niedziela, 5 listopada 2023

Córeczka tatusia - 35

 Po  czterech  godzinach wizyty Marta "ocknęła" się i stwierdziła, że należy jednak dać gospodarzom nieco odpocząć.  Ale tak naprawdę obie strony spotkania   wcale  nie paliły  się do zakończenia  wizyty. Z niemałym zdziwieniem razem doszli do  wniosku,  że dawno nie  spotkali drugiej takiej pary,  z którą mogli podyskutować na  wszystkie  tematy.  Wojtek się  śmiał, że jeszcze  trochę, a zamarzy  im  się by mieszkali w jednym  budynku z rodzicami Marty i rodziną  Andrzeja. A dopóki nie mieszkają w jednym budynku będą się starali jak najczęściej  spotykać w weekendy. 

Umówili się, że następne spotkanie  będzie w domu Marty i Wojtka a jego termin  Wojtek i Andrzej  dogadają telefonicznie. Andrzej stwierdził, że przyjadą  raczej  bez maluchów żeby  on mógł  się spokojnie nacieszyć psem. To  stwierdzenie szalenie rozbawiło Martę która stwierdziła, że Misia, która  z powodzeniem mogłaby  mieć za swoją budę  pudełko po męskich butach w rozmiarze  48,  bo naprawdę jest bardzo małą psinką,  gdy tylko zaakceptuje Andrzeja wprosi  się do niego na kolana i spokojnie odda  się drzemce. A ciężka nie jest, bo po jedzeniu waży "aż" całe trzy kilogramy.  No to już ją  kocham- stwierdził  Andrzej. Wstępnie postanowili  spotkać  się już po obronie magisterki Wojtka.

W drodze powrotnej Marta i Wojtek wymieniali się wrażeniami po wizycie. Oboje  stwierdzili, że  dzieci są dobrze ułożone, bardzo grzeczne i na pewno Lenie nie było łatwo w chwili gdy starszy  miał raptem dwa lata a  drugi  właśnie  się urodził, chociaż "znawcy tematu" zapewniali ją, że taka różnica wieku jest idealna, bo dwulatek jeszcze nie  miewa napadów zazdrości w stosunku do noworodka, całą  sytuację przyjmuje w sposób naturalny. A trzylatek  już niestety traktuje młodsze dziecko jako konkurenta i trudniej mu zaakceptować brata lub  siostrę.  Oczywiście na pewno gdy obaj już będą  starsi to  zapewne młodszy będzie nie jeden raz mocno nieszczęśliwy, że starszemu już coś wolno a jemu jeszcze  nie. Poza  tym chyba i rodzicom łatwiej traktować jednakowo dzieci przy tak niedużej różnicy wieku. Nie  mniej całe szczęście, że rodzice Leny mieszkają blisko i jej mama im pomaga. I wcale  się nie  dziwią, że Andrzej rozgląda  się za mieszkaniem w innej dzielnicy - tak naprawdę to tam nie ma w pobliżu  żadnego parku, osiedle to zbiór ponurych wieżowców- mrówkowców i mieszkańcy wciąż czekają na założenie przynajmniej porządnych trawników. 

Nie jest to przecież dopiero co wybudowane osiedle ale chyba  zabrakło spółdzielni dwóch rzeczy na raz - pieniędzy i pomysłu. Co prawda jest dobrze skomunikowane z resztą miasta bo do głównej arterii biegnącej północ- południe jest blisko i niewiele dalej do drugiej łączącej oba  brzegi Wisły też blisko, nie  mniej samo osiedle jest brzydkie. A sklep spożywczy, który jest w budynku,  w którym oni mieszkają, jest rajem dla okolicznych  gryzoni i dokuczliwego robactwa. Więc nic dziwnego, że Andrzej rozgląda  się za jakimś innym osiedlem.  Przymierzał się nawet do zamieszkania pod  Warszawą, ale gdy posłuchał narzekań tych, którzy z roku na  rok coraz bardziej narzekają na bardzo uciążliwe dojazdy do i z pracy postanowił szukać jednak innego mieszkania w obrębie Warszawy. Bo jak na  razie to jedynym atutem tego ich obecnego mieszkania jest to, że rodzice Leny mieszkają w pobliżu.

Z kolei rodzice Andrzeja mieszkają pod Warszawą, gdzie mają dom jeszcze po swoich rodzicach i  są na Andrzeja śmiertelni obrażeni, że on z Leną nie  chce z nimi mieszkać, zwłaszcza, że dom jest duży, piętrowy i z ogrodem. Co prawda ogród jest  nieco dziwny bo, jak twierdzi Andrzej, bo jest długi i  wąski. Do tego dom trzeba  ogrzewać własnym sumptem co ani miłe  ani tanie  nie jest, a codzienne dojazdy do stolicy też są mało zabawne, bo do  "eskaemki", czyli Szybkiej Kolei Miejskiej trzeba się jednak doczłapać, a tłok jest na ogół piekielny i wędrowanie jest zupełne nie  zabawne gdy pada deszcz lub śnieg. A ogród stale generuje pracę  czyli koszenie trawy i strzyżenie żywopłotu, co ani miłe  ani zabawne. Oni  chyba  nie  kojarzą, że ja jednak pracuję rękami i wszelkie prace  domowe, których  wbrew pozorom jest od  metra w takim wolno stojącym budynku,  mnie po prostu nie pasują- tłumaczył Andrzej.  Dla niego nie ma różnicy pomiędzy krojeniem sznycla po wiedeńsku a otwieraniem pacjentowi brzucha. Poza tym my nie  chcemy mieszkać z rodzicami - ani z jej ani z moimi. Na razie jestem członkiem jednej ze  spółdzielni na Ursynowie i jeśli nie będzie wielkich "poślizgów" to mieszkanie  będzie do zasiedlenia za rok - cztery pokoje z kuchnią. Jakby na to nie  spojrzeć to Ursynów jest  już dobrze zorganizowanym osiedlem, a my wybraliśmy najbardziej pożądaną  wersję mieszkania czyli pierwsze piętro w bloku czteropiętrowym. 

Gdy dojechali do domu Wojtek powiedział do Marty -moje mieszkanie ursynowskie będzie  chyba  lada moment  oddane do użytku. I nie  mogę  się oprzeć  wrażeniu, że metrażowo będzie  miało najwyżej do pięciu lub  tylko czterech metrów metrów mniej niż mieszkanie czteropokojowe. I stamtąd jest całkiem  blisko do jego szpitala, nawet "jadąc na okrągło",  a oglądałem plany i przez Błonia Wilanowskie, które mają  łączyć Wilanów z Ursynowem będzie  miał całkiem   blisko do szpitala, bo będzie przebita tamtędy  nowa ulica. To miejsce gdzie on ma otrzymać mieszkanie jest bliziutko Puławskiej. Mam wrażenie, że nam to nasze  mieszkanie i to twoje  ursynowskie całkowicie do szczęścia starczą bo nie będziemy mieli na pewno więcej niż dwoje dzieci. Tata z Pati to już raczej nie wyprodukują potomstwa i wiem, że mieszkanie , w którym teraz mieszkają przypadnie tobie. A tak ogólnie rzecz ujmując to ja  nie jestem pewien czy my aby nie  wyjedziemy jednak stąd.  A wiem, że za nami pojadą tata z Pati. Tata ma ciebie, Pati nie ma tu nikogo bliskiego poza tatą i nami. Oczywiście z wyjazdem zaczekamy aż skończysz naukę. A w grę wchodzi albo Austria   albo Szwajcaria ale nie wykluczam też Czech i Niemiec. 

No dobrze, ale nie bardzo się połapałam o co ci idzie  z tym twoim mieszkaniem - chyba  za czymś nie nadążam intelektualnie. Aaaa - zająknął się Wojtek - no bo przyszło mi do głowy, że może by się Andrzejowi opłaciło już zamieszkać na Ursynowie w tym moim mieszkaniu, a to, w którym teraz  są po prostu wynajmować - Warszawa nadal  cierpi na  brak  mieszkań za to ma do zaoferowania  sporo miejsc pracy, których  brak  stąd do Łodzi. Jak sama widzisz taki wynajem, nawet gdy się płaci podatek jest dość korzystnym biznesem. Twoje ursynowskie nadal będziemy wynajmować. A poza tym pan notariusz  do mnie telefonował - ma u  siebie dokumenty, wg których wynika czarno na  białym, że ojciec zapisał testamentem to warszawskie mieszkanie( które kupił ode mnie) dla pierwszego dziecka które się nam urodzi, tudzież na mnie ich dom w Grazu, ale tylko pod  tym warunkiem, że my nadal będziemy małżeństwem. Wyraziłem swe wielkie zdziwienie tymi faktami,  ale pan  notariusz powiedział, że w zapisie testamentowym darczyńca ma prawo dowolnie rozporządzić swym majątkiem. Mama jest z tego wyłączona, bo ona ma w Grazu własne mieszkanie w centrum. Muszę do ojca  zatelefonować i dowiedzieć  się co jest grane i jakimi kartami gra  się  toczy. Postanowiłem ci powiedzieć o  wszystkim dopiero po skontaktowaniu się z ojcem. ale jak wiesz nie umiem  nic przed  tobą ukrywać. Ale ojciec  był służbowo w Wiedniu i nie mógł ze mną rozmawiać. Dla niego jesteś ukochaną córeczką, choć podobno to tylko moja  matka  była zawiedziona  faktem, że urodziła  chłopaka.

Czegoś tu brakuje - stwierdziła  Marta- życie jest okrutne i może się zdarzyć, że umrę dość wcześnie i w chwili śmierci twego ojca ty już będziesz   wdowcem - i co wtedy? Przecież  wtedy nie  będziemy razem i co wtedy z  tym domem  w Grazu? Po pierwsze nie wolno ci umierać wcześniej ode mnie a po drugie ojcu szło o to, żebyśmy się nie rozstali, nie  rozwiedli - wyjaśnił Wojtek. No dobrze - postaram  się nie umrzeć wcześniej od  ciebie - powiedziała ze śmiechem Marta. A na rozwód, jeżeli mnie nie  zdradzisz to nie masz  co liczyć.

W dwa dni po tak miło spędzonym weekendzie zatelefonował do Wojtka pan promotor informując  go, że termin obrony jest wyznaczony na 16 lutego na godz.11,00 i podał dokładne telefoniczne namiary na osobę, która się zajmie stroną organizacyjną.Trochę się Wojtek zdziwił, bo nazwisko nie określało płci a imienia pan promotor nie podał. Kilka minut później zatelefonował do promotora z prośbą o  podanie czy nazwisko, które ma podane  należy do kobiety czy mężczyzny i czy może osoba o nazwisku Nolak ma jakieś imię. No ma jakieś imię a najlepiej gdy pan się do niej wybierze osobiście może jutro, ale lepiej jest się  z nią wpierw umówić, bo często gdzieś krąży. Najlepiej wpaść do dziekanatu, te panie zawsze  wszystko wiedzą kto, gdzie a nawet z kim jest i po  co. To ostatnie  zdanie pana promotora poinformowało Wojtka, że panie  z dziekanatu nie należą do ulubienic pana promotora.

Do dziekanatu - powtórzył niczym  echo w lesie.Nie zdarzało mu się tam  często bywać i żadna kobieca twarz  nie kojarzyła  mu się z tym miejscem. Starzeję się - pomyślał- nawet nie  wiem jakie tam babki pracują. Ostatni raz był tam chyba w końcu drugiego roku- jakoś przez te kilka  lat niczego nie potrzebował z dziekanatu a dziekanat od  niego też nie. Nie opuszczał zajęć, nie zawalał egzaminów, nie przekładał ich w nieskończoność,  nie napalał  się na działalność  społeczną, której unikał jak ognia w  szkole podstawowej i potem w liceum w Austrii.

W końcu postanowił wybrać się jeszcze tego dnia do dziekanatu i poszukać owej pani Nolak. Przesłał tylko wiadomość Marcie, że jedzie do dziekanatu, bo obrona ma być 16 lutego o  godzinie 11,00 i musi się w związku z tym spotkać z jakąś panią, która sprawę organizuje z  ramienia uczelni. Odpowiedź nadeszła natychmiast wraz z poradą by był super miły a poza tym niech poudaje nieco zagubionego w temacie jak to wygląda. W  większości panie z dziekanatów mają silnie  rozwinięty instynkt  macierzyński i są w  wieku jego mamy. I niech się przepyta w  czym ma owej pani pomóc, czyli niech się wykaże dobrym wychowaniem. W odpowiedzi Wojtek napisał - uwielbiam Cię!!!!!!! Napiszę gdy stąd wyjdę żywy.

Marta miała rację - bardzo dobry student, do tego grzeczny, uprzejmy, czysto ubrany, z  zadbanymi dłońmi od razu przypadł do gustu pań z dziekanatu. Od razu zapytał się w czym on może pomóc w sensie fizycznym, panie przejrzały listę Komisji i stwierdziły, że to sami kawosze, na to Wojtek stwierdził, że ma dostęp do expresu do kawy i go tu przytaszczy ze 2 dni wcześniej, ten express również mieli kawę, którą oczywiście on dostarczy. I zapytał też,  czy jakieś drobne ciasteczka do kawy byłyby dobrze  widziane. Pomysł był w całości zaakceptowany, a ciasteczka najlepiej by  były "nieduże i koniecznie bez kremu i takie na jeden kęs, żeby panowie nie ubrudzili siebie i otoczenia". Wojtek wszystko zapisywał, zapisał też serwetki "nieco większe" pod talerzyki oraz  standardowe  do wycierania rąk i ust. 

Wojtuś zapewnił także panie, że na pewno wciśnie się w garnitur, do listy dopisał jeszcze śmietankę do kawy i cukier, bo jednak większość osób słodzi kawę. Życie jako takie jest szkodliwe a zrezygnowanie z małej łyżeczki cukru i tak owej szkodliwości nie zapobiegnie - stwierdziła filozoficznie  jedna  z pań. 

Co do zastawy - Wojtek obiecał, że przyniesie również filiżanki do kawy wraz ze spodeczkami i łyżeczki do kawy.

Najmłodsza z pań, wyraźnie  w wieku balzakowskim zauważyła obrączkę na palcu Wojtka i powiedziała- jak widzę to pan już "zaobrączkowany" i pewnie dzidziuś już w  drodze.  Wojtek spojrzał na obrączkę i powiedział - tak, wzięliśmy ślub  w lipcu a "dzidziuś" to będzie w  drodze  najwcześniej za dwa lata gdy już moja  żona skończy studia. A dziewczynę,  z którą  się ożeniłem znam jeszcze ze  szkoły podstawowej. 

Pani, która  nadała tak mało kulturalny tekst wyraźnie opadła  szczęka i po chwili wydusiła z  siebie - przepraszam, zagalopowałam  się trochę, ale z pana rocznika to już kilku zrezygnowało ze studiów ewentualnie wzięło urlop dziekański.  

Wojtek wzruszył ramionami - mnie nie interesuje życie prywatne innych, to już ludzie pełnoletni i mogą dokonywać różnych wyborów. Mnie nic do ich wyborów. W Polsce pełnoletność to ukończone  18 lat.  A żona u nas  studiuje?- spytała dociekliwa. Nie, studiuje medycynę estetyczną, będzie magistrem kosmetologiem. Już nawet wie w jakim laboratorium podejmie  pracę. 

                                                                      c.d.n.