piątek, 11 grudnia 2020

Nie wigilijna opowieść -VI

 W czasie kolacji, gdy Iza zobaczyła swego ulubionego wędzonego na gorąco łososia, poczuła, że zaraz  się rozpłacze ze wzruszenia i mocno drżącym głosem powiedziała do Tolka - jesteś niesamowity, pamiętałeś!  A co w tym niesamowitego - zdziwił się Tolek- zapamiętuję jakimś cudem każde twoje słowo choć nauczenie się na  pamięć nawet krótkiego wiersza jakoś zawsze przerastało moje możliwości. To jeszcze ci zdradzę pewien sekret - te bułeczki to upiekła dziś moja mama, bo ją o to poprosiłem. Wiedziałem, że na pewno razem z tym łososiem stworzą super duet. Poza tym mam jakąś dziwną frajdę gdy mogę  czymś ci zrobić przyjemność. Izie nadal jakoś cisnęły się łzy do oczu, choć uśmiechała się do Tolka. A ten, nie zważając na obecność  rodziców,  wyciągnął chusteczkę z kieszeni i delikatnie otarł jej oczy.  Usiadł z powrotem i uśmiechając się powiedział - mieliśmy wam powiedzieć to po kolacji, ale powiem teraz -ja ją kocham.  I mam  nadzieję, że się pobierzemy. Dla niej to mogę nawet zrezygnować z morza jeśli tego zażąda.  Nie zażądam - głośno powiedziała Iza, choć głos jej jeszcze drżał. I bardzo,  bardzo przepraszam, ale już od tak dawna  jestem przyzwyczajona do tego, że muszę dbać sama o siebie, że się po prostu wzruszyłam tym, że zapamiętał o tym wędzonym na gorąco łososiu. Bo to przecież tak naprawdę jest nieważna sprawa. 

Ależ życie składa się właściwie z mało ważnych spraw i to te mało ważne sprawy, nasze do nich podejście, decyduje o jego jakości, o tym czy się jest z kimś szczęśliwym czy też nie - powiedziała pani domu.  I ogromnie się cieszę, że jesteście razem i mam nadzieję, że na zawsze. I oby zawsze cię doprowadzał do płaczu właśnie tylko tym, że dba, pamięta co lubisz a czego nie, że kocha.

Tolek odczekał chwilę i powiedział- ale to nie wszystkie nowiny - Iza zaciągnęła mnie wczoraj do chirurga i we wrześniu idę na operację plastyczną. Część blizn będzie zreoperowana, część da się usunąć w inny sposób. A Iza nawet jeszcze przed wizytą   u tego lekarza sama się nimi zajęła. Izuniu, mogę powiedzieć im o tobie? Iza kiwnęła głową, więc Tolek kontynuował - to jest bardzo dobry chirurg, czego dowodem jest właśnie Iza. Czy widzicie na jej buzi jakiś feler, na prawej połowie  twarzy? No właśnie, nic nie widać, bo ten chirurg uratował jej twarz gdy miała dziurę w policzku na skutek ropnia. I  on właśnie zapewnił nas, że zajmie  się czule moimi bliznami. I wiecie co? ten lekarz wprosił się na  nasz ślub, szalenie sympatyczny facet! A operacja będzie w prywatnej klinice. Iza też tam była operowana.

Ponieważ właściwie już skończyli jeść Tolek wraz z ojcem sprzątnęli ze stołu i za chwilę zaprosili obie panie do salonu na kieliszek wina albo czegoś innego, bo wybór to jest nawet spory, jak określił Tolek. A jego ojciec dodał ze śmiechem- przecież muszę wypić bruderschaft  z przyszłą synową.  Tolek podszedł do barku i zobaczył w nim dwa  francuskie koniaki, które kiedyś przywiózł z któregoś rejsu - Remy Martin i Courvosier. Wiedział, że Iza  woli koniak niż wino, bo przy jednej lampce koniaku można spokojnie przesiedzieć cały wieczór, więc dla niej i dla siebie przygotował po lampce Courvasier, pan domu wybrał dla siebie Remy Martin, pani domu skusiła się na likier ziołowy Becherovka czym wywołała wielkie zdziwienie męża i syna. Obaj się skrzywili, więc zaraz usłyszeli, że nikt przecież im nie każe tego pić. Wpierw Iza upiła łyk koniaku z przyszłym teściem, który zapytał się swego syna, czy może pocałować swą przyszłą synową czym rozbawił głównie swą żonę, potem było sporo śmiechu bo Iza i Tolek usiedli w jednym fotelu, wprawiając rodziców w wielkie zdziwienie, no ale ani Iza nie grzeszyła tuszą ani Tolek, a  fotel był ogromny. Ojciec  nieco dokuczał synowi, że lepiej byłoby gdyby po prostu wziął Izę na kolana ale Iza stwierdziła, że Tolkowe kolana to same  kości, a Tolek wytłumaczył ojcu, że gdy siedzą obok siebie to przylegają do siebie  na większej powierzchni i o to w tym wszystkim chodzi. Potem Tolek gdzieś przepadł a gdy wrócił powiedział, że może to nietypowe, ale on właśnie tak ma i zamiast złotego pierścionka kupił dla Izy pierścionek zaręczynowy, co prawda w srebrnym kolorze, ale to nie srebro ale platyna.Ma nadzieję, że rozmiar dobry, bo odrysował wewnętrzny wymiar jednego z jej pierścionków, które ona używa. Celowo wybrał platynę bo tego pierścionka Iza nie będzie musiała zdejmować do mycia rąk.  Izie nieco dech zaparło i spytała kiedy on  ten pierścionek kupił. Dziś, gdy byłaś w pracy. Tylko było za mało czasu by wygrawerować napis. I znów się dziewczyna wzruszyła, ale tym razem łzy zostały scałowane. Pierścionek zyskał aprobatę matki , a pan domu mruknął- coś mi się wydaje, że powstanie druga rodzina w której pierścionkami można by ozdobić wieżę Kościoła Mariackiego. A Tolek czym prędzej się "odgryzł" - wiesz ojciec, geny to straszna rzecz. I wszystko skończyło się zgodnym śmiechem. Iza siedziała przytulona do Tolka i cały czas wpatrywała się w pierścionek. Co jakiś czas wysuwała rękę z pierścionkiem do przodu i przypatrywała mu się z delikatnym uśmiechem.

Około północy wszyscy się rozeszli.Tym razem Tolek już nie wyszedł z pokoju Izy- wpierw jednak Iza  zabrała się  za blizny, choć Tolek wolałby by ten wieczór nieco inaczej przebiegł, ale Iza była nieugięta - wpierw obowiązek, potem rozkosze. W sobotni  ranek  obudzili się jednocześnie i choć oboje byli raczej mało wyspani postanowili jednak wstać. Wszak w planie było pływanie. Za śniadanie wystarczyła obojgu kawa, ale wzięli ze sobą sporo jedzenia i picia. Tolek wyciągnął jeszcze ze schowka sztormiaki, zapakował też dresy ich obojga, bo chciał by wrócili dopiero wieczorem.Tak jak poprzednio wzięli samochód ojca (miejscowa rejestracja), na stole w kuchni zostawił kartkę, że wrócą raczej późno i może wpadną też do Gdańska.       Na pokładzie  panował idealny porządek, wszystko lśniło i nietrudno było odgadnąć, że  to ojciec Tolka wysprzątał łajbę a do tego zrobił to tego poranka, bowiem na szocie wisiała jeszcze wilgotna ścierka.

Tym razem popłynęli w stronę Chałup. Płynęli na foku i motorze bo wiatr był nikły, a chwilami zupełnie znikał. W pewnej chwili Tolek powiedział - koniec wycieczki, wracamy bo będzie  burza. Iza  miała wielką ochotę zapytać się skąd  on to wie, bo według niej pogoda była całkiem dobra. Tolek odgadł, że Iza nie za bardzo mu wierzy, więc pokazał jej na dalekim  horyzoncie  mały, podłużny "wałek" ciemnych chmur. To właśnie zapowiada burzę, wyjaśnił. Poza tym jest za ciepło jak na tę godzinę, wiatr zdycha. Wrócimy na przystań, zapakujemy wszystko w samochód i pojedziemy do Gdańska. Pokażę ci  mieszkanie, może kiedyś tam będziemy mieszkać. A może będziemy mieszkać gdzieś nad Morzem Śródziemnym. Nie chcę się z Tobą rozstawać gdy będę po nim pływać.  Iza popatrzyła na niego nieco rozbawiona- no to będziesz musiał mnie zatrudnić jako pływającą kosmetyczkę. Ale, kochanie, to nieco dalsza przyszłość, na razie czekają nas inne  sprawy. Powtórz to jeszcze raz, poprosił Tolek. Ten pierwszy wyraz powtórz. Uwielbiam gdy mówisz  do mnie "kochanie". Iza roześmiała się. Kochanie moje,czy wyobrażałeś sobie jakoś nasz ślub?   Oczywiście      i to nie jeden raz - składamy papiery, w wyznaczony dzień zjawiamy się w Urzędzie Stanu Cywilnego , 20 minut trwa ta cała impreza i jesteśmy małżeństwem. Nie ma problemu.  I możemy  albo  tu wziąć ślub albo w  Warszawie . I wcale nie mam zamiaru czekać z tym aż do czasu gdy będzie 6 tygodni po operacji. No chyba, że twoim marzeniem jest ślub kościelny. Zgodziłbym się gdyby ci na tym bardzo zależało. Ale piękną suknię możesz mieć i na takim cywilnym ślubie, a ja, nawet gdy jesteś w dresie mam jakiś rentgen w oczach i tak widzę cię nagą. A skąd ci przyszło do głowy, że ślub kościelny może być moim marzeniem? Już jeden miałam, wystarczy, zresztą wpierw musiałabym mieć kościelne unieważnienie  tamtego małżeństwa. A czy twoi rodzice  wiedzą, że jestem rozwódką?  Wiedzą, nie zrobiło to na nich żadnego wrażenia. Za to się chyba zakochali oboje w  tobie. I strasznie się mama bała że mnie nie zechcesz. Nie podejrzewała chyba ciebie, że masz takie dziwne upodobania. Bo wg mamy jestem koszmarny. Marzyła o córeczce a urodził się chłopak.  Izuś, a jaki był twój mąż, poza tym, że był trunkowy?   Jaki był ? Był  facetem, mocno w sobie zadufanym, cholernie towarzyskim, kleiły się do niego wszystkie  dziewczyny. Z zawodu dentysta. Podobno dobry, nie sprawdzałam. Ale nie wiedziałam, że pił od szesnastego roku życia, starannie to przede mną ukrywano. W myśl przysłowia jak się ożeni to się odmieni. Gdy go poznałam to chyba był po odwyku. Po prostu nie widywałam się z nim codziennie  nie wiedziałam co robił gdy się nie  spotykaliśmy. Ale szybko wszystko się wydało. A do tego był ode mnie siedem lat starszy i wydawało mu się, że znalazł służącą. Jego mamcia wmawiała w niego, że żona to takie uniwersalne stworzenie do wszystkiego a zwłaszcza do dbania o męża, podtykania mu wszystkiego pod nos, sprzątania po nim i dodatkowo do zachwycania się nim. Mieszkałam z nim po ślubie 5 miesięcy,  bo trudno powiedzieć, że żyłam, a w rok po ślubie już świętowałam rozwód. A wiesz kto mi go naraił? Moja własna matka, to był synuś jej koleżanki. Od tamtej pory nie rozmawiam z matką. Dobrze wiedziała, że to alkoholik.  I nie zaproszę jej na nasz ślub. Gdy się ktoś o nią pyta to mówię, że nie wiem co u niej, bo naprawdę nie wiem. A tak w ogóle to moi rodzice się rozeszli. Mamusi nagle coś odbiło, zakochała się  w jakimś dupku, który ją potem zostawił, gdy już się rozeszła z moim ojcem. Jako kochanka mu pasowała, ale jako żona to już nie.A ojciec żyje na kocią łapę z całkiem miłą kobietą i ciągle  się zastanawia czy  się ma żenić czy nie. Istny dom wariatów. Więc nie dziw się, że nie bardzo wierzyłam w twoje uczucia  do mnie i że jestem trochę narwana. I miałeś rację, oboje jesteśmy w pewien sposób rozbitkami. Każde z innej przyczyny.

Mieszkanie  w Gdańsku bardzo się  Izie podobało. Urządzone było starymi gdańskimi meblami. Było obszerne, trzypokojowe, miało prześliczną łazienkę i olbrzymią kuchnię. Przy stole w kuchni mogło siedzieć bez trudu osiem osób i nie narzekaliby na ciasnotę. Z uwagi na te meble mieszkanie  stało puste, bo meble były jednak zabytkowe. Jeden pokój był urządzony "normalnie", czyli współczesnymi meblami.   W szafie stał mały sejf, z którego Tolek wyciągnął dwa listy. Jeden to był list Izy do Tolka, którego on nigdy nie przeczytał, a drugi to był list napisany przez niego do Izy, którego z kolei nigdy nie wysłał. Wpierw Tolek odczytał na głos swój niewysłany list- był dość monotematyczny o tym jak Tolek bardzo cierpi w tej cholernej szkole, jak bardzo tęskni za Izą, jak śni o niej niemal każdej nocy. List Izy też  był monotematyczny - że brakuje jej obecności Tolka, prośba żeby wytrzymał te wszystkie trudy, przecież sam tę szkołę wybrał, że ona tęskni, że  nikogo ze wspólnych  znajomych nie widuje i że jej smutno. I obydwa listy zostały komisyjnie zlikwidowane. Ponieważ już byli głodni postanowili wrócić do Sopotu. Gdy dojeżdżali do Sopotu zaczęło padać. Gdy pojawili się w domu rodzice Tolka wyraźnie odetchnęli - pływanie w czasie  burzy taką łupina jest niebezpieczne- orzekł pan domu- nawet gdy się jest kapitanem. Ucieszył się, gdy dowiedział się, że zeszli z łodzi nim się załamała pogoda. Prowiant wrócił do lodówki, bo za 20 minut miał być podany obiad, więc młodzi  znów wbili się w  fotel. Iza była  bardzo zmęczona i przysnęła przytulona do Tolka. Gdy obiad  znalazł się na stole z wielkim żalem ją obudził. 

Pogoda zdecydowanie  zepsuła się. Padało i lało na zmianę i Tolek stwierdził, że jeszcze trochę a zaczną ropuchy z nieba  spadać, więc po obiedzie idą spać. Iza spojrzała na niego z  wdzięcznością - marzyła o tym by się przytulić  do niego i dalej spać. Jakby na to nie spojrzeć to w piątek pracowała do 14,00, potem jechali do Gdańska i część drogi  prowadziła samochód, poszli naprawdę późno spać, wieczór był dla niej pełen wrażeń  a dzisiejszego ranka wstali dość wcześnie. Gdy znaleźli się  w swoim pokoju Tolek zaciągnął zasłony i w tym zielonym półmroku przytuleni usnęli.

Iza  usnęła niemal  natychmiast, a Tolek leżał jeszcze dobre pół godziny wpatrując się w nią niczym w obraz, rozczulony tym, że z taką ufnością się do niego tuli. Deszcz za oknem wygrywał swoje melodie w różnym tempie, a oni spali spokojnie wtuleni w siebie.

Jak zwykle pierwszy ocknął się Tolek. Zerknął na zegar  wiszący na wprost łóżka. Była już 8 wieczorem. Po chwili namysłu zaczął delikatnie okrywać  jej ciało pocałunkami. Gdy dotarł do podbrzusza Iza wyszeptała cichutko - jestem twoja czy chcesz tego czy nie. No pewnie, że chciał, pół godziny później dotarli do salonu, w którym rodzice oglądali  jakiś  film. Kolację macie przygotowaną w kuchni , nie wiedzieliśmy czy was budzić, czy chcecie spać do rana lub wstać o drugiej w nocy by jednak zjeść kolację - powiedziała mama.

                                                                c.d.n.