niedziela, 19 grudnia 2021

Spóźnione uczucia - 20

 Wieczorem w ciągu zaledwie pół godziny uzgodniono, że następnego dnia ojciec Krystyny sprzedaje  działkę, w tym czasie Pierre  wpierw upewnia  "starszego pana" o wdzięcznym  imieniu Paweł, że jego
rodzice kupią to mieszkanie i umawia w obecności pana  Pawła termin z notariuszem. Zgodnie z tym
terminem przyjeżdża do Warszawy ojciec Krystyny na podpisanie umowy u notariusza. Potem ustalają
z panem  Pawłem kiedy on opuści swoje  mieszkanie i wtedy Pierre ustala dzień przeprowadzki rodziców Krystyny z Poznania do Warszawy. 
Pierre wszystko miał rozpisane i wydrukowane w kilku egzemplarzach. I każdy z uczestników "imprezy zwanej przeprowadzka" miał własny egzemplarz "rozpiski".
W oczach swojej teściowej Pierre urósł do rangi bohatera- śmiał się, że  czuje się  niemal jakby grał rolę Spider Mana. 
A przeprowadzka, przy której nie musiała nawet palcem kiwnąć przeszła jej  wszystkie oczekiwania. Bała się, że coś się zagubi, może stłucze albo zniszczy- Pierre podejrzewał, że chyba była wręcz 
zawiedziona, że nic takiego się nie stało.
Wszystkie  formalności oraz sama przeprowadzka pochłonęły ponad miesiąc.
Dziewczynki pomału zaczynały się oswajać ze swoimi malutkimi siostrzyczkami, które , jak orzekł Pierre  stanęły  na wysokości zadania i świetnie odgrywały rolę zadowolonych z życia  niemowląt. Starsze panienki zaczęły chodzić do przedszkola, młodsze miały zagwarantowany codzienny spacer z mamą i  babcią do Łazienek. Gdy padał deszcz starsze były do przedszkola podrzucane rano samochodem przez Pierre'a, a potem odbierała je babcia.
 Pan Paweł prosił, by koniecznie Pierre wraz z Mietkiem  odwiedzili go w Nadarzynie u córki. Twierdził, że dawno nie miał kontaktu z tak miłymi, młodymi ludźmi. 
Przymiotnik  "młodzi" był w przypadku Mietka wielkim komplementem bo 57- latek zupełnie nie czuł się już młodym człowiekiem. 
Chodź zdaniem Heleny i nie tylko jej,  wyglądał naprawdę świetnie. Jego niemal czarne włosy były nadal gęste,  błąkało się  wśród nich zaledwie kilka srebrnych nitek. Nadal miał  świetną figurę.
Prawdę mówiąc młodszy od niego o 6 lat Pierre też raczej nie  zaliczał siebie do grupy młodych ale nadal wyglądał interesująco.   
Obaj sami siebie nie  zaliczali do młodych, ale po namyśle  obaj stwierdzili, że być może, gdy się jest bliżej "osiemdziesiątki" tak jak pan Paweł,  to  oni są jeszcze młodzi.
Helena "zdobyła" dla siebie i firmy, z którą współpracowała, tak zwaną  "żyłę złota" w postaci żony szefa Mietka. Sophie co miesiąc zamawiała u niej jakąś nową kreację i dzięki temu pracownia cały czas miała zamówienia i niemal nie było "martwych okresów". Sophie naraiła im jeszcze dwie klientki, które z kolei korzystały z wcześniejszych projektów Heleny. Helena udowodniła z kolei Sophie, że nawet ten sam projekt wygląda inaczej na każdej "modelce", bo jak  powiedziała Helena  każda pupa i każdy biust jest inny, żyje własnym życiem, każda osoba inaczej się porusza i fakt, że coś wygląda super na pani "X" nie  gwarantuje, że będzie wyglądało super na pani "Y".
Sophie i jej mąż stali się dość częstymi gośćmi domku pod lasem. I byli to naprawdę mało kłopotliwi
goście, którzy nie mieli problemu by przelecieć odkurzaczem podłogę w domku, wytrzeć kurze, podlać ogród lub  wytrzepać w pobliskim lesie dywaniki (Mietek zaimprowizował w lesie coś w rodzaju trzepaka) .
Sophie wyspecjalizowała się w daniach rybnych i owocach  morza i pełna zapału sterczała w kuchni szykując je. Helena była pełna podziwu, bo jak mówiła "rybi trup" był dla niej niemiłym widokiem.
Czasami do domku pod lasem wpadali też Pierre i Krystyna, oczywiście bez latorośli, bo nikt w tym gronie nie tęsknił za  dziećmi, co dziwiło tylko Krystynę. 
Krystyna co  jakiś czas bywała z wizytą u psychoterapeuty, ale ogólnie obecność rodziców w Warszawie  wpłynęła na nią bardzo korzystnie.
Czasem Mietek i Helena jeździli z wizytą do pana Pawła, który mieszkał w Nadarzynie u córki, która oddała mu parter domu, w którym mieszkała z mężem i synem. Córka pana Pawła wyszła za mąż za ogrodnika, który z  zamiłowania uprawiał kwiaty a ze względów praktycznych - pomidory. Miał też kilka  zagonów truskawek - dla rodziny i znajomych.
"Gerrberry i Pomidorry" - jak mawiał Mietek- roślinki z literką "R" w środku, co przynosi szczęście jak branie ślubu w miesiącu zawierającym ową magiczną literę "R".
Po każdej takiej wizycie trzy rodziny miały w domu piękne kwiaty i pyszne pomidory oraz  inne sezonowe owoce lub warzywa, a pan Paweł był zachwycony, że ktoś go odwiedza.
Gdy  młodsze córeczki Krystyny i Pierre'a osiągnęły poważny wiek dwóch lat  polecieli wszyscy z wizytą do ojca Pierre'a, który był już tzw. w wieku słusznym i Pierre dobrze  zdawał sobie  sprawę z tego, że  to może być ostatnia okazja do zobaczenia ojca.
Miał rację, rok później ojciec  zakończył życie, ale zdążył jeszcze poznać swoje wnuczki i uściskać syna.
Tak jak Pierre podejrzewał Lea była kochanką jego ojca, który w porozumieniu z synem część swego majątku (sporego, więc Pierre nie czuł się poszkodowany) przekazał jej. I w dwa miesiące przed śmiercią  wziął z nią  ślub.
Pierre usiłował się dowiedzieć czegoś o swej matce, ale było to poszukiwanie igły w stogu siana. Jego ojciec stwierdził, że wybaczył swej żonie, że od niego odeszła, bo ......zostawiła mu syna. Nigdy jej nie poszukiwał. Krystyna nie  za bardzo mogła to pojąć, ale Pierre rozumiał ojca.
Dziadek przed śmiercią każdą z wnuczek obdarował kontem bankowym, które do ich pełnoletności  miały być zasilane z wpływów osiąganych z jednej z inwestycji.
Pełen dumy wydał u siebie wielkie  przyjęcie na cześć swych gości. Lea chyba  miała jakieś wyjątkowe podejście do dzieci bo młodsze dziewczynki najchętniej spędzały czas w jej towarzystwie.
W podzięce za piękne wnuczki ojciec Pierre'a obdarował synową piękną i  drogą biżuterią, dziwiąc się, że jego syn dotąd tego nie zrobił.
Zapytany o to, czemu dotąd tego nie  zrobił - Pierre powiedział-  tato, ja mieszkam w cywilizowanym europejskim  kraju, tam nie ma takich haremowych  obyczajów.
No patrz synku, a ja  już tyle lat  mieszkam w tym dzikim  kraju, sporo po nim jeździłem ale nigdzie haremu tu nie widziałem. 
W kilka lat po śmierci Pierre'a seniora  zmarła niespodziewanie Lea. Najprawdopodobniej z powodu sepsy, jak się dowiedział później Pierre. 
To idiotyczne powiedział Pierre - skaleczyła się w rękę i w ciągu 3 dni zmarła! W dwudziestym wieku!
Pierre  po śmierci ojca był już tylko raz w Kanadzie, a Mietek już nigdy więcej tam nie był i nie spędził   z Heleną nocy  na łodzi pod kanadyjskim niebem pełnym  gwiazd.

                                                              KONIEC

Spóźnione uczucia - 19

Mieszkanie, które wzbudziło  zainteresowanie Mietka i Pierre'a było 550 metrów od apartamentowca.
Panowie obliczyli to licząc swe kroki.  Uliczka  przy której stał stary, jeszcze przedwojenny budynek nie była "przelotowa" i ruch na niej był tym samym bardzo ograniczony. 
Dwa pokoje z kuchnią miały  65 metrów kwadratowych powierzchni. Jak opowiadał mocno starszy właściciel mieszkania, budynek jakimś cudem nie  został w czasie  wojny i powstania  w 44 roku zrujnowany, a stojąca wtedy obok duża willa legła w  gruzach. A on chce to mieszkanie sprzedać, bo przeprowadza się do córki pod Warszawę, do Nadarzyna. Sam już nie za bardzo daje sobie radę, jego żona  zmarła 2 lata wcześniej.
Starszy pan pomyślał, że Mietek i Pierre chcą tu zamieszkać razem i w pewnej chwili powiedział - będzie się tu panom dobrze  mieszkało, lokatorzy tego domu nie są wścibscy, a gdy było na ulicach ślisko to mi nawet pomagali robiąc  zakupy bym  nie wychodził na oblodzone ulice. Bo w tej powojennej Warszawie to jezdnie  są odladzane ale chodniki to już niekoniecznie.
Pierre wyjaśnił szybko, że to nie oni chcą tu  zamieszkać, a on szuka mieszkania dla swoich rodziców. On z żoną i córeczkami mieszka w tym nowym, żółtym apartamentowcu. 
Aaaaa, w tym paskudztwie -  stwierdził z dezaprobatą starszy pan. A jak się tam  mieszka? 
Dość dobrze, widok z okien mam ładny, bo mieszkamy na ósmym piętrze i na szczęście jest garaż. I dlatego, że stąd jest tak  bliziutko do tego żółtego  brzydactwa zainteresowało nas pana ogłoszenie o sprzedaży  mieszkania. A teściowie przyjadą tu spoza Warszawy, z Poznania. 
Och, poznaniacy to nadzwyczaj uporządkowani i rzetelni ludzie- stwierdził z przekonaniem starszy pan.
To pewnie przydadzą  się im i te  "patenty" łazienkowe, które nam kiedyś tu zainstalowała córka. Bo nam zlikwidowała wannę ale jest wygodna, duża kabina prysznicowa, robiona na zamówienie. No właśnie, zaraz panom pokażę całe mieszkanie. 
Kuchnia i jeden z pokoi  były od strony północnej budynku. Kuchnia była duża, z czymś co przypominało wąski pokój bez okna, ale miało "świetliki". Jeszcze nim się zdążyli zapytać co to za pomieszczenie otrzymali wyjaśnienie- to była spiżarnia. Różnie  sobie  lokatorzy tego budynku  zagospodarowywali to pomieszczenie. My mieliśmy tu spiżarnię.
Pomieszczenie miało odrębne  oświetlenie i ściany obudowane półkami a dolna część półek  miała drzwiczki. No i miało drzwi.Na jednej z jego bocznych ścian była regularna szafa, a w niej sprzęt typu szczotki i odkurzacz. 
W samej kuchni  część mebli była jeszcze przedwojenna, ale nadal w pierwszorzędnym stanie  - pod oknem szafki poryte  blatem i "kolumna szafek"od podłogi do sufitu. Po przeciwnej stronie kuchni na całej ścianie był kredens.Na środku kuchni stał oryginalny piec kuchenny z bardzo ładnymi  kaflami. Wierzch pieca nakryty był blatem i piec  służył jako stół. 
Starszy pan powiedział,że  zabierze ten "pieco-stół" ze  sobą, chociaż wie, że u córki to on będzie stał w szopie  gospodarczej, albo  w ogrodzie, w letniej kuchni. Ale ma  masę wspomnień  związanych z tym piecem  i nie chce się z nim rozstawać.
Pokój od północy  miał balkon. Okno w pokoju było duże, trzyczęściowe. 
Łazienka była  naprawdę spora, była duża kabina prysznicowa z uchwytami wewnątrz, obok umywalki też były uchwyty. Wieszaki na ręczniki były na wygodnej wysokości. W kabinie było ustawione medyczne krzesełko  z poręczami.  
Toaleta była w oddzielnym pomieszczeniu, sedes był obudowany poręczami, tak by i siadając i wstając korzystający mógł się oburącz  wspierać. W toalecie była też miniaturowa umywalka i wieszaczek na mały ręcznik. 
Pokój od południa też miał trzyczęściowe okno. Bardzo podobał się im przedpokój, w którym była  firmowa  szafa wnękowa na okrycia wierzchnie i miejsce na regularną szafę  ubraniową. 
W kuchni, spiżarni, łazience i toalecie były na podłodze  kafelki, w kuchni kafelki były od podłogi na wysokość 1,5 metra, ściany w łazience i toalecie miały  glazurę od podłogi do sufitu. 
W przedpokoju i pokojach był parkiet z jesionowego drewna.
Drzwi wejściowe do mieszkania były pomalowane od zewnątrz na obrzydliwy, szary kolor-  w całym budynku były tak  pomalowane, a dopiero od wewnątrz było widać,  z jakiego porządnego są drzewa- lity dąb pokryty politurą w kolorze  ciemnej wiśni.
Pierre zapytał się, czy może obfotografować wszystko, na co  dostał zgodę. Po zrobieniu zdjęć pokazał je  wszystkie właścicielowi. Zapytał się też, czy mógłby tu przyjść ze swoją matką, która aktualnie jest w Warszawie. 
I miał też gorącą prośbę, by pan właściciel nie umawiał się przez najbliższe dwa dni z nikim na oglądanie, bo on już  jest pewien, że kupią to mieszkanie, bo ono na pewno rodzicom się spodoba, ale chce jeszcze porozmawiać z ojcem. Do obejrzenia była jeszcze piwnica, ale jak powiedział pan właściciel jest pusta, a jedną ścianę ma obudowaną półkami i ma pełne drzwi, bo przez te , które zainstalowała administracja to właziły do niej koty, więc je  zmienił. Na "do widzenia" właściciel stwierdził, że cieszy się, że  Pierre jest skłonny kupić to mieszkanie, bo on tu mieszkał od 1936 roku, (wtedy by ten dom oddany do użytku) i udało mu się tu wrócić w  1945 roku w marcu. I ma wrażenie, że jest to bardzo szczęśliwe do mieszkania miejsce. 
Gdy wyszli z mieszkania przeszli się jeszcze do końca uliczki - stało tu jeszcze kilka dość dużych willi z ogrodami i jeden budynek powojenny, w którym na górze były  mieszkania a na parterze pralnia chemiczna i zakład szewski.
Zaczynam wierzyć, że jednak nie rozleci mi się małżeństwo - stwierdził Pierre. Krystyna  będzie  miała dodatkowe wsparcie w postaci rodziców. Myślę, że i im się  to mieszkanie  spodoba. I wiesz, wydaje mi się, że jego cena nie jest wygórowana. I, zauważyłeś?  Ono jest bardzo zadbane, właściwie  niczego tam nie  będzie trzeba  zmieniać. Rodzice przecież już nie są młodzi, więc te  wszystkie udogodnienia będą  niezwykle przydatne.
Gdy wrócili do " żółtego paskudztwa" zaraz pokazali Krystynie i jej matce to mieszkanie. Obie panie bardzo uważnie oglądały zdjęcia, dopytywały się o szczegóły a matka Krystyny zastanawiała się, co trzeba  mieć w głowie  zamiast  mózgu, by takie  piękne dębowe drzwi zamalować  farbą olejną.  Zwróciła uwagę na to, że mieszkanie jest bardzo zadbane i chyba nawet nic tam nie wymaga remontu. Ze zrozumieniem przyjęła fakt, że w łazience i toalecie jest tyle udogodnień i stwierdziła, że oni w swoim poznańskim  mieszkaniu też planowali zlikwidowanie  wanny, bo coraz ciężej jest z niej korzystać, poza tym wyczytała, że po ukończeniu 6o lat kąpiele w wannie nie są korzystne, zdrowsze jest korzystanie z prysznica.
No to teraz  musimy się szybko pozbyć mieszkania i działki - stwierdziła teściowa. Zaraz  zatelefonuję do Poznania. Teraz ojciec jest na jakimś spotkaniu emeryckim- powiedział Pierre- będzie na 3 godziny. Rozmawiałem  z nim wracając z tego mieszkania. Bardzo mu odpowiada cena tego mieszkania, twierdzi, że wystarczy sprzedać działkę. Bo ceny tych działek skoczyły w górę w związku z planem zagospodarowania tych terenów. I ojciec  stwierdził, że tylko sprzeda działkę, mieszkanie opróżni się meblując warszawskie mieszkanie i wynajmie się je. I uważam,że to dobry pomysł. Będziecie  mieć co miesiąc jakieś pieniądze z tego mieszkania. A ja wam sfinansuję przeprowadzkę taką jak my mieliśmy.
A co? ty taki Krezus jesteś? - spytała teściowa.
Pierre uśmiechnął się - no  Krezus to może nie, ale na ubogiego to Kristin nie trafiła. Ojciec mi  sfinansował to mieszkanie, chociaż go o to nie prosiłem. Na przeprojektowanie tego miałem ze sprzedaży tamtego mieszkania. Zresztą to była naprawdę niewielka suma za to przeprojektowanie.
Krystyna popatrzyła na  męża - nigdy mi nie mówiłeś, że jesteś bogaty!
No bo nie jestem, bogaty to być może jest mój ojciec, bo kilka razy dobrze zainwestował pieniądze. Ale  ja nie mam zwyczaju prosić go o pieniądze. A czasem to ojciec, gdy mu jakiś biznes wyjątkowo dobrze pójdzie to mi coś wpłaca na moje subkonto, które  mi  założył gdy jeszcze byłem w szkole, ale  nigdy mnie o tym nie informuje. Wiem tylko, że już dawno spisał testament wg którego jestem jego jedynym spadkobiercą wszystkiego co stanowi jego własność. 
A Twoja  mama nic nie  dostanie? - spytała  teściowa.
Nie, bo się rozeszli, rozwód  był z jej winy, pokochała innego i zostawiła tatę i mnie. Miałem wtedy  10 lat.
O Boże, to straszne. Nigdy mi o tym nie mówiłeś- stwierdziła Krystyna. I czegoś nie rozumiem - powiedziałeś, że w Quebecu jest duży dom rodzinny i rodzice  nam pomogą.
Pierre wzruszył ramionami - nie było  potrzeby bym ci opowiadał o  swoim dzieciństwie i sprawach rodzinnych, poza tym nigdy się o to nie  zapytałaś, nie interesowało cię to wcale. I nie widzę w tym nic strasznego, że mama  odeszła od ojca. Ludzie w życiu się zmieniają- zakochują, lub przestają kogoś kochać- takie jest życie. Mój ojciec nie ożenił się po raz drugi, chociaż nie sądzę by wiódł życie  zakonnika. 
Po odejściu mamy zamieszkała z nami babcia a ojciec  zatrudnił dwie kobiety - jedną do sprzątania i gotowania i drugą do tego by cały czas uważała na  mnie - sądził, że babcia sobie  ze mną nie poradzi. Lea, ta która pilnowała mnie, mieszka w tym domu nadal. Mam wrażenie, że jest kochanką mego ojca, ale nie pytałem go o to. To nie moja sprawa. Ale wiem, że gdybym napisał, lub zatelefonował do Kanady, że wracam  i przywożę ze sobą żonę i 4 córeczki  to poza wielkim entuzjazmem byłaby i wielka pomoc dla nas. Bo taki jest mój ojciec.  I jestem pewien, że ojciec  z całą pewnością dobrze  zabezpieczył przyszłość Lei na wypadek swego zgonu.

                                                                 c.d.n.