niedziela, 16 maja 2021

Kazdy na coś czeka - epilog

Wszyscy troje bardzo cieszyli się, że są już w domu. Co prawda zimowe dni w Vancouver były ładniejsze a i miasto  jako takie było ładniejsze i ciekawsze, ale oni rozkoszowali się wieczorami spędzanymi w domu razem a nawet wspólnym szykowaniem posiłków. Kamil oddał w ręce prawnika sprawę  zmiany ojcostwa i choć sprawa była prosta, to jednak musiała przejść  przez odpowiednie szczeble. No a potem Jacek musiał sobie wyrobić nowy dowód  osobisty i w wielu miejscach zmienić imię ojca. Orzeczenie o ustaleniu ojcostwa doczekało się wielu kopii.

Jacek w czerwcu obronił swą pracę doktorską. Marta i Kamil byli tak dumni, jakby to oni sami zdobyli ten tytuł. W ramach tej radości zrobili wspólny kilkudniowy wypad do Paryża. A w sierpniu nadeszła z Vancouver zła wiadomość - Leon był w szpitalu, okazało się, że ma raka trzustki i jak stwierdzili lekarze to chyba od dość dawna chorował, ale nie leczył się. W październiku odszedł , jak pisała Zochna bez większego bólu, bo w minimalizowaniu bólu tamtejsi lekarze byli naprawdę nieźli.  Zochna napisała do Marty i Jacka o tym fakcie, gdy już było po pogrzebie. Na razie nie miała pomysłu na "co dalej". Jacek proponował by może wróciła do Polski i zamieszkała np. w mieszkaniu Marty, które było dość blisko miejsca  w którym on mieszkał z Martą. Ale Zochna stwierdziła, że to raczej odpada, miała tu swój krąg przyjaciół i znajomych, a w Polsce praktycznie czułaby się szalenie obco. Kuzynka Zochny, która przed laty sprowadziła  Zochnę i Leona do Kanady zaproponowała, by Zochna przeprowadziła się do ich domu- tym sposobem nie będzie  sama a swój domek komuś wynajmie i będzie miała stały dochód, chociaż, jak zapewniała w liście- na brak środków do życia nie będzie cierpiała, nawet gdyby nikomu nie wynajęła domku. W końcu listu napisała, że Kanada dała jej poczucie  bycia kimś, a w Polsce stale, nawet po ślubie z Leonem  czuła się nikim i obawia się, że zamieszkawszy w Polsce znów czułaby się nikim.  

Bardzo przykro zrobiło się Marcie i Jackowi po tym liście od Zochny. Każde z osobna zapewniało ją, że się myli, wszak była, jest i będzie mamą Jacka, teściową Marty i  bratową Kamila i że oni bardzo żałują, że nie chce przyjechać. Ale ogromnie się ucieszą gdy jednak zmieni zdanie. Mieszkanie Marty nadal będzie puste, więc niech pamięta, że zawsze będzie tu mile widziana. Co prawda Marty i Jacka całymi dniami nie ma w  domu, no ale jest jeszcze Kamil, który też jest samotny, więc zapewne mogliby sobie wzajemnie dotrzymywać towarzystwa.

Kamil nie dziwił się Zochnie, że nie chce wracać do Polski- po prostu ona chyba jednak zbyt wiele tu wycierpiała- faktycznie "panna służąca" w Polsce  była nikim. I zapewne zniosła wiele upokorzeń zarówno ze strony swych pracodawców  jak i potem ze strony rodziców Leona, którzy zapewne nie o takiej synowej marzyli dla swego syna. Bo wszyscy rodzice  chcą dla swych synków panienki najlepiej z książęcego rodu, koniecznie pięknej, mądrej o wielu talentach i ślepo kochającej i posłusznej mężowi, który w pojęciu swych rodziców jest wprost ideałem - nawet wtedy gdy jest brzydki i głupi.

Jacka do Dziadków najczęściej prowadził Kamil, bo matka  braci nie chciała widywać Leona i jego żony, ale życzyła sobie raz na jakiś czas zobaczyć Jacka. Spotkania przy wspólnym stole bywały dwa razy w roku, w Boże Narodzenie i na Wielkanoc. I nigdy nie trwały długo. I skoro Kamil, należący do ścisłej rodziny nie wspomina mile tych spotkań, to jest w stanie zrozumieć jak były one nieznośne dla Zochny. Więc wcale nie dziwi się, że mając takie wspomnienia Zochna nie chce wrócić do Polski.

Mniej więcej rok po śmierci Leona Zochna napisała do Marty, że jeden ze znajomych jej i Leona, który owdowiał nieco wcześniej niż Zochna, z pochodzenia Niemiec, zaproponował jej....małżeństwo. I Zochna poważnie się zastanawia nad tym krokiem. Ona go zna już wiele lat, spotykali się w czwórkę często, przyjaźnili się, ale ona nie  bardzo wie co ma zrobić, bo "Fryderyk jest od niej młodszy aż o pięć lat". I czy to nie będzie śmiesznie wyglądało, że ona w wieku 62 lat jeszcze będzie wychodzić za mąż? Poza tym on chce by wrócili razem do Europy i zamieszkali w Bawarii, skąd on pochodzi. 

List Zochny Marta przeczytała sama kilka razy, potem ze dwa razy z Jackiem i na końcu z Kamilem. A potem napisała do Zochny, że fakt wychodzenia za mąż za wdowca o pięć lat młodszego nie jest wcale jakimś nagannym czy poronionym pomysłem. Panowie szybciej się starzeją, więc te 5 lat różnicy  to właściwie żadna różnica. Ważne jest tylko to, co do siebie czują, czy ta propozycja wynika z jego uczuć przyjaźni i/ lub miłości do Zochny czy tylko może facet widzi jakieś wymierne finansowe korzyści z tego faktu. I czy jej poprzedniczka była aby na pewno szczęśliwa z tym panem, czy nie było jakichś historii przemocowych w tym małżeństwie, bo Bawarczycy dość osobliwie traktują kobiety. I jeżeli tylko Zochna wie, że facet zawsze był w porządku i jeśli Zochna wyłączy to co odziedziczyła po Leonie ze wspólnoty małżeńskiej przed ślubem (bo musi mieć jakieś zabezpieczenie dla siebie w razie ponownego wdowieństwa lub rozwodu) to niech bierze ślub i jedzie do Bawarii, bo Bawaria ładna jest a poza tym jest  znacznie  bliżej Warszawy niż Vancouver, więc jest pewne, że będą się z nią częściej widywać. Jacek dopisał tylko, że Marta napisała to wszystko co i on na ten temat myśli i że gdy tylko oni zjadą do Bawarii on z Martą ich odwiedzą. A Kamil napisał: "dobrze zrobisz wychodząc za młodszego o te 5 lat, o ile tylko facet jest wart twego uczucia. Życzę ci Zochno wszystkiego co najlepsze." W dwa miesiące  później dostali zdjęcie ślubne, na którym Zochna była otulona szalem, który jej przywieźli do Vancouver Marta i Jacek. Poza tym napisała, że następną wiadomość przyśle już z Europy, czyli z okolic jeziora Forggensee, bo tam mają zamieszkać i podobno stamtąd jest stosunkowo blisko do Garmisch-Partenkirchen. Dziękowała też całej trójce za zrozumienie jej sytuacji i aprobatę jej decyzji. Napisała też, że Fryderyk przyklasnął temu, że wyłączyła ze wspólnoty majątkowej to co odziedziczyła po Leonie. I oboje z Fryderykiem będą szczęśliwi mając możliwość goszczenia ich wszystkich u siebie.

Jacek się chwilami podpytywał Kamila, czemu nie "zakręcił się" koło Zochny gdy ta owdowiała, bo była szansa by Jacek miał tym sposobem oboje rodziców  razem, ale Kamil twierdził, że Zochna, niezależnie w  jakim wieku nigdy go nie pociągała pod jakimkolwiek względem, a ten jeden jedyny raz, w wyniku którego na świat przyszedł Jacek, to było raptem góra 10 minut, a i to w niepełnej świadomości Kamila obudzonego nagle przez Zochnę wielce intymnymi i jednoznacznymi pieszczotami.

Bawarski klimat chyba dobrze służył Zochnie i Fryderykowi - oboje dożyli tak zwanie  słusznego wieku- Zochna odeszła w 80 roku życia pozostawiając Fryderyka w wielkim smutku. Odszedł w dwa lata po niej. A Kamil, otoczony miłością Jacka i Marty doczekał się małej Marysi, którą przez trzy lata wielbił i hołubił i w wieku 85 lat pogrążył w smutku tych, których tak bardzo kochał.

                                                                     KONIEC


Każdy na coś czeka - 11

Co robią dorosłe kobiety gdy mają babski dzień? Niektóre to idą pobuszować w sklepach, ale Zocha i Marta posiedziały pół dnia w domu "obgadując" swoich partnerów. Jakby nie było Zocha bardzo chciała wiedzieć jaki właściwie jest jej syn  na co dzień. Gdy wyjeżdżali z Leonem z Polski Jacek był co prawda już pełnoletni, ale nie miał wtedy nawet żadnej sympatii, może dlatego, że bardzo był wtedy zajęty studiami i....siatkówką. Zocha twierdziła, że wyjeżdżała  wtedy w swego rodzaju rozdarciu - z jednej strony już miała dosyć ciągłych kłótni Jacka z Leonem oraz  Leona z Kamilem. Z drugiej strony wiedziała, że będzie tęsknić za Jackiem a i w pewnym stopniu za Kamilem. 

Pomysł , by Zocha wskoczyła do łóżka Kamilowi urodził się w głowie  Leona i  miał na celu głównie zapobieżenie temu, by Kamil z zazdrości nie doniósł rodzicom co się w drugiej części domu nocami wyprawia. Poza tym i Leon i Zocha wiedzieli, że coś jest nie tęgo z płodnością Leona lub jej, bo współżyli od pewnego czasu bez żadnych zabezpieczeń, a Zocha w ciążę nie zachodziła. Leon był święcie przekonany, że to wina Zochy, bo o niepłodność były głównie oskarżane kobiety, a nie ci wspaniali mężczyźni.  W tym momencie Marta przypomniała sobie, co na ten temat mówił Kamil, ale nic nie powiedziała Zochnie o jego wersji tych wydarzeń. Tak naprawdę nie miało to większego znaczenia. Dla Marty najgorszy był fakt, że z jakiegoś względu wsadził bratu do łóżka kobietę, którą podobno kochał, a ona go posłuchała.

Gdy okazało się, że Zocha jest w ciąży zupełnie tego faktu nie skojarzył z tym, że raz zagonił Zochę do łóżka brata, za to dobrze wiedział, że teraz to rodzice wręcz każą mu się ożenić z Zochą, czego pragnął od samego początku. Gdy Jacek już był na świecie, postanowili, że jak najprędzej zrobią drugie dziecko i.....figa, Zosia nie zachodziła w ciążę. Wtedy dopiero do świadomości obojga dotarło, że Jacek jest raczej potomkiem Kamila niż Leona. Dopiero wówczas, w tajemnicy przed Zochą, Leon zrobił badanie nasienia, które wykazało, że jego szanse na potomstwo są zerowe. Nie dość, że plemników było mało, to były mało żywotne. A zapłodnienie to sprint, kto pierwszy ten lepszy.Ale nadal jeszcze to utrzymywał w tajemnicy, nawet przed Zochą. Ale któregoś dnia, Zosia będąc już panią Leonową znalazła wynik jego badania i gdy Jacek miał już 6 lat powiedziała Kamilowi, że  on jest nie tylko ojcem chrzestnym Jacka ale i biologicznym. 

Leon rzeczywiście nie radził sobie z tym faktem, że ojcem Jacka jest Kamil, ale nadal Zochę kochał, choć czasami ta jego miłość miała dość okrutne oblicze. I dobrze, że Kamil był blisko, bo Leon zupełnie się mentalnie wyłączył z kontaktu z Jackiem. Co najwyżej ciągle miał coś dziecku za złe. Na domiar złego Jacek był znacznie bardziej podobny do Kamila niż do Leona. Zocha proponowała by się rozeszli, ale tego to sobie Leon nie wyobrażał. Kochał Zochę nadal, jakąś dziwną, obłąkaną miłością.

W Kanadzie znaleźli się dzięki ciotecznej siostrze  Zochy, która wyemigrowała do USA, tam poznała Kanadyjczyka za którego wyszła za mąż. Kanadyjczyk był rodem z Vancouver i gdy się ożenił powrócił do Vancouver. I to właśnie owa siostra zaprosiła do siebie Zochę i Leona. W liście zapewniali, że na mur-beton znajdzie się praca dla Leona, bo Kanada bardzo chętnie przyjmowała ludzi z cenzusem. Ponieważ Kanadyjczyk był poważnym człowiekiem, Leon za jego radą przesłał do Kanady przetłumaczone wszystkie swoje dyplomy, kursy, opinie z miejsc pracy i dostał promesę zatrudnienia w jednej z firm w Vancouver.

Ze względu na Zochę Leon chciał, by jechał z nimi Jacek. Wiedział jak bardzo Zocha kocha Jacka, a on wszak bardzo kochał Zochę i nie chciał by ciągle tęskniła za Jackiem. Ale Zocha cały czas podejrzewała, że Leon tak naprawdę chcąc by jechał z nimi Jacek chciał zrobić Kamilowi na złość. Bo jak zauważyła na przestrzeni lat, gdy mieszkali wszyscy jeszcze u rodziców bliźniaków to miłość między nimi była bardzo dziwna i chyba więcej było pomiędzy nimi animozji niż miłości i życzliwości. I wcale nie namawiała Jacka na ten wyjazd. A teraz to Zocha wie, że zrobiła dobrze, bo widzi, że Jacek jest szczęśliwy z  Martą.

Spłakały się nieco obie gdy Zocha snuła swą opowieść. A Marta opowiedziała z kolei Zosi, o swoim pierwszym, nieudanym związku, co wywołało u Zochy potok łez, mówiła też o tym jak się pomału z Jackiem poznawali, opowiedziała też o tym jakim jej zdaniem porządnym, wrażliwym i dobrym człowiekiem jest  Kamil i jakim super mężem jest Jacek. A Zocha poszła do sypialni, gdzie w domowym sejfie, pośród swoich dokumentów miała ukryty wynik badania nasienia Leona, wykonanego gdy już Jacek był na świecie, a oni starali się o następne dziecko. Przyniosła kopertę z wynikiem i wręczyła to Marcie- weź to Martusiu, może się wam to przyda.

Marta nie ukrywała, że im obojgu bardzo się podoba Vancouver, że na pewno jeszcze tu przyjadą. Zaprosiła też Zochę by przyjechała z Leonem lub sama do Polski, jest gdzie mieszkać, bo tak naprawdę to każde z nich ma własne mieszkanie. Oni mieszkają  w trójkę w mieszkaniu Kamila, ale i ona i Jacek mają swoje mieszkania, z tym, że mieszkanie Jacka wynajmują, a jej stoi puste i są to dwa pokoje z kuchnią, na bardzo ładnym osiedlu.

Męska część rodziny powróciła do domu późnym popołudniem. Wyniki badań będą mogli odebrać za dwa dni.Wyniki badań wykażą czy Leon i Kamil są tak naprawdę klonami, czyli powstali z jednej zygoty, czy tylko "dwojaczkami", czyli dwa jajeczka zostały zapłodnione dwoma różnymi plemnikami. Bliźniaki jednojajowe posiadają takie samo DNA, ale i tak, w drodze dodatkowych badań będzie można ustalić który z nich jest ojcem Jacka. Ale wg pracowników laboratorium w którym byli, oni nie są bliźniakami ale  dwojaczkami. I opowieści rodzinne, że jeden z nich jest starszy, właśnie o tym świadczą. Bo gdy się rodzą dzieci dwujajowe pomiędzy ich przyjściem na świat może minąć nawet kilka godzin, jeśli poród odbywa się  siłami natury. I tak " na oko", jeszcze bez badań widać, że Jacek raczej jest synem Kamila a nie Leona.

No cóż, miałem syna, który był mi solą w oku, a teraz najprawdopodobniej zmieni  się w mego  bratanka. Kamil miał bratanka, a miał tak naprawdę syna, ale był na tyle fajnym bratem, że nigdy tego nie powiedział Jackowi ani komukolwiek w rodzinie.Nie wyobrażałem sobie życia bez Zochy i cały czas od chwili, gdy się okazało, że raczej nie mam szans na potomstwo żyłem w strachu, że Kamil mi ją zabierze, bo Jacek to jego dziecko, a dziecko musi mieć matkę - stwierdził Leon.

A teraz nadal się boisz, że ci ją Kamil zabierze?- zapytała Marta. Nie, już się tego nie boję.   Przez dobry kwadrans w pokoju było cicho, w końcu odezwała się Marta - popatrzcie - przez jeden głupi pomysł cztery osoby były nieszczęśliwe - może nie  w tym samym czasie, ale jednak byliście nieszczęśliwi. Jacek, bo czuł, że coś jest źle i wydawało mu się, że za coś Leon jest na niego zły, Kamil, bo był ojcem, ale  nie miał prawa decydowania o życiu Jacka. Ty Leonie też byłeś nieszczęśliwy, bo nie umiałeś pokochać Jacka jak ojciec. Przerzuciłeś w pewien sposób swój głupi pomysł na barki Zosi  i zaszła w ciążę. Ale myślę, że i tak najgorzej miała Zochna, bo została potraktowana instrumentalnie przez człowieka, którego  kochała. 

 Pomyśl,  jak bardzo cię kochała, że posłuchała cię i weszła Kamilowi do łóżka. A tak naprawdę usłyszawszy takie dictum powinna była dać ci w twarz i odejść jak najdalej. Nie mówię tego po to by cię zawstydzić, ja tylko zbieram fakty. I trochę mi się chce śmiać, że gdyby nie to moje zdjęcie z Jackiem i Kamilem, na którym Jacek i Kamil różnią się tylko wiekiem, Jacek nie rzuciłby Kamilowi pytania jak długo jeszcze będzie się Kamil wypierał ojcostwa. I, tu mówię, mea culpa, namówiłam ich obu żeby wysłać to zdjęcie do was. Byłam pewna, że w jakiś sposób zareagujecie na to zdjęcie. Co prawda nie podejrzewałam, że nas zaprosicie. To raczej był znak od nas, że chcemy wreszcie pewne sprawy ustalić w sposób ostateczny. Kamil chciał to wszystko załatwiać z pomocą  polskiej kancelarii prawniczej, no ale skoro  przyjechaliśmy , to myślę, że tak jest znacznie lepiej. A  jak ty uważasz Leonie?

Myślę, że lepiej. To wasze pokolenie jest bardziej otwarte i szczere niż nasze, chyba niewiele  spraw jest zamiatanych pod dywan, bo nie wypada powiedzieć o czymś prawdy- stwierdził Leon.  Marta uśmiechnęła się - niestety o wielu sprawach nadal się nie mówi w rodzinach, zwłaszcza na prowincji, niewygodną prawdę się ukrywa. Nadal zamiata się wiele spraw pod dywan. Ale ponieważ byłam ofiarą takiego ukrywania prawdy - nauczyłam się rozmawiać z moimi bliskimi i przyjaciółmi o sprawach, które zwykle zamiatane są pod dywan. Nauczyłam się tego na psychoterapii, którą musiałam przejść żeby nie wpaść w depresję lub w nerwicę. Mam wrażenie, że teraz gdy już prawda o tym, kto jest biologicznym ojcem wyjdzie na światło dzienne ty, Leonie i Kamil, w pewien sposób się odnajdziecie jako bracia. Nikt nikomu niczego już nie będzie winien.

Jacku, a może chciałbyś trochę popracować i pomieszkać w Vancouver?- spytał Leon- mógłbym ci załatwić dobrą pracę.  To miło brzmi- stwierdził Jacek, ale jestem w trakcie robienia doktoratu i z całą pewnością  nie przerwę jego pisania. Między innymi dlatego mam tak mało czasu i tak krótko tu jesteśmy. Vancouver jest pięknym miastem, ale ja mam zamiar nadal być pracownikiem naukowym, lubię swoją pracę. Nie wiem jeszcze kiedy będę bronił, ale pewnie do czerwca uda mi się obronić pracę.

Więc może w lecie wy byście przyjechali do Polski. Mieszkać będziecie w mieszkaniu Marty, które stoi puste, bo my mieszkamy z Kamilem. Marta jest zadania, że nie powinien mieszkać sam. Zresztą nam się naprawdę dobrze mieszka razem. Ulubiony profesor Marty  twierdzi, że ludzie mieszkający samotnie szybciej się starzeją, częściej chorują, popadają w  depresję. 

Wynik badania genetycznego był jednoznaczny - ojcem Jacka jest Kamil. Porównanie genów Jacka i Leona wykluczyło ojcostwo Leona. Wszystkie wyniki  badań i ich opis zostały przetłumaczone na język polski przez tłumacza przysięgłego. Jak powiedziała Marta- misja została wypełniona.

W trzy dni później wracali już do Polski. Pożegnanie było nieco łzawe, ale Jacek i Marta nie wykluczali, że któryś urlop spędzą właśnie Vancouver, bo to naprawdę nadzwyczajne miasto, interesujące jak rok długi, bez względu na porę roku.

Warszawa powitała ich kilkunastostopniowym mrozem i sypiącym śniegiem. A dzień wcześniej spacerowali w parku nad Pacyfikiem i delektowali się  przepięknym zachodem słońca i widokiem oświetlonego Vancouver z wieżowca, na którym była platforma widokowa. Upału nie było, ale było +5,  śnieg był tylko w wyższych partiach widocznych gór i w niektórych dalej  leżących od  centrum parkach.

                                                                      c.d.n.