wtorek, 22 listopada 2022

Lek na wszystko ?- 6

 Gdy dojeżdżali do ulicy przy której  mieszkała,  Teresa powiedziała - widzę samochód Roberta. Kazik natychmiast przyhamował i  spojrzał we  wskazanym kierunku. No tak, to chyba jego, czyli poluje na  ciebie koło twego domu. Spojrzał we  wsteczne lusterko  i cofnął się się kilka metrów w tył, by sprawdzić numer  na tablicy rejestracyjnej. Rzeczywiście był to samochód Roberta - samochodów tej marki, w tym kolorze,  bardzo mało było w Warszawie, była to limitowana seria. 

Podwieźć cię pod  dom czy  może po prostu pojedziemy do  mnie? Przycumuj tu na  moment, podejdę na piechotę pod  dom,  a ty mi po prostu podrzucisz  potem moje  rzeczy, masz przecież klucze od  mojego mieszkania. Pójdę między blokami, tak jakbym wracała  na przykład  ze spaceru. Jak znam  życie i Roberta to sterczy zaczajony gdzieś by mnie uwiecznić na  zdjęciu gdy mnie  ktoś podwozi pod  dom lub odprowadza. Pewnie sobie wymyślił, że będzie  miał dowód mojej  niewierności jako rozgrzeszenie  tego, co  zrobił na delegacji. 

Boję się o ciebie byś szła sama do domu - on jest na pewno wściekły- lepiej cię podwiozę. Tyle  tylko, że twoje  rzeczy podrzucę ci później,  albo wręcz jutro raniutko i cię przy  okazji odwiozę do pracy. Teraz dostaniesz  tylko torbę papierową z orzechami. Zaparkował przed skrętem do domu Teresy, wypakował z bagażnika zwykłą kilogramową szarą papierową torebką i podał ją Teresie. Co to jest ?-  zdumiała  się Teresa. No twoje orzeszki w  czekoladzie! Uprosiłem babkę by  mi  w  sumie  sprzedała  kilogram. Będę do ciebie przychodził na orzeszki. Zwariowałeś kompletnie stwierdziła. Ale weź chociaż kilka paczek, bo torebka się  nie domyka, jest  zbyt pełna. Połowa  będzie u  ciebie, a połowa u mnie. No dobrze- zgodził  się łaskawie.

To jedźmy - poprosiła  Teresa. Gdyby nalegał, że chce  wejść do  mieszkania bo  chce ze mną  rozmawiać to zagrożę, że  zacznę wrzeszczeć. A na tyle  mnie  zna, że wie  na  co mnie stać gdy się zezłoszczę. Najwyżej  sąsiedzi będą  mieli ubaw. Kazik uśmiechnął się- jeżeli bardzo chcesz  dostarczyć im rozrywki to poproś swoją sąsiadkę z parteru, by  wyszła ze  swym psem. Ten pies, z jakiegoś nieznanego mi powodu, strasznie  nie lubi Roberta i na  niego warczy a Robert się  go boi.  A to taki miły, duży piesek. Jak stanie  na tylnych łapach to bez  trudu może  mnie polizać,  co zresztą  kiedyś  zrobił gdy  do niego zagadałem i  powiedziałem, że jest ślicznym  pieskiem. Jego pańcia  to mnie z kwadrans  przepraszała. Tego psa to  się sporo osób  boi, jest naprawdę duży. A on tak naprawdę jest  łagodny, sąsiadka ma  małe  wnuki i pies  je  ubóstwia. Nie mam pojęcia  czym Robert  mu podpadł- roześmiała  się Teresa. To pies dobry do  dbania o linię, bo  wymaga  długich spacerów, to chart szkocki.

Gdy podjechali  pod klatkę schodową bloku w którym było mieszkanie Teresy, Kazik wysiadł. Rozejrzał się bacznie dookoła , obszedł samochód, otworzył drzwi samochodu i pomógł Teresie wysiąść. Potem dość ostentacyjnie uścisnął rękę Teresy i wycisnął na  niej pocałunek mówiąc: zadzwonię do ciebie   z domu, mam klucze, sam  sobie wszystko pootwieram. Teresa dzierżąc w dłoni papierową torebkę z orzechami podreptała do domu. Roberta nigdzie  nie było widać. W 20 minut później nadszedł sms od Kazika - on jest u mnie. Współczuję - odpisała.

Około  godziny 23,00 zatelefonował Kazik mówiąc - właśnie  ode mnie  wyszedł, więc te  rzeczy przywiozę ci jutro rano i przy okazji odwiozę cię do pracy. Mam wrażenie, że dopiero teraz  do niego dotarło, że ten rozwód jest rzeczą nieodwołalną. Podobno jego matka się do  ciebie  wybiera, by  ci wytłumaczyć, że każdy może  w życiu  mieć  chwile  słabości i że jeśli cię  zdradził to na pewno  dlatego, że nie byłaś dla niego  zbyt  czuła i że  przecież taki jeden wyskok po 10 latach  małżeństwa nie powinien doprowadzić do  rozwodu bo on  cię  kocha. Zapytałem się  go  czy bardzo  chce by jego mamusia obejrzała te piękne  zdjęcia, bo gdy  się zezłościsz to będziesz jej co kilka  dni wysyłała te  zdjęcia, bo masz je w  służbowym komputerze. A gdy się jeszcze  bardziej zezłościsz to stać  cię na to, żeby je wysłać do jego dyrekcji i do BRH  w Moskwie. I wygląda na  to, że dopiero teraz  do niego dotarło, że ma przechlapane  nie  tylko u  ciebie  ale i z wyjazdem może  się raczej pożegnać. 

Bo tak naprawdę to nie  wiadomo dokąd jeszcze te  zdjęcia trafiły i nie wiadomo  również kto i  dlaczego je  robił. On w tej  delegacji był z jedną ze  swych pracownic i  zaczyna podejrzewać, że to jej robota. Z jego niezbyt  jasnych  wynurzeń  wygląda na to, że ona   chyba też tam była na tym przyjęciu,  a scena  łóżkowa była pod innym adresem niż to przyjęcie. Trochę  się  facet pogubił w tym  wszystkim. Bardzo  się  zmartwił, gdy mu powiedziałem, że jeśli umie  liczyć, to niech  nie liczy na to, że ja  się  za nim wstawię u ciebie, bo według  mnie zrobił rzecz  niewybaczalną. Można przestać kogoś  kochać,  ale wpierw trzeba jednak o  tym powiedzieć, potem  odejść a nie demonstrować w ten  sposób swój  brak uczuć. Wypomniał mi mój rozwód z Anką, więc  mu tylko przypomniałem, że Anka wpadła w alkoholizm i odmawiała  stanowczo leczenia. A w alkoholizm wpadła  w swoim miejscu pracy, bo ją koledzy rozpili. Chciałem  by  stamtąd odeszła, to nie  chciała zmienić firmy. Zresztą pamiętasz to  wszystko. No i oczywiście trafił jak kulą w płot mówiąc, że ja  powinienem mu pomóc bo wtedy to ty mi pomogłaś, a teraz trzeba pomóc tobie, byś podjęła dobrą decyzję i  nie  rozbijała  małżeństwa. Tak słuchałem  tego i  miałem szczerą  chęć mu przywalić bo chyba sam  nie wie  co plecie.  Bo ja  wtedy dzięki tobie rozszedłem się z  nią, by samemu nie  wpaść w jakiś nałóg ze zwykłej bezsilności. Wypalałem wtedy po 60 papierochów dziennie, kilka  razy się znieczuliłem wódą, a ty mnie z tego wszystkiego wtedy wyciągnęłaś. A Anka zapiła się na śmierć.

Wiem, ciebie tu wtedy nie  było,  już byłeś poza krajem. I cieszyłam się, że cię tu nie ma, bo nie  byłam wcale pewna, czy nie załamałbyś się. Twoja mama prosiła  mnie, bym  ci przypadkiem nie napisała o tym co się stało. Byłyśmy zgodne w tym temacie. Bardzo lubiłam twoich rodziców. Kazik  uśmiechnął się - oni też  cię  bardzo lubili - ojciec zawsze  mówił, że gdyby miał ciebie  za  synową  to by  cię na  rękach cały  czas nosił. Nigdy im  się Anka  nie podobała, nawet na  samym  początku.

No jasne, że pamiętam. I pamiętam jak  mnie zatkało gdy mi pokazałeś jej schowek w rezerwuarze toalety. I pamiętam, że świadkowałam na twojej sprawie rozwodowej. Nie  było to miłe przeżycie. I dlatego bardzo chcę załatwić tę  sprawę szybko i stosunkowo  bezboleśnie  dla obu  stron. Robert prawdopodobnie nie  załapie się na ten  wyjazd, nie  robi  się kariery zawodowej gdy daje  się  ludziom  do ręki dowód, że jest się mało odpowiedzialnym facetem. Na placówki wysyła  się  głównie  żonatych a nie rozwiedzionych. I on o  tym wiedział, to  nic  nowego. Przepraszam cię, że cię wplątuję w  swoje  sprawy. Fajnie, że mnie jutro odwieziesz. Zaczekam na ciebie na dole, o 7,30 to chyba  nam wystarczy, ale  jeśli ci pasuje wcześniej to ja  mogę być wcześniej  gotowa.  Nie, nie - 7,30 to jest w sam raz. Do jutra.

Rano Teresa czekała już u wylotu uliczki, żeby się nie musieli wyplątywać się  z niej z  całą kawalkadą samochodów. Gdy wysiadała pod  biurem Kazik zapytał,  czy będzie  dobrze gdy przyjedzie po nią o 16,20 na parking przy  Zgody. No będzie  dobrze, ale nie  widzę powodu dla którego masz mnie wozić w tę i  z powrotem. Ja widzę, ale powiem ci o  tym powodzie innym  razem.  Być  może, że  dziś już spotkamy się z panem adwokatem. Trzymaj  się, miłego dnia  ci życzę bez  tłumu pod  drzwiami. Marzyciel z ciebie - ze śmiechem odpowiedziała Teresa.

Tłumu pod  drzwiami nie  było,  ale stale było kilka osób. A  z każdym ze  zdających  paszport specjalistów  Teresa  musiała chwilę porozmawiać   na temat ich pobytu poza  granicami kraju, czy to już  koniec kontraktu  czy  wracają z powrotem do kontrahenta i  kiedy, czy coś się  zmieniło w  ich  życiorysie na tyle, że należy złożyć  nowy druk paszportowy.  Biuro  mieściło  się  w starym  budynku, brakowało recepcji z prawdziwego zdarzenia, wszyscy pracownicy cierpieli na  dotkliwy brak przestrzeni.

Po ośmiu  godzinach spędzonych w takim młynie Teresa  wychodziła  z pracy "pół żywa". Nieomal  w ostatniej  chwili  przypomniała  sobie, że  dziś nie ma  iść  do autobusu tylko na parking na  sąsiedniej  ulicy, bo przecież  jest umówiona z Kazikiem. Kazik już na  nią czekał. Widział, że jest naprawdę   bardzo  zmęczona i powiedział- coś mi  się  widzi, że  moje  życzenia nie  za bardzo miały  moc  sprawczą,  wyglądasz biedulko na  wykończoną, więc zaczniemy od  nakarmienia  cię- dziś zjesz u  mnie, odpoczniesz i na  godzinę 18,30 pojedziemy na spotkanie z mecenasem. A masz  jakąś  zupę? Muszę coś mokrego zjeść, podjedźmy  do  mnie, mam jarzynówkę i gulasz z kaszą  gryczaną. I na  ciebie  przerzucę  trud przygotowania tego, bo prosto z lodówki będzie  za  zimne, trzeba  to jednak ogrzać. A u ciebie zjem jakąś  kolację gdy  wrócimy. I mam  nadzieję, że  nie  zasnę przy  stole. Generalnie  to  czuję  się tak  jak  dziwka  w burdelu o piątej  nad  ranem  - jak mawia  jedna  z moich koleżanek. Ciekawi mnie skąd ona to wie. Mam nadzieję że nie z  własnego doświadczenia.  No dobrze, pojedziemy do ciebie, ja  nie mam zupy-zgodził się Kazik.  Dziwnym trafem znalazło się  nawet miejsce nieomal przy  samym wejściu. Teresa  z ulgą pozbyła  się wysokich szpilek i położyła  się na  sofie. Ziku, a do mięsa to po prostu odsmaż makaron. 

Nakryję cię czymś, jakoś nie  za ciepło tutaj. Nie, nie  ja  za pięć  minut już  wstanę. Jeśli  mnie nakryjesz  to natychmiast  zasnę. Widzisz  jaka ze mnie atrakcyjna dziewczyna?  Angażuje  faceta do wożenia, do szykowania jedzenia  a sama uderza  w kimono. Więc może nic  dziwnego, że  Robercik   poszukał gdzie indziej  wrażeń. 

W weekend pomyślimy we dwoje jak zorganizować się obiadowo - oświadczył Kazik. Trzeba po prostu raz na  jakiś czas poświęcić sobotę  lub  niedzielę na  zrobienie drugich dań w wekach. W takim weku to spokojnie się  zmieszczą 4 porcje obiadowe mięsa. Samo ugotowanie  do niego makaronu ewentualnie kaszy, ryżu lub kartofli  nie będzie  już obciążające. A poza tym wpadnę na  sąsiednie osiedle, tam są podawane obiady domowe. Ja tam raz nawet jadłem - czyste, smaczne, jadalne za nieduże pieniądze. Może się z nimi jakoś dogadamy i będziemy po prostu u  nich  kupować  na  wynos. A Robert  ci pomagał w gotowaniu? W gotowaniu??? On mi tylko pomagał w  jedzeniu no i nosił zakupy. Wiesz, gotowanie to było  dla  niego za mało twórcze zajęcie. Czasem mi pomagał w pieczeniu ciasta ewentualnie ciastek. Ale stosunkowo  nieźle  sprzątał. Na początku to chodziliśmy na obiady domowe do jednej  pani - gotowała  rewelacyjnie, przez  dwa lata było super. A potem żeniła  syńcia  i obiadki bardzo straciły na  smaku bo chyba  oszczędzała  na wesele. A potem odkryłam, że gotowanie  to żadna  sztuka i gotowałam głównie  dla siebie, bo Robert jadał gdzieś na mieście w jakimś barze, a ja po stołówkowym jedzeniu to  chorowałam. Przeważnie  wszystkie  zupy  robię na  mięsie i od  razu  gotuję gar rosołu, przecedzam, zlewam do wyparzonych  słoików i mam na zupy  na  cały  tydzień. A mięso najchętniej jem samo lub z warzywami, niekoniecznie gotowanymi. I często robię chińskie dania, nawet wok kupiłam na tę okoliczność. Oczywiście "chińskość" polega głównie  na  sposobie  obróbki termicznej bo przyprawy to  niekoniecznie  są chińskie. Mnie to twoja  kuchnia  bardzo smakuje i  chętnie  się poduczę i będziemy razem gotować, raz u  ciebie  a raz u  mnie - pasuje  ci taki układ? Chyba musimy się pomału  zbierać.  Muszę wziąć  coś do pisania i zapisania.

                                                                                      c.d.n.