niedziela, 25 kwietnia 2021

To nie takie proste - 11

 Tak jak było umówione Helena wyprowadziła się z mieszkania Wojtka ostatniego dnia maja. Niestety nie obeszło się bez zgrzytów. Wojtek, który wciąż nie miał o niej najlepszego zdania, noc z 30 na 31 maja postanowił spędzić w swoim mieszkaniu razem z chłopcami, tym bardziej, że 31 maja to była sobota. 

Miał wrażenie, że chłopcy mogą się w ostatniej chwili "rozkleić", albo  Helenie "coś odbije" i nagada im jakichś głupstw,więc chciał być przy nich. W piątek wieczorem sprawdził czy są na pewno wszystkie dokumenty dzieci, które były w domu, poprosił by zostawiła też stare wykazy leków, które dzieci z okazji jakichś infekcji kiedyś brały. Poprosił ją też, by podała  do siebie jakiś  telefon kontaktowy, skoro przecież  ma być w Warszawie, bo ponoć będzie się w czymś szkoliła.  Helena podała mu dwa numery, jeden na komórkę do swej kuzynki i numer stacjonarny, do swego mieszkania, gdzie mieszkała ta jej kuzynka no i miała też ona mieszkać.

Jeszcze nim chłopcy poszli  spać pojawił się podobno chłopak jej kuzynki i zabrał resztę rzeczy Heleny. Ona stwierdziła, że pożegna się z chłopcami dopiero rano, chce by dzieci spokojnie tę noc  przespały. Z reguły Helena zawsze kładła się spać pomiędzy 22,30 a 23,00 a tym razem dochodziła północ a Helena jeszcze się kręciła po mieszkaniu. Wojtek, który wciąż miał masę różnych dokumentów do przejrzenia, a któremu najlepiej się pracowało  nocą, jeszcze przeglądał jakieś dokumenty i robił notatki. W pewnej chwili coś mu strzeliło do głowy i wybrał na komórce numer telefonu domowego Heleny i dostał komunikat, że nie ma takiego numeru.Wybrał po raz drugi - i to samo. Wyjrzał na przedpokój i zobaczył, że w pokoju Heleny jeszcze  świeci się światło, więc nie namyślając się wiele wszedł do jej pokoju. Helena  siedziała ubrana jak do wyjścia i na widok Wojtka aż podskoczyła. Wojtek pokazał jej kartkę z jej rzekomo domowym numerem i powiedział - wybierz ten numer ze swojej komórki albo z aparatu domowego i podał jej słuchawkę. No co ty, ona już śpi, nie będę jej budzić. Wybierz ten numer Heleno i to szybko- miał chyba "mord w oczach" bo Helena wystukała ten numer i wtedy Wojtek zabrał jej słuchawkę, przełączył na tryb głośnomówiący i rozległ się sygnał i komunikat  - nie ma takiego numeru. Słyszałaś? Helena kiwnęła głową. No to mi powiedz, dlaczego nie ma takiego numeru? Bo wyrejestrowałam ten telefon. Dobrze, to zadzwoń ze swojej komórki na ten numer komórkowy. Helena zagryzła dolną wargę, ale Wojtek stał nad nią i powiedział- szybko - bo jak nie  to ja zadzwonię po policję i powiem, że chcesz mnie okraść i sprawdzą dokładnie wszystko- co robiłaś i co robisz i z kim robisz. Helena trzęsącymi się palcami wybierała na swojej komórce numer komórkowy, ten który mu przedtem podała a Wojtek usłyszał - no wychodź szybciej, spóźnimy się przez ciebie, a Helena odszepnęła- będę za 5 minut i wyłączyła się. Wojtek, pozwól mi wyjechać, jadę do pracy, do Niemiec - czym i z kim -spytał Wojtek- samochodem, ze znajomymi.Wojtek westchnął - gdybym się tak ciebie nie brzydził, trzasnął bym cię w pysk. Pokaż mi swój paszport, szybko, bo czekają na ciebie - Helena wyciągnęła z torebki paszport a on spisał jego numer. Spływaj i zapomnij, że masz jakieś dzieci. Helena  chwyciła swój paszport i szybko wyszła.

Wcześnie rano Wojtek zatelefonował do kolegi, który pracował w policji i opowiedział mu wszystko. Kolega poprosił o dane osobowe Heleny, zapisał  numer jej paszportu i powiedział - zmień jeszcze dziś zamki w mieszkaniu, nie wiadomo z kim się ta idiotka zadaje. Do Niemiec się ponoć wybierała? Pewnie na zbiory szparagów. A atrakcyjna? Myślę, że nie. Atrakcyjna to ona była gdy ja miałem 25 lat, a to było dawno. Skoro nie atrakcyjna to zapewne nie trafi do burdelu.  No dobra, rozejrzę się w sprawie, oddzwonię gdy się czegoś dowiem. A poza tym omów to ze swoim prawnikiem, bo to też kwestia alimentów.

Chłopcy jeszcze spali, więc się jeszcze położył. Gdy wstali powiedział im, że Helena wyjechała wcześnie rano i nie chciała  ich budzić. A mama przyjedzie do nas  na śniadanie? Nie, Patrycja przyjedzie dopiero około południa. A my teraz zjemy razem śniadanie i trochę sprzątniemy nim ona przyjedzie. Poza tym wiecie, że do końca roku szkolnego my z mamą będziemy tu mieszkać, bo macie stąd blisko do szkoły.  Gdy sprzątniemy to pojedziemy po mamę. 

Pokój, który stale zajmowała Helena był idealnie opróżniony z jej rzeczy, tylko na łóżku leżała stara maskotka Krzysia, mocno wyeksploatowany miś, brudny, nieco postrzępiony, więc Wojtek go w pierwszym odruchu wyrzucił do śmieci, potem go  z nich wyjął dochodząc do wniosku, że pokaże go koledze z policji. Zapakował w plastikowy woreczek i zamknął w swym biurku.

Pomyślał, że zachowaniem Heleny zmartwi się  Patrycja, bo ona w pewien sposób stała po jej stronie, chciała jej pomóc, namawiała go do spokojnej rozmowy z Heleną, zżymała się, gdy Wojtek niezbyt miło się o niej wyrażał. 

Sprzątanie szło sprawnie, chłopcy uwijali się zgodnie, bez marudzenia. O ile przedtem narzekali, że śpią w jednym pokoju tak teraz doszli do wniosku, że dopóki tu mieszkają mogą nadal spać w jednym pokoju, nie warto tego zmieniać, bo przecież i tak się niedługo przeprowadzają.

Poza tym pokój, w którym teraz  śpią jest tuż obok pokoju taty i mamy a nie po drugiej stronie mieszkania. Wojtek pochwalił ich za "zdroworozsądkowe" myślenie. Po Patrycję pojechali około godziny trzynastej.  Oczywiście Patrycja była już spakowana i czekała na nich. Wojtek przywiózł ze sobą zakupione za granicą pojemniki z brezentu, lekkie, składane, a więc dobre do przechowywania gdy nie były w użyciu, idealne np. do pakowania pościeli. Teraz  żałował, że nie  kupił ich wtedy więcej. Na razie Wojtek nie mówił Patrycji o szczegółach "pożegnania Heleny," nie chciał w te rodzinne  brudy wtajemniczać chłopców. Chłopcy byli bardzo zadowoleni, że będą codziennie z Wojtkiem i Patrycją a jedyne co im psuło humor to fakt, że do wakacji i ostatecznej przeprowadzki jest jeszcze 25 dni.

Omówiono szczegółowo "plan działania na ten czas" - do domu mieli zawsze wracać razem, w domu odgrzać sobie zupę i nie bałaganiąc czekać grzecznie na powrót Wojtka i Patrycji, najlepiej odrabiając lekcje  w tym czasie. Mają nie wychodzić z domu i nie zapraszać do domu żadnych kolegów. I nie opowiadać w szkole o tym, że Helena się wyprowadziła jak i o tym, że w domu są sami aż do powrotu rodziców.

Termin  ślubu udało się Wojtkowi załatwić na 22 czerwca i to w Pałacu Ślubów, o czym bezzwłocznie poinformował chłopców. Chłopcy odtańczyli coś pośredniego pomiędzy tańcem wojennym a boogie woogie, powiedzieli, że oni im założą obrączki na palce a nie tylko je podadzą na "małym talerzyku", poprosili, by mogli wraz z rodzicami wybierać je u jubilera, a Wojtek się  śmiał potem, że tylko czekał kiedy któryś palnie, że oni rodzicom zorganizują noc poślubną, a Patrycja  się śmiała, że powinien się cieszyć, że nie chcą dopilnować jej konsumpcji. No wiesz, na tyle już są obaj mądrzy, że wiedzą, że już konsumpcja była. Przecież im tłumaczyłem, że ciąża się nie bierze z powietrza. 

Wojtuś, a ty naprawdę będziesz nosił obrączkę? No jasne, że będę, ja to bym nawet nosił plakietkę z nadrukiem "ożeniłem się z Patrycją". No to ja ci mogę  taką plakietkę zamówić w drukarni i będziesz ją nosić jak identyfikator. Naczelny byłby w pełni usatysfakcjonowany odkąd wpadł na pomysł identyfikatorów. Pat, on ma jakiś feler, nie za bardzo zapamiętuje nazwiska osób, nawet tych, które  zna od lat. A ostatnio instytut się rozrósł. Przecież ja się z nim znam od studiów, zawsze nas rozśmieszało, że mylił nasze i profesorów  nazwiska. A zawodowo to facet jest świetny. A tak to spojrzy na identyfikator i wie z kim rozmawia. To ilu was tu jest w instytucie z jednego roku politechniki?  Czterech, cała góra. Ale umówiliśmy się, że w pracy nie będziemy "na ty" przy ludziach. A on wie, że my jesteśmy razem? Wojtek wybuchnął śmiechem - podejrzewam, że może tylko magazynierzy nie wiedzą o tym, że my jesteśmy razem. On od razu wiedział, przecież się z nim przyjaźnię. Ale tak jak ci powiedziałem- ja jestem z tego powodu dumny. Każdy mądry facet ci powie, że niełatwo jest być z naprawdę mądrą kobietą, to dla niektórych jest bardzo stresujące, trzeba bardzo uważać i na gruncie zawodowym i prywatnym. 

Zawsze cię podziwiałem na niwie zawodowej - i byłaś dla mnie zupełnie niedostrzegalna jako kobieta, byłaś zawsze strasznie oficjalna i zimna, taka lodówka w spódnicy. I dopiero w czasie lotu do Budapesztu dostrzegłem, że jesteś szalenie interesującą kobietą. I czułem jak z każdą minutą coraz bardziej chcę wiedzieć jak całujesz, czuć twój dotyk, być tuż koło ciebie i słuchać tego co mówisz. No a jak cię zobaczyłem na basenie to już zupełnie oszalałem - byłaś niczym z mojego snu. No tak, a ja się cały czas hamowałam by ci się nie powiesić na szyi. Bo zawsze mi się podobałeś jako facet a do tego byłeś bezbłędny zawodowo i doceniałeś moje koncepcje. Ale miałam zakodowane, że praca to nie miejsce do dostrzegania urody kolegów. Wojtek, ale ty będąc mężem Heleny nie nosiłeś obrączki. Bo przezornie ich nie kupiłem i nie pozwoliłem rodzicom by je kupili. Ale teraz będę nosił obrączkę. Weźmiemy małolatów do jubilera? zgodzisz się? No jasne, niech mają trochę rozrywki z okazji naszego  ślubu- zgodziła się Patrycja. 

Pat, to weźmy pojutrze po 1 dniu urlopu, bo mamy wizytę u lekarza, trzeba dzidziusia podglądnąć i po wizycie wpadniemy pod szkołę po chłopców i zajrzymy z nimi do jubilera, potem zjemy obiad i może zajrzymy na moment do rodziców, bo mam wyrzuty sumienia, że  wszystko jest na ich głowie. I musimy podać w USC dane naszych świadków.

Pat, a ty masz taką srebrną obrączkę z jakimś geometrycznym rytem- bardzo mi się ona podoba. Pomyślałem, że można by zrobić dwie takie obrączki z białego złota a  te wyżłobienia wypełnić zwykłym złotem albo emalią. Sztuka  łączenia emalii ze złotem jest w jubilerstwie wszak znana. Wojtuniu, to nie jest obrączka, to jest srebrny pierścionek z tzw. Krzyżem Atlantów. Podobno to symbol chroniący i przynoszący szczęście. Wiesz, jako wielce pragmatyczna osoba mam lekkie odbicia i interesuję się trochę "dziwnymi sprawami", mało naukowymi, między innymi symbolami. No i chyba ten pierścionek przyniósł mi szczęście, bo miałam go cały czas właśnie w Budapeszcie.

Skarbie, usiłujesz mnie przekonać, że to ten pierścionek mnie uwiódł a nie twoje walory umysłowe i fizyczne? W pewnym sensie tak, to dziwny pierścionek, jedyny który noszę  bez oporów, a mam różnych pierścionków sporo. Wiesz- nowa kreacja, nowy pierścionek. Kiedyś nosiłam co dzień inny pierścionek a teraz najchętniej noszę właśnie ten Krzyż Atlantów. I zawsze go mam gdy opracowuję nowy temat. Podejrzewam, że jubiler padnie  ze śmiechu gdy zamówimy oboje takie pierścienie. Eeee, jubilerzy to są odporni ludzie,  każde zamówienie to dla nich czysty zysk. Wojtuniu, a dotarło do ciebie, że ta obrączka z tym wzorem to będzie dość szeroka? Ma cały centymetr szerokości. Dotarło, niech wszyscy dookoła widzą, że jestem ptakiem zaobrączkowanym - stwierdził Wojtek.

Badanie wykazało, że dzidziuś rozwija się prawidłowo, ale Pat powinna nieco odpocząć, przebywać więcej na powietrzu, pogorszyła się jej morfologia i mogłaby mieć nieco niższe ciśnienie, więc została wysłana na zwolnienie lekarskie. Wojtek umierał prawie z niepokoju, ale lekarz go przekonał, że gdyby Pat nie była przyszłą pacjentką ich kliniki, to on by jej nie wysłał na zwolnienie- oni po prostu dbają o swe przyszłe  pacjentki, by w tym krytycznym momencie gdy będzie poród, panie były silne i zdrowe, co się wszak przekłada na  stan dzieci.

Po wizycie pojechali po chłopców i by nie tracić czasu Wojtek zwolnił Adama z ostatniej lekcji. Jubiler, wbrew przewidywaniom Patrycji, nie padł ze śmiechu, doradził natomiast by zrobić obrączki z białego złota a "ryt" wypełnić ciemnym, tzw. "starym złotem". Emalia się raczej nie nadaje bo obrączki są używane wszak stale a nie okazjonalnie i mogłaby ulec uszkodzeniu. Chłopcom się one podobały, jak niemal wszystko co mama i tata wymyślali. Patrycja się nieco wzruszyła, bo Adaś zapytał się, czy wszystko jest w porządku z "dzidzią". 

Na świadka Wojtek zgłosił swego najlepszego przyjaciela,  czyli dyrektora naczelnego instytutu i Patrycja się śmiała, że ona w takim razie powinna poprosić na świadka kierowniczkę kadr, ale  zaprosi w takim razie swą koleżankę o nieco niepopularnym obecnie imieniu Aniela, zwaną popularnie w pracy Andżelą.

Wojtek się zastanawiał dłuższą chwilę i powiedział- gdzieś to imię słyszałem chyba w Zjednoczeniu, któraś z sekretarek.  Pudło- nie ze Zjednoczenia ale z Ministerstwa i faktycznie sekretarka. Nie kojarzę- stwierdził Wojtek.  To najukochańsza  sekretarka wiceministra, tak ukochana, że urodziła  mu bliźniaki, ale za niego nie wyszła, bo stwierdziła, że nie może mu w pełni zaufać. Sama je wychowuje, chociaż on się już rozszedł z żoną. Dzieci mówią do niego tato, ale ona trzyma go na dystans,dopuszczając do siebie gdy on już zdycha z potrzeby bycia z nią bo uważa,  że jeśli on zdradził swą żonę z nią to i ją może zdradzić z inną babką. I tym sposobem są i nie są razem. Ojej to jest okropne -stwierdził Wojtek. No to masz okazję docenić to, że ja ci zaufałam i jestem z tobą i się pobieramy. Co prawda to ona uważa, że jestem głupia, ale myślę, że ona sporo o nim wie i dobrze to przemyślała. Wiesz, tak naprawdę każda sekretarka bardzo dużo wie o swoim szefie. A ten nasz pan wiceminister jest całkiem przystojnym faciem. Podoba ci się? - zaniepokoił się Wojtek. Mnie to się tylko ty podobasz i chyba o tym wiesz. Niby wiem, zgodził się Wojtek, ale lubię gdy to mówisz, jakoś mi tak wtedy raźniej, tak jakoś rosnę. Nooo i to w dość zauważalny sposób- śmiała się Patrycja. Ale  dopiero wieczorem powiem ci co mi się u ciebie podoba, teraz  musimy pojechać do rodziców.

Po drodze wstąpili do cukierni, by babcia nie rozpaczała, że nic nie upiekła, bo nie wiedziała, że oni przyjadą. Okazało się, że obie kabiny prysznicowe już są zamontowane i do obu są dokupione wygodne i bezpieczne stołeczki, które dziadek wypatrzył w sklepie ze sprzętem rehabilitacyjnym. Dziadek tłumaczył, że ten drugi stołeczek to dla Patrycji a poza tym stołeczki mają z boku podpórki, by łatwiej z nich wstać, a przecież Pat jest w ciąży i sprzedawca w sklepie udowodnił  dziadkowi, że to bardzo wygodny stołek, ma nawet wyprofilowane siedziszcze w ten sposób by można swobodnie umyć intymne części ciała bez wstawania. Pat uznała, że faktycznie to bardzo fajne i mądrze zaprojektowane stołki i dziadkowi podziękowała chwaląc go i dając  mu buziaka. Pat była autentycznie wzruszona, że teść pomyślał o jej stanie. Chłopcy mieli dla siebie dwa pokoje z możliwością połączenia ich, bo część ściany działowej  była przesuwana- patent wymyślony przez  architekta, który również miał dwóch synów w podobnym wieku co Adaś i Krzyś. Chłopcy byli zachwyceni. Do ich pokoju przylegał mały pokój, który miał być gabinetem Wojtka, na końcu była sypialnia  Pat i Wojtka z miejscem dla dziecka. W pokojach były już szafy. Na podwórku wyrósł tajemniczy domek przylegający do willi a na pytanie Wojtka- a co to tu stoi?- ojciec opowiedział  - to jest garaż na wózek i na różne  zabawki chłopców i na moje narzędzia i jest ogrzewany. Pat się w końcu popłakała, Wojtek się przeraził, ale ojciec mu wytłumaczył, że kobiety w odmiennym stanie są bardzo płaczliwe, byle co je wzrusza i najlepiej jest je wtedy przytulić, wycałować, zapewnić o swej bezgranicznej miłości i wtedy szybko "dochodzą do siebie". I to była naprawdę dobra recepta. Chłopcy opowiedzieli dziadkom jakie rodzice będą mieli obrączki i że to oni je założą im na palce, Wojtek po krótkiej naradzie z Patrycją policzył ilu będzie na ślubie gości, których zaproszą do którejś z restauracji na Starym Mieście. Ułożyli treść zaproszeń na  ślub i obiad jak i treść powiadomień, że "państwo XY" wstąpili w związek małżeński. Postanowili pominąć tych z rodziny obojga, z którymi kontakt ograniczał się do wymiany życzeń świątecznych i noworocznych. Teściowa proponowała Pat, że pojedzie z nią na babskie zakupy, ale Pat stwierdziła, że wpierw musi poprzymierzać różne kreacje, które ma w domu. Dziadek twierdził, że już można zacząć zwożenie różnych rzeczy , np. pościeli z domu Pat, zimowych rzeczy obojga, bo na zimowe rzeczy jest miejsce na strychu - tam są szafy, a strych ma ocieplane ściany i dach i centralne też tam dochodzi. Zaletą domu teściów było to, że media były podłączone do sieci miejskiej. Teściowa była bardzo zadowolona z faktu, że Pat załapała zwolnienie lekarskie.

                                                                     c.d.n.

To nie takie proste -10

 Ku wielkiej radości Patrycji i Wojtka chłopcy byli zachwyceni wycieczką po Starym Mieście i po powrocie, w trakcie obiadu, buzie im się nie zamykały. Na dodatek Patrycja pozwoliła im by każdy z nich wybrał sobie ręcznie malowany nieduży widoczek ze Starówki. Po zakończeniu roku szkolnego przecież przeprowadzą się do domu dziadków i każdy z nich będzie miał własny pokój i będzie mógł sobie na ścianie powiesić wybrany przez siebie obrazek.

Szalenie dużo emocji wzbudziło losowanie spania na łóżku polowym. Dodatkową atrakcją było to, że ten kto wygra spanie na nim będzie również spał w śpiworze. Wygrał Krzyś, ale wieczorem łaskawie pozwolił Adamowi poleżeć kwadrans w śpiworze na polowym łóżku.

W niedzielę rano Patrycję obudził zapach kawy, co bardzo ją zdziwiło, bo była objęta ramieniem Wojtka, który......spał. Zamknęła z powrotem oczy myśląc - ależ mam realistyczne sny! Leżała jeszcze chwilę, nim sobie uprzytomniła, że nadal czuje  zapach kawy, a przecież wcale już nie śpi. No tak, Krasnoludki urzędują w kuchni, ciekawe ile będę miała sprzątania po nich. W dziesięć minut później rozległo się pukanie do drzwi i Krzyś zawołał: tato, mamo wstawajcie, śniadanie czeka! Patrycja delikatnie oswobodziła się z objęć Wojtka, ale ten chyba był zaprogramowany na ciągłe jej obejmowanie bo natychmiast, jeszcze nie otwierając oczu zapytał- "co się stało? dobrze się czujesz?". Patrycja roześmiała się- nic się  nie stało, tylko chłopcy nam śniadanie zrobili i nas wołają. Nawet kawę nam zrobili, sądząc po zapachu. Wstawaj, pójdziemy się pozachwycać. A wołali nas "tato, mamo". 

Kolejny raz  rozległo się pukanie do drzwi i Wojtek  zawołał- wchodźcie, wchodźcie.Pierwszy wpadł Krzyś i zaraz uwiesił się na szyi Patrycji, która siedząc na łóżku szukała stopami kapci na podłodze, potem przytulił się do Wojtka, a Adam, który nie bardzo wiedział, czy jeszcze  przysługują mu takie dziecinne zachowania powiedział- zrobiliśmy śniadanie bo już jest po 10,00. Patrycja  rozłożyła ręce i powiedziała, no chodź do nas, potulimy się wszyscy razem! 

Rzeczywiście w kuchni było przygotowane śniadanie- kanapki z wędliną, ugotowane  na twardo jajka, kilka tostów z żółtym serem,  dwa kubki kawy i dwie szklanki herbaty. 

Oczywiście oboje z Wojtkiem pozachwycali się, jacy to z nich zdolni chłopcy i jak pięknie wszystko przygotowali. Gdy już siedzieli  przy stole i jedli Krzyś powiedział - zawsze będziemy dla was robić śniadanie w weekendy, bo to tak  fajnie  siedzieć razem z  mamą i tatą przy śniadaniu. Wojtek poczuł dziwne swędzenie  powiek i powiedział- przepraszam was chłopcy, że wcześniej nie było takich wspólnych śniadań, ale od dziś już zawsze będą takie wspólne śniadania w dni wolne od pracy i szkoły. 

Tato, a kiedy będzie wasz  ślub? Dokładnie nie wiem, bo wpierw musimy odebrać z sądu wyrok rozwodowy i dopiero wtedy będziemy mogli złożyć swoje dokumenty w Urzędzie Stanu Cywilnego, a od chwili złożenia dokumentów do dnia ślubu musi obowiązkowo minąć 30 dni. A my będziemy na waszym ślubie?  No jasne, przecież wam mówiłem, że będziecie na tym ślubie. A jeśli będziemy w tym czasie na obozie? Żaden problem, zabiorę was na 3 lub 4 dni z obozu i na pewno na ślubie będziecie. A będzie jakieś wesele? Nie wesela nie będzie ale będzie uroczysty obiad w którejś restauracji - chcemy to wydarzenie świętować z najbliższą rodziną i przyjaciółmi. 

Tato, a Justyny tata to się trzy razy żenił, tylko tej pierwszej żony swego ojca to Justyna nie zna, potem się jej ojciec ożenił z jej mamą, potem się rozeszli i ojciec Justyny ożenił się trzeci raz i dzięki temu Justyna  ma brata-gotowca. A co to znaczy "ma brata-gotowca"- zdziwił się Wojtek. No bo ta babka, z którą się jej ojciec ożenił ma syna, starszego od Justyny. A u kogo ta Justyna mieszka? Raz u mamy a raz u taty. 

Tatuś, a my chcemy mówić na Patrycję "mama", możemy? Oczywiście możecie, jeśli tak wam  bardziej pasuje. Tata, a ta nasza dzidzia to się urodzi w październiku, prawda?  Tak synku, w październiku. I naprawdę jeszcze nie wiadomo czy to będzie chłopak czy dziewczyna? Naprawdę nie wiadomo jeszcze.

Tatuś, a będziesz przy mamie gdy będzie rodzić? Jeśli tylko będzie można, to oczywiście, że będę.  A wiesz, że można  zemdleć, gdy żona rodzi? A skąd Krzysiu wiesz, że można zemdleć z tej okazji?  No bo tata Michała zemdlał gdy zobaczył krew i jeden dzień leżał w szpitalu, bo tak mocno huknął się w głowę o podłogę, że mu aż musieli badania porobić.

Patrycja z trudem powstrzymywała się od śmiechu w końcu powiedziała - jak słyszę to macie w szkole masę ciekawych wydarzeń do omawiania. Wystarcza wam na to przerw? Mamo, w mojej klasie tylko dziesięcioro dzieci miało nierozwiedzionych rodziców. No to teraz jest ich tylko dziewięciu - skonstatował, bo też już jestem dzieckiem rozwodników A ilu jest uczniów w klasie?- spytał Wojtek. Krzyś chwilę pomyślał - chyba trzydziestu dwóch.

Mamo, a co będziemy dziś robić? Jeszcze się nie naradziliśmy z tatą. Wstaw Krzysiu naczynia do zmywarki, tylko bez okruszek, dobrze? To my się teraz z tatą będziemy ubierać i przy okazji się naradzimy co będziemy dziś robić.

W trakcie szykowania się Patrycja powiedziała - pojedźmy do Palmir, na  Cmentarz. Chcę by obaj mieli wbite do głów, że wojna to nie jest okazja do  bohaterskich czynów ale jest to samo zło, śmierć, zagłada. W jakiś sposób zmobilizowały mnie do tego słowa Adama, że można zostać w czasie wojny bohaterem. Byłeś kiedyś w Palmirach? Nie, nie byłem- no to pojedźmy, to miejsce robi wrażenie . Dwa tysiące grobów, jednakowych, prostych, tych, którzy byli tam rozstrzeliwani w latach 1939-1943 przez Niemców. Bo ja zawsze jestem za rozmową a nie za walką i uważam, że oni są w wieku odpowiednim by im to zapadło w pamięć. Wczoraj się dowiedziałam od Krzysia, że wolałby być zbity przez ciebie niż usłyszeć to co mu mówiłeś gdy coś przeskrobał. Okazuje się, że słowa działają lepiej niż lanie. Powiedziałam im tylko, że mają pecha, bo ja też nie biję, ale mówię.

Oczywiście w drodze im wyjaśnię dlaczego jadą  do Palmir.  To świetna ilustracja tego, czym jest wojna. Wczoraj, jak powiedział Krzyś siedzieliśmy na  cmentarzu - to  jego reminiscencja po obejrzeniu zdjęć ruin Starówki w Muzeum. Ale oczywiście chcę byś ty podjął decyzję czy tam pojechać. Wojtek objął ją mocno, przytulił i powiedział - jedźmy.

W drodze Patrycja doznała wielkiego zdziwienia - Adam, piętnastolatek kończący właśnie podstawówkę, piątkowy uczeń, nie miał bladego pojęcia o Palmirach. Co prawda kiedyś "coś słyszał", że w czasie II wojny światowej zginął polski lekkoatleta Janusz Kusociński i że jest "pochowany gdzieś pod Warszawą."

Po odwiedzeniu Cmentarza w Palmirach pojechali jeszcze na skraj Kampinoskiego Parku Narodowego  by powędrować nieco leśnymi ścieżkami. Tam, gdzie droga była szersza szli w czwórkę, trzymając się za ręce, gdy ścieżka była węższa szli parami, a Krzyś stwierdził, że on to by mógł tak wędrować cały dzień, bo to tak miło  iść za rękę na przemian z mamą i tatą. A Wojtek cierpiał i jednocześnie czuł się szczęśliwy - cierpiał, bo zdał sobie sprawę, że przez wiele lat zbyt mało uwagi poświęcał synom spoglądając na nich tak, jakby z ich winy ożenił się z niewłaściwą dla siebie kobietą.  A to nie była ich wina a tylko i wyłącznie jego niezmierna głupota. Jednocześnie przepełniało go szczęście, że teraz ma obok siebie kobietę którą kocha i podziwia, że dzieci ją jak najbardziej zaakceptowały i że w październiku przyjdzie na świat dziecko będące efektem  wzajemnej miłości jego i kobiety, którą kocha.

Ponieważ męska, przeważająca część wycieczki poczuła głód pojechali  na obiad i tym razem "dzidzia" musiała zadowolić się obiadem zjedzonym w restauracji hotelu Bristol.

W czasie obiadu chłopcy odliczali dni do końca roku szkolnego i do końca remontu mieszkania w domku dziadków. Z wielką radością przyjęli do wiadomości informację, że od pierwszego czerwca do końca roku szkolnego  Wojtek z Patrycją będą mieszkać razem z nimi, bo Helena się przeprowadza.

Patrycja przy okazji powiedziała im, by pamiętali o swej "prawdziwej, biologicznej mamie" bo mimo rozwodu z Wojtkiem ona zawsze będzie ich matką, bo oni są wszak mieszanką genów obojga rodziców. A ponadto powiedziała, że jest dumna, że mówią do niej mamo, chociaż żaden z nich nie jest z nią związany genami. A poza tym przypomniała, że ilekroć któryś z nich będzie miał ochotę spotkać się z Heleną to nie ma problemu - zawsze takie spotkanie oni zorganizują. Po wysłuchaniu tej informacji Adam powiedział - przecież nie pojedziemy na spotkanie do Anglii, mogę się założyć o tysiąc złotych, że na pewno wyjedzie do Anglii do pracy, skoro jedzie tam jej najlepsza przyjaciółka. Wojtek usiłował przekonać Adama, że na pewno Helena nie wyjedzie, ale Adam powiedział - tata, ty wiesz swoje a ja swoje.

Chłopcy poprosili Wojtka, by odwiózł ich do Heleny dopiero po kolacji to oni zrobią racuszki na kolację- takie proste, tylko starte kartofle, przyprawy i jajka i 1 łyżka mąki kartoflanej. Okazało się że Krzyś w ramach "robót ręcznych"raz na dwa tygodnie ma zajęcia kulinarne.  Owe racuszki okazały się całkiem smacznym "wynalazkiem". Żegnali się z Patrycją tak, jakby się rozstawali na miesiąc, a Krzyś już w samochodzie powiedział Wojtkowi, że "byłoby fajnie gdyby i w tygodniu mogli się z Patrycją spotkać". Wojtek go pocieszał, że naprawdę niewiele czasu zostało do przeprowadzki do domu, w którym będą mieszkać wszyscy razem.

W środku tygodnia zatelefonował do Patrycji, do pracy, ojciec Wojtka, że już nadeszły kabiny prysznicowe, więc on dziś, teraz-zaraz  jedzie je obejrzeć "na żywo" i ma pytanie, czy któreś z nich może z nim pojechać. Patrycja poprosiła ojca by podjechał po nią do pracy, bo Wojtek jest na jakiejś nasiadówce a ona nie ma kluczyków do jego samochodu ani dowodu rejestracyjnego. Ponieważ nie musiała się nikomu opowiadać pozamykała swoje dokumenty, zatelefonowała do sekretariatu Wojtka z wiadomością, że gdyby pan dyrektor jej szukał, to ona wróci za 2 godziny.

Poczekała koło Instytutu na teścia i pojechali do Pewexu. Kabiny były naprawdę dobrej jakości, teść miał przy sobie odpowiednią ilość gotówki w twardej walucie, posprawdzali dokładnie czy są wszystkie części składowe , teść zapłacił za dwie kabiny, Patrycja  zmusiła teścia do tego by podał jej numer swego konta dolarowego bo jedna z kabin jest przecież dla nich i ona za nią zwróci pieniądze na konto teścia. Teść umówił się z transportem pewexowskim, zamówił też speca od montażu i odwiózł Patrycję via bank do pracy. Idąc do swego pokoju zajrzała do sekretariatu i dowiedziała się, że już pan dyrektor techniczny jej szukał. No to proszę mu przekazać, że już wróciłam, idę właśnie do siebie. W pięć minut później wpadł Wojtek, jak zwykle z pytaniem "co się stało?"- nic, padła odpowiedź - kupiłam w Pewexie kabinę, tata też dla siebie kupił. Kochany, do porodu jeszcze daleko, ciąża jak na wystawę a ty się wciąż denerwujesz- martwi mnie to. No bo cię tak szaleńczo kocham,  zrozum to. No nic, dziś  kupimy dla siebie komórki, muszę mieć z tobą łączność. Wracając z pracy to zrobimy. Dobrze, kochany. A ile jesteśmy tacie  winni?- zaciekawił się Wojtek? Nic, bo nawet o bank zahaczyłam i zrobiłam przelew na taty konto. To ja zrobię teraz przelew na twoje konto. Wojtuniu, ocknij się, jesteśmy razem, kabina jest dla nas, rodzice i ty ponosicie wszystkie, niemałe koszty remontu, wiec uspokój się.O której dziś  wyjdziesz z pracy? O 16,30 i wsiądź  Pat do mojego samochodu na podwórku, dosyć tego ukrywania się. Jutro odbieram papiery z sądu. I pojutrze możemy je składać w USC. Wezmę na pojutrze dzień urlopu, mam jeszcze  zaległe urlopy, stwierdziła  Patrycja. Ja jutro muszę tylko na moment wpaść do ministerstwa i też będę mógł wziąć dzień urlopu pojutrze, stwierdził Wojtek.

Zgodnie z umową o 16,30 Patrycja, mając świadomość że pół biura obserwuje jak zamiast do bramy idzie  do wiaty, zjawiła się przy samochodzie Wojtka. Ku jej zdziwieniu Wojtek już na nią czekał. "Na bramie" podała strażnikowi swoją kartę zegarową z prośbą, by ją "odbił". Strażnik  truchcikiem  pobiegł do zegara i za chwilę przyniósł ją podstemplowaną mówiąc- proszę  panie dyrektorze, gotowe. Gdy tylko wyjechali Patrycja wybuchnęła śmiechem- no popatrz nie tylko stanowisko zmieniłam ale i płeć!

Wojtuś, ty naprawę chcesz nas "zakomórkować"? Tak, chcę mieć z tobą stały kontakt. Będzie ustawiona na wibracje, żeby mi nie dzwoniła gdy jestem na jakimś spotkaniu. A w kieszeni spodni lub w dolnej kieszeni marynarki zawsze wibracje odczuję. Jeśli nie będę mógł rozmawiać wyślę ci sms.  A ja nawet wiem jakiej treści- zawsze będzie na początku "kocham cię"a potem "zadzwonię jak będę mógł"- śmiała się  Patrycja. A jak będą wyglądały sms-y od ciebie ? Kocham cię ciągle, u mnie wszystko dobrze.

                                                                 c.d.n.