piątek, 31 marca 2023

Lek na wszystko? -83

 Teresa szybciutko przygotowała  "chłopską kolację", czyli kaszę  gryczaną na sypko ze skwarkami z boczku wędzonego. Alek w  związku   z tym "załapał  się"  na gotowe, "słoiczkowe" danie, w którego konsumpcji pomagał mu dziadek.  Wyglądało to  dość  zabawnie, bo dziadek nabierał na łyżeczkę mus ze  słoiczka, wtedy Alek chwytał jego rękę z łyżeczką i uważnie  kierował do swej bardzo  szeroko otwartej  buzi. Kazik widząc to powiedział do Teresy - mamy  w domu małego hipopotama.

Mały, gdy  tylko  zjedli  kolację , zaciągnął Jacka do sypialni i wyciągnął ze  swego łóżeczka pieska - piesek co prawda niemal w niczym  nie przypominał suki Franka a co najwyżej był podobny do jamnika, ale dziecko poinformowało Jacka, że to jest "majutka Dunia". Jacek mu przytaknął i powiedział- zobaczcie, pieseczek Alka  ma takie uszy jak Dunia i być może Dunia tak  właśnie  wyglądała gdy była maleńka. Tym  sposobem maskotka przestała  być bezimienna. 

A Kazik śmiejąc się wysłał sms do Franka, że teraz i oni mają  w domu Dunię. Oczywiście  zaraz Franek zatelefonował by  się wypytać o  szczegóły, więc Kazik zrobił fotkę maskotki i wysłał  ją  do Franka. No popatrz- wasze  dziecko  nie  wychowało  się  z psem a tak kocha  psy, to pewnie i nasze będzie kochało psy- mówił Franek. Kazik się śmiał - mogę  cię zapewnić, że wasze też  będzie  kochało i was i psa, dzieci  już tak mają.

W czasie kolacji Paweł zapytał  się, w co będą grać po kolacji, bo on nie gra w  żadne  gry karciane, kiedyś, jeszcze  w  czasach  szkolnych to chyba z raz grał w tysiąca. My czasem grywamy w remi brydża, ale przywiozłem  z Niemiec  kilka gier  planszowych, w które grywa starsza młodzież i dorośli.  Bo jego znajomi grywali z dziećmi w gry podobne do "Monopolu", w "Carcassonne" , w grę przybliżającą zabytki Londynu i w grę, w czasie której podróżowało się po Europie - tłumaczył Kazik. No i  czasem się  grywało w  "Makao" i w.....kości, ale kostki do gry mi  się gdzieś pogubiły i nie  za bardzo pamiętam jakie  były reguły tej gry - generalnie  układało się w trzech rzutach z góry określoną figurę i grało się pięcioma kostkami.

Po kolacji Teresa spacyfikowała Alka - nie  było to trudne zadanie, bo dziecko było już solidnie zmęczone, tego dnia nie miało nawet krótkiej drzemki. Teresa była pełna podziwu, że pomimo  zmęczenia  był cały  czas bardzo grzeczny i  nie marudził. Zasnął z buźką przytuloną do swojej "Duni".

Wracając z sypialni Teresa  zawadziła o kuchnię i zrobiła duży dzbanek herbaty owocowej oraz zapełniła tacę smakołykami z Wedla i z tym wszystkim poszła do stołowego. Panowie stwierdzili, że zagrają tym razem w remi brydża, bo zasady są proste , Jacek dostał kartkę i długopis i  miał zapisywać wyniki.  

W trakcie gry cały czas rozmawiali i Teresa wyjaśniała skąd zna Franka i że kiedyś ten dom był własnością bratowej  Kazika i że Alina zamieniła ten dom na  mieszkanie w Warszawie i stwierdzili oboje  z Kazikiem, że Franek włożył sporo pracy i pieniędzy w odnowienie i teraz  dom jest fajnym miejscem do całorocznego mieszkania. Teresa opowiedziała Jackowi historię sejfu i przyniosła nawet porcelanowe figurki i.......bez najmniejszego żalu pozbyła  się ich na rzecz Jacka, który był nimi  zachwycony, bo widział takie w Miśni, ale nie  można  ich  było kupić w firmowym sklepie i chciał je odkupić od Teresy. Ale Teresa stwierdziła, że  albo je  weźmie w prezencie  albo ich  wcale nie  dostanie. Bo Teresa gdy była nastolatką to się nimi zachwycała, ale tak naprawdę to do niczego jej  w domu  nie pasują i w końcu  stoją na półce zamknięte  w  szafce by przypadkiem  nie  wylądowały na podłodze w trakcie usuwania kurzu. No i padło pytanie, na co Frankowi numer  telefonu Pawła, ale na to pytanie Teresa  nie znała odpowiedzi.

Po jednej pełnej  rundce  gry Jacek  stwierdził, że należy  zakończyć dzień,  zresztą już była godzina  23,00 więc zaczęli  się żegnać. Jacek jeszcze tylko na moment zajrzał do sypialni i gdy wyszedł powiedział - chyba  się straszliwie postarzałem- wzruszył mnie  widok małego śpiącego z główką na maskotce.

Gdy Teresa i Kazik już leżeli w łóżku, Teresa powiedziała - przyznałeś  się dziś publicznie wśród naszych przyjaciół, że ciągle jesteś  we mnie zakochany i jestem z tego powodu i szczęśliwa i...dumna. Dla  mnie wciąż jesteś najcudowniejszym mężem i kochankiem i ojcem  dla  naszego dziecka.

Wiesz, a Franek mi wygląda na średnio zakochanego w Joannie - stwierdził Kazik. Ona jest mało subtelna. I nie idzie mi o jej urodę ale o sposób  bycia. Bo Franek był bardzo długo sam-nie wiem co było przed Joanną, czy była  jakaś kandydatka, ale  on w pracy nigdy nie  flirtował, na lunch chodził głównie sam, na czekoladę do Wedla ze mną gdy chciał  pogadać  bez  świadków, ale nigdy mnie nie podrywał. Przywoził mi te daktyle, ale to nie miało żadnego podtekstu. Jemu się podobała Alina, ale zewnętrzność Franka nie jest fascynująca i on  się jej nie  spodobał. No po prostu nie jest urodny.  Gdy go pierwszy raz zobaczyłam to go w  myśli nazwałam strachem na  wróble. Franek to bardzo uczciwy facet, a mnie jego brak urody zupełnie  nie przeszkadza by go tak  zwyczajnie, po koleżeńsku lubić. Poza tym należy do tych, którzy nie podrywają cudzych żon i  nie podrywają babek tak dla  sportu, żeby sobie poprawić humor, gdy uda  się którąś  małym nakładem sił wyrwać.

A nasz  cudaczek był dziś naprawdę zafascynowany psicą. A ona nim - dodał Kazik. To fajnie, bo umówiłem się z Frankiem, że będziemy u nich od wiosny częściej bywać. On chce wiosną ułożyć wzdłuż siatki,  wewnątrz ogrodu, chodniczek  i chce zrobić piaskownicę ze  składanym dachem. Część warzywna to będzie ograniczona do kilku grządek od strony kuchennej. Reszta ma  być  zadbanym trawnikiem.

A Joannie to się bardzo tata i jego synuś spodobali - ty też się jej podobasz, no ale ty już jesteś uziemiony, a oni obaj wolni - poinformowała  męża Teresa. No ale przecież ona nie jest wolna. Ona już skończyła te  swoje studia?  No tak, dlatego została  zapłodniona. Franek cierpliwie  czekał żeby skończyła  studia. Franek nie jest z tych którzy idą na żywioł - zupełnie tak jak  ja. Wszystko musi być wpierw przemyślane i uzgodnione. A mało kto lubi tych  co tak postępują  w życiu.  Przecież ja  też  nie idę z  zamkniętymi oczami na  żywioł - przypomniał jej Kazik.  Nooo, po przygodzie z Anką to już nie. Nie planowałem żeby z nią  wchodzić w małżeństwo.  

Wiem kochany, ale tak  jakoś  wyszło.  Gdy  Franek mówił o tych pracownikach  CHZetów, którzy  byli oddelegowani to pomyślałam sobie, że może Robercik obżenił się z jakąś Rosjanką i teraz  mamuńcia go szuka bo zapomniał ją o tym poinformować.  Albo  się zapił na śmierć. Bo niestety  to  kraj,  w którym mocny alkohol jest  dobry  na  wszystko. A Robercik  był z tych, którzy  uwielbiali pokazać, że oni potrafią sporo wypić, sztywnieją,  drętwieją, ozór  się plącze  ale nie padają  na glebę. Ja tylko raz  byłam z nim na jakiejś imprezie , czułam  się jak  w domu  wariatów bo nie piłam - wszak robiłam za  szofera i miałam szczerą chęć go  zatłuc. Jadąc  do  domu z okolicy Teatru  Wielkiego ze cztery razy go wyciągałam ze  samochodu  żeby  samochodu nie uświnił. Nawet mnie przepraszał, mówiąc, że  wszystko przez  to, że oprócz wódki  wypił jeden  kieliszek wina. Zostawiłam go koło placu  zabaw  na osiedlu i  chyba  spał na ławce, do  domu zaczął się dobijać około 6 rano i wpuściłam gada. Chyba  dobrze  wtedy  dostał  w kość bo z pół roku nie  łaził na  jakieś imprezy.  Kazik się zaśmiał cichutko  - nie  zorientowałaś się wtedy, że on trenuje do swego przyszłego miejsca pracy. Wiedziałam, że  się stara załapać na oddelegowanie, a że  chciałam dostać rozwód niejako automatycznie, to miałam jego eskapady w nosie. Byle mnie nie dotykał. Spaliśmy w dwóch różnych pokojach. Ja naprawdę potrafię być  super  niemiła, ty po prostu mnie  nie znasz od tej strony, bo nigdy  mi  nic  złego nie  zrobiłeś.  

Tak ze  zwykłego ludzkiego punktu widzenia to mi nawet żal jego matki, że go  szuka i  nie ma pojęcia gdzie on jest, ale patrząc przez pryzmat mojego z nim związku to mi przez  głowę przelatuje myśl : masz kobieto takiego syna  jakiego sobie sama wyhodowałaś. Oglądałam kiedyś w telewizorni wywiad z rosyjską lekarką,  która  powiedziała, że naród rosyjski dogorywa, że kończy  się, bo wszyscy chleją, nie  tylko mężczyźni, kobiety też, chociaż nieco  mniej. Poza tym ci  alkoholicy płodzą dzieci i mózgi  tych  dzieci są uszkodzone, nie  funkcjonują  prawidłowo.

A znajoma, która jeździła na Mazury, nie pamiętam nazwy tej wiochy, opowiadała, że  w dniu wypłaty kobiety nie  dają swym mężom drugiego śniadania do pracy, żeby się nachlali na pusty żołądek, to wtedy mniej pieniędzy z wypłaty przepiją. I w te  dni one  wychodziły im na przeciw, żeby "padniętym" zabrać pieniądze. Wygląda na to że i  u nas  nie jest najweselej w tej materii. 

No nie jest - w Nowym Dworze Anka w pięć minut miała  przyjaciół, a ja przyjaźniłem się  tylko z Jackiem, który jeśli wypije pół kieliszka wina to jest niemal cud.  Teresa roześmiała się - no to ja wychodzę na  alkoholiczkę - jestem w  stanie wypić jedną lampkę koniaku. 

Widziałem to twoje  picie- jedna mała  lampka   najdroższego w danej kawiarni koniaku, którą potrafisz pić przez  cały wieczór a na koniec i tak w lampce  zostają przynajmniej dwie łyżeczki owego płynu. I na dodatek potrafisz tak pić siedząc przy barze- biedny barman ciągle patrzy na zawartość twego kieliszka a tam ciągle niemal pełno. Ale się szczerzy do ciebie, bo zamówiłaś najdroższy koniak więc może  wreszcie wypijesz i  zamówisz następną lampkę. I jeszcze zagryzasz gorzką  czekoladą. Teresa chichotała  cicho, by  nie obudzić  dziecka.  No to powinien barman docenić, że  zamawiam najdroższy koniak a nie najtańszy. No co ja poradzę na to, że lubię dwa koniaki: Remy Martin i Martell i lubię je pomaleńku sączyć po ćwierć łyczka. I lubię jeszcze likier kawowy do kawy- łyk kawy i pół łyczka likieru. Wiem, moja kochana, wiem, tylko pierwszy raz lekko mi oczy wyszły z orbit. 

No ale zawsze gdy zamawiałam najdroższy koniak to sama za siebie płaciłam i  zupełnie  nie  rozumiem dlaczego faceci byli tym zdegustowani. Przecież dbałam o to, żeby nie  wydawali na mnie forsy. Powinni to docenić! Kazik chichotał w poduszkę. Gdy się już wyśmiał powiedział - no przecież po to cię zapraszali by błysnąć, że mają flotę na ten najdroższy koniak, a ty im wszystko psułaś i co najwyżej pozwalałaś im by płacili za kawę, bo nawet czekoladę sama u barmana płaciłaś. No ale w Baligrodzie to ty wszystko sam płaciłeś i jeszcze mi kupiłeś bez  mojej wiedzy tonę orzechów w  czekoladzie i płaciłeś za domek.  No i to, że mi pozwoliłaś łaskawie  zapłacić wlało mi nieco otuchy w serce. Do dziś się zastanawiam jak ja dałem radę po nieprzespanej nocy zrobić pętlę i jeszcze dojechać do Warszawy. Chyba mnie ten obiad uratował. Ten w Lapidarium , gdzie facetowi dałeś super napiwek bo mnie ochrzcił żoną? Tak, należało mu  się, był chyba  jasnowidzem. Zik, przytul mnie  mocno, tak bardzo  cię kocham! Wiem, a ja cię uwielbiam. Rano będziemy  nieprzytomni, ale weźmiemy małego do naszego łóżka i razem z nim podrzemiemy gdy wypije mleko.

Rano, o 7,00 Teresa zwlokła  się z łóżka, zrobiła dziecku mleko, potem zmieniła pampersa i razem z Alkiem i Dunią ułożyła  się koło Kazika, który dopiero teraz  się obudził. Przygarnął do siebie  Alka i Teresę, zapytał się czemu go  nie obudziła by  zrobił mleko, ale nie  doczekał się odpowiedzi i cała trójka  dalej spała.

                                                                       c.d.n.



czwartek, 30 marca 2023

Lek na wszystko?- 82

 Frankowi cały  czas nie  schodził z twarzy uśmiech od  chwili,  gdy  się  dowiedział, że zostanie tatą. Szkoda, że od  razu nie wiadomo jakiej płci będzie  dziecina - powiedział.  A myślisz, że inaczej się kocha swoje dziecko płci żeńskiej niż męskiej?- zapytał Kazik. Dbać trzeba tak  samo o to maleństwo    niezależnie od tego jakiej jest płci. Tak samo leją w pampersy dziewczynki  jak i  chłopcy, tak  samo  się  drą gdy im  coś dolega lub są głodni. I tak samo ci  serce  zmięknie gdy pierwszy raz  się do ciebie uśmiechnie  albo się do ciebie  przytuli. I gdy  będziesz  się dzieciaczkowi przyglądał gdy  śpi, to niezależnie od tego jakiej jest płci nie  zgadniesz co mu  się  śni.  A rozwój maleństwa  nie jest zbytnio uzależniony od jego płci, ale od  jakości opieki i ilości  mądrej troski obojga rodziców.  

Jeden z moich kolegów w pracy ma dziewczynkę, starszą od Alka o dwa  miesiące i konia  z rzędem temu, kto ją  widząc na  zdjęciu powie, że to dziewczynka. Włosków na główce ma  mniej niż Alek, jest przeraźliwie chuda i ci, którzy  nie  wiedzą, że Adam ma córkę mówią mu: "ależ ten twój synek jest chudy". Jego teściówka wpadła na pomysł, żeby zrobić małej  czapeczkę z wyszytym jej imieniem i był to "niewypał" bo w poczekalni u lekarza  któraś z mamuś - kretynek zapytała  się, czemu chłopczyk ma  czapeczkę z imieniem dziewczynki. Przecież gdybyś nie wiedział, że Alek jest chłopcem, to nawet teraz,  gdy on już ma od kilku dni dwa lata nie odgadłbyś jego płci, bo w kwestii kroju to ubranka  dziecięce są typu "unisex". 

Porozmawiaj z naszym tatą - dowiesz  się na pewno wielu ciekawych rzeczy na temat wychowania dzieci. Co do wyglądu Tesi nie masz zapewne żadnych zastrzeżeń, jest bardzo kobieca, ale gdybyś ją znał tylko z  wypowiedzi i sposobu myślenia zacząłbyś się zastanawiać jakiej jest płci. Na różne tematy  można  z nią pogadać jak z facetem. I wiele  rzeczy umie  sama naprawić - i  w domu i przy samochodzie. A kierowca  z niej super. Ja to bym nawet mógł jej oddać  stery w samolocie, tylko ona nie  chce latać. A ty nadal latasz? -  spytał Franek.  

Nie, już nie latam, uziemiła mnie miłość Tesi. I już  nie tęsknię za lataniem. Nie latam odkąd jesteśmy razem. Najzabawniejsze jest to, że pierwszy raz  zobaczyłem Tesię gdy ona miała poniżej roku, potem widywałem ją dość często, potem bardzo często, a do  dziś ona mnie zawsze czymś zaskoczy, co jakiś czas dociera do mojej  świadomości fakt, że jeszcze  wszystkiego o  niej nie  wiem. I jestem naprawdę dumny i  szczęśliwy, że mogę  z nią iść przez  życie. A gdyby się nam urodziła  dziewczynka  a nie chłopak też bym był szczęśliwy. I podjęliśmy decyzję, że poprzestaniemy na jednym dziecku, bo niestety jest duże prawdopodobieństwo, że przy kolejnym dziecku może wystąpić ten sam problem co przy Alku, czyli kolejny poród który będzie  musiał być rozwiązany chirurgicznie.

Kazik, mówisz o Teresie tak, jakbyś nadal  był w  niej śmiertelnie zakochany!- stwierdziła Joanna. To bardzo rzadko się zdarza. Jestem zaskoczona tym. 

Kazik uśmiechnął się - nadal jestem w  niej  zakochany i nie  wstydzę się do tego przyznać. Oboje z Tesią mamy  smętne doświadczenia z poprzednich związków a przez wiele lat łączyła nas przyjaźń. No a poza tym należę do  tych  niemodnych facetów, którzy długo się zastanawiają nim coś komuś obiecają a gdy obiecają to słowa  dotrzymują.

Hmmm- prychnęła  Joanna - niemodny  facet- a masz na  sobie super  modny pulowerek, włosy modnie ostrzyżone, zrobiony manicure. 

Kazik wzruszył ramionami - a co ma modny ciuch do moich niemodnych  dziś poglądów? Noszę to w  czym się podobam  własnej żonie. Poza tym zerknij na  naszego tatę - korzystamy obaj z usług tego samego fryzjera i tej  samej manikiurzystki, na  zakupy odzieżowe jeździmy razem  z Tesią. Weź poprawkę na  moją metrykę. Zresztą  nigdy  nie nosiłem dziurawych dżinsów i koszul w kratkę, nawet gdy byłem nastolatkiem. Spójrz na Pawła - jest ciut młodszy od Tesi, ale też nie  zobaczysz go w  dżinsach z dziurami, sterczącymi z nich nitkami i w przepoconej flanelowej koszuli w kratkę "ozdobionej" rozciągniętym bezrękawnikiem. Spójrz na własnego męża - widziałaś  go kiedykolwiek  w  stroju niechluja?  Bo ja  nie. I myślę, że na Djerbie to nawet kąpielówki miał modne, a poglądy Franka  znam i  są takie  same  jak  moje. Niemodne. Ale  chyba ci one pasują, skoro za niego wyszłaś i zdecydowałaś się na  dziecko.

Joanna chwilę milczała, a potem powiedziała- no właśnie.Pokochałam go choć nigdy przedtem nie chodziłam z jakimś "garniturowcem". Kazik uśmiechnął się - no to pamiętaj o tym, że go pokochałaś, nie zapominaj o tym gdy  ci  wejdzie  w  drogę ktoś w przechodzonych  dżinsach.

Paweł podniósł w górę dwa palce, jakby  był na lekcji w  szkole. Ja tylko chcę się zapytać,  skąd wiesz Kaziku, że nie  chodzę w podartych dżinsach i we flanelowej koszuli  w kratkę?  Kazik zaśmiał się - no bo wywiad  mi doniósł, że jesteś nietypowym informatykiem. Nie  zapominaj, że mam w Akademii sporo znajomych. A najbardziej się wszystkim podoba, że starasz  się  zawsze wytłumaczyć dlaczego coś nawaliło i robisz  to ponoć w  wielce przystępnej  formie.

Franek przysłuchiwał się wszystkiemu uważnie i powiedział - Paweł, a czy mógłbyś mi zostawić namiary na  siebie? Wystarczy mi twój numer telefonu. Coś mi chodzi po głowie. Wyciągnął z kieszeni swoją komórkę i powiedział - wpisz mi się tutaj z dopiskiem "informatyk".

Teresa zerknęła na  zegarek i powiedziała- mam wrażenie, że powinniśmy już wracać do chaty, bo jeszcze  trochę a mały przytuli  się  do  Duni i  zaśnie. Posiadanie   dziecka  ma tę  wadę, że nie  da  się prowadzić nieregularnego  trybu życia.   No nie  wiem,  czy  Dunia  ci odda  dziecko, bardzo się sobie  spodobali, chyba będziesz musiała  z nią pertraktować - powiedział Franek. Odda, to mądra sunia- powiedziała Teresa i poszła usiąść na psiej kanapie.

Dunia dała Teresie brzuszek do merdania, Teresa z kolei mówiła  suni, że jest pięknym  i bardzo  kochanym pieskiem, potem powiedziała  małemu, że ma teraz  iść  do taty, bo tata ubierze go w kombinezonik  i pojadą razem z tatą i dziadkiem do  domu a drugim samochodem pojadą też  do  domu wujek Jacek i Pawełek. Gdy mały zszedł z psiej kanapy Teresa  nadal jeszcze  merdała  psicę, tym razem po mordce i uszkach. Potem poinformowała  sunię, że teraz już koniec pieszczot i trzeba  wracać do Warszawy. Franek, który bał się, że sunia będzie protestować podszedł i powiedział suni, że teraz idą  do ogrodu, a goście pojadą  do swojego domu. A żeby suni nie było smutno, to do ogrodu wyszedł razem z nią ojciec Franka.

Joanna patrzyła  się na Teresę i Franka jak na parę wariatów, w końcu palnęła- nie rozumiem, co  wy  się tak cackacie  z tą  suką- pies  ma  się  słuchać i  tyle. Teresa objęła  ją i powiedziała jej do ucha - bo my z Frankiem  mamy zwyczaj szanować  cudze uczucia, nawet  wtedy ten ktoś jest  tylko psem. Bo wtedy jest  szansa na dogadanie  się. Ucz się tego, jeśli chcesz być w życiu  szczęśliwa.  No i dbaj o  siebie, nosisz w  sobie  skarb. W ogrodzie, tuż przed wejściem  do samochodu Teresa objęła Dunię i mocno  do siebie przytuliła jej sporą i piękną mordkę. 

Tata tym razem jechał samochodem z Jackiem i Pawłem, bo  chcieli dokończyć zaczętą dyskusję. W czasie drogi powrotnej Kazik powiedział - szkoda mi trochę Franka, bo Joanna jakoś mało się ucywilizowała i nieco odstaje intelektualnie od  niego. No  ale zapewne ma inne walory - orzekła Teresa. Franek nie  wygląda mi na zgnębionego stanem intelektu swej żony. Nie każdy chce  mieć żonę, której nie jest łatwo zaimponować. Poza  tym Joanna dba o dom i o swego teścia. Nie każda żona dba o swego teścia. My Ziku jesteśmy nietypowi - znamy  się  "od  zawsze" i wiemy o  sobie  wzajemnie bardzo  dużo, dla nas  seks jest tylko dopełnieniem tego wszystkiego co nas łączy, a dla niektórych podstawą egzystencji i lekiem na  wszystkie problemy, nawet te zawodowe. Ale sunię to ma Franek prześliczną! Nareszcie się ogród bardzo przyda. Widziałeś minę Alka  gdy zobaczył te  kurczęta? Był  zafascynowany- coś  mi  się widzi, że będziemy częstymi gośćmi w ZOO.  A te króliki to jakieś zagłodzone były - stwierdził Kazik, No bo one jeszcze strasznie młode, dopiero mają miesiąc. Poza  tym  coś mi się widzi, że jest kilka  ras królików i są ich przynajmniej trzy wielkości. Pamiętam, że u którejś z moich koleżanek były króliki, no ale tamte to były  jakieś duże. No a w sklepie zoologicznym to widziałam z kolei króliki miniaturowe i były niewiele  większe od  tych, choć już chyba dorosłe. Przeraża  mnie  to, że człowiek pożera króliki a na dzikie króliki to poluje. Opowiadała mi babka, która wyszła za mąż za Włocha, że na wsi u jej teściów to zawsze w niedzielę był królik na obiad i wcale nie  była tym zachwycona. I-podobno- zawsze jej włoska teściowa sprawdzała kostki obojczykowe czy aby nie kupiła  kota zamiast królika- bo  w smaku ponoć takie same, ale kość obojczyka u jednego zwierzaka jest zakończona  szpiczasto a u drugiego okrągła. Mało nie zwymiotowałam drugiego śniadania gdy  mi to opowiadała.

No przecież z czegoś się  wzięło powiedzenie "człowiek  nie świnia i zeżre wszystko" - stwierdził Kazik. Na kursie pilotażu poznałem faceta, który kilka lat był w Australii i znów  się tam wybierał. On studiował etnografię i w tejże  Australii i interesował się tubylcami. Nawet jakiś czas obozował z nimi, bo poznawał ich życie  codzienne. I wtedy starał się jeść to samo co oni - np. larwy jakiegoś owada. I ze  zdziwieniem stwierdził, że te larwy były jadalne i smakiem przypominały jajka kurze ugotowane na twardo. Po jego opowieściach  z miesiąc  nie jadłem jajek na twardo. I nie  dziwię  się, że opowieści o konsumpcji królików ewentualnie  przez pomyłkę kotów  wywołały u  ciebie taką  reakcję. Ja też  bym pewnie tak zareagował gdybym  aktualnie  coś jadł.

Fajna jest ta  sunia Franka, bardzo mi  się spodobała- stwierdziła  Teresa. No ale żeby  mieć psa to trzeba jednak mieć  dom z ogrodem. Duża jest, ale szalenie łagodna i pieszczocha z niej. Uszy to ma takie jak z najdelikatniejszego aksamitu. I ma śliczne oczy - dwa idealnie okrągłe bursztyny. Pierwszy raz widziałam psa  tej  rasy - nawet o  niej nigdy nie  słyszałam. Joanna twierdzi, że to  spadek po jakimś naszym dyplomacie, który ją kupił w Danii w jakiejś dobrej  hodowli i gdy  tylko tu wrócił to zaraz  wziął i umarł na  zawał, a wdowa nie  miała ochoty hodować w  Warszawie takiego wielkiego psa i oddała  szczenię za darmo. Odnoszę wrażenie, że Joanna jest nieco zazdrosna o  sunię, ale oficjalnie właścicielem suki jest ojciec Franka, który marzył o  dużym psie, więc go teraz  ma.  Na  wszelki  wypadek na  spacery poza teren ogrodu to Franek chodzi razem z ojcem. Bo  sunia wybrała sobie  jego na  właściciela. Słucha  się tylko Franka a nie jego ojca,  a Joannę to  wręcz lekceważy. Ale  na  szczęście to  sunia bardzo lubi  ogród, a Franek odgrodził kawałek ogrodu i sunia tam się załatwia, a  Franek regularnie po  niej sprząta a Joannę złość trzęsie. Pewnie u  niej podpadłam bo nie  dość, że suka pozwoliła  Alkowi wejść na  swoje posłanie, to jeszcze dała mi brzuszek do  miziania. A na odchodne  powiedziałam jej, że Franek i  ja szanujemy cudze uczucia i to nawet  wtedy, gdy ten ktoś jest  tylko psem, więc jeśli chce  być w życiu szczęśliwa to powinna się tego szybko nauczyć. Pewnie  mnie  znienawidzi.

 Gdy  dojechali do dom Kazików to do samochodu Jacka i Pawła podszedł Kazik i  powiedział- no to wysiadać i chodźcie teraz  do nas na kolację. Jutro jeszcze  Paweł nie idzie do pracy, to możemy sobie trochę posiedzieć. Zjemy  kolację, Alek pójdzie  spać i możemy  sobie  w coś zagrać. Oczywiście propozycja została  przyjęta  entuzjastycznie przez obu panów i......Alka.

                                                                           c.d.n.



środa, 29 marca 2023

Lek na wszystko? - 81

Teresa przyglądała  się psicy  z wielkim  zainteresowaniem. Franiu, a jak ona ma na imię? Nazwałem ją Dunia. Ona ma piękne, bursztynowe oczy - Teresa  nadal zachwycała  się  psicą- i dobrze, że ma krótką  sierść. Jest duża,  ale  nie wygląda  na  ciężką. Franek  się roześmiał- ale  swoje 40 kilo żywej  wagi posiada. I ładny kolor ma jej  sierść - jak myślisz, nie  warknie  na  mnie gdy  wyciągnę  rękę by ją pogłaskać?- spytała Franka. Nie,  nie  warknie, ona jest rozpieszczona koszmarnie- to raz,  a dwa, że pachniecie jej Alkiem, a ona już jest w  nim zakochana. Ale  możesz  się ją  zapytać,  czy możesz ją pogłaskać. Pytając  się wymień jej imię. Ale będzie lepiej gdy wpierw ją  zapoznam z panami, bo widzę, że węszy w ich kierunku.  Jesteście panowie szalenie do siebie podobni - dawno nie  widziałem tak bardzo podobnych  do siebie  ojca i  syna. Franek wymieniając uścisk ręki z Jackiem powiedział - tak jakoś jest, że każdy przyjaciel Tesy, zostaje i  moim przyjacielem. Chyba przyciągamy do siebie takich  samych  ludzi. 

Franiu, a gdzie posiałeś Joannę? - spytała Teresa. Joanna, gdy usłyszała, że już jesteście niedaleko poleciała do jednej z  sąsiadek po kurczaki  dla Alka. Zaraz  wróci, pewnie nie  może  się zdecydować w czym je przynieść. Franek - zlituj się- to przecież  małe  dziecko, zje najwyżej jedną łyżkę stołową drobno posiekanego  mięsa!  

Jessu, nie  denerwuj  się Tesa. Dziś na obiad  jest cielęcina i  dla Juniora  Joanna zrobiła mielony  kotlecik. Kurczę, to ja  czegoś  nie łapię- stwierdziła Teresa. Nie  musisz, nie jesteś w pracy, odpręż  się- zaśmiał  się  Franek. A tak  w ogóle  mówmy sobie panowie po imieniu. Jeśli kogoś interesuje  mój wiek to mam niemal 3 lata  więcej niż Kazik.  Dunia obwąchawszy dokładnie Jacka i Pawła położyła  się obok Alka,  więc Alek  szybko przykucnął i delikatnie objął Dunię  za szyję, a psica znieruchomiała na moment,  a potem delikatnie trąciła  go nosem. 

No nie- zaśmiał  się Franek - dziecko uwiodło mi  sukę!  Chodźcie  do  domu, bo za ciepło to tu  nie jest. Gdy weszli do  domu, Franek wydał komendę  "łapy" i suka położyła  się grzecznie na specjalnym "dywaniku",  na którym  Franek wytarł jej  "łapeczki" i powiedział na koniec - idź do pokoju. Oglądając się za Alkiem  suka  posłusznie poszła do salonu na swoje posłanie. Alek uwolniony z zimowego kombinezonu podreptał do niej i bez trudu wgramolił się na jej posłanie. Posłaniem  był materac na pozbawionej nóg wersalce, dostosowanej długością do psicy. No to  się Joanna zdziwi - powiedział Franek - bo Dunia jeszcze nikogo nie  wpuściła na swoją  kanapę. Musi wasze  dziecko wydziela jakieś  fluidy i zaczarowało  Dunię. Nie zaczarowało - powiedział tata Teresy - on jest przyzwyczajony do dużego psa, ma przyjaciółkę szkocką harcicę, więc umie się odpowiednio zachować. Ja raczej podziwiam waszą sunię, bo widzi małego pierwszy raz i tak już mu  zaufała. W tym układzie to pies  jest nadzwyczajny,  nie dziecko. 

Jak  widzę to nieco przemeblowaliście  chatę - stwierdziła Teresa. Właściwie to dobrze, że się pozbyliście kredensu - był ładny,  ale strasznie dużo miejsca  zabierał. No i słynną serwantkę zastąpiło psie posłanie.

No patrz, ale debil ze mnie! Zapomniałem ci powiedzieć, żeśmy nieco przemeblowali chałupę i  w czasie remontu odkryliśmy dwa ukryte pomieszczenia. Poza tym kredens został przerobiony na dwie duże komody i jedną małą, sejf "wyleciał" na strych i  nie udaje już serwantki. Jak  widzę to mój ojciec jest bardziej  przytomny ode mnie i wziął waszego tatę na oględziny i teraz pewnie siedzą w taty pokoju- bo tata ma teraz tu na dole i sypialnię i swój pokój dzienny. Kryształy z kredensu i obrazy, które były na  strychu dobrze  poszły w Desie i właściwie pokryły koszty remontu. Rzeczoznawca  z Desy oglądając ten kredens zwrócił uwagę, że jest on "składany" z części i to obniża jego wartość,  ale drewno jest dobre  gatunkowo i warto ten mebel przerobić np. na komody.Tak zupełnie  szczerze -  dobrze,   że nie przyjechała  Alina- mogłoby jej  być przykro, że już nie ma kredensu, kryształów, serwantki, obrazów. Jakby  nie  było to mieszkała wśród tych rzeczy wiele lat, od dziecka.

Dunia, która leżała i poddawała  się pieszczotom Alka podniosła głowę i zastrzygła  swymi zwisającymi, wyglądającymi jak z aksamitu, długimi uszami. Joanna wraca, Dunia już ją wyczuła - orzekł Franek. Ciekawe co teraz   zrobi? zostawi małego  czy nie? Gdy lekko trzasnęły drzwi Dunia z powrotem podstawiła swój łeb  pod rączkę Alka. Dunia - powiedział Franek - pańcia wróciła. Dunia otworzyła jedno bursztynowe oko i oparła głowę o nóżkę Alka. Franek się zaśmiał - wybrała dziecko. A Alek nie  tylko ją głaskał ale i coś jej opowiadał w bliżej nieznanym osobom dorosłym języku. Teresa wychwytywała pojedyncze słowa, ale nijak  nie  dawało się  to złożyć w logiczną   całość. 

Franek podniósł się mówiąc - sprawdzę,  czy nie trzeba jej w  czymś pomóc. Siedź  Franek, ja do niej pójdę - powiedziała Teresa i wyszła  z  salonu. Po chwili do męskich uszu dobiegły radosne piski i  śmiechy. Psica aż łeb podniosła nieco zdumiona dobiegającym harmiderem a w chwilę potem weszły do  salonu obie dziewczyny , każda z ażurową plastikową  skrzynką owiniętą  białym materiałem. Weszły i postawiły je  na stole.  A czemu są aż dwie skrzynki i czemu cię tak  długo  nie było? - spytał Franek Joannę. Joanna powiedziała, że wita wszystkich i podeszła do Duni i Alka. Teresa szybko powiedziała małemu, że to ciocia Joasia, która przyniosła coś bardzo ładnego do oglądania. Dunia była  wyraźnie zaniepokojona  zawartością skrzynek, nerwowo węszyła. Franek podszedł do psiego posłanka i wyłuskał spod psiej łapy Alka i razem   z nim podszedł do stołu mówiąc - zobacz co przyniosła Joasia. Ściągnął jedną ręką zasłonę  z obu skrzynek - w jednej było ze  dwadzieścia żółtych kurczaczków a w drugiej dwa malutkie, chudziutkie króliczki.  Alek wpatrywał się w skrzynki z szeroko otwartą buzią i w końcu powiedział- mama, kulcacki!  A potem doniósł - mamy nie ma. Teresa  zaraz mu  wyjaśniła, że ciocia  specjalnie  dla  niego przyniosła te kurczaczki, żeby je  zobaczył, że wyglądają tak jak w książeczce. Malec przyglądał  się uważnie kurczakom, potem przyjrzał się królikom i wreszcie je skojarzył, bo powiedział "kujik".  Tak synku, to są dwa bardzo maleńkie króliczki. A teraz podziękuj cioci, że przyniosła do  domu kurczaczki i króliczki żebyś mógł je z bliska obejrzeć.  Alek  z pełnym  zaangażowaniem objął za szyję Joannę i "ukochał" ją. Gdy już  się wszyscy napatrzyli a psica  nawęszyła nieco  zdumiona  a może  zgorszona  zawartością kontenerków, Joanna z Teresą  wyniosły towarzystwo do kuchni, gdzie  już czekał  ich właściciel i owinąwszy kontenerki  flanelowym  kocykiem  umieścił  je w swoim samochodzie.

Gdy posiadacz kurczaczków i  króliczków wyszedł, Joanna orzekła, że czas  się wziąć za konsumpcję,  a Teresa powiedziała, że  z chęcią jej pomoże. Eeeee, prawie wszystko już jest gotowe. Wystarczy odgrzać pieczeń cielęcą w garnku, to samo zrobić z  ryżem i kotlecikiem mielonym  dla Alka, surówkę doprawić dressingiem. który był  zrobiony dziś  rano,  więc już  się "przegryzł". 

Jeszcze  ci nie mówiłam, ale mam dziś bardzo nieoryginalny  deser,  czyli jabłka pieczone z cukrem cynamonowym a mój mąż dostanie dziś specjalny  dodatek do deseru i mam cichą nadzieję, że go radość nie  zabije. Teresa przyjrzała się jej uważnie, zajrzała w oczy, pomacała dłonie i powiedziała - na ogół takich facetów odpowiedzialnych jak  Franek nie  zabija wiadomość o  tym, że zostaną ojcem.   Jak na  to wpadłaś?- spytała Joanna. A no przyjrzałam  ci  się dokładnie - masz podkrążone  oczęta, lekko opuchnięte palce i w ogóle  bledziutka jesteś. A w jaki sposób  chcesz  mu tę  wiadomość przekazać przy deserze? Pokażesz wynik testu?  

 Nie, nie wynik testu a wynik USG- poprosiłam lekarza o dwie klisze. Uśmiał się i stwierdził, że mam zabawne  pomysły. Chodzę do tego samego co ty, zresztą zapisując  się  do niego powiedziałam, że ty byłaś jego pacjentką.  No i  wymyśliłam, że deser nałożymy na talerzyki jeszcze w kuchni, jabłka podamy przekrojone na pół, na każdym talerzyku trzy połówki. Na talerzyku Franka jedna połówka będzie fałszywa, bo będzie to tylko skórka z jabłka a w środku pudełeczko z wynikiem USG i zdjęciem pęcherzyka płodowego.

Z tego wszystkiego nie zapytałam  się ciebie, czy Alkowi posypać deser przed pieczeniem cukrem cynamonowym  czy  zwykłym? Zwykłym albo, jeśli masz, to trzcinowym, nie  wybielanym. Poszedł we  mnie, lubi prawdziwy trzcinowy cukier. Popatrz - mam sklerozę - na widok  psa  zupełnie   zapomniałam o tym , że mam dla was  wszystkich paczkę słodyczy z Wedla. Mam nadzieję, że kluczyki od  samochodu Kazik ma w kurtce, więc  się na moment  wymknę  stąd.  

Kluczyki rzeczywiście  były w kieszeni kurtki Kazika, Teresa pobiegła do samochodu i po chwili wróciła ze sporą torbą, z której wyjęła słodycze zgrabnie zapakowane w  pudełko  ozdobione  naklejką firmową  Wedla. O matko, jęknęła Joanna- pół sklepu przyniosłaś. Nie pół, tylko ćwierć. Nie marudź, jest też czekolada do zrobienia na gorąco. Dla nas i dla chłopaków też kupiłam,  ale oni dostaną w Nowy Rok.

Słuchaj Tesa, a skąd ty wytrzasnęłaś tych  dwóch przystojniaków? To nie ja ich wytrzasnęłam, Jacek to przyjaciel Kazika. Ale przyznasz, że ładni z nich  chłopcy - wszystkim  babkom się podobają- powiedziała  Teresa. Poza tym są bardzo porządni i kulturalni. I sprawdzają się  w roli przyjaciół, tak jak i Franek. Jacek to  chyba  niedługo zrobi jakiś tytuł  mistrzowski opiekuna dzieci. Często chodzę  z nim i tatą na spacer z Alkiem i jeszcze  trochę a będę ich samych  wysyłać. Jacek nie  spuszcza oka  z Alka. A na kiedy masz przypuszczalny termin "wypączkowania"?   Na sierpień. 

Dziewczyny szybko podały obiad, potem deser, jabłka zostały jeszcze  dodatkowo ozdobione  bitą śmietaną, żeby nie  było widać, że jedna połówka jabłka ma  nieco dziwnie odstającą skórkę. Dziewczyny zaczęły od "pożarcia" bitej śmietany, a Jacek po krótkie  medytacji doszedł do  wniosku, że posłuży  się nie  tylko widelczykiem ale i nożykiem do owoców, a Kazik  gdy  doszedł do  wniosku, że to  są połówki jabłek stwierdził, że najłatwiej będzie je jeść przy pomocy widelczyka i łyżeczki gdy  się je przewróci przekrojoną  stroną do góry. Franek poszedł w jego ślady i gdy przewrócił w ten  sposób drugą połówkę jabłka  z lekka go zatkało, bo zobaczył małe plastikowe pudełko "z czymś" w środku. 

Teresa, która obok niego siedziała powiedziała - oooo, czyżbyś dostał zwrot pierścionka zaręczynowego od  swej żony? Franek spojrzał na nią i powiedział - ja dawałem pierścionek wprost na palec, bez pudełka. No to może ci zwraca w ten sposób obrączkę - sprawdź. Franek z nieco naburmuszoną twarzą wziął do ręki pudełeczko, przetarł je serwetką, bo było lekko upaćkane pieczonym jabłkiem i nabrawszy w płuca powietrza otworzył, na  szczęście nie nad talerzykiem, bo  z pudełka wypadła kartka i mała klisza. Teraz reszta towarzystwa oprócz Alka i Joanny wpatrywała  się uważnie w to co robi Franek. Franek ostrożnie rozprostował kartkę a potem zerwał się z krzesła i jednym  susem znalazł się przy Joannie obejmując ją i całując. A potem na głos przeczytał to,  co było napisane na kartce. Był tak szczęśliwy, że  wszyscy zostali wycałowani i przytuleni. A potem powiedział - od dwóch tygodni o tym wiedziałaś i ani słowem nie pisnęłaś! Jak mogłaś! 

No przecież byłeś bardzo zajęty, miałeś gości zagranicznych, więc pomyślałam, że będzie fajnie jak  się o tym dowiesz wśród przyjaciół,  a nie pomiędzy rozmowami służbowymi. Święta to przecież dobra okazja do dobrych wiadomości. I idź do kuchni, bo jest tam jeszcze  coś co lubisz- Tesa ci przyniosła.   Dość długo nie było Franka aż  się jego tata  zaniepokoił i poszedł go  szukać. Po chwili weszli  obaj,  ojciec  Franka niósł na dużej tacy zawartość pudełka "made in  Wedel", a  Franek na drugiej tacy niósł filiżanki i dzbanek z gorącą  czekoladą.

Gdy  już wszyscy  mieli w filiżankach czekoladę Franek jeszcze  raz  podziękował Joannie za dobrą nowinę i powiedział, że jest niezmiernie szczęśliwy, z tego powodu, że może się delektować tą wspaniałą wiadomością w gronie prawdziwych przyjaciół.

Franek i Teresa śmieli się, że żadne  z nich w chwili gdy Teresa  zaczęła pracować nie podejrzewało, że się zaprzyjaźnią i że będzie to tak trwała  przyjaźń.  Opowiadali na  zmianę co  zabawniejsze wydarzenia z tamtego okresu, Jacek wypytywał go o Maroko, a Joanna opowiadała  jak było świetnie w Tunezji na Djerbie. Kazik  zapytał się co się stało z pracownikami central handlu zagranicznego, którzy byli   delegowani do pracy w placówkach zagranicznych, gdy tak nieomal z dnia na  dzień te  centrale zostały rozwiązane. No cóż - większość musiała  wrócić do kraju i tu szukać nowej pracy. Na pewno część, którzy tam pracowali i zdołali nawiązać korzystne znajomości, znaleźć pracę to pozostała  poza Polską i albo ściągali do siebie rodzinę jeśli znaleźli dobrą pracę, albo nie  ściągali rodziny i tam zostawali.  Często po prostu zgadzali się na  rozwód, zwłaszcza gdy nie mieli dzieci. Bardzo dużo osób wtedy nie  wróciło już do Polski. Nieco inaczej wyglądało wśród  specjalistów, którzy  mieli tam  podpisane  kontrakty. Ponieważ wyjeżdżali głównie dobrzy specjaliści, to oni nie  wracali. Jeśli ktoś siedział na kontrakcie 4 lata, to  z reguły już  nie tu nie  wrócił. Na kontrakty zagraniczne  decydowali  się  głównie ci, którym w Polsce  z jakiegoś powodu rozleciało się małżeństwo, a facet musiał zapewnić byłej żonie i dzieciom mieszkanie i  sam pozostawał praktycznie bez  własnego mieszkania. Załapać się na kontrakt też nie było wcale łatwo, bo była  żona musiała wyrazić zgodę na jego wyjazd a na dodatek wyjeżdżający musiał mieć chętnego, który  w razie gdyby z jakiegoś powodu wyjeżdżający przestał płacić alimenty, przejąłby ten obowiązek. Pracownicy central delegowani  do pracy raczej wszyscy wracali,  chyba że zawierali tam związek małżeński a "druga  połowa" nie marzyła o zamieszkaniu w Polsce. Pierwsze pogłoski o tym, że będą likwidowane centrale handlu zagranicznego to krążyły tak ze 3 lata wcześniej nim zapadła wiążąca  decyzja o  likwidacji. Polacy nie należą do dyskretnych ludzi. A odpływ dobrych specjalistów  będzie  trwał nadal, bo czas  socjalizmu zdeprawował ludzi, namącił im w głowach. Tyle  tylko, że na kontrakty  zawierane na przykład przez naszą centralę  to wyjeżdżający od razu podejmował pracę w  swojej specjalności. A teraz to bywa  różnie i  możesz spotkać dobrego inżyniera, który pracuje przy rozbiórce ruin jako niewykwalifikowany robotnik. Nie jest  to radosny obraz. No nie jest, zgodził się z nim Kazik, ale nie mogę nikomu obiecać, że nie  wyjadę z Polski. Tyle  tylko, że ja to mam chociaż tam zagwarantowaną pracę w  dziedzinie którą znam i lubię. Na  razie mam otwarty przewód  doktorski i dostałem na to stypendium. A co będzie gdy zrobię doktorat? Pewnie będę się habilitował równolegle gdzieś pracując. I tak wyglądają moje plany na  najbliższą przyszłość. Ooooo, jakoś nie  wiedziałem, że się doktoryzujesz - stwierdził Franek. I jak ci idzie?  Najlepiej mi idzie gdy mogę pisać  w domu- serio. I pewnie  się uśmiejesz  ale pomaga mi wytrwać w tym wszystkim świadomość, że Tesia jest obok, na wyciągnięcie  ręki.

                                                                               c.d.n.

Lek na wszystko? -80

 W czasie wieczornych ablucji, jak zwykle wspólnych, Teresa powiedziała do męża- trzeba  przyznać Jackowi, że ma facet klasę. Ładny ten wisiorek. Czasem mi Jacka żal, bo to w  sumie porządny człowiek. Nie można powiedzieć, że mu się  dobrze ułożyło życie osobiste. Dobrze, że  chociaż  tego syna  ma teraz  blisko. No fakt- zgodził  się  z nią Kazik. Podpytywałem kolegę jak się w Akademii spisuje Paweł- facet twierdzi, że trochę z Pawła  nietypowy informatyk, bo zawsze porządnie ubrany, na każde pytanie odpowiada pełnymi  zdaniami i stara  się  wytłumaczyć laikom co mogło być lub jest przyczyną problemu ze sprzętem.  No to rzeczywiście nietypowy- oni na ogół uważają resztę  świata za niekumatych debili- przynajmniej ja  miałam takie wrażenie u siebie w pracy. 

Rozbawił mnie Jacek  szalenie tym pomysłem, że każda kandydatka  na  synową będzie musiała się i nam podobać,  nie  tylko  Pawłowi. A Jacuś dzięki spacerom   z nami będzie potem super  dziadkiem dla swojego wnuczęcia - oka  nie  spuszcza  z Alka, gdy czasem jesteśmy na placu  zabaw.  Gdy nadejdzie wiosna to będę jeździła z męską  grupą do Łazienek- dziadki zajmą  się dzieckiem   a ja posiedzę  na ławce i spokojnie poczytam. I, jak  mnie  Jacek  zapewnił, załatwi wstęp na lotnisko wojskowe, ale nie wiem  gdzie, żeby  mały mógł obejrzeć  samoloty z bliska. Mam nadzieję, że z tego powodu  nie będziemy musieli jechać aż do Nowego Dworu. 

Ja mam wrażenie, że jak na  razie to małemu całkiem by wystarczyła wyprawa na  Okęcie, przed południem startuje sporo samolotów i naprawdę  są dobrze  widoczne z tarasu widokowego. I będzie też zachwycony jak samoloty lądują i pan z obsługi "gimnastykuje" się  przed  dziobem samolotu. I już widzę oczami wyobraźni jak nasz cudaczek będzie dawał znak "follow me". 

Ej, a skąd moja nie latająca  żona  wie jak  wygląda  znak "follow me"? Podrywał cię kiedyś jakiś pilot?  A skąd bym wzięła pilota  - zastanów  się. Po prostu bywałam wiele razy na lotnisku - Robert często odlatywał i przylatywał i jeżeli tylko nie lało to bywałam na tarasie widokowym, a tam często bywali ludzie płci męskiej znający  się na rzeczy i popisywali  się głośno swą wiedzą. To w sumie dość emocjonujący widok jak taki duży samolot startuje. Zawsze trzymałam  kciuki, żeby się nic złego nie  stało, ale  nie  z uwagi na  Roberta. I fajnie jest gdy taka mała kropka dość wysoko na horyzoncie zmienia się w lądujący samolot.  

Ale jest jeszcze  coś, co mnie  zawsze wprawia w wielki podziw i nie jest to Jumbo Jet a lotniskowiec i lądujące na nim samoloty. Bo z wysokości myśliwca to cały lotniskowiec wygląda jak pudełko zapałek unoszące się nierówno, w  sposób  wielce  nieskoordynowany na powierzchni basenu olimpijskiego i każde lądowanie, które widziałam. przyprawiało mnie o zamieranie  rytmu serca, zupełnie tak jakbym sama siedziała w tym myśliwcu. Nieprawdopodobna precyzja  działania po obu stronach - lądującego pilota i obsługi lotniskowca. Na  dodatek przebywanie na takim lotniskowcu to nic fajnego, tam jest  koszmarna ciasnota.  Oglądałam na Discovery całą  serię tych filmów. Oglądałam też filmy dokumentalne z życia na łodziach podwodnych i treningi przyszłych "podwodniaków". W ogóle przeraża  mnie życie w  wojsku. I jestem niezmiernie szczęśliwa, że już nie latasz. Ja wiem, że jak się ma pecha to i w drewnianym kościele może człowiekowi  cegła spaść na głowę.

Kazik  przypatrywał  się  Teresie tak, jakby ją  zobaczył po raz  pierwszy w życiu a do tego w dziwacznym przebraniu. Co mi się tak przyglądasz?- spytała się Teresa. Bo się zastanawiam ile jeszcze  rzeczy  nie odkryłem w kobiecie, z którą mam syna i którą  kocham obłędnie. Nie miałem pojęcia, że interesowały  cię takie  filmy.  Mnie nadal interesują takie  filmy, ja  nie oglądam niemal  wcale filmów fabularnych, oglądam głównie  filmy dokumentalne. A często tak mi się  składa, że oglądam jakiś film dokumentalny i  potem trafiam na książkę o  tym co oglądałam. Przecież jest  zerowa  szansa, że pojadę do Mezoameryki, że zwiedzę cały Egipt czy też Afrykę lub Chiny i Bliski  Wschód. Nawet całej Europy nie  zwiedzę.  A film dokumentalny umożliwia mi to. Interesuje mnie archeologia, zwłaszcza teraz jest sporo nowych odkryć  bo i możliwości  techniczne coraz  lepsze. A że nie lubię się włóczyć w tłumie ludzi to takie  zwiedzanie okiem kamery, z komentarzem nie laików a specjalistów uważam za sprawę  świetną. Poza tym publiczność nie jest wpuszczana do wszystkich pomieszczeń, co samo w  sobie  dziwne  nie jest, bo przecież   żaden  zabytek nie przetrzymałby w  całości tych tłumów turystów. Życia i środków by mi nie  starczyło, gdybym  chciała w naturze zobaczyć to  wszystko co widziałam na  filmach dokumentalnych.

Gdy już dotarli do  sypialni, Kazik powiedział - kocham cię coraz  więcej, jesteś nietuzinkową osóbką. Może, gdy Alek już nieco  wydorośleje, to uda  się nam razem pojechać w jakieś ciekawe miejsce. Zik, nawet na pewno gdzieś  się z nim  wybierzemy, chciałabym by był "ciekawy świata". I myślę, że będzie - powiedziała  Teresa - podobno niewielu dwulatków ogląda  encyklopedię zwierząt- a on ogląda i lubi gdy mu opowiadam o tych zwierzętach. Teraz  zimą w ZOO będzie mógł zobaczyć żyrafy  z bliska bo są w żyrafiarni - wrażenie jest ogromne, a żyrafy naprawdę piękne. Byłeś kiedyś? Kazik przecząco pokręcił głową.  Raczej  nie, bo bym pamiętał. Ja byłam już dość dawno - co prawda długo to się tam nie wytrzyma z powodu odoru, chociaż ich  klatki są codziennie sprzątane,  ale jeszcze  nikt nie nauczył zwierzątek  korzystania  z jakiejś  toalety poza klatką.  I zimą można się też wybrać do akwarium - latem to jest tam  stanowczo za gorąco. I będą mu się kolorowe  rybki na pewno podobać. Ja to z tatą jeździłam do ZOO dość często. Bo tata jest zwierzęcolubny. Mama z nami nigdzie nie  jeździła - nie miała sił i bardzo starannie ukrywała przed tatą  swe dolegliwości. Pewnie  gdyby  choć raz z nami pojechała  to wydałoby  się, że jej  zdrowie  szwankuje.

Przez chwilę oboje wpatrywali  się w śpiącego  synka - mały trzymał w objęciach obie  pluszowe  zabawki. Ależ mu Jacek przypasował te  zabawki - podziwiał Kazik. Chyba mu kupię ciężarówkę, żeby woził te zabawki. Muszę  tylko się zastanowić czy taką dużą, żeby ją pchał, czy mniejszą, żeby ją ciągnął na  sznurku.  Kup dużą, żeby pchał -wtedy będzie miał zabawki przed  nosem a jeśli będzie ciągnął ją na  sznurku za sobą to zacznie  tyłem chodzić i na  coś wpadnie, bo będzie  chciał i je  wozić i patrzeć na nie. Masz rację- jak  zwykle. Gdyby to była dziewczynka to kupiłbym wózek dla lalek. A chciałbyś dziewczynkę mieć? - Teresa wdrożyła śledztwo. Nie, nie chcę dziewczynki, było mi obojętne jakiej płci będzie dziecko. A drugiego dziecka nie chcę, mój prywatny oficerze  śledczy - odpowiedział Kazik.

"Ateistyczna" wigilia udała się w pełni. Choinkę w tym roku Teresa kupiła gotową, przybraną  w błękitne i srebrzyste ozdoby.  Oczywiście  gdy tylko ją przyniosła do  domu choinka wzbudziła ogromne  zainteresowanie Alka.  Po godzinnym omówieniu  każdej bombki, kokardy i każdego pasemka "sreberka" choinka  została w pełni zaakceptowana przez  Alka i została postawiona poza  zasięgiem jego rączek. Przy swoim stryjecznym braciszku Alek czuł się niezwykle dorosły. Dwadzieścia cztery miesiące życia a  dziewięć miesięcy to w tym okresie  życia  dzieci - niemal przepaść. Dość długo Kazik z Teresą i tatą  naradzali  się, jak rozmieścić 6 dorosłych osób i dwójkę maluszków. Odpadł pomysł, że mały Tadzik będzie  cały czas w  wózku bo wtedy musiałby  być cały czas przypięty szelkami do wózka a poza  tym wózek to było coś, co dopingowało z kolei Alka do tego, żeby "ustrojstwo"pchać. I Teresa przekonała tatę i  Kazika, że trzeba wycofać  na kilka godzin kojec, który już  wywędrował do mieszkania  Krystianów,  ale ciągle jeszcze  nie był tam wykorzystywany bo......stanowczo, zdaniem Aliny, zajmował zbyt wiele miejsca.

Teresa rozstawiła w stołowym kojec - w jednym jego końcu "urzędował" mały Tadzik, w  drugim rządził się Alek.Teresa i Kazik solidnie wbili do głowy Alka, że tak musi być, bo Tadzio jest jeszcze malutki, nie  chodzi, ale siedzi i raczkuje. Alek bardzo wątpił w to, co mu mówiono, że on też był taki malutki. Ale bardzo grzecznie pokazywał młodszemu swoje  zabawki i o  nich opowiadał. Nie  mniej gdy  tylko mały usiłował dotknąć Alka ten  zaraz  szybko umykał. 

Ponieważ przy stole siedziało  sześć osób a poza tym w pokoju był kojec, tym razem Alek jadł siedząc na kolanach Teresy. W nagrodę, że taki grzeczny i  rozumny, dostąpił zaszczytu karmienia Tadzia z butelki.  Z powodu brania leku  Alina  już  nie karmiła  synka   piersią, był na  modyfikowanym  mleku. Alina była  w całkiem  niezłej formie psychicznej, co od  razu  miało odbicie w  zachowaniu jej synka. Po zjedzeniu mieszanki został przeniesiony do wózka i Alina wstawiła  wózek z dzieckiem do gabinetu Kazika, gdzie  dziecko spokojnie pospało do końca pobytu Aliny i Krisa. Kojec został zlikwidowany, zaraz  zrobiło  się luźniej i Alek mógł spokojnie wędrować od jednego gościa  do następnego. U każdego zaliczył krótką wizytę na kolanach, która  zakończyła  się na kolanach Jacka, u którego przesiedział resztę wieczoru. 

Alina się zamartwiała, że Teresa miała strasznie  dużo pracy przy szykowaniu, ale Teresa wyprowadziła ją z błędu mówiąc, że przecież sama wszystkiego  nie  szykowała. Ciasto upiekła  piekarnia, perliczki upiekł Jacek, łosoś piekł się sam w piekarniku a stół nakrywał tata z Kazikiem. Około godziny dwudziestej dzieci zostały spolaryzowane - mały Tadzik  został starannie owinięty ciepłym kocem i razem z rodzicami powędrował w wózku do swego  domu, po jego wyjściu Alek został ułożony razem ze  swymi zabawkami w  swoim łóżeczku a przedtem ukochał Jacka i  swego  dziadka a  Kazik zaniósł go do łóżeczka. Jacek był szczęśliwy, że mały tak bardzo się przywiązał do zabawek, które  mu sprezentował. Około dziesiątej wieczorem Jacek z Pawłem też się pożegnali. Obaj  zapewniali, że od lat żaden  z nich nie miał tak rodzinnej wigilii. Teresa im tylko przypomniała, że następnego dnia jadą w dwa  samochody do Otrębusów, wyjazd jest około godziny 13,00. Umówili się, że równo o 13,00 Jacek i Paweł podjadą pod dom Kazików. Od Krisa Kazik wiedział, że Alina nie miała  ochoty by jechać do Franka i gdy Franek ich  zapraszał to podziękowała mówiąc, że jeszcze  nie  czuje  się w pełni sił. Krystian twierdził, że Alinie nagle zrobiło  się  tęskno za  starym domem i ciągle  twierdziła, że niepotrzebnie zamieniła  dom na mieszkanie w Warszawie.  Jakoś nie  docierało do jej świadomości, że teraz, gdy jest na  bezpłatnym urlopie  wychowawczym z racji wynajmowania tego mieszkania na Żoliborzu dostaje więcej pieniędzy niż dostawała pracując.Więc  może i lepiej, że nie chce jechać do Franka, nie będzie "rozdrapywania starych  ran".

Tegoroczna zima na szczęście, jak na  razie, nie obfitowała w śnieżne opady, przepowiednie meteo głosiły, że dopiero po nowym roku zaczną się opady  śniegu i  chwyci mróz. Przed  wyjazdem do Franka Teresa przygotowywała Alka do wizyty u kolejnego wujka i cioci. Na  szczęście miała zdjęcie obojga, opowiadała sporo o ich domu i o ogrodzie i że na pewno latem, gdy już będzie ciepło znów tam pojadą i Alek będzie się mógł wtedy  bawić w ogrodzie. Mały bardzo się ucieszył, że wujek Jaciek  też tam będzie razem z Pawłem. Kazik i Teresa  cieszyli  się, że Alek tak bardzo polubił i Jacka i Pawła,  a Jacek był wręcz dumny  z tego faktu.  Teresa   się śmiała, że jeszcze  trochę  a Jacek z tatą  będą  sobie Alka  wyrywać  z rąk. Do świadomości Jacka dotarło w pełni ile stracił przez  to, że nie brał udziału w  wychowywaniu  Pawła. Jednocześnie podziwiał, jak dobrze Paweł został wychowany przez  swoją mamę.

Poza Warszawą , w lesie, widać  było resztki brudnego śniegu, ale szosa była  czysta, na polach też nie było śniegu. Od ostatniej wizyty u Franka minęło już wiele   miesięcy, a wiadomo - życie nie  stoi w  miejscu i Kazik miał kłopot, by trafić do Franka, bo przybyło nieco nowych domów po drodze. Ale po krótkiej wymianie   zdań  z Frankiem trafili na  miejsce. Przy bramie posesji czekał na nich "komitet powitalny" , czyli Franek, jego ojciec i......duuży pies.  O matko!- jęknęła  Teresa- wielki i cudny pies! Zobacz  syneczku,  jakiego pięknego  pieska  ma wujek  Franek! 

Franek coś powiedział do psa i położył mu  dłoń na łbie, a potem podszedł do samochodu, otworzył drzwi samochodu i powiedział - to jest broholmerka, cudowna  łagodna psica. Muszę was  wszystkich po kolei jej przedstawić, musi was obwąchać, by uznać, że jesteście "swoi". A maluszka może Kazik na razie trzymać na rękach, potem ją oddzielnie zapoznamy z dzieckiem. Jest  duża,  waży 40 kg, ale  bardzo łagodna, zrównoważona i przyjazna. Od rana jej oboje  tłumaczymy z Joanną, że przyjadą kochani goście. Już od godziny włóczy  się po ogrodzie i co jakiś  czas podchodzi do bramy. Dostałem ją od znajomego Duńczyka, jest u nas od 7 tygodnia życia, więc rozumie  wszystkie polskie  komendy, treser przychodził do nas  do domu i ją "układał". Najbardziej to chyba kocha   mojego tatę, bo jest   z nim całymi dniami. Kazik wziął  na ręce Alka i gdy podszedł do suni przykucnął. Alek szybko wyciągnął rączkę do psa  mówiąc: duzi piesiek, dobly piesiek. W rewanżu sunia  delikatnie liznęła jego rączkę i główkę,  na której mały miał czapkę. A mały roześmiał się radośnie. No to postaw teraz  małego na  ziemi - powiedział Franek. Ona już go uznała  za swego, pewnie nie  będzie go cały  czas odstępować.

                                                                       c.d.n.


wtorek, 28 marca 2023

Lek na wszystko? -79

 Szóstego grudnia, późnym popołudniem zatelefonował do Kazika Jacek z pytaniem, czy  może do  nich na moment wpaść, to nic długiego, nic absorbującego -zapewniał Kazika. No to wpadaj, załapiesz  się na grudniową kolację - będą placki kartoflane, właśnie skończyłem trzeć kartofle. I może weź ze sobą swoje dziecko, jeśli lubi placki. Moje dziecko jest dziś w delegacji służbowej, jestem  sam. No to przychodź! W dwadzieścia minut później Jacek  już dzwonił domofonem.

Gdy wszedł do mieszkania w przedpokoju już czekał na  niego Alek, trzymając  w  rączce kapcie dla wujka "Jaćka"- mały wciąż przekręcał różne  słowa i nie mówił "wujek  Jacek" tylko wujek Jaciek. Jacek  się śmiał i tłumaczył Kazikowi i Teresie, że "wujek Jaciek" brzmi lepiej  niż gdyby mówił wujek Jasiek. A mały bardzo lubił Jacka, bo bardzo często Jacek towarzyszył Teresie w trakcie  spacerów. Asekurował małego na  zjeżdżalni,  na huśtawce i przy wdrapywaniu  się do drewnianego domku po bardzo ażurowych schodkach. Tego dnia mały  wcale nie był na spacerze, bo był dość  silny wiatr i chwilami padał deszcz  ze śniegiem.  Gdy Jacek już "wskoczył" w kapcie, Kazik zaciekawiony, co Jacka  w taką paskudną pogodę wygnało z  domu, powiedział - no to mów co ci  się urodziło krótkiego i nie absorbującego.

No jak to co? Mikołaj mnie dziś odwiedził i zostawił coś dla najmłodszych z naszego grona. No faktycznie, zupełnie zapomniałem, że istnieje coś takiego jak  "mikołajki."  Ale to pewnie dlatego, że mały jeszcze  nie kuma w kwestii "mikołajek"- stwierdził Kazik.  Nie  szkodzi- pocieszył go Jacek- kuma, nie kuma -a Mikołaj  coś dla niego ma. Sięgnął do przepastnej kieszeni  swego wełnianego trencza i wyciągnął z niej dwie torebki - malutką i drugą nieco większą niż szkolny zeszyt.

Nim weszli do kuchni, gdzie urzędowała Teresa Jacek zatrzymał Kazika i powiedział- Mikołaj przyniósł prezenty  najmłodszym,  czyli Alkowi i Tesi. Mikołaj wie jak wiele serca Tesia potrafi okazać i dać swym przyjaciołom i to jest podziękowanie. Gdy już usiedli przy  stoliku Jacek wyciągnął z torebki papierowej mikołajkowy  prezent dla Alka - była to naprawdę bardzo ładna małpka - maskotka.  Alek aż buźkę otworzył z zachwytu, a Kazik powiedział, że powinien  teraz ukochać wujka  Jacka. Gdy już siedzieli, Jacek koło talerza Teresy położył małe, szare pudełko mówiąc do Teresy - o tobie też Mikołaj  nie  zapomniał. To tylko taki drobiazg i mam nadzieję, że ci przypadnie do gustu- to jadeit królewski. Jeżeli nie będzie ci  się podobał łańcuszek to go wymienimy na inny. Teresa szybko otworzyła nieduże  pudełko,  w którym leżał  wisiorek  z zielonego jadeitu oprawiony w srebro. Sama oprawa była kwadratowa, a jej wierzch był wycięty w kształt serca. Wisiorek był  niewielki, dwa na dwa  centymetry, ale jadeit "wyglądający" przez okienko w kształcie  serduszka był piękny. Ojej, jakie to śliczne! Jacku, jesteś niemożliwy, przecież zielony jadeit to rzadki  kamień, inne jego kolory częściej  występują. To bardzo drogi prezent  i wyraźnie widać, że robiony na zamówienie - zwariowałeś kompletnie!  

Jacek tylko uśmiechnął się - poświęcenie swej uwagi i serdeczność wobec niemal obcych osobników jest znacznie  więcej  warte  niż ten drobiazg - wierz mi dziecino. Kamyk jest rodem z Nowej Zelandii, leżał u mnie od lat, a  srebro jest z mojej srebrnej papierośnicy - bo kiedyś paliłem. A kształt ogniwek łańcuszka to mi narzucił jubiler - stary znajomy. Powiedział, że przy tym kształcie ogniwek można samemu skrócić długość łańcuszka, ale jak mu określiłem wizualnie  dokąd mi sięgasz będąc na szpilkach to taką długość łańcuszka uznał za właściwą.  Oooo, dobry babiarz musi być z twego znajomego - stwierdził Kazik. No fakt - przyznał Jacek- ma już  chyba trzecią żonę - strasznie się  do niego kobiety lepią. Albo do jego pieniędzy - powiedział Kazik.

A gdzie jest Tadeusz?- zainteresował się Jacek. Teresa tylko przewróciła  oczami a Kazik powiedział- spaceruje zapewne z suką i Jadwigą. A teraz  to pewnie pomaga Jadwidze jeść kolację. Nie wie, że u nas  są placki, bo gdyby wiedział to by tu był a nie na spacerze. Na wszelki wypadek zostawimy trochę placków  dla niego, odgrzeje  je sobie w mikrofali, pewnie jutro. Zresztą on  za chwilę pewnie wróci. Te trzy tygodnie w Nałęczowie jakoś nieco ochłodziły entuzjazm taty wobec  Jadwigi - stwierdziła Teresa. Nie dociekałam co i jak jest między nimi, to już duży chłopczyk i musi  sam sobie  dobierać towarzystwo. Ale zawsze mogę w razie potrzeby jakąś panią pogonić, jakby  mu zaczęła  szkodzić.

Jacek, a ty należysz do tańczących facetów czy do tych, którzy gdy słyszą słowo  "dancing" to bledną i szybko robią w tył zwrot? Do tańczących, tylko jakoś jak na  razie to nie mam żadnej tancerki obok siebie. Ale na dyskotekę to nie chodzę, nie lubię się konwulsyjnie wyginać. Nooo, na dyskotekę to my też  nie chodzimy,  ale kiedyś tośmy sobie z Kazikiem  nieźle  tańczyli w klubie studenckim. Do dziś wspominam tango w jego ramionach- z westchnieniem powiedziała Teresa.  Kazik roześmiał się - Tesia gdy  miała 16 lat to z powodzeniem  mogła uchodzić za dwudziestolatkę - laseczka z niej  była "pierwszoklaśna". A jak tańczyła rocka! Była niezmordowana.

Teraz tak mówisz, a wtedy wybrałeś Ankę - wypomniała mu Teresa. No i zostałem ukarany za ten wybór- przecież wiesz- obruszył się Kazik. No wiem, wiem, już ci niemal wybaczyłam tę  głupotę. Tylko niemal?- zdziwił się Kazik.  Tak kochanie, kobiety mają  cholernie  dobrą pamięć - zwłaszcza  wtedy gdy czują  się niedocenione.Ty mnie wtedy po prostu  nie  doceniłeś. No bo byłaś ode  mnie niemal 9 lat młodsza! A teraz to już nie jestem od ciebie tyle lat młodsza? Ja się postarzałam a ty odmłodniałeś? To nie tak -nie postarzałaś się, tylko ja zmądrzałem bo dostałem po grzbiecie. I to tyle  w tym temacie. Ty też  nie błysnęłaś wydając  się  za Roberta. W pewnym  sensie jesteśmy na remisie.

Wiecie co? muszę iść małego położyć spać, bo jeszcze trochę a zaśnie na  stojąco. O, chyba tata idzie, to jak się przywita to ja pójdę Alka położyć. Nie wybaczyłby mi, gdyby Alka  nie ucałował na dobranoc. Alek oczywiście poszedł spać z nową maskotką, ale wpierw pluszowemu pieskowi przedstawił pluszową  małpkę i teraz już dwa zwierzątka towarzyszyły dziecku w łóżeczku. Oczywiście dziadek jeszcze  poprzytulał maluszka, który pokazał mu nowy nabytek informując  dziadka, że to dał wujek Jaciek. Dziadek posiedział chwilę przy łóżeczku Alka, pogłaskał po główce Alka i małpkę, usłyszał "mój dada" i dziecko spokojnie zasnęło. 

Tata wrócił do kuchni, Kazik zaraz uruchomił mikrofalę i tata z radością zajął się konsumpcją placków- okazało się, że Jadwiga zaczęła dbać o linię i przestała jeść kolacje. No więc tata stwierdził, że on nie musi dbać o linię,  jako że waży tyle co powinien biorąc pod uwagę wzrost i wiek i wrócił do  domu. A suka  dziś podpadła  swej pani, bo wlazła w błoto, więc po spacerze musiała  być umyta, co wprawiło Jadwigę  w  zły humor. 

No cóż, psom na ogół nie przeszkadzają kałuże i błoto, więc jak się ma psa to trzeba  się z tym liczyć, że naniesie do domu latem piachu a zimą śniegu lub błota - stwierdził Jacek. Nie da  się mieć psa i idealnie  czysto w domu.  No, Jadwiga to  się bardzo stara, ona co dwa tygodnie zmienia psu pokrowiec na jego materacu, pies jest dwa razy dziennie szczotkowany i przecierany wilgotną ścierką.  O rany- jęknął Jacek - to ten pies ma  ciężkie życie. 

No bo Jadwiga ma dwójkę wnucząt, więc bardzo dba  żeby sunia  była  czyściutka. A te  wnuczęta  często ją nawiedzają?- zaciekawił się Jacek. No ostatnio to dość rzadko, bo już oboje  do  szkoły chodzą, to nie mają kiedy. No i te  biedne dzieci siedzą w tej szkole od 8 rano do popołudnia, jedzą  w szkolnej stołówce, siedzą  w świetlicy szkolnej do godziny szesnastej trzydzieści. Młodsze to siedzi  w świetlicy przed  szkołą i po szkole, starsze tylko po  szkole. Syn jest obrażony na swoją matkę, bo miał nadzieję, że matka będzie do nich przyjeżdżała na ósmą rano, potem odprowadzała  młodsze do  szkoły koło południa i potem odbierała ze  szkoły, że  będzie im gotować obiady. No ale Jadwiga ma psicę, więc gdy powiedziała, że mogłaby się tak poświęcić, ale przyjeżdżałaby razem  z psem, to synek  stwierdził, że nie zgadza  się, by pies u  nich spędzał cały dzień. Syn nie lubi zwierząt w domu. No więc dzieci są na świetlicy a syn i  synowa  zniesmaczeni tym, że matka wybrała psa a  nie opiekę nad  wnukami.

No właśnie, sporo osób ma problem z opieką nad  dziećmi. Minęły czasy gdy większość  kobiet nie pracowała  zawodowo - powiedziała Teresa. Gdy powiedziałam w pracy,  że biorę trzyletni urlop wychowawczy to wszystkie dzieciate stukały  mnie  w czoło. Bo się zakopię w gary i pieluchy- bo dziecko można oddać  do żłobka, potem do przedszkola, potem  szkoła i świetlica wychowają mi dziecko.

A ja, skoro się zdecydowałam na  dziecko to chcę je  sama wychowywać tak jak ja uważam za właściwe, a nie tak jak wyglądają wytyczne  żłobka czy przedszkola. I nie czuję się gorsza przez  to, że jestem  z dzieckiem  w domu. Wmówili kobietom, że są kurami domowymi gdy  nie pracują zawodowo, więc powinny koniecznie pracować i masa dzieciaków lata z kluczem na  szyi. I pracują te  kobieciny ale i te po studiach zarabiają gorzej  niż faceci. A pracodawcy też mają zagwozdki z tymi pracującymi  matkami bo, jak mówił pewien przytomny dyrektor, to wpierw kobieta jest   wieku rozrodczym, więc nagle jakiś  dany jej temat  pada w gruzy, bo ona jest  w ciąży, potem ustawowy macierzyński i nawet jeśli wróci do pracy, to nie można jej dać porządnego tematu, bo ma bachora, a bachor często choruje bo infekcje  chodzą po żłobkach, przedszkolach i  szkołach i babka jest  co jakiś  czas na zwolnieniu lekarskim, bo ktoś się  dzieckiem  musi opiekować.

I tak  się to wszystko idiotycznie  kręci. Kiedyś  sytuacja była jasna- dziecko ma  być wychowywane przez rodziców. Ciekawe  tylko jak  ma być wychowywane przez  rodziców, którzy od  rana do późnego popołudnia są poza  zasięgiem dziecka. W tym układzie rodzice oczekują, że wpierw  żłobek, potem przedszkole a potem szkoła podstawowa i średnia wychowają dziecko.  Ale w żłobku nie ma tylu wychowawczyń by te  dzieci były dobrze  zadbane, tak samo jest w przedszkolu. A  szkoła oczekuje  z kolei, że funkcję wychowawczą będą spełniać rodzice, a rodzice uważają, że skoro są cały dzień w pracy to funkcję wychowawczą powinny sprawować te  osoby, które są większość  czasu z dziećmi, a więc szkoła  powinna wychowywać. 

Ja się już napracowałam - dla  mnie bycie z dzieckiem i zajmowanie  się domem nie jest tragedią, nie  czuję się zdegradowana. Wszystko jest tylko kwestią  przemyślanej organizacji dnia. Mam szczęście, bo Kazik jest odpowiedzialnym człowiekiem i gdy ma czas wolny to nie leci z kumplami na piwko tylko pomaga  mi w  domu- albo zajmie  się dzieckiem  albo zrobi coś,  co wymaga ode  mnie większego wysiłku fizycznego.

                                                                        c.d.n.

sobota, 25 marca 2023

Lek na wszystko?- 78

 Po raz pierwszy  mogę  się pochlebnie  wyrazić o mijającym  za kilka dni listopadzie - powiedziała przy  kolacji Teresa. Pogoda  była  całkiem znośna, ale najfajniejsze  było to, że pracowałeś głównie w  domu. No ale nie udzielałem się za bardzo - samokrytycznie stwierdził Kazik- na  spacery  chodziłaś głównie z obstawą starszych panów, gdy urzędowałaś  w kuchni to tata zajmował się Alkiem a ja tylko raz byłem  z tobą na  zakupach. A naprawdę  miałem  szczery zamiar by więcej udzielać się w domu. A poza  tym ty mnie   w tym czasie strasznie rozbisurmaniłaś - drugie  śniadanko podstawione  pod nos, kawusia zawsze z czymś słodkim, możliwość "przytulasków"  gdy się stęskniłem i rozmowy z tobą lub tatą gdy  mi już mózg się z lekka przegrzewał. Tak mi  dobrze  to  wszystko szło, bo lubię pracować sam, "burza mózgów" w moim temacie  jest  zbyteczna. Towarzystwo kolegów  teoretycznie  "po fachu"  jakoś niczego  mi nie  wnosi do mojego tematu. Przełożyłem badania na styczeń i w grudniu też popracuję w  domu. 

No to świetnie- ucieszyła  się Teresa. Rozmawiałam z Frankiem. Twierdzi, że  mnie ściągnie  do  siebie do pracy. Marzą mu  się wspólne święta z nami wszystkimi. I jakoś nie przeraziła go perspektywa dwójki małych dzieci i dwóch samotnych facetów. Bo mu powiedziałam o Jacku i Pawle. W odpowiedzi usłyszałam, że przecież ich  stół bez problemu pomieści 12 osób i  wreszcie będzie  jak należy wykorzystany, bo będzie  nas  wtedy 11 osób. I on planuje taki duuży obiad w pierwszy  dzień świąt.  Wigilię zrobią we  własnym gronie, bo nasze  dzieci są za małe na to,  by je "ciągać" po ludziach wieczorami.

Więc pomyślałam, że w tym układzie  zrobię ateistyczną wigilię u nas, przyjdą "Krystianie" i Jacek z Pawłem.  "Krystianie" długo nie posiedzą , bo Tadzik  musi o określonej godzinie iść spać. I w  związku z  tym będzie to u nas "nieco spóźniony obiad świąteczny". Ale jeszcze o  tym nie rozmawiałam z Aliną. Ciast nie będę sama piekła, zamówię w "naszej" cukierni. W ramach zwłok  rybich  zrobię łososia pieczonego na plastrach pomarańczy. Oprócz tego  będą biusty perliczek. I mam  zamiar wprowadzić  w tym roku  zakaz prezentów pod  choinkę. Niech każda rodzina robi prezenty tylko w obrębie najbliższych osób, we  własnym  domu. 

No nie  wiem,  czy ten  numer przejdzie - powiedział Kazik. Kris uwielbia  dawać i dostawać prezenty.  No tak, czyli  znów będę od  czarnej  roboty,  czyli tłumaczenia twemu bratu dlaczego tak ma  być.  No ale przecież  wiesz,  że tylko ty potrafisz go do czegoś zmusić. Nie wiem co mu  mówisz, jak mu to tłumaczysz, ale potem zawsze tylko słyszałem, że "Tesia tak kazała, więc tak  robię". Kiedyś tak mówił gdy mu mama coś nakazywała. Coś podobnego - zdziwiła  się Teresa - a gdy z nim rozmawiam to mam nieodparte wrażenie, że ma w nosie to co do niego mówię - jego mina jasno komunikuje, że zrobi tak jak będzie chciał. No to się chłopak  maskuje - wyjaśnił Kazik.  On cię kocha jak rodzoną siostrę. Poza tym nasza mama bardzo cię lubiła i często dawała  cię jemu za przykład, żeś nieco młodsza a powinien brać przykład  z ciebie. Poza tym nigdy mu nie dokuczałaś, w przeciwieństwie do mnie i nie bawiłaś  się wciąż lalkami jak jego inne znajome dziewczynki. Ten fakt to nawet i  mnie  się podobał, choć z wyżyn swego wieku nie  za bardzo cię dostrzegałem. No ale gdy cię naprawdę dostrzegłem to swoje wycierpiałem - śmiał się Kazik.  Taka fajna babka żoną takiego bubka! Ale warto było pocierpieć.Nie wiem jak to  zrobiłaś, ale zupełnie nie dostrzegałem innych babek.  Żałujesz? - spytała  Teresa. Nie, no  skądże! Ale jak widać byliśmy i jesteśmy  sobie przeznaczeni. No a wracając  do kwestii świąt - mam tylko jedno zastrzeżenie - nie  chcę byś  się za bardzo umordowała. Dobrze,  że ciasta  zamówisz, ale i tak będziesz  miała sporo pracy. Masz  zamiar i perliczki piec i tego łososia - to fura roboty. Coś ty - perliczki przyjadą w postaci gotowej, już upieczone, powędrują tylko do mikrofali. A łosoś to prosta sprawa - kupię w  zaprzyjaźnionym  sklepie filety ze  świeżego łososia, a zrobienie marynaty do niego to "mały pikuś" - wystarczy pomarańcze wyszorować gąbką z roztworem sody kuchennej- to można  zrobić dzień wcześniej, a na  drugi  dzień z jednej wycisnąć sok, drugą pokroić w plastry, 20 minut potrzymać  rybę w marynacie i do piekarnika z plastrami pomarańczy i resztą marynaty. Podam z ryżem, więc też się nie przemęczę. Bo ryż będzie ugotowany  dzień  wcześniej, będzie odsmażony.Tatę "zaprzęgnę" do zabawiania Alka, żeby  mi  się nie pałętał pod nogami, wy dwaj potem zajmiecie  się nakrywaniem do stołu. A w kwestii ciasta to ja upiekę tylko biszkopty dla dzieci . No ale biszkopty to ja  piekę notorycznie, jeszcze  trochę i  będę je piec przez  sen. I wymyśliłam, że jeszcze  w tym roku nie  będziemy obchodzić oficjalnie  urodzin Alka - on jeszcze  nic  z tego nie pojmie. Zik, a ty na pewno nie chcesz byśmy  mieli jeszcze jedno dziecko? No bo mi lat przybywa no i gdy ci wpadnie taki pomysł gdy będę tuż przed czterdziestką  to nie będzie  zabawnie. Kazik przytulił ją - jakoś nie mam natury hurtownika, ale to nie jest najistotniejsze- nie chcę byś przeszła po raz  drugi to co przy Alku. Poza tym to wszystko co się dzieje u nas w kraju i w ogóle na świecie nie napawa  mnie optymizmem i  chęcią posiadania większej ilości  dzieci.  Z wychowaniem jednego  dziecka poradzimy  sobie  raczej bez większego problemu, więc myślę, że nie  będziemy mieć  więcej dzieci. Ja nadal nie wykluczam opcji, że być może wyjedziemy. A wtedy naprawdę jest łatwiej gdy jest tylko jedno dziecko. Jak mówi Kurt, to jego szef rączęta zaciera  z radości, że robię doktorat. To jego szef ma  rączęta? -zdziwiła  się Teresa.  A żebyś wiedziała- po prostu jego aparycja  jest absolutnie   niezgodna z wzorcem "Niemca z  dziada-pradziada" - facet jest ciemnowłosy i "wycieniowany"- zero nadwagi, mógłby  być modelem. Żonaty? Tak, żonaty, dzieciaty, trójka dzieci, dwóch  chłopców - jednojajowych bliźniaków i  dziewczynka. Dziewczynka  starsza od  nich o cztery lata. Jak głosi plotka, to oboje  byli przerażeni, że będą  bliźnięta. Bo to "wyszło" dopiero na kolejnym USG. No i ją "rozwiązywali" operacyjnie.

Operację o  nazwie "święta" Teresa zaczęła "rozpracowywać" już na początku grudnia. Zaczęła od rozesłania informacji, że w tym roku nie będzie podchoinkowych prezentów. Alina była nieco zdegustowana, bo ona miała ochotę w  tym roku zrobić wigilię u  siebie - planowała to głównie  dlatego, że pani Maria stwierdziła, że nie ma sprawy, ona całą  wigilię przygotuje. No ale  skoro Teresa i Kazik mają "jakichś nowych przyjaciół, których podciągają pod rodzinę", to oni  w takim razie wigilię zrobią  w towarzystwie pani Marii i wcale do Kazika nie przyjdą.  Teresa powiedziała tylko: jak chcesz. I pomyślała -chyba  moja kochana Alina nie bierze  regularnie swych tabletek. Znów ma jakieś zaćmienia.

A że jak na  razie Franek jeszcze  nie rozmawiał o świętach z Krisem lub Aliną, to Teresa  powiedziała  tylko, że oni jadą do Franka w pierwszy dzień świąt na obiad i biorą ze  sobą Pawła i Jacka. "Nie rozumiem  skąd taka  nagła  wasza miłość do Jacka i jego  syna"- wydziwiała Alina- przecież ledwo ich znasz!  Teresa wzruszyła  ramionami i powiedziała- no fakt, ja niezbyt długo  znam Jacka,  ale Kazik się z nim od lat przyjaźni. Teraz  mieszkają blisko nas, Jacek się świetnie  rozumie z tatą i się zaprzyjaźnili. Oni tu w Warszawie nie mają ani rodziny ani przyjaciół. A mieszkają na południowym osiedlu. A Franek jest po prostu dobrze wychowany i  nie każe mi wybierać z kim mam  spędzić pierwszy  dzień  świąt, więc zaprasza i ich, bo wie, że są przyjaciółmi Kazika. A on ich nie  zna  wcale.

Po powrocie  do domu, przy obiedzie, opowiedziała wszystko Kazikowi i tacie. No - powiedział Kazik- dla mnie jasne jak słońce, że moja szanowna bratowa bardzo nieregularnie łyka swoje tabletki. Gdy je  łykała  zaraz po tej wizycie w Instytucie  to nie było takich  pretensji. A ty Tesiu tym nie przejmuj się. Porozmawiam dziś z Krisem - to smutne, gdy trzeba  dorosłego człowieka pilnować by brał regularnie lek, bo sam jest  za mało odpowiedzialny. 

Mówiłam mu,  że Alina nie lubi tych tabletek, bo gdy je  bierze  to musi nieco bardziej dbać o dietę, całkiem odstawić słodycze, bo inaczej  to zaczyna tyć. Dobrze, że ty o tym porozmawiasz  z Krisem. Zawszeć jesteś mu bliższy  niż ja. To nie jest kwestia które  z nas jest mu bliższe - ja nie mam problemu z tym, by go solidnie obrugać. Przecież  wie, że nawrót  choroby był dlatego, że nie brała   tabletek,  więc jako mąż  powinien teraz  zadbać o to, by je  brała.  Po prostu mu  uświadomię, że to jest ważniejsze nawet od jego pracy, bo jeśli to zaniedba to  zostanie  nagle w domu  sam  z dzieckiem, bo ją wezmą na leczenie. Dziś do niego wpadnę. Wolę mu to powiedzieć w cztery oczy  niż przez telefon. Swoją  drogą to koszmarna choroba. Ciekawe czy  kiedyś uda  się lekarzom wynaleźć lek, który ją wyleczy całkowicie.

No nie wiem, chorób natury  psychicznej jest do licha i  trochę, umiemy nawet  zajrzeć do mózgu żywego  człowieka, ale niewiele  więcej wiemy o nim  niż kiedyś. To szalenie  trudny  dział chorób. Bo przecież  każdy z nas reaguje inaczej, nawet jeśli jakaś grupa   osób ogląda to samo zdarzenie, a badani  są od  siebie izolowani i nie  mogą się porozumieć - powiedziała w  zamyśleniu Teresa. A poza tym mam podejrzenie, że nie byli już dość dawno na kontroli. Mam wrażenie, że obecność  pani Marii nieco  uśpiła czujność  Krisa. Albo  miał jakieś bardzo skomplikowane sprawy do prowadzenia.

Wieczorem, już po kolacji Kazik "wyskoczył" do brata. Pod hasłem "pożycz  mi piłkę do drewna bo moja  się złamała" wyciągnął Krisa  z mieszkania.  Rozmowa była krótka, a wynikało z niej, że faktycznie Kris przegapił jeden  termin wizyty no i faktycznie przestał kontrolować Alinę,  czy regularnie  bierze lek. Kazik dość brutalnie uświadomił  bratu, że jeżeli zaniedba kontrolowanie  Aliny to ma stuprocentową szansę, że  za jakiś  czas  zostanie  w domu sam z dzieckiem, bo tym razem Alina może zostać jakiś czas na leczeniu i tylko bywać w  domu na przepustkach. Na koniec  rozmowy Kazik powiedział - przeanalizuj sobie to  wszystko,  bo może ty wolisz się z nią rozejść i przejąć całkowitą opiekę nad Tadzikiem. Tylko nie bardzo wiem jak sobie  wtedy dasz  sam ze  wszystkim radę. Bo w żłobku to dzieci nie są 24 godziny na dobę. Jeśli będziesz z nią jechał do lekarza a nie będzie pani Marii to dziecko możesz u nas zostawić. Tata jest w domu a w razie czego ściągnę Jacka by poszedł z Alkiem na spacer. Wpadnij osobiście  do tego lekarza i błagaj o prywatną wizytę. I daj znać  co załatwiłeś.  I byłoby  miło z twojej strony gdybyś mi na przyszłość oszczędził  takich interwencji.  I przypominam - w tym  roku nie  ma żadnych prezentów podchoinkowych. No i miło, że robicie wigilię razem z panią Marią.  Kris wyglądał niczym ryba wyciągnięta  nagle  z  wody - nic o tym nie wiem, Alina mi nic  nie  mówiła. No to się dowiedziałeś - tak podejrzewałem, że nic  o tym nie wiesz. Leć do domu.

W domu Kazik przeprosił Teresę, że bez jej wiedzy powiedział, że w razie  potrzeby Kris będzie  mógł zostawić dziecko u  nich  w domu na kilka  godzin. Ale jeśli taka  sytuacja  zaistnieje, to przecież nie  będzie wielkiego problemu, bo wtedy on też  będzie w domu. No i że faktycznie Kris  przestał  Alinę kontrolować. No to mnie w pewnym  sensie  pocieszyłeś tą  wiadomością, bo już myślałam, że  zaczynam mieć  lekkiego świra i źle reaguję na  wszystkie jej odzywki. 

Tata zmartwił  się, że Alinie znów gorzej, ale Teresa  go pocieszyła, że tym  razem jest to jednak  szybciej  wykryte. Mnie, tato, martwi głównie  to, że mój brat nie pojął dobrze  zagrożenia - powiedział Kazik. Od czasu operacji Teresy cały czas czuwam by przypadkiem czegoś nie  dźwignęła, chociaż teoretycznie zagrożenie już  minęło. A on ma  żonę, której choroba może zostać tylko zaleczona ale nie  będzie nigdy wyleczona  w 100 procentach, więc powinien  ze skóry  wychodzić, by się kolejny epizod  choroby  nie wrócił. Jego tak uspokoiła obecność pani Marii, że  zupełnie  sobie odpuścił kontrolowanie  czy Alina bierze  lek. A wystarczyłoby żeby przy każdym śniadaniu podał jej  tabletkę i poświęcił 2 minuty na sprawdzenie  czy ją łaskawie połknęła. I by nie pasł się przy  niej słodyczami - dodała Teresa. Wtedy nie czułaby  się taka nieszczęśliwa, że nie  może jeść słodyczy bo zaraz  jej przybywa na  wadze. Bo ten lek u większości osób powoduje tycie.

                                                              c.d.n.


czwartek, 23 marca 2023

Lek na wszystko? - 77

 Początek listopada był deszczowy. Teresa i Kazik kilka dni przed 1 Listopada uporządkowali rodzinne groby- zawsze  robili  to kilka  dni wcześniej i 1 Listopada  już nie jechali na  cmentarze. Pogoda  była paskudna, było  zimno, padał deszcz ze śniegiem. Kazik w swoim gabinecie przeglądał  jakieś  materiały, tata z Alkiem budował dom z dużych klocków  Lego  a Teresa przeglądała czasopisma ze  wzorami i modelami odzieży do samodzielnego wykonania na drutach  lub  szydełku.

Późnym popołudniem na  komórkę Teresy zatelefonował Jacek, pytając  się,  gdzie jest jej  druga połowa.  Moja druga  połowa jest w domu i zapewne ma wyłączony telefon, bo albo pisze  albo  czyta.  A bardzo ci jest potrzebny? bo tak za półtorej godziny to pewnie powróci do rzeczywistości, bo pewnie po prostu zgłodnieje. Nie, nic pilnego do niego  nie mam, jutro razem z Pawłem jedziemy na grób do Gdańska. A od Kazika  to tylko chciałem  się  dowiedzieć dlaczego  nie  chce  lecieć do Szkocji.  Do Szkocji?- zdziwiła  się Teresa- widocznie mu ta Szkocja do niczego nie jest potrzebna, a ubranek w kratkę to on  nie lubi. Ja też nie przepadam  za facetami ubranymi w spódniczki zamiast w  spodnie. A do Gdańska jedziecie samochodem czy pociągiem?  Pociągiem, bo jutro wcale  nie będzie lepsza pogoda. Unikam jazdy  samochodem we wszystkie takie około świąteczne dni, zwłaszcza przy takiej pogodzie. Bo jednak sporo osób nadal jeździ na podwójnym  gazie. A co  robi mój ukochany przyszywany  wnuczek? Alek buduje z dziadkiem dom. Nasz kolega przywiózł dla  Alka duże wielkością klocki Lego - takie  specjalne  dla maluszków, żeby się żaden  klocek  w dziobie  nie zmieścił.  To fajowa zabawa, bo musi sobie dzieciak pokombinować jak ma te klocki poskładać. No i jest to praktyczne, bo się klocki w trakcie   budowy nie rozpadają. Podejrzewam, że w naszym  mieszkaniu to będzie z czasem tona klocków Lego.Wiesz  dwóch dorosłych  facetów i dziecko płci  męskiej to już wiadomo jakie zabawki będą  najbardziej pożądane- klocki, samochody i samolociki. Kazik już kombinuje żeby mu pokazać lotnisko. No ale na  szczęście pogoda nie taka lotniskowa. No pewnie, pokaże mu  się lotnisko na wiosnę. Pojedziemy na takie, żeby mógł obejrzeć samoloty z bliska poinformował  Teresę Jacek.  A jak się Pawłowi podoba praca w Akademii?  - spytała. On już  chyba  zaczął tam pracować, prawda?  No zaczął - na  razie jeździ samochodem. To jednak dość daleko z naszego osiedla. No wiem,  ale to jest coraz  bardziej rozrastająca  się Warszawa, tu  nigdzie  nie jest blisko. Pewnie Wisłostradą jeździ?  Tak i stara  się "wyczaić" o której godzinie najlepiej  jeździć. Już się trochę przyzwyczaił. A może wpadniecie któregoś dnia do nas gdy wrócicie z Gdańska ? Najlepiej to jak zwykle albo   w piątek  albo   w sobotę.  A może raczej  wy do nas? - zaproponował Jacek.  Nie, znacznie  wygodniej jest gdy jesteśmy z małym w domu. On jeszcze  wciąż jest malutki i lepiej  się czuje na  swoich "śmieciach". Rozumiem. W takim  razie ucałuj  wszystkich ode  mnie i dam  głos  gdy wrócimy z Gdańska. 

Po skończonej rozmowie Teresa poszła  do gabinetu Kazika. Ucieszył się jej widokiem  i powiedział- może jak się  troszeczkę  do ciebie przytulę to  mi się myśli uporządkują w głowie. To straszne, ale najlepiej  mi się myśli gdy mam  cię w  zasięgu ręki. Ojej, to naprawdę straszne - dotychczas sądziłam, że moja bliskość działa na inne twoje receptory, które wcale  nie  są związane z pisaniem doktoratu. Nie wiedziałam, że  aż tak zmarniały  moje  walory, że mając  mnie w  zasięgu  ręki możesz obmyślać jakąś konstrukcję. Ależ kochanie - po prostu twoja obecność, twój dotyk  działa na  mnie kojąco, porządkuje  mi  myśli, mam wtedy bodziec do pracy. A wszystkie twoje walory już wróciły do stanu sprzed  ciąży - wszystko ci  się już w brzuszku wygoiło, na brzuszku też, blizny prawie nie widać, piersiątka masz już takie  same jak przed karmieniem Alka. Jesteś tak samo  cudna jak wtedy, gdy się kochaliśmy pierwszy raz i tak samo na  mnie  działasz. I ciągle mi ciebie  mało. Jakoś lepiej mi się pracuje, gdy jestem w domu.

Dzwonił Jacek- powiedziała Teresa- poskarżył, że odmówiłeś wyjazdu do Szkocji. No bo nie mam po  co tam jechać - pobyt  tam w  niczym mi nie pomoże. Niech sobie dyrekcja weźmie kogoś innego na moje miejsce na ten wyjazd. Chętnych na pewno nie zabraknie. No to dobrze  powiedziałam Jackowi, że widocznie ten  wyjazd do niczego nie jest ci przydatny, więc  nie jedziesz. A oni jutro jadą pociągiem do Gdańska   na cmentarz. 

No to dobrze, że pociągiem   a nie  samochodem bo pogoda jest mocno wredna. Jacek pewnie bardzo ten wyjazd przeżywa - bo on wcale  nie jest jakimś twardzielem, tylko takiego udaje. Rzucą  się na niego wszystkie wspomnienia.To bardzo porządny i poczciwy facet. Dobrze, że będzie mieszkał tak blisko swego syna. Trzeba  będzie ich niedługo zaprosić do nas - stwierdził Kazik.  Już ich zaprosiłam  na piątkowy  lub sobotni wieczór - gdy wrócą z Gdańska  to doprecyzujemy  termin. Zadzwoń do niego, będzie szczęśliwy. Wyraźnie mu brakuje rodziny i pracy. Porozmawiaj  z nim, może by gdzieś jakieś pół etatu wziął, będzie  wtedy  miał jakieś zajęcie.  On jest dobrym organizatorem. A w twoim instytucie nie znalazł by się jakiś etat dla  niego? Przecież jest inżynierem. 

A co robią nasi?-gdzie ich spolaryzowałaś?  Budują u taty w sypialni domy z tych klocków  Lego, które przywiózł nam Franek. Pójdę zaraz do kuchni i rozejrzę  się co zrobić dziś na kolację. Zjadłbyś paellę? No jasne, mały też  z nami zje. Pomóc  ci coś w kuchni? Bo już mam na  dziś  dosyć  myślenia. No to chodź do kuchni, we dwójkę szybciej się pokroi  marchewkę - a kurczaka mam pokrojonego, tylko się go przez  moment rozmrozi. I zadzwoń do Jacka gdy się będzie paella pichciła. Albo zróbmy większą porcję paelli i zadzwoń do Jacka, żeby dziś do nas wpadli. Niech  się Jacek ogrzeje   rodzinnym  ciepełkiem  przed  tym wyjazdem na grób matki Pawła.  Kazik ucałował Teresę i powiedział - masz rację, zaraz  do niego zadzwonię i powiem by się przywlekli najdalej za pół godziny i nie wstępowali po  drodze  do kwiaciarni.

W kwadrans później w kuchni szykowaniem paelli zajmowała  się głównie Teresa, bo męska część  rodziny była  zajęta składaniem kolejnego domku i  z kuchni wygonił ich dopiero dźwięk domofonu. Kazik przyłożył małemu słuchawkę do uszka i głośno powiedział: zapytaj  się  synku kto tam?, więc Alek posłusznie zapytał: "to tam?". Kazik od razu poprawił małego i wtedy on zapytał wolniej,  ale już prawidłowo "kto tam?" i zaraz na buźce rozkwitł uśmiech a mały  zameldował: wujek Jacek i szybko oddał słuchawkę w ręce swego taty.  Teraz powędrował  szybko na ręce taty, bo ogromnie  lubił odsuwać zasuwkę zamka  w drzwiach. Kazik się  śmiał, że Alek  ćwiczy się by objąć  posadę portiera. Jacek był sam - okazało się, że Paweł wybrał się .......na randkę. A tak dokładnie to do kina.   Teresa  zaczęła  się śmiać - masz taką  minę, jakby Paweł został zwerbowany na pokład  statku płynącego nie  wiadomo dokąd, nie wiadomo  po  co  i na jak długo. Przecież to już dorosły chłopak!  

Ja też byłem dorosły, gdy się  zakochałem w jego matce i nie  skończyło się  to dobrze - przypomniał jej Jacek. No ale to było niemal trzydzieści lat  temu, coś niecoś  się chyba jednak zmieniło- usiłowała go pocieszyć Teresa. Poza tym wie, że wyjeżdżacie stąd bardzo wcześnie rano, więc może jeszcze  tego wieczoru nie zmajstruje potomka. Chyba  rozmawiałeś  z nim o tym co było miedzy tobą a jego mamą i wprowadziłeś w świat dorosłych, odpowiedzialnych  facetów?  Tak- mówiłem- gdy  skończyłem mówić powiedział, że on to wszystko już słyszał od mamy i wie skąd  się biorą  dzieci. I że jak na razie to on nie zalicza  się  do "kochliwych facetów" i sama uroda go nie bierze. I przypomniał mi ile ma lat - zupełnie jakbym ja tego nie  wiedział.  Jedno jest pewne - role rodziców są dość  trudne.  Tata spojrzał się na  niego z uśmiechem - mnie jakoś nie  sprawiała ta  rola problemu. Uczyliśmy Teresę, że może nam zawsze  wszystko powiedzieć, że nie ma tematów tabu właśnie  dlatego, żeby  można  dziecku w każdej sytuacji pomóc. 

To prawda - powiedziała Teresa ale to i tak  nie uchroniło mnie przed zawarciem związku z niewłaściwym facetem - stwierdziła  Teresa. Kazik był tak samo "hodowany" i też oberwał po uszach od losu. No ale teraz- powiedział tata - gdy już mamy nie ma, ty spełniłaś jej najskrytsze marzenie - zawsze marzyła o tym, byście  się z Kazikiem pobrali.  I była bardzo rozczarowana zięciem, którego jej naraiłaś. Zresztą ja też. 

Paella, której Teresa  zrobiła  tyle, że i pułk wojska  by się wyżywił, znikała szybko z talerzy, każdy z panów załapał się  jeszcze na  dokładkę, a po kolacji  Teresa wręczyła Jackowi pojemnik z resztą paelli mówiąc - to dla was obu na jutrzejsze śniadanie przed  podróżą. Pogoda ma  być równie  wredna jak  dziś,  więc dobrze  byście  zjedli coś  ciepłego przed drogą. Odgrzej w mikrofali. W tym pociągu nie ma  wagonu restauracyjnego. Jacek usiłował protestować, ale Teresa powiedziała-  jeżeli nie  weźmiesz, to ja nigdy od  ciebie  ani kawałka perliczki nie  wezmę - pomyśl o tym.  A Kazik powiedział - w naszych układach towarzysko- przyjacielskich liczy się troska o przyjaciół a nie to co się dostaje  ręki. Często nie dajemy sobie  wzajemnie czegoś do ręki, ale dajemy troskę i  zrozumienie. To chyba się więcej liczy. Daj głos jak wrócicie stamtąd. Na pożegnanie Jacek został przez Alka "ukochany" i Jacek stwierdził, że gotów jest bywać codziennie, żeby go tak Alek "ukochiwał" i że tego "ukochiwania" to zazdrości tacie  Teresy.

Wieczorem Kazik powiedział Teresie - masz rację, Jackowi wyraźnie nie  służy emerytura. Zabieraj go razem z tatą na spacery. A ja  się rozejrzę za jakimś półetatem dla niego. U nas to mała  szansa, bo tak naprawdę nie ma co robić. To stypendium dla mnie to jakiś cud nad Wisłą. Tak nieskromnie rzecz ujmując to należało mi się, wreszcie mnie doceniono. A gdy zrobię ten doktorat to zajmę się pracą naukową na politechnice. I pomęczę trochę studentów. To też dość  miłe  zajęcie. 

A wiesz, że nasz cudaczek sam się dziś wdrapał na  nasze łóżko? Trochę się przy  tym namęczył ale to sygnał, że zacznie  się teraz wdrapywać tam gdzie  go nikt nie  zaprosił. Łypał na  mnie czekając na  moją  reakcję, ale ja udawałem, że jestem bardzo zajęty czytaniem.  Zawołał mnie gdy już był na środku łóżka,  więc się go zapytałem czy chce pospać, ale odpowiedział, że  nie spać, tylko tulić.  No to mu powiedziałem, że przecież ja  siedzę na fotelu a nie na łóżku, więc na przytulenie powinien przyjść do  mnie na  fotel.  Podumał chwilę, całkiem prawidłowo zlazł i przytuptał do  mnie.  Zastanawiam się jak umocować na stałe jego wysokie krzesełko, bo się boję, że zechce się na  nie  sam wdrapywać i to się źle skończy. W kuchni to nie problem, przymocujesz je jednym bokiem do ściany - stwierdziła Teresa. Na to krzesełko sam nie  wejdzie, bo jest przeszkoda w postaci mocowania blatu do siedziszcza.  Pod boczną poręczą też  się nie wślizgnie, trzeba go zawsze wsadzać od góry. Przecież  my głównie jemy  w kuchni. A gdy będą goście to będzie jadł przy swoim stoliku, albo u  mnie na kolanach, co  mu  się zapewne szybko znudzi i przeniesie się do własnego stolika.

Za jakiś czas przeniesiemy go do twojego gabinetu, będziesz  miał swoje miejsce  do pracy w naszej sypialni - będę w  zasięgu twojej ręki i wzroku gdy będziesz wieczorem chciał pracować. Według mnie to jeszcze  może  spać z nami w jednej  sypialni, chociaż gdzieś  wyczytałam, że od  samego początku "dziecko powinno  mieć oddzielny pokój". Trochę  mnie to rozśmieszyło - oddzielny pokój- zwłaszcza  wtedy gdy jest karmione w nocy piersią.  A moja mama to spała  w jednym łóżku ze  swoją starszą siostrą i to aż do chwili ukończenia  siedmiu lat. I jakoś obu dziewczynkom to spanie w jednym łóżku nie szkodziło. Żeby było śmieszniej, to było w tym pokoju drugie łóżko, ale dziewczynki wolały spać razem. Mamy  siostra była od  niej starsza chyba o osiem lat. Wyszła za mąż za Egipcjanina i......wykreślili ją z rodziny- babcia uważała, że to małżeństwo było skandalem. A w "odwecie" siostra mamy tylko raz przysłała list, w którym napisała, że jej mąż jest co prawda Arabem, ale jest lekarzem, a studiował w Wielkiej Brytanii i ona życzy każdej dziewczynie takiego męża. Więcej nie napisała, adresu swego nie podała.  Ja to dość  długo spałam razem z rodzicami- przez  cały cały pierwszy rok to na pewno. A potem jeśli tylko coś mi  się "złego" śniło w nocy i się bałam to przybiegałam do  nich  do łóżka. Tata się  śmieje, że Alek po  mnie jest taką przylepką. Podobno  czasem płakałam przez  sen, wtedy to, które  się pierwsze  przebudziło to mnie przytulało i spałam dalej.  I pewnie dlatego teraz potrafię przespać na jednym boku całą  noc tuląc  się  do ciebie. 

I to jest bardzo dobry zwyczaj- lubię gdy się do  mnie tulisz, gdy wręcz chowasz  się w moich  ramionach. Czuję się wtedy cudownie, nawet  wtedy gdy  swe lodowate  czasem stópki grzejesz sobie na moim udzie- stwierdził Kazik. Czasem, gdy mi  się zdarzy w nocy obudzić to cię delikatnie całuję, a ty zawsze wtedy mocniej  się przytulasz i to jest dla  mnie  cudowne. I wciąż powraca  do mnie jedno wspomnienie- gdy byliśmy w Baligrodzie i ty leżałaś z  głową wtuloną  w moją  szyję. Łaskotały mnie  twoje  włosy niemiłosiernie, ale jednocześnie było to super. I za każdym razem gdy się kochamy odczuwam ten sam zachwyt jak wtedy gdy robiliśmy to po raz pierwszy. To dobrze-ucieszyła  się Teresa - bo ja nie wiem jak to robisz, ale za każdym razem gdy wchodzisz we mnie tracę zupełnie kontrolę nad sobą, bo to jest  zawsze  cudowne i potem się zastanawiam jak ty to robisz, że jest tak cudownie  za każdym razem. Nie wiem, nie mam pojęcia - po prostu tak wspólnie  działają nasze ciała, żyją jakimś jednym, wspólnym sposobem- stwierdził Kazik. To się dzieje w pewnym sensie poza  moją świadomością i nigdy przed tobą to  mi  się nie zdarzało. To jest jakby jakieś misterium. Uwielbiam gdy  mnie  dotykasz, uwielbiam nawet i to, gdy mi ręką "czeszesz"  włosy, choć wściekałem  się gdy mi czasem je w ten sposób porządkowała mama.

                                                                      c.d.n.