środa, 31 sierpnia 2022

Trudny wybór - 96

 W sobotę rano  Adela stwierdziła, że : "nie mam  w co  się ubrać" a tak dokładnie to ciąża jest paskudnym  stanem - nagle, z dnia  na  dzień okazuje  się, że wcięty w talii żakiet nie dopina  się, a jeszcze kilka  dni  wcześniej  nie było z nim problemów. No po prostu straszne!

Nie idę do ZOO, pojadę raczej na  zakupy, muszę przecież w  czymś do pracy chodzić. Emil przytulił rozzłoszczoną Adelę i  powiedział - nie ma sprawy, pojedziemy na  zakupy, tylko muszę powiadomić Arka, że my dziś nie  pojedziemy do ZOO. Chcesz  wziąć na  zakupy mamę? Nie wiem, chyba wolę sama z tobą  jechać. 

W kwadrans później okazało się, że to jakiś pechowy weekend, zadzwoniła  Stasia, że  młodszy zakatarzony, więc oni też  się raczej nie  wybiorą nigdzie, młodszy kicha a starszy się złości, że mały zainfekowany. Na  razie Stasia pakuje  w nich witaminę C no i oczywiście absolutnie  nie  można  dopuścić  do kontaktu młodszego z Adelą i ona dlatego  dzwoni. Adela zaraz  pożaliła  się, że nie ma  co na  siebie  włożyć, bo nagle  wszystko zrobiło się za ciasne.  I ona zaraz z Emilem ruszy do miasta, żeby kupić coś już nie  w rozmiarze "S" ale "M". A buty  też masz jakby  nieco  za ciasne ?- spytała  Stasia. Zaraz  sprawdzę, tylko pójdę do przedpokoju i przymierzę.  

No tak, mam je  dokładnie  wypełnione. No to ci się  woda  zatrzymała,  za mało wczoraj piłaś. Pij  dziś sporo wody mineralnej  ale nie gazowanej i bez soku lub innych  dodatków. A tak ogólnie  to  się ciesz, że  cię trochę przybywa, bo dzięki temu dziecko ci  rośnie. Ale  mnie  już 6 kilo przybyło, będę szersza niż dłuższa. Nie narzekaj, jeszcze  nie  wyglądasz  ciążowo. Wyobraź  sobie, że bywają  dziewczyny, co potrafią przybrać na  wadze  nawet ponad  20 kilogramów, a  normą jest przybranie  12 do 14 kilogramów.  I wyskocz  ze  szpilek i  zacznij chodzić  w adidasach, kręgosłup ci za to  podziękuje.Zrób sobie  z jednych  dżinsów  ciążówki- podeślę ci na  maila instrukcję jak masz  to zrobić. Dziś kup sobie  tylko kilka bluzek typu tunika, które są marszczone  pod  biustem  a nie na  biuście i zamiast żakietu będziesz  nosiła luźne kardigany.  Poza tym Bronkowi i tak się podobasz- śmiała  się Stasia.

Stasiu, a  ja pomyślałam, że sobie  może kupię koturny na platformie, bo mi adidasy w mieście bardzo nie pasują. No możesz, ważne, żebyś miała podparcie na  całej stopie a nie tylko obcas i paluszki. Pojedź na  Chmielną, tam  zawsze  można coś fajnego upolować. Może gdzieś załapiesz sukienkę równą, prostą typu "chłopka", wtedy ją też  można bez problemu przerobić na  ciążówkę- kwestia  jednego wieczoru. I też ci napiszę jak to  zrobić. Bo wiesz- te  gotowe  sukienki  ciążowe  są beznadziejne. Nie  da się ukryć, że 90 procent  dziewczyn to po porodzie nadal wygląda jakby  za moment miały  rodzić. Te  co chodziły na te ćwiczenia też  nie wyglądają lepiej. Ale i tak najgorzej mają te po cesarce. I wiesz,  zacznij  już używać krem na  rozstępy, nawet jeśli ich nie masz. I zadzwoń gdy wrócicie z zakupów. Jestem cholernie  zła, że mały znów coś załapał w przedszkolu. Mam  sporo do pogadania  z tobą, a nie  wiem czy smarkulowi się nie  zaczyna  jakaś zakaźna wirusówka, bo większość  z nich  zaczyna się jak zwykłe przeziębienie. No to lećcie na te  zakupy, zadzwoń gdy  wrócicie. Arek ci posyła całusy.

Zakupy poszły całkiem dobrze. Do przeróbki na  spodnie  ciążowe Adela kupiła  nie markowe  dżinsy i to nawet dość cienkie- jakby na  to  nie  spojrzeć to już jednak był początek lata. Kupiła dwie  cienkie  nocne  koszule rozpinane aż do pępka, jednorazowe  majcięta (całe opakowanie) dla  siebie, w sklepie bieliźnianym pas ciążowy, podtrzymujący nieco od  spodu brzuch i biustonosz przystosowany do karmienia. Zastanawiała  się czy będzie  miała pokarm, bo ona  była  wyhodowana na  butelce - po prostu jej matka nie  miała pokarmu. Oczywiście  mówiła o  tym położnikowi, który  się  tym  wcale  nie  zmartwił. Kupiła też  dwie bluzki- tuniki na  nieco wyższy wzrost, by je  przerobić na  ciążowe. Upolowała sandały na "platformie" oraz  kryte pantofle na koturnowym obcasie i niewysokiej, lekko pogrubionej podeszwie przodu. W dziewiarskim  sklepie kupiła wełniane  "coś" zamiast swetra - było miękkie i ciepłe i było czymś pośrednim pomiędzy peleryną  a ponczem, wykonane z cieniowanej włóczki, ogólnie  było koloru fioletowego. Wyposażenie  dla dziecka postanowiła  kupić dopiero po konsultacji ze Stasią. Przy okazji udało się namówić Emila  na kilka  nowych   koszulek polo dla  niego i nawet  załapał  się na  sandały i bardzo ładne  sztruksowe  spodnie.

Emil był mocno rozczarowany faktem, że nic jeszcze  nie kupują  "dla Malizny". Kochanie, dla małej to będziemy kupować dopiero wtedy, gdy się skonsultuję ze Stasią. Poza  tym robiąc  dla maleństwa zakupy ubraniowe to trzeba  pamiętać, że dzieciaczki strasznie  szybko rosną, więc muszę  się z nią  skonsultować co naprawdę jest takiemu maleństwu niezbędne i jakie ilości czego trzeba kupić. Już i tak jest nieźle  z tym zaopatrzeniem, bo kiedyś pampersy to moja koleżanka kupowała w Pewexie. Majtusie dla dwulatki również, bo te z Pewexu trzymały fason, a te z państwowego sklepu po pierwszym praniu robiły się o trzy numery za duże.  Ale - zobacz- na wystawie po drugiej stronie jest fajniusi  biały sweterek- zapytamy się na jakiej wielkości dziecko jest przeznaczony, mnie wygląda, że to może  być dobry na  chłodniejsze  dni w lecie. Sweterek  był niestety tylko reklamą, bo to był punkt usługowy, w którym można   było złożyć zamówienie na ręcznie robione  sweterki, ale pani wytłumaczyła Emilowi, że  sweterki to są  dla nieco  starszych dzieci, nie  dla noworodków. A i tak wizyta była  zdaniem Adeli owocna, bo pani  znała kilka adresów prywatnych sklepów handlujących importowanymi ciuszkami dla  maluszków. A teraz , kochany, pojedziemy na bazar przy Puławskiej i kupimy trochę dobrych  wędlin, a wpierw  wdepniemy do budki z włóczkami i kupię włóczkę  i sama zrobię na  drutach sweterek i skarpeteczki dla naszej  córeczki. I może zrobię też kocyk szydełkiem. I porozmawiam, czy jest na bazarze jakaś budka, w której  są jakieś ciuszki dziecięce. Nie  bardzo mam ochotę łazić po nim i wszystkie budki zwiedzać. Idąc do budki z wełnami mijali tym razem otwarty spory kiosk rybny. Adela  zapytała  się jaki jest  stosunek Emila do smażonego łososia, a że był wielce pozytywny Adela kupiła łososia. Potem  weszli do budki z  wełnami i okazało się, że włóczki na niemowlęce ciuszki to będą za kilka  dni, a teraz to Adela  kupiła tylko włóczkę na kocyk. Kupiła  dwie  włóczki,  granatową i  ciemno  zieloną, które połączone  w jedną  nitkę będą  pasowały do wózka i do fotelika I będzie z nich albo kocyk  albo śpiworek. Potem szybko udało  się kupić ulubione  wędliny i zadowoleni  z wyprawy pojechali  do  domu. 

W domu,  zamiast w domowych klapkach Adela chodziła  cały  czas w nowo kupionych sandałach, bo, jak tłumaczyła Emilowi musi przyzwyczaić swe mięśnie  nóg do nowych  butów. Emil robił mądrą minę, ale tak naprawdę  nie mógł tego pojąć. Już dawno pogodził się z tym, że  nie  zawsze rozumie "kobiecą logikę" i jeśli  coś z ich działania nie przyprawia  go o wielki stres to lepiej o tym nie  dyskutować i wszystko uznawać za normalne. Nie  mniej nie ukrył zbyt  starannie  swego zdziwienia, więc Adela pokazała mu różnicę pomiędzy pracą  mięśni nóg gdy chodzi się  w obuwiu  bez obcasa a w obuwiu z  obcasem. A że przy okazji mógł pomacać mięśnie pani małżonki, był wielce  szczęśliwy. Opowiedziała  również jak  to kiedyś miała  wściekły ból mięśni piszczelowych gdy nagle zmieniła  szpilki na sandałki bez podwyższonego obcasa. I tak się wzajemnie  nieco  zadziwiali, bo Emil po raz  pierwszy  słyszał o "mięśniach  piszczelowych" a Adela nie  mogła  z kolei pojąc jak ktoś, kto grywał w siatkówkę i  miewał różne kontuzje  mógł nie  wiedzieć, które to są mięśnie  piszczelowe.

Maleństwo - gdy  miałem jakąś kontuzję to po prostu pauzowałem i chodziłem na rehabilitację,  ale nikt nie mówił co i  dlaczego mam rehabilitowane i nie używał żadnych nazw poszczególnych  mięśni. Przychodziłem do gabinetu lekarskiego, pokazywałem  co mnie  boli.....i tyle. A nie  czułeś  się z tego powodu traktowany jak debil, który nie jest w  stanie  niczego zrozumieć? Bo gdy  mnie  coś  boli to staram  się dowiedzieć co i dlaczego  mnie  boli. Oczywiście  wpierw wymęczę lekarza, do którego trafiłam a potem sobie to wszystko jeszcze sprawdzam w encyklopedii zdrowia. 

Ja wiem, że lekarze  nie przepadają za takimi pacjentami, którzy w ten  sposób jakby "patrzą" im  na ręce a na dodatek kontrolują ich  wiedzę, ale jak sam widziałeś mam dzięki temu samych  fajnych i dobrych  lekarzy i wszyscy, którym ich  polecę są nimi  zachwyceni. Poza tym wychodzę z  założenia , że skoro mi coś z jakiegoś powodu nawala to powinnam  dowiedzieć  się  dokładnie  dlaczego i jak się danej dolegliwości szybko pozbyć. Gdy urodzę to już mam dla małej pediatrę, prywatnego. To lekarz, który ma taki  sam pogląd jak ja - każdy pacjent  musi  być świadomy tego co się  dzieje  z jego ciałem i  zdrowiem i każda matka musi pilnie obserwować  swoje dziecko by wszystko móc opowiedzieć lekarzowi. I w kilka  dni po moim powrocie z Malizną ze  szpitala wezwiemy go na pierwszą wizytę. I jestem pewna, że będziesz nim naprawdę zachwycony. Oczywiście pacjentów prywatnych  bierze tylko z polecenia. I leczy dzieci  tylko do siódmego roku życia. A facet ma dwójkę dorosłych już dzieci i ma niemal 2 m wzrostu, tak  na moje oko. I najbardziej  lubi, gdy przy  wizycie jest  również tatuś dziecka i to dobrze zorientowany w  stanie dziecka- czyli jak małe je, jak reaguje  na różne warunki zewnętrzne, co lubi a co nie. Bo nawet takie maleństwo pewne  rzeczy lubi a inne  nie. I nie jest fanatykiem pokarmu naturalnego, czyli karmienia piersią, bo teraz jest całkiem dobre mleko nawet dla noworodków. Raz go  widziałam, bo byłam by pomóc jej przy kąpieli pewnej małej dzieciny- jej tata  był wtedy moim dyrektorem.   On był w delegacji w Londynie, a jego żona miała rękę w ortezie - dzwonił z tej delegacji i błagał, strasznie  mnie przepraszając, żebym jej pomogła, bo jego matka nie  zdąży wrócić z  sanatorium a jemu właśnie odwołali lot i wróci dopiero, jak dobrze pójdzie, następnego dnia. Bo wiesz - sekretarka jest  dobra  na  wszystko, na kłopoty rodzinne oczywiście  też. Trochę mnie  siekło, bo sądziłam, że po prostu powinni odwołać  wizytę. I  dopiero od  niej się dowiedziałam, że to nie "rutynowa" wizyta, tylko mała  ma temperaturę i trzeba ją przebadać. I wtedy po raz pierwszy widziałam takie maleństwo, miała chyba wtedy ze 3 miesiące. Wyglądała jak ta lalka w białym sweterku na  wystawie tego sklepu. Wg mnie to była  wręcz porażająco  mała. A gdy ten lekarz  ją badał i przewracał jedną dłonią  z boku na bok to aż mi dech zaparło z wrażenia- bałam  się, że  dziecku zrobi krzywdę, ale na  wszelkie wypadek nic nie mówiłam. I tylko dzięki temu nie  wyszłam na kompletną  debilkę.

Na lunch w postaci pieczonego łososia  zaprosili również Helenę i Piotra. Na deser był dla wszystkich szybkościowy deser w postaci kremu jogurtowego z mrożonych czarnych jagód, przygotowany przez Helenę. Adela się  śmiała, że przez nią cała  rodzina odżywia się niczym kobieta  ciężarna.

Po obiedzie pojechali wszyscy na spacer do Konstancina, bo Piotr i Helena chcieli zapisać się tam na basen. Oczywiście Adela  zaraz wypróbowała  swoje nowe sandałki, które zdały jej zdaniem egzamin na piątkę. Helenie podobały  się, ponieważ były w jej ulubionych kolorach- paski były białe, czerwone i granatowe.

                                                                                    c.d.n.

                                                                         


wtorek, 30 sierpnia 2022

Trudny wybor - 95

 "Męskie  żarciuszko" to były kopytka z wędzonym schabem pokrojonym w grubą kostkę i zapieczone  pod sosem śmietanowo-musztardowo-serowym, z tym, że porcja dla Adeli miała schab wpierw obsmażony na  rumiano, bo w  czasie  ciąży nie wolno  jeść surowego mięsa. W tym układzie do piekarnika  powędrowały dwie formy na tarty - mała  dla  Adeli i duża  dla panów. Adela tymczasem rozsiadła  się wygodnie w  fotelu i zaczęła przeglądać strony internetowe z niemowlęcymi ubrankami.

Arek opowiadał Emilowi nieco  dokładniej a i przy  okazji  dosadniej o przyczynach swego  ślubu z Ireną i obaj  doszli do  wniosku, że w gruncie  rzeczy Irena wykiwała  ojca, który był przeciwny związkowi Ireny z "naczelnym ogrodnikiem" jak go nazwał Arek i dlatego obiecał jej, że przepisze cały majątek na nią,  ale tylko wtedy, gdy wyjdzie  za mąż za kogoś innego.  Jak opowiadał Arek- najwidoczniej  praca na świeżym powietrzu i wysiłek fizyczny wzmagały "naczelnemu ogrodnikowi"  jurność, bo Irena była  nim zachwycona i dawała go Arkowi za wzór, bo był facetem, który  nie  miewał problemów z potencją, a Arek, który nie pracował fizycznie  na świeżym powietrzu i głównie pracował mózgiem w zamkniętych pomieszczeniach, gdy  był bardzo przepracowany to miał "falstart za  falstartem", czego Irena  jakoś nie  mogła pojąć. A na  dodatek nie  był słodkim brutalem i prawione Irenie przez  niego komplementy zupełnie nie  wzbudzały w niej entuzjazmu i zachwytu, raczej sprawiały, że musiała  się zastanowić niczym na egzaminie z języka polskiego, by pojąć   "co poeta  miał na myśli". 

No fajnie, stwierdził Emil - dla  mnie  to normalne, że gdy głowa  zawalona pracą to człowiekowi nie seks w głowie a rozwiązanie dręczącego  go problemu. Pierwsze dwa lata w Meksyku miałem taki "zapieprz", że nawet cały harem pięknych hurys by mnie  nie doprowadził do stanu używalności. Poza tym daleko na  samym  seksie się  nie  zajedzie- przynajmniej jeśli idzie o mnie. 

Ty to jesteś szczęściarz, masz dziewczynę która odpowiada  ci pod każdym względem i naprawdę kocham twoją Adelę na tym intelektualnym poziomie - jest świetna, nawet jak się na  mnie wścieka. A teraz zaczynam ją  wielbić i za to, że dzięki niej spotkałem Stasię. Stasia to chodząca  delikatność i dobroć. Jej rodzice też będą zeznawać w sądzie rodzinnym na rozprawie o pozbawienie praw  rodzicielskich jej męża. Tak mi doradził kolega, który stale  się tym zajmuje.

A  Adela, jak  zauważyłem,  w pewien sposób "matkuje" Stasi chociaż jest od  niej młodsza. To prawda- zgodził  się  z nim Emil- Adela miała, nim ją poznałem, bardzo nieudany i trudny związek i może być z siebie  dumna, bo sama wyszła  z niego. I wiem, że chce byście oboje nie pokaleczyli  się wzajemnie - cicho powiedział Emil. No, wyjmujemy żarciuszko, idź po nią,  ja tymczasem  nakryję stół, zjemy w kuchni. 

W dwie minuty potem Arek wszedł do kuchni mówiąc - ona chyba  śpi, zobacz  sam. Emil poszedł do  pokoju dziennego - Adela leżała zwinięta w kłębek z głową na  miękkiej poręczy fotela, obok leżał włączony laptop.  Emil delikatnie go  zabrał i chociaż  było mu żal - jednak  ją obudził. Musi zjeść lunch, ma  się wszak regularnie odżywiać, żeby zbyt dużo na raz nie jeść.

Ojej, jęknęła Adela - strasznie was przepraszam, ale jakoś ta  ciąża mnie usypia- od wielu lat nie  zasnęłam tak bez powodu  w biały  dzień. No fakt, szczerze mówiąc to  ten  stan przyprawia cię o senność - powiedział z uśmiechem  Emil. Wieczorem bardzo szybciutko zasypiasz. Nie  wydaje mi  się to dziwne - stwierdził Arek - jakby  nie było ona żyje teraz za dwoje a to na pewno dość męczące jest - przecież wszystkie jej narządy są obciążone podwójnie.  Potrzymacie jutro kciuki za mnie? Rozprawa  jest o 9 rano. No jasne,  potrzymamy, ale nie  zapomnij dać nam znać o wyniku czy wychodzisz z tarczą czy  cię wynoszą na tarczy - wiesz jak jest - życie jest pełne  niespodzianek, tych  niemiłych zwłaszcza, stwierdziła Adela.

A czy pojechalibyście razem z nami do ZOO w sobotę?  Tak, ale  w dwa  samochody, żeby wrócić wcześniej jeśli się Adelka  zmęczy- zgodził się  Emil. To dobry pomysł, bo mam  do Stasi mnóstwo pytań odnośnie wyprawki- bo przeglądałam na internecie i mam tak  zwane mieszane uczucia. I poczytałam też trochę blogów matek - mają to samo odczucie  co ja, że kwestia rozrodu w  grupie osobników Homo Sapiens jest absolutnie niedopracowana. I małym dla mnie pocieszeniem jest fakt, że wszystkie samice żyworodnych mają "przechlapane". Wy się zajmiecie chłopcami a my sobie pogadamy. Nie wiem jak jest teraz w ZOO, ale kiedyś to tam  było sporo ławek, wieki  całe tam nie  byłam. 

Arek, jak  zjemy pokażę ci na internecie jaką limuzynę zamówiliśmy dla  naszej księżniczki. Wielce doskonały  model, bo składany. Stelaż jest aluminiowy i tak opracowany, że służy do głębokiego wózka, spacerowego i można też na nim zamontować fotelik samochodowy dla  maluszeczki.To takie maleństwo siedzi w  foteliku?- zdumiał się Arek. Nie , nie  siedzi ale  leży, bo tam jest specjalna wkładka dla maluszków. I wiesz,  że w fotelikach  wozi się dzieci w pozycji tyłem do kierunku jazdy?  I żeby było jeszcze  ciekawiej, to ten fotelik dla maluszków jest mocowany na tylnym  siedzeniu i jest do tego potrzebna  specjalna baza.  

Arek ożywił się  nagle - powinienem za każdym razem chyba mieć  foteliki dla  obu chłopców. Noooo, powinieneś- tu niedaleko jest punkt, w którym można wypożyczyć foteliki  lub kupić używane, ale w bardzo dobrym stanie.  Ale chyba jeden  fotelik wystarczy, bo starszy to  chyba  może  mieć taką podwyższającą poduszkę, żeby go można zapiąć pasami. Jak chcesz  to  się możemy dziś tam z tobą przejść.Tylko dowiedz  się u Stasi ile starszy ma  wzrostu i ile waży młodszy. No to zaraz się o to ją  zapytam. Adela uśmiechnęła  się - jeśli chcesz porozmawiać na osobności to idź do którego chcesz  pokoju. I pozdrów ją ode mnie.

No  coś ty- roześmiał się Arek - jesteście dla  mnie jak rodzina. Przepytał Stasię odnośnie  wagi i  wzrostu obu  chłopców, zapisał sobie i przekazał pozdrowienia od Adeli, mówiąc, że w sobotę pojadą  wszyscy do ZOO i będzie wesoło.

W sklepie Arek nabył fotelik dla młodszego, kupił używany, bo sprzedawczyni mu wytłumaczyła, że dzieci mają to do siebie, że jednak rosną, więc ten  fotelik nie będzie  długo używany. Dla  starszego kupił specjalną poduszkę, która mu będzie służyła aż do chwili, gdy już bez niej będzie  się mógł zapiąć pasami. Gdy wyszli Arek powiedział - dzięki wam obojgu jestem ciągle w pionie i nie  gubię się co pięć minut. Jesteście dla mnie jak prawdziwa, najbliższa  rodzina. Przecież ty dla nas też - zapewnili  go oboje.

Następnego dnia około południa Adela otrzymała  sms - jest rozwód, bez orzekania  winy, bez rozprawy "godzącej". Zadzwonię do was z domu, około 18,00. Co do wycieczki- wstępna  propozycja  godz.11,00 przy wejściu od Ratuszowej, resztę dogadamy gdy "drynknę".A.  Przesłała tę wiadomość do Emila, a potem tę nowinę o rozwodzie przesłała  do Stasi,  łącznie z  zapytaniem, czy nie napiłaby  się kawy , ale nie w barku. 

Oczywiście zapytała  się również szefa,  czy napije  się kawy a do kawy przyniosła  z  domu chipsy serowe własnej roboty. Stasia  przyszła wyraźnie "podładowana"  pozytywnie wiadomością o rozwodzie  Arka. Adela napełniła 4 plastikowe pojemniczki (po jakichś kupnych  deserach) chipsami - ten czwarty był przeznaczony  dla Emila, któremu wysłała  sms, że robi kawę. I chociaż  miał do pokonania  całkiem  sporo korytarzy i jedno piętro jakoś bardzo szybko dotarł. Ojej, a skąd te  chipsy tutaj? Przyniosłam dziś z  domu. To my mieliśmy chipsy  w  domu i ja  nic o nich  nie wiedziałem? Nie wiedziałeś, bo część schowałam przezornie do puszki po nesce, żeby były w zapasie. Wiem doskonale ile potrafisz ich zjeść na jeden raz, więc schowałam. Szef trzymał w ręce chipsa cieniutkiego jak opłatek i dziwił  się,   jak można zrobić tak  cieniutkie  ciasto i ogromnie  się zdziwił, że to nie  ciasto a tylko i  wyłącznie sam ser, a tak dokładnie to dwa gatunki sera, jedne chipsy  posypane  curry inne wędzoną papryką i upieczone w piekarniku.  I Stasia i szef poprosili o przepis.  To się robi bez przepisu - stwierdził Emil. Trzeba po prostu zetrzeć na dużych oczkach tarki  dwa do czterech gatunków sera, wymieszać je, rozłożyć na macie  do pieczenia płaskie kopczyki sera i wstawić  do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Piec do ich wyschnięcia, uważać  żeby  nie przypalić. Po wyjęciu posypać czym  się lubi - my na ogół posypujemy papryką wędzoną i łagodnym   curry. A sery minimum  dwa  gatunki, jeden ostrzejszy, drugi łagodniejszy. Jak się nie ma maty do pieczenia to dobrze jest wyłożyć blachę papierem do pieczenia. Pana żona, panie Emilu  mnie wciąż  czymś  zadziwia - powiedział szef. Mnie ostatnio też - stwierdził Emil - pierwszy raz coś schowała  przede mną, jestem tym trochę przerażony - śmiał  się Emil. Może to ten  stan odmienny na  nią wpływa,  bo wczoraj biedactwo zasnęło w  dzień na  fotelu. 

Szef natychmiast spoważniał - a może powinna wziąć pani trochę zwolnienia lekarskiego. Który to był teraz  tydzień?   Trzydziesty drugi - odpowiedział Emil. I mała już leży główką  w dół i pleckami do widza. Muszę  się panu przyznać, że jestem pełen  podziwu dla lekarza, który potrafi odczytać USG, zresztą rentgenologów też podziwiam, zwłaszcza  tych co rozpoznają różne narządy wewnętrzne. No bo kości na rtg to jeszcze  jakoś widać, ale tkanki miękkie - plątanina ciemniejszych i jaśniejszych, mniejszych i większych plam i kształtów.

Ale ja  się naprawdę dobrze czuję, może  tylko bardziej reaguję na  spadki ciśnienia atmosferycznego. Panie Bronku, zamówiliśmy dla małej wózek typu 3 w 1. Jeden stelaż, zresztą składany, obsługuje wózek głęboki,  spacerówkę i fotelik samochodowy. I ma mnóstwo bajerów bo i ochronę przeciw deszczową i moskitierę i część budki może  być siatkowa, żeby dziecko miało więcej powietrza. A kolor wybrałam ciemno szmaragdowy. No i nawet ma uchwyt na kubek kawowy i ocieplacz  na ręce dla prowadzącego wózek. Ten uchwyt na kubek kawowy to zachęta dla Emila do spacerowania z  dzieckiem, a ocieplacz na ręce to dla mnie, bo mnie od jesieni do późnej wiosny  wciąż marzną  ręce.

Szef zaczął się  śmiać - tak pani o  tym opowiada, że gdy już będzie pani w  domu z dziecinką to przyjadę to  wszystko obejrzeć i koniecznie poznać dziecinkę.  No ja  myślę, że pan przyjedzie, nawet  nie  wyobrażam  sobie by pan  do nas  nie przyjechał. I pozna pan naszego tatę - jak znam życie  to na pewno będziecie  mieli panowie szalenie  dużo wspólnych tematów.

Czy zauważyliście, że jakoś ostatnio nie  toniemy w papierach? Mam wrażenie, że  wszyscy się czają. Jeszcze trochę, a okaże  się, że zrobiłem spory błąd namawiając Adelę na robienie aplikacji rzecznikowskiej. Lepiej by wyszła na aplikacji adwokackiej stwierdził Emil. 

Adela uśmiechnęła  się - może jeszcze utworzy nasz przyjaciel Kancelarię Adwokacką a  sytuacja rzeczników jakoś się bardziej wyklaruje? Ja bym bardzo  chętnie przeszła na półetat tu gdy wrócę z ustawowego macierzyńskiego i gdzieś czytałam, że podobno zakłady pracy mają dawać mamuśkom połówki etatów  w czasie urlopu wychowawczego. Muszę kiedyś zatelefonować do zaprzyjaźnionej kadrowej w poprzednim  miejscu pracy. 

A jeśli sytuacja zawodowa nas  zmusi to prawdę mówiąc bez większego żalu wyjedziemy stąd i  zabierzemy ze sobą rodziców. Już bardzo dużo moich  znajomych mieszka poza Polską i jakoś nie płaczą z tęsknoty.

                                                                           c.d.n.



niedziela, 28 sierpnia 2022

Trudny wybór -94

 Wezwanie na  kolejne  badanie USG przypadło na 32 tydzień  ciąży, poproszono by Adela była na czczo to od razu pobiorą jej krew do badań. Wymieniono z tej okazji  tyle pozycji, że Adela  stwierdziła, że  chyba jej  z pół litra  krwi utoczą. 

Badanie znów  było na  aparaturze diagnostyki prenatalnej, dziecinę  znów mierzono w  wielu  miejscach, znów sprawdzano prawidłowości jej budowy, oceniano stan  łożyska, ilość płynu owodniowego, zmierzono  przepływ krwi w tętnicy pępowinowej, oceniono mózg, mierzono móżdżek, sprawdzano  serce, nadnercze, nerki, wątrobę, jelito  cienkie i grube, kręgosłup, sprawdzano czy nie jest  zbyt mała jak na 32 tydzień. Dziecina tym razem  leżała  już główką  w dół i jak  się  śmiał lekarz- sprawdzała czy kręgosłup Adeli ma prawidłową budowę. Razem z lekarzem oglądał dziecię  również Emil, a jego mina  była  z gatunku: "muszę  chyba iść  do okulisty, bo nie  widzę to co słyszę". 

Nooo, grzeczna ta  pana córeczka, już  się ustawia do wyjścia - powiedział na  zakończenie badania lekarz. Tylko nie  chce nam buźki pokazać i pokazuje plecki. To dziedziczne  chyba- powiedział Emil- bo moja  żona nie lubi  się fotografować. Lekarz uśmiechnął się i  powiedział- nie jest to wykluczone. Ciągle  nie wiemy zbyt dokładnie co te maleństwa przeżywają, ale są na świecie ośrodki badające i obserwujące takie  maleństwa od pierwszych minut ich przyjścia na świat. Tak naprawdę to każde zdrowe, normalnie  rozwijające się dziecko to mały geniusz. 

Jak na  razie nadal jest wszystko w najlepszym porządku, więc  myślę, że zobaczymy  się w 38 tygodniu, czyli tak mniej  więcej na  samym początku sierpnia. Ale pani to jakoś mało przybrała na  wadze, proszę  się tylko nie odchudzać- nie  wolno! Może i mało przybrałam,  ale biustonosz to  musiałam już kupić większy, nie tylko mi piersi przybrały, obwód pod  biustem również. A tak ogólnie  nie utyłam, bo sporo jednak chodzę, nawet mój  szef mnie  wygania  bym spacerowała po biurze. No i ograniczyłam słodycze. 

To chwała  szefowi- ma pani mądrego szefa! Nie  mniej proszę się dokładnie obserwować i jakby coś  się pani  wydawało dziwne to proszę do mnie  dzwonić, mam panią wpisaną do swojej komórki. I proszę wysokie szpilki zamienić na  tak zwane półszpilki, żeby potem nie  nawalał pani kręgosłup. Pije  pani mleko? Nie, nienawidzę mleka, jem jogurt. No to bardzo  dobrze, jest  zdrowszy. Pamięta  pani - nie jeść serów pleśniowych, surowego mięsa. Wiem, czytałam i pamiętam. A jajecznicę wysmażam na  sztywno, albo jem jajka  w sałatkach. I właściwie  to nie jem ostatnio   w restauracjach. To bardzo  dobry  zwyczaj, proszę tak trzymać.

No to spotykamy się na początku sierpnia. Już możecie państwo rozejrzeć  się za wózkiem bo zaraz po szpitalu będzie  dziecię mogło spacerować. Dobrze  mają te  dzieciaczki, które  rodzą  się w ciepłych miesiącach  roku.

Gdy wyszli z przychodni Emil powiedział - naprawdę jestem pełen  podziwu dla tego człowieka, że on  rozróżniał te  wszystkie części dziecka, o których mówił. Wytrzeszczałem oczy i nic  z tego nie  widziałem. Co prawda gdy mi palcem pokazał serduszko no to widziałem, że to coś się rytmicznie  rusza.

Jak to teraz mówią młodzi - "pełen  szacun"  dla tego  człowieka. A dotarło do ciebie, że możemy już kupić wózek? Dotarło, nie  cierpię na  niedosłuch. Muszę się poradzić  Stasi co i  w jakiej ilości kupić. Ona ma już doświadczenie w tej  dziedzinie. Czy ty teraz jedziesz  do pracy? A skądże, teoretycznie jestem dziś w PKN. A ja  to nawet  nie  wiem, gdzie  dziś jestem, bo mi szef powiedział, że on  to załatwi. Ale  muszę  do niego pchnąć  wiadomość, że jest  wszyściutko w porządku i z dzieckiem i ze mną i że lekarz zachwycony, że mam takiego mądrego i życzliwego  szefa. Do Stasi i Arka też pchnę wiadomość.  No to zjemy niespiesznie śniadanie  i po śniadaniu możemy podejść do tego  sklepu, który jest blisko nas. I możemy podejrzeć na necie  trochę wyposażenia  dla  maluszków. A w tym sklepie  to można  również niektóre rzeczy wypożyczyć, np. foteliki samochodowe  dla dzieci. 

I wiesz - doszłam  do  wniosku, że to jednak ja  muszę pogwarzyć z Arkiem- wszak Stasia jest  moją koleżanką, nie  twoją, więc właściwie  nic  dziwnego, że w pewnym  sensie  zadbam o jej spokój. Emil popatrzył na nią i powiedział - mam nadzieję, że go nie  stłuczesz na kwaśne  jabłko, jest jednak sporo większy od  ciebie i wymagałoby to dużego wysiłku.  No co ty, ja mu tylko mogę słownie dokopać, ale raczej tego  nie zrobię, lubię go.

Po poinformowaniu "połowy świata" i rodziców, że  wszystko z dzieciną i Adelą jest  w porządku, oboje  niespiesznie   zjedli  śniadanie przygotowane przez Emila. Potem poszli do sklepu z używanymi akcesoriami dla  maluszków. Po rozmowie  z  całkiem  sympatyczną właścicielką  sklepu pojechali do branżowego  sklepu obejrzeć wózki z  serii 3 w jednym, czyli  wózek głęboki, zamieniany  później w  spacerówkę oraz  fotelik samochodowy dla  maluszka o wadze 0- 13 kg.  Wybrali model wózka posiadający aluminiowy lekki stelaż i dobrze  się składający i  dostosowany do niego fotelik będący jednocześnie  nosidłem o wadze tylko 3,15 kg. Większość  fotelików waży nieco ponad 5 kg, a gdy do tego doda się wagę  dziecka, to niesienie dzieciaczka w foteliku do i  z  samochodu może być niezłą udręką. Do tego kupili szwedzkiej produkcji leciutką, składaną wanienkę wraz  ze składanym stelażem i  wkładką dla noworodka, zamówili komódkę, której blat  był jednocześnie przewijakiem i która  posiadała cztery pojemne szuflady i  dwie szafki z półkami. Złożona wanienka i złożony stojak bez trudu będą mieściły się w ich niewielkiej łazience. W tej wanience kąpać  się mogło dziecko do czterech lat. No i można  było ją zabrać  ze sobą na każdy urlop.   Dno było antypoślizgowe a wbudowany w dno  korek miał czujnik temperatury.W sklepie  z wózkami zgłosili zapotrzebowanie na montera bazy do fotelika, który miał być zamontowany na tylnym siedzeniu tyłem do kierunku jazdy. Fotelik  miał również "budkę", żeby osłonić  dziecko przed słońcem. Bo fotelik można   też montować na ten sam  stelaż co głęboki wózek i  spacerówkę. To bardzo praktyczne- stwierdziła  Adela.

Wózek się obojgu bardzo podobał, miał całą masę dodatkowych akcesoriów, między innymi moskitierę, wentylację "budki", osłonę przeciwdeszczową, uchwyt na kubek do kawy, co niemal uwiodło Emila, ocieplacz- mufkę na ręce pchającego  wózek, okrycie  na nóżki do obu wózków, kosz na  zakupy i całkiem  pojemną torbę na te  wszystkie  akcesoria  a wysokość uchwytu była  regulowana i jak sprawdził Emil był świetnie amortyzowany. Adeli nie podobała  się tylko jego cena, ale Emil stwierdził, że to przecież import, a jego zdaniem cena w euro wcale nie jest porażająca - jakby na to nie  spojrzeć to jest tu tyle "bajerów", że głowa mała no i to wszak są dwa wózki i fotelik. A fotelik znanego producenta  spełnia  wszystkie  wymogi bezpieczeństwa.  Poza  tym może jednak po tym pierwszym maluszku zdecydują  się na  następne dziecko, więc nastąpi amortyzacja sprzętu. 

Obejrzeli też katalog mebli dziecięcych, ale tak bardziej "dla  sportu". Zastanawiali  się przez  moment  nad "leżaczkiem-bujaczkiem", ale póki co  nie był to pilny zakup. Co do dziecięcych ciuszków to Adela chciała  wpierw omówić to ze Stasią. Emil na  nią popatrzył i powiedział - no ale  Stasia urodziła przecież chłopców, a nam się urodzi dziewusia! Adela dostała  ataku śmiechu. Gdy już  się uspokoiła powiedziała - zapewniam cię, że obie płcie  jednakowo sikają i kupkają w pieluchy i takie  same  są kaftaniki i  śpioszki i pampersy dla obu płci. Nie  miałeś dotąd kontaktu z malutkimi dziećmi i nawet nie wiesz, jak długo nie rozpoznasz  u takiego maluszka, nawet dwuletniego, jakiej jest płci, bo mu w pieluchy wszak  nie   zaglądasz. Dziewczynka mojej koleżanki była bardzo nieurodnym  dzieckiem i bardzo długo wielu osobom zdawało się, że to chłopiec. A wyrosła na bardzo ładną dziewczynę.

Gdy jechali do domu "dał  głos" Arek, więc Adela opowiedziała, że właśnie jadą  do domu, bo byli by  dziś zamówić wózek dla dziecka. No nie, ja chciałem wyposażyć waszą dziewuszkę w jakiś godny jej pojazd. Adela pocieszyła  go, że nie ma  problemu, dziecko w  domu to jak studnia bez  dna i zawsze wysysa pieniądze  z portfela. A co teraz będziecie robić? No przejedziemy przez L'Eclerca i zrobimy zakupy i będziemy w  domu, bo muszę znów coś zjeść. A mogę razem z Wami zrobić zakupy? Możesz. My tam dojedziemy pewnie za 15 minut. Arek, to jak zrobimy zakupy to pojedziemy do domu i coś fajnego sobie zrobimy do żarciuszka. I zobaczysz jaką limuzyną zamówiliśmy dla  małej i szwedzką składaną wanienkę wraz ze  stelażem. I jedną komodę.

No to popatrz- powiedziała Adela -  sam nam wchodzi w  ręce. Byłoby fajnie, gdyby jeszcze były tu kopytka. Emil zerknął na  zegarek - powinny jeszcze  być. Jeśli będą to kupimy też  schab wędzony i  zrobimy go na  gorąco do kopytek.  Oj tak, masz  bardzo  dobry  pomysł- ucieszyła  się Adela.

Ciekawa jestem kiedy dotrze ten wózek trzy  w jednym. I bardzo  dobrze, że odbiera  się przesyłkę w sklepie, bo wtedy przy  nich się sprawdzi czy jest wszystko to  co być powinno. Ciekawa jestem czy tę "bazę" do fotelika  można zamontować wcześniej. I mam nadzieję, że potem dopinanie  do niej fotelika z dzieckiem nie  będzie upiornym przedsięwzięciem. Może  szkoda, że fotelik nie jest w takim  samym kolorze co obydwa wózki. Ale może i lepiej, nie będzie tak atrakcyjny. Najbardziej mi się spodobało, że jest ta  moskitiera do obu wózków i to, że można wpuścić powietrze dzieciaczkowi pod budkę. I że ma regulowany zagłówek. Podoba  mi się ten wózek. I mam nadzieję, że kolor w naturze  będzie taki sam.

Bardzo mi się podoba ta  komoda z  blatem do przewijania i szufladami. I niemal zakochałam się w tej składanej wanience, jest świetna! Oj, niedobrze,  niedobrze, zaśmiał się Emil. Zaczynają spadać  moje notowania u  ciebie - wyposażenie małej mnie  wygryzło. Ale mnie  też  się  to wszystko bardzo podoba. Co jeszcze musimy kupić?  Ooooo, jeszcze sporo - ciuszki, kocyki, powijak, podsłuch do zainstalowania  u dziecka, pampersy noworodkowe i następne, butelki , smoczki, podgrzewacz.  I wiesz co? trzeba imię  dla niej wybrać. I wiesz, nigdzie  nie  sprzedają imion.

Pod  market zajechali  niemal w tej samej chwili co  Arek. Szybko zrobili zakupy, były kopytka, był też wędzony  schab, niemal kłusem przemierzyli "halę sprzedażową" i ruszyli do  mieszkania. Arek   zaparkował przy ulicy, Adela powiedziała, żeby wziął do ich  mieszkania i  swoje  zakupy, to poleżą grzecznie w  lodówce. W związku  z tym Arek poniósł wszystkie  zakupy a Adela  potuptała na swoich półszpilkach za nim, dzierżąc w ręce tylko prasę.

Aleśmy nakupowali- powiedział Arek. Adela wzruszyła  ramionkami - my bardzo mało, ty wykupiłeś połowę marketu. Te twoje słoiki są po prostu  ciężkie, a w  samym "Kredensie" kupiłeś cztery, widziałam. To wszystko waży. Gdyby nie to, że nie  wolno mi dźwigać, to  bym ci pomogła. No masz rację,  ale musiałem  trochę  słoików  kupić. Bo może w sobotę uda mi  się namówić  Stasię  by przyjechała z  chłopcami, to znaczy  ja po nich  pojadę. Jeśli będzie  pogoda to pojedziemy do ZOO. Dobry pomysł, dzieci  lubią bywać w  ZOO- pochwaliła  Adela.

Arek, powiedz mi prawdę, dlaczego tyś  się ożenił z Ireną?  Nic  do siebie  nie czujecie, więc po co to było? Powiem ci w mieszkaniu- nie na  schodach. Gdy weszli powiedział - bo ona potrzebowała tego. Nie rozumiem - możesz powiedzieć jaśniej? No potrzebowała tego, żeby być mężatką by dostać spadek po swym porąbanym ojcu. Małżeństwo, jej stan  cywilny, był dla niego ważny. Przepisał na  nią to co miał przepisać i szczęśliwie zmarł. W chwili śmierci jego i  w chwili otwierania  testamentu Irena była mężatką. Nie  musiała  mówić od jak dawna, wcześniej widywali mnie jej krewni  z nią.  Spadek dostała i  zgodnie z umową złożyła pozew rozwodowy. W piątek mamy rozprawę. Tylko niepotrzebnie  się wygłupiła  z treścią pozwu. Już dawno jej obiecałem, że w razie czego to się z nią ożenię i  szybko się rozejdziemy. Bo wiesz Adelko, ona  naprawdę jest nie za mądra, choć dość sprytna.  A czemu nam nakłamałeś robiąc takie przedstawienie? Bo liczyłem  się  z tym, że w testamencie może  być jakieś  zastrzeżenie, że  ów mąż musi być przy otwieraniu testamentu, a może musi przedtem być z nią u notariusza i równie  dobrze mogli być potrzebni przyjaciele męża jako świadkowie.  A jak stajesz u  notariusza to ci dowód osobisty  sprawdzają. Nie kocham jej, nigdy nie kochałem, ale kilka razy mi pomogła i w pewnym  sensie  byłem jej dłużnikiem. Nie  chcę cię wciągać w szczegóły- ani ciekawe, ani miłe i już nieistotne. 

A masz pewność, że jutro dostaniesz  rozwód? Że w ostatniej chwili  nie wpadnie  na pomysł by jednak pozostać  twą żoną? Nie  wpadnie, jest bardzo zakochana w dwóch rzeczach- w  spadku po tatusiu bo to olbrzymi kawał gruntu i w facecie, który od lat tym zarządza. To dobrze prosperujące gospodarstwo ogrodnicze. Twierdzi,  a może ma  tylko nadzieję, że on się  z nią ożeni, bo bardzo by  chciał zostać współwłaścicielem tegoż gospodarstwa. Uprzedzałem ją, że może jej to na  zdrowie nie wyjść, ale ona- jak zawsze - wie lepiej. Poza tym mam wrażenie, że już go zna od  strony łóżka.

Cholera - dobrze czułam, że w tym wszystkim jest jakieś  drugie  dno.W tej  chwili do  domu wszedł Emil i powiedział - a co tak spiskujecie w przedpokoju, ktoś jest w pokoju lub kuchni?  Arek uśmiechnął się krzywo - nie  spiskujemy, powiedziałem jej tylko dlaczego  się ożeniłem z Ireną. A jutro mam sprawę, już o 9 rano. Adelka  marnuje  się w tych patentach, powinna pracować  w dochodzeniówce. Mylisz  się Arek, w patentach cały czas jest praca niczym w dochodzeniówce, tylko obiekty inne- stwierdził Emil. Chodź stary  do kuchni, zrobimy jakieś męskie  żarciuszko, Adelka takie  lubi. Maleństwo, a ty idź chwilę poleżeć. Ogórki chcesz w plasterki czy w kawałki?  W kawałki.

                                                                            c.d.n.



 


sobota, 27 sierpnia 2022

Trudny wybór - 93

 Adela szła na naradę jak na  ścięcie. Wysłuchała kilku wypowiedzi  w stylu " musimy  się zastanowić", "trzeba  pomyśleć" i miała  wielką ochotę  stamtąd wyjść.  Ale w końcu nie  wytrzymała i.....podniosła  rękę. Wpierw  się przedstawiła i na początek powiedziała - pracuję tu niedługo i od każdego słyszę, że trzeba  się zastanowić co dalej.  To niby racja,  ale chyba jestem głupia, bo w moim przekonaniu my nie  bardzo mamy  się nad czym zastanawiać, bo jak na razie nic nie jest jasno  sformułowane. Może coś przeoczyłam, ale nie  znalazłam  nigdzie jasno sformułowanych przepisów. Jak na  razie to jest jakiś chaos. My, jako urząd to i tak mamy dość jasną sytuację, bo tylko orzekamy i w kwestii orzecznictwa to się nic nie  zmieniło dla nas. Natomiast są całe rzesze osób, które nie są u nas  zatrudnione, a którym bardzo się skomplikowała  sytuacja zawodowa i to oni  muszą  się zastanawiać co dalej mają ze sobą zrobić. Nas to nie  dotyczy. My w pewnym  sensie  oceniamy ich pracę, uznając lub  nie dany patent. I jak na  razie to rzecznicy patentowi dotychczas pracujący w różnych przedsiębiorstwach są w dziwnej,  wciąż niejasnej  sytuacji bo prawodawca  chyba nie ma  pomysłu jak zjeść ciastko i mieć je  nadal, czyli jak usunąć rzeczników patentowych z  zakładów pracy ale nadal posiadać patenty w Polsce. I to co my tutaj sobie wymyślimy nie ma   żadnego znaczenia bo nie nie jesteśmy prawodawcami. Oczywiście możemy tu  sobie o tym  wszystkim rozmawiać,  możemy nawet poprosić by każdy pracownik pomyślał i napisał jak to wszystko powinno w państwie funkcjonować, ale osobiście  nie  wierzę by to coś  dało.  Jest natomiast taka sytuacja, że każdy rzecznik patentowy ma dwa zawody i nie jest wykluczone, że  wielu odejdzie od zawodu rzecznika. A Polska ma naprawdę na tle innych  państw  UE bardzo mało rzeczników patentowych. Takich zmian nie udaje  się wprowadzać  nagle, bez okresu przejściowego dyktującego jasne i realne wytyczne.Uśmiechnęła  się promiennie i powiedziała- to wszystko. Szef Adeli wstał i powiedział - ta młoda  dama popatrzyła na  wszystko świeżym okiem i.....ja się z tym zgadzam. Myślę, że  szkoda naszego czasu na takie  jałowe dyskusje. Wywiązała   się dyskusja niekontrolowana  a w kilka  chwil później wspaniała narada  się skończyła. 

Gdy wrócili do pokoju Adela powiedziała - no ciekawe  kiedy dostanę wymówienie. Nie  dostaniesz  dziecinko, jest pani  w ciąży! No faktycznie- jestem. Chyba  muszę trochę pospacerować, żeby ochłonąć. To weź dziecinko Stasię na  tę wędrówkę. Wpierw się czegoś napiję. Napije  się pan  ze mną herbatki  z czerwonokrzewu? A co to takiego? -zdumiał się szef. To taki krzaczek  rosnący w RPA, w górach Cedaberg.  Po "ichniemu" to rooibos. Zawiera  żelazo, przeciwutleniacze, witaminę   C, potas, fluor, cynk, obniża poziom  trójglicerydów, poziom  cukru, działa  antybakteryjnie i antygrzybicznie. I nie  zaparza  się tego wrzątkiem tylko wodą o temp. 70 stopni, żeby nie  zniszczyć witaminy C. Mam dziś  roibos połączony z  dziką wiśnią, ale jest też taki z wanilią.

Dziecinko, pani  mnie  zawsze  czymś zadziwi, pani mąż to ma  chyba mnóstwo nowych  wrażeń przy pani. Nie wiem, ale się na nic nie skarży - śmiała  się Adela, jakoś to wyrabia bez problemu. Po chwili do pokoju przyszła  Stasia, roześmiana od ucha  do ucha. Słyszałam od poniektórych, że rozgoniłaś dziś naradę. No i bardzo, bardzo dobrze - do niczego te narady nie  są potrzebne - stwierdził szef.

Stasiu, napijesz  się z nami herbatki z czerwonokrzewu? A co po niej się dzieje?  Się zdrowieje- powiedziała Adela. Wypijemy we dwie po pół szklanki, bo ostatnio jak wypiję więcej czegokolwiek to muszę być blisko łazienki, a szef nas chce wysłać na  spacerek.

W tej chwili do pokoju wtargnął Emil. Popatrzył na Adelę i powiedział - przez moment pomyślałem że mi się to wszystko śni - moja trusia nagle odważyła się zabrać głos! I jeszcze obtańcowała ustawodawców! Panie Emilu, przecież miała w 100 procentach  rację - te wszystkie narady to zwykłe   bicie  piany! Do niczego nie  są przydatne- stwierdził szef. 

Adela uśmiechnęła  się - to  wszystko wina szefa, bo przed  zebraniem kazał mi dziś  zabrać  głos na  zebraniu, więc zabrałam. Przynajmniej się szybko skończyło. A teraz mają niektórzy o  czym pogadać. Po prostu cała operacja  nie  była do końca  dobrze  przemyślana. I znów będzie odpływ fachowców w siną dal. Bo wiele krajów uznaje naszych rzeczników patentowych,  nawet bez  tytułu UE.  A angielski to niemal każdy inżynier  zna, a jeśli nie, to wróci do swego zasadniczego wykształcenia.  Nasz były naczelny dobrze ocenił sytuację - te 10 tysięcy miesięcznie to każdy rzecznik na  wolnym  rynku zarobi  tylko w  snach -stwierdziła Adela. A nastawienie społeczeństwa do tak  zwanych "wolnych zawodów" jest tak naprawdę  dość wrogie. Lata słusznie minionego systemu wracają tylnymi drzwiami. Wystarczy posiedzieć  w poczekalni u prywatnego lekarza i posłuchać  jak ludzie są nastawieni. Z jednej strony jęczą, że państwowa  służba zdrowia jest do  niczego a  z drugiej strony opluwają prywatnych lekarzy że  zdzierają i obrabowują ludzi z pieniędzy. Już sporo biznesmenów wyniosło się z Polski, bo na  szczęście jesteśmy w UE. A ja, ciężka idiotka, łudziłam  się, że fakt bycia w UE coś zmieni w mózgach rodaków. Na razie na pewno podpadłam, ale  może coś niektórym do głowy weszło. 

Pewnie weszło, bo w barku pełno. A co wy ludzie pijecie? -zainteresował się Emil. Herbatkę dla ciężarnych, ale jest naprawdę całkiem  smaczna- odpowiedział szef.  Wolałbym kawę - stwierdził Emil. Adela wstała, podeszła  do szafy, wyjęła express i powiedziała- no to sobie  zrób, tylko wodę trzeba przynieść, proszę, masz tu dzbanek na wodę.    Zerknęła na Stasię i powiedziała - to my idziemy rozprostować nogi, mam nadzieję, że nikt mnie po drodze nie pobije. A telefony macie przy  sobie?- tak, mamy. Ale wróćcie dziewczyny  za jaką godzinę. No jasne, że wrócimy, ile w końcu można chodzić po korytarzach- odpowiedziała Adela.

Podobało się ludziom jak dziś walnęłaś -rudy powiedział, że jesteś babką z jajami- poinformowała Adelę Stasia.  A ja słyszałam, że masz jakąś nianię do  dzieci - powiedziała  Adela. Arek miał do nas późnym popołudniem  wpaść,  ale nie wpadł bo ponoć  grał z twoimi chłopcami w jakąś grę planszową- sprawdzam tylko czy  aby  nie łgał. No nie łgał, odwiózł mnie do moich rodziców i  potem z dziećmi do domu i chłopcy się na nim uwiesili, grał z nimi w jakąś grę, potem błagali, żeby zobaczył jak  się kąpią i nurkują i jeszcze  wyżebrali przeczytanie dwóch rozdziałów książeczki o kocie bez ogona.  I cała trójka była szczęśliwa niemożebnie. I prawdę powiedziałaś, on nie  z tych co się rzucają na  kobietę. Bardzo dużo rozmawialiśmy i powiedział, że zaczeka na mnie  aż będę gotowa psychicznie. I był bardzo delikatny i wierz mi- jeszcze nigdy nikt mnie tak nie pieścił- delikatnie, nie nachalnie i spaliśmy oddzielnie, w dwóch pokojach. A gdy się obudziłam rano to on siedział w nogach łóżka , w którym spałam i wpatrywał się we mnie. Wszystko sobie  dokładnie pospisywał co mu powiedziałam o swoim małżeństwie. I prosił, bym rozważyła związek z nim, oczywiście związek formalny i pomógł mi napisać  wniosek o pozbawienie Jurka praw rodzicielskich. Mówił, że doskonale  wie, że on jest dość uciążliwym facetem, pozachwycał się tobą i twoim mężem i zapewniał, że jeśli zgodzę się na  związek  z nim to zrobi wszystko by chłopcy  mieli szczęśliwy dom i żebym ja   zapomniała o ich nieudanym ojcu. I chciałby bardzo, to jest jego marzenie, żebym jak najszybciej zamieszkała z chłopcami u niego, na Ursynowie. Jestem tym  wszystkim nieco oszołomiona i.....tylko się ze mnie  nie śmiej -zaczynam o nim śnić.

No, tu nie ma  nic  do śmiechu. Na razie to on  się musi rozejść, co, jak znam życie nie powinno mu zbyt wiele czasu zająć. Emil go dobrze zna i stwierdził, że Arek jest "trafiony-zatopiony" i chyba  bardzo zakochany, bo zawsze dotąd bardzo starannie unikał pań z dziećmi i głównie jego związki to było tak zwane "przelatywanie" bez zobowiązań. A tu nagle gry planszowe i czytanie na  dobranoc. To zaczyna być poważne. Tylko zastanawia mnie  ciągle ten jego ślub z Ireną. Bo ja tam nie widziałam między nimi ani za pięć  groszy czułości, przywiązania. Ale może coś z niego wydobędę.  On o  mnie mówi, że byłabym dobrym śledczym, więc  może coś odkryję. Tam musi być drugie dno.

To co ci  powiem to mnie samą śmieszy - bo mam wrażenie, że powinniście  się nieco lepiej poznać, głównie ze względu na  dzieci. A  śmieszy  mnie  dlatego, że my z Emilem pobraliśmy się w extra wariackim tempie od chwili poznania, ale ani on, ani ja  nie  mieliśmy dzieci. Jakby nam nie wyszło to tylko my byśmy dostali  w kość, nikt więcej. Z tym, że  trochę się jednak poznawaliśmy na odległość dwóch  zestawionych  biurek, bo razem pracowaliśmy. Tu są dzieci i trzeba o tym pamiętać. Czy  nie pogniewasz  się na mnie jeśli ja nieco przemagluję  Arka w tym temacie?  Najwyżej mnie opieprzy i obrazi się nieco na mnie, że się wtrącam.  Bo pośpiech jest wielce  wskazany przy  łapaniu pcheł a niekoniecznie w tej sytuacji. Możesz przecież z nim się trochę poprzesypiać, pospotykać nim się zwiążecie.  To samo  powiem Arkowi. W końcu odległość pomiędzy Ursynowem a Wolą nie jest porażająca. Bo wiesz- pieszczoty to jedno ale to jeszcze nie dowód, że współżycie będzie udane. Zapisać cię do mojego "gina"? Jesteś po dwóch porodach, może ci założy spiralę, ja po małej też będę miała  spiralę. A zakłada się ją w trakcie okresu. 

Stasia westchnęła - najgorsze, że ty masz rację. Porozmawiaj z nim, jeśli to nie jest dla ciebie  jakiś  kłopot. Znasz  go lepiej ode mnie, wyczujesz czy mówi prawdę. Ja jestem jakaś  zamulona  po  tym  wszystkim. I też nie  chcę by  dzieci przeze mnie cierpiały. Chodź, wracamy, bo Bronek amoku dostanie, że nas  długo nie ma.

Gdy Adela wróciła Emil jeszcze był i panowie byli bardzo zajęci rozmową. A jak tam w barku było?- zapytał szef.  Nie mam pojęcia,  nie  byłyśmy w barku, szlifowałyśmy korytarz w okolicy biblioteki. No to muszę iść w  ciemno - stwierdził szef. A pani nic z barku nie potrzebuje?- zapytał Adelę. Nie, dziękuję, jakoś nie jestem dziś  wcale  głodna i nawet jeszcze nie  ruszyłam swojego śniadania. Pewnie się najadłam wrażeń na  zebraniu. Może teraz coś przegryzę. Koniecznie - stwierdził Emil, nie powinnaś mieć długich przerw, żebyś potem  nie jadła  za dużo na raz. To ja ci zrobię coś do picia,  a ty się bierz  za kanapki- co będziesz  piła? Małą kawę - może  mnie ożywi nieco. Gdy szef wyszedł Adela powiedziała - muszę odbyć z Arkiem poważną rozmowę. Chcę z niego wydobyć dwie wiadomości - pierwsza to po jakie licho żenił  się z Ireną i druga - jakie ma naprawdę plany wobec Stasi. Bo gdyby Stasia  nie  miała dzieci to wcale by  mnie to nie obchodziło, ale boję się, żeby  dzieci w  tym wszystkim nie ucierpiały. Bo on  znów w jakimś galopie chce by jak najprędzej się pobrali, najlepiej teraz  zaraz. Ona spała u  niego, ale jak twierdziła to spali w różnych pokojach, bo ona mu powiedziała, że jeszcze  nie jest gotowa, że się boi i ponoć to uszanował. Ale pomyślałam, że może byłoby lepiej gdybyś to  ty  z nim porozmawiał. I zapytaj go po co i na  co żenił się z Ireną. Niech  nie  ściemnia, że to z  zazdrości, bo my tworzymy rodzinę a jemu się to nie  udaje. Tam jest  jakieś  drugie  dno.

                                                               c.d.n.

czwartek, 25 sierpnia 2022

Trudny wybór- 92

Gdy tak wszyscy objadali się ciastkami i lodami Adela stwierdziła, że ona  wraca do domu - czuje przemożną  chęć przyjęcia pozycji horyzontalnej, bo chyba jej lokatorka ma  dość siedzenia za stołem. Oczywiście razem z  nią wyszedł Emil, a Stasia szepnęła  jej  do ucha- sprawdź, czy  nie wycieka płyn owodniowy lub czy  nie plamisz. Bo jeśli jest  coś z tych rzeczy to natychmiast wzywaj pogotowie i dzwoń do swego lekarza.

Zgodnie z radą Stasi w domu Adela wszystko sprawdziła, ale wszystko było w porządku. Po prostu chyba zbyt dużo na raz zjadła a na dodatek długo siedziała. W chwilę potem przyszli do nich Arek ze Stasią, by się  dowiedzieć jak się  Adela  czuje i pożegnać  się - Arek chciał pokazać Stasi swoje mieszkanie, co z kolei spowodowało u Stasi lekki napad  paniki, który Adela opanowała mówiąc jej na osobności - nie  bój się,  nie  rzuci się na ciebie,  nie  weźmie siłą, to nie ten model faceta. On też jest nieśmiały, bądź po prostu naturalna i możesz śmiało mu powiedzieć, że się  czujesz niezręcznie i dlaczego. Pamiętaj, że spokojna, miła,  rzeczowa rozmowa  może  zdziałać  cuda. A zwłaszcza gdy idzie o takiego faceta jak Arek. Bo on swoją nieśmiałość często stara się pokryć agresją słowną.

W niedzielę około południa zadzwonił do Emila Arek. Dość długą  chwilę Arek coś opowiadał, na koniec wprosił się do nich na kawę późnym popołudniem, gdy odwiezie do domu Stasię. A może  chcecie razem z nami wybrać się do parku w Wilanowie?- zapytał Emil. Tłumy to będą być może w pałacu ale nie  w ogrodzie, którego zwiedzanie jest również płatne, co strasznie ludzi zraża. No ale Arek chciał jeszcze pobyć ze Stasią sam, bo musi z nią omówić sprawę pozbawienia jej męża praw rodzicielskich. No i musi się przygotować do swojej sprawy rozwodowej, która będzie w najbliższy piątek. Powinno wszystko pójść jak po maśle bo nie mają z Ireną nic wspólnego, a Arek ma  spisane wszystkie ich "zejścia się i rozejścia". Gdy jest obopólna zgoda  i nie ma dzieci ani wspólnego majątku to sprawa jest typu "samograj". Na  ogół.

Trochę się ze mnie kumple w  sądzie ponaśmiewali, ale - należało mi się. Ale najlepsze  jest to, że  ona zarzuca mi dwie rzeczy: niestabilność płciową- tak właśnie napisała w pozwie- oraz to, że  nie  chcę znieść rozdzielności majątkowej a na koniec, że wyrażam się do niej niekulturalnie, nazywając ją idiotką. To sformułowanie tak ubawiło  kolegów, że mało się nie posikali  ze śmiechu, przez pół  dnia dopytywali  się mnie  jak często zmieniam płeć i czy  to  boli. Podłożyła  się  tym  sformułowaniem rewelacyjnie. Kumple ustawili  mi sprawę u sędziego, który nienawidzi wręcz głupich kobiet, ale o mnie i mojej inteligencji ma dobre mniemanie, więc podejrzewam, że jeżeli będzie  w formie tego dnia to ją zmiażdży.  

To wszystko przez  to, że pozazdrościłem wam waszego życia w  zgodzie i ciepełku rodzinnym. Muszę kończyć. I powiedz Adeli.......albo nie, nic nie mów. Super jest ta  wasza Stasia - chodząca  dobroć i otwartość. Nie ma studiów, ale jest inteligentna i bardzo delikatna. Chwilami czuję się przy niej jak burak. Kończę, bo  już umyła  włosy, muszę jej dać suszarkę, bo sama do niej  nie  sięgnie. Najchętniej bym jej już nie wypuścił z domu, tylko chłopaków do niej przywiózł. I niechby już tu wszyscy zostali. Adelce powiedz, że jestem jej dłużnikiem. A ile ci pieniędzy pożyczyła?- spytał się Emil  ze śmiechem. Kilka milionów dolarów. Kocham ją, nawet jeśli ci to przeszkadza. Dopóki ona  ciebie nie, a ty ją jak siostrę - to jestem w stanie to przeżyć - zakończył rozmowę Emil.

Oczywiście Emil całą  rozmowę powtórzył Adeli, która  stwierdziła, że Arek to w  sumie dziwny facet i może cierpi na  niestabilność,  ale raczej w sferze psychiki no a to przecież  może mieć wpływ na jego potencję. Ale nie  da się ukryć, że się kobiecina "podłożyła" skarżąc  się miedzy innymi i na  to, że Arek ją nazywał idiotką.  I na pewno nie jest Arkowi miło, że ma tę "szybkościową" sprawę rozwodową. Ale z tego co napisała Irena  wynika, że ona najwięcej  była  zainteresowana jego sytuacją majątkową a nim to nie za bardzo. I nadal nie  rozumiem po jakie licho on  się z nią żenił - stwierdziła Adela. Emil tylko wzruszył ramionami - ja też tego nie  rozumiem. Ciekawe czy przyjedzie tym późnym popołudniem do nas na kawę.

Późnym popołudniem to przyszedł tylko sms od Arka, że aktualnie  to gra z chłopcami w jakieś gry planszowe, poza tym już im obiecał, że poczyta im przed  spaniem jakąś bajkę. Na ten sms to odpisała Adela pytaniem, czy Stasię też ułoży do  snu i poczyta jej jakąś bajkę. Odpowiedź brzmiała- jesteś złośliwa. I zaraz poszła riposta - a ty pomału tracisz rozum -zastanów się nad skutkami, żebyś kogoś nie skrzywdził i nie  zawiódł w oczekiwaniach. Wiem, uważam, analizuję, jesteście kochani, Arek.

Mam nadzieję, że Arek wie co robi - powiedziała  Adela. No tego  to akurat  nie jestem  pewien - stwierdził Emil. Ale jedno jest pewne- jeszcze  nigdy nie oglądałem Arka  w takim  stanie- zachowuje  się jak bokser na ringu gdy oberwie  nokautujący  cios. To znaczy  jak?- przecież ja  nigdy  nie oglądam  boksu, więc  nic  mi to porównanie  nie mówi, powiedz mi to jakoś jaśniej. 

Emil uśmiechnął się - ja oglądam ale  tylko na jakichś ważnych  mistrzostwach. Nooo, po takim ciosie to bokser najczęściej pada na deski i nie  może  się pozbierać, jest  wyraźnie oszołomiony. No i Arek  wygląda  mi  na całkiem oszołomionego, jakby nagle  stracił kontrolę nad swoimi  reakcjami. Chyba się po prostu całkiem zwyczajnie zakochał w  Stasi i nie jest ona dla  niego zwyczajnym obiektem do podrywu i przelecenia, brzydko mówiąc.  A Arek  dotychczas traktował wszystkie poznane kobiety jako obiekt seksualny do wykorzystania i po jakimś czasie do porzucenia. I jak ognia unikał pań z dziećmi i nigdy nie  zabawiał cudzych  dzieci grając  z nimi w gry planszowe i nie  czytał im  do  snu. A jak się ze mnie  nabijał, gdy się zorientował, że się w tobie   zakochałem! A potem to mi cały czas  zazdrościł- że ty,  taka  młoda, że taka mądra i że pokochałaś  takiego starego  jak ja. 

No popatrz, tak  się  w tobie zakochałam, że nawet  nie  zauważyłam  jakim starcem już wtedy  byłeś! Stasia ma 33 albo  34 lata i jest nieco przerażona faktem, że Arek się jej pod  wieloma względami podoba, a ona jest obarczona dziećmi i nie  może się  zająć tak na sto procent tylko Arkiem. Po związku z ojcem swoich  dzieci trochę  boi  się nowego zaangażowania, no bo kto mógł przypuszczać, że taki zdolny pan architekt wpadnie w  alkoholizm i jakieś niekontrolowane przelotne  związki. Ją też  tylko "przelatywał", ale gdy  tylko zauważyła, że jest w ciąży to się pobrali. I to nawet był jego pomysł. Młodszy to też tylko efekt uboczny  a nie planowa inwestycja. 

No, przy Arku nie  grozi jej żadna nieplanowana inwestycja. Obaj  wychodzimy z  założenia, że dziecko nie  może być efektem przypadku i od  chwili poczęcia  należą  mu się  wszystkie przywileje. Ma być pożądane,  wyczekiwane, kochane jeszcze  nim samodzielnie odetchnie. Ciekawy jestem jak się potoczy ta sprawa rozwodowa Arka. Obydwaj  zastanawiamy  się, co ona chce ugrać. Gdyby  nie jego  zawód to po takim zarzucie, że  jest  niestabilny płciowo powinien  wparować  na  rozprawę w damskich  ciuchach tłumacząc  wszystkim, że właśnie  dopadła  go  niestabilność płciowa.  Ale już dostatecznie niepoważnie  wypadł  żeniąc się z nią. A może jej  się  zdaje, że sąd może mu nakazać kasację rozdzielności  majątkowej?- zastanawiała  się Adela.  

Tak naprawdę to ich małżeństwo jest dla mnie wciąż zagadką- Emil myślał na  głos. W każdym razie  skok na kasę Arka  nie udał się Irenie. Ona faktycznie tępa niczym noże w barze mlecznym. Nie wiem, chyba tylko raz  w życiu byłam w  barze  mlecznym, na wycieczce szkolnej w Gdańsku - ale tam nas raczono  zupą jarzynową i nic nie trzeba  było kroić- stwierdziła Adela. Było piekielnie  zimno i panie nauczycielki stwierdziły, że powinniśmy zjeść coś gorącego, padło na  zupę jarzynową, bo mlecznej to nikt nie chciał.   Emil skrzywił się - feee, zupa mleczna, pewnie jeszcze z takim  cienkim pomarszczonym kożuchem na  wierzchu. Raz jedyny byłem na koloniach i tam dzień w  dzień była  zupa mleczna, którą większość  z nas wylewała za werandę, na której jedliśmy wszystkie posiłki. Jedyne co mi tam smakowało to były podwieczorki, bo najczęściej był wtedy jeszcze  ciepły czarny chleb z twarogiem doprawionym cebulą. Zresztą rodzice zabrali mnie stamtąd po dwóch tygodniach, gdy zobaczyli tamtejsze warunki sanitarne. To były kolonie organizowane przez naszą podstawówkę i właśnie zdałem wtedy do drugiej klasy.Ojej- rozczuliła  się Adela - ja to  bym takiego malucha nie wysłała na żadne kolonie. 

No ale cała klasa wtedy jechała i rodzicom   się wydawało, że skoro jedzie  z nami nasza wychowawczyni to dzieci będą miały  zapewnioną dobrą opiekę, a nikt z rodziców nie sprawdzał przedtem jak ten obiekt kolonijny wygląda - opowiadał Emil. A wyglądał zupełnie nieciekawie. To był budynek szkolny, tak z 50 kilometrów od Warszawy.Ciepła  woda była raz na tydzień, toalety typu  sławojka,  w jednej sali  spały dziewczynki z obu klas,  w  drugiej chłopcy, a na korytarzu w  nocy stały dwa  wiadra  w roli toalety. Nawet nie  wyobrażasz sobie jaki byłem szczęśliwy gdy  mnie  rodzice  stamtąd zabrali. Całą drogę w pekaesie siedziałem wtulony w mamę. I to były moje  pierwsze i ostatnie kolonie letnie w życiu. Potem zawsze jeździłem albo z mamą albo z tatą. Ale bardzo lubiłem wakacje w Milanówku. Mało które  z tych  dzieci, których rodzice mieszkali we własnych  domach z ogródkiem  to wyjeżdżało gdzieś na  wakacje.  No bo po  co? Kontakt z naturą mieliśmy pod nosem. Spotykaliśmy  się na podwórku szkolnym by grać w piłkę kopaną  i odwiedzaliśmy się wzajemnie. A jak już byłem w liceum to do mnie w  wakacje przyjeżdżali koledzy z klasy. Niektórzy  byli  zachwyceni, że dojeżdżali tu tą  wlokącą  się kolejką, innym podobał  się taras  bo mogliśmy tam godzinami grać w tysiąca lub cymbergaja. Jedyne ograniczenie to  nie wolno było hałasować. Za to można  było biegać dookoła  domu boso bo oczywiście  nie było żadnych szkieł czy też kamyków  na trawie, co najwyżej zdarzały się osy. Chłopcy zaraz po wejściu do ogrodu ściągali buty i  łazili boso.Wtedy jeszcze zajmowaliśmy sami cały dom i sypialnia rodziców i mój pokój były na górze. Gdy mamie  się pogorszył stan serca to wtedy mieli wspólną  sypialnię na dole, a potem  dwie oddzielne, które już widziałaś.

A ja wciąż żałuję, że nie poznałam twojej mamy. Mam podejrzenie, że wtedy bym prosiła twoich rodziców by mnie adoptowali i czułabym  się jeszcze  bardziej nieszczęśliwa z własnymi rodzicami. Adelko, na pewno byś się podobała i to bardzo mojej mamie. Rzecz tylko wtedy byłaby  w tym, że do mnie przychodzili tylko i wyłącznie koledzy- do siódmej klasy  dziewczyny były "elementem z którym się  nie  rozmawia", bo.......baby są głupie. Pamiętaj, że gdy ty się urodziłaś to ja już  miałem 10 lat, więc trochę inne były układy na linii chłopcy - dziewczynki. Z opowieści moich kolegów wynika, że do  dziś chłopcy do dwunastego roku życia jakoś nie potrafią się przyjaźnić z dziewczynkami i uważają je za obcy, mocno inwazyjny gatunek biologiczny. I za wszelką cenę starają  się umniejszyć ich wartość, nazywając te  pilniejsze i  zdolniejsze kujonkami. Gdy byłem w podstawówce to największa kara była wtedy gdy nauczycielka posadziła chłopca w jednej ławce z dziewczynką. No ale już  w  siódmej klasie to nie była kara, było to coś wręcz pożądanego. 

A za co was karali tym siedzeniem z  dziewczynką? No za gadanie  na lekcji- wiadomo  było, że żaden mały "mężczyzna" nie będzie  gadał z babą. No tak, czyli  ciało pedagogiczne  tylko podsycało konflikt pomiędzy  chłopcami  a dziewczynkami- śmiała  się Adela.

W poniedziałek szef zaskoczył Adelę mówiąc- dziś na naradę pójdziemy razem. Adeli nieomal szczęka opadła i spytała się - a coś zawaliłam i to za karę?  Jak to za karę- obruszył  się  szef. Ja tu panią kreuję na swego zastępcę a nie karzę. Przecież muszę iść na urlop i tak w ogóle należy  się pani jakiś drobny awans.

Ojej, ale czy ja sobie poradzę? No jak na razie to sobie pani radzi, ja tylko podpisuję to co pani wymodzi, a teraz będzie szło tylko z pani podpisem przez dwa  tygodnie. I po naradzie proszę pójść do kadr i podpisać nowy  angaż. No ale ja przecież pójdę na  macierzyński urlop w sierpniu. No ale o  tym to wiem ja, pani mąż  i Stasia i nikt więcej i tak zgrabniutkiej ciężarnej jeszcze  nie  widziałem. Czas dorosnąć pani Adelko i wreszcie uwierzyć w  siebie. I zabierać głos na  naradzie a nie  tylko szeptać mi do ucha. To nawet jest  miłe, tak przyjemnie łaskocze, ale dziś już nie ma mówienia mi na ucho, tylko potem proszę zabrać głos w dyskusji. A ja panią poprę, przyrzekam. No to  dziś pani mąż będzie miał wreszcie na kim oko zawiesić. Bo normalnie to siedzi wpatrzony we własny długopis. Zapadła decyzja, że nasz  dział dopnie do siebie jeszcze jeden temat, więc się dobrze złożyło bo będziemy się już oficjalnie zajmować dwoma tematami. Ale ja nie wiem, czy wrócę po ustawowym urlopie, bo nie  chcę dawać dziecka do żłobka. Nie  szkodzi. Będę się  tym martwił gdy nadejdzie na to pora.

                                                                          c.d.n.


wtorek, 23 sierpnia 2022

Trudny wybór - 91

Na  zwiedzanie Ursynowa też wyruszyli w dwa  samochody, bo Arek przyznał się, że jak na razie to dobrze opanował tylko dojazd do pracy, drogę  do Adeli i Emila, do pierogarni i do L'Eclerca oraz dojście  per pedes do najbliższego super marketu. A tak naprawdę to już  się, wstyd przyznać , kilka razy lekko pogubił. 

Bo to trzeba oderwać tyłek od  siedzenia i często po osiedlu spacerować, wtedy się zaczniesz  wreszcie orientować gdzie  co jest- powiedział Emil. A jak do nas  trafiasz? Zjeżdżam kawałek w  stronę Kabat, skręcam w Belgradzką i dojeżdżam do KENu i KENem do Herbsta i skręcam w Herbsta. To najwygodniejsza  do was droga. Próbowałem  kiedyś przez  mniejsze uliczki przebić  się do KEN to się pogubiłem doszczętnie. 

Ponieważ  Stasia zrobiła  "wielkie oczy" zaczęli jej tłumaczyć na czym polega zawiłość poruszania się po tym osiedlu. I że ktoś, kto układał tu adresy to powinien od  dawna mieszkać w jakimś zakładzie  dla niedorozwiniętych umysłowo. Potem Adela wyciągnęła plan miasta i pokazała Stasi dlaczego są takie problemy. Zaczęła od normalnie oznakowanych ulic w Warszawie mówiąc- idziesz ulicą Marszałkowską, to wszystkie domy stojące przy tej ulicy mają adres Marszałkowska nrX. Tu jedziesz  ulicą niejakiego Rosoła i widzisz przez szybę samochodu adresy np. Mandarynki nr X i zaczynasz wątpić  czy aby umiesz  czytać i czy masz mózg w porządku. Do nas jedziesz ulicą Herbsta i konia  z rzędem w prezencie, jeśli za pierwszym podejściem znajdziesz nasz  adres,czyli ulicę Dembowskiego.

 Jedziesz ulicą niejakiego Jastrzębowskiego i po jednej stronie masz budynki z adresami Zamiany nr XX, po drugiej  stronie adresy ZWM nr xy. I taki pieprznik jest na  całym Ursynowie. Tu naprawdę trzeba  się nieźle namotać żeby gdzieś trafić. Doszliśmy z Emilem  do wniosku, że ten kto to projektował był na pewno rodem z Zakopanego bo tam też jest taki bałagan. Wyobrażam sobie ile się naklnie  ktoś kto nie ma  pod  ręką planu miasta i jest tu pierwszy raz. Za to mamy bliziutko do Powsina i dość blisko do Konstancina. 

Ursynów jest pobudowany na bazie kilkunastu starych podmiejskich dzielnic, tu gdzie  mieszkamy kiedyś  były Stokłosy i nazwa tego kawałka Ursynowa została. Tam gdzie mieszka Arek to jest  chyba Wolica. Ale generalnie to podoba mi się Ursynów, bo jednak sporo tu zieleni i właściwie mógłby  być oddzielnym miastem. No to chodźcie - Arek przerwał wywody Adeli. Objedziemy Ursynów i pojedziemy do Konstancina - zapraszam was na obiad. Wiem, że Adela tam jada, więc jedzenie  jest tam dobre. A po obiedzie pospacerujemy  sobie po parku Zdrojowym. Albo zrobimy odwrotną kolejność- wpierw  spacer, potem obiad. Emil chce  byśmy jechali w  dwa  samochody, macie coś przeciw? Nie , ja nie mam. A sprawdził któryś z Was, czy nie mają dziś jakiegoś wesela w Konstancji? Dziś sobota, lepiej zarezerwować stolik. A jeśli mają wesele to wrócimy tu, mamy w razie  czego co jeść. Mam nawet gotowy obiad.Wystarczy wstawić do piekarnika  posypawszy  wpierw żółtym serem. A co będzie pod  tym żółtym serem?- dopytywał się Arek. Mięso duszone z pieczarkami i ryż z warzywami, wszystko oczywiście  wymieszane, czyli pilaw w mojej interpretacji. A do tego surówka, którą  zrobię w trakcie. Arek spojrzał na nią i  zapytał- nie  żartujesz? Przecież wiesz, że jestem niespotykanie poważną kobietą - nie żartuję. No to ja osobiście wolę zjeść u ciebie. I mogę zrobić surówkę, potrafię. No to może zamiast objazdu przejdziemy się trochę po Stokłosach? -zaproponowała Adela. Bo ja  muszę trochę podreptać. I wolę zjeść u siebie niż w restauracji.  No to chodźmy. 

Pokrążyli po Stokłosach i Arek wraz ze Stasią  stwierdzili, że faktycznie sporo tu zieleni i że mieszkają w bardzo dobrym miejscu bo bliziutko głównej arterii, blisko jest do metra, jest mnóstwo różnych sklepów i punktów usługowych i faktycznie Ursynów jest miastem w mieście. Podobał im się Pasaż Ursynowski i sklepy które tam były. Pokazali Stasi i Arkowi gdzie mieszkają rodzice. Oboje  stwierdzili że świetna jest taka odległość i taka "przegroda" w postaci przychodni. Arek oczywiście od tej chwili zaczął się potrójnie cieszyć, że ma u siebie zagwarantowane miejsce na  strzeżonym parkingu blisko swego mieszkania i nie musi pokonywać w tym celu kilometra. 

Ale nie mam blisko apteki- to minus. Masz- tylko jesteś gapa- jest w tych blokach po drugiej  stronie  Rosoła, tych co są  chronione ekranami. Jest na  rogu tej ulicy zamkniętej szlabanem, która  prowadzi  w głąb tego mini osiedla, tak w pół drogi do Belgradzkiej, a może nawet nieco  mniej. I jest świetnie zaopatrzona, spory import  mają. Kupowałam tam kiedyś takie  fajne plastry, które są bezpośrednio na  ranę, jako opatrunek. Tylko ją  marnie widać jadąc Rosoła. Ja ciągle odkrywam na Ursynowie nowe sklepy i różne punkty usługowe. A niedaleko ciebie jest ulica Małej Łąki, oczywiście  schowana tak jak nasza ulica. Bardzo dawno temu, gdy Ursynów był jeszcze mały, była  tam fajna kwiaciarnia- byłam tam  z koleżanką by nabyć jakiś taki pnący się kwiatek, który u  niej zajmował z czasem całą ścianę w pokoju - w dużym pokoju. Może kiedyś zechce  mi się sprawdzić czy jeszcze jest ta  kwiaciarnia. 

A tu gdzieś na  KENu ma być wybudowany "inteligentny" dom mieszkalny, taki co lepiej od lokatorów  wie co im do życia jest potrzebne. Pełna automatyka i jak się  śmiał pewien pan,  automat dopilnuje wszystkiego, nawet nie będzie można niczego przypalić. Jak źle posegregujesz śmieci to ci w kuchni je na podłodze wywali i wypisze  ci skierowanie do seksuologa gdy uzna, że  się kiepsko w łóżku spisujesz, albo nie  wpuści cię  do budynku jeśli uzna, że  wracasz o  niewłaściwej godzinie. I to  chyba jedyny budynek, na który jakimś cudem było mało chętnych. Podejrzewam, że ceny mieszkań w  takim budynku to mogły u każdego wywołać  zgon z powodu silnego i rozległego zawału serca. 

Gdy wrócili do domu Adela  wstawiła pilaw do piekarnika, wygoniły z kuchni panów i zajęły się komponowaniem surówki, a ponieważ zabrakło Adeli koperku zatelefonowała do rodziców z pytaniem czy mają może w nadmiarze - może być również oczywiście suszony. Po koperek wysłała Emila, do którego dołączył Arek. Gdy wrócili to okazało się, że są wszyscy zaproszeni do rodziców na ukochane przez Emila kruche ciasteczka i kawę. Stasia słysząc i  widząc  to  wszystko powiedziała- wasza dzidzia to ma  szczęście - ma naprawdę świetne warunki, bo wy wszyscy dajecie  swym bliskim miłość. Ty i Emil kochacie  się, rodzice kochają was i wy  rodziców i dziecko rośnie  w spokojnym i przyjaznym otoczeniu. To coraz  rzadszy model rodzinny. 

Ale ja do 16 roku  życia nie  miałam takiej atmosfery w  swoim domu - powiedziała Adela. Było na  tyle "byle jak", że uciekałam do siostry mojej matki i to ona nauczyła mnie innego spojrzenia na życie. To od niej nauczyłam się życia. A  mam wyjątkowe szczęście, że trafiłam na Emila, który wyniósł z  domu dobry wzorzec rodziny. To pewnie niektórych śmieszy, ale jestem wręcz od niego uzależniona. I kocham jego ojca, poznasz go dziś. I poznasz moją ciocię. Kocham całą tę trójkę. A moją dziką lokatorkę jak na razie toleruję i cieszę się, że to dziewczynka, bo Emil chciał mieć "córunię".

Pilaw produkcji Adeli przypadł wszystkim  do gustu. Arek po trzech kęsach powiedział - mów Adelko co tu jest - tylko niczego nie zatajaj, proszę. Bo już różne kompozycje z ryżem jadłem, ale ta jest inna.  Nooo, głownie jest ryż- zaczęła Adela. To widzę i  czuję, ale podaj mi w jakiej kolejności wszystko wrzucasz do gara. Dobrze, podyktuję ci jak zjemy, na  razie to się najadaj. 

Kurczę, ty powinnaś prowadzić jakąś super restaurację a nie robić studia prawnicze i rzecznika patentowego. Nie pierwszy raz jem twoje dzieło i zawsze mnie czymś oczarujesz. Areczku, ty się głównie stołujesz w różnych restauracjach, a domowe papu jest jednak inne - mniej ulepszaczy po prostu. Gdy będę robiła następnym razem to cię zawołam- teraz blisko mieszkasz. A ja na ogół pichcę w weekendy na  cały tydzień. A jakie tu mięso dałaś? Kurczak pospolity z państwowego sklepu. Bez tłuszczu kurczakowego, bez ścięgien, czyste mięsko pokrojone w niedużą kostkę.  Bujasz, to nie ma smaku kurczaka. Bo mięso przed podsmażeniem potraktowałam łagodnym curry z dodatkiem cynamonu. Jak robię wieprzowinę też daję cynamon, żeby zmienić charakterystyczny zapach. Poza tym używam do  smażenia i duszenia tylko masła klarowanego, ewentualnie oleju kokosowego. Masz na talerzu: mięso kurczaka,czerwoną cebulę, 2 łyżki koncentratu pomidorowego, 2 ząbki pokrojonego w płatki czosnku, pieczarki bez nóżek grubo posiekane. Niestety brudzisz patelnię i garnek. Jak raz  zrobisz pod  moim okiem to się migiem nauczysz. Ale jeśli wolisz dyktando to sobie zapiszesz. Generalnie mięso dusisz z pieczarkami, podlewasz  zawsze gorącym rosołem, może  być kupny bulion.  A ryż- smażysz na szklisto cebulę na maśle klarowanym, na moment dodajesz czosnek, teraz przecier pomidorowy i dajesz ryż. Dokładnie mieszasz i dodajesz bulion, 2 razy tyle na objętość co dałeś ryżu. W połowie gotowania dodajesz mięso i pieczarki. Ryż nie może być rozpaciany, sprawdzisz czy nie trzeba dosolić. Można podać tak a na drugi dzień włożyć do naczynia  żaroodpornego, podgrzać w mikrofali, posypać serem i na 10 minut wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Ja bardzo mało używam soli.

Po obiedzie "poszli w  gości". Oczywiście ciasteczka Heleny znikały w  zabójczym tempie. Adela zjadła jedno. A ty czemu nie jesz  ciasteczek?- dopytywał się Emil. Bo nie chcę by nasze  dziecko było słodyczo-żercą. Dziecko nie  tyle odżywia się wodami płodowymi co je  połyka  by potem je wydalić i dziwnym trafem dziecina najchętniej  je połyka gdy są słodkie,  czyli gdy mamuśka żre słodycze. Nie  chcę by potem była łakomczuchem lub  cukrzykiem. Wolę by preferowała owoce i  warzywka.  Poza  tym nie chcę utyć zbytnio. Ale ty wcale jeszcze nie utyłaś przecież. Utyłam. Muszę biustonosz większy kupić a i bez  tego nie narzekałam, że mam mały biust. A teraz już i obwód pod  biustem mi wzrósł i miseczki nieco za małe. I to mi się  zupełnie  nie podoba.

Arek większość czasu zachwycał się tym, że Adela urodzi dziewczynkę, w  drugiej kolejności opowiadał jak miłe  i zabawne  są dzieci Stasi. I że  starszy bardzo się opiekuje młodszym. Starszy to już prawie dorosły, bo we  wrześniu idzie do  szkoły.  Najbardziej się podobało Arkowi, gdy młodszy nie potrafił się gdzieś wspiąć a starszy mu tłumaczył  "musisz poczekać aż  się zrobisz taki duży jak ja". Ale, jak twierdził Arek, to obaj są bardzo  sprawni ruchowo. No to jak widzę, panie mecenasie, zawojowali chłopcy  pana całkowicie- stwierdziła Helena.  O tak, prawda. Sam jestem tym  zdziwiony, bo jak  dotąd to  nie  miałem do  czynienia z nieletnimi. Powiedziałbym raczej, że dzieci poniżej osiemnastego roku  życia to zawsze omijałem z daleka. Ale ci dwaj to mnie nieomal uwiedli. Jestem pewien, że to zasługa Stasi - ona ich po prostu świetnie wychowała. A jaka jest między nimi różnica wieku? - spytał Piotr?  Trzy lata - odpowiedziała  Stasia.  W moim odczuciu to mniej  bym  się z nimi uszarpała gdyby była tylko dwa lata, bo dwulatek wyhodowany w  żłobku lepiej reaguje na kolejne dziecko, jeszcze  nie ma ataków zazdrości.  

Stasiu a jakie oni mają imiona?- zapytała Adela, bo jak o  nich opowiadasz  to ciągle operujesz określeniami wiekowymi a nie imionami. Starszy to Paweł, ukłon w stronę teścia, no to jak się urodził drugi chłopak to został Piotrusiem. Mój imiennik, stwierdził Piotr. A wy już macie jakiś pomysł na imię dla swojej ociupinki ? - spytał Piotr.  No nie mamy, ale może zatwierdzą w kalendarzu takie imię jak Ociupinka  lub Ociupeństwo - odpowiedziała  ze śmiechem Adela. Mam gdzieś w swoich szpargałach coś takiego jak "Skarbczyk imion" - imiona i podana data imienin.  Dobrze, że jest siedem dni na zgłoszenie dziecku imienia. Może jej widok pobudzi naszą wenę. 

Arek zaczął się śmiać - spojrzysz, wymęczona  porodem na dziecinę i pomyślisz  "piękna  jak aniołek" i będzie Angelika.  Adela skrzywiła  się- po pierwsze aniołki  mnie nie  wzruszają, po drugie jak to zdrabniać. Równie dobrze mogłabym ją  nazwać Kleopatrą.  Podoba  mi się imię Laura, ale niestety pozostaje pytanie jak to zdrabniać? To ładne imię ale  dla dorosłej  już kobiety. Ale nie dla   małego dziecka. Mamy jeszcze  czas- jak powiedział Emil.  Właściwie mam pomysł na imię - dałabym jej imię Milena. Trochę czeskie, ale  można  zdrobnić na  Lenkę. A może Emilia? tak nieco po tatusiu? Ale  dopóki uczą się dzieciaki historii Polski to mogą ją przezywać Plater, więc chyba odpada.

                                                                           c.d.n.


poniedziałek, 22 sierpnia 2022

Trudny wybór - 90

 Do Nadarzyna rzeczywiście  pojechali  w dwa  samochody. Wpierw  zajechali do kuzyna  Stasi, wszak była  to wyprawa  właśnie   w tym celu. Pan Maciek pokazał im jakie łóżeczka  robi, materacyki do  nich są wypełniane   albo końskim włosiem (wersja lepsza i  droższa) albo trawą morską. Z  pianki syntetycznej nie robi, można to przecież kupić w sklepie. Do materacyka  z końskiego włosia dodaje  gratis 2 cm grubości wkładkę takiej wielkości, jak na becik. Beciki  wyszły z mody, ale modne  są powijaki i taka wkładka wkomponowana w powijak stabilizuje kręgosłup niemowlęcia, jest to bezpieczniejsze  niż zawiniecie w sam kocyk. I są te  wkładki nieco krótsze niż były "plecki" becików, bo teraz tak się dziecko  zawija,  by miało  swobodnie ułożone nóżki, bo takie ułożenie   zapobiega deformacji stawów biodrowych. Adela czuła  się  trochę jak na wykładzie o obyczajach  żelaznych  wilków, bo jak na  razie to oglądając  różne filmiki cieszyła  się, że wymyślono pampersy nawet dla noworodków jak również bardzo wygodne kombinezoniki zapinane na  zatrzaski na  całej długości nóżek i torsu, więc dziecina może sobie  w nich swobodnie  nóżkami fikać. Łóżeczko postanowili zamówić "normalne", by starczyło przynajmniej na  dwa lata, oczywiście z materacykiem  z końskiego włosia.  I zamówili dwie wkładki do powijaka - jedną 2 cm grubości, drugą 3 cm. Pan Maciek wszystko zapisał, wpłacili  zaliczkę, chociaż  pan  Maciek mówił, że nie potrzebna,  skoro oni są dobrymi znajomymi Stasi. A gdy zamówienie będzie  gotowe to wtedy zawiadomi o tym Emila i wszystko personel przywiezie do Warszawy w umówionym terminie.

Potem było oglądanie  folderu z kasetonowymi sufitami i Arek był oczarowany, najchętniej zamówiłby od  ręki taki  sufit i z trudem mu  cała trójka  tłumaczyła, że mieszkanie o wysokości 2,65 m za nic w świecie nie nadaje  się  do takiego sufitu. Pomieszczenie z takim sufitem musi mieć minimum cztery metry wysokości, a tak naprawdę to  dużo więcej wysokości i musi być bardziej przestrzenne, czyli takie, jakich  się teraz  nie buduje. A pan Maciek robi takie  sufity głównie do zabytkowych pomieszczeń i wtedy wymiary podaje konserwator zabytków. Arek oczywiście przekonywał swych przyjaciół, że on jeszcze  kiedyś wybuduje  sobie willę i będzie  miał sufit kasetonowy. 

Noooo, już  widzę te willę we włoskim stylu i na  wysokości obecnego trzeciego piętra sufit kasetonowy  zdobiony rzeźbami lub malowidłami  i Arka witającego gości w wytwornym płaszczu  wyszywanym złotogłowiem - z całą powagą powiedziała  Adela. Znam w Warszawie budynek, który bardzo by się do tego nadawał- kiedyś było tam naprawdę duże i znane przedsiębiorstwo projektowe. Ale nie mam pojęcia co tam jest teraz. Na  zewnątrz budynek był kwadratowy a wewnątrz hol sięgał aż do dachu  budynku, pomieszczenia  biurowe były dookoła holu. Wiem, bo byłam tam kiedyś.

Gdy wyszli z firmy pana Maćka Arek powiedział, że kiedyś kupił działkę w Nadarzynie, ale to  była działka  budowlana więc wpierw  musiał ją ogrodzić, potem kazali mu  rozpocząć  budowę,  więc  się delikatnie mówiąc wściekł i sprzedał ją.  Ale  nie  żałuje - niby Nadarzyn bliziutko Warszawy, no ale dojazdy do tych podwarszawskich  miejscowości to jednak ból głowy na co  dzień. Sporo jego znajomych złakomiło się na tanie działki budowlane, a teraz, gdy już sporo pieniędzy wydali i nadenerwowali  się w trakcie budowy to narzekają na  dojazdy i to jak rok długi. Bo jakoś nikt nie pomyślał o  tym, że z niemowląt wyrastają  dzieci, które potem trzeba odwozić do szkół średnich, bo te podwarszawskie szkoły to bywają bardzo różne.

A Emil zaproponował, by teraz wszyscy pojechali do nich do domu, na pierogi, kawę i lody. Słowo "pierogi" wywołało u Arka niemal dziki entuzjazm, a Stasia ucieszyła  się, że zobaczy jak mieszka Adela. Gdy wsiadali do swoich samochodów Arek już opowiadał Stasi jakie wspaniałe pierogi są w ursynowskiej pierogarni i że on już nawet tam trafia. I dzięki Adeli i Emilowi sprowadził się na Ursynów i już nawet opanował tu kwestię zakupów żywnościowych.

Stasia była na Ursynowie po raz  pierwszy, więc Arek obiecał, że potem pokaże jej nieco walorów tego osiedla, gdy już  wzmocnią się pierogami, kawą i lodami.

Emil z Arkiem zajęli się kuchnią, a Adela pokazywała Stasi mieszkanie. W sypialni na  nocnym  stoliku Emila stało w ramkach "zdjęcie" ich córeczki i Stasia powiedziała- trochę ci zazdroszczę, mój były wcale nie był szczęśliwy, że zaszłam - zresztą obie ciąże to były "przypadki" bo nie lubił ochrony a ja źle tolerowałam tabletki. To przed zapisaniem nikt nie robił ci badań hormonalnych?- zdziwiła  się Adela. No nie, a tobie robili? Tak, bo lekarka do której wtedy chodziłam stwierdziła, że jest kilka  rodzajów tabletek i trzeba dobrać takie, żeby mi pomagały  a nie  szkodziły. No ale oczywiście musiałam te badania robić prywatnie, nie są one objęte ubezpieczeniem.  Dasz mi na  nią namiary? Na nią już nie, bo sprzedała swój gabinet. Ale chodzę do lekarza, który go od  niej kupił- super facet . Bardzo dobry fachowiec, wysoka kultura, obsługa na  bardzo wysokim poziomie. Co prawda  wizyty drogie, ale i tak o termin nie jest łatwo. To taki facet, który dba o to, żebyś się  nie czuła  skrępowana. Jest pokój z łazienką,  w którym się możesz przygotować,umyć, zakładasz jednorazową spódniczkę i takież kapcie i nie paradujesz z gołym tyłkiem. Zbada cię, powie tylko czy jest ok, czy nie  za bardzo i idziesz  się ubrać. Nie ma tego, że leżysz z gołym  zadem w rozkroku na  samolocie a konował  ci klaruje co u ciebie  nie gra. Wracasz z przebieralni w swoim własnym  stroju, siadasz  przy jego biureczku i facet  ci w sposób jasny i przystępny klaruje co z tobą jest. Tam jest czyściutko i bardzo, bardzo miło.Poza tym jest świetnym cytologiem i sam cytologię robi. Ostatnio zrobił doktorat. I bardzo chętnie rozmawia z partnerami swych pacjentek - na  wszystkie tematy, a współżycia zwłaszcza. Emil go polubił od pierwszej, wspólnej wizyty. A gdy stwierdził u mnie  ciążę to sobie z Emilkiem pogadali o tym co mi wolno w ciąży z nim robić i śmieję się, że Emil  się w nim zakochał. I polecił mi super położnika w tej prywatnej przychodni,  w której Emil wykupił nam kiedyś karnety.  No i ma USG, poza  tym ma podpisany kontrakt z NFZ i co  tylko można to wrzuca na NFZ. To nie jest naciągacz. Po połówkowym USG podesłałam mu informację, że wszystko jest OK i podziękowałam za nagranie  mi takiego fajnego położnika.

Adelko, a ja się chyba nieco zadurzyłam w Arku. Ja to ja, ale  gorzej, bo  dzieci za nim szaleją. Już mu "wujkują" i słuchają się go niczym Boga. A on się nimi zachwyca, że tacy fajni, posłuszni i nawet grzeczni.  On w przyszłym tygodniu ma  sprawę rozwodową, tylko się  nie wygadaj, że wiesz o  tym. On pewnie sam o tym  wam powie. Ciągle mi o was mówi. 

Przestanie  za jakiś czas, on ma takie  fazy- pocieszyła Stasię Adela. Jemu do szczęścia brakuje prawdziwego ludzkiego ciepełka i  zapewne je u  ciebie  wyczuwa, bo ty jesteś właśnie taką ciepłą i  dobrą osobą i on już to  zauważył po pierwszej z tobą  rozmowie. A jeśli raz na jakiś czas wyrazisz nieco zachwytu jego inteligencją i mądrością ( a taki on właśnie jest) to będziesz  miała najwierniejszego faceta pod słońcem. 

Stasia wyszeptała do ucha Adeli - boję się, że jestem straszliwie zielona w sprawach damsko-męskich i on  się zrazi jak do czegoś dojdzie. To powiedz mu to sieroto nim do czegoś dojdzie, możesz to  zrobić nawet piętnaście minut wcześniej. Faceci bardzo lubią uczyć nas nawet  wtedy, gdy  sami nie są  mistrzami w tej branży i pytają  się jak kretyni "czy było ci  dobrze?" Dopóki nie  spotkałam Emila nie miałam bladego pojęcia jak wygląda orgazm. Ale on wiedział, że było wszystko jak trzeba i nie pytał. Przyczyną  większości nieporozumień w związkach zawsze  jest brak szczerości. Przyczyny- chyba  głównie to wynosimy  z domu- mamy być miłe, dobre skromne, nieśmiałe. A jeśli mamy  męża to  niezależnie od tego jaki on  jest, mamy go uwielbiać i udawać, że nam odpowiada  wszystko co  z nami robi. A tak naprawdę 90%  par  musi  dopiero  sobie  wypracować wspólnie to, co im daje  radość, relax, przyjemność. Ale  żeby wypracować to trzeba o  tym  rozmawiać. Chronicznie  niedopieszczenie, a właściwie   chroniczny  brak orgazmu prowadzi do  stanów zapalnych.  I właśnie ten  mój ulubiony pan  doktor  jest taki, że można  z nim o tym  wszystkim porozmawiać i to tak  normalnie, jakbyś  rozmawiała na temat pogody lub eksploatacji  samochodu. Wiesz - faceci z reguły znacznie  szybciej reagują na płeć przeciwną niż my, jednemu  z drugim  najczęściej  wystarczy spojrzeć  nieco głębiej w  dekolt  dziewczyny i już gotowy  do akcji. A nad nami to trzeba nieco popracować, użyć swego intelektu, powiedzieć nieco ciepłych  słówek, popracować nieco rękami, poprzytulać,  wstępnie  popieścić. Są tacy, którzy o tym  wiedzą, bo zajrzeli w  swym życiu do kilku książek i poczytali, potem poćwiczyli i wiedzą o  co chodzi. 

Arek to inteligentny facet, bardzo oczytany, chociaż  narzeka, że nie ma  kiedy  czytać i on ma podejście  do kobiet, zwłaszcza do tych, które mu się podobają. I zabij mnie, ale ani ja, ani Emil nie  możemy dojść dlaczego on się  z tą babą ożenił. I to było jego już drugie  małżeństwo - pierwszy ślub, gdy jeszcze był na  studiach- rozszedł się, bo ona  chciała koniecznie mieć dziecko, a on był jeszcze na utrzymaniu rodziców i nie  chciał. Więc odmawiał cały  czas współżycia, w końcu nastąpił rozwód. Podejrzewam, że sąd miał niezły ubaw- nie wykonywał obowiązków małżeńskich bo nie chciał dzieci.

Do sypialni zapukali panowie - Emil chciał pokazać Arkowi zdjęcie dzieciny. Arek popatrzył,  zrobił bardzo poważną  minę i  wypalił-  no tak, tego  się obawiałem - jest  do  mnie  szalenie podobna. Tylko ma jakby  mniej włosów niż ja. Cała  czwórka skręcała się  ze śmiechu przez kilka  minut. Arek w końcu spoważniał i  powiedział - masz bracie szczęście- marzyła ci  się córeczka i się twoje  marzenie spełnia. Powiedz  mi co robiłeś, żeby  się to  marzenie spełniło. 

Wiesz Arek, gdybym wiedział to natychmiast bym to opatentował i do końca życia  nie  musiałbym już pracować i tylko bym  siedział i liczył pieniądze. Jako inżynier uważam, że proces  reprodukcji człowieka jest mocno niedopracowany, bo współtwórcy produktu nie mają pojęcia kiedy dokładnie nastąpił moment zapłodnienia, ani nie mają  zupełnie  wpływu na to, jakiej płci  będzie  " produkt  końcowy". Popatrz, przy in vitro też nie daje  się zaplanować płci dziecka. Płeć  dziecka można co najwyżej "powielić" w procesie  klonowania, czyli jeśli  się  wyprodukuje bliźniaki jednojajowe. A i tak nadal nie  wiadomo dlaczego ta jedna komórka  zapłodniona jednym plemnikiem dzieli  się na dwie komórki.  Ale osobiście  cieszę  się, że to "solówka" a nie bliźniaki. I dobrze też że nie  są dwojaczki, czyli dwie komórki jajowe  zapłodnione  dwoma plemnikami. Arek, mogę  ci udostępnić nieco lektury z tej  branży, jeśli cię to interesuje. Adela ma mnóstwo książek z zakresu medycyny. Zupełnie jakby studiowała na jakimś wydziale medycznym a nie na prawie.

                                                                  c.d.n.

niedziela, 21 sierpnia 2022

Trudny wybór- 89

 Emil z niecierpliwością czekał na następne badanie USG, bo Adela  obiecała, że gdy będzie  pozytywny  wynik, to zajmą   się szykowaniem wyposażenia  dla dziecka. A Adela zaczęła się zastanawiać na tym, czy ma być tylko jedno dziecko czy może jednak, gdy to  się już nieco odchowa nie postarać się o drugie, na tyle szybko by to  nie  była  zbyt  duża  różnica wiekowa pomiędzy nimi. Ciążę znosiła  świetnie, więc jest  szansa, że następna też jej za  bardzo  nie umęczy. To, że ona i Emil  byli jedynakami było w obu rodzinach splotem okoliczności - u Emila spowodowane  wadą serca jego mamy, a u Adeli nieudaną ciążą i komplikacjami porodowymi jej matki. Na  razie swymi przemyśleniami podzieliła  się tylko ze Stasią. Stasia stwierdziła, że żałuje  tylko, że między jej chłopcami są aż trzy lata różnicy, że wystarczyłyby dwa lata, bo dwulatek lepiej znosi pojawienie  się w domu "konkurencji" niż starsze dziecko. Poza tym i tak  z decyzją  będą musieli poczekać  aż do chwili urodzenia  się  tego  dziecka.  Gdy Adela podzieliła  się swymi przemyśleniami z Emilem ten powiedział - ty chyba podglądasz moje myśli - pomyślałem, że byłoby dobrze gdyby nasze ociupeństwo miało siostrę lub  brata. Ale myślę, że ta decyzja  będzie w  dużym stopniu zależna od tego jak ty zniesiesz do końca tę ciążę, poród i trudy macierzyństwa. W każdym razie jestem "za", bo mam nadzieję, że "ociupeństwo" nas  całkiem nie  wykończy.

USG w 20 tygodniu ciąży też było wykonywane na aparaturze do badań prenatalnych i ponownie stwierdzono, że z maleństwem jest wszystko w porządku, badania krwi Adeli też to potwierdzały, a lekarz podczas osłuchiwania Adeli szepnął jej do ucha - to panna,  a  głośno  powiedział: następne badanie zrobimy w 30 tygodniu i ostatnie w 38 tygodniu. 

To ja czegoś nie  rozumiem -stwierdziła Adela-  powinnam  już chyba czuć ruchy dziecka, skoro jest  wszystko w porządku. A na razie to tylko czułam coś takiego, jakby mi w brzuchu wędrowały raz na jakiś czas mikroskopijne bąbelki, ale nic mi  się w nim nie  rusza. No ale słyszała przecież  pani bicie serca i widziała pani swoje dzieciątko, mąż też. Widać  wygodnie i dobrze tam maleństwu skoro nie  wierzga i nie  wierci się. Poza tym to dobrze wychowane dziecko, nie  będzie wielkością ponadnormatywne i na pewno nie przekroczy swą  wagą trzech kilogramów, na  razie nic na  to nie  wskazuje. I dobrze, bo nie należy pani do dużych kobiet. Każda kobieta nieco inaczej odbiera ruchy dziecka no a poza tym każde dziecko jest inne. Prowadzi pani spokojny tryb  życia, nie  dostarcza   dziecku niekorzystnych  dla niego bodźców, nie  stresuje pani  dziecka swym trybem życia to  sobie  spokojnie i  cichutko rośnie. A tu proszę, pierwsza fotka, już nie przypomina szkielecika jak na poprzednich wydrukach. I już ma  wygląd niemowlęcia.Wydrukował odbitkę i podał ją Emilowi mówiąc -jeśli macie państwo w  domu swoje zdjęcia z pierwszych  miesięcy swego  życia to  można porównać do kogo podobne. Popatrzcie państwo, ma już nawet włoski. Te ciemniejsze miejsca na główce to właśnie  włoski. Całe ciałko ma pokryte grubą warstwą mazi płodowej. Malusie jeszcze,  ale jak widzę, ładnie, proporcjonalnie zbudowane. I takie grzeczne dziecko, że już znam płeć, no ale nie powiem, może się panu coś odmieni i następnym  razem zechce pan wiedzieć. Bo to się już nie  zmieni. Emil spojrzał na Adelę, która patrząc na zdjęcie uśmiechała  się i powiedział - poddaję się, proszę powiedzieć, przecież i tak będę to maleństwo kochał,  ja już właściwie je kocham! Lekarz uśmiechnął się i powiedział - pewnie pana zmartwię - to dziewczynka. Emil, taki  zawsze opanowany, tym razem porwał lekarza w objęcia i wykrzyknął- to cudownie,  marzyłem właśnie o maleńkiej cudownej  dziewczyneczce! Lekarz podał mu następną odbitkę - tu ma pan dowód. Lekarz śmiał się - a większość marzy o synu. Ja też marzyłem o synu, ale mam córkę i nie  mogę zrozumieć  dlaczego marzyłem o synu!  

I nagle w gabinecie zrobiło się tak  rodzinnie i  ciepło od tych eksplozji uczuć  Emila, że Adela  ukradkiem ocierała łzy. Zalecenia lekarza  na  dalszą część ciąży były takie  same jak  dotąd, starać  się weekendy spędzać na powietrzu, sporo spacerować, jeść dużo owoców i  warzyw, dużo spać. Adela zapytała  się czy ma  się zapisać do szkoły rodzenia, ale lekarz  spojrzał na nią i powiedział - nie zauważyłem by po szkole rodzenia poród był lżejszy. Wystarczy tylko słuchać w trakcie porodu to  co mówi lekarz i położne i wykonywać polecenia. Po prostu wystarczy zwykła przytomność umysłu. Będę z panią od pierwszej chwili zjawienia  się pani w szpitalu.  A co będzie jeśli dorwie mnie poród w nocy? - spytała. To nie istotne- albo wezwiecie państwo pogotowie, albo mąż panią przywiezie do  szpitala i ja przyjadę i będziemy się gimnastykować. To będzie pani pierwszy poród, to zajmie sporo godzin. I szczegóły omówimy sobie przy ostatnim USG, na  dwa  tygodnie przed terminem porodu. Boję się tego porodu- przyznała  się cichutko Adela. To normalne - bo to mało zabawne w sumie i mało przewidywalne wydarzenie. Ale zapewniam panią, że w trakcie porodu ani minuty nie będzie pani bez opieki. I jeśli nie będzie  żadnych komplikacji to urodzi pani w oddzielnym pokoju i w wybranej przez panią pozycji. Nie polecałbym  tylko  stania   na głowie. Na razie wszystko wygląda świetnie. Obym  miał wszystkie takie pacjentki jak pani. 

Gdy tylko wyszli z przychodni Emil przytulił Adelę i powiedział - jestem szczęśliwy, marzyłem by to była  dziewczynusia, taka twoja  miniaturka. I będzie podobna  do ciebie, bo jakoś tak najczęściej bywa, że chłopcy  są bardziej podobni do matki, a  dziewczynki do taty- poinformowała  go Adela.Więc pewnie  będzie miała oczy piwne, po tobie. Ale jak  się urodzi to na początku pewnie będzie  miała niebieskie, jak  wszystkie niemowlaki. Jedziemy teraz do  domu, jakaś głodna jestem. No bo przecież nie jadłaś nic od śniadania a już dochodzi osiemnasta. Dziś to nawet  szybko wszystko poszło. 

W domu w szybkim przygotowaniu obiadu pomogła jak  zwykle mikrofalówka, zjedli i Adela po obiedzie wysłała do Stasi komunikat, że USG w porządku, następne będzie dopiero w 30 tygodniu i że to jest dziewczynka. W odpowiedzi Stasia napisała, że pewnie Emil skacze z radości, podobnie jak.....Arek, który jest w tej chwili z nią i chłopcami na placu zabaw i za chwilę idą razem do kawiarni na kawę dla dużych i ciacha dla  małych. I że Arek gratuluje Emilowi, bo przecież Emil marzył o córeczce. Adela odczytała  wiadomość na głos, a Emil całkiem przytomnie zauważył, że przecież Arek już miał dwa spotkania z chłopcami Stasi i  chyba nie pisze pracy naukowej na temat dzieci. To ma jakieś drugie dno - stwierdził Emil- i to drugie dno ma zapewne na imię Stasia. Adela zaczęła  się  śmiać - to drugie dno po pierwszym spotkaniu z Arkiem stwierdziło, że to bardzo sympatyczny i przystojny facet. Przez  wrodzoną delikatność nie kazałam jej pójść do okulisty, tylko wytłumaczyłam, że ani ja nie jestem w typie  Arka ani Arek w moim i traktujemy  siebie  wzajemnie   jak  rodzeństwo. Wiesz, Stasia to naprawdę ciepła i bardzo  troskliwa osoba, a mam nieodparte wrażenie, że Arkowi bardzo brak takiego szczerego, kobiecego ciepełka. Ona po prostu dostrzegła  w nim samotnego, złaknionego ciepła faceta. Ciekawe czy  się już rozwiódł - mówił, że w końcu po to ma  rozliczne znajomości by coś z tego mieć i  szybko zakończyć zbyt długi epizod pod tytułem Irena. 

O ile  się nie mylę, to epizod to jest  coś krótkiego, a on  się bujał z tą Ireną już wiele lat - schodzili  się i rozstawali mnóstwo razy. I zawsze razem byli znacznie krócej niż osobno. Nie  wiem jak było wtedy  gdy byłem w Meksyku, ale gdy wróciłem to nie  byli razem. Nie  wiem, które  z nich ma większego fioła. Adela śmiała  się - ja to wszystko powiedziałam Stasi, jak również i  to, że dopiero co się ożenił i że to ona tym razem zdecydowała o  rozstaniu. Stasia już duża dziewczynka, Arek to duży chłopczyk, mogą robić co im się podoba. Poza tym to Stasia nie jest głupia, a ten pijak spaprał jej życie. Nie  zrobi  w tym kraju  kariery zawodowej kobieta gdy sama wychowuje dwójkę  dzieci. Poza tym Stasia nie jest przebojowa, chociaż naprawdę ma dużo wiadomości. A  jej dobroć to już Arek zdążył zauważyć. Powiedziałam  mu, żeby zaniżył jej stawkę a ja pokryję różnicę, tylko oczywiście ona o  tym ma nie  wiedzieć. Dobrze zrobiłaś, czasem trzeba  komuś pomóc tak,  by o  tym nie  wiedział. Arek ma  dostatecznie wielu dobrze nadzianych klientów- stwierdził Emil.  Wieczorem zakręcę do Arka, głównie pod hasłem, że będziemy mieć córeczkę. Ciekawe  czy powie coś na temat  swego rozwodu lub spotkań ze Stasią. A teraz to  chyba wypada żebyśmy wpadli do  rodziców, ale trzeba jeszcze się ruszyć na  spacerek.

Wpadli na moment  do rodziców by powiedzieć, że w  drodze na świat jest dziewczynka i pozostawili ich  z tą wiadomością, mówiąc, że muszą jeszcze "wyprowadzić Adelę na  spacer", bo  nie wydreptała jeszcze tego dnia wskazanej ilości kroków, a po spacerze wpadną jeszcze na  chwilę, by zabrać pierwsze fotki swej ociupinki. 

Mileczku, a wiesz, że trzeba  będzie dać jej jakieś imię? Niestety nie ma w oficjalnym kalendarzu imienia "ociupinka" względnie  "ociupeństwo". A imię trzeba podać w ciągu siedmiu dni od chwili urodzenia. Mam nadzieję, że do czasu porodu zdążymy znaleźć jakieś ładne imię. Ale ja  zupełnie nie mam talentu do wynajdowania imion dla  dzieci i to zupełnie niezależnie od ich płci- wykręcał się od tego Milek. Może po prostu zobaczmy jakie żeńskie imiona mają imieniny w sierpniu i może któreś się nam spodoba. To wtedy dziecko będzie  miało imieniny i urodziny w jednym miesiącu. No ale mamy jeszcze bardzo dużo czasu. 

No fakt, mamy jeszcze  dużo czasu. Ale jesteś niekonsekwentny- skoro mamy  dużo czasu to dlaczego już chcesz kupować wózek i całe  fury wyposażenia jak najprędzej. W moim odczuciu to możemy się  tym  spokojnie zająć w czerwcu. Poza tym dziecko ma to do siebie, że szybko rośnie, więc nie można kupować zbyt wielu ubranek w jednym rozmiarze. To samo dotyczy wielu rzeczy. Nim coś kupimy muszę się skonsultować na przykład  ze Stasią ile czego kupić. I co jest naprawdę przydatne a co nie za  bardzo. A i tak życie wniesie do wszystkiego poprawki. Niedaleko nas jest sklep, coś w rodzaju skupu używanych różnych akcesorii niemowlęcych jak nosidełka, wanienki, jakieś leżaczki do kąpieli, foteliki samochodowe. Muszę  się tam wybrać i porozmawiać z tą panią, bo naprawdę jest cała masa  rzeczy, które będą dziecku służyć bardzo krótko, więc po co marnować pieniądze na  nowe, lepiej kupić używane. Zakładamy teraz, że będziemy mieli drugie  dziecko, ale tak naprawdę jak na  dziś to  tylko teoria. Nie  wiemy dziś co nas  czeka za miesiąc.

Być może, że w ten weekend pojedziemy ze Stasią do Nadarzyna,  zamówić  materacyk i łóżeczko. I- uważaj - w dwa samochody, bo pojedzie też Arek, a Stasia zostawi chłopców u dziadków. Dobrze , że siedziałam gdy to mówiła, bo w przeciwnym  razie  chyba bym padła z wrażenia. Ooooo, to muszę  dziś pogadać z Arkiem, to brzmi interesująco -  stwierdził Emil. To  może  się  już rozszedł oficjalnie   z Ireną. No nie  wiem, nie  zapytałam  o to Stasi, w końcu  to nie mój biznes, mnie  to nie  dotyczy, a jej mogłoby  być niemiło, że ją o to wypytuję. 

O ile dobrze pamiętam, to Arek kupił przed laty jakąś działkę w  Nadarzynie jako lokatę, ale  nie mam pojęcia czy ją nadal ma,  czy komuś puścił w dzierżawę, bo to była  działka budowlana. Nigdy tam  nie  byłem. Ale jak tego słucham,  to mam wrażenie, że Stasia wywarła na  nim piorunujące wrażenie, bo wyraźnie facet szaleje. On taki jest - jak  mu kobieta przypadnie do serca to flaki z siebie wypruwa. Nawet ty byś uległa jego czarowi, bo wtedy dla Arka nie ma rzeczy niemożliwych. Irenę też tak kiedyś traktował?  Nie, nigdy  nie  był nią zafascynowany. Ale wiem, że gdybyś była wolna i niestety w jego typie urody to zrobiłby dla ciebie wszystko bo cię przeogromnie  ceni. On i teraz, gdybyś chciała, to  by Zakopane przeniósł pod  Warszawę. Na szczęście jest ciebie dla niego nieco za mało, bo jak kiedyś powiedział, nie lubi małych kobiet bo trzeba ich w łóżku szukać. Śmieszy mnie to, bo raptem jest 3 centymetry ode mnie wyższy a ja jakimś cudem nie muszę  cię szukać,  zawsze wiem , nawet gdy  śpię, gdzie jesteś.

No tak , Stasi jest zdecydowanie więcej ode  mnie - zarówno wzdłuż jak i wszerz. A poza tym ona jest troskliwa wobec  wszystkich, a ja tylko wybiórczo, dla niektórych. A tak konkretnie to troszczę   się  tylko o ciebie i rodziców. No i o siebie z maleństwem. Stasia powiedziała, że w  czerwcu to ze mnie dość nagle, nieomal z  dnia na  dzień zrobi się"wydmuszka", czyli będzie wypchnięty do przodu brzuch. I już mam na tę okoliczność zamówione letnie  spodnie, które mają w miejscu brzucha specjalną elastyczną wkładkę i do tego będę nosić różne tuniki lekko marszczone pod  biustem.