Gdy tak wszyscy objadali się ciastkami i lodami Adela stwierdziła, że ona wraca do domu - czuje przemożną chęć przyjęcia pozycji horyzontalnej, bo chyba jej lokatorka ma dość siedzenia za stołem. Oczywiście razem z nią wyszedł Emil, a Stasia szepnęła jej do ucha- sprawdź, czy nie wycieka płyn owodniowy lub czy nie plamisz. Bo jeśli jest coś z tych rzeczy to natychmiast wzywaj pogotowie i dzwoń do swego lekarza.
Zgodnie z radą Stasi w domu Adela wszystko sprawdziła, ale wszystko było w porządku. Po prostu chyba zbyt dużo na raz zjadła a na dodatek długo siedziała. W chwilę potem przyszli do nich Arek ze Stasią, by się dowiedzieć jak się Adela czuje i pożegnać się - Arek chciał pokazać Stasi swoje mieszkanie, co z kolei spowodowało u Stasi lekki napad paniki, który Adela opanowała mówiąc jej na osobności - nie bój się, nie rzuci się na ciebie, nie weźmie siłą, to nie ten model faceta. On też jest nieśmiały, bądź po prostu naturalna i możesz śmiało mu powiedzieć, że się czujesz niezręcznie i dlaczego. Pamiętaj, że spokojna, miła, rzeczowa rozmowa może zdziałać cuda. A zwłaszcza gdy idzie o takiego faceta jak Arek. Bo on swoją nieśmiałość często stara się pokryć agresją słowną.
W niedzielę około południa zadzwonił do Emila Arek. Dość długą chwilę Arek coś opowiadał, na koniec wprosił się do nich na kawę późnym popołudniem, gdy odwiezie do domu Stasię. A może chcecie razem z nami wybrać się do parku w Wilanowie?- zapytał Emil. Tłumy to będą być może w pałacu ale nie w ogrodzie, którego zwiedzanie jest również płatne, co strasznie ludzi zraża. No ale Arek chciał jeszcze pobyć ze Stasią sam, bo musi z nią omówić sprawę pozbawienia jej męża praw rodzicielskich. No i musi się przygotować do swojej sprawy rozwodowej, która będzie w najbliższy piątek. Powinno wszystko pójść jak po maśle bo nie mają z Ireną nic wspólnego, a Arek ma spisane wszystkie ich "zejścia się i rozejścia". Gdy jest obopólna zgoda i nie ma dzieci ani wspólnego majątku to sprawa jest typu "samograj". Na ogół.
Trochę się ze mnie kumple w sądzie ponaśmiewali, ale - należało mi się. Ale najlepsze jest to, że ona zarzuca mi dwie rzeczy: niestabilność płciową- tak właśnie napisała w pozwie- oraz to, że nie chcę znieść rozdzielności majątkowej a na koniec, że wyrażam się do niej niekulturalnie, nazywając ją idiotką. To sformułowanie tak ubawiło kolegów, że mało się nie posikali ze śmiechu, przez pół dnia dopytywali się mnie jak często zmieniam płeć i czy to boli. Podłożyła się tym sformułowaniem rewelacyjnie. Kumple ustawili mi sprawę u sędziego, który nienawidzi wręcz głupich kobiet, ale o mnie i mojej inteligencji ma dobre mniemanie, więc podejrzewam, że jeżeli będzie w formie tego dnia to ją zmiażdży.
To wszystko przez to, że pozazdrościłem wam waszego życia w zgodzie i ciepełku rodzinnym. Muszę kończyć. I powiedz Adeli.......albo nie, nic nie mów. Super jest ta wasza Stasia - chodząca dobroć i otwartość. Nie ma studiów, ale jest inteligentna i bardzo delikatna. Chwilami czuję się przy niej jak burak. Kończę, bo już umyła włosy, muszę jej dać suszarkę, bo sama do niej nie sięgnie. Najchętniej bym jej już nie wypuścił z domu, tylko chłopaków do niej przywiózł. I niechby już tu wszyscy zostali. Adelce powiedz, że jestem jej dłużnikiem. A ile ci pieniędzy pożyczyła?- spytał się Emil ze śmiechem. Kilka milionów dolarów. Kocham ją, nawet jeśli ci to przeszkadza. Dopóki ona ciebie nie, a ty ją jak siostrę - to jestem w stanie to przeżyć - zakończył rozmowę Emil.
Oczywiście Emil całą rozmowę powtórzył Adeli, która stwierdziła, że Arek to w sumie dziwny facet i może cierpi na niestabilność, ale raczej w sferze psychiki no a to przecież może mieć wpływ na jego potencję. Ale nie da się ukryć, że się kobiecina "podłożyła" skarżąc się miedzy innymi i na to, że Arek ją nazywał idiotką. I na pewno nie jest Arkowi miło, że ma tę "szybkościową" sprawę rozwodową. Ale z tego co napisała Irena wynika, że ona najwięcej była zainteresowana jego sytuacją majątkową a nim to nie za bardzo. I nadal nie rozumiem po jakie licho on się z nią żenił - stwierdziła Adela. Emil tylko wzruszył ramionami - ja też tego nie rozumiem. Ciekawe czy przyjedzie tym późnym popołudniem do nas na kawę.
Późnym popołudniem to przyszedł tylko sms od Arka, że aktualnie to gra z chłopcami w jakieś gry planszowe, poza tym już im obiecał, że poczyta im przed spaniem jakąś bajkę. Na ten sms to odpisała Adela pytaniem, czy Stasię też ułoży do snu i poczyta jej jakąś bajkę. Odpowiedź brzmiała- jesteś złośliwa. I zaraz poszła riposta - a ty pomału tracisz rozum -zastanów się nad skutkami, żebyś kogoś nie skrzywdził i nie zawiódł w oczekiwaniach. Wiem, uważam, analizuję, jesteście kochani, Arek.
Mam nadzieję, że Arek wie co robi - powiedziała Adela. No tego to akurat nie jestem pewien - stwierdził Emil. Ale jedno jest pewne- jeszcze nigdy nie oglądałem Arka w takim stanie- zachowuje się jak bokser na ringu gdy oberwie nokautujący cios. To znaczy jak?- przecież ja nigdy nie oglądam boksu, więc nic mi to porównanie nie mówi, powiedz mi to jakoś jaśniej.
Emil uśmiechnął się - ja oglądam ale tylko na jakichś ważnych mistrzostwach. Nooo, po takim ciosie to bokser najczęściej pada na deski i nie może się pozbierać, jest wyraźnie oszołomiony. No i Arek wygląda mi na całkiem oszołomionego, jakby nagle stracił kontrolę nad swoimi reakcjami. Chyba się po prostu całkiem zwyczajnie zakochał w Stasi i nie jest ona dla niego zwyczajnym obiektem do podrywu i przelecenia, brzydko mówiąc. A Arek dotychczas traktował wszystkie poznane kobiety jako obiekt seksualny do wykorzystania i po jakimś czasie do porzucenia. I jak ognia unikał pań z dziećmi i nigdy nie zabawiał cudzych dzieci grając z nimi w gry planszowe i nie czytał im do snu. A jak się ze mnie nabijał, gdy się zorientował, że się w tobie zakochałem! A potem to mi cały czas zazdrościł- że ty, taka młoda, że taka mądra i że pokochałaś takiego starego jak ja.
No popatrz, tak się w tobie zakochałam, że nawet nie zauważyłam jakim starcem już wtedy byłeś! Stasia ma 33 albo 34 lata i jest nieco przerażona faktem, że Arek się jej pod wieloma względami podoba, a ona jest obarczona dziećmi i nie może się zająć tak na sto procent tylko Arkiem. Po związku z ojcem swoich dzieci trochę boi się nowego zaangażowania, no bo kto mógł przypuszczać, że taki zdolny pan architekt wpadnie w alkoholizm i jakieś niekontrolowane przelotne związki. Ją też tylko "przelatywał", ale gdy tylko zauważyła, że jest w ciąży to się pobrali. I to nawet był jego pomysł. Młodszy to też tylko efekt uboczny a nie planowa inwestycja.
No, przy Arku nie grozi jej żadna nieplanowana inwestycja. Obaj wychodzimy z założenia, że dziecko nie może być efektem przypadku i od chwili poczęcia należą mu się wszystkie przywileje. Ma być pożądane, wyczekiwane, kochane jeszcze nim samodzielnie odetchnie. Ciekawy jestem jak się potoczy ta sprawa rozwodowa Arka. Obydwaj zastanawiamy się, co ona chce ugrać. Gdyby nie jego zawód to po takim zarzucie, że jest niestabilny płciowo powinien wparować na rozprawę w damskich ciuchach tłumacząc wszystkim, że właśnie dopadła go niestabilność płciowa. Ale już dostatecznie niepoważnie wypadł żeniąc się z nią. A może jej się zdaje, że sąd może mu nakazać kasację rozdzielności majątkowej?- zastanawiała się Adela.
Tak naprawdę to ich małżeństwo jest dla mnie wciąż zagadką- Emil myślał na głos. W każdym razie skok na kasę Arka nie udał się Irenie. Ona faktycznie tępa niczym noże w barze mlecznym. Nie wiem, chyba tylko raz w życiu byłam w barze mlecznym, na wycieczce szkolnej w Gdańsku - ale tam nas raczono zupą jarzynową i nic nie trzeba było kroić- stwierdziła Adela. Było piekielnie zimno i panie nauczycielki stwierdziły, że powinniśmy zjeść coś gorącego, padło na zupę jarzynową, bo mlecznej to nikt nie chciał. Emil skrzywił się - feee, zupa mleczna, pewnie jeszcze z takim cienkim pomarszczonym kożuchem na wierzchu. Raz jedyny byłem na koloniach i tam dzień w dzień była zupa mleczna, którą większość z nas wylewała za werandę, na której jedliśmy wszystkie posiłki. Jedyne co mi tam smakowało to były podwieczorki, bo najczęściej był wtedy jeszcze ciepły czarny chleb z twarogiem doprawionym cebulą. Zresztą rodzice zabrali mnie stamtąd po dwóch tygodniach, gdy zobaczyli tamtejsze warunki sanitarne. To były kolonie organizowane przez naszą podstawówkę i właśnie zdałem wtedy do drugiej klasy.Ojej- rozczuliła się Adela - ja to bym takiego malucha nie wysłała na żadne kolonie.
No ale cała klasa wtedy jechała i rodzicom się wydawało, że skoro jedzie z nami nasza wychowawczyni to dzieci będą miały zapewnioną dobrą opiekę, a nikt z rodziców nie sprawdzał przedtem jak ten obiekt kolonijny wygląda - opowiadał Emil. A wyglądał zupełnie nieciekawie. To był budynek szkolny, tak z 50 kilometrów od Warszawy.Ciepła woda była raz na tydzień, toalety typu sławojka, w jednej sali spały dziewczynki z obu klas, w drugiej chłopcy, a na korytarzu w nocy stały dwa wiadra w roli toalety. Nawet nie wyobrażasz sobie jaki byłem szczęśliwy gdy mnie rodzice stamtąd zabrali. Całą drogę w pekaesie siedziałem wtulony w mamę. I to były moje pierwsze i ostatnie kolonie letnie w życiu. Potem zawsze jeździłem albo z mamą albo z tatą. Ale bardzo lubiłem wakacje w Milanówku. Mało które z tych dzieci, których rodzice mieszkali we własnych domach z ogródkiem to wyjeżdżało gdzieś na wakacje. No bo po co? Kontakt z naturą mieliśmy pod nosem. Spotykaliśmy się na podwórku szkolnym by grać w piłkę kopaną i odwiedzaliśmy się wzajemnie. A jak już byłem w liceum to do mnie w wakacje przyjeżdżali koledzy z klasy. Niektórzy byli zachwyceni, że dojeżdżali tu tą wlokącą się kolejką, innym podobał się taras bo mogliśmy tam godzinami grać w tysiąca lub cymbergaja. Jedyne ograniczenie to nie wolno było hałasować. Za to można było biegać dookoła domu boso bo oczywiście nie było żadnych szkieł czy też kamyków na trawie, co najwyżej zdarzały się osy. Chłopcy zaraz po wejściu do ogrodu ściągali buty i łazili boso.Wtedy jeszcze zajmowaliśmy sami cały dom i sypialnia rodziców i mój pokój były na górze. Gdy mamie się pogorszył stan serca to wtedy mieli wspólną sypialnię na dole, a potem dwie oddzielne, które już widziałaś.
A ja wciąż żałuję, że nie poznałam twojej mamy. Mam podejrzenie, że wtedy bym prosiła twoich rodziców by mnie adoptowali i czułabym się jeszcze bardziej nieszczęśliwa z własnymi rodzicami. Adelko, na pewno byś się podobała i to bardzo mojej mamie. Rzecz tylko wtedy byłaby w tym, że do mnie przychodzili tylko i wyłącznie koledzy- do siódmej klasy dziewczyny były "elementem z którym się nie rozmawia", bo.......baby są głupie. Pamiętaj, że gdy ty się urodziłaś to ja już miałem 10 lat, więc trochę inne były układy na linii chłopcy - dziewczynki. Z opowieści moich kolegów wynika, że do dziś chłopcy do dwunastego roku życia jakoś nie potrafią się przyjaźnić z dziewczynkami i uważają je za obcy, mocno inwazyjny gatunek biologiczny. I za wszelką cenę starają się umniejszyć ich wartość, nazywając te pilniejsze i zdolniejsze kujonkami. Gdy byłem w podstawówce to największa kara była wtedy gdy nauczycielka posadziła chłopca w jednej ławce z dziewczynką. No ale już w siódmej klasie to nie była kara, było to coś wręcz pożądanego.
A za co was karali tym siedzeniem z dziewczynką? No za gadanie na lekcji- wiadomo było, że żaden mały "mężczyzna" nie będzie gadał z babą. No tak, czyli ciało pedagogiczne tylko podsycało konflikt pomiędzy chłopcami a dziewczynkami- śmiała się Adela.
W poniedziałek szef zaskoczył Adelę mówiąc- dziś na naradę pójdziemy razem. Adeli nieomal szczęka opadła i spytała się - a coś zawaliłam i to za karę? Jak to za karę- obruszył się szef. Ja tu panią kreuję na swego zastępcę a nie karzę. Przecież muszę iść na urlop i tak w ogóle należy się pani jakiś drobny awans.
Ojej, ale czy ja sobie poradzę? No jak na razie to sobie pani radzi, ja tylko podpisuję to co pani wymodzi, a teraz będzie szło tylko z pani podpisem przez dwa tygodnie. I po naradzie proszę pójść do kadr i podpisać nowy angaż. No ale ja przecież pójdę na macierzyński urlop w sierpniu. No ale o tym to wiem ja, pani mąż i Stasia i nikt więcej i tak zgrabniutkiej ciężarnej jeszcze nie widziałem. Czas dorosnąć pani Adelko i wreszcie uwierzyć w siebie. I zabierać głos na naradzie a nie tylko szeptać mi do ucha. To nawet jest miłe, tak przyjemnie łaskocze, ale dziś już nie ma mówienia mi na ucho, tylko potem proszę zabrać głos w dyskusji. A ja panią poprę, przyrzekam. No to dziś pani mąż będzie miał wreszcie na kim oko zawiesić. Bo normalnie to siedzi wpatrzony we własny długopis. Zapadła decyzja, że nasz dział dopnie do siebie jeszcze jeden temat, więc się dobrze złożyło bo będziemy się już oficjalnie zajmować dwoma tematami. Ale ja nie wiem, czy wrócę po ustawowym urlopie, bo nie chcę dawać dziecka do żłobka. Nie szkodzi. Będę się tym martwił gdy nadejdzie na to pora.
c.d.n.