poniedziałek, 26 września 2022

Trudny wybór - 115

 Emil zaproponował Leszkowi, by w sobotę przyszedł do  nich i obejrzał dokładnie ich mieszkanie, ono też jest "czteropokojowe z ogródkiem". Ojej- zdziwił  się Leszek - jakoś  nie  dotarło do mnie, że macie ogródek. A nie zastanowiło cię Leszku, że są w pokoju drzwi balkonowe? No nie, bo gdy ostatnio bywałem to tylko odnotowałem w pamięci, że macie  bardzo ładne zasłony i to takie właściwie na  całej ścianie i jedyne  co pomyślałem to że chyba  trzeba je oddawać do pralni, bo to "kilometry" tkaniny i do domowej pralki by nie  weszły a i prasowanie tego musi być koszmarem.  Oj, no faktycznie, bywałeś u nas głownie popołudniami lub wieczorem, a wtedy wszystko zasłonięte- przepraszam, napadłem na  ciebie całkiem bezpodstawnie - sumitował  się Emil. Jeżeli będziesz  mógł, to wpadnij do nas w sobotę około czternastej. Bo mam wrażenie, że projekty mieszkań są powtarzalne nie  tylko w obrębie jednej spółdzielni. Kiedyś kolega architekt mi tłumaczył, że po prostu normy powierzchni są dla  wszystkich domów takie  same, więc różnice polegają głównie na obmyśleniu jego  zdaniem  nieistniejących atrakcji.

Bo już przy projektowaniu budynku są ograniczenia wynikające z dróg doprowadzenia energii, wody, ciepła z elektrociepłowni, odprowadzania ścieków i norm powierzchniowych- wszystko jest  regulowane przepisami. Nawet jeśli budujesz  sam dla  siebie chałupę to też jesteś ograniczony pewnymi normami. Nam ogródek nie  daje  się we znaki bo winobluszcz na ogrodzeniu podlega opiece administracji, bo  wzdłuż niego jest chodnik i my płacimy temu panu za skoszenie nam raz na jakiś czas trawy, chociaż mamy małą kosiarkę i płacimy za podlewanie ogródka gdy podlewa żywopłot. Adela zarządziła posadzenie jednego iglaczka i on zimą robi za choinkę.  Administracja uprzedziła mieszkańców, że można posadzić u  siebie krzewy kwitnące i kwiaty,  ale nie warzywa. I chwała im  za to, jak mówi  Adela. U rodziców pod oknem stoją na wysokiej drewnianej rampie doniczki z jedno sezonowymi kwiatami, na zimę ojciec to likwiduje. Adela twierdzi, że nie ma talentu do ogrodnictwa i jest w  stanie wykończyć każdą roślinkę, więc ta szmaragdowa tuja, którą kupiliśmy u ogrodnika i on ją u nas zasadził to nasza jedyna inwestycja roślinna. Gdy mała nieco podrośnie to ustawię dla niej małą huśtawkę. Na razie Adela objeżdżała wózkiem ogródek dookoła bo  taki spacerek małej wystarczał.

Leszek  się śmiał, że może i Adela nie ma talentu do hodowli kwiatków, ale do hodowli dobrego męża to ma wybitny talent. No a poza tym to chyba trafiła  na dobry materiał. Jesteście oboje w jakiś sposób jakby z innej niż dzisiejsza epoki. Nie ma między wami tak  częstych teraz  przepychanek która z płci lepsza. Ona  nie usiłuje ci pokazać, że  wszystko umie i wszystko może, a ty nie podkreślasz na każdym kroku, że w czymś jesteś od niej lepszy,  wy po prostu wzajemnie  się doceniacie. Szczerze mówiąc, nieomal umierałem z ciekawości jakim jesteś facetem, bo Adela należy do grupy nielicznych moich pacjentek, które  zawsze wyrażają  się o swoim partnerze z pełnym szacunkiem i decyzje podejmują wspólnie  z mężem lub partnerem. Bo to, że pod pewnym względem jesteście znakomicie dopasowani to wiem na gruncie medycznym. I, tylko się  nie śmiej - ogromnie  się cieszę, że w trójkę możemy o  wszystkim rozmawiać. I że mogłem dołączyć do grona waszych przyjaciół.

Emil zapewnił Leszka, że oni oboje  cieszą się, że on uważa ich  za swoich przyjaciół i niech koniecznie przyjdzie - zrobią  sobie  burzę mózgów na temat jego mieszkania.

W sobotę gdy przyszedł  Leszek Milenka była już po jedzeniu i przewinięciu i jakoś wcale nie zamierzała spać. No cóż, powiedziała Adela - dziecko nam  się starzeje. Weźmiemy łóżeczko do stołowego, będzie zadowolona bo będzie słyszała nasze  głosy, trochę też  będzie  nas widziała. Mam wrażenie, że ją swędzą dziąsła. Z dziką namiętnością  znęca  się nad uszami tego kauczukowego zająca. Widocznie ten smoczek jest dla niej zbyt miękki. Moje brodawki też.

Leszek pochylił się nad Milenką mówiąc - nie przejmuj się maleńka, mama narzeka, ale cię ogromnie kocha, nawet ja  cię kocham. Jesteś piękną dziewczynką i już potrafisz mostek zrobić! Bo pewnie chcesz żeby cię wziąć na ręce. I tak ładnie zaczynasz mówić "ba". Adelko,  mogę ją  wziąć na ręce? Możesz, tylko ci podłożę pieluchę, żeby ci swetra nie  zapaskudziła gdy za bardzo intensywnie  beknie. Bo niedawno jadła i jakoś marnie  się jej odbiło. Leszek  z pietyzmem wziął Milenkę z łóżeczka i stwierdził, że na pewno już  waży ponad 5 kg i  chyba  znów urosła. Masz  wyczucie - pochwaliła go Adela - waży sześć kilogramów bez jednego deka. Podwoiła  wagę urodzeniową i wydłużyła  się do mniej  więcej 70 albo nawet 72 cm. Zważyć się  dała lekarce  bez  protestu, ale nie chciała nóżek wyprostować. Chciałam kobiecie pomóc, ale spojrzała na mnie tak, że miałam ochotę natychmiast wyjść. Dotychczas był tam lekarz, a teraz jest jakaś  dziumdzia.  Leszek trzymał małą na rękach tak, by przy okazji chronić ruchy jej główki i zauważył - silne  z niej ociupeńtwo, zobacz  sama jak twardo trzyma prosto głowisię. 

Adela trąciła  łokciem Emila - zobacz, przecież on powinien być pediatrą! Milenka siedzi  mu na rękach tak jak u  ciebie i jaka zadowolona, bo może sobie na nas popatrzeć.  Leszek krążył z  dzieckiem po pokoju, a mała odwracała główkę w stronę, z której słyszała znane sobie głosy rodziców. Gdy tylko oparła główkę na jego ramieniu Leszek stwierdził - już  się zmęczyła, ale jest  silna. Delikatnie położył ją w łóżeczku, pokazał jej  smoczek i mała  rączka  zaraz złapała smoczek i energicznie wzięła się za jego gryzienie. No kochani, jeżeli będziecie  chcieli iść do kina a ja akurat nie będę w pracy to ja z nią zostanę w charakterze  niańki - oświadczył Leszek. Ona jest super niemowlakiem! A przecież tak naprawdę to mnie nie zna.

Ale ty Leszku po prostu emanujesz  ciepłem a dzieci to wyczuwają- stwierdziła  Adela. A ta pinda w przychodni to  może powinna kurczaki macać a nie  dzieci. Chciałam dla małej prywatnego lekarza - Michał obiecywał, że mi takowego załatwi, ale potem  się z tego  chyłkiem  wycofał.  No to ja  się rozejrzę za jakimś dobrym pediatrą dla księżniczki - powiedział Leszek. Wtedy do tej państwowej będziesz  chodziła tylko na  szczepienia. Podaj mi, proszę, nazwisko tej "pindy" jak ją nazwałaś. Dziecko, bez  względu na wiek to specyficzny pacjent i trzeba do niego umiejętnie  podchodzić. A może tylko trzeba lubić  dzieci - powiedziała Adela. I wszystkie  swoje frustracje zostawić zawsze na  wycieraczce przed  wejściem  do pracy.  

Masz dziewczyno w 100% rację, gdy miałem problemy w swoim małżeństwie czułem zwyczajną niechęć do wszystkich  kobiet, więc przepracowałem problem u psychoterapeuty. I też mi zwrócił uwagę, że rozpad związku z reguły następuje z powodu błędów obu  stron, a nie tylko jednej. I nie tak dawno ty też mi to powiedziałaś. Dobra jesteś w te  klocki.

Ale nie  powiedziałam ci jednego - może cię to zdziwi, ale poczytałam sobie w sieci nieco o twojej pracy doktorskiej i chociaż zupełnie się na tym nie  znam, chciałabym ją móc przeczytać. Na pewno nie  wszystko dobrze zrozumiem, no ale chyba przecież mi coś rozjaśnisz jeśli czegoś nie pojmę. Bo będę bardzo namolną czytelniczką i na pewno zadam za dużo głupich pytań. Tematyka równie odległa od mego wykształcenia jak wiedza o działaniu np. urządzenia do ocynkowywania przewodów elektrycznych,  a którą w pewnym momencie musiałam zgłębić.

O Boże, naprawdę czytałaś o tym? Kiedy? No wtedy gdy obroniłeś doktorat. Nie mówiłam o tym, bo wtedy miałam jeszcze na głowie sporo własnych spraw i nie  wiedziałam, że się wszyscy tak zaprzyjaźnimy. A teraz jestem dumna, że mamy takiego mądrego przyjaciela którego praca pomoże w leczeniu kobiet.  Niektórzy nazwali to przełomem i myślę, że  mieli rację, Co, tak podejrzewam, niewielu lekarzom otworzy od razu oczy. Wyobrażam  sobie jak trudne jest prawidłowe odczytanie cytologii, a to jest przecież podstawa. Ze dwa lata wcześniej czytałam, że była afera w Wielkiej Brytanii, bo źle były rozpoznane  stany zaawansowania zmian w pobranych próbkach. I do szpitali trafiały kobiety w fatalnym  stanie  z bardzo małymi  szansami na  wyleczenie. Bo kolejna cytologia, po tej rzekomo dotąd  dobrej  i prawidłowej wskazywała już na zmianę rakową. I tym bardziej cię podziwiam.  Jestem przekonana, że powinieneś wychować nowych cytologów. A ty naprawdę potrafisz nawet trudne sprawy tłumaczyć jasno i prosto.

Leszek siedział wpatrzony w Adelę i delikatnie, bezgłośnie uderzał paznokciem palca  wskazującego w dolną jedynkę. Adela spojrzała i  cichutko powiedziała - nie znęcaj się nad tą dolną jedynką. Leszek ocknął się, spojrzał na Emila i powiedział - już wiem dlaczego tak ją  ubóstwiasz. Istota o pełnych kobiecych  walorach i analitycznym umyśle - niezbyt  częste połączenie. No cóż - szczerze mówiąc zazdroszczę ci, ale jednocześnie się cieszę, że mogę ją nazywać prawdziwą przyjaciółką. A ciebie przyjacielem. A może wyniesiemy łóżeczko małej do waszej sypialni ? Emil podniósł się - ono ma kółka obleczone  tworzywem, nie hałasują, zaraz ją wywiozę.

Leszek rozejrzał się - no rzeczywiście, za oknem jest ogródek. W lecie  to musi  tu być nieźle gdy to pnącze na siatce jest ulistnione. Ooo i macie jakąś resztkę brzózki jako  wieszak na pokarm dla ptaków. I ładna jest ta tuja. 

No fakt, ładna, ale przynajmniej  raz  w roku musi być przycinana i wtedy gdy jest to czas na przycięcie  to przyjeżdża do nas ogrodnik. Jesteśmy jego stałym klientami-  nikt  z nas  nie  zna  się na prawidłowym przycięciu gałęzi. Tak dokładnie to przyjeżdża syn ogrodnika - staje  facet z metr od drzewa, ze dwa razy je obejdzie dookoła, potem włazi na drabinę i tnie. I jeszcze przywozi nam jakiś nawóz, żeby dobrze  drzewko rosło. I zawsze muszę mu tłumaczyć, że jestem antytalent  ogrodniczy i nie będę hodować kwiatków i kwitnących  krzewów, bo nie lubię jakichkolwiek zapylaczy. Pewnie jest facet lekko zgorszony, no ale ja tak mam. Mnie wystarczą mlecze na trawniku i wiosną kilka dzikich,  małych stokrotek.  Jak  dla mnie to przylatujące tu do karmnika sikorki i wróble to wystarczający kontakt z przyrodą. Czasem na żywopłot przylatują drozdy i zjadają "owoce" winobluszczu. Gołębie już  mi  tu nie przylatują, bo tata zrobił taki karmnik, żeby mogły jeść  tylko małe ptaki. A wróble to czasem podkradają żarciuszko  sikorkom.

Mam wrażenie, że taki ogródek, w którym głównie rośnie trawa to nie sprawiłby ci dużego kłopotu. Masz syna, oprócz praktyki pracujesz naukowo, więc chyba przydałby  ci się jeden pokój na twój gabinet do pracy, miałbyś tam wszystkie potrzebne ci książki. Miałbyś swoją sypialnię, pokój dzienny i pokój gościnny, w którym nocowałby twój  syn. A weź pod  uwagę, że być może chłopak za jakiś czas będzie wolał być u ciebie  niż mieszkać  z matką. I nie  wykluczaj możliwości, że ponownie się ożenisz.  Ja też byłam pewna, że nigdy z nikim się nie  zwiążę na stałe, bo przecież nie ma obowiązku posiadanie  męża, a małżeństwa mają to  do siebie, że się po jakimś czasie rozpadają,  że nie będzie mi jakiś bachor cycków mamlał, a widzisz jak wygląda rzeczywistość. I może dlatego, że poprzedni związek kosztował mnie sporo nerwów teraz staram się nie popełniać różnych błędów i wszystko rozkładać na czynniki pierwsze.   I bardzo staram się by przynajmniej na początku  bardzo dokładnie przyjrzeć się obiektowi i samej sobie. Łatwiej jest się przyglądać interesującemu nas obiektowi niż  sobie.  Przy przyglądaniu  się sobie najczęściej brak nam obiektywizmu,perspektywy  a z kolei zwykłe pożądanie utrudnia nam  by obiektywnie przyjrzeć  się obiektowi, który nas interesuje. Ja to miałam trochę szczęścia tym razem -  pracowałam z Emilem biurko w biurko i byliśmy tylko my w tym pokoju. Bardzo dużo rozmawialiśmy, ale na  szczęście nie pracowaliśmy pod presją czasową.                                            

Ja cię przepraszam, że tak ci to mówię jakbyś był nastolatkiem a nie dorosłym bardzo mądrym i sporo ode mnie starszym facetem. Pozwalam  sobie na taki nietakt, bo cię tak  zwyczajnie po ludzku  lubię i naprawdę ogromnie cenię jako człowieka i lekarza a ty nazwałeś  mnie  swoją przyjaciółką. I to mnie ośmieliło. Mam nadzieję, że nie  zmienisz swojej opinii o mnie.

Leszek uśmiechnął się - zmienię, ale na jeszcze  lepszą. Czy będę mógł któreś z was wykorzystać gdy będę już wiedział jakie mieszkania mogą mi  zaoferować? Tak najchętniej to bym wszystko oglądał z wami, ale mam nadzieję, że mi Adelko użyczysz obecności Emila. No jasne, a może i tak  będzie, że razem będziemy mogli, bo rodzice  zostaną z Milenką.

Ciekawe z którego  roku jest ten czteropokojowy parter - zastanawiał się Emil. Bo jeśli ( a takie mam wrażenie) sprzed kilku lat, to te cztery pokoje i nielubiany przez ludzi parter będą tańsze niż nasze i rodziców mieszkanie. I wtedy dostałbyś w przypadku zamiany jeszcze  dopłatę. I mógłbyś nawet nie żyłować, wziąć tyle by pokryć koszty przeprowadzki i ewentualnego domeblowania mieszkania. Bo teraz mieszkania są coraz droższe, zupełnie jakby do betonu czy  cegieł dokładali okruchy złota. Trzeba  będzie usiąść i dobrze wszystko przeliczyć, żebyś nie umoczył zbyt  dużo pieniędzy. Te czwarte piętra w blokach bez  windy to najmniej interesująca propozycja.   

Z forsą to jakoś  bym  wyrobił- stwierdził Leszek - tylko musiałbym sprzedać działkę w pobliżu   Kamieńczyka. Nigdy tam  nie bywam, bo nie mam kiedy a poza tym nie jestem miłośnikiem działek. Na szczęście   dla mnie odziedziczyłem ją  już po rozwodzie i  była żona i młody nie  wiedzą  nic o jej istnieniu. I tylko   stojąca tam  chałupa pomału niszczeje.   Teoretycznie  dogląda jej kuzynka mego ojca i co jakiś czas mi donosi, że  na przykład trawę skosiła bo była  niemal do kolan. Gdy ojciec przeszedł na emeryturę to  zachciało mu się mieszkać  poza  miastem. Dobrze, że nie sprzedali mieszkania w Warszawie, bo jak ojciec umarł to mama wróciła do Warszawy. No ale zawinęła  się w niedługi  czas po tacie. Wtedy ich mieszkanie zamieniłem na to na  Powiślu a sprzedałem kawalerkę, w której mieszkałem po rozwodzie. Była to mi nawet kondolencji nie złożyła. Nie lubiły się z moją mamą. I poinformowała  mnie, że nie widzi powodu, dla którego młody miałby iść na pogrzeb babci. Trochę się moja rodzina dziwiła, no ale wiesz jak jest- na głupotę i  brak kultury to jeszcze  nie można  kupić leku  w aptece. Młody na  mnie śmiertelnie obrażony bo chciał bym mu kupił motocykl, bo wszyscy koledzy  mają. I ta idiotka, jego matka uważa, że przecież przyda mu się motocykl. Więc się pytam do czego, bo szkołę to ma na sąsiedniej ulicy a nie 30 kilometrów od  domu. I powiedziałem, że ja nie przyłożę ręki do tego by się dzieciak  zabił na tym motorze. I już blisko rok smarkacza nie widziałem, bo nie przychodzi do mnie, bo jest obrażony. Najgorsze, że smarkacz kłamie. Przed  rokiem było- "tata, zapisałem  się na basen, ale to jest płatne, a mama nie  chce dać pieniędzy". Dzwonię  do niej  i dowiaduję się, że on chodzi na basen i nie trzeba  żadnych pieniędzy, bo to jest w ramach  zajęć szkolnych. No normalnie wściec się można. On za kilka miesięcy kończy 18 lat, rok później robi maturę a durny jakby miał  5 lat. Wychowawczyni jego twierdzi, że on jest nawet  zdolny, ale leniwy i chyba  źle prowadzony przez matkę. No więc mówię, że ja nie mam na niego żadnego wpływu, bo jestem rozwiedziony, a sąd przyznał dziecko jej, a nie mnie, choć wnioskowałem o to, by  dziecko było ze mną. I naprawdę to mam  zerowy  wpływ na jego wychowanie. Przepraszam, że wam o tym  wszystkim mówię, nie powinienem wam  tym głowę zawracać. " Z rodzinnych kwiatków", to jeszcze  mi powiedział, że gdy on  skończy 18 lat, to na pewno rzuci  szkołę i pójdzie  do pracy i wyprowadzi  się z domu. Więc  się zapytałem pod którym mostem zamieszka i on mi mówi, że zamieszka  u babci, bo moja teściowa jeszcze żyje, a matka wtedy na pewno wyjdzie  drugi raz za mąż. Tłumaczyłem jak komu mądremu, że to nie jest dobry plan, bo jako chłopak bez matury to raczej nie ma szans na jakąś pracę, która dałaby mu utrzymanie. No zupełnie jakbym mówił do nogi stołowej, taki sam efekt. Tyle  tylko, że noga  stołowa to przynajmniej nie odpyskuje głupstw. Na  sam dźwięk jego głosu w słuchawce telefonu skacze mi ciśnienie.

                                                                       c.d.n.


Trudny wybór-114

 Zabieg wszczepienia implantu w  ramię Adeli przebiegł gładko. Dzień wcześniej Leszek zatelefonował do  Emila i powiedział, że on wpadnie  po Adelę rano i  potem ją odwiezie  do domu, bo ma  w planie wizytę w tej spółdzielni mieszkaniowej, w której Emil i rodzice   wykupili  mieszkania. A potem może podjechałby do tej,  w której ma otrzymać  mieszkanie  Michał. No i  chciałby  z nimi przedyskutować pewien  swój pomysł. Bo on  właściwie to tylko z nimi może coś poważnego omówić. Przez to pisanie doktoratu zupełnie  się jakoś odizolował od wielu znajomych. Stwierdził, że wręcz się na wielu osobach  zawiódł, bo nie mogli zrozumieć dlaczego on robi  doktorat, bo to  się naprawdę nie opłaca i że pewnie chce pozować na  naukowca.  Oczywiście i Emil i  Adela powiedzieli, że będzie im  miło, bo oni faktycznie nieźle ostatnio  wyznają  się w sprawach mieszkaniowych. 

No właśnie, reakcje moich znajomych na fakt, że podjęłam studia też mnie  zdumiały i dowiedziałam się, że mi się przewróciło  w głowie, bo i bez  tych studiów mogę przecież mieć pracę. No a jako kobieta to i tak zawsze będę mniej  zarabiała, bo w tym kraju kobiety po prostu  gorzej zarabiają. Już pominę milczeniem komentarze, że przecież  kiedyś wyjdę za mąż i tak skończę przy garach i  zmienianiu pieluch. Więc Leszka rozumiem, że jest nieco rozżalony. A ja sobie poczytałam trochę o tej jego pracy - ci ściśle z jego branży  bardzo tę pracę chwalą, bo daje możliwość  wcześniejszego wykrywania raka. Nie  mówiłam mu jeszcze o  tym, że czytałam opinię kilku profesorów, ale chyba  mu powiem, bo mam wrażenie, że on jest trochę podłamany. Może powinien się teraz, gdy już ma tytuł doktora  nauk medycznych, trochę rozejrzeć za zorganizowaniem  sobie życia  rodzinnego.

Emil roześmiał się- niech  się lepiej za bardzo  nie  rozgląda, bo albo  się kilka  razy  z rzędu mocno rozczaruje albo wpadnie w jakieś przysłowiowe bagno. Ciebie mi los podrzucił dopiero  wtedy, gdy przestałem "rozglądać  się" za jakąś tzw. "stabilizacją." Dobrze, że wyjechałem na ten kontrakt i że nie miałem ciągot na "importowaną  żonę." Odkąd jesteśmy razem codziennie dziękuję losowi, że mi dał Ciebie. A i Kamilowi w zaświaty  posyłam  dobre myśli. Wiem Maleństwo, że to brzmi śmiesznie a może nawet idiotycznie. Może jest tak, że gdy organizm człowieka, poza jego świadomością, przeczuwa swój kres istnienia  w rzeczywistym  wymiarze, to przestraja się na jakieś inne wibracje i wtedy  kieruje  nami podświadomość. Popatrz, to już minęło kilka lat od  chwili gdy cię pierwszy raz  zobaczyłem, ale nawet samo  wspomnienie wywołuje u mnie nadal zachwyt.  Polubiłem bardzo Leszka i nawet lepiej  się  z nim rozumiem  niż  z Arkiem. Ale wiesz co?  Arek pod  wpływem Stasi zmienił się - już jest  w nim znacznie mniej tego zaczepnego tonu, mniej  chęci by mi udowodnić, że on  wszystko wie lepiej, przez co  zawsze się często kłóciliśmy.

Adela pokiwała głową - masz rację, Arek się zmienił odkąd ma żonę i  dzieci. On  z natury był i jest dość nieśmiałym człowiekiem i starał  się to ukryć właśnie metodą  atakowania innych, udowodniania im, że albo  są słabsi fizycznie  albo umysłowo od  niego. A teraz ma dwóch  chłopaczków wpatrzonych w niego jak koty w pełnię Księżyca i łagodną, ale bardzo dbającą o niego Stasię.  To zabawne,  ale swą łagodnością Stasia wymusi na  człowieku wszystko. Ona ma taką "zmyłkową technikę" - w pełni  się z tobą zgadza, że czegoś nie chcesz, ale tak cię przy tym zagłaszcze, że w końcu  zrobisz  wszystko po jej myśli. Śmiała  się gdy jej to powiedziałam i zapewniała  mnie, że nie robi tego  w świadomy  sposób, to jakoś   tak  samo wychodzi. Rodzice  Stasi też  wpatrzeni  w Arka, "Aruś" ma zawsze rację, zawsze wszystko wie, na  wszystkim  się zna no i "Arusia" szalenie kochają obaj  chłopcy a przecież dzieci wiedzą co dla  nich  dobre.  Z tym ostatnim  stwierdzeniem to bym polemizowała, dzieci w  tym  wieku jeszcze  nie wiedzą co naprawdę jest dla  nich  dobre, a co tylko pozornie.

Wiesz, pewnie jestem wredna, ale jakoś sporo stracił w moich oczach Michał. Bo jeśli Teresa rzeczywiście jest jego żoną, to na mój babski rozum najdalej  za dwa lata będzie rozwód. Taki napad na  nią przy, jakby  nie  było obcych osobach, nie  rokuje dobrze. Mógł jej  to z powodzeniem powiedzieć gdy już od  nas  wyszli. Jeżeli Michała denerwują takie drobiazgi to chyba  wiele miłości w  tym  wszystkim nie ma. Bo miłość wypacza nam spojrzenie jakoś tak  dziwnie, że nie dostrzegamy bardzo długo wad obiektu w którym jesteśmy zakochani i taka sprawa jak to dopytywanie się o przepisy nie powinna była aż tak "zagotować" Michała.

Maleństwo, a ty już zaczęłaś dostrzegać jakieś moje wady? Kochanie, gdy coś zauważę to zaraz cię o tym poinformuję,  dając  ci tym  samym  szansę na usunięcie owej  wady. Miałam sporo czasu by się tobie bardzo dokładnie przyjrzeć, w gruncie rzeczy niewiele małżeństw pracuje ze sobą  w jednym pokoju przed i po ślubie i nawet jeśli czegoś nie dostrzegłam przed ślubem to mogłam zobaczyć potem. Chciałabym móc  zawsze pracować z tobą w jednym pokoju. To mi dawało poczucie bezpieczeństwa. Nadal jestem w tobie zakochana tak jak na początku.

Bałam się tej twojej obecności przy porodzie - to w gruncie rzeczy wiele godzin w mało komfortowych w i mało estetycznych sytuacjach. Bałam się, że to wszystko może cię ode mnie oddalić. Ale ty byłeś cudowny, zniosłeś to  wszystko bez  słowa skargi.  No ale ja przecież nie miałem  się na co skarżyć - to ty musiałaś rodzić, to twoje mięśnie pracowały, to ty byłaś zmęczona  a nie ja. Cieszyłem  się bardzo  z tego, że przynajmniej nie  czułaś bólu, choć te  skurcze mięśni były męczące. Byłaś bardzo dzielna i byłem bardzo dumny, że  mogłem przeciąć pępowinę, to trochę symboliczne  dla  mnie - przeciąłem to co cię łączyło z dzieckiem, by było ono w ten  sposób i moim. Adela  roześmiała  się - nawet gdybyś jej nie przeciął to i tak jest to i twoje  dziecko. Ale fajnie  to wymyśliłeś. 

A rośnie  nam ogromna pieszczoszka - jest tak  samo "dotykowa" jak  my oboje. Będziesz wiecznie obustronnie obwieszony - z jednej  strony Milenka a  z drugiej ja. Ona taka jeszcze  maleńka , ale chwyt tej małej rączki jest niesamowity - istne małe obcęgi. Wczoraj gdy się nad  nią pochyliłam złapała  mnie za dolną wargę - byłam pewna, że mi  dziury zrobią jej maleńkie  paluszki. Trzeba jej dziś paznokietki obciąć. Mam od  Helenki takie specjalne nożyczki z okrągłymi końcami, żeby przypadkiem  nie  skaleczyć  dziecka. Na ten obcinak to jej pazurki jeszcze  są  zbyt miękkie.

Kochanie,  a ramionko  cię nie boli?.  Nie, nic  nie boli, za dotknięciem  też nie.   Mam ochotę tam  zajrzeć,  ale zaczekam grzecznie by Leszek to pierwszy obejrzał. Fajne są te nowoczesne bandaże. Taki granatowy w kolorze to  się przynajmniej mało brudzi no i dobrze się trzyma, nie zjeżdża. Ciekawa jestem czy uda  się Leszkowi zamieszkać na Ursynowie. Dotychczas miał blisko do  szpitala a nieco dalej do swojego gabinetu. Jeśli zamieszka na Ursynowie  to będzie odwrotnie. Ale nie wykluczone, że teraz, gdy już ma  doktorat to może zamieni państwowy szpital na którąś z prywatnych klinik. One  bardzo  chętnie zatrudniają u  siebie lekarzy  z doktoratem.

W dwa dni później Emil zatelefonował z pracy  do Adeli, że przyjedzie  nieco wcześniej do  domu i  zabierze ją na  kontrolę opatrunku, a już załatwił z  rodzicami, że posiedzą  w tym  czasie z Milenką. Trzeba  to zrobić w gabinecie, bo przy okazji sprawdzi  się na USG czy  wszystko jest w porządku i  czy i o ile  implant  się przesunął. Rodzice  przyszli do Adeli z pół godziny przed przyjazdem Emila, przy okazji przynosząc sztandarowy wyrób Helenki, czyli kruche ciasteczka z cukrem. Jedno pudełko było przeznaczone  dla "pana doktora", a  drugie  dla Emila i Adeli. 

Wiesz Adelko- ja to mógłbym cały  dzień siedzieć obok Milenki i  się  w nią wpatrywać. Gdy Emil był w jej wieku miałem na  to zbyt mało czasu, a poza tym w tamtym okresie wszystkim  się wydawało, że takim malutkim  dzieckiem to tylko kobiety potrafią  się  zajmować - stwierdził ojciec.  A ona jest taka śliczna!  Tatuniu,  a  zauważyłeś, że ona ma  wykrój ust Emila?  I ma też takie smukłe dłonie jak Emil. Oczęta ma niebieskie, dość ciemne, ale wszystkie maluszki mają oczy niebieskie, barwa oczu ustali się później. Te jej pierwsze włoski już się wytarły, a te mi wyglądają na ciemny blond. Tylko jeszcze są krótkie i niedużo ich. Ona się pewnie  niedługo obudzi, ale to nie będzie jeszcze  pora karmienia, więc nie powinna płakać. Niech się pobawi smoczkiem i tym kauczukowym zajączkiem, lubi  mu uszy obgryzać. Poza tym bardzo lubi gdy  tata do niej przemawia. Ona teraz coraz  mniej śpi. Lubi też tą muzykę z pozytywki i ciche śpiewanie. My na pewno wrócimy przed karmieniem. A jeśli by nadal marudziła to pewnie trzeba jej będzie  zmienić pampersa. A pupinę umyjecie jej tymi chusteczkami, potem  tymi drugimi ją osuszycie. Do przewijania dobrze jest podłożyć tę flanelową pieluszkę. Ooooo, już jest Emil, to już wychodzimy. Weź Adelko ciastka dla pana doktora- przypomniała Helena. Adela porwała  ciastka i szybko wypadła  z pokoju. 

Kochanie , tu są ciastka dla Leszka, dla  nas  są w naszej  kuchni. Mała jeszcze  śpi, dyspozycje wydałam, tata wpatrzony w Milenkę  niczym  sroka w gnat i cały  w szczęściu. No, to już  możemy jechać, założę kaptur, nie chce  mi się brać  czapki. W piętnaście minut  później byli już w gabinecie  Leszka. Na dzień dobry Adela wcisnęła mu pudełko z ciastkami mówiąc - to jest wypiek mojej cioci, czyli teściowej Emila. Uwiodłam  go tymi ciastkami. A Emil  dodał - tylko uwiodła,  a przecież mogła otruć!- i cała trójka zaczęła  się  śmiać.

Leszek  delikatnie odwinął bandaż zakrywający opatrunek i stwierdził, że dziś zdejmie dotychczasowe plasterki i zredukuje ich ilość, żeby jeszcze  chronić zrost. Nie będzie już dodatkowego opatrunku, zostanie jeszcze  tylko na kilka dni bandaż.  I nawet nie  muszę kontrolować  na USG, bo czuję implant pod palcami. Bardzo ładnie, bo już nic nie krwawiło. A za tydzień to juz nie będzie  ani plasterków ani bandaża.

Ruszyło mi  się coś z mieszkaniem, dzięki jednej z pań urzędniczek w tej waszej spółdzielni. Powiedziałem, że interesuje  mnie mieszkanie na Ursynowie, bo mam tu gabinet i chciałbym bliżej niego mieszkać. A mieszkam na Powiślu i sporo czasu zabierają mi tu  dojazdy. No i dałem  babce swoją wizytówkę,  na  dowód , że mam gabinet. No i jeszcze powiedziałem, że mam znajomych, którzy bardzo zachwalali tę spółdzielnię i że może  jeszcze jest szansa na jakieś mieszkanie  tutaj. No i okazało się, że siostra owej pani jest moją, a przedtem była pacjentką Hani. I przepytała się mnie jakim mieszkaniem jestem zainteresowany. Więc powiedziałem, że najchętniej to bym widział 3 pokoje z kuchnią, tak jak mam na Powiślu.  Umówiła  się ze mną na jutro, przepytała  się jaki jest mój stosunek do mieszkania na parterze, bo jej znajomi, którzy mieszkają przy Bartoka blisko Surowieckiego mają tam  mieszkanie czteropokojowe, a chcieliby się z Ursynowa wyprowadzić bliżej centrum, bo wszyscy domownicy pracują w centrum Warszawy no i nie odpowiada im parter bo jest ogródek. A poza  tym to rozejrzy  się jeszcze  w zasobach  spółdzielni. I zapytała się, czy mogłaby zostać moją pacjentką, bo jej siostrę to wyciągnąłem z kłopotów, ale gdy siostra chciała ją  zapisać to rejestratorka powiedziała, że ja nie przyjmuję nowych pacjentek. Jak na  dziś to ona  wie, że  są jeszcze czwarte piętra w blokach bez  wind, ale nie pamięta dokładnie czy to są M3 czy M4. Byłoby to niedaleko od  was, bo na  Zamiany. Umówiony jestem  z nią na pojutrze. No i się zastanawiam czy może nie poprzestać na  M3 , czyli dwóch pokojach  z kuchnią czy może obejrzeć to czteropokojowe i iść na  zamianę.  No i mam prośbę do Emila - czy mógłby ze mną obejrzeć, zapewne w weekend to co ewentualnie  wyszuka  ta babka. Na dobrą sprawę to wystarczyłyby mi dwa pokoje  z kuchnią a Powiśle bym po prostu sprzedał, już jest spłacone, własnościowe. 

No ale jeśli się ożenisz, co przecież nie jest wykluczone, to lepsze byłoby większe  mieszkanie niż dwa pokoje z kuchnią- stwierdziła  Adela.  Ale ja raczej  nie będę już się  żenił, a już na pewno nie zafunduję sobie dziecka. Nie jestem dobrym materiałem na męża.  

Ktoś ci to powiedział?- spytała Adela. Ojej, nie  musiał mi tego  nikt   mówić - przecież rozleciało mi  się małżeństwo. Byłem tak bardzo zajęty pracą, że zupełnie zaniedbałem żonę i  dziecko. A nie przyszło ci do głowy, że może jest w tym i  wina  żony, która zupełnie nie umiała  się odnaleźć w tej  sytuacji?  Zaniedbałeś bo musiałeś zrobić specjalizację, żeby móc potem zapewnić rodzinie dobry poziom życia. Gdy się pobieraliście kończyłeś studia i średnio przeciętnie mądra kobieta  wie, że to dla lekarza nie koniec nauki, musi jeszcze  zrobić specjalizację, a specjalizacja to może trwać od 4 do 6 lat. I w trakcie specjalizacji wszyscy orzą w tych młodych lekarzy. I wiadomo, że wtedy nie mają na nic czasu bo są zapracowani po dziurki w nosie. O ile dobrze pamiętam to w twojej specjalności trwa 5 lat, a chyba kiedyś trwała 6,5 roku. Tak, to prawda, ja jeszcze  miałem 6,5 roku, Michał też.

                                                                        c.d.n.