Trzy dni opadów Adela spędziła głównie w pozycji horyzontalnej, ograniczając do minimum swą aktywność. Bardzo dużo spała, bardzo mało jadła. Emil dotrzymywał jej towarzystwa, też sporo spał i dużo czytał. Helena i Piotr wychodzili na krótkie spacery a czasem spędzali czas przed telewizorem. Gdy wreszcie przestało padać i pokazało się słońce Adela stwierdziła- "no to nie ma rady, trzeba iść w góry". Kto pójdzie ze mną do Strążyskiej? To taki spacerek, w sam raz na rozruszanie się po tym leżeniu odłogiem. Po raz pierwszy będę w Strążyskiej nie zimą a latem. I po raz pierwszy będę płaciła za spacerek z widokiem Giewontu przed nosem.
Oczywiście poszli wszyscy razem, jak na pierwszą połowę czerwca to było nawet sporo osób. A że Dolina Strążyska krótka jest, to jeszcze poszli potem ścieżką Pod Reglami. Tak im się dobrze szło, że doszli niemal do Doliny Kościeliskiej i zawrócili. Wiecie co? właśnie odkryłam, że chodzenie latem Pod Reglami jest znacznie fajniejsze niż zimą- nie uciekają mi nogi w różne strony, no pełna kultura! -Adela była pełna entuzjazmu. To jutro możemy się wybrać do Doliny Kościeliskiej albo do Chochołowskiej albo na Halę Gąsienicową. Tylko lojalnie uprzedzam - pod górę to ja się szalenie wlokę.
Następnego dnia pobudka była już o 7 rano- nieduże śniadanie, podjazd do Kuźnic i wejście na szlak przez Boczań. Szli niespiesznie i bardzo długo byli na trasie sami. Potem przemknęło koło nich kilka grupek młodych turystów, których potem "dogonili", gdy ci nieco zmęczeni kłusowaniem w górę odpoczywali. A oni pomału, bez przystawania, niespiesznie dotarli na Halę Gąsienicową. W schronisku zjedli drugie śniadanie. Adela żałowała, że to nie pora obiadowa, bo wtedy byłyby zapewne kopytka, ale "Murowańcowa" jajecznica też była dobra.
Schronisko Murowaniec, jak zwykle, pełne było młodych ludzi- nic w tym dziwnego, bo z Hali Gąsienicowej jest naprawdę sporo dróg na okoliczne i dalsze szczyty. Niektórzy wyraźnie wybierali się na wspinaczki z liną a Adela zastanawiała się ilu z nich przysporzy bólu głowy górskim ratownikom. Siedzący z prawej strony Adeli młody człowiek trącił ją lekko łokciem i zagadnął: "a pani tak sama idzie w góry?" Adela spojrzała się na intruza i z miną niewiniątka odpowiedziała - nie sama z mężem i rodzicami. A to przepraszam - młodzieniec był nieco speszony. Bo wie pani, samemu niebezpiecznie jest chodzić po górach. Siedzący po lewej stronie Adeli Emil poza jej plecami wyciągnął rękę i poklepał chłopaka po ramieniu mówiąc - "dobrze kolego mówisz, ale nie przeszkadzaj mojej żonie w jedzeniu". Młody odsunął się szybciutko nieco dalej od Adeli i zajął się swoją zupą mleczną.
Gdy wyszli ze schroniska Adela zaczęła się śmiać - chyba popsułeś temu chłopakowi humor. No to pójdziemy teraz nad Czarny Staw Gąsienicowy a potem może jeszcze nad Zmarzły Staw. A może rodzice pospacerowali by sobie sami nad obydwa Stawy, a my poszlibyśmy sobie na Kościelec? To nie jest tak obłędnie wysoko, jakieś dwa tysiące sto pięćdziesiąt osiem metrów, czyli dla nas do pokonania mniej niż 700 metrów w górę. A idąc dziś z Kuźnic zrobiliśmy pięćset dwadzieścia metrów w górę, bo Kuźnice są na wysokości tysiąca metrów nad poziomem morza. Różnica głównie w kącie nachylenia, Boczań nie był stromy, tu się niemal z każdym krokiem będzie nabierało wysokości.
Adela wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni kartkę i zaczęła czytać na głos: nad Czarnym Stawem wybrać czarny szlak na przełęcz Karb. Idziemy rumowiskiem, potem kamiennymi stopniami, teren urwisty. Wchodzimy na Mały Kościelec, stąd pięć minut do przełęczy, nadal czarny szlak. Kamienne schody przechodzą w wąską ścieżkę. I-sza trudność- pokonanie wąskiego progu skalnego z pomocą rąk, brak ułatwień np. klamer lub łańcuchów, wchodzimy na strome pochyłe skalne płyty (nie chodzić tam po deszczu i zimą), wygodny trawers. Dalej trudniej, duże skupisko kamieni, dochodzimy do skalnej ściany po głazach, blisko krawędzi. Kolejną ścianę pokonujemy wąską ścieżką, przepaść blisko po prawej stronie. Ze szczytu oglądamy Orlą Perć, Świnicę, Kasprowy, Giewont. Zejście tą samą drogą. 1,5 godziny na szczyt. Jeszcze na nim nie byłam, bo zawsze byłam w Tatrach zimą. I głównie wygniatałam leżak na Gubałówce albo wydeptywałam dolinki reglowe. I w związku z tym, może ze mną iść albo Emil albo ciocia, bo mają dobre buty. Tatko ma adidasy, więc przez te dwa odcinki sprawa odpada. No i co wy na to?
Emil wpatrywał się w Adelę jakby ją pierwszy raz zobaczył na oczy, a właściwie więcej było w tym badawczym spojrzeniu podejrzliwości, że jego ukochana żona nieco "odleciała" od rzeczywistości.
No co tak milczycie? Dziwiła się Adela. Jesteśmy przecież w górach. Nie wiem czy będzie nam się chciało drugi raz dreptać na Halę Gąsienicową. Co prawda znam takich, którzy niemal codziennie tu bywali, bo zdobywali Granaty, robili wspinaczkę z liną na Fajki, przedreptali całą Orlą Perć ( w tym 3 Granaty), szli przez Świstówkę i Opalone do Morskiego Oka, a od Kuźnic do Murowańca szli tylko godzinę. Ja aż tak ambitna to nie jestem. Nawet nad Granatami się mało zastanawiam, bo wiem od "wtajemniczonych", że tam jest jedno miejsce trudne do pokonania dla osób z niedomogą wzrostu . Bo wąska ścieżka nagle kończy się stopniem o wysokości 95 centymetrów i niskie osoby mają naprawdę spory problem z pokonaniem go.
Piotr wybuchnął śmiechem- no właśnie, zauważyłem, że mam mało ambitną synową, która z powodu braku ambicji jest magistrem prawa i rzecznikiem patentowym. Porażający jest ten twój brak ambicji, córeczko!
No dobrze, to ja pójdę tobą na Kościelec- stwierdził Emil. A rodzice zaczekają na nas albo tu albo będą w Murowańcu. A chodziłeś już kiedyś po górach? - zapytała Helena. Nie, ale kiedyś trzeba zacząć, stwierdził Emil.
Maleństwo, a co masz w plecaku? Picie i kurtkę od deszczu, rękawiczki, czapkę, czekoladę - lekki jest. To włóż to do mojego plecaka, a swój zostaw. Jeden plecak nam wystarczy. Gdy pakował zawartość plecaka Adeli do swojego zdziwił się bardzo, że on też ma w nim czekoladę, swoje rękawiczki i czapkę, której nigdy dotąd nie widział. A co to za czapka? Twoja, kupiłam ją specjalnie na wyjazdy - idąc w góry trzeba mieć zawsze coś od deszczu , rękawiczki i czapkę, bo góry są jeszcze bardziej pogodowo niestabilne niż psychika kobieca. Zapomniałam ci o tym powiedzieć, przepraszam. A ta czapka jest cienka, ale z wełny kaszmirowej, głowa się w niej nie poci. A że są w tym samym kolorze, to moja ma na czubku maluteńki pomponik, z innej kolorem włóczki, wielkości pięciu groszy. Kupiłam je od Aliny, przywiozła je kiedyś z Włoch, gdy już nie byłam z Kamilem. Ciut się przeleżały w mojej szafie. A wtedy Alina stwierdziła - no i fajnie, będziesz miała na prezent dla kogoś, kto będzie tego wart. W ostatniej chwili przed wyjazdem przypomniałam sobie o tych czapkach. A czekoladę to nam Helena dziś przyniosła. Pewnie kupili w tej pijalni czekolady. Rękawiczki się nam przydadzą, bo trzeba będzie sobie tu pomóc trochę rękami na tych ściankach. Oooo, skoro tu jest pijalnia czekolady to musimy się koniecznie tam wybrać. No to chodź Maleństwo, idziemy tym czarnym szlakiem na tę jakąś przełęcz. Idź przede mną, wtedy mi będzie łatwiej dostosować swoje tempo do twojego. A co to jest właściwie "rumowisko" w nomenklaturze wysokogórskiej? No po prostu różnego rodzaju ukruszone kamienie po zimowych lawinkach, pozostawione tak jak upadły, nie porządkowane w ścieżkę przez TOPR. W końcu i kamienie kruszeją narażone jak rok długi na zmienne warunki atmosferyczne.
Szło im się całkiem dobrze, chociaż chwilami jak na gust Adeli było mało wygodne dreptanie po rumowisku. W półtorej godziny doczłapali się na szczyt i zapewne tylko dlatego, że to był dopiero początek sezonu byli jak na razie jedynymi turystami. I bardzo dobrze, bo szczyt Kościelca jest mały, miejsca na nim góra dla pięciu osób. Oboje stali trwając w zachwycie. Adela zrobiła kilka zdjęć komórką, a Emil żałował, że nie wziął ze sobą aparatu.
W drodze powrotnej Adela opowiedziała nieco o Kościelcu. Jak niemal wszystkie góry miał Kościelec na sumieniu ofiary. Jedną z nich był Mieczysław Karłowicz, kompozytor i dyrygent, autor powiedzenia "szanujcie ciszę i majestat gór!", wielki propagator zimowej turystyki górskiej, współzałożyciel Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Jak na ironię pierwszą akcją tegoż TOPR było odnalezienie ciała Karłowicza zasypanego lawiną śnieżną, która zeszła z Kościelca. I jak po każdej takiej katastrofie wszyscy spekulowali czemu tak się stało - jedna z teorii mówiła o tym, że Karłowicz miał do nart umocowane kawałki foczego futra by móc bez trudu podchodzić w nich pod niewielkie wzniesienia i po prostu przez to nie mógł wykorzystać ich poślizgu i nie zdołał uciec przed lawiną.A był znakomitym narciarzem.
Druga znaną postacią był Jan Długosz, doświadczony alpinista, ratownik TOPR, pisarz, który podczas rutynowej kontroli Grani Kościelców, na Zadnim Kościelcu odpadł od ściany. A wcale nie była to trudna wspinaczka ale o wysokiej ekspozycji i część społeczności taterników i alpinistów podejrzewała, że Długosz po prostu popełnił samobójstwo. Nie wiadomo jak to było, nie mniej teraz nie ma wytyczonej drogi na Zadni Kościelec, ale jeśli ktoś się uprze to musi zgłosić w Murowańcu , że ma zamiar zdobyć ten szczyt i wpisać się do książki wyjść taternickich. A Długosz był naprawdę bardzo zdolnym alpinistą, zrobił wiele pierwszych wejść nie tylko w Polsce ale i w Alpach. Gdy zginął miał zaledwie 33 lata.
A ty Maleństwo masz jakieś ciągoty do wspinania się? Adela odpowiedziała pytaniem- a czy ja wyglądam na osobę co ma świra i uwielbia ryzyko plus naprawdę spory wysiłek fizyczny? Lubię góry bo są malownicze, ten spacerek na Kościelec starczy mi do końca naszego pobytu. Poza tym znacznie lepiej się czuję nad morzem, najlepiej ciepłym i mocząc się w ciepłej wodzie lub siedząc pod parasolem z zimnym piciem w szklance. Na resztę pobytu przewiduję Dolinę Kościeliską z przejściem na Ornak przez Iwaniacką przełęcz i dolinki reglowe. I może nawet Dolinę Chochołowską. Nawet nie chce mi się wjechać na Kasprowy. Możemy wjechać na Gubałówkę, bo widokowo jest w porządku. Ale chciałabym przyjechać z tobą w końcu lutego lub w marcu do Zakopanego i pokazać ci jak bardzo jest kolorowa zima.
Ale powiedz mi , kochany, jak ci się podobała ta wycieczka? No trochę się denerwowałem gdy szłaś przede mną i uświadomiłem sobie, że tak blisko jest ta ścieżka przepaści. Ale widziałem, że idziesz jakoś tak bez żadnego wahania, pomyślałem wręcz, że już tu byłaś. Nie byłam, ale nie jestem zbyt wrażliwa na ekspozycję, wszak myłam okna na trzecim piętrze. I, jak widać, nie wypadłam. Nie mam lęku wysokości, ale bardzo uważam jak stawiam nogi, patrzę się ciągle na podłoże. Trochę mi to rumowisko tu nie pasowało. Dobrze, że mam wibramy, bo chronią kostki i dobrze przylegają do podłoża. A najfajniejsze to było to, że cały czas byliśmy na tej drodze w obie strony sami, bo ścieżka naprawdę wąziutka i naprawdę trudno byłoby się z kimś wyminąć.
Rodziców "upolowali" niedaleko Murowańca. Zjedli w schronisku gorący krupnik i wyruszyli w drogę powrotną do Kuźnic. W samochodzie wspomogli się jeszcze czekoladą. A Emil, wsiadając do samochodu powiedział - ciągle mnie to moje Maleństwo zaskakuje. Szła tak, jakby od dziecka chodziła po górach.
To dobrze synu, to dobrze, nie będziesz szukał wrażeń po bokach - stwierdził Piotr. W kwadrans później już parkowali koło domu.
c.d.n.