wtorek, 18 października 2022

Trudny wybór - 130

 Gdy bladym  świtem po nakarmieniu i przewinięciu  małej Adela szła  do łazienki zauważyła, że w stołowym na fotelu siedzi skulony Leszek. Wracając z łazienki zajrzała do stołowego i przyjrzała  się Leszkowi - siedział z  zamkniętymi oczami,  ale nie  spał, bo rytmicznie kiwał głową. Kurczę blade - coś z nim nie tak!- pomyślała. Weszła cichutko do stołowego i stanęła przed nim - nie widział jej, nie słyszał gdy weszła. Leszku - wyszeptała- zaziębisz  się w tej letniej piżamie. Leszek otworzył oczy i popatrzył na  nią. Stary- wyglądasz jak chirurg po ostrym dyżurze gdy mu zejdzie pięciu pacjentów- powiedziała  cichutko. Co się stało? Wyrzuciła cię z pokoju? Nie. Ja go chyba zabiję. Kogo zabijesz? Jej byłego- odpowiedział.

Leszeczku - nie  warto, bo to niczego by nie  zmieniło poza tym, że Wiesia zostałaby sama ze swymi przeżyciami, bo ty wtedy wylądujesz w pace.  Będzie mądrzej i lepiej gdy się nią zaopiekujesz. Jeśli teraz do niej nie pójdziesz i obudzi się a nie będzie cię przy  niej to pomyśli, że jej nie chcesz. Idź do niej i utul, niech się obudzi w twoich ramionach, o ile chcesz przy  niej pozostać. Chcę przy niej zostać. No to jazda, spływaj stąd. Obudzę was około 10,30. Leszek zwlókł się z fotela mówiąc - dziękuję ci. Rozmawialiśmy  prawie całą noc- wszystko mi opowiedziała. 

Zaufała ci, ja tylko znam "hasła i urywki", doceń, że ci się zwierzyła, bo to ją na pewno wiele kosztowało. Nie jest łatwo opowiedzieć o swojej klęsce - znam to z autopsji. Ty? zdziwił się Leszek. Tak, ja. Przecież wiesz, że przed Emilem ktoś  był. Nie sądziłeś chyba, że łykałam tabletki dla rozrywki.  Idę, bo zaraz Emil będzie mnie szukać. Leszek wszedł do pokoju gościnnego, a Adela do sypialni. 

Gdzie tak długo byłaś? - spytał Emil gdy położyła  się obok niego. Tłumaczyłam w stołowym Leszkowi, że nie warto zabijać byłego Wiesi. Przytul mnie, zmarzłam. A dlaczego on chce zabić byłego Wiesi? Bo to był zwyczajny, podły skurwiel. Podobno całą noc przegadali. A ja myślałam, że Kamil był strasznym łajdakiem. 

No był, ale nie w stosunku do ciebie, on cię najzwyczajniej kochał, tylko sytuacja go przerosła. No i to ty go opuściłaś, nie on  ciebie i w nic, poza mną, cię nie  wmanewrował. Muszę ci kupić jakieś ciepłe puchate nocne papućki, nóżki masz jak sopelki lodu. A jak Milenka zjadła? Miała  chyba w ciągu dnia sporo wrażeń bo zaraz po jedzeniu zapadła  w sen i dlatego śpi w łóżeczku i nie  zabiera mi ciebie i mogę się trochę tobą pobawić i sprawdzić jak działa mój patent w rozszerzonej wersji. Budzenie mam ustawione na 9,00, ale i tak wszystko zależy od naszej księżniczki. Może pośpi dziecinka  dłużej.

Patent oczywiście  nie zawiódł,  a jego rozszerzona  wersja była zdaniem Emila  zachwycająca i wzajemnie  sobą  zachwyceni i zaspokojeni zasnęli spleceni uściskiem. Wtulona w ramiona męża powiedziała w  myślach - dziękuję ci Kami za Emila.

Milenka miała jednak  w brzuszku zegarek i równiótko o  godzinie  dziewiątej oznajmiła  mamie, że należy się jej poranna porcja mleka. Każde weekendowe karmienie poranne było dla całej  trójki swego rodzaju rytuałem. Tata wpierw zmieniał pampersa, potem przystawiał  małą Adeli do piersi i obejmował obie  swe dziewczyny. Sprawdzał potem palpacyjnie, czy cała pierś opróżniona, przystawiał Milenę do drugiej piersi, potem ją  sobie przewieszał przez ramię, by dziecku odeszło powietrze z  żołądka, były chwile czułości, bo głaskał małą po buźce, palcami  delikatnie układał jej  włoski a potem Adela ją przebierała  w  "dzienne ciuszki".  To  wszystko były  drobiazgi, ale bardzo byli  do  nich przywiązani.

O dziesiątej  trzydzieści Adela zapukała energicznie  do drzwi gościnnego pokoju mówiąc - mamy  mniej  więcej godzinę do najazdu Arków. Ubierzcie  się i chyba damy wam swetry bo coś zimno w domu a na dworze też nie ma upału i jakąś kaszą sypało z nieba. Ja już idę robić  śniadanie. Łóżek nie ścielcie, zostawcie wszystko tak jak jest. Gdzie chcecie jeść? Oczywiście w kuchni - powiedział  Leszek, wychodząc  z pokoju. Adela popatrzyła na niego i powiedziała- chyba  tylko czterech ci tych pacjentów zeszło nie pięciu. Posiedź na tyłku, bo śniadanie to prawie wszystko już  gotowe. Możesz się pobawić z Mileną. I załóż ten szafirowy sweter, ciepły i miękki a dla Wiesi mam błękitny. Chyba jakaś awaria jest w elektrociepłowni, wody ciepłej też nie ma. A może tylko w naszym wymienniku ciepła - nigdy  nie  wiadomo. Leszek dostał w rękę książeczki  plastikowe służące zwykle do kąpieli i niezniszczalne, bo gryzienie ich i żucie nie przynosiło im  szkody. Siedział z Milenką na kolanach i nazywał zwierzątka wskazane przez dziecko a do tego naśladował dość udanie ich głos. A "słoneczko- opowiadał  małej- nic nie mówi ale słoneczko świeci na wszystkie zwierzątka i na buźkę Milenki" - w tym momencie dotykał palcem policzka dziecka i głaskał delikatnie a mała  szybko nadstawiała  drugi policzek. O kurczę - wyszeptał Emil - ona  chyba rozumie co on mówi! 

To chyba nic  dziwnego powiedziała Wiesia - ciągle do  niej mówicie i "nie ciamciacie  tiu,tiu, tiu" tylko mówicie normalnie i dziecinka kojarzy. Używanie normalnych słów rozwija zasób  wiedzy dziecka. Lesiu - pokaż jej kotka i popatrz na jej reakcję gdy zamiauczysz. Jeszcze  trochę a sama zacznie miauczeć. Zobacz jak otwiera buźkę. Cudaczek maleńki- zachwycała się Wiesia. Milenka przy śniadaniu dorosłych pochłonęła bez najmniejszego problemu dwa małe biszkopciki i zjadła dwie kawowe łyżeczki domowego twarożku.  No -  stwierdziła  Adela - jeszcze  trochę a pójdę z nią na kawę do kawiarni. Bardzo towarzyskie  dziecko nam rośnie- śmiała  się  Adela. Będzie niczym mała Elunia Tomka i  Halinki. I tu popłynęła opowieść o słodkiej małej, wygadanej zakopiańskiej Eluni.

W międzyczasie Adela zatelefonowała do Stasi, że u  nich w mieszkaniu chłodno, więc niech  to wezmą pod  uwagę szykując  się do  nich. U nas też,  chyba  jakaś awaria w elektrociepłowni - "pocieszyła" ją Stasia. No to mało świątecznie nas los potraktował- śmiała  się Adela. Ale w gruncie rzeczy lepiej, że to awaria elektrociepłowni, bo przynajmniej  coś zadziałają. Pewnie już  się u  nich telefony urywają. Chyba tak, bo Arek już próbował  do nich się dodzwonić, no ale skoro i u was zimno to nie ma  sensu telefonować. Ta elektrociepłownia obsługuje niemal połowę miasta. Zadzwonię do rodziców, że to nie tylko u nas zimno. Dobrze, że mamy zmywarkę - cieszył się Emil. Pamiętasz jak długo jej  nie było przez brak  tych blatów?

Gdy przyjechali kolejni goście było nieco śmiechu, bo Pawełek, gdy się już grzecznie ze  wszystkimi przywitał powiedział do Piotrusia - zobacz- Milenka urosła  już siedzi! Piotruś spojrzał na małą i wydął wargi - ale nie chodzi i liczyć nie umie! Wszystkich  to bardzo rozśmieszyło a Adela dodała -no i nie mówi. A ty Piotrusiu już umiesz liczyć? Tak - umiem. A do ilu umiesz policzyć?- spytała Adela.  Już umiem policzyć do dwóchdziestu- z dumą oświadczył mały.  Pawełek- już uczeń popatrzył się na  brata z pogardą - mówi się do dwudziestu a nie do dwóchdziestu.  Adela rozsypała na stole karty do gry i powiedziała - to policz ile tu jest kart - licz głośno, te policzone połóż po lewej stronie.  Dziecko policzyło jak  z nut do dziesięciu, jedenastu, dwunastu, trzynastu.  Czterynaście, pięćnaście, sześćnaście, siedemnaście, osiemnaście, dziewięćnaście, dwadzieścia. Ponieważ Pawełka już rozsadzało, by młodszego wyśmiać powiedziała - zaczekaj Pawełku - on policzył dobrze, tylko niektóre nazwy wymawia nieprawidłowo ale......bardzo logicznie. Bo język, którym mówimy jest mało logiczny.  A małe dzieci, które jeszcze nie znają gramatyki posługują się językiem logicznie. Słyszą i rozumieją wyraz "spać" i   gdy mówią o  sobie, że wykonują czynność spania mówią : "ja śpam" a nie ja  śpię. On mówi logicznie i jeszcze trochę, gdy częściej będzie liczył będzie mówił już tak jak dorosły, więc nie wyśmiewaj go, tylko po cichu poprawiaj mu wymowę. Jesteś od niego całe trzy lata starszy, to dużo biorąc pod uwagę rozwój dziecka. Milenka ma w tej chwili osiem miesięcy i sam widzisz jaka jest przepaść w rozwoju jej a na przykład  Piotrusia. W sierpniu Milenka skończy rok i nadal nie będzie umiała wielu rzeczy, ale chyba nikt nie będzie się z niej z tego powodu śmiał.

Świetnie mu to wyłożyłaś - powiedział Arek. Myślę, że Paweł zrozumiał o  co chodzi. Gdyby w domu było jeszcze jedno, starsze od niego dziecko wiedziałby jak młodszego boli gdy go starszy brat ciągle wyśmiewa i krytykuje. Chyba muszę  na zebraniu rodziców porozmawiać o  tym jak starsze dzieci zupełnie bez powodu krytykują młodsze. 

Obawiam się Arku, że to daremny trud- jest jakieś ogólne schamienie w  szkołach - powiedziała Adela. Często widzę dzieci z tej szkoły - strasznie dużo przemocy w ich zachowaniu i to  zarówno słownej jak i fizycznej. Nikt tych  dzieciaków praktycznie nie  wychowuje. Rodzice oboje pracują, świetlica jest tylko dla klas I - IV, te  dzieciaki są po lekcjach bez żadnego dozoru. Więc  nic  dziwnego, że jest jak jest. Powstaje coraz  więcej szkół prywatnych, ale z tego co wiem, to strasznie drogie te szkoły , a podstawówki podobno skupiają głównie  dzieci z problemami natury psychicznej, ale nie mam pojęcia jak tam wygląda poziom nauczania.Licea na ogół bywają dobre. Ale  chyba trzeba w tej dziedzinie zaczynać od szkoły podstawowej. 

A jak wasi rodzice? przyjdą? Wczoraj my u  nich urzędowaliśmy, to  chyba jeszcze odpoczywają No i też zdenerwowani, że na dworze zimno i paskudnie a ciepłej wody i ogrzewania brak. Gdyby wasi nie pojechali gdzieś w gości, to pewnie balowaliśmy w dwa domy. Młodsi w jednym, starsi w  drugim. Narobili jedzenia jak na pułk wojska, dzisiejsze śniadanie wystarczyło dla nas i dla Leszków. Obie zamrażarki zapchane na całego. A wiesz gdzie Leszek mieszka? No nie  wiem,  a skąd mam wiedzieć? Mieszka nieomal na  wprost nas, w takim samym jak nasz  bloku, też ma  cztery pokoje, ale na IV piętrze. Spacerkiem ma  do nas 10 minut, przechodzi do nas przed  frontem szkoły. Część jego okien wychodzi na  Ciszewskiego, ma rzut beretem do L'Eclerca. No a jak się panu tu mieszka?- spytał się  Arek. Świetnie- głównie dlatego, że jestem jednak blisko przyjaciół. No i do pracy  mam blisko. Mieszkanie to na Powiślu odkupiła ode mnie Spółdzielnia. Nie  czułem  się na  siłach by bawić się w sprzedawanie na wolnym  rynku, by mi  się ludzie  szwendali po mieszkaniu i wydziwiali. Zastanawiam się teraz czy zostać przy prywatnej praktyce czy  nie, bo mam propozycję z prywatnej kliniki by  u nich zacząć pracować -  z tej kliniki, w której rodziła Adelka. No ale wtedy musiałbym sprzedać gabinet razem z wyposażeniem a to wszystko jest w leasingu. 

A ma pan jakiegoś speca od  finansów, który przeprowadziłby jakąś analizę tej pańskiej umowy z firmą leasingową?  Na razie mam jedną firmę tzw. doradców finansowych, ale Adela zasiała mi ziarno nieufności wobec takiej  firmy, bo ona  głównie doradza jak wziąć coś w leasing a nie jak się tego bez straty pozbyć.  Adelko, kochana, daj jakąś kartkę - zapiszę  sobie i jutro się skontaktuję z kimś w tej  sprawie. A tak ogólnie - mówmy sobie po imieniu - przyjaciele Adeli i Emila z reguły stają się i moimi przyjaciółmi. Oni są dla mnie jak najbliższa rodzina. A dzięki Adelce poznałem moją kochaną Stasiunię. Adelka to moja przyszywana siostra- raz młodsza siostra a raz  starsza siostra- zależnie od okoliczności. Gdy mnie ruga to wtedy jest starszą siostrą. Marzy mi  się, by jednak powołać własną kancelarię i wtedy pracować i z Adelą i Emilem i Stasią. A Adelka byłaby niezłym adwokatem, umie nawet mądremu udowodnić, że jest durny niczym stary trep. 

Arek, ale wtedy musiałabym zrobić aplikację adwokacką i zrezygnować z tytułu rzecznika patentowego i nie mogłabym pomagać Emilowi w pracy. Gdzieś wyczytałam, że aplikacje prawnicze wszelakie mają trwać 3 lata i oczywiście podrożeć. Nie będę lepiej tego teraz  omawiać, bo są z nami dzieci, a bez słów niecenzuralnych  nie da  się tego omówić.

Kochani, a może teraz zjemy jakiś lunch? Bo tak za niedługo to Milenka stwierdzi, że musi coś  sobie wrzucić na ruszt. Ona  już elegancko pochłania marchwiankę albo z kartofelkami albo z krupiczką, a  zupka jest na moim słynnym rosołku. Dziś do lunchu będzie i dla wszystkich mój  rosołek, do popitki. Lunch bogaty nie jest, to tylko indyk pieczony w cieście francuskim, taka przegryzka. Jak to zrobiłaś? Jeszcze nie  widziałam takiego czegoś- zdziwiła  się  Stasia. No to zobaczysz,  a może nawet zjesz?

                                                                      c.d.n.