny.

Dobrze, że mi to mówisz - na tematy "drażliwe"  rozmawiam  tylko z  szefem a i to raczej  b.rzadko. Czuję, że on  się bardzo martwi tą  sytuacją. Wiesz  co, ale  nie mówmy o  tym rodzicom, bo będą  się zamartwiać. A ich  zamartwianie  się  nic nikomu  nie pomoże.

No jasne, że nie będziemy im nic  mówić.Tym bardziej, że ani oni ani my  nie mamy na rozwój  sytuacji żadnego wpływu. Nie głosowaliśmy  wszak na tą ekipę. Pytałem się naczelnego dokąd pryśnie gdy  go zdejmą  ze stanowiska. Twierdzi, że najprawdopodobniej albo do Czech albo do Niemiec. I jeśli  się tam  przeniesie to weźmie  ze sobą swoich rodziców, żeby go tu  już nic nie  wzywało. Podobnie jak my jest zdegustowany tą całą sytuacją i, jak twierdzi, nie  sądził, że mamy aż tak "niedorobione" społeczeństwo. Podobno ci co byli bardziej  zorientowani w sytuacji już są w Czechach i bardzo sobie  chwalą ten krok. I jeszcze  mi powiedział, że dobrze robię odchodząc stąd.  Więc mu tylko przypomniałem, że tak  naprawdę to jest  to zgodne z zamysłem obecnie  rządzących a nie mój osobisty  wymysł, chociaż mnie bardziej pasuje praca blisko miejsca zamieszkania.  Obiecaliśmy  sobie  być nadal w kontakcie, zresztą mamy na  siebie  namiary telefoniczne, a nasz adres  domowy też  zna, jest  wszak w naszych  dokumentach  w kadrach, a wiadomo, że  dopóki jest tu naczelnym to ma  do nich  dostęp. Wychodzę z  założenia, że w tym porąbanym raju nigdy nie wiadomo kto  ci może być nagle pomocny, więc nie  zrywam takich kontaktów. Na szczęście  już nie było mowy o tym, że kupiłby chętnie moje mieszkanie. Tak prawdę mówiąc marzy  mi się byśmy wszyscy mieszkali w  kraju o stabilnym ustroju a nie  w takim jak ten, gdzie wciąż  człowiek czuje  się jak kartofel w gotującej  się wodzie. Przeglądam ostatnio różne strony w poszukiwaniu takiego kraju, w którym byłoby nudno, czyli bardzo, bardzo stabilnie. 

Arek przybył do nich punktualnie co do minuty, co tak bardzo zadziwiło Emila, że aż to skomentował. Ależ ja  z natury jestem punktualny, tylko z reguły moi klienci nie są i stąd moje liczne spóźnienia. Teraz jechałem z domu i dlatego udało mi się przyjechać punktualnie. I tylko trzy razy się pytałem jak dojechać pod wasz  adres. Dobrze, że zapamiętałem, że macie za sąsiada przychodnię bo inaczej to bym musiał po ciebie telefonować. Projektanta to powinno  się osadzić w jakimś zakładzie dla niedouków. Adela i Emil wybuchnęli śmiechem mówiąc - pociesz  się, że nie ty jeden miałeś z tym problem. My też to mamy. Ostatnio szukałem jednego adresu dotyczącego głównej ulicy Ursynowa. Okazało się, że  taki numer budynku jest z drugiej strony budynku stojącego przy KEN,  a do tego ulica  biegnąca wzdłuż tego budynku ma  zupełnie inną nazwę, chociaż nad wejściem jest adres KEN ileś tam. No normalnie ręce opadają. I chyba sporo osób ma  z tym kłopot, bo ostatnio widziałem tam tabliczkę ze strzałką wskazującą adres KEN. I mamy z Adelą podejrzenie, że projektant oznakowania osiedla musi być rodem z Zakopanego, bo tam jest bardzo podobnie.  Adela szybko mu opowiedziała, jak kiedyś szukała tu punktu napraw sprzętu elektronicznego,  w końcu zatelefonowała tam, powiedziała  w którym miejscu właśnie  stoi i facet ją prowadził zdalnie. Bo regułą na Ursynowie jest to, że jedziesz jakąś ulicą i adresy na budynkach po lewej stronie ulicy są inne niż po prawej,  ale mają jedną cechę wspólną- żaden nie ma na tabliczce  nazwy ulicy, którą się właśnie jedzie. A jedna z koleżanek Adeli trafiała do swego brata mieszkającego  na Ursynowie na  zasadzie lokalizowania wzrokowego Instytutu Onkologii z jednego, określonego miejsca, do którego trafiała bezbłędnie. Gdy mi to opowiadała nim tu zamieszkaliśmy to się bardzo śmiałam, teraz jakoś mniej  mi do śmiechu z tego powodu.

No to całe  szczęście, że lokal będziemy mieć na Mokotowie  a nie  tu - stwierdził Arek. Zresztą na ścianie budynku będzie zainstalowana spora tablica informacyjna. Nawet  sobie  nie wyobrażacie ile miejsca zajmowała w tym sklepie wystawa, bo pod nią był magazynek. I zamiast tego okna wystawowego zapewne zrobi  się ścianę, którą oczywiście trzeba będzie ocieplić. Trzeba będzie znaleźć jakąś przytomną i odpowiedzialną osobę do prowadzenia  recepcji. 

Przytomna i odpowiedzialna to jestem ja -mogę na samym początku działalności się  tym zająć - powiedziała Adela. Bo jak  znam życie to tak "z mety" nie będzie wiele spraw z  zakresu patentów i Emil będzie "samoobsługowy" w tej materii.  Sprawy księgowe to będziemy musieli dać na  zewnątrz - nie opłaci  się nam zatrudnienie księgowej. 

No coś ty?- zawołał Arek- magister prawa + rzecznik patentowy będzie  się zajmował przyjmowaniem klientów i kierował sprawy do poszczególnych osób? Słyszałem, że chcesz aplikować na adwokata, coś się zmieniło? No tylko o tyle, się  zmieniło, że nie teraz-zaraz chcę aplikować, ale muszę nieco po tych ostatnich dwóch zwariowanych latach  odetchnąć. 

Nie  chcę być Kassandrą, ale jest niemal pewne, że w tej materii też będą  zmiany, podobnie jak w kwestii uprawnień dla rzeczników patentowych - stwierdził Arek. Adela wzruszyła  ramionami - no to będą a tak naprawdę to nie jestem napalona  na zdobywanie nowych tytułów. Nie  łudźmy  się, wiele mądrzejsza to nie będę. Każdy, nawet bardzo doświadczony prawnik ciągle  wspomaga się kodeksem, nikt nie ma  w głowie wszystkiego i do każdej sprawy musi się przygotować wspomagając  się doświadczeniem swoim lub innych prawników. I musi na bieżąco studiować  wszelkie zmiany w przepisach. Poszłam na prawo  nie  z  zamiłowania, ale  dlatego, że to co mnie interesowało nie  można  studiować inaczej  niż stacjonarnie. Poza  tym liczę się z tym, że w pewnej chwili zapewne zostanę matką, a nie mam ochoty by moje dziecko hodował żłobek a potem przedszkole. A co chciałaś studiować? - zapytał Arek. 

Biotechnologię - odpowiedział Emil  zamiast Adeli. Proponowałem, żeby może teraz  zaczęła  studiować dla przyjemności, ale te lata pracy i  studiów  dały jej mocno w kość. Zobacz jaka to drobniutka kobietka. Nie wiem tylko dlaczego zrobiła ten tytuł rzecznika, to przecież też było sporo pracy. Adela popatrzyła się na niego, chwilę milczała i powiedziała- bo jak  każda zakochana kobieta miałam wyraźnie zaćmienie rozumu. Kochać cię nie przestałam,  ale sama  się przekonałam, że żadna ze mnie siłaczka. Dobrze, że tym razem nie  musiałam robić za poduszkę do igieł i skończyło się na łykaniu leków.

Przemyślałam sobie spokojnie w pracy swoją pozycję w spółce i stwierdziłam, że od  wieków  wiadomo, "pańskie  oko konia  tuczy" i zwłaszcza na początku ktoś musi mieć  wgląd właściwie we  wszystko. Ty i Emil będziecie zajęci sprawami merytorycznymi, czyli klientami i dopóki nie będą do  nas walić drzwiami i oknami, to moja pomoc w większym wymiarze  nie będzie  wam potrzebna i mogę prowadzić recepcję, dbać o to by było na miejscu to  wszystko co jest niezbędne do działania. Macie laptopy więc nie będzie przepisywania niczyich bazgrołów z brudnopisu na "czystopis". Potrzebna będzie zapewne drukarka, a raczej może tzw. "urządzenie wielofunkcyjne" co robi i za skaner i za xero. A może byłoby z czasem dobrze by każdy z was  miał takowe na swoim biurku. Arka byłoby dobrze wyposażyć w dyktafon - tyle tylko, że zawsze trzeba uprzedzić klienta gdy się chce z niego korzystać. Mam wrażenie, że kancelaria nie będzie otwarta 12 godzin na  dobę, tylko w  z góry określonych godzinach.  Widzę tylko jeden mankament dla was panowie - osoba, która będzie zarządzać sekretariatem będzie  musiała  znać na bieżąco wasz rozkład dnia, który zapewne będzie  się zmieniał w zależności od prowadzonych spraw. Więc będziecie  się musieli na okrągło "spowiadać". Potrzebny też będzie telefon stacjonarny. I musi być na nim nagrany  komunikat w jakich godzinach urzęduje kancelaria.  Takie są moje przemyślenia  w tym temacie. Oczywiście nie  wykluczam, że z lekka bredzę, ale nigdy nie pracowałam  w spółce ani też w kancelarii, za to sporo lat w sekretariatach. Ministerialnych również. 

I jeszcze  coś - robiąc coś z  zakresu patentowego mogę się pod  tym podpisać. Ale nie pod sprawami z zakresu prawa cywilnego. Tylko jakoś ciągle nie mogę tego pojąć  swoim  małym  rozumkiem. Śmieszy  mnie ten przepis bo was obu obowiązuje tajemnica  zawodowa. A może mi się tylko tak  wydaje.

A teraz to zjemy sobie obiadek, prześpicie  się z tymi moimi propozycjami, które są również sprecyzowane na piśmie, przemyślicie  to sobie  spokojnie i na następnym spotkaniu powiecie co o tym sądzicie, bo jak powiedziałam - może ja tylko bredzę.

Adela dała każdemu do ręki zadrukowaną kartkę i wyniosła  się do kuchni. Po chwili Arek powiedział - no patrz  stary,  załatwiła  nas. Ale jeszcze i tak mamy kilka  spraw do omówienia. Przyniosłem rozrysowany projekt pomieszczeń. Emil pokiwał głową i   powiedział - zjedzmy  wpierw. Pójdę do kuchni by zobaczyć,  czy nie trzeba jej pomóc.  Do kuchni poszli obaj i Adela  stwierdziła- o fajnie, możemy zjeść tak  rodzinnie,  w kuchni.

                                                                  c.d.n.