wtorek, 7 czerwca 2022

Trudny wybór - 38

 Trzy  dni opadów Adela  spędziła  głównie w pozycji  horyzontalnej, ograniczając do  minimum swą   aktywność. Bardzo  dużo spała, bardzo mało jadła. Emil dotrzymywał  jej  towarzystwa, też  sporo  spał i dużo  czytał. Helena i Piotr wychodzili  na krótkie  spacery a czasem spędzali czas przed telewizorem. Gdy  wreszcie przestało padać i pokazało się  słońce Adela  stwierdziła- "no to nie ma rady, trzeba iść w góry". Kto pójdzie  ze mną  do Strążyskiej? To taki  spacerek, w  sam raz  na rozruszanie  się po tym leżeniu odłogiem. Po raz pierwszy  będę w Strążyskiej nie  zimą a  latem. I po raz pierwszy  będę płaciła  za spacerek z widokiem Giewontu przed  nosem. 

Oczywiście  poszli wszyscy razem, jak na pierwszą połowę  czerwca to było nawet  sporo  osób. A że Dolina Strążyska krótka  jest, to jeszcze  poszli potem ścieżką Pod Reglami. Tak  im  się  dobrze szło, że doszli  niemal do Doliny Kościeliskiej i zawrócili.  Wiecie  co? właśnie odkryłam, że chodzenie  latem Pod  Reglami jest znacznie  fajniejsze niż  zimą- nie uciekają mi nogi  w różne  strony, no pełna kultura! -Adela  była pełna  entuzjazmu. To jutro możemy się wybrać do Doliny  Kościeliskiej albo do Chochołowskiej albo na Halę Gąsienicową. Tylko lojalnie uprzedzam - pod górę to ja  się  szalenie  wlokę.

Następnego  dnia pobudka  była już o 7 rano- nieduże  śniadanie, podjazd do  Kuźnic i wejście na szlak  przez  Boczań. Szli niespiesznie i bardzo  długo  byli na trasie  sami. Potem przemknęło koło  nich  kilka grupek młodych turystów, których  potem  "dogonili", gdy ci nieco zmęczeni kłusowaniem  w górę odpoczywali. A oni pomału,  bez przystawania,  niespiesznie  dotarli na  Halę  Gąsienicową. W  schronisku  zjedli  drugie śniadanie. Adela żałowała, że to  nie  pora  obiadowa,  bo wtedy byłyby zapewne  kopytka, ale "Murowańcowa" jajecznica też była dobra. 

Schronisko  Murowaniec,  jak  zwykle,  pełne było młodych  ludzi- nic  w tym  dziwnego,  bo z Hali Gąsienicowej jest  naprawdę  sporo dróg na okoliczne i  dalsze  szczyty.  Niektórzy  wyraźnie wybierali  się  na wspinaczki  z liną a Adela zastanawiała  się  ilu   z nich  przysporzy  bólu  głowy górskim  ratownikom.  Siedzący z prawej strony Adeli  młody  człowiek  trącił ją lekko łokciem i zagadnął: "a pani tak  sama idzie  w góry?" Adela spojrzała  się na  intruza i  z miną niewiniątka  odpowiedziała - nie  sama z mężem i rodzicami. A to przepraszam - młodzieniec był nieco speszony. Bo  wie pani, samemu niebezpiecznie jest  chodzić po górach. Siedzący po lewej  stronie Adeli  Emil poza jej plecami wyciągnął rękę i  poklepał chłopaka  po  ramieniu  mówiąc - "dobrze  kolego mówisz, ale nie przeszkadzaj  mojej żonie  w jedzeniu". Młody odsunął się szybciutko nieco  dalej od Adeli  i zajął się swoją  zupą mleczną.

Gdy wyszli ze schroniska Adela  zaczęła się  śmiać - chyba popsułeś temu  chłopakowi humor. No to pójdziemy teraz nad Czarny Staw Gąsienicowy a potem może jeszcze nad Zmarzły Staw. A może rodzice pospacerowali by sobie sami nad  obydwa Stawy, a my poszlibyśmy sobie na  Kościelec? To nie jest tak obłędnie  wysoko, jakieś dwa tysiące sto pięćdziesiąt osiem  metrów, czyli dla  nas do pokonania mniej  niż 700 metrów  w górę. A idąc  dziś  z Kuźnic zrobiliśmy  pięćset dwadzieścia metrów  w górę, bo Kuźnice są na wysokości tysiąca metrów nad poziomem morza. Różnica  głównie w kącie nachylenia, Boczań nie  był stromy, tu się niemal  z każdym krokiem  będzie  nabierało wysokości. 

Adela  wyciągnęła z tylnej  kieszeni  spodni kartkę i  zaczęła  czytać na głos:  nad Czarnym Stawem wybrać czarny  szlak na przełęcz Karb. Idziemy rumowiskiem, potem  kamiennymi  stopniami, teren urwisty. Wchodzimy  na   Mały  Kościelec, stąd  pięć  minut do przełęczy, nadal czarny szlak. Kamienne  schody  przechodzą w wąską ścieżkę. I-sza trudność- pokonanie wąskiego progu skalnego z pomocą rąk, brak ułatwień np. klamer lub  łańcuchów, wchodzimy na strome pochyłe skalne płyty (nie chodzić tam po deszczu i zimą), wygodny trawers. Dalej trudniej, duże skupisko kamieni, dochodzimy do skalnej ściany po głazach, blisko krawędzi. Kolejną ścianę pokonujemy wąską ścieżką,  przepaść blisko po prawej  stronie.  Ze szczytu oglądamy Orlą Perć, Świnicę, Kasprowy,  Giewont. Zejście  tą samą drogą. 1,5 godziny na szczyt. Jeszcze na nim nie byłam, bo zawsze byłam w Tatrach zimą. I głównie wygniatałam leżak na  Gubałówce albo wydeptywałam  dolinki  reglowe. I w związku z tym, może ze mną iść albo Emil albo ciocia, bo mają dobre buty. Tatko ma adidasy, więc przez te  dwa odcinki sprawa odpada. No i co wy na to?

Emil wpatrywał się w Adelę jakby ją pierwszy raz zobaczył na oczy, a właściwie  więcej  było w tym badawczym spojrzeniu  podejrzliwości, że jego ukochana żona nieco "odleciała" od  rzeczywistości. 

No co tak milczycie?  Dziwiła  się Adela. Jesteśmy przecież   w górach. Nie wiem czy będzie nam się chciało drugi raz dreptać na Halę Gąsienicową. Co prawda  znam takich, którzy niemal  codziennie tu bywali, bo zdobywali Granaty, robili wspinaczkę z liną na Fajki, przedreptali całą Orlą Perć ( w tym 3 Granaty), szli przez Świstówkę i Opalone do Morskiego Oka, a od Kuźnic do Murowańca szli tylko godzinę. Ja  aż tak ambitna to nie jestem. Nawet nad Granatami  się mało zastanawiam,  bo wiem od  "wtajemniczonych", że tam jest jedno  miejsce trudne do pokonania  dla osób z niedomogą  wzrostu . Bo wąska ścieżka  nagle kończy się stopniem o wysokości 95 centymetrów i niskie osoby  mają naprawdę  spory problem z pokonaniem go. 

Piotr wybuchnął śmiechem- no właśnie, zauważyłem, że mam mało ambitną  synową, która  z powodu  braku ambicji  jest magistrem prawa i  rzecznikiem patentowym. Porażający  jest ten twój  brak ambicji,  córeczko!

No dobrze, to ja pójdę  tobą na Kościelec- stwierdził Emil. A rodzice  zaczekają na nas  albo tu albo będą w Murowańcu. A chodziłeś już  kiedyś po górach? - zapytała  Helena. Nie, ale kiedyś trzeba  zacząć, stwierdził Emil. 

Maleństwo,  a co masz  w plecaku? Picie i kurtkę od deszczu, rękawiczki, czapkę, czekoladę -  lekki jest. To włóż to do mojego plecaka, a swój zostaw. Jeden plecak nam wystarczy. Gdy pakował zawartość plecaka  Adeli do swojego zdziwił się bardzo, że on też ma  w nim czekoladę, swoje rękawiczki i czapkę, której nigdy dotąd nie widział. A co to za czapka? Twoja, kupiłam ją specjalnie na wyjazdy - idąc w góry  trzeba  mieć zawsze  coś od  deszczu , rękawiczki i czapkę, bo góry są jeszcze bardziej pogodowo  niestabilne  niż psychika  kobieca. Zapomniałam ci o tym powiedzieć, przepraszam. A ta  czapka jest cienka, ale z wełny kaszmirowej, głowa się w niej  nie poci. A że są w tym  samym kolorze, to moja ma na czubku maluteńki pomponik, z innej  kolorem  włóczki, wielkości pięciu groszy. Kupiłam je od Aliny, przywiozła je kiedyś z Włoch, gdy już nie  byłam z Kamilem. Ciut się przeleżały w  mojej szafie. A wtedy Alina stwierdziła - no i fajnie, będziesz  miała na prezent dla kogoś, kto będzie  tego  wart. W ostatniej chwili  przed  wyjazdem przypomniałam sobie o tych  czapkach. A czekoladę to nam Helena dziś przyniosła. Pewnie  kupili  w tej pijalni czekolady.  Rękawiczki  się nam przydadzą, bo trzeba  będzie  sobie  tu pomóc trochę rękami na tych ściankach. Oooo, skoro tu jest pijalnia czekolady to musimy  się koniecznie tam  wybrać. No to chodź Maleństwo, idziemy tym czarnym szlakiem na tę jakąś przełęcz. Idź przede mną, wtedy  mi będzie łatwiej dostosować swoje  tempo do twojego. A co to jest właściwie "rumowisko" w nomenklaturze  wysokogórskiej? No po prostu różnego rodzaju ukruszone kamienie po zimowych lawinkach, pozostawione tak  jak upadły,  nie porządkowane w ścieżkę przez TOPR. W końcu i  kamienie kruszeją narażone jak rok  długi na zmienne warunki  atmosferyczne. 

Szło im  się  całkiem dobrze, chociaż  chwilami jak na gust Adeli było mało wygodne dreptanie po rumowisku. W półtorej godziny doczłapali się na  szczyt i  zapewne tylko dlatego, że to był dopiero początek sezonu byli jak na razie jedynymi turystami. I bardzo  dobrze, bo szczyt Kościelca jest mały, miejsca na nim góra dla pięciu osób. Oboje stali trwając w zachwycie. Adela zrobiła kilka zdjęć komórką, a Emil żałował, że nie  wziął ze sobą aparatu.

W drodze powrotnej Adela opowiedziała  nieco o Kościelcu. Jak niemal  wszystkie góry miał Kościelec na sumieniu ofiary. Jedną  z  nich był Mieczysław Karłowicz, kompozytor i dyrygent, autor powiedzenia "szanujcie  ciszę i majestat gór!", wielki propagator zimowej turystyki górskiej,  współzałożyciel Tatrzańskiego Ochotniczego  Pogotowia  Ratunkowego. Jak na ironię pierwszą akcją tegoż TOPR było odnalezienie ciała  Karłowicza zasypanego lawiną śnieżną, która zeszła z Kościelca. I jak po każdej takiej katastrofie wszyscy spekulowali czemu tak  się  stało - jedna z teorii mówiła o tym, że Karłowicz miał do nart umocowane  kawałki foczego futra by móc bez trudu  podchodzić w nich pod niewielkie  wzniesienia i po prostu  przez to nie mógł wykorzystać ich poślizgu i nie  zdołał uciec przed lawiną.A był znakomitym narciarzem.

Druga  znaną postacią był Jan Długosz, doświadczony alpinista, ratownik  TOPR, pisarz, który  podczas rutynowej kontroli Grani Kościelców, na Zadnim Kościelcu odpadł od ściany. A wcale  nie była to trudna wspinaczka ale o  wysokiej  ekspozycji i część społeczności taterników i  alpinistów podejrzewała, że Długosz po prostu  popełnił samobójstwo. Nie wiadomo jak to było, nie mniej teraz nie ma wytyczonej  drogi na Zadni  Kościelec, ale jeśli ktoś się uprze to musi   zgłosić w Murowańcu , że ma zamiar zdobyć ten  szczyt i wpisać  się do książki wyjść taternickich. A Długosz był naprawdę bardzo zdolnym  alpinistą, zrobił wiele pierwszych wejść nie tylko w Polsce ale i w Alpach. Gdy zginął miał zaledwie 33 lata.

A ty  Maleństwo masz jakieś ciągoty do wspinania  się? Adela odpowiedziała pytaniem- a czy ja wyglądam na osobę co ma świra i uwielbia ryzyko plus naprawdę spory wysiłek  fizyczny?  Lubię góry bo są malownicze, ten  spacerek na Kościelec starczy mi do końca naszego pobytu. Poza tym znacznie  lepiej się  czuję nad morzem, najlepiej  ciepłym i mocząc  się  w ciepłej  wodzie lub siedząc pod parasolem z zimnym piciem w  szklance. Na resztę pobytu przewiduję Dolinę Kościeliską z przejściem  na Ornak przez Iwaniacką przełęcz i dolinki reglowe. I może nawet Dolinę Chochołowską. Nawet nie chce mi  się wjechać na  Kasprowy. Możemy wjechać na Gubałówkę, bo  widokowo jest w porządku. Ale chciałabym przyjechać z tobą w końcu lutego lub w marcu do Zakopanego i pokazać  ci jak bardzo jest kolorowa  zima. 

Ale powiedz  mi , kochany, jak ci się podobała  ta  wycieczka?   No trochę się denerwowałem gdy szłaś przede mną i uświadomiłem sobie, że tak blisko jest ta ścieżka  przepaści. Ale widziałem, że idziesz jakoś tak bez żadnego  wahania, pomyślałem wręcz, że już tu byłaś. Nie byłam, ale nie jestem zbyt wrażliwa na ekspozycję,  wszak myłam okna na trzecim piętrze. I, jak  widać, nie  wypadłam. Nie mam lęku wysokości, ale bardzo uważam jak stawiam nogi, patrzę się ciągle na podłoże. Trochę mi to rumowisko tu nie pasowało.  Dobrze, że mam wibramy, bo chronią  kostki i dobrze przylegają  do  podłoża. A najfajniejsze to  było to, że cały czas  byliśmy na tej  drodze w obie  strony  sami, bo ścieżka naprawdę wąziutka i naprawdę trudno byłoby się z kimś wyminąć.

Rodziców "upolowali"  niedaleko Murowańca. Zjedli w  schronisku gorący krupnik i wyruszyli w  drogę powrotną  do Kuźnic. W samochodzie wspomogli się jeszcze czekoladą. A Emil, wsiadając do samochodu powiedział - ciągle  mnie to moje  Maleństwo zaskakuje. Szła tak, jakby od  dziecka chodziła po górach.

To dobrze  synu, to dobrze, nie będziesz szukał wrażeń po bokach - stwierdził Piotr. W kwadrans  później  już parkowali koło domu.

                                                             c.d.n.