Rano przed wyjazdem do pracy Robert przyniósł Ewie kawę i wiadomość, że piesek śpi oraz poprosił by umiliła mu dyżur i wpadła do kliniki wczesnym popołudniem, a wieczorem razem wrócą do domu. Poza tym doniósł jej że niejaka Wela śpi w salonie w fotelu. Ewa się roześmiała - szkoda, że nie odszukała mojego śpiwora i nie położyła się w kojcu razem z psiakiem. A gdzie jest Paweł? na drugim fotelu? Nie, pewnie śpi spokojnie u nich na górze. Przyjedziesz kochanie? No jasne, około czternastej- muszę dziś trochę popracować. A u mnie byś nie mogła? Potrzebuję ostatnio ciągle twojej obecności. No ale jeśli będę u ciebie pracować to wtedy nie porozmawiamy- no nie, ale będę mógł na ciebie patrzeć. No dobrze, to nie nie będę w domu jadła, zjemy razem w kantynie to przyjadę po dwunastej- pasuje? Pasuje. A wiesz, wczoraj bardzo bystro zerkał na twe nagie ciałko mój synal. No i co z tego? - spytała Ewa. Widział zapewne już nie jedną nagą kobietę. Ale widziałem, że mu się podobało, znam ten jego wyraz twarzy. No to dobrze, że mu się podobało, byłoby gorzej gdyby ci współczuł, że masz jakiś rupieć w swoim łóżku. No przecież na Słowacji widział mnie w bikini a jak sam wiesz, nie jest to zbyt zabudowany kostium i nie potrzeba wcale wysilać wyobraźni by sobie dośpiewać to czego nie widać. Ma Pawełek młodą, ładną żonę i na pewno nie zwraca uwagi na moje mocno dojrzałe wdzięki. Kocham, te twoje dojrzałe wdzięki! No to tak trzymaj i nie wygaduj głupot bo zacznę sypiać w koszuli nocnej i będziesz narzekał, że masz kilometr materiału by do mnie dotrzeć.
Będziesz na mnie czekał w swoim gabinecie czy w holu? Jeśli nie będzie mnie w holu to podejdź pod mój gabinet i tam zaczekaj. Przyjadę autobusem. Czy ty zauważyłeś, że już drugi autobus jeździ na to osiedle? I staje całkiem blisko kliniki, tak na oko ze 300m jest raptem do przejścia. Nie zauważyłem. Ale to dobrze, to w takie dni będę jeździł autobusem a ty po mnie wtedy przyjedziesz.
Jak zwykle z trudem się od siebie "odkleili." Ewa założyła ciepły dres i z ciężkim westchnieniem zabrała się do pracy. W dwie godziny później usłyszała cichutkie pukanie do drzwi. Na jej "proszę" drzwi cichutko się uchyliły i wszedł Paweł z psiakiem na jednej ręce, w drugiej trzymał podpaskę i płat kuchennego ręcznika oraz rolkę plastra. Mamuś, przepraszam, że cię nachodzę, ale nie umiem tak założyć tego pampersa, naucz mnie proszę. A ja potem nauczę Welę. A gdzie jest Wela, śpi jeszcze? Śpi, w salonie na fotelu. Nawet nie wiem kiedy mi wyciekła z łóżka. Zakryłem ją tylko drugim kocem, zobaczyłem, że ten mały artysta zlany, więc go tu przyniosłem.
Pawełku, podgrzej jego papkę w mikrofali, ale wiesz, tak żeby nie przekroczyć 30 stopni ciepła i przynieś porcję wielkości łyżki stołowej. Ja go tymczasem przemyję i gdy wrócisz to ci pokaże tę szalenie trudną sztukę pieluchowania psa. Trzeba go przyzwyczaić, że mu się pyszczek przemywa i okolice siusiaka. Gdy wrócił z jedzeniem Ewa już wycierała suchą chusteczką ligninową pyszczek a podbrzusze suszyła psu suszarką. Tym sposobem, tłumaczyła Pawłowi, pies będzie przyzwyczajony do mycia mu pysia po jedzeniu i mycia i suszenia podbrzusza. Nie będzie się też bał dźwięku suszarki.
Wiesz mamuś, zastanawiam się, czy tej nocy tylko tata, ty i ja spaliśmy normalnie? No bo dziadkowie też jeszcze się nie pokazali, Wela śpi w tym fotelu jak zabita. Ewa się uśmiechnęła- dziadkowie to pewnie jakiś film oglądali do 3 nad ranem, bo późno się wybrali do spania. Poza tym po kimś mam ten zwyczaj porannego wylegiwania i miziania się. Mamuś, to ty myślisz, że babcia z dziadkiem.....jeszcze się miziają? No a czemu by nie, przecież nadal się kochają, a mizianie, z tego co wiem, nie wyczerpuje człowieka fizycznie. A milej zacząć dzień, jeśli wiesz że nadal twój mąż cię kocha, lubi przytulać i całować i głaskać.
Zapytaj się taty, czy lubi poranne mizianie - pewnie dopiero wtedy się zorientuje, że ty nic o istnieniu miziania się nie wiesz. Chyba zauważyłeś, że w dni wolne my, jeśli nie musimy gdzieś wyjechać to się rano lenimy. A ty mi mamuś nie możesz nic powiedzieć o mizianiu? No mogę, skoro bardzo tego chcesz. To takie różnego rodzaju przytulania, szeptanie wzajemne o miłości, przywiązaniu, niespieszne i nienamolne całowanki, mówienie o tym co się u ukochanej osoby bardzo, bardzo lubi, to takie małe wzajemne zachwyty swą drugą połówką, to po prostu takie utrwalanie uczuć. To takie stałe przypominanie sobie wzajemnie o tym, że się kochamy i stałe wyznawanie sobie tego uczucia - o ile oczywiście takie uczucie łączy parę. Zwróć uwagę jak dziadek często babcię przytula, głaszcze po włosach, nazywa ją "okruszynką" - to wszystko jest wyrażaniem miłości. Przecież tata i ja też często się przy tobie i moich rodzicach przytulamy, całujemy - kochamy się, jesteśmy ze sobą szczęśliwi i nie ukrywamy tego przed bliskimi. Miłość można wyrażać na różne sposoby - to nie tylko ten najintymniejszy kontakt płciowy, to też pamiętanie co lubi osoba którą kochamy, to kupienie i przyniesienie nie byle jakiego kwiatka, ale właśnie takiego, jaki ona lubi, choćby to był tylko mlecz rosnący na łące.
Wyrazem miłości jest też bardzo uważne wsłuchiwanie się w to wszystko co mówi do ciebie ta druga strona. Czasem mam wrażenie, że twój tata to nawet moje myśli odgaduje. Mamuś, bo on cię naprawdę ogromnie kocha, gdybyś odeszła to pewnie by umarł. Wiem Pawełku, ale ja też go ogromnie kocham. I nie zamierzam się z nim rozstawać. Przecież mamy oboje ciebie, a każde dziecko, nawet dorosłe, potrzebuje mamy i taty. Mamę to ja mam dopiero odkąd ty jesteś z tatą. Pawełku, lepiej późno niż wcale! A ja jestem dumna, że uważasz mnie za mamę.
No to teraz popatrz, jak zrobić ten pampers- rzecz prosta niczym kij do szczotki.W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi a Paweł zawołał- wejść! W drzwiach stała Wela z wielce wystraszoną miną i......dziadkowie. Szkolenie zostało powtórzone, tym razem przygotowano zapasowy pampers. Ewa orzekła, że maluszek powinien jak najczęściej być teraz bez tego pampersa, by nauczył się trafiać na tacę do sikania. I jak najwięcej powinien siedzieć w swoim kojcu i by tam go zabawiać. On i tak będzie "przylepą" choć jest to pies z rasy myśliwskich. A teraz Paweł da mu jeść. On musi jeść mało, ale z 5 razy na dobę. I nie zapomnij mu nalać do miseczki wody mineralnej, niegazowanej. W chwilę potem Ewa była pogrążona w swoim projekcie.
W klinice wylądowała o wpół do pierwszej, Robert czekał na nią w holu i z dumną miną poprowadził do swego gabinetu. Ewa opowiedziała mu o swojej rozmowie z Pawłem. Hmmm, mruknął Robert- jakaś mało bystra ta dzisiejsza młodzież albo zbyt leniwa. No popatrz- z tobą o tym rozmawia a ze mną nie. On wyraźnie cię kocha, a do mnie pewnie wciąż czuje żal.
Może i czuje nadal żal do ciebie, ale o tym to też przecież możecie porozmawiać. Myślę, że to ty powinieneś pierwszy poruszyć ten temat. Wiesz co on mi dziś powiedział? Że matkę to ma dopiero od chwili gdy my jesteśmy razem. Jeśli chcesz to zapytaj się go kiedyś jak ja, jego zdaniem, pasuję do jego wyobrażenia o tym, jaka powinna być matka. A potem możesz przejść do tematu o tym jak on widzi małżeństwo nasze, swoje, związki swoich kolegów. I wtedy będziesz miał okazję kilka swoich mądrości życiowych "sprzedać".
Był wyraźnie zaskoczony pojęciem porannego miziania a i ciut zafascynowany, że babcia z dziadkiem też się czasem rankami miziają. Ale mu nie powiedziałam, że to często jest nie tylko mizianie, co tatkę napawa dumą. Robert uśmiechnął się - no to teraz wiem, co tata miał na myśli tłumacząc mi, że trening w życiu mężczyzny to rzecz najważniejsza - wtedy nie załapałem o co mu biega. Myślałem, że chodzi o jakieś bieganie lub przyzwyczajenie do dalekich spacerów, bo dla niego i dziś spacer od Dworca Południowego do Wilanowa to jak przejście się po naszym ogródku. To muszę tatę wyciągnąć na spytki.
Chodź, kochana moja, pójdziemy coś zjeść. Potem około szesnastej zajrzę na oddział, tylko jednego mam solidnie poskładanego i zdrutowanego, reszta pójdzie wkrótce do domu i przyjdą następni i będzie ich coraz więcej, bo ranki będą śliskie, używając skrótu myślowego. A ty zaczekasz w moim gabinecie. Jesteś naprawdę cudowna, że przyjeżdżasz do mnie. Ja zawsze jesienią i zimą wszystko gorzej odbieram- te krótkie dni, ten brak słońca wyzwalają jakieś ponure myśli. A nie chcę brać jakiejś chemii z tej okazji. Wiem, to szczyt egoizmu wykorzystywanie ciebie do leczenia swoich depresyjek. Ewa przytuliła go - to nie szczyt egoizmu tylko szczyt zaufania do mnie. Wiesz przecież, że najchętniej byłabym z tobą razem 24 godziny na dobę. I tak udaje się nam być wiele godzin bliziutko siebie.
Wyjedziemy na Słowację po świętach. Sami albo nie sami. To zależy tylko od ciebie. Myślałam nawet by wziąć rodziców a Pawła i Welę zostawić z domem i psem. Niech wiedzą, co to znaczy "uwiązanie" w domu z powodu czegoś/ kogoś, którym należy się opiekować. No i muszę zaprosić na któryś weekend Irenę i Andrzeja. Zgadzasz się? No jasne, oni są w naszym wieku i bardzo fajni. A jak myślisz, przyjdą z dziećmi?
Robert, te ich dzieci to już dorośli faceci są i nie chadzają z rodzicami do znajomych swych rodziców. A mieszkają z rodzicami, bo to przecież duży ten ich dom. No i jaka wygoda! A jak znam Irenę i Andrzeja to mogą sobie przyprowadzać do domu swoje sympatie. A gdyby któryś z juniorów nagle odkrył, że mu zabrakło prezerwatyw to mógłby pójść do domowej apteczki i tam uzupełniłby braki. Irena twierdzi, że Andrzej na okrągło dba by "towar" był w najlepszym gatunku i nieprzeterminowany.
A wiesz , kochana moja- masz dobry pomysł żebyśmy wyjechali na Słowację- moglibyśmy wyjechać w pierwszy dzień świąt - albo z rodzicami albo z Zigi i Dorotą, bo Zigi już też nie pędzluje stoków na zjazdówkach. Wrócilibyśmy po Nowym Roku. Ale musimy się już teraz zapytać rodziców czy by z nami pojechali. I zadzwonię do naszego Kukeczki czy są na miejscu narty śladowe do wypożyczenia. Na tak krótki czas to nie trzeba brać wiele ciuchów, zmieścimy się w moją bryczkę.
A mnie się wydaje, że tata i ja mamy biegówki i buty do nich, ale nie wykluczam, że może moje buty mogą być dla mnie już za małe, trzeba porozmawiać dziś wieczorem z rodzicami i wybrać się do tej drugiej, zamkniętej części piwnicy. I myślisz, kochany, że ja dam radę człapać na biegówkach? No pewnie, że dasz radę. Ale jeśli się okaże, że można będzie wypożyczyć na miejscu narty, to tylko buty z domu weźmiemy. I kupimy sobie nowe kurtki i spodnie. Wolałbym, gdyby były narty na miejscu, bo wtedy nie trzeba by montować bagażnika do nart.
c.d.n.