czwartek, 8 kwietnia 2021

Czerwcowy urlop - 3

 Następnego dnia już o 8,00 rano byli na  śniadaniu, po którym wyruszyli do Jastrzębiej Góry. Do przejechania mieli raptem ok. 32  kilometrów. Maria miała w samochodzie  2 turystyczne leżaki gdyby zechciałoby się im posiedzieć nieco na plaży. Do kuzynki wiozła stare dokumenty rodzinne, które miała u siebie w domu. Było ich nawet sporo i mniejszym kłopotem było odwiezienie ich do niej niż pakowanie w odpowiednie pudełko  i nadawanie paczki na poczcie. 

Artur wybrał czekanie na Marię w samochodzie, więc Helenka obejrzała sobie Artura przez lornetkę. Niewiele się mogła o nim dowiedzieć od Marii, która na pytanie "a kto czeka na ciebie w samochodzie?" odpowiedziała krótko - facet. W każdym razie nie naczekał się Artur długo, bo Helenka miała właśnie coś w garnku  na gazie i nie mogła wyjść by obejrzeć  samochód. Przed opuszczeniem Jastrzębiej Góry Maria kupiła jeszcze dwie butelki wody mineralnej i wafelki w czekoladzie i pojechali w  stronę Karwi. Po 6 kilometrach skręciła na niewidoczny z szosy parking. Zabrali z samochodu leżaki, picie  i wafelki  i po pokonaniu ok.80 metrów przez bardzo rzadki las sosnowy znaleźli się na puściutkiej, pięknej, szerokiej plaży. Byli sami, w zasięgu wzroku nikogo nie było widać. Artur był pod wrażeniem - niesamowite, jesteśmy tu sami ! Żadnych dzieci, psów, piłek i wrzasków! Maryś, może powinniśmy tu codziennie przyjeżdżać? Tu jest super! Maria zaczęła się śmiać - dziś nie ma nikogo, bo nie ma upału, ale gdy jest upał to niektórzy tu trafiają, z tym, że przeważnie dopiero około południa, więc podejrzewam, że przyjeżdżają tu z dalszych okolic. Przyjeżdżanie tu z Juraty nie ma raczej sensu, bo gdy odejdziemy w Juracie nieco dalej od przejścia na plażę to będzie znacznie mniej ludzi. Wszyscy się zawsze rozkładają jak najbliżej wejścia na plażę, tylko zupełnie nie wiem dlaczego. Teraz jeszcze mało ludzi w Juracie bo jeszcze się nie skończył rok szkolny. Chciałam  ci po prostu pokazać miejsce, które bardzo lubię. Mankamentem tu jest zupełny brak cywilizacji - niestrzeżony parking,  brak toalet, brak jakiegoś kiosku z piciem. Proponuję byśmy dziś po obiedzie powędrowali trochę brzegiem plaży- pasuje? Oczywiście, że mi pasuje odpowiedział szybko Artur. Tylko muszę pamiętać, żeby wyjąć z samochodu matę do siedzenia, to sobie gdzieś po drodze trochę posiedzimy. Jest lekka ale nie przepuszcza piachu i wilgoci. Po kolejnej godzinie spędzonej na nadal pustej plaży Maria stwierdziła, że wypada sprawdzić, czy jest jeszcze na dzikim parkingu samochód, bo jeśli nie, to będą musieli iść na piechotę 6 km do Jastrzębiej Góry lub do Karwi by zawiadomić policję. Co prawda  Maria miała jakiś super patent, bez którego nikt by tego samochodu nie uruchomił jak twierdził "magik"od zabezpieczeń przed kradzieżą, ale nigdy nic nie wiadomo.

W trakcie jazdy stwierdzili, że właściwie nie ma po co wstępować do Władysławowa, ale  "wdepną" do latarni morskiej w Rozewiu. W Rozewiu jest trochę bałagan z tymi latarniami, oboje mieli niejakie trudności w połapaniu się z nimi. Czynna  a ponadto udostępniona jest tzw. "stara" latarnia. To ta, w której rzekomo Żeromski pisał swą powieść, a którą tak naprawdę napisał w Warszawie. Ale tę latarnię zwiedzał. No a legenda ma się dobrze i nadal funkcjonuje, co bardzo oboje rozśmieszyło. Nie da się ukryć, że Żeromskiego czytali tylko dlatego, że musieli -z racji lektur szkolnych.

Po obiedzie Maria zatelefonowała do Alicji - okazało się, że ma biedula nie tylko ropne naloty w gardle ale i zapalenie płuc, więc jest mało prawdopodobne, że przyjedzie do Juraty, bo lekarka ma wielką ochotę zamknąć ją w szpitalu. Maria wysłuchała wszystkiego i powiedziała, że to faktycznie może być najlepsze rozwiązanie i Alicja nie powinna się przed tym bronić, bo przecież ktoś powinien jej robić zakupy i przygotowywać posiłki. Potem zatelefonowała jeszcze do jej chłopaka, mówiąc, że powinien  namówić Alę na ten pobyt w szpitalu, albo sam zająć się opieką nad nią. Wojtek był zdziwiony, tłumaczył się, że o niczym nie wie, bo wprawdzie wie, że Alicja nie pojechała do Juraty, ale nic nie wie o tym, że jest aż tak bardzo chora i że zaraz po pracy do niej pojedzie.

Maria i Artur, tak jak planowali wybrali się na popołudniowy  spacer brzegiem plaży. Na wszelki wypadek zabrali ze sobą  dresy bo wcale nie było gorąco, wiał dość silny wiatr.  Mata, którą miał ze sobą Artur była jakimś  wielozadaniowym wynalazkiem - była lekka, szeroka na 80 centymetrów, długa na ponad 2 metry, miała w pokrowcu dwie zewnętrzne zamykane na suwaki kieszenie i była z jakiejś  wodoodpornej pianki. Artur się śmiał, że jeśli  będzie im zimno to się okryją tą matą i będzie miał pretekst do objęcia  ciasno Marii. Maria aż przystanęła gdy to usłyszała  i powiedziała - to ty musisz mieć pretekst by objąć dziewczynę, z którą idziesz na spacer? Mówisz poważnie czy żartujesz? Nie  żartuję, narzucasz mi dystans, onieśmielasz  mnie nieco.  Boję się ciebie objąć, by nie usłyszeć pytania czy aby mi się na mózg nie rzuciło.  Chodź, pójdziemy posiedzieć pod wydmami na tym turystycznym wynalazku - tam mniej wieje i pogadamy- zaproponował.

Rzeczywiście pod wydmą było nieco zaciszniej, ale oboje ubrali dresy. Długą chwilę milczeli, wreszcie Maria powiedziała- zaskoczyłeś mnie  stwierdzeniem, że cię onieśmielam. Nie miałam i nie mam takiego zamiaru. Kiedyś się na kimś sparzyłam i od tamtej pory jestem dość nieufna, staram się nie  pokazywać, co czuję, zwłaszcza gdy krótko kogoś znam. Tyle tylko, że tamtego osobnika znałam długo. Ale za to nie ukrywam swoich poglądów na życie. Jestem mało romantyczna i staram się nazywać rzeczy po imieniu, bez ubierania ich w ładne, okrągłe i miłe słowa. Po naszym pierwszym wspólnym obiedzie rozmawiałam z przyjaciółką, tą aktualnie chorą i powiedziałam jej, że robisz na mnie wrażenie "faceta z odzysku", czyli rozwodnika - dobrze wychowanego wpierw przez mamę a potem przez żonę. Ja nawet nie umiem ci powiedzieć dlaczego tak pomyślałam, ja po prostu mam czasem jakieś takie "przebłyski", jak mawia Alicja. A tak a propos Alicji - do końca pobytu będę sama, ma nie tylko zapalenie gardła ale i zapalenie płuc i lekarka chce ją wpakować do szpitala. Właśnie dziś jej tłumaczyłam, że powinna się zgodzić, bo mieszka sama.

Pytałeś się o to czy jeszcze lub już nie noszę obrączki - powiedziałam ci wtedy co myślę o małżeństwie- nie po to by cię do siebie zrazić- ja naprawdę właśnie tak myślę o małżeństwie. To bardzo trudna dyscyplina, coś jak dziesięciobój w lekkoatletyce. I raczej nie wyjdę za mąż za kogoś kto nie będzie podzielał moich poglądów w tej kwestii. Poza tym coraz częściej zastanawiam się czy małżeństwo nie jest aby przeżytkiem. Jak widzisz, należę do tych, z którymi można wszystko "przegadać", bo to jest według mnie lepsze niż kłótnia, obrażanie się, ciche dni itp. Rozwód też nie bierze się "z powietrza", to  jest coś co rośnie po cichu niczym nowotwór. A rośnie tak po cichu, bo ten komu coś dokucza lub nie pasuje -nie  potrafi lub nie ma odwagi  nawet przed sobą samym zdefiniować co jest na rzeczy, a potem o tym szczerze porozmawiać.  Popatrz - powiedziałeś mi w końcu, że ci narzucam dystans, że cię onieśmielam i ja się nie obraziłam, mogę cię tylko zapewnić, że dzięki temu, że to powiedziałeś twoje akcje u mnie skoczyły w górę. Bo wreszcie jest ktoś, z kim można wszystko przegadać.

Artur delikatnie wziął rękę Marii i przytulił ją do swego policzka a potem delikatnie pocałował - masz takie małe, zgrabne ręce. I w ogóle cały czas sprawiasz na mnie wrażenie nastolatki, która nie wiadomo jakim cudem myśli jak bardzo dorosła kobieta. Nie jest ci zimno? Nie, bo  jestem schowana za tobą - to są te zalety bycia małą kobietą. A ciebie aby ten wiatr za bardzo nie przewiewa?  Nie, bo jestem osłonięty kawałkiem tej genialnej maty, zobacz. A gdzie ty kupiłeś tę matę? Kolega, który się szykuje w Himalaje kupił ją chyba we Francji w sklepie z wynalazkami dla wspinaczy. A potem kupił jeszcze fajniejszą, większą i tę od niego odkupiłem. No i wreszcie ją teraz wypróbowałem. A która jest godzina- bo nie mam dziś zegarka - zapytała Maria. Tak jakby za półtorej godziny kolacja. A chcesz już wracać?-zapytał cicho Artur. Nie, nie chcę,dobrze mi tu. To tylko nawyk ciągłego kontrolowania  czasu. Lubię patrzeć na morze, lubię być nad morzem. Potrafię cały dzień przeleżeć na plaży wpatrując się w morze. To chyba nie świadczy za dobrze o stanie mego umysłu. Ale trenuję wgapianie się w morze od dzieciństwa. A droga na kolację zajmie nam góra 15 minut bo będziemy iść z wiatrem. Wymyśl coś na po kolacji. Ale nie musi to być coś ekskluzywnego, ekstrawaganckiego, czym chciałbyś mi zaimponować. Jak widzisz dobrze mi się z tobą siedzi pod wydmą, gapi w morze i ćwierka na różne tematy. Z czasem , być może, zacznę ci zadawać różne niewygodne pytania, np. dlaczego rozleciało ci się małżeństwo. Na to pytanie mogę ci nawet teraz zaraz odpowiedzieć. Byłem pół roku za granicą, służbowo, a ona w tym czasie zaszła w ciążę wmawiając mi, że to moje dziecko  z pożegnalnego aktu. Ale urodziło się  jakby było o miesiąc (datami) przenoszone,więc zleciłem badanie genetyczne - i niestety wykluczono moje ojcostwo... Pomijam już fakt, że wcale wtedy nie planowaliśmy dziecka. Rozwód był "od ręki". Przyjaciel mnie pocieszał, że przynajmniej 10% ojców w Europie wychowuje, wcale o tym nie wiedząc, obce genetycznie dzieci. Bo to nie jest tak, że tylko mężczyźni zdradzają swe żony, jest w tej dziedzinie ciche równouprawnienie. A ja, podobnie jak ty, uważam, że seks w małżeństwie jest na wyłączność małżonków. Reszta - do uzgodnienia- naprawdę. Rozbawiła mnie stwierdzeniem, że zdradziła mnie z wielkiej tęsknoty za mną.

Chodź, Maryś,  tu zaraz jest wyjście z plaży, wrócimy lasem, dosyć tego wiatru na dziś.  I rzeczywiście w lesie było niemal zacisznie. A może podjechalibyśmy dziś  znów do Jastarni i poszli potańczyć? Wiem, że nie lubisz tego nowego Domu Zdrojowego, ale tam można potańczyć. Co prawda nie na parkiecie na powietrzu, ale tam jest dużo miejsca do tańca. No ale do Domu Zdrojowego to nie musimy jechać, możemy się tam przemieścić piechotką- zauważyła Maria. Ale znacznie wygodniej będzie nam podjechać samochodem, pojedziemy tym razem moim. Szpilki i kostka  bauma mało do siebie pasują. Zaraz zarezerwuję dla nas stolik, dobrze? Chyba masz rację, będzie  wygodniej i nie będę musiała brać żadnych pantofli na zmianę. Mam nadzieję, że jeszcze będą wolne stoliki bo to jeszcze nie sezon w pełni. No ale jak będziemy samochodem, to odpadnie nam drink - zaśmiała się Maria. Ty będziesz mogła sobie coś zamówić, mnie wystarczy to, że będę mógł z tobą tańczyć. Bo wydaje mi się, że ty, Maryś, to lubisz tańczyć. Oj tak, lubię i to  bardzo. Nie lubię tylko dyskotek z tymi błyskającymi, oślepiającymi światłami i muzyką na pełnym wzmocnieniu. Wolę tradycyjne dancingi. A skąd wiesz, że lubię tańczyć? Nic na ten temat nie rozmawialiśmy przecież. Podejrzałem gdy byliśmy na lodach - stópki ci chodziły do taktu tego co grali. No to miałeś dużo wrażeń. I dlatego, że za bardzo reaguję na muzykę nie mam radia w samochodzie. A co będziemy robić, jeżeli nie będzie już wolnego stolika? Pójdziemy u nas na  basen, bo jak na razie to woda w Bałtyku zimna straszliwie. Taka w sam raz dla morsów, ale nie dla ludzi.

                                                                         c.d.n.