środa, 29 marca 2023

Lek na wszystko? - 81

Teresa przyglądała  się psicy  z wielkim  zainteresowaniem. Franiu, a jak ona ma na imię? Nazwałem ją Dunia. Ona ma piękne, bursztynowe oczy - Teresa  nadal zachwycała  się  psicą- i dobrze, że ma krótką  sierść. Jest duża,  ale  nie wygląda  na  ciężką. Franek  się roześmiał- ale  swoje 40 kilo żywej  wagi posiada. I ładny kolor ma jej  sierść - jak myślisz, nie  warknie  na  mnie gdy  wyciągnę  rękę by ją pogłaskać?- spytała Franka. Nie,  nie  warknie, ona jest rozpieszczona koszmarnie- to raz,  a dwa, że pachniecie jej Alkiem, a ona już jest w  nim zakochana. Ale  możesz  się ją  zapytać,  czy możesz ją pogłaskać. Pytając  się wymień jej imię. Ale będzie lepiej gdy wpierw ją  zapoznam z panami, bo widzę, że węszy w ich kierunku.  Jesteście panowie szalenie do siebie podobni - dawno nie  widziałem tak bardzo podobnych  do siebie  ojca i  syna. Franek wymieniając uścisk ręki z Jackiem powiedział - tak jakoś jest, że każdy przyjaciel Tesy, zostaje i  moim przyjacielem. Chyba przyciągamy do siebie takich  samych  ludzi. 

Franiu, a gdzie posiałeś Joannę? - spytała Teresa. Joanna, gdy usłyszała, że już jesteście niedaleko poleciała do jednej z  sąsiadek po kurczaki  dla Alka. Zaraz  wróci, pewnie nie  może  się zdecydować w czym je przynieść. Franek - zlituj się- to przecież  małe  dziecko, zje najwyżej jedną łyżkę stołową drobno posiekanego  mięsa!  

Jessu, nie  denerwuj  się Tesa. Dziś na obiad  jest cielęcina i  dla Juniora  Joanna zrobiła mielony  kotlecik. Kurczę, to ja  czegoś  nie łapię- stwierdziła Teresa. Nie  musisz, nie jesteś w pracy, odpręż  się- zaśmiał  się  Franek. A tak  w ogóle  mówmy sobie panowie po imieniu. Jeśli kogoś interesuje  mój wiek to mam niemal 3 lata  więcej niż Kazik.  Dunia obwąchawszy dokładnie Jacka i Pawła położyła  się obok Alka,  więc Alek  szybko przykucnął i delikatnie objął Dunię  za szyję, a psica znieruchomiała na moment,  a potem delikatnie trąciła  go nosem. 

No nie- zaśmiał  się Franek - dziecko uwiodło mi  sukę!  Chodźcie  do  domu, bo za ciepło to tu  nie jest. Gdy weszli do  domu, Franek wydał komendę  "łapy" i suka położyła  się grzecznie na specjalnym "dywaniku",  na którym  Franek wytarł jej  "łapeczki" i powiedział na koniec - idź do pokoju. Oglądając się za Alkiem  suka  posłusznie poszła do salonu na swoje posłanie. Alek uwolniony z zimowego kombinezonu podreptał do niej i bez trudu wgramolił się na jej posłanie. Posłaniem  był materac na pozbawionej nóg wersalce, dostosowanej długością do psicy. No to  się Joanna zdziwi - powiedział Franek - bo Dunia jeszcze nikogo nie  wpuściła na swoją  kanapę. Musi wasze  dziecko wydziela jakieś  fluidy i zaczarowało  Dunię. Nie zaczarowało - powiedział tata Teresy - on jest przyzwyczajony do dużego psa, ma przyjaciółkę szkocką harcicę, więc umie się odpowiednio zachować. Ja raczej podziwiam waszą sunię, bo widzi małego pierwszy raz i tak już mu  zaufała. W tym układzie to pies  jest nadzwyczajny,  nie dziecko. 

Jak  widzę to nieco przemeblowaliście  chatę - stwierdziła Teresa. Właściwie to dobrze, że się pozbyliście kredensu - był ładny,  ale strasznie dużo miejsca  zabierał. No i słynną serwantkę zastąpiło psie posłanie.

No patrz, ale debil ze mnie! Zapomniałem ci powiedzieć, żeśmy nieco przemeblowali chałupę i  w czasie remontu odkryliśmy dwa ukryte pomieszczenia. Poza tym kredens został przerobiony na dwie duże komody i jedną małą, sejf "wyleciał" na strych i  nie udaje już serwantki. Jak  widzę to mój ojciec jest bardziej  przytomny ode mnie i wziął waszego tatę na oględziny i teraz pewnie siedzą w taty pokoju- bo tata ma teraz tu na dole i sypialnię i swój pokój dzienny. Kryształy z kredensu i obrazy, które były na  strychu dobrze  poszły w Desie i właściwie pokryły koszty remontu. Rzeczoznawca  z Desy oglądając ten kredens zwrócił uwagę, że jest on "składany" z części i to obniża jego wartość,  ale drewno jest dobre  gatunkowo i warto ten mebel przerobić np. na komody.Tak zupełnie  szczerze -  dobrze,   że nie przyjechała  Alina- mogłoby jej  być przykro, że już nie ma kredensu, kryształów, serwantki, obrazów. Jakby  nie  było to mieszkała wśród tych rzeczy wiele lat, od dziecka.

Dunia, która leżała i poddawała  się pieszczotom Alka podniosła głowę i zastrzygła  swymi zwisającymi, wyglądającymi jak z aksamitu, długimi uszami. Joanna wraca, Dunia już ją wyczuła - orzekł Franek. Ciekawe co teraz   zrobi? zostawi małego  czy nie? Gdy lekko trzasnęły drzwi Dunia z powrotem podstawiła swój łeb  pod rączkę Alka. Dunia - powiedział Franek - pańcia wróciła. Dunia otworzyła jedno bursztynowe oko i oparła głowę o nóżkę Alka. Franek się zaśmiał - wybrała dziecko. A Alek nie  tylko ją głaskał ale i coś jej opowiadał w bliżej nieznanym osobom dorosłym języku. Teresa wychwytywała pojedyncze słowa, ale nijak  nie  dawało się  to złożyć w logiczną   całość. 

Franek podniósł się mówiąc - sprawdzę,  czy nie trzeba jej w  czymś pomóc. Siedź  Franek, ja do niej pójdę - powiedziała Teresa i wyszła  z  salonu. Po chwili do męskich uszu dobiegły radosne piski i  śmiechy. Psica aż łeb podniosła nieco zdumiona dobiegającym harmiderem a w chwilę potem weszły do  salonu obie dziewczyny , każda z ażurową plastikową  skrzynką owiniętą  białym materiałem. Weszły i postawiły je  na stole.  A czemu są aż dwie skrzynki i czemu cię tak  długo  nie było? - spytał Franek Joannę. Joanna powiedziała, że wita wszystkich i podeszła do Duni i Alka. Teresa szybko powiedziała małemu, że to ciocia Joasia, która przyniosła coś bardzo ładnego do oglądania. Dunia była  wyraźnie zaniepokojona  zawartością skrzynek, nerwowo węszyła. Franek podszedł do psiego posłanka i wyłuskał spod psiej łapy Alka i razem   z nim podszedł do stołu mówiąc - zobacz co przyniosła Joasia. Ściągnął jedną ręką zasłonę  z obu skrzynek - w jednej było ze  dwadzieścia żółtych kurczaczków a w drugiej dwa malutkie, chudziutkie króliczki.  Alek wpatrywał się w skrzynki z szeroko otwartą buzią i w końcu powiedział- mama, kulcacki!  A potem doniósł - mamy nie ma. Teresa  zaraz mu  wyjaśniła, że ciocia  specjalnie  dla  niego przyniosła te kurczaczki, żeby je  zobaczył, że wyglądają tak jak w książeczce. Malec przyglądał  się uważnie kurczakom, potem przyjrzał się królikom i wreszcie je skojarzył, bo powiedział "kujik".  Tak synku, to są dwa bardzo maleńkie króliczki. A teraz podziękuj cioci, że przyniosła do  domu kurczaczki i króliczki żebyś mógł je z bliska obejrzeć.  Alek  z pełnym  zaangażowaniem objął za szyję Joannę i "ukochał" ją. Gdy już  się wszyscy napatrzyli a psica  nawęszyła nieco  zdumiona  a może  zgorszona  zawartością kontenerków, Joanna z Teresą  wyniosły towarzystwo do kuchni, gdzie  już czekał  ich właściciel i owinąwszy kontenerki  flanelowym  kocykiem  umieścił  je w swoim samochodzie.

Gdy posiadacz kurczaczków i  króliczków wyszedł, Joanna orzekła, że czas  się wziąć za konsumpcję,  a Teresa powiedziała, że  z chęcią jej pomoże. Eeeee, prawie wszystko już jest gotowe. Wystarczy odgrzać pieczeń cielęcą w garnku, to samo zrobić z  ryżem i kotlecikiem mielonym  dla Alka, surówkę doprawić dressingiem. który był  zrobiony dziś  rano,  więc już  się "przegryzł". 

Jeszcze  ci nie mówiłam, ale mam dziś bardzo nieoryginalny  deser,  czyli jabłka pieczone z cukrem cynamonowym a mój mąż dostanie dziś specjalny  dodatek do deseru i mam cichą nadzieję, że go radość nie  zabije. Teresa przyjrzała się jej uważnie, zajrzała w oczy, pomacała dłonie i powiedziała - na ogół takich facetów odpowiedzialnych jak  Franek nie  zabija wiadomość o  tym, że zostaną ojcem.   Jak na  to wpadłaś?- spytała Joanna. A no przyjrzałam  ci  się dokładnie - masz podkrążone  oczęta, lekko opuchnięte palce i w ogóle  bledziutka jesteś. A w jaki sposób  chcesz  mu tę  wiadomość przekazać przy deserze? Pokażesz wynik testu?  

 Nie, nie wynik testu a wynik USG- poprosiłam lekarza o dwie klisze. Uśmiał się i stwierdził, że mam zabawne  pomysły. Chodzę do tego samego co ty, zresztą zapisując  się  do niego powiedziałam, że ty byłaś jego pacjentką.  No i  wymyśliłam, że deser nałożymy na talerzyki jeszcze w kuchni, jabłka podamy przekrojone na pół, na każdym talerzyku trzy połówki. Na talerzyku Franka jedna połówka będzie fałszywa, bo będzie to tylko skórka z jabłka a w środku pudełeczko z wynikiem USG i zdjęciem pęcherzyka płodowego.

Z tego wszystkiego nie zapytałam  się ciebie, czy Alkowi posypać deser przed pieczeniem cukrem cynamonowym  czy  zwykłym? Zwykłym albo, jeśli masz, to trzcinowym, nie  wybielanym. Poszedł we  mnie, lubi prawdziwy trzcinowy cukier. Popatrz - mam sklerozę - na widok  psa  zupełnie   zapomniałam o tym , że mam dla was  wszystkich paczkę słodyczy z Wedla. Mam nadzieję, że kluczyki od  samochodu Kazik ma w kurtce, więc  się na moment  wymknę  stąd.  

Kluczyki rzeczywiście  były w kieszeni kurtki Kazika, Teresa pobiegła do samochodu i po chwili wróciła ze sporą torbą, z której wyjęła słodycze zgrabnie zapakowane w  pudełko  ozdobione  naklejką firmową  Wedla. O matko, jęknęła Joanna- pół sklepu przyniosłaś. Nie pół, tylko ćwierć. Nie marudź, jest też czekolada do zrobienia na gorąco. Dla nas i dla chłopaków też kupiłam,  ale oni dostaną w Nowy Rok.

Słuchaj Tesa, a skąd ty wytrzasnęłaś tych  dwóch przystojniaków? To nie ja ich wytrzasnęłam, Jacek to przyjaciel Kazika. Ale przyznasz, że ładni z nich  chłopcy - wszystkim  babkom się podobają- powiedziała  Teresa. Poza tym są bardzo porządni i kulturalni. I sprawdzają się  w roli przyjaciół, tak jak i Franek. Jacek to  chyba  niedługo zrobi jakiś tytuł  mistrzowski opiekuna dzieci. Często chodzę  z nim i tatą na spacer z Alkiem i jeszcze  trochę a będę ich samych  wysyłać. Jacek nie  spuszcza oka  z Alka. A na kiedy masz przypuszczalny termin "wypączkowania"?   Na sierpień. 

Dziewczyny szybko podały obiad, potem deser, jabłka zostały jeszcze  dodatkowo ozdobione  bitą śmietaną, żeby nie  było widać, że jedna połówka jabłka ma  nieco dziwnie odstającą skórkę. Dziewczyny zaczęły od "pożarcia" bitej śmietany, a Jacek po krótkie  medytacji doszedł do  wniosku, że posłuży  się nie  tylko widelczykiem ale i nożykiem do owoców, a Kazik  gdy  doszedł do  wniosku, że to  są połówki jabłek stwierdził, że najłatwiej będzie je jeść przy pomocy widelczyka i łyżeczki gdy  się je przewróci przekrojoną  stroną do góry. Franek poszedł w jego ślady i gdy przewrócił w ten  sposób drugą połówkę jabłka  z lekka go zatkało, bo zobaczył małe plastikowe pudełko "z czymś" w środku. 

Teresa, która obok niego siedziała powiedziała - oooo, czyżbyś dostał zwrot pierścionka zaręczynowego od  swej żony? Franek spojrzał na nią i powiedział - ja dawałem pierścionek wprost na palec, bez pudełka. No to może ci zwraca w ten sposób obrączkę - sprawdź. Franek z nieco naburmuszoną twarzą wziął do ręki pudełeczko, przetarł je serwetką, bo było lekko upaćkane pieczonym jabłkiem i nabrawszy w płuca powietrza otworzył, na  szczęście nie nad talerzykiem, bo  z pudełka wypadła kartka i mała klisza. Teraz reszta towarzystwa oprócz Alka i Joanny wpatrywała  się uważnie w to co robi Franek. Franek ostrożnie rozprostował kartkę a potem zerwał się z krzesła i jednym  susem znalazł się przy Joannie obejmując ją i całując. A potem na głos przeczytał to,  co było napisane na kartce. Był tak szczęśliwy, że  wszyscy zostali wycałowani i przytuleni. A potem powiedział - od dwóch tygodni o tym wiedziałaś i ani słowem nie pisnęłaś! Jak mogłaś! 

No przecież byłeś bardzo zajęty, miałeś gości zagranicznych, więc pomyślałam, że będzie fajnie jak  się o tym dowiesz wśród przyjaciół,  a nie pomiędzy rozmowami służbowymi. Święta to przecież dobra okazja do dobrych wiadomości. I idź do kuchni, bo jest tam jeszcze  coś co lubisz- Tesa ci przyniosła.   Dość długo nie było Franka aż  się jego tata  zaniepokoił i poszedł go  szukać. Po chwili weszli  obaj,  ojciec  Franka niósł na dużej tacy zawartość pudełka "made in  Wedel", a  Franek na drugiej tacy niósł filiżanki i dzbanek z gorącą  czekoladą.

Gdy  już wszyscy  mieli w filiżankach czekoladę Franek jeszcze  raz  podziękował Joannie za dobrą nowinę i powiedział, że jest niezmiernie szczęśliwy, z tego powodu, że może się delektować tą wspaniałą wiadomością w gronie prawdziwych przyjaciół.

Franek i Teresa śmieli się, że żadne  z nich w chwili gdy Teresa  zaczęła pracować nie podejrzewało, że się zaprzyjaźnią i że będzie to tak trwała  przyjaźń.  Opowiadali na  zmianę co  zabawniejsze wydarzenia z tamtego okresu, Jacek wypytywał go o Maroko, a Joanna opowiadała  jak było świetnie w Tunezji na Djerbie. Kazik  zapytał się co się stało z pracownikami central handlu zagranicznego, którzy byli   delegowani do pracy w placówkach zagranicznych, gdy tak nieomal z dnia na  dzień te  centrale zostały rozwiązane. No cóż - większość musiała  wrócić do kraju i tu szukać nowej pracy. Na pewno część, którzy tam pracowali i zdołali nawiązać korzystne znajomości, znaleźć pracę to pozostała  poza Polską i albo ściągali do siebie rodzinę jeśli znaleźli dobrą pracę, albo nie  ściągali rodziny i tam zostawali.  Często po prostu zgadzali się na  rozwód, zwłaszcza gdy nie mieli dzieci. Bardzo dużo osób wtedy nie  wróciło już do Polski. Nieco inaczej wyglądało wśród  specjalistów, którzy  mieli tam  podpisane  kontrakty. Ponieważ wyjeżdżali głównie dobrzy specjaliści, to oni nie  wracali. Jeśli ktoś siedział na kontrakcie 4 lata, to  z reguły już  nie tu nie  wrócił. Na kontrakty zagraniczne  decydowali  się  głównie ci, którym w Polsce  z jakiegoś powodu rozleciało się małżeństwo, a facet musiał zapewnić byłej żonie i dzieciom mieszkanie i  sam pozostawał praktycznie bez  własnego mieszkania. Załapać się na kontrakt też nie było wcale łatwo, bo była  żona musiała wyrazić zgodę na jego wyjazd a na dodatek wyjeżdżający musiał mieć chętnego, który  w razie gdyby z jakiegoś powodu wyjeżdżający przestał płacić alimenty, przejąłby ten obowiązek. Pracownicy central delegowani  do pracy raczej wszyscy wracali,  chyba że zawierali tam związek małżeński a "druga  połowa" nie marzyła o zamieszkaniu w Polsce. Pierwsze pogłoski o tym, że będą likwidowane centrale handlu zagranicznego to krążyły tak ze 3 lata wcześniej nim zapadła wiążąca  decyzja o  likwidacji. Polacy nie należą do dyskretnych ludzi. A odpływ dobrych specjalistów  będzie  trwał nadal, bo czas  socjalizmu zdeprawował ludzi, namącił im w głowach. Tyle  tylko, że na kontrakty  zawierane na przykład przez naszą centralę  to wyjeżdżający od razu podejmował pracę w  swojej specjalności. A teraz to bywa  różnie i  możesz spotkać dobrego inżyniera, który pracuje przy rozbiórce ruin jako niewykwalifikowany robotnik. Nie jest  to radosny obraz. No nie jest, zgodził się z nim Kazik, ale nie mogę nikomu obiecać, że nie  wyjadę z Polski. Tyle  tylko, że ja to mam chociaż tam zagwarantowaną pracę w  dziedzinie którą znam i lubię. Na  razie mam otwarty przewód  doktorski i dostałem na to stypendium. A co będzie gdy zrobię doktorat? Pewnie będę się habilitował równolegle gdzieś pracując. I tak wyglądają moje plany na  najbliższą przyszłość. Ooooo, jakoś nie  wiedziałem, że się doktoryzujesz - stwierdził Franek. I jak ci idzie?  Najlepiej mi idzie gdy mogę pisać  w domu- serio. I pewnie  się uśmiejesz  ale pomaga mi wytrwać w tym wszystkim świadomość, że Tesia jest obok, na wyciągnięcie  ręki.

                                                                               c.d.n.

2 komentarze: