wtorek, 15 lutego 2022

Ryzykantka - 14

 Następnego dnia rano wychodząc do pracy Robert  powiedział Ewie, że spróbuje zaprosić syna  na  najbliższą sobotę, bo sobie przypomniał że w następną sobotę to będzie  miał niestety dyżur.  Ewę już dawno śmieszyły te szpitalne  dyżury, bo  niemal we wszystkich  szpitalach z jakiegoś  względu zakładano, że w weekendy wszystkie  choroby też mają weekendy i na weekend pacjenci zdrowieją, więc wystarczy na  cały szpital jeden lekarz. Już dawno "podpatrzyła", że  w większości szpitali  piątek był dniem nieoperacyjnym - nic  dziwnego, skoro  w weekendy obsada lekarska  była wielce  zminimalizowana. A od  dawna wiadomo, że operacja  to nie jest obcięcie i opiłowanie paznokcia i różnie może się po operacji  z pacjentem wydarzyć.  

Zapytała się nawet kiedyś jednego z lekarzy dlaczego tak się dzieje- zdaniem jej rozmówcy był to wynik stałego niedofinansowania służby zdrowia i niskie pensje lekarzy. Nie garnęli się do pracy w szpitalach, za to bardzo chętnie pracowali w różnych przychodniach lekarskich działających na  zasadzie spółdzielni. W państwowych szpitalach najlepiej  zarabiali kardiochirurdzy. Koleżanka Ewy  opowiadała, że gdy sama  leżała w  klinice kardiologicznej, to operacje były "na okrągło", blok chirurgiczny działał dzień i noc i na tamtejszej chirurgii nie było dni  nieoperacyjnych. Z własnych pobytów w szpitalach Ewa  pamiętała te dyżury -  dyżurny lekarz  wchodził na salę  z pielęgniarką z danego oddziału, od progu rzucał pytanie w gatunku "no i jak  się drogie panie  czują?  Nic nikomu nie potrzeba? No to życzę paniom dobrej nocy." A ponieważ leżała za każdym razem na chirurgii to w niedzielny poranek i niedzielny wieczór powtarzała się ta  sama scena.

Z każdego z tych szpitali wychodziła w piątek rano czasem jeszcze  ze szwami, a czasem już po ich zdjęciu, jeśli tak się zdarzyło, że można je było zdjąć w czwartek.  Ale tu było trochę inaczej - każdy z oddziałów miał "swojego" lekarza dyżurującego. Robert przed każdym dyżurem sprawdzał którzy lekarze będą w tym samym czasie na dyżurze. Z niektórymi chętnie  dyżurował, bo mieli o czym  ze sobą rozmawiać, gdy nie było nikogo z tych,  z którymi lubił rozmawiać to zaraz po wieczornym obchodzie kładł się spać. Bardzo lubił jednego z młodych chirurgów miękkich, który jego zdaniem był rewelacyjny w  swym fachu, już miał doktorat chociaż miał dopiero 35 lat.  Specjalizował się w  przepuklinach i po jego operacjach nigdy żaden pacjent nie wracał za jakiś czas na  reoperację. 

Ewa się śmiała, że Robert dlatego lubi tego kolegę, bo on podobnie jak Robert  bardzo krótko znał swoją żonę przed ślubem. Po trzech  dniach  znajomości oświadczył się, miesiąc później  brali ślub i mają już dwoje  dzieci. Wszyscy ich znajomi przepowiadali rychły koniec takiego "związku na  chybcika", ale oni są razem już sześć lat.

Syn Roberta z niejakim  zdziwieniem przyjął zaproszenie ojca na  najbliższą sobotę. Spotkali się na  mieście i Robert przywiózł go do domu około godziny  trzynastej. Nie mówił po drodze, że Paweł pozna nową żonę Roberta.  Ponieważ Robert zaparkował na parkingu strzeżonym do budynku  szli na skróty. Młody rozglądał się dookoła, stwierdzając, że osiedle nawet całkiem ładne, dużo zieleni i widać, że administracja osiedla dba o nie- ławki pomalowane, wszędzie kosze na śmieci, place zabaw dla dzieci ogrodzone a sprzęt w nich nie zniszczony. Był nawet teren zabaw dla.....psów.

O, to mieszkasz w niskim bloku, wydedukował Paweł gdy stanęli przed  jedną z klatek czteropiętrowego bloku. Tak, do tego na pierwszym piętrze, więc się przynajmniej nie  namęczę po schodach. Robert  otworzył kluczem drzwi klatki  schodowej i poszli na piętro. Dość wysoki jest tu parter-  zauważył syn. W wielu blokach można każdemu  do chałupy przez okno  zajrzeć.  Stanęli przy drzwiach z nr 14 i Robert otworzył drzwi puszczając syna przodem. Zapalił w przedpokoju światło i powiedział głośno - kochanie, już jesteśmy. Z kuchni z uśmiechem wyszła Ewa. Młody wytrzeszczył  oczy, potem cicho powiedział - jestem Paweł, dzień dobry pani. Ewa podała mu rękę, mówiąc : a ja jestem Ewa. Cieszę się, że do nas przyjechałeś. Wyskakuj  synku z  butów, zaraz ci dam gościnne klapki - powiedział  Robert. 

No a teraz idź przed siebie, do pokoju. Co będziesz pił - kawę czy herbatę czy  może chcesz colę. Kawę. Robert popchnął go do pokoju mówiąc - klapnij, gdzie chcesz. A  może chcesz ręce umyć, ręcznik gościnny jest w kolorze czerwonym, przy umywalce. A toaleta zaraz obok łazienki. A co ty taki cichutki jesteś?  

Nie wiedziałem, że mieszkasz nie sam ale z kobietą. Mieszkam z  kobietą bo to jest  moja żona. Należę do tych co nie mieszkają z kobietami na  "kocią łapę". Macie  fajną kabinę prysznicową- spora - zauważył Paweł. No umyj te  ręce, pokażę ci resztę tego niewielkiego ale  ustawnego mieszkania.

Kawa na stole - zawołała Ewa. Idziemy już. Tata,  a jak mam do Twojej żony mówić? Zapytamy się jej, chodź, nie bój się, nie gryzie i nie wrzeszczy.

Na stole w pokoju stała srebrna taca z ptysiami i eklerkami, drugą połowę tacy zajmowały bakalie i kawałki różnych czekolad oraz świeże daktyle. Ojej, westchnął młody - ptysie! Wieki całe nie  jadłem! No to teraz możesz się napchać nimi do oporu - stwierdził Robert. Ewuniu, Paweł się  zastanawia jak się ma do ciebie zwracać, więc powiedziałem, że to ty musisz to określić.

Ewa roześmiała się - ja po prostu jestem Ewa, nie ubliży  mi mówiąc do mnie  moim imieniem z pominięciem słowa "pani". Mam w pracowni ze trzech równie młodych ludzi i wszyscy mówimy  sobie po imieniu. Ewa jest  architektem - uzupełnił Robert.  A dawno wzięliście ślub?  Nie , niedawno. A coś na kształt mini wesela urządziła dla nas w swoim domu ciocia Alina. Ta co ma bliźniaki? - zapytał Paweł. Tak, ta sama. A bliźniaki już  skończyły 10 lat. Zastanawiam się jak Alina  ich rozróżnia. Bo ja  mam zawsze wrażenie, że widzę podwójnie. 

Powiedz mi synku a jak tam z twoimi studiami? Zacząłem już pisać magisterkę, chociaż jeszcze  nie mam absolutorium- zrobię je w lutym- tak planuję. No a co potem?  Jeszcze dokładnie nie wiem. Pewnie wyjadę, na początek do Niemiec. Informatycy są potrzebni niemal w każdej branży. A to ty znasz niemiecki? Nie wiedziałem o tym. No nie znam, ale przyjmują również z  samym angielskim. Możliwe, że na początek zacznę w  dawnym NRD. Nawet tam lepiej płacą niż tu. Tata, ale nie mów nic matce, bo ona nie chce żebym wyjechał. Masz to jak w  banku, ja przecież z nią nie rozmawiam. A jak ci się układają stosunki z jej mężem? Jak psu z jeżem - stwierdził Paweł. Mam podejrzenie, że oni się chyba rozejdą, bo wciąż są jakieś awantury. Nie wiem o co. Między innymi i dlatego chcę wyjechać. Nie chcę z nimi mieszkać.  A jak panu dentyście biznes idzie?  Chyba dobrze, bo wciąż jest pełno klientów. On już teraz sam  ludziom w zębach  nie dłubie. A co robi? Nic i dlatego matka się awanturuje. Bo teraz on siedzi na recepcji i kasuje pieniądze.

Słuchaj Paweł - nie wyjeżdżaj tylko dlatego, że nie masz w tej chwili gdzie mieszkać. Pomyślimy z twoim ojcem  nad tym i będziesz  miał gdzie mieszkać. I to w niedługim czasie- stwierdziła Ewa. No właśnie - Ewa ma rację - dodał Robert. 

Paweł, a czy matka ma jeszcze upoważnienie do twego konta  bankowego? - spytał Robert. Jeżeli jeszcze ma to załóż sobie inne konto, w innym Banku, np. w Alior  Banku i przenieś te  pieniądze które masz. I podaj mi potem nowe konto, żebym  miał gdzie  alimenty wpłacać.  Do 26 roku twego życia będę ci wpłacał, o ile nie zaczniesz wcześniej regularnie  pracować. Zostaw na koncie tylko jakąś symboliczną kwotę, góra 200 złotych.

A jak ci załatwimy  mieszkanie to nie podawaj matce adresu, bo będziesz ją miał na głowie. Jesteście  zameldowani w mieszkaniu tego dentysty? Tak. No to fajnie, ona na pewno w razie rozwodu wydębi od niego jakieś mieszkanie dla siebie. Umie  zadbać o siebie. A my załatwimy mieszkanie  dla ciebie. A jak ci się podoba to nasze?  Fajne. To osiedle jest w porządku. Jest tu cicho i czysto.

Ewa wstała od stołu i wyszła do kuchni. Po chwili  zawołała - Robert, zdejmij mi coś z góry. Gdy wszedł do kuchni szepnęła -przewieziemy w dwa  dni twoje rzeczy osobiste ze Świerczewskiego i niech Paweł tam zamieszka. Potem "powachlujemy" mieszkaniami i ty zapiszesz mu to, a tamto będzie  zarabiało na siebie. Idź mu to powiedzieć, że na razie będzie na Świerczewskiego a co dalej to się zobaczy. Ja tylko włączę piecyk i zaraz  przyjdę.

Robert wrócił do pokoju i powiedział - zastanów się nim  mi odpowiesz- mam do ciebie dwa pytania- pierwsze to w jakim  czasie jesteś w stanie się spakować, drugie- czy umiesz na tyle  o siebie  zadbać, byś sam mieszkał. I nie idzie tu o płacenie czynszu za mieszkanie, tylko o sprawy porządkowe  jak  dbanie o mieszkanie, szykowanie sobie posiłków. Bo  mamy z Ewą pewien pomysł - na początek  zamieszkałbyś w moim mieszkaniu i to "teraz- zaraz", na Świerczewskiego, potem, czyli pewnie  w pierwszym kwartale przyszłego roku przeprowadziłbyś się tutaj i dostałbyś to mieszkanie ode mnie. Bo my chcemy z Ewą zamienić się "papierkowo" na mieszkania. Gdy już  będę właścicielem tego mieszkania przepiszę je  notarialnie na ciebie- jako darowiznę, żebyś nie płacił podatku. A tamto będę wynajmował. My powinniśmy się  do końca roku wprowadzić do nowego mieszkania, blisko kliniki, w której pracuję. Przeanalizuj to sobie w swoim na wpół skomputeryzowanym mózgu. To jest propozycja głównie Ewy.  A ja się  z nią zgadzam. No to w jakim  czasie jesteś w stanie  się spakować?  W dwa dni i pewnie w trzy walizki. Dlaczego pytasz?

W tym momencie Ewa zawołała obu do kuchni, by przenieśli talerze z obiadem do pokoju. Młody wyglądał na nieco ogłuszonego i zdezorientowanego, ale  posłusznie  powędrował za Robertem do kuchni i zabrał swój talerz do pokoju.  

Gdy usiedli do stołu Ewa powiedziała -  poważne rozmowy  będziemy kontynuować po obiedzie,  przy kawie,  lodach i bakaliach. Teraz zajmijmy się jedzeniem. Ewentualne dokładki są dostępne bez problemu, wystarczy przejść się do kuchni i otworzyć piecyk.  Paweł w niesamowitym tempie pochłonął zawartość  swego talerza przyglądając się niemal każdej  muszelce, w końcu zapytał - a kto te  muszelki robił? Nie wiem, odpowiedziała Ewa - kupiłam je po prostu w jednym ze sklepów, który ma tylko i wyłącznie makarony. Całkiem niedawno został otwarty a te  muszelki bardzo mi się spodobały. Być może, że są włoskiej produkcji, bo Włosi ubóstwiają makarony. Nooo, ruszaj Paweł po dokładkę! Cieszę się, że ci to smakuje. Oj tak, bardzo! Gdy wyszedł z pokoju Robert szepnął do Ewy - ubóstwiam   cię!!!

 Gdy już była kawa a  lody w małych kryształowych miseczkach Ewa powiedziała - mieszkanie  mamy małe, więc słyszałam co ci , Pawle, mówił ojciec. Nie  musisz  niczego dokupywać z wyposażenia mieszkania w sensie   mebli, bo mamy zamiar kupić nowe meble. Po prostu niezależnie od tego w którym  z mieszkań zamieszkasz będzie ono  z pełnym wyposażeniem- meble, pościel, wyposażenie  kuchni. Dopóki nie  zaczniesz regularnie pracować i zarabiać nie będziesz płacił czynszu. Ale jest jeden warunek - rozwód rodziców na pewno odcisnął na tobie  swoje piętno, więc musisz odbyć psychoterapię, żebyś potem  nie powielał błędów  swoich rodziców. 

Psychoterapeuta to nie psychiatra - on, lub ona, na  podstawie odpowiedzi na zadawane tobie pytania wytłumaczy ci zawiłości psychiki byś lepiej  zrozumiał postępowanie ojca, matki i siebie  samego. Pamiętaj, że psychoterapeuta  nie ocenia postępowania pacjenta, pomaga tylko by każdy sam lepiej zrozumiał siebie, swoje  reakcje i reakcje otaczających go ludzi. Widzę cię pierwszy raz i widzę, że ogromnie  mocno wszystko przeżywasz i sądzę, że nim podejmiesz kolejne życiowe decyzje powinieneś uwolnić swą psychikę od tego co  cię spotkało z racji tego, że rodzice się nie dobrali. Myślę, że jesteś na tyle dorosły by porozmawiać z ojcem na temat jego małżeństwa z twoją matką. Ja ze swojej strony  obiecuję ci, że zawsze z tobą na każdy temat porozmawiam i powiem ci prawdę.  Bardzo kocham twego ojca i chcę by był szczęśliwy i nigdy nie będę zazdrosna o wasze wzajemne kontakty i uczucia.

A teraz idę nakarmić zmywarkę, więc sobie obaj przemyślcie to co powiedziałam.  Psychoterapię my sfinansujemy. A jeśli któryś z was chce jeszcze kawę to trzeba do expresu dosypać ziaren i zmielić. I zjedzcie do końca te  ciastka, bo jutro to one  już nie będą smaczne.

                                                                 c.d.n.

Ryzykantka - 13

Poślubny tydzień był dla obojga  bardzo pracowity. Robert codziennie operował  poza tym przyjmował pacjentów w przyszpitalnej przychodni. 

Ewa co prawda zaczęła tydzień od wtorku, ale skoro  miała więcej pracować w domu musiała się do tego przygotować. Gdy powiedziała kolegom, że z uwagi na stan  zdrowia  będzie  przychodziła  raptem  raz w tygodniu, panowie  zapytali się  kiedy rozwiązanie. W odpowiedzi dowiedzieli się, że są stadem  bezmyślnych baranów i do końca dnia  nie odezwie się do żadnego. Większość dnia spędziła  w  "norze Ziga" . Ustalili plan działania  na  najbliższy  miesiąc - Zigi stwierdził, że jeśli  "coś się  będzie  paliło" to on przyjedzie do niej do domu. A Ewa obiecała, że raz w tygodniu, np. we wtorki będzie w firmie i na  wtorki mogą umawiać klientów którzy są zainteresowani jej projektami. No a co do tych "terenów zielonych" to oczywiście, gdy będzie taka potrzeba pojedzie z  szefem "oglądnąć rzecz w naturze" jak to nazywał Zigi. Gdy zakończyli sprawy służbowe Ewa pochwaliła szefa za to, że ogolił smętne resztki włosów na głowie , jeszcze raz mówiąc, że ma naprawdę bardzo kształtną czaszkę.  No i teraz mogę myć twarz  razem z głową-  zaśmiał się Zigi.

Gdy Ewie  minęła złość na kolegów za  głupie pytanie, wysłała  stażystę do pobliskiej  cukierni po ciastka   i "nakarmiła" służbowy express kawą. I dopiero teraz poinformowała wszystkich, że wyszła za mąż i teraz ma dwa nazwiska,  więc już za dwa- trzy dni będzie się posługiwała nową pieczątką. To dlaczego nie nosisz obrączki - zapytał się najstarszy z pracowników, który nosił bardzo ozdobną,  szeroką i masywną obrączkę i zawsze tak układał ręce by  rozmówca mógł ją podziwiać. 

Ależ noszę, noszę, tylko musisz nieco wzrok i swą bystrość wyostrzyć.  Zobacz- odpięła bluzkę  pod  szyją i pokazała swój obrączkowy wisiorek. My idziemy z duchem czasu i mamy oboje takie "wisiorkowe"  obrączki.  Nie muszę tego zdejmować do  jakichś prac domowych. I twój mąż to nosi? Nie protestował, że to mało męskie?- zdziwił się jeden z kolegów. 

Ewa spojrzała na niego jak na błoto naniesione na wypolerowaną posadzkę - wiesz co Mały? Mój mąż wygląda dostatecznie  męsko chociaż nie chodzi w pracy w powyciąganym T-shircie który  nosi na sobie ślady popiołu i wypitych tego dnia napojów. Weź ty się ogarnij, bo jeszcze  trochę i portier cię do budynku  nie  wpuści. To, że nie chodzicie do pracy w garniturach i pod krawatem  nie znaczy, że  możecie chodzić rozmamłani. A rozmamłanie , kochasiu, nie jest wcale oznaką  męskości a tylko niechlujstwa. Racja - poparł ją szef i przejechał ręką po swej świeżo ogolonej głowie i mrugnął do Ewy. Wyciągnął z kieszeni portfel, z niego 100 złotych i wcisnął  młodemu w rękę. Idź do sklepu i kup sobie nowego, przyzwoitego T-shirta, oddasz mi forsę przy wypłacie.  Ależ  szefie, ja  mam  pieniądze -  zaprotestował. No to na  co czekasz, wysuwaj do sklepu i kup coś przyzwoitego na grzbiet. A jeśli jeszcze raz przyleziesz taki rozmamłany, to poszukasz sobie innej pracy.  To nie przytułek  dla bezdomnych, tylko biuro projektowe.

Dwóch kolegów bardzo było zainteresowanych tymi "nowoczesnymi" obrączkami, gdzie kupione, za ile, ale  Ewa powiedziała, że nie ma pojęcia, bo je  dostali w prezencie od siostry jej męża. Ale obiecała, że się dowie. Wszyscy zgodnie twierdzili, że to dobry patent, bo większości mężczyzn obrączki noszone  na palcu przeszkadzały - większość miała znacznie  większy obwód stawu palca niż obwód samego palca  i obrączka na palcu odstawała często zahaczając o jakieś wystające części. Więc albo ich wcale nie nosili albo....gubili, bo zdejmowali do jakiejś pracy  fizycznej i potem o nich zapominali. Jeden powiedział, że już dwie umywalki  "nakarmił" obrączkami.

Pierwszy dzień "poślubny" w szpitalu minął Robertowi na dwóch operacjach. Gdy wreszcie mógł nieco odetchnąć i wrócił do swego  gabinetu znalazł tam na biurku "laurkę" -  pocztówkę ozdobioną fotką  dwóch białych gołębi trzymających w  dziobach dwie  splecione obrączki  oraz napisem "Wszystkiego Najlepszego na  Nowej Drodze  Życia" . Wewnątrz były podpisy i było ich znacznie więcej niż osób zatrudnionych  na samej ortopedii. No ciekawe skąd wiedzieli? - zastanawiał się przez  chwilę. W końcu doszedł do wniosku, że to " krecia robota" R. Widocznie   powiedział którejś z pielęgniarek o ślubie Roberta. 

Nie  zostało nic innego niż zejść do kantyny i zlecić, by wszystkim podpisanym zaniesiono kawę i po kawałku tortu. No cóż- pomyślał - jak mówią  "szlachectwo zobowiązuje". W gruncie rzeczy był zadowolony. Postanowił, że wdepnie po pracy do Rossmanna i wywoła  jedno ze zdjęć Ewy, które miał w komórce. Umieści je pod szkłem z tyłu tabliczki z jego imieniem i nazwiskiem, która stała na jego biurku. Pacjenci będą widzieli tyko jego  dane, a on będzie mógł spoglądać na zdjęcie Ewy. Ona tu wygląda  jak podlotek - pomyślał. I poczuł nagle tak wielką tęsknotę, że  szybko napisał do niej sms : kocham, strasznie tęsknię, wrócę  około 15,00. Kilka minut później miał odpowiedź - ja też tęsknię i kocham, zaraz jadę do domu. 

Gdy dotarł do domu dochodziła już szesnasta - był co prawda  naprawdę dobrym chirurgiem ,  ale nie bardzo mógł sobie poradzić z samoobsługą wywołania  zdjęcia i musiał poczekać aż zrobi to ktoś z obsługi sklepu. No cóż- nie muszę przecież być zwierzęciem uniwersalnym - rozgrzeszył się szybko. 

W drodze do domu nieco nagiął przepisy drogowe do  swych potrzeb, ale na szczęście nie wychwycił go radar, poza tym  nie on jeden grzeszył na tym odcinku.  Usiłował się  Ewie wytłumaczyć, dlaczego się spóźnił, ale ta powiedziała - ja nie jestem Cerberem i wiem, że czasem można się spóźnić.  Ale , gdybyś  jeszcze w ciągu godziny nie wrócił byłabym  zaniepokojona, czy nie przytrafiło ci się coś  złego. Jak ci poszły dziś operacje? Nie wybił cię ten ślub "z uderzenia"? Chodź, obiad już gotowy, opowiesz mi po obiedzie , albo w trakcie, jak będziesz chciał. 

Siedzieli przy kuchennym stole  niczym para  kochanków - na przeciw siebie, a Robert pod stołem obejmował jej nogi swoimi. Opowiedział o życzeniach które znalazł na swoim biurku, o tym, że postawił  kawę i  tort, jak i o tym, że zrobił odbitkę  jej zdjęcia i teraz  zawsze będzie mógł na nią spoglądać. Ewa opowiedziała z kolei o tym, że Zigi ogolił głowę i naprawdę wygląda teraz przyzwoicie, opowiedziała historyjkę o młodym w rozciągniętym i brudnawym T-shircie i o reakcji Zigi.  

A Robert spoglądając na nią rozanielonym wzrokiem stwierdził, że teraz spełniają się jego marzenia o tym, jak powinno wyglądać małżeństwo. Ewa zamieniła krzesło na kolana  Roberta  i powiedziała - czuje się szczęśliwa i bezpieczna.  

Ewuniu, ty powinnaś sporo czasu przebywać w pozycji horyzontalnej, więc  zamienimy krzesło na sofę. A wieczorem  zatelefonuję do rehabilitanta. Zaproponuję mu, by przyjeżdżał do nas - ja też wezmę trochę  zabiegów- to stanie przy stole jest nieco wyczerpujące. Co dziwne, nie czuję tego gdy stoję przy stole, ale w  kilka  godzin  później.Tyle tylko, że wypożyczę stół do masażu, więc będzie nam "dekorował" większy pokój. Z pracy wypożyczysz? Nieee , jest taka wypożyczalnia sprzętu medycznego, od  nich wypożyczę. Najlepsze jest to, że sami nam ten stół przywiozą i potem  zabiorą.

Rozmawiałem ze Spółdzielnią- w piątek możemy obejrzeć mieszkanie- pomiędzy piętnastą a szesnastą. Wiesz, doszedłem do wniosku, że wzniosę się nieco ponad poziom Harpii  i faktycznie zrobię smarkaczowi darowiznę z tego mieszkania, tak  jak to wymyśliłaś. Będzie tylko trochę papierkowej krzątaniny z zamianą "pro forma", ale damy radę. Nie przepadam za nim, no ale masz rację - nie jego wina, że  ożeniłem się z jego matką. Jak znam Harpię, będzie zaraz węszyła jakiś podstęp, wszak każdy ocenia innych podług siebie. Na szczęście chłopak  ma nieco więcej oleju w głowie  niż ona.

No przecież musi mieć  i po tobie  nieco cech, nie tylko płeć odziedziczył - śmiała się Ewa. A  może byś go zaprosił na któryś  weekendowy dzień do nas? Pomyśl - ona mu robi cały czas pranie mózgu, więc może nie byłoby źle gdybyś ty trochę mu ten mózg osuszył. Kiedy widziałeś się  z nim ostatnio?  Ty nawet przez telefon  z nim rzadko rozmawiasz. 

Fakt - rzadko z nim rozmawiam. A on telefonuje do mnie tylko wtedy gdy chce  samochód pożyczyć, żeby zaszpanować, albo gdy mu nagle  zabraknie pieniędzy-stwierdził Robert. I mam wrażenie, że dzwonił po pieniądze głównie wtedy, gdy ona ich potrzebowała. Nie byłem i nie jestem dobrym ojcem, to fakt. Ale Harpia stwarzała mi cały czas piekło w domu. 

Ewa objęła go i powiedziała - ale chyba coś do niej czułeś, skoro zdarzyło się to dziecko. Robert milczał dość długo, w końcu powiedział - z całą pewnością jej  nie  kochałem, podobała mi się zewnętrznie, nie analizowałem co ma w głowie. Zaszła za "drugim podejściem".  Miałem 26 lat i kończyłem studia gdy się pobieraliśmy. Kiedyś, czasie którejś z awantur wywrzeszczała mi, że wyszła za mnie  wcale nie  z miłości tylko z wyrachowania, bo chciała dostać się "na wyższy stopień  drabiny społecznej" i przestać być córką zapitego robola. Alinka to jej od samego początku nie lubiła. Mnie Harpia mówiła, że jej rodzice już nie żyją. Tę samą  bajeczkę opowiadała moim rodzicom  i Alinie. Ale  Alinka uparła się, by się dowiedzieć coś niecoś o rodzinie  Harpii- tyle tylko, że już wtedy było po ślubie. Długo to trwało nim dotarła do prawdy. Jej ojciec rzeczywiście był zapitym robolem.

No tak, to bardzo  smutna historia, nie mniej  nie jest winą  juniora, że  zaistniał na świecie, pomyśl o tym. Może junior wcale nie jest taki jak Harpia i gdy zrozumie, że go akceptujesz to się wasze stosunki jednak "wygładzą"? Może to, że  zawsze coś od Ciebie  chce to według  niego jest sposób na to by zdobyć twoje  zainteresowanie jego osobą. Nie jestem co prawda psychologiem, ale coś tak czuję. Wiem od kilku koleżanek, że rozwód rodziców  zawsze jest dla  dzieci ogromną traumą, nawet gdy jedno z nich zdecydowanym alkoholikiem lub "przemocowcem" i tyranizuje żonę i dziecko.   Rodzice  mojej koleżanki rozeszli się gdy ona była już dorosła i miała ponad 30 lat a jej brat chyba 28, a  obydwoje bardzo mocno to przeżyli.  Byłam tym zdziwiona- to przecież byli dorośli ludzie. Powiedziała mi, że dla  nich to było takie przeżycie  jakby nagle osunął się w przepaść dom,  w którym  mieszkali. Przemyśl to. Możesz zaprosić go do nas albo możemy się z nim  spotkać gdzieś na mieście - masz wybór. 

Robert bardzo mocno przytulił Ewę  i stwierdził, że woli  w takim razie zaprosić syna do nich, do domu. Wiem, to egoizm,  ale ja się tu tak cudownie  czuję,  a wiem, że to spotkanie  nie będzie dla  mnie miłe. Dobry wybór pochwaliła Ewa- tyle tylko, że zupełnie  niepotrzebnie się "usztywniasz" i na zapas już się trochę denerwujesz. Ty masz tu  zaplecze w postaci mnie, jemu będzie trudniej - będzie sam. Możesz zaprosić go pod hasłem   " zmieniłem mieszkanie, przyjdź zobaczyć". I umów się, że po niego wpadniesz bo będziesz  na mieście, wtedy  nie będziesz podawał adresu. Przy dobrze  zastawionym stole zawsze lepiej się rozmawia.  On mieszka sam czy  razem z Harpią?  Z Harpią - sprzedała   to mieszkanie  w którym my  mieszkaliśmy. Paweł powiedział, że za te pieniądze wyjechała kilka razy za granicę i rozbudowała gabinet swego obecnego  męża a sama siedzi tam jako kasjerka i współwłaścicielka.   Mam tylko wyrzuty sumienia, że przeze mnie ty będziesz miała więcej gotowania.  Kochanie - przecież to tylko jedna porcja więcej, czyli np, jeden kotlet więcej,  zamiast dwa będę    smażyła trzy a na patelni i tak się mieszczą cztery.  Zrobię po prostu albo lazanię  albo muszelki - pamiętasz nasz wspólny obiad z muszelkami?  No ta ja ci w tym pomogę, te  muszelki były świetne!No jasne, że były świetne, one  zawsze się udają. A co słodkiego junior lubi? Kiedyś to ptysie i lody. No to rano w dniu wizyty wyskoczysz do cukierni po ptysie,  a lody to u nas są wszak zawsze.

                                                                       c.d.n.