wtorek, 15 marca 2022

Ryzykantka-48

 Rano przed  wyjazdem  do pracy Robert  przyniósł Ewie kawę i wiadomość, że piesek śpi oraz poprosił by umiliła  mu  dyżur i  wpadła do kliniki wczesnym popołudniem, a wieczorem razem wrócą do  domu. Poza  tym doniósł jej że niejaka Wela śpi w  salonie  w fotelu.  Ewa się  roześmiała - szkoda, że  nie odszukała  mojego śpiwora  i nie  położyła się w kojcu razem  z psiakiem. A gdzie jest  Paweł? na drugim  fotelu? Nie, pewnie śpi spokojnie u nich na górze. Przyjedziesz kochanie? No jasne, około czternastej-  muszę  dziś trochę  popracować. A u  mnie byś nie  mogła? Potrzebuję ostatnio ciągle twojej obecności. No ale jeśli będę u ciebie  pracować to wtedy  nie  porozmawiamy- no nie,  ale będę mógł na  ciebie  patrzeć. No dobrze, to nie  nie będę w domu jadła, zjemy razem w kantynie to przyjadę po dwunastej- pasuje? Pasuje. A wiesz, wczoraj bardzo  bystro zerkał na twe nagie  ciałko mój synal. No i co z tego? - spytała Ewa. Widział  zapewne już  nie jedną nagą kobietę. Ale  widziałem, że mu się podobało, znam ten jego wyraz twarzy. No to dobrze, że mu się podobało,  byłoby gorzej gdyby  ci  współczuł, że masz  jakiś rupieć w  swoim  łóżku. No przecież  na Słowacji  widział  mnie   w bikini a jak sam  wiesz, nie jest to zbyt zabudowany  kostium i nie potrzeba  wcale wysilać  wyobraźni by sobie  dośpiewać to czego nie  widać.  Ma  Pawełek młodą, ładną żonę i  na pewno nie  zwraca uwagi na  moje mocno  dojrzałe  wdzięki. Kocham, te  twoje dojrzałe  wdzięki! No to tak  trzymaj i  nie wygaduj głupot bo zacznę sypiać  w koszuli  nocnej i będziesz narzekał, że masz kilometr  materiału by do mnie  dotrzeć.  

Będziesz na  mnie  czekał w swoim gabinecie   czy w  holu? Jeśli nie będzie  mnie  w holu  to podejdź pod  mój gabinet i tam  zaczekaj. Przyjadę autobusem. Czy ty  zauważyłeś, że już  drugi  autobus jeździ na  to osiedle? I staje całkiem  blisko kliniki, tak na oko ze 300m jest raptem  do przejścia. Nie  zauważyłem. Ale to  dobrze, to  w takie  dni będę jeździł  autobusem  a ty po mnie  wtedy przyjedziesz.

Jak  zwykle z trudem się od  siebie "odkleili." Ewa  założyła  ciepły  dres i z ciężkim westchnieniem zabrała się do pracy. W dwie godziny później usłyszała  cichutkie pukanie  do drzwi. Na jej  "proszę" drzwi cichutko się  uchyliły i  wszedł Paweł z psiakiem na jednej ręce,  w drugiej trzymał podpaskę i płat kuchennego ręcznika oraz rolkę  plastra. Mamuś, przepraszam, że cię  nachodzę, ale nie umiem tak  założyć tego  pampersa, naucz mnie  proszę. A ja potem  nauczę  Welę. A gdzie jest Wela,  śpi  jeszcze? Śpi, w  salonie na  fotelu. Nawet  nie  wiem kiedy  mi wyciekła  z łóżka. Zakryłem ją tylko  drugim kocem, zobaczyłem, że ten mały  artysta zlany, więc go tu  przyniosłem. 

Pawełku, podgrzej jego  papkę w mikrofali, ale  wiesz, tak żeby  nie przekroczyć 30 stopni  ciepła i przynieś  porcję  wielkości łyżki  stołowej. Ja go tymczasem przemyję i gdy wrócisz to ci  pokaże tę szalenie  trudną  sztukę   pieluchowania psa. Trzeba  go przyzwyczaić, że mu się pyszczek przemywa  i okolice  siusiaka. Gdy  wrócił z jedzeniem  Ewa już wycierała suchą  chusteczką  ligninową pyszczek a podbrzusze suszyła psu suszarką. Tym  sposobem, tłumaczyła  Pawłowi, pies  będzie  przyzwyczajony do mycia  mu pysia po jedzeniu i mycia i  suszenia  podbrzusza. Nie  będzie  się też  bał dźwięku suszarki. 

Wiesz  mamuś, zastanawiam się, czy tej nocy tylko tata, ty i  ja spaliśmy normalnie? No bo  dziadkowie też jeszcze się  nie pokazali, Wela śpi w tym fotelu jak  zabita.  Ewa się uśmiechnęła- dziadkowie  to pewnie  jakiś  film oglądali do 3  nad ranem, bo późno się wybrali do spania. Poza tym po kimś  mam ten  zwyczaj porannego wylegiwania i miziania się. Mamuś, to ty myślisz, że babcia  z dziadkiem.....jeszcze się  miziają? No a czemu by  nie, przecież  nadal się kochają, a mizianie,  z tego co wiem, nie  wyczerpuje człowieka  fizycznie. A milej  zacząć dzień, jeśli wiesz że nadal  twój mąż cię  kocha, lubi przytulać i  całować i głaskać. 

Zapytaj się taty, czy lubi  poranne  mizianie - pewnie dopiero wtedy  się  zorientuje, że ty nic o istnieniu  miziania się  nie  wiesz. Chyba  zauważyłeś, że w dni  wolne my, jeśli nie  musimy gdzieś  wyjechać to się rano lenimy. A ty mi  mamuś nie  możesz nic powiedzieć o mizianiu? No mogę,  skoro bardzo tego chcesz. To takie różnego rodzaju przytulania,  szeptanie  wzajemne o miłości, przywiązaniu,  niespieszne i nienamolne  całowanki, mówienie o tym co się u ukochanej osoby bardzo, bardzo lubi, to takie  małe  wzajemne  zachwyty swą  drugą połówką, to po prostu takie  utrwalanie  uczuć. To takie  stałe przypominanie sobie  wzajemnie o tym, że się  kochamy i stałe wyznawanie  sobie  tego uczucia - o ile oczywiście  takie uczucie łączy  parę. Zwróć uwagę jak dziadek często babcię przytula, głaszcze po  włosach, nazywa ją  "okruszynką" - to wszystko jest  wyrażaniem miłości. Przecież tata i ja też  często się przy tobie i  moich rodzicach przytulamy,  całujemy - kochamy się, jesteśmy ze sobą  szczęśliwi i nie ukrywamy tego przed bliskimi. Miłość  można  wyrażać na różne  sposoby - to nie  tylko ten  najintymniejszy kontakt płciowy, to też pamiętanie co lubi osoba którą   kochamy, to  kupienie i przyniesienie  nie byle jakiego kwiatka,  ale  właśnie  takiego, jaki ona  lubi, choćby to był tylko mlecz  rosnący  na łące. 

Wyrazem   miłości jest też bardzo uważne  wsłuchiwanie się w to wszystko co mówi do ciebie ta  druga  strona. Czasem mam  wrażenie, że twój tata to nawet moje  myśli odgaduje. Mamuś, bo on cię naprawdę ogromnie  kocha, gdybyś odeszła to pewnie by umarł. Wiem Pawełku, ale ja też go ogromnie  kocham. I nie  zamierzam się  z nim rozstawać. Przecież mamy oboje ciebie, a każde dziecko, nawet dorosłe, potrzebuje  mamy i taty. Mamę to ja mam dopiero odkąd ty jesteś z tatą. Pawełku, lepiej późno niż wcale! A ja jestem  dumna, że uważasz mnie  za mamę.

No to teraz popatrz, jak zrobić ten pampers- rzecz prosta  niczym kij  do szczotki.W tym momencie  rozległo się  pukanie do drzwi a Paweł zawołał- wejść! W drzwiach stała Wela z wielce  wystraszoną miną i......dziadkowie. Szkolenie  zostało powtórzone, tym  razem przygotowano zapasowy pampers. Ewa  orzekła, że  maluszek powinien jak najczęściej być teraz  bez tego  pampersa, by nauczył się  trafiać na tacę do  sikania. I jak najwięcej powinien  siedzieć w  swoim  kojcu  i by tam go zabawiać. On i tak będzie  "przylepą" choć jest to  pies  z rasy myśliwskich. A teraz Paweł da  mu jeść. On  musi jeść mało, ale z 5 razy na  dobę.  I nie  zapomnij mu nalać do miseczki wody  mineralnej,  niegazowanej.  W chwilę potem Ewa była pogrążona  w swoim projekcie.

W klinice wylądowała o wpół do  pierwszej, Robert czekał na  nią w holu i z  dumną  miną poprowadził do swego gabinetu. Ewa opowiedziała  mu o swojej  rozmowie  z Pawłem. Hmmm, mruknął Robert- jakaś mało bystra  ta  dzisiejsza  młodzież albo zbyt leniwa. No popatrz- z tobą  o tym  rozmawia a ze mną  nie. On wyraźnie cię  kocha, a do mnie pewnie  wciąż czuje   żal.

Może i czuje   nadal żal do ciebie, ale o tym to też przecież możecie porozmawiać. Myślę, że to ty powinieneś pierwszy poruszyć ten temat. Wiesz co on  mi dziś  powiedział? Że matkę to ma dopiero od  chwili gdy my jesteśmy razem. Jeśli chcesz to zapytaj się go kiedyś jak ja, jego zdaniem, pasuję do jego wyobrażenia o tym, jaka powinna być matka. A potem  możesz przejść do tematu o tym jak on widzi  małżeństwo nasze,  swoje,  związki  swoich  kolegów. I wtedy będziesz  miał okazję kilka   swoich  mądrości życiowych  "sprzedać".  

Był wyraźnie  zaskoczony pojęciem  porannego  miziania a i ciut  zafascynowany, że babcia  z dziadkiem też się  czasem rankami  miziają. Ale mu nie powiedziałam, że to często jest  nie  tylko mizianie, co tatkę napawa  dumą.  Robert uśmiechnął się - no to teraz wiem,  co tata  miał na myśli tłumacząc  mi, że trening w życiu mężczyzny to rzecz najważniejsza - wtedy nie  załapałem o  co mu biega. Myślałem, że chodzi o jakieś   bieganie lub przyzwyczajenie do dalekich  spacerów, bo dla  niego i dziś spacer od  Dworca Południowego do Wilanowa to jak przejście  się po naszym ogródku. To  muszę tatę  wyciągnąć  na spytki. 

Chodź, kochana moja, pójdziemy coś  zjeść. Potem  około szesnastej zajrzę na oddział, tylko jednego  mam solidnie poskładanego i  zdrutowanego, reszta pójdzie wkrótce  do  domu i przyjdą  następni i będzie ich coraz więcej, bo ranki będą śliskie, używając skrótu myślowego. A ty zaczekasz  w  moim gabinecie. Jesteś naprawdę cudowna, że przyjeżdżasz do mnie. Ja zawsze jesienią i zimą  wszystko gorzej odbieram- te krótkie dni, ten brak słońca wyzwalają  jakieś  ponure  myśli. A  nie chcę brać jakiejś chemii z tej  okazji. Wiem, to szczyt  egoizmu wykorzystywanie  ciebie do leczenia  swoich depresyjek. Ewa przytuliła go - to nie  szczyt egoizmu tylko szczyt zaufania  do mnie. Wiesz przecież, że najchętniej  byłabym z tobą  razem 24 godziny na dobę. I tak udaje się nam być wiele  godzin bliziutko siebie. 

Wyjedziemy na Słowację po świętach. Sami albo nie  sami. To zależy tylko od  ciebie. Myślałam nawet by wziąć rodziców a Pawła i Welę zostawić z domem i psem. Niech wiedzą,  co to  znaczy "uwiązanie" w  domu  z powodu czegoś/ kogoś,  którym  należy  się opiekować. No i  muszę  zaprosić na któryś weekend Irenę i  Andrzeja. Zgadzasz się? No jasne, oni są w naszym wieku i bardzo  fajni. A jak  myślisz, przyjdą z dziećmi? 

Robert, te ich  dzieci to już  dorośli faceci są i  nie  chadzają z rodzicami do znajomych  swych  rodziców. A mieszkają z rodzicami, bo to przecież  duży ten  ich  dom. No i jaka  wygoda! A jak  znam Irenę i Andrzeja to mogą sobie przyprowadzać do domu swoje  sympatie. A gdyby któryś z juniorów nagle odkrył, że mu zabrakło prezerwatyw to mógłby pójść do domowej  apteczki i tam uzupełniłby  braki. Irena twierdzi, że Andrzej na okrągło dba by "towar" był w najlepszym  gatunku i  nieprzeterminowany.

A wiesz , kochana  moja- masz  dobry  pomysł żebyśmy  wyjechali na Słowację- moglibyśmy wyjechać w pierwszy dzień  świąt - albo z  rodzicami  albo z Zigi i Dorotą, bo Zigi  już też  nie pędzluje  stoków na  zjazdówkach. Wrócilibyśmy po Nowym  Roku. Ale musimy się już teraz  zapytać  rodziców czy by  z nami  pojechali. I zadzwonię do naszego Kukeczki czy są na  miejscu narty śladowe  do  wypożyczenia. Na tak krótki czas to nie trzeba  brać wiele ciuchów,  zmieścimy się  w moją  bryczkę.

A mnie się  wydaje, że tata i ja  mamy biegówki i buty do  nich, ale  nie wykluczam, że może moje  buty mogą być dla mnie już za małe, trzeba  porozmawiać  dziś  wieczorem  z rodzicami i wybrać się do tej drugiej,  zamkniętej  części piwnicy. I myślisz, kochany, że ja  dam radę człapać na biegówkach? No pewnie, że dasz radę. Ale jeśli  się  okaże, że można będzie  wypożyczyć na  miejscu narty, to tylko buty z domu weźmiemy. I kupimy sobie nowe  kurtki i spodnie. Wolałbym, gdyby  były narty na  miejscu, bo wtedy  nie trzeba by  montować bagażnika do nart.

                                                                        c.d.n.