Wszystko ma swój kres w życiu - a ciąża zwłaszcza. Ostatnie trzy tygodnie ciąży Aliny uprzykrzyły życie całej rodzinie, ale nie da się ukryć, że najbardziej "w kość" to dostał Krystian. Alina panicznie bała się porodu i zaczęła wręcz marzyć, by była konieczność chirurgicznego rozwiązania ciąży. Teresa tylko raz jej powiedziała, że bredzi niczym Piekarski na mękach, bo jeśli myśli, że po tej operacji będzie się dobrze od razu czuła to się grubo myli i że powrót do pełnej sprawności wcale nie jest taki łatwy i bezbolesny jak się jej wydaje. I po tej "cesarce" będzie musiała dobrze zadbać o swoje mięśnie brzucha, by je doprowadzić do porządku.
Alina twierdziła, że tak jak można wybrać sobie lekarza i szpital tak samo powinna być możliwość wybrania sposobu rozwiązania ciąży. Teresa, która już miała dość jej "bredzenia" powiedziała bez ogródek, co myśli o stanie umysłu Aliny i żeby zamiast rozmawiać z nią o "cesarce" Alina wypiła z litr zimnej wody na uspokojenie. Zezłoszczona Teresa powiedziała w końcu swej przyjaciółce, by sobie przejrzała w internecie, w którym z krajów Ameryki Południowej robią "cesarkę" na życzenie pacjentki i niech sobie tam pojedzie. I niech przestanie histeryzować, bo powinna się cieszyć, że wszystko przebiega bez problemu, że dziecko już ma prawidłowe ułożenie, że jego przewidywana waga jest w normie, że nie urodzi pięciokilogramowego wielkoludka a normalne dziecko ważące ok. 3 kilogramów. A w ogóle - jeśli ma zamiar gadać głupoty to niech stanie przed lustrem i niech mówi do lustra. No ale ty też się bałaś porodu - wygarnęła jej Alina. No pewnie, że się bałam, bo wiedziałam, że będę miała cesarkę bo dziecko było w nieprawidłowej pozycji. Poród siłami natury to też na ogół nic miłego i powiedzmy sobie szczerze - każdy jest bolesny i wymaga dużo wysiłku. Masz przewidziany poród ze znieczuleniem, nie będzie cię bolało, chociaż będziesz czuła jak pracują twoje mięśnie, ale nie będziesz czuła bólu, ale zmęczenie i owszem. Weź i poczytaj ze zrozumieniem co piszą dziewczyny , które rodziły pod znieczuleniem. Znieczulenie, jego proces też będzie bezbolesny, bo ci się wkłują po podaniu miejscowego znieczulenia. I zapewniam cię, że wcale nie jest zabawne po cesarce, gdy musisz prosić swego męża by cię zaprowadził do toalety, bo ty sama ni diabła nie dojdziesz, potem by ci pomógł wstać, doprowadził cię lub doniósł do łóżka i pomógł ci się ułożyć. No i masz problem z każdą zmianą pozycji, bo cię wszystko boli. W klinice miałam do łazienki tyle co w domu szerokość małego pokoju, czyli poniżej 10 metrów ale i to było niczym wejście na Everest. No i weź pod uwagę, że nie zawsze po cesarce ma się pokarm, a jednak znacznie wygodniejsze jest na samym początku gdy się karmi piersią. A tak w ogóle- temat porodu uważam za zamknięty. Tak zupełnie poważnie to się wcale nie dziwię ilości rozwodów- jeśli każda babka swojemu chłopu umila życie tak jak ty Krisowi swoim ciągłym jojczeniem, to nic dziwnego, że szukają oddechu gdzie indziej. Nikt ci nie kazał zachodzić w ciążę - powiedziałaś, że chcesz no to masz, ze wszystkiego tego skutkami. I pamiętaj, że Kris musi cały czas pracować, nie może sobie pozwolić na więcej niż miesiąc przerwy, czyli nie będzie od świtu do nocy na każde twoje wezwanie przez pierwszy rok życia dziecka. On nie może "zejść z rynku", jest po prostu zbyt duża konkurencja. Ja miałam o tyle lepiej, że mam tatę. Ale głównie był jako wsparcie moralne. Tylko sobie nie pomyśl, że Krystian się skarżył, mówię to wszystko tylko dlatego, że to widzę. Byłaś przyzwyczajona do tego, że w domu wszystko było planowane i robione "pod ciebie", bo byłaś jedynym dzieckiem, które się utrzymało przy życiu, no ale dorosłaś, rodzice pomarli a ty już nie jesteś dzieckiem. Mamy obydwie szczęście bo bracia wyszli z domu, który dbał bardzo o wychowanie dzieci a rodzice im przekazali dobre obyczaje, nauczyli ich szanować i doceniać kobiety. Nie chleją, nie przeklinają, nie włóczą się nie wiadomo gdzie i z kim, obaj dobrze zarabiają. Zgadnij ile Kazik i Jacek, ten jego "szef," wypili wiśniówki gdy Jacek u nas nocował? No nie wiem - stwierdziła Alina. Kazik to chyba tylko lekkie wino czasem wypije a i to w mini ilościach, więc powiedz. No to wyobraź sobie, że przez cały wieczór, już po kolacji to wypili razem 200 ml. Ja to tylko język umoczyłam w kieliszku Kazika i stwierdziłam, że wyszła mi świetnie. W sezonie owocowym zrobię następną, ale nieco bardziej słodką, taką bardziej jak likier- właściwie takie coś pomiędzy wiśniówką a likierem. Fakt, że nie żałowałam wiśni. Muszę znaleźć przepis na likier kawowy, bo mi jest potrzebny do niektórych włoskich przepisów na pan forte. Kiedyś kupiłam, ale wcale mnie nie zachwycił, a drogi był jakby był pędzony na złocie.
A ten Jacek, to całkiem fajny facet - stwierdziła Alina. Można przy nim zapomnieć, że to zawodowy wojak. Bo za mundurowymi to ja nie przepadam, a ten jest całkiem fajny, zwłaszcza, że chodzi po cywilu. No bo to bardzo inteligentny facet, a poza tym poszedł do wojska trochę na złość rodzicom- tak powiedział- wyjaśniła jej Teresa. Ale mam wrażenie, że nie tylko dlatego, oni planowali dla niego jakąś inną karierę niż studia, więc po 2 latach regularnego woja przeszedł na zawodowstwo, tym sposobem zrobił studia w takim jak chciał kierunku i wypiął się na rodziców- powiedziała Teresa. A w pewnej chwili okazało się, że kiedyś zmajstrował syna i teraz wyłazi ze skóry, żeby nadrobić stracony czas, kiedy nie wiedział, że jest ojcem.
Tesa, a powiedz mi co was napadło, żeby zafundować nam tak drogiego Mikołaja w tym roku? Ja rozumiem, że nie masz czasu ganiać za prezentami, no ale chyba przesadziliście. Teresa wzruszyła tylko ramionami - to były pieniądze Kazika, dostał nagrodę i ją podzielił pomiędzy nas pomijając siebie. A tak cieszył się, że może się podzielić tą forsą jakby wygrał milion na loterii. Ja też dostałam, 5 tysięcy tak jak wszyscy. Ale jeszcze sobie nic nie zafundowałam. Mam właściwie wszystko z ciuchów co bym chciała mieć, więc odłożę sobie na wakacje.
Jacek proponował byśmy wakacje z dzieckiem zrobili sobie w jego domu w Świdrze. Bo z takim bobasem to nie ma gdzie jechać, góry i morze to za bardzo bodźcowe klimaty. No ale mnie się nie będzie chciało siedzieć tam samej. Wolę być w Warszawie i jeździć z małym albo do Konstancina albo Wilanowa. Oczywiście razem z tatą. Twoje to jeszcze będzie chyba za maleńkie żeby wyjeżdżać z nim poza miasto. Na razie jeszcze tej sprawy nie omawiałam z Kazikiem. Bo jakby na to nie spojrzeć to dla niego byłoby to wydłużenie czasu dojazdu do pracy. Nie chcę go tu zostawiać samego, a codzienne dojazdy do i z pracy to fajne nie są. Rano i po pracy korki jeśli się jedzie samochodem, no a w pociągu to tłok. Poza tym, nie wiem czy wiesz, ale Kazik otworzył przewód doktorski i do tego to musi być cały czas w Warszawie, będzie musiał bywać w różnych miejscach. Wolę być wtedy na miejscu, bo jak się zapracuje to zapomina o jedzeniu. Już pomijam fakt, że chyba bym się za nim zatęskniła na śmierć. Już zapowiedział, że pisać to będzie głównie w domu, a część "praktyczną" to będzie miał w kilku miejscach w Warszawie. A gdy będzie wyjeżdżał, to będzie nas za sobą zabierał. Szkoda, że nie zrobiłaś prawa jazdy. Alina pokiwała głową - prawko to ja zrobiłam, tylko nigdy nie jeździłam, bo tak naprawdę to nie mam za pięć groszy talentu do prowadzenia samochodu. Cud, że zdałam ten egzamin - pewnie tylko dlatego go zdałam, że głównie było manewrowanie, a jazda była ograniczona do najbliższego otoczenia miejsca, w którym robiłam kurs, a tam nie było niemal wcale ruchu, więc jakoś sobie poradziłam. A potem to nie jeździłam, nie miałam czym, bo ojciec sprzedał samochód. Nie to co ty- ty miałaś egzamin w centrum Warszawy i to w dużym ruchu no i zaraz jeździłaś samochodem bo mieliście z Robertem samochód. Boję się jeździć po Warszawie. Kris chciał bym sobie wykupiła jazdy doszkalające, ale tak naprawdę to chyba ja plus prowadzenie samochodu to nie jest dobre połączenie. Zresztą nie ciągnie mnie do siedzenia za kółkiem.
A ja bardzo lubię prowadzić - ale równie dużą frajdę mam gdy mnie wozi Kazik. Nie szpanuje, jeździ tak jak przepisy pozwalają. Robert to się popisywał jaki z niego dobry kierowca i często łapał mandaty za prędkość. No ale najważniejsze, że mnie dopuszczał do kierownicy. Nie był najukochańszym mężem, ale w kwestii użytkowania samochodu to nie mieliśmy nigdy scysji.
A masz jakiś kontakt z Robertem po rozwodzie?- spytała Alina. Wyobraź sobie, że nie mam i bardzo się z tego cieszę. Raz z nim rozmawiałam przez telefon, bo nagle "zczłowieczał" i się mnie radził czy ma jechać czy nie do tej Moskwy, bo miał jechać na lepsze stanowisko, ale jako bezpartyjny odpadł i może pojechać tylko jako szeregowy pracownik. No i poradziłam mu, żeby jednak jechał, bo zawsze tam zarobi więcej niż tu, chociaż tu całkiem dobrze zarabiał. I od tego czasu już go nie widziałam ani nie słyszałam. Cieszą mnie dwie rzeczy- nie tylko to, że się rozeszliśmy ale i to, że dzięki temu nie muszę widywać jego mamuśki. Bo jakoś tak się złożyło, że nie przepadałyśmy za sobą.
Ja tylko żałuję, że nie żyją rodzice braci - to byli naprawdę bardzo mili, uczciwi i kulturalni ludzie. Ale tak podskórnie wierzę, że oni wiedzą, że jesteśmy z Kazikiem razem. Kiedyś rozmawiałam o tym z tatą i tata powiedział, że choć nie ma na to żadnych naukowych dowodów to on też ma wrażenie, że ci co odeszli mają z nami w jakiś sposób kontakt i wiedzą co u nas się dzieje. Że to kontakt na poziomie podświadomości.
Nooo, tata tak właśnie myśli- potwierdziła Alina. Czy mówiłam ci, że nie chcieliśmy wiedzieć jaka jest płeć naszego dziecka? Ty nie mówiłaś, ale Kris to powiedział Kazikowi. No i dobrze, przecież to tak naprawdę obojętne i tak będziecie to dziecko kochać. A ciuszki niemowlęce i dziecięce są jeszcze , na szczęście, "bezpłciowe" jeśli idzie o krój. Teraz w dobie pampersów to i tak każde zasuwa co najmniej dwa lata z pampersem w majtach.
Zastanawiam się chwilami czy nie zdecydować się na drugie dziecko, ale gdy pomyślę, że mogłaby być druga cesarka to zaraz mi rozum wraca do głowy. Powiem ci, że z podziwem patrzyłam na Kurta i Sophie i tę trójkę dzieci. Aż mi się w oczach roiło, choć były bardzo fajne i grzeczne. Kazik mówi, że nie ma natury ryzykanta i że 80% szans, że drugi poród będzie prawidłowy to za mało, żeby ryzykować. Co prawda znam kobietę, która ma pięcioro dziatek i każdy poród był odbierany cesarką. I wiesz, nawet gdyby mi dopłacali to nie chciałabym tak wyglądać jak ona po tych operacjach. Po ostatniej to jej jajowody zatkali, bo oni tak "po bożemu", bez antykoncepcji. I to ona poprosiła by jej to zrobić, on nic o tym nie wie. I te odstępy pomiędzy dziećmi są różne, między najstarszym a najmłodszym to ze 20 lat.
A Sophie mi powiedziała, że wcale a wcale trzeci poród nie był łatwiejszy od pierwszego. Ale oni uparli się kiedyś by zmajstrować dziewczynkę i Sophie "zachodziła w ciążę metodą naukową" i też się nie udało. Teraz "naukowo" łyka tabletki - co prawda dziewczynki od tego nie ma ale innych dzieci też nie.
Tesia, co to jest ten błogostan ciężarnych? Teresa zaczęła się śmiać - to taki wymysł facetów żeby im kobiety dzieci rodziły. Nie mam pojęcia, bo mnie raczej cały czas ciąża doprowadzała do złości a nie błogostanu. Wiele rzeczy mnie złościło - na przykład na początku to, że zasypiałam niemal na stojąco, że są rzeczy, których nie powinno się jeść, potem to, że wyglądam jak zmora, potem ,że tej mojej ciąży to wcale nie widać i mi nikt miejsca nie ustępuje w autobusie gdy mnie akurat tego dnia Kazik nie wiezie do pracy, a pod koniec, że nie mogę się nachylić nad talerzem bo dziecko w brzuchu od razu fiksuje.
c.d.n.