Kilka dni przed wyjazdem zatelefonował do Ewy weterynarz - powiedział, by przypadkiem nie wypuszczali psiaka nawet do ogrodu, bo grasuje na kilku osiedlach na Dolnym Mokotowie jakiś zboczeniec, który rozrzuca wszędzie kawałki wędlin nadziewane pinezkami lub trutką na szczury. Rozrzuca nie tylko na trawnikach i w altanach śmietnikowych ale i podrzuca ludziom do ogrodów, więc w ramach ochrony niech wszyscy domownicy natychmiast zmieniają obuwie i czyszczą starannie podeszwy butów, by czegoś nie przynieść do domu. On i jego koledzy są wykończeni, bo nie wszystkie psy się dało uratować, kilka kotów bezdomnych to już niestety zginęło w strasznych męczarniach.
Ewa natychmiast zarządziła, by każdy z domowników dzwonił do drzwi ( dwa dzwonki) a osoba będąca w domu ma obowiązek podać miskę na zdjęte buty. A podeszwy butów należy starannie oczyścić ochraniając ręce rękawiczkami jednorazowymi. Dekorację przedpokoju stanowiła teraz duża miska, pudełko z rękawiczkami jednorazowymi oraz koszyk ze szmatami do przemywania podeszew.Wszyscy byli wstrząśnięci, wszystkie psy, które dotychczas były wypuszczane do przydomowych ogrodów siedziały w domach, nie mogąc pojąć za co są ukarane odsiadką w domu.
Ewa dokupiła jeszcze trochę prezentów- przechodząc obok sklepu kapelusznika zobaczyła uroczy komplet , który postanowiła kupić dla swego taty- była to czapka wełniana z daszkiem i nausznikami, które można było opuszczać na uszy lub je składać i z tej samej wełny był szalik .Wełna miała delikatną kratkę i całość bardzo się Ewie spodobała. Zatelefonowała czym prędzej do mamci, by podała jej obwód tatowej głowy.Ten komplet byłby dla taty za duży, ale był jeszcze materiał, więc kapelusznik miał dorobić czapkę w odpowiednim rozmiarze. Odbiór był następnego dnia.
Kupiła też dla siebie ni to czapkę ni to kapelusz, w którym bardzo się spodobała nie tylko sobie ale i pani sprzedawczyni, a skoro tak dobrze jej szły zakupy to rozejrzała się za jakąś czapką dla Roberta - taką by była baaaardzo mięciutka i nie gryzła ale i żeby nie wyglądała po dwóch dniach jak wydarta psu z gardła. Były dwie, a ponieważ nie mogła się zdecydować którą wziąć- wzięła obie- dla ojca i syna. I te dwie czapki były piekielnie drogie, ale wiadomo - dla Roberta Ewa nie żałowała pieniędzy. W domu zdecydowała, że cieniowana brązowa będzie dla Pawła, a ta trójkolorowa z dwoma odcieniami niebieskiego i przechodząca w indygo będzie dla Roberta.
Zigi miał te święta spędzić z Dorotą w jej rodzinie - nieomal w Warszawie bo w Milanówku. Nie ukrywał, że ma tremę, ale Dorota mu powiedziała, że to oni powinni mieć tremę a nie on. On jest architektem, ma własną dobrze prosperującą firmę, a tamci to "gryzipiórki". Poza tym powinien się przejmować tylko tym co ona o nim myśli a nie jej rodzina. To ona z nim jest, a nie oni. Ewa stwierdziła, że Dorota ma rację i gdy usiadła do deski Zigi powiedział- to nie wszystko. Mam problem. Ewa wzruszyła ramionami- no ale to ty masz problem, który zapewne dotyczy ciebie a nie mnie lub firmy, więc moje zdanie w tym temacie nie ma tak naprawdę znaczenia. Chcesz to z siebie zrzucić? No to wal, słucham.
Ewa, popatrz na mnie i powiedz co widzisz? No jakby ci to powiedzieć? widzę podstarzałego swego kumpla, który niechybnie ma zniszczone zdrowie i brak włosów na głowie. Poza tym znam cię od tylu lat, że patrzę na ciebie poprzez to wszystko co razem zrobiliśmy i cieszę się, że razem tyle lat pracowaliśmy i nadal jakoś to ciągniemy. Czasami mam co prawda ochotę cię zabić, ale najdalej po piętnastu minutach mi mija. Inaczej to byś już nie żył od wielu lat. O co chodzi? Chcesz zamknąć firmę?
Nie, nie idzie o firmę. Dorota chce byśmy mieli dziecko i to teraz zaraz. Ona ma 35 lat, ja czterdzieści trzy i ona twierdzi, że marzy o naszym dziecku. A co, zaszła i nie chce usunąć? Nie, nie zaszła, ona wpierw chce to ze mną uzgodnić.
No bo to mądra dziewczynka, dziecko powinno być zaplanowane. I to właściwie jest ostatni dzwonek- stwierdziła Ewa. No ale wytłumacz mi co ja mam do tego? To wasza wewnętrzna sprawa.
Ewka, ale ja tylko z tobą mogę o tym porozmawiać. No nie przesadzaj Zigi, z nią też możesz a nawet powinieneś o tym porozmawiać. Nie możesz waszej wspólnej sprawy zwalać na moje "widzimisię."Robert mi któregoś dnia powiedział, że tak mnie kocha, że mógłby nawet zostać ojcem gdyby mi się zamarzyło dziecko. Ale jak wiesz, to mnie już czterdziestka stuknęła, a Robertowi pięćdziesiątka. Nie ciągnie mnie chodzenie w ciąży, poród, karmienie i tp. Bardzo możliwe, że gdybym go spotkała wcześniej to może i bym wdepnęła w macierzyństwo. Ale jest jak jest.
Nie wiem czy lubisz dzieci, czy nie. Ale jak widzę, to jakoś większość organizmów je toleruje. Może jedyne co powinieneś zrobić to przebadać się porządnie czy jest sens powielać cię, czy nie nosisz jakiejś choroby którą mógłbyś dziecku przekazać w spadku. Przecież i tak większość obowiązków spadnie na Dorotę, bo jedno z Was musi zarabiać. Nie wiem jakim cudem, ale większość osób jakoś znosi obecność dzieci w swoim życiu, zwłaszcza gdy je zaplanuje.
Ja teraz znoszę w domu obecność szczeniaczka. Jest po to, by nieco złagodzić pragnienie mej synowej o rozmnożeniu się, bo ona w lutym ma obronę magisterki. A syn Roberta jeszcze nie jest mentalnie gotowy na bycie ojcem. Na razie to wszystko zdaje egzamin. My z Robertem i jego siostrą i szwagrem wyjeżdżamy na święta. Młodych wrobiliśmy w czuwanie nad moimi rodzicami i nad szczeniakiem i domem. A psiunio uroczy, czarny cocker spaniel. Niech trenują. Siostra Roberta ma bliźniaki, typ Klony. Mają już 10 lat i biedna jest już umordowana po pachy. Wiesz, jeśli Dorota po odstawieniu tabletek odczeka cierpliwe z zajściem ze trzy cykle, to może się jej klony nie przydarzą. Siostra Roberta tego nie zrobiła no i ma Klony. Dlaczego mówisz Klony? Bo to są naprawdę klony- to dzieci z jednej komórki jajowej, która się podzieliła. Jest podejrzenie, że to efekt zbyt wczesnej ciąży po odstawieniu tabletek. Ale to jedna z hipotez.
Zigi, ja naprawdę nie jestem w stanie ci pomóc w tej sprawie, ja tylko mogę wysłuchać co masz do powiedzenia w tym temacie. Nie wykluczam, że gdybym miała innego męża niż ten porąbany Julek to może i miałabym dziecko. Tylko mi nie palnij, że gdybyśmy ty i ja itd itp. Lubię cię, zawsze lubiłam i ceniłam, ale jak sam wiesz chemii między nami nie było. A bez chemii łóżkowe sprawy odpadają- oczywiście raz czy dwa może coś wyjść, ale żeby być stale razem to musi być chemia. Między tobą a Dorotą ta chemia jest- co do tego nie ma wątpliwości. Na palcach obu rąk trudno zliczyć ile razy do siebie wracaliście, choć awantury między wami były ostre. Ale długo bez siebie nie wytrzymywaliście. Między Julkiem i mną też nie było chemii ale tkwił przy mnie bo mu było ze mną wygodnie - pieprzył się z innymi i gdyby mi paskudztwa nie przyniósł to pewnie byłby ze mną do dziś, bo sex z nim był równie podniecający jak mycie zębów, więc nie byłam tym zainteresowana.
Przecież Roberta poznałam gdy już byłam po rozwodzie, nie był przyczyną mojego rozwodu. I naprawdę - decyzja co do powiększenia rodziny musi być głównie wasza i poparta badaniem twego i Doroty zdrowia.
No tak- trudno ci nie przyznać racji. Jesteś kochana, że zawsze jednak mnie wysłuchasz. Dorota wie, że zawsze dzielę się z tobą swoimi wszystkimi wątpliwościami. I już przestała być zazdrosna o ciebie. Do niej też dotarło, że łączy nas tylko przyjaźń, której żadne z nas nie nadwyrężyło. A do jakiego lekarza powinienem się wybrać? Myślę, że do internisty, ale idź prywatnie. Oni po prostu mają więcej czasu na pacjenta. I weź ze sobą wyniki badań, które robiłeś przed szpitalem. Może część z nich jest nadal aktualna.
A nie śmieszy cię to, że się Dorocie zachciało dzieciaka? A dlaczego miałoby mnie to śmieszyć? Nie ma w tym nic śmiesznego ani dziwnego. Może bardziej dziwne jest to, że ja jakoś nigdy nie chciałam dziecka? Wiele osób to dziwi. Bo podobno jestem bardzo troskliwą i ciepłą osobą. A jestem taka, bo wyniosłam to z domu. Mamcia zawsze szalenie dbała o tatę i o mnie. Gotowała to co lubiliśmy, zawsze nas rozpieszczała. Ja rozpieszczam Roberta i Pawła.
O mnie też dbasz- zauważył Zigi, więc jestem w stanie sobie wyobrazić jak dbasz o Roberta. No ale on też dba o mnie - dbamy o siebie wzajemnie. No a ty Zigi jesteś przecież moim przyjacielem - naprawdę łatwiej jest znaleźć kogoś do łóżka niż prawdziwego przyjaciela, któremu można wszystko powiedzieć i który tego nie rozpaple i nie wykorzysta. Z nikim kiedyś nie mogłam tak szczerze porozmawiać o sprawach damsko męskich jak z tobą. To może powinniśmy założyć jakąś poradnię w tej dziedzinie- zaśmiał się Zigi. Ty mi też wiele w tej materii pomogłaś. I też mam czasami wrażenie, że jesteśmy, a może kiedyś, w innej rzeczywistości byliśmy rodzeństwem.
Wierzysz w reinkarnację Zigi? Nie wiem czy wierzę, no ale przecież wiadomo, że energia nie ginie. Popatrz- tyle lat cała masa ludzi to usiłuje rozgryźć i jakoś się nie udaje. Nie dziwi mnie to, bo to wygląda tak, że gdy jedni coś odkryją to inni zaraz usiłują to zdeprecjonować. Bo nagle tłumy przestały by chodzić do kościoła, przestały wierzyć w Boga, niezależnie od tego jakie by miał imię. A jeśli się zastanowić to psychika ludzka jakoś wciąż jest ta sama, chociaż zmieniają się warunki naszego istnienia, zmieniają obyczaje i teoretycznie jest postęp techniczny. Ale nadal nie jesteśmy w stanie poznać czym jest Wszechświat. Ostatnio czytałem, że być może Wszechświat jest....mózgiem. Ciekawi mnie tylko czyim. No to jego właściciel musi być baaardzo duży - stwierdziła Ewa.
Zigi, a nie wiesz jak radzi sobie księżniczka Burgunda? Czy my wyciągnęliśmy od jej męża nieboszczyka wszystkie pieniądze? Zigi uśmiechnął się - oczywiście. Ona teraz usiłuje sprzedać ten teren w Kampinosie i podobno jest skłonna sprzedawać jako pojedyncze działki, a nie jako całość. I, zupełnie nie wiem czemu, źle się o śp. mężu wyraża. A to, że przez tyle lat miała jak u pana Boga za piecem to nie wspomina.
A ty wiesz, że my też mamy kawałek ziemi? Siostra Roberta gdy się budowali na peryferiach Legionowa to namówiła go na kupno kawałka ziemi, bo lepiej inwestować podobno w ziemię niż np. w złoto lub trzymać gotówkę w banku. Ten teren to typowe nieużytki, pod lasem, atrakcji mniej niż zero. Zapewne ładnie wyglądałby na tle lasu domek , ale ja bym tam nawet minuty nie mieszkała.Co prawda widziałabym z tego domku dom siostry Roberta, ale to wszystko "w kartoflach", to peryferie Legionowa. To co oni tam robią - zdziwił się Zigi. Szwagier Roberta jest po SGGW, ma spory ogród, drzewa owocowe i jakieś pole, ale zabij mnie- nie mam pojęcia co on hoduje. A teraz ten "nasz kawałek ziemi" chce kupić kolega Roberta i tak się zastanawiam po licho mu ten kawałek nieużytku. Bo może mu to sprzedać a kupić coś bliżej miasta? I może lepiej gdzieś na południe od miasta a nie na północ. Legionowo jako takie ma połączenie SKM z Warszawą ale nie wiem czy rozbudowa Legionowa pójdzie akurat w tę stronę. Znasz kogoś w Legionowie kto zna plany rozbudowy Legionowa? Zapiszę sobie, a ty sprawdź w papierach jaki to teren. Oglądałaś je? Nie, nie widziałam ich na oczy. No to sprawdź, bo może warto jednak ten "nieużytek" mieć.
Będziemy teraz z jego siostrą na wczasach, to może czegoś się dowiem. Wiem tylko, że siostra dba o Roberta niesamowicie. To ona wyprawiła nam wesele i zawsze Robertowi matkowała a jest tylko dwa lata od niego starsza.
W tym momencie rozległo się głośne pukanie i do pokoju wpadł jeden z pracowników - Karol zemdlał, wezwałem pogotowie. Zigi zerwał się od biurka i powiedział Ewie - zostań, zobaczę co się dzieje i zaczekam na karetkę. Ewa rzuciła w myśli przekleństwo - Karol był jednym z tych pracowników, których Ewa najchętniej by się pozbyła- często przychodził do pracy skacowany i godzinami dochodził za biurkiem do stanu używalności. Poza tym Ewa podejrzewała, że brał jakieś zakazane środki, bo czasami był nadmiernie pobudzony, wpadał bez powodu do ich "nory" i gadał nieco nie na temat. Już kilka razy Ewa mówiła do Zigi, że Karol się nijak w tej pracy nie sprawdza, ale Karol był kolegą Zigi ze studiów i Zigi przymykał oko na jego ekscesy. Ciekawe- pomyślała- skacowany czy zaćpany? Kwadrans później blady jak ściana wrócił Zigi, był roztrzęsiony.
Głupi skurwiel - powiedział półgłosem- skacowany i naćpany. Muszę go wylać z pracy choć to kuzyn Doroty. Powinienem był go już wcześniej zwolnić, miałaś rację. Ciężko westchnął i zatelefonował do Doroty- "kochanie, właśnie przed chwilą pogotowie zabrało Karola- był skacowany i naćpany amfetaminą. Jeśli to przeżyje to będzie zwolniony z pracy, a jeśli nie- to wybacz- ale niewielka strata i dla rodziny i dla społeczeństwa. Wychodzę normalnie. Zawiadom jego żonę. Nie wiem, do którego szpitala go wzięli, dowie się na pogotowiu, wystarczy, że poda jego nazwisko. Zabrali go żywego. Tyle wiem.
Ewa zrobiła herbatę z melisy i podała mu- wypij, to melisa. Dałam podwójną dawkę. Pójdę do chłopaków. Jeśli masz ze sobą fajki, to oddaj mi je. Nie pozwolę byś przez jakiegoś łachudrę wrócił do palenia. Skąd wiesz, że mam? Bo jestem jasnowidzem głupolu. No dawaj. Wychodząc zamknęła go w pokoju na klucz. Zaraz po wyjściu z pokoju wysłała sms do Doroty. Zadzwoń do Zigi, zamknęłam go w pokoju, żeby nie polazł po papierosy. Te co miał przy sobie skonfiskowałam.
Gdy weszła do pracowni powiedziała- jeśli któryś z was ma przy sobie amfę to lepiej będzie jeśli mi ją odda, bo pewnie za chwilę zjedzie tu policja. I uprzedzam lojalnie- więcej tu Karola nie spotkacie. Jeśli wyżyje to będzie zwolniony a jeśli nie- pójdziecie na jego pogrzeb.Nikt tu w was nie orze, nie musicie ćpać by wydajniej pracować. Miłego dnia chłopcy. I wyszła z pracowni.
Wróciła do "nory", otworzyła drzwi z klucza i powiedziała do Zigi: zamknęłam cię, bo nie chciałam byś poleciał do kiosku po fajki. Wiem i rozumiem- rozmawiałem z Dorotą. Powiedziała, że zrobiłaby to samo. Ale już nie wychodź, nie chcę być sam, muszę się pozbierać, ale mi łatwiej z tobą. Strasznie się zdenerwowałem, wyglądał jak trup. Ewa popatrzyła na niego - ty też jakoś niezbyt zdrowo wyglądasz. Jesteś samochodem? Nie, dziś dałem samochód Dorocie, bo jechała do Powsina i przyjedzie po mnie, razem wrócimy do domu. Zaczynamy zupełnie jak ty z Robertem. No i dobrze, tak trzymaj.
c.d.n.