poniedziałek, 31 lipca 2023

Lek na wszystko? -171

 Spotkanie z szefem było dwuetapowe - wpierw spotkali się w przytulnym barku i Kazik  w skrócie opowiedział szefowi jak to odszedł ze swojego  instytutu, zwabiony możliwością dość  ciekawej pracy na  politechnice, opowiedział też o swym rozczarowaniu faktem, że nawet jeśli coś nowego i ciekawego wymyśli to i tak będzie to tylko leżeć na półce a nie ma  tak naprawdę  szans na wdrożenie do produkcji, bo rządząca obecnie  ekipa jest zajęta głównie  szukaniem zysków dla siebie, swoich  pociotków i  zwolenników a nie jakimś rozwojem całego kraju, zacytował też wypowiedź profesora na temat tego, w jakim to kraju Kazik publikował swoje prace i że z tego powodu nie mogą być uznane za dorobek liczący  się do habilitacji w Polsce. Oczy szefa robiły się coraz  większe i powiedział, że on od  samego początku nie mógł zrozumieć dlaczego akurat ta formacja wygrała wybory, bo przecież  to gołym okiem  widać, że z taką polityką stracą wielu wartościowych ludzi, którzy po prostu opuszczą kraj. Ja byłem szalenie zaskoczony takim wynikiem wyborów - powiedział Kazik. Nie podejrzewałem nawet, że ta formacja  może wygrać wybory, ale pomógł im wybitnie kościół, bo był bardzo zaangażowany w te wybory, a poprzednia ekipa  widocznie  zbyt mało udzielała  się na prowincji, gdzie jeden  drugiemu w  garnki i pod kołdrę zagląda.  I to wszystko sprawiło, że postanowiłem, że jednak zmienimy kraj, zwłaszcza, że zgodnie z przepisami Unijnymi mamy taką możliwość. A ja nie jestem w najmniejszym stopniu zainteresowany polityką, ja chcę po prostu pracować a nie łączyć każdej dziedziny swego życia z polityką i kościołem.

Powiem teraz coś co może zabrzmi nieco dziwnie, wręcz nieładnie- powiedział szef- ale jestem gotów wysłać tej ekipie podziękowania  za ich politykę, bo dzięki temu znów będziesz tu pracować. Wiem, że już jesteś żonaty, że masz słodkiego synka i z chęcią oboje przy okazji poznam.  Bo często się z Kurtem i jego urwisami spotykamy na gruncie prywatnym. A teraz wpadniemy na moment do firmy i dogadamy szczegóły. A żona też chce tu pracować? - zapytał.

Kazik uśmiechnął się - na razie to zupełnie niemożliwe, bo żona i mały nie znają niemieckiego - muszę im jak najprędzej zorganizować naukę niemieckiego, najlepiej by ktoś przyjeżdżał do nas do domu, bo razem z nami będzie mieszkał jej ojciec. Teść nieco zna niemiecki, ale i on będzie  się musiał douczyć. Żona dobrze operuje  angielskim. Na razie, do chwili wyjazdu ja będę mówił do dziecka tylko po niemiecku, żona się  śmieje, że i ona  się nieco dzięki temu osłucha i będzie jej łatwiej potem tu  się uczyć.

No to jedziemy do firmy.  Kaz, a kiedy się  kończy twoja praca na tej waszej uczelni zwanej politechnika? Za miesiąc. Jest jeszcze kwestia likwidacji naszej obecności w Polsce. Chcemy sprzedać jedno mieszkanie, którego właścicielką jest moja żona, drugie, które należy do mego teścia zostawimy,żeby było na  wypadek gdy coś nas zmusi do bytności w Warszawie, a to, w którym aktualnie mieszkamy po prostu wynajmiemy- w Warszawie też brak mieszkań, a poza tym nowe są bajecznie  drogie. 

A jakie jest to, które chcecie sprzedać?  To jest mieszkanie w budynku przedwojennym, oddanym do użytku w 1939 roku, trzy pokoje z kuchnią, łazienką, osobnym WC, podłączone do elektrociepłowni i gazowni, bez windy, a mieszkanie jest na  trzecim piętrze. Najmniejszy pokój ma 20m kwadratowych. Ale są bardzo wygodne schody, szerokie stopnie i nie tak wysokie jak w tych nowoczesnych domach, w których projektant  musi oszczędzać miejsce. I to był przed  wojną bardzo ładny budynek, jest bardzo ładny hol. Mam nawet jego zdjęcie w smartfonie. Te  dwa pozostałe mieszkania to tak zwany system wielkopłytowy, czyli budynki z fabryki domów, z tym że w dawnym NRD metraże były większe niż w Polsce - śmieliśmy  się, że u was były budowane z wielkich płyt a u nas z małych. W tym systemie w Polsce mieszkanie 2 pokoje z kuchnią gdy rządził Gomółka miało 38 m kw., a teraz mają powierzchnię 42,5 metra. W Niemczech ponoć były większe metraże, ale nie wiem ile. Tylko raz byłem w Dreźnie,  ale mieszkałem wtedy pod Dreznem w jakimś ośrodku wczasowym.

Oj, tu też nie jest łatwo o mieszkanie a ceny idą wciąż w górę. Rekordy to chyba bije Poczdam. Moja  księżna pani bardzo by chciała byśmy tam mieszkali, ale byłem niegrzeczny i powiedziałem, że niestety zbyt mały posag miała wychodząc za mnie- zaśmiał się  szef.

No to wracając do meritum - chcę żebyś myślał i wprowadzał nowe rozwiązania- czyli byś robił to co już robiłeś, bo świetnie ci to szło. Tylko zarobki będziesz  miał lepsze, bo widzę, że nie będziesz chwilowym pracownikiem. A w kwestiach mieszkaniowych to ci na pewno pomoże Kurt. Kurt natychmiast przytaknął, mówiąc, że on się zajmie sprawą mieszkania dla Kazika, a Kazik powiedział , że ma taką nadzieję. 

A zostanie tam w Polsce jeszcze jakaś twoja rodzina? - spytał szef. Nie - ani moja,  ani żony. Mój brat aktualnie pracuje we Francji, w Strasburgu, jest prawnikiem. Żonaty, dzieciaty?  Nie, już jest rozwiedziony, dziecko zostało przy jego żonie. I jak mu w tej Francji się wiedzie? Ma dużo pracy, bo sporo tam mieszka Polaków a podobno  mało kto wyjeżdżając z kraju ma uporządkowane sprawy prawne. To zapewne jedna  z naszych wad narodowych i nie wiem  czy to skrajny optymizm czy skrajna głupota, czy może zupełny brak wyobraźni.

Kaz, a ty lubisz ludzi uczyć?  Nie wiem, politechnika skusiła mnie głównie tym, że miałem brać udział w badaniach naukowych a do tego miałem mieć do 180 godzin dydaktycznych w roku akademickim. No ale wyszło jak wyszło a wszystko rozeszło się o habilitację. Gdy mnie do siebie  wabili, bo to oni mnie znaleźli - ja ich nie szukałem- to była mowa, że zacznę  się zabierać za habilitację od razu, a gdy już byłem na miejscu okazało się, że dopiero po przepracowaniu  trzech lat mogę się za to zabrać, czyli realnie tytuł mógłbym dostać za 6 lat. No a wynagrodzenie  okazało się być niższe niż obiecywali. Bo ja planowałem wyjazd stamtąd ale dopiero z tytułem doktora habilitowanego. Więc przepracowałem mniej niż miesiąc i po rozmowie, która mi "otworzyła  oczy" złożyłem wymówienie. Nie lubię nieuczciwej gry. Ja wiem, że im brakuje wykładowców i może ludzi do myślenia, ale niech się dalej bawią  beze mnie.

A ty jeszcze latasz? Nie, odkąd jestem z Tesią straciłem ochotę do latania. To zabiera  szalenie  dużo  czasu, bo jednak trzeba sporo czasu "polatać" na symulatorze. Nie da się być dobrym pilotem tylko w niedzielę czy też w sobotę, jeśli się nie pracuje nad  tym. Wiem, że są i tacy, którzy na symulatorze  spędzają tylko wymagane minimum, ale ja do ryzykantów nigdy nie należałem. Warunki lotu od nas  nie zależą i zawsze może się coś niedobrego z pogodą zdarzyć albo coś się w maszynie wygruzić. A gdy lecę rejsową maszyną jako pasażer to nadsłuchuję jak pracuje silnik. I wolę trasę Warszawa -Berlin  robić  samochodem. A twoja żona prowadzi?  Tak i to bardzo dobrze i nie należy do tych, które  szarżują. A długo się znacie? Jakoś tak od chwili gdy zaczęła sama chodzić będąc poza  domem, miała wtedy ze 2 lata a ja o te 9 z kawałkiem  więcej. Nasi rodzice się przyjaźnili i znam ją "od  zawsze". Była zawsze bardzo  grzeczna. I była zawsze szalenie wierną przyjaciółką, ale ja, idiota, bardzo długo uważałem ją  za dziecko. No ale gdy nam obojgu pierwsze nasze małżeństwa  nie wypaliły to się odnaleźliśmy. Straciliśmy przez  to 10 lat. Ale liczy  się tylko to, że jesteśmy razem i mamy cudownego synka. A ile on ma lat?  W grudniu skończy 6 lat.  

A moi chłopcy to za Aleksandrem wprost przepadają - stwierdził Kurt. To bardzo mądre i grzeczne  dziecko. Byliśmy razem na  wakacjach gdy on  był jeszcze  całkiem malutki. Nigdy  nie płakał, siedział na rękach Tes albo Kaza i spokojnie wszystko oglądał. A Tesa mu cały  czas tłumaczyła i pokazywała świat. Przy niej to nawet moje diablęta były  grzeczniutkie. Najlepsze jest to, że gdy nasze dzieci są razem to jakimś cudem świetnie się rozumieją, choć moje nie znają  polskiego a on niemieckiego. Kaz, pokaż zdjęcia małego i Tesy.  Ale ja nie mam aktualnych zdjęć bo ostatnio mało chodziłem z nimi na  spacery- mam tu tylko zdjęcia z września ubiegłego roku, gdy byliśmy na wakacjach. Pokaż, nie żałuj. Kazik pokazał zdjęcie Teresy i Alka zrobione gdy byli sami na grzybobraniu i Alek demonstrował na nim swój mały koszyk pełen dorodnych podgrzybków. Tu u was  można tak sobie po prostu wejść  do lasu i zbierać grzyby? - szef był  zadziwiony, Kurt zresztą też.

No jasne że można, o ile  dany teren  nie jest rezerwatem przyrody, bo w rezerwacie  nie  wolno zbierać grzybów. A lasów prywatnych u nas  nie ma.  Zresztą gdyby ktoś powiesił tablicę z ostrzeżeniem, że to las prywatny i  nie wolno zbierać  w nim grzybów to w minutę ta tablica byłaby zdjęta a las zapewne przeryty na pół metra  w głąb. Akurat w tamtym okresie  było sporo grzybów, zresztą to Bory Tucholskie i tam z reguły są grzybne lasy, a my byliśmy we  wrześniu gdy już skończyły  się ludziom urlopy i  dzieciakom  wakacje, więc grzyby były a zbieraczy nie  było. Dzieciakom wszystko się tam podobało- Alek zachwycał się i kurami i owcami, krowami- wszystkie  zwierzaki były piękne, grzyby  także. Całymi dniami chodziliśmy po lasach. Wynajęliśmy  cały dom, śniadanie robiliśmy sami a obiady i kolacje jedliśmy w pobliskiej restauracji. Sami byliście?  Nie, była z nami Alinka z Tadzisiem i jej mąż, który teraz jest prawnym ojcem Tadzisia.   To Alinka już nie jest z Krisem? - zdziwił się Kurt. No nie, Kris ją zdradził i tak  się zakończyła ich wielka miłość. A mężem Aliny jest syn Jacka, którego wszak znasz. On jest informatykiem.  I on też chciałby tu być?- dopytywał się Kurt. Ostatnio on też poczuł odór, który wydala  z siebie  obecna władza. On jest administratorem sieci w jednym  z ministerstw, kolega Tesi załatwił mu tę pracę. Przedtem pracował w Akademii Technicznej. Teraz dostał ad hoc jakiegoś pomocnika, o którego nie prosił, bo ma podległy sobie personel, z którym wszystko ogarnia i bardzo mu się ten pomocnik nie widzi, wydaje  się  być czyimś  uchem i okiem. Pawełek tam dobrze zarabia, więc chęć zmiany miejsca  nie wynika z powodu kiepskich  zarobków.

Kurt, potem o tym porozmawiamy, muszę  wpierw dojść do jakiegoś konsensusu z Kazem - szef  sobie  przypomniał kto tu rządzi i po co tu przyszli. Słuchaj Kaz, widzę cię dalej na miejscu konstruktora, tylko bym ci chętnie dodał świeżo upieczonego inżyniera byś go wyszkolił - stąd było moje pytanie czy lubisz uczyć. Bo pod takim indywidualnym kierunkiem facet szybciej się nauczy prawidłowego myślenia. Poza tym możesz w niego orać. A teraz pomówmy trzeźwo  o realnym terminie podjęcia przez  ciebie pracy. Na moje oko ( to którym lepiej widzę) to ponieważ przeprowadzasz  się z całą rodziną, napiszemy w umowie przedwstępnej datę 1 października jako ostateczny termin podjęcia przez ciebie pracy. Bo w moim odczuciu skoro przenosicie  się całą rodziną, to wpierw  się musicie spokojnie tu przenieść i dopiero wtedy możesz ze spokojną głową podjąć tu pracę. Gdy byłeś samotny to na pewno zjechanie  tu było prostsze- dwie walizki i koniec pakowania. Teraz masz inną sytuację - żona, dziecko teść,  trzeba spokojnie podejść do wszystkiego żebyś potem nie musiał nerwowo krążyć między Warszawą a Berlinem, tylko teraz wszystko spokojnie  dopiąć na przysłowiowy ostatni  guzik. Powiedziałeś, że chcecie  sprzedać mieszkanie żony - ja bym chętnie kupił mieszkanie w Warszawie, ale muszę je wpierw obejrzeć w naturze. Będę za dwa tygodnie w Warszawie, może nawet razem z Kurtem i wtedy chętnie  bym obejrzał to  mieszkanie. Lubie stare, ceglane  budynki. Będziecie mieli trochę "latania" związanego z tą przeprowadzką. Ale mam nadzieję, że  wszystko pójdzie gładko.Jeśli idzie o wynagrodzenie to będzie ono wyższe od poprzedniego równo o 3 tysiące Euro. Oczywiście premie też nadal istnieją. I mam dla ciebie jeszcze jedną, chyba dobrą wiadomość - ruszy produkcja tego opatentowanego, wymyślonego przez  ciebie elementu. Ojej- naprawdę? To rewelacyjna dla mnie wiadomość, nawet jeśli jego produkcja nie będzie przecież szła w tysiące sztuk. A stawka mego zatrudnienia też mi odpowiada. 

No bo masz wszak doktorat- ten tytuł nigdzie piechotą  nie  chodzi i nie jest przyznawany na piękne oczy. Wiem, że Stuttgart też ci proponował pracę, ale jak widzę wybrałeś nas i to mnie  satysfakcjonuje. A teraz z prywatnego poletka - jeżeli będziecie jechali w te grzybne lasy to uwzględnijcie, proszę, obecność moją i mojej żony. Ona co prawda jest entuzjastką campingu ewentualnie caravaningu, a to jest coś, czego ja nie  znoszę, więc będzie  musiała przeżyć domek. Kazik uruchomił smartfon i pokazał domek,  w którym mieszkali wtedy w  osiem osób.  Nie jestem w stanie przewidzieć w tej chwili jak będzie wyglądała  sytuacja w tym roku - w każdym razie zaraz po powrocie to sprawdzę i do pana napiszę. Nie do "pana"- jesteśmy wszak po imieniu - skorygował szef. Kazik uśmiechnął się - doceniam to w pełni, dziękuję. A dla was też dwa tygodnie pobytu? Ooo tak, moja to by mogła tam być i rok gdyby woda obok była. No woda to tam obok jest, jest jezioro, rzeka Wda i jej rozlewiska. No to każę jej wziąć składak- będzie sobie pływać, a ja z wami zbierać grzyby. A ile wolno wynieść grzybów z lasu? No tyle ile znajdziesz, na ogół to można rankiem wiadro uzbierać. Wygłupiasz  się - stwierdził szef. Nie wygłupiam, ale wtedy wychodzi się  z domu bladym świtem i jedzie  się trochę dalej od domu,  każdy zbiera do pełnego w kosz  lub  w wiadro, jedzie  się do domu, po drodze wstępuje do suszarni, rozkłada grzyby na  sitach, oznacza  się sito i późnym popołudniem odbiera ususzone grzyby.  No to tam jest raj wyraźnie - roześmiał się szef. Widzisz Kurt - czasem dobrze jest nie mieć dzieci w  wieku szkolnym- można pojechać we wrześniu. Ależ się rozmarzyłem - jak ja do tego września się doczekam.  Kurt, a pomożesz  przyjacielowi w kwestii mieszkania?  No to chyba jasne - odpowiedział Kurt. Pomogę.

                                                                     c.d.n.