czwartek, 25 sierpnia 2022

Trudny wybór- 92

Gdy tak wszyscy objadali się ciastkami i lodami Adela stwierdziła, że ona  wraca do domu - czuje przemożną  chęć przyjęcia pozycji horyzontalnej, bo chyba jej lokatorka ma  dość siedzenia za stołem. Oczywiście razem z  nią wyszedł Emil, a Stasia szepnęła  jej  do ucha- sprawdź, czy  nie wycieka płyn owodniowy lub czy  nie plamisz. Bo jeśli jest  coś z tych rzeczy to natychmiast wzywaj pogotowie i dzwoń do swego lekarza.

Zgodnie z radą Stasi w domu Adela wszystko sprawdziła, ale wszystko było w porządku. Po prostu chyba zbyt dużo na raz zjadła a na dodatek długo siedziała. W chwilę potem przyszli do nich Arek ze Stasią, by się  dowiedzieć jak się  Adela  czuje i pożegnać  się - Arek chciał pokazać Stasi swoje mieszkanie, co z kolei spowodowało u Stasi lekki napad  paniki, który Adela opanowała mówiąc jej na osobności - nie  bój się,  nie  rzuci się na ciebie,  nie  weźmie siłą, to nie ten model faceta. On też jest nieśmiały, bądź po prostu naturalna i możesz śmiało mu powiedzieć, że się  czujesz niezręcznie i dlaczego. Pamiętaj, że spokojna, miła,  rzeczowa rozmowa  może  zdziałać  cuda. A zwłaszcza gdy idzie o takiego faceta jak Arek. Bo on swoją nieśmiałość często stara się pokryć agresją słowną.

W niedzielę około południa zadzwonił do Emila Arek. Dość długą  chwilę Arek coś opowiadał, na koniec wprosił się do nich na kawę późnym popołudniem, gdy odwiezie do domu Stasię. A może  chcecie razem z nami wybrać się do parku w Wilanowie?- zapytał Emil. Tłumy to będą być może w pałacu ale nie  w ogrodzie, którego zwiedzanie jest również płatne, co strasznie ludzi zraża. No ale Arek chciał jeszcze pobyć ze Stasią sam, bo musi z nią omówić sprawę pozbawienia jej męża praw rodzicielskich. No i musi się przygotować do swojej sprawy rozwodowej, która będzie w najbliższy piątek. Powinno wszystko pójść jak po maśle bo nie mają z Ireną nic wspólnego, a Arek ma  spisane wszystkie ich "zejścia się i rozejścia". Gdy jest obopólna zgoda  i nie ma dzieci ani wspólnego majątku to sprawa jest typu "samograj". Na  ogół.

Trochę się ze mnie kumple w  sądzie ponaśmiewali, ale - należało mi się. Ale najlepsze  jest to, że  ona zarzuca mi dwie rzeczy: niestabilność płciową- tak właśnie napisała w pozwie- oraz to, że  nie  chcę znieść rozdzielności majątkowej a na koniec, że wyrażam się do niej niekulturalnie, nazywając ją idiotką. To sformułowanie tak ubawiło  kolegów, że mało się nie posikali  ze śmiechu, przez pół  dnia dopytywali  się mnie  jak często zmieniam płeć i czy  to  boli. Podłożyła  się  tym  sformułowaniem rewelacyjnie. Kumple ustawili  mi sprawę u sędziego, który nienawidzi wręcz głupich kobiet, ale o mnie i mojej inteligencji ma dobre mniemanie, więc podejrzewam, że jeżeli będzie  w formie tego dnia to ją zmiażdży.  

To wszystko przez  to, że pozazdrościłem wam waszego życia w  zgodzie i ciepełku rodzinnym. Muszę kończyć. I powiedz Adeli.......albo nie, nic nie mów. Super jest ta  wasza Stasia - chodząca  dobroć i otwartość. Nie ma studiów, ale jest inteligentna i bardzo delikatna. Chwilami czuję się przy niej jak burak. Kończę, bo  już umyła  włosy, muszę jej dać suszarkę, bo sama do niej  nie  sięgnie. Najchętniej bym jej już nie wypuścił z domu, tylko chłopaków do niej przywiózł. I niechby już tu wszyscy zostali. Adelce powiedz, że jestem jej dłużnikiem. A ile ci pieniędzy pożyczyła?- spytał się Emil  ze śmiechem. Kilka milionów dolarów. Kocham ją, nawet jeśli ci to przeszkadza. Dopóki ona  ciebie nie, a ty ją jak siostrę - to jestem w stanie to przeżyć - zakończył rozmowę Emil.

Oczywiście Emil całą  rozmowę powtórzył Adeli, która  stwierdziła, że Arek to w  sumie dziwny facet i może cierpi na  niestabilność,  ale raczej w sferze psychiki no a to przecież  może mieć wpływ na jego potencję. Ale nie  da się ukryć, że się kobiecina "podłożyła" skarżąc  się miedzy innymi i na  to, że Arek ją nazywał idiotką.  I na pewno nie jest Arkowi miło, że ma tę "szybkościową" sprawę rozwodową. Ale z tego co napisała Irena  wynika, że ona najwięcej  była  zainteresowana jego sytuacją majątkową a nim to nie za bardzo. I nadal nie  rozumiem po jakie licho on  się z nią żenił - stwierdziła Adela. Emil tylko wzruszył ramionami - ja też tego nie  rozumiem. Ciekawe czy przyjedzie tym późnym popołudniem do nas na kawę.

Późnym popołudniem to przyszedł tylko sms od Arka, że aktualnie  to gra z chłopcami w jakieś gry planszowe, poza tym już im obiecał, że poczyta im przed  spaniem jakąś bajkę. Na ten sms to odpisała Adela pytaniem, czy Stasię też ułoży do  snu i poczyta jej jakąś bajkę. Odpowiedź brzmiała- jesteś złośliwa. I zaraz poszła riposta - a ty pomału tracisz rozum -zastanów się nad skutkami, żebyś kogoś nie skrzywdził i nie  zawiódł w oczekiwaniach. Wiem, uważam, analizuję, jesteście kochani, Arek.

Mam nadzieję, że Arek wie co robi - powiedziała  Adela. No tego  to akurat  nie jestem  pewien - stwierdził Emil. Ale jedno jest pewne- jeszcze  nigdy nie oglądałem Arka  w takim  stanie- zachowuje  się jak bokser na ringu gdy oberwie  nokautujący  cios. To znaczy  jak?- przecież ja  nigdy  nie oglądam  boksu, więc  nic  mi to porównanie  nie mówi, powiedz mi to jakoś jaśniej. 

Emil uśmiechnął się - ja oglądam ale  tylko na jakichś ważnych  mistrzostwach. Nooo, po takim ciosie to bokser najczęściej pada na deski i nie  może  się pozbierać, jest  wyraźnie oszołomiony. No i Arek  wygląda  mi  na całkiem oszołomionego, jakby nagle  stracił kontrolę nad swoimi  reakcjami. Chyba się po prostu całkiem zwyczajnie zakochał w  Stasi i nie jest ona dla  niego zwyczajnym obiektem do podrywu i przelecenia, brzydko mówiąc.  A Arek  dotychczas traktował wszystkie poznane kobiety jako obiekt seksualny do wykorzystania i po jakimś czasie do porzucenia. I jak ognia unikał pań z dziećmi i nigdy nie  zabawiał cudzych  dzieci grając  z nimi w gry planszowe i nie  czytał im  do  snu. A jak się ze mnie  nabijał, gdy się zorientował, że się w tobie   zakochałem! A potem to mi cały czas  zazdrościł- że ty,  taka  młoda, że taka mądra i że pokochałaś  takiego starego  jak ja. 

No popatrz, tak  się  w tobie zakochałam, że nawet  nie  zauważyłam  jakim starcem już wtedy  byłeś! Stasia ma 33 albo  34 lata i jest nieco przerażona faktem, że Arek się jej pod  wieloma względami podoba, a ona jest obarczona dziećmi i nie  może się  zająć tak na sto procent tylko Arkiem. Po związku z ojcem swoich  dzieci trochę  boi  się nowego zaangażowania, no bo kto mógł przypuszczać, że taki zdolny pan architekt wpadnie w  alkoholizm i jakieś niekontrolowane przelotne  związki. Ją też  tylko "przelatywał", ale gdy  tylko zauważyła, że jest w ciąży to się pobrali. I to nawet był jego pomysł. Młodszy to też tylko efekt uboczny  a nie planowa inwestycja. 

No, przy Arku nie  grozi jej żadna nieplanowana inwestycja. Obaj  wychodzimy z  założenia, że dziecko nie  może być efektem przypadku i od  chwili poczęcia  należą  mu się  wszystkie przywileje. Ma być pożądane,  wyczekiwane, kochane jeszcze  nim samodzielnie odetchnie. Ciekawy jestem jak się potoczy ta sprawa rozwodowa Arka. Obydwaj  zastanawiamy  się, co ona chce ugrać. Gdyby  nie jego  zawód to po takim zarzucie, że  jest  niestabilny płciowo powinien  wparować  na  rozprawę w damskich  ciuchach tłumacząc  wszystkim, że właśnie  dopadła  go  niestabilność płciowa.  Ale już dostatecznie niepoważnie  wypadł  żeniąc się z nią. A może jej  się  zdaje, że sąd może mu nakazać kasację rozdzielności  majątkowej?- zastanawiała  się Adela.  

Tak naprawdę to ich małżeństwo jest dla mnie wciąż zagadką- Emil myślał na  głos. W każdym razie  skok na kasę Arka  nie udał się Irenie. Ona faktycznie tępa niczym noże w barze mlecznym. Nie wiem, chyba tylko raz  w życiu byłam w  barze  mlecznym, na wycieczce szkolnej w Gdańsku - ale tam nas raczono  zupą jarzynową i nic nie trzeba  było kroić- stwierdziła Adela. Było piekielnie  zimno i panie nauczycielki stwierdziły, że powinniśmy zjeść coś gorącego, padło na  zupę jarzynową, bo mlecznej to nikt nie chciał.   Emil skrzywił się - feee, zupa mleczna, pewnie jeszcze z takim  cienkim pomarszczonym kożuchem na  wierzchu. Raz jedyny byłem na koloniach i tam dzień w  dzień była  zupa mleczna, którą większość  z nas wylewała za werandę, na której jedliśmy wszystkie posiłki. Jedyne co mi tam smakowało to były podwieczorki, bo najczęściej był wtedy jeszcze  ciepły czarny chleb z twarogiem doprawionym cebulą. Zresztą rodzice zabrali mnie stamtąd po dwóch tygodniach, gdy zobaczyli tamtejsze warunki sanitarne. To były kolonie organizowane przez naszą podstawówkę i właśnie zdałem wtedy do drugiej klasy.Ojej- rozczuliła  się Adela - ja to  bym takiego malucha nie wysłała na żadne kolonie. 

No ale cała klasa wtedy jechała i rodzicom   się wydawało, że skoro jedzie  z nami nasza wychowawczyni to dzieci będą miały  zapewnioną dobrą opiekę, a nikt z rodziców nie sprawdzał przedtem jak ten obiekt kolonijny wygląda - opowiadał Emil. A wyglądał zupełnie nieciekawie. To był budynek szkolny, tak z 50 kilometrów od Warszawy.Ciepła  woda była raz na tydzień, toalety typu  sławojka,  w jednej sali  spały dziewczynki z obu klas,  w  drugiej chłopcy, a na korytarzu w  nocy stały dwa  wiadra  w roli toalety. Nawet nie  wyobrażasz sobie jaki byłem szczęśliwy gdy  mnie  rodzice  stamtąd zabrali. Całą drogę w pekaesie siedziałem wtulony w mamę. I to były moje  pierwsze i ostatnie kolonie letnie w życiu. Potem zawsze jeździłem albo z mamą albo z tatą. Ale bardzo lubiłem wakacje w Milanówku. Mało które  z tych  dzieci, których rodzice mieszkali we własnych  domach z ogródkiem  to wyjeżdżało gdzieś na  wakacje.  No bo po  co? Kontakt z naturą mieliśmy pod nosem. Spotykaliśmy  się na podwórku szkolnym by grać w piłkę kopaną  i odwiedzaliśmy się wzajemnie. A jak już byłem w liceum to do mnie w  wakacje przyjeżdżali koledzy z klasy. Niektórzy  byli  zachwyceni, że dojeżdżali tu tą  wlokącą  się kolejką, innym podobał  się taras  bo mogliśmy tam godzinami grać w tysiąca lub cymbergaja. Jedyne ograniczenie to  nie wolno było hałasować. Za to można  było biegać dookoła  domu boso bo oczywiście  nie było żadnych szkieł czy też kamyków  na trawie, co najwyżej zdarzały się osy. Chłopcy zaraz po wejściu do ogrodu ściągali buty i  łazili boso.Wtedy jeszcze zajmowaliśmy sami cały dom i sypialnia rodziców i mój pokój były na górze. Gdy mamie  się pogorszył stan serca to wtedy mieli wspólną  sypialnię na dole, a potem  dwie oddzielne, które już widziałaś.

A ja wciąż żałuję, że nie poznałam twojej mamy. Mam podejrzenie, że wtedy bym prosiła twoich rodziców by mnie adoptowali i czułabym  się jeszcze  bardziej nieszczęśliwa z własnymi rodzicami. Adelko, na pewno byś się podobała i to bardzo mojej mamie. Rzecz tylko wtedy byłaby  w tym, że do mnie przychodzili tylko i wyłącznie koledzy- do siódmej klasy  dziewczyny były "elementem z którym się  nie  rozmawia", bo.......baby są głupie. Pamiętaj, że gdy ty się urodziłaś to ja już  miałem 10 lat, więc trochę inne były układy na linii chłopcy - dziewczynki. Z opowieści moich kolegów wynika, że do  dziś chłopcy do dwunastego roku życia jakoś nie potrafią się przyjaźnić z dziewczynkami i uważają je za obcy, mocno inwazyjny gatunek biologiczny. I za wszelką cenę starają  się umniejszyć ich wartość, nazywając te  pilniejsze i  zdolniejsze kujonkami. Gdy byłem w podstawówce to największa kara była wtedy gdy nauczycielka posadziła chłopca w jednej ławce z dziewczynką. No ale już  w  siódmej klasie to nie była kara, było to coś wręcz pożądanego. 

A za co was karali tym siedzeniem z  dziewczynką? No za gadanie  na lekcji- wiadomo  było, że żaden mały "mężczyzna" nie będzie  gadał z babą. No tak, czyli  ciało pedagogiczne  tylko podsycało konflikt pomiędzy  chłopcami  a dziewczynkami- śmiała  się Adela.

W poniedziałek szef zaskoczył Adelę mówiąc- dziś na naradę pójdziemy razem. Adeli nieomal szczęka opadła i spytała się - a coś zawaliłam i to za karę?  Jak to za karę- obruszył  się  szef. Ja tu panią kreuję na swego zastępcę a nie karzę. Przecież muszę iść na urlop i tak w ogóle należy  się pani jakiś drobny awans.

Ojej, ale czy ja sobie poradzę? No jak na razie to sobie pani radzi, ja tylko podpisuję to co pani wymodzi, a teraz będzie szło tylko z pani podpisem przez dwa  tygodnie. I po naradzie proszę pójść do kadr i podpisać nowy  angaż. No ale ja przecież pójdę na  macierzyński urlop w sierpniu. No ale o  tym to wiem ja, pani mąż  i Stasia i nikt więcej i tak zgrabniutkiej ciężarnej jeszcze  nie  widziałem. Czas dorosnąć pani Adelko i wreszcie uwierzyć w  siebie. I zabierać głos na  naradzie a nie  tylko szeptać mi do ucha. To nawet jest  miłe, tak przyjemnie łaskocze, ale dziś już nie ma mówienia mi na ucho, tylko potem proszę zabrać głos w dyskusji. A ja panią poprę, przyrzekam. No to  dziś pani mąż będzie miał wreszcie na kim oko zawiesić. Bo normalnie to siedzi wpatrzony we własny długopis. Zapadła decyzja, że nasz  dział dopnie do siebie jeszcze jeden temat, więc się dobrze złożyło bo będziemy się już oficjalnie zajmować dwoma tematami. Ale ja nie wiem, czy wrócę po ustawowym urlopie, bo nie  chcę dawać dziecka do żłobka. Nie  szkodzi. Będę się  tym martwił gdy nadejdzie na to pora.

                                                                          c.d.n.