niedziela, 25 kwietnia 2021

To nie takie proste -10

 Ku wielkiej radości Patrycji i Wojtka chłopcy byli zachwyceni wycieczką po Starym Mieście i po powrocie, w trakcie obiadu, buzie im się nie zamykały. Na dodatek Patrycja pozwoliła im by każdy z nich wybrał sobie ręcznie malowany nieduży widoczek ze Starówki. Po zakończeniu roku szkolnego przecież przeprowadzą się do domu dziadków i każdy z nich będzie miał własny pokój i będzie mógł sobie na ścianie powiesić wybrany przez siebie obrazek.

Szalenie dużo emocji wzbudziło losowanie spania na łóżku polowym. Dodatkową atrakcją było to, że ten kto wygra spanie na nim będzie również spał w śpiworze. Wygrał Krzyś, ale wieczorem łaskawie pozwolił Adamowi poleżeć kwadrans w śpiworze na polowym łóżku.

W niedzielę rano Patrycję obudził zapach kawy, co bardzo ją zdziwiło, bo była objęta ramieniem Wojtka, który......spał. Zamknęła z powrotem oczy myśląc - ależ mam realistyczne sny! Leżała jeszcze chwilę, nim sobie uprzytomniła, że nadal czuje  zapach kawy, a przecież wcale już nie śpi. No tak, Krasnoludki urzędują w kuchni, ciekawe ile będę miała sprzątania po nich. W dziesięć minut później rozległo się pukanie do drzwi i Krzyś zawołał: tato, mamo wstawajcie, śniadanie czeka! Patrycja delikatnie oswobodziła się z objęć Wojtka, ale ten chyba był zaprogramowany na ciągłe jej obejmowanie bo natychmiast, jeszcze nie otwierając oczu zapytał- "co się stało? dobrze się czujesz?". Patrycja roześmiała się- nic się  nie stało, tylko chłopcy nam śniadanie zrobili i nas wołają. Nawet kawę nam zrobili, sądząc po zapachu. Wstawaj, pójdziemy się pozachwycać. A wołali nas "tato, mamo". 

Kolejny raz  rozległo się pukanie do drzwi i Wojtek  zawołał- wchodźcie, wchodźcie.Pierwszy wpadł Krzyś i zaraz uwiesił się na szyi Patrycji, która siedząc na łóżku szukała stopami kapci na podłodze, potem przytulił się do Wojtka, a Adam, który nie bardzo wiedział, czy jeszcze  przysługują mu takie dziecinne zachowania powiedział- zrobiliśmy śniadanie bo już jest po 10,00. Patrycja  rozłożyła ręce i powiedziała, no chodź do nas, potulimy się wszyscy razem! 

Rzeczywiście w kuchni było przygotowane śniadanie- kanapki z wędliną, ugotowane  na twardo jajka, kilka tostów z żółtym serem,  dwa kubki kawy i dwie szklanki herbaty. 

Oczywiście oboje z Wojtkiem pozachwycali się, jacy to z nich zdolni chłopcy i jak pięknie wszystko przygotowali. Gdy już siedzieli  przy stole i jedli Krzyś powiedział - zawsze będziemy dla was robić śniadanie w weekendy, bo to tak  fajnie  siedzieć razem z  mamą i tatą przy śniadaniu. Wojtek poczuł dziwne swędzenie  powiek i powiedział- przepraszam was chłopcy, że wcześniej nie było takich wspólnych śniadań, ale od dziś już zawsze będą takie wspólne śniadania w dni wolne od pracy i szkoły. 

Tato, a kiedy będzie wasz  ślub? Dokładnie nie wiem, bo wpierw musimy odebrać z sądu wyrok rozwodowy i dopiero wtedy będziemy mogli złożyć swoje dokumenty w Urzędzie Stanu Cywilnego, a od chwili złożenia dokumentów do dnia ślubu musi obowiązkowo minąć 30 dni. A my będziemy na waszym ślubie?  No jasne, przecież wam mówiłem, że będziecie na tym ślubie. A jeśli będziemy w tym czasie na obozie? Żaden problem, zabiorę was na 3 lub 4 dni z obozu i na pewno na ślubie będziecie. A będzie jakieś wesele? Nie wesela nie będzie ale będzie uroczysty obiad w którejś restauracji - chcemy to wydarzenie świętować z najbliższą rodziną i przyjaciółmi. 

Tato, a Justyny tata to się trzy razy żenił, tylko tej pierwszej żony swego ojca to Justyna nie zna, potem się jej ojciec ożenił z jej mamą, potem się rozeszli i ojciec Justyny ożenił się trzeci raz i dzięki temu Justyna  ma brata-gotowca. A co to znaczy "ma brata-gotowca"- zdziwił się Wojtek. No bo ta babka, z którą się jej ojciec ożenił ma syna, starszego od Justyny. A u kogo ta Justyna mieszka? Raz u mamy a raz u taty. 

Tatuś, a my chcemy mówić na Patrycję "mama", możemy? Oczywiście możecie, jeśli tak wam  bardziej pasuje. Tata, a ta nasza dzidzia to się urodzi w październiku, prawda?  Tak synku, w październiku. I naprawdę jeszcze nie wiadomo czy to będzie chłopak czy dziewczyna? Naprawdę nie wiadomo jeszcze.

Tatuś, a będziesz przy mamie gdy będzie rodzić? Jeśli tylko będzie można, to oczywiście, że będę.  A wiesz, że można  zemdleć, gdy żona rodzi? A skąd Krzysiu wiesz, że można zemdleć z tej okazji?  No bo tata Michała zemdlał gdy zobaczył krew i jeden dzień leżał w szpitalu, bo tak mocno huknął się w głowę o podłogę, że mu aż musieli badania porobić.

Patrycja z trudem powstrzymywała się od śmiechu w końcu powiedziała - jak słyszę to macie w szkole masę ciekawych wydarzeń do omawiania. Wystarcza wam na to przerw? Mamo, w mojej klasie tylko dziesięcioro dzieci miało nierozwiedzionych rodziców. No to teraz jest ich tylko dziewięciu - skonstatował, bo też już jestem dzieckiem rozwodników A ilu jest uczniów w klasie?- spytał Wojtek. Krzyś chwilę pomyślał - chyba trzydziestu dwóch.

Mamo, a co będziemy dziś robić? Jeszcze się nie naradziliśmy z tatą. Wstaw Krzysiu naczynia do zmywarki, tylko bez okruszek, dobrze? To my się teraz z tatą będziemy ubierać i przy okazji się naradzimy co będziemy dziś robić.

W trakcie szykowania się Patrycja powiedziała - pojedźmy do Palmir, na  Cmentarz. Chcę by obaj mieli wbite do głów, że wojna to nie jest okazja do  bohaterskich czynów ale jest to samo zło, śmierć, zagłada. W jakiś sposób zmobilizowały mnie do tego słowa Adama, że można zostać w czasie wojny bohaterem. Byłeś kiedyś w Palmirach? Nie, nie byłem- no to pojedźmy, to miejsce robi wrażenie . Dwa tysiące grobów, jednakowych, prostych, tych, którzy byli tam rozstrzeliwani w latach 1939-1943 przez Niemców. Bo ja zawsze jestem za rozmową a nie za walką i uważam, że oni są w wieku odpowiednim by im to zapadło w pamięć. Wczoraj się dowiedziałam od Krzysia, że wolałby być zbity przez ciebie niż usłyszeć to co mu mówiłeś gdy coś przeskrobał. Okazuje się, że słowa działają lepiej niż lanie. Powiedziałam im tylko, że mają pecha, bo ja też nie biję, ale mówię.

Oczywiście w drodze im wyjaśnię dlaczego jadą  do Palmir.  To świetna ilustracja tego, czym jest wojna. Wczoraj, jak powiedział Krzyś siedzieliśmy na  cmentarzu - to  jego reminiscencja po obejrzeniu zdjęć ruin Starówki w Muzeum. Ale oczywiście chcę byś ty podjął decyzję czy tam pojechać. Wojtek objął ją mocno, przytulił i powiedział - jedźmy.

W drodze Patrycja doznała wielkiego zdziwienia - Adam, piętnastolatek kończący właśnie podstawówkę, piątkowy uczeń, nie miał bladego pojęcia o Palmirach. Co prawda kiedyś "coś słyszał", że w czasie II wojny światowej zginął polski lekkoatleta Janusz Kusociński i że jest "pochowany gdzieś pod Warszawą."

Po odwiedzeniu Cmentarza w Palmirach pojechali jeszcze na skraj Kampinoskiego Parku Narodowego  by powędrować nieco leśnymi ścieżkami. Tam, gdzie droga była szersza szli w czwórkę, trzymając się za ręce, gdy ścieżka była węższa szli parami, a Krzyś stwierdził, że on to by mógł tak wędrować cały dzień, bo to tak miło  iść za rękę na przemian z mamą i tatą. A Wojtek cierpiał i jednocześnie czuł się szczęśliwy - cierpiał, bo zdał sobie sprawę, że przez wiele lat zbyt mało uwagi poświęcał synom spoglądając na nich tak, jakby z ich winy ożenił się z niewłaściwą dla siebie kobietą.  A to nie była ich wina a tylko i wyłącznie jego niezmierna głupota. Jednocześnie przepełniało go szczęście, że teraz ma obok siebie kobietę którą kocha i podziwia, że dzieci ją jak najbardziej zaakceptowały i że w październiku przyjdzie na świat dziecko będące efektem  wzajemnej miłości jego i kobiety, którą kocha.

Ponieważ męska, przeważająca część wycieczki poczuła głód pojechali  na obiad i tym razem "dzidzia" musiała zadowolić się obiadem zjedzonym w restauracji hotelu Bristol.

W czasie obiadu chłopcy odliczali dni do końca roku szkolnego i do końca remontu mieszkania w domku dziadków. Z wielką radością przyjęli do wiadomości informację, że od pierwszego czerwca do końca roku szkolnego  Wojtek z Patrycją będą mieszkać razem z nimi, bo Helena się przeprowadza.

Patrycja przy okazji powiedziała im, by pamiętali o swej "prawdziwej, biologicznej mamie" bo mimo rozwodu z Wojtkiem ona zawsze będzie ich matką, bo oni są wszak mieszanką genów obojga rodziców. A ponadto powiedziała, że jest dumna, że mówią do niej mamo, chociaż żaden z nich nie jest z nią związany genami. A poza tym przypomniała, że ilekroć któryś z nich będzie miał ochotę spotkać się z Heleną to nie ma problemu - zawsze takie spotkanie oni zorganizują. Po wysłuchaniu tej informacji Adam powiedział - przecież nie pojedziemy na spotkanie do Anglii, mogę się założyć o tysiąc złotych, że na pewno wyjedzie do Anglii do pracy, skoro jedzie tam jej najlepsza przyjaciółka. Wojtek usiłował przekonać Adama, że na pewno Helena nie wyjedzie, ale Adam powiedział - tata, ty wiesz swoje a ja swoje.

Chłopcy poprosili Wojtka, by odwiózł ich do Heleny dopiero po kolacji to oni zrobią racuszki na kolację- takie proste, tylko starte kartofle, przyprawy i jajka i 1 łyżka mąki kartoflanej. Okazało się że Krzyś w ramach "robót ręcznych"raz na dwa tygodnie ma zajęcia kulinarne.  Owe racuszki okazały się całkiem smacznym "wynalazkiem". Żegnali się z Patrycją tak, jakby się rozstawali na miesiąc, a Krzyś już w samochodzie powiedział Wojtkowi, że "byłoby fajnie gdyby i w tygodniu mogli się z Patrycją spotkać". Wojtek go pocieszał, że naprawdę niewiele czasu zostało do przeprowadzki do domu, w którym będą mieszkać wszyscy razem.

W środku tygodnia zatelefonował do Patrycji, do pracy, ojciec Wojtka, że już nadeszły kabiny prysznicowe, więc on dziś, teraz-zaraz  jedzie je obejrzeć "na żywo" i ma pytanie, czy któreś z nich może z nim pojechać. Patrycja poprosiła ojca by podjechał po nią do pracy, bo Wojtek jest na jakiejś nasiadówce a ona nie ma kluczyków do jego samochodu ani dowodu rejestracyjnego. Ponieważ nie musiała się nikomu opowiadać pozamykała swoje dokumenty, zatelefonowała do sekretariatu Wojtka z wiadomością, że gdyby pan dyrektor jej szukał, to ona wróci za 2 godziny.

Poczekała koło Instytutu na teścia i pojechali do Pewexu. Kabiny były naprawdę dobrej jakości, teść miał przy sobie odpowiednią ilość gotówki w twardej walucie, posprawdzali dokładnie czy są wszystkie części składowe , teść zapłacił za dwie kabiny, Patrycja  zmusiła teścia do tego by podał jej numer swego konta dolarowego bo jedna z kabin jest przecież dla nich i ona za nią zwróci pieniądze na konto teścia. Teść umówił się z transportem pewexowskim, zamówił też speca od montażu i odwiózł Patrycję via bank do pracy. Idąc do swego pokoju zajrzała do sekretariatu i dowiedziała się, że już pan dyrektor techniczny jej szukał. No to proszę mu przekazać, że już wróciłam, idę właśnie do siebie. W pięć minut później wpadł Wojtek, jak zwykle z pytaniem "co się stało?"- nic, padła odpowiedź - kupiłam w Pewexie kabinę, tata też dla siebie kupił. Kochany, do porodu jeszcze daleko, ciąża jak na wystawę a ty się wciąż denerwujesz- martwi mnie to. No bo cię tak szaleńczo kocham,  zrozum to. No nic, dziś  kupimy dla siebie komórki, muszę mieć z tobą łączność. Wracając z pracy to zrobimy. Dobrze, kochany. A ile jesteśmy tacie  winni?- zaciekawił się Wojtek? Nic, bo nawet o bank zahaczyłam i zrobiłam przelew na taty konto. To ja zrobię teraz przelew na twoje konto. Wojtuniu, ocknij się, jesteśmy razem, kabina jest dla nas, rodzice i ty ponosicie wszystkie, niemałe koszty remontu, wiec uspokój się.O której dziś  wyjdziesz z pracy? O 16,30 i wsiądź  Pat do mojego samochodu na podwórku, dosyć tego ukrywania się. Jutro odbieram papiery z sądu. I pojutrze możemy je składać w USC. Wezmę na pojutrze dzień urlopu, mam jeszcze  zaległe urlopy, stwierdziła  Patrycja. Ja jutro muszę tylko na moment wpaść do ministerstwa i też będę mógł wziąć dzień urlopu pojutrze, stwierdził Wojtek.

Zgodnie z umową o 16,30 Patrycja, mając świadomość że pół biura obserwuje jak zamiast do bramy idzie  do wiaty, zjawiła się przy samochodzie Wojtka. Ku jej zdziwieniu Wojtek już na nią czekał. "Na bramie" podała strażnikowi swoją kartę zegarową z prośbą, by ją "odbił". Strażnik  truchcikiem  pobiegł do zegara i za chwilę przyniósł ją podstemplowaną mówiąc- proszę  panie dyrektorze, gotowe. Gdy tylko wyjechali Patrycja wybuchnęła śmiechem- no popatrz nie tylko stanowisko zmieniłam ale i płeć!

Wojtuś, ty naprawę chcesz nas "zakomórkować"? Tak, chcę mieć z tobą stały kontakt. Będzie ustawiona na wibracje, żeby mi nie dzwoniła gdy jestem na jakimś spotkaniu. A w kieszeni spodni lub w dolnej kieszeni marynarki zawsze wibracje odczuję. Jeśli nie będę mógł rozmawiać wyślę ci sms.  A ja nawet wiem jakiej treści- zawsze będzie na początku "kocham cię"a potem "zadzwonię jak będę mógł"- śmiała się  Patrycja. A jak będą wyglądały sms-y od ciebie ? Kocham cię ciągle, u mnie wszystko dobrze.

                                                                 c.d.n.

 



5 komentarzy: