Do Warszawy ruszyli 2 stycznia około południa. Z uwagi na dość uciążliwą pogodę wybrali tym razem inną drogę - może nieco bardziej obciążoną pojazdami ale była to droga o "wyższej randze", o której było wiadomo, że jest w pierwszej kolejności zimowego utrzymania. Cały czas coś mżyło, nie był to deszcz, nie był to też śnieg - po namyśle Emil zakwalifikował to jako opadającą mgłę. Za kierownicą siedziała Adela. W drugim samochodzie prowadził Piotr. Proponował Helenie, by prowadziła, ale Helena stwierdziła, że dawno nie prowadziła w czasie takiej obrzydliwej pogody i się boi.
Podobnie jak w drodze do Nałęczowa Adela jechała pierwsza. Jechała nie przekraczając szybkości 80 kilometrów, nawet gdy było dość pusto. Nie chciała ryzykować, rzadko jeździła poza miastem w warunkach zimowych. Pomimo niezbyt szybkiej jazdy na Ursynów dotarli przed upływem dwóch godzin od chwili wyruszenia w drogę. Helena proponowała siostrze by zjedli u niej obiad, ale Żenia bardzo podziękowała i prosiła, by ich od razu odwieźć do domu. Tak więc w pewnej chwili Emil odebrał telefon od Heleny, żeby jechali na Ursynów sami, bo oni wpierw odwiozą Żenię z mężem do domu. Wobec tego Emil i Adela skręcili na Ursynów, a Piotr pojechał na Mokotów. W domu Adela stwierdziła, że było na tym wyjeździe super, ale jeszcze fajniej jest wrócić do własnego domu. A mamy co jeść dziś na kolację ?- zainteresował się Emil. Myślę, że tak , zaraz włączymy mikrofalówkę, lekko rozmrozimy upieczonego już indyka, przełożymy go do piecyka , podsmażymy ryż, wyjmiemy z lodówki sałatkę, która na nas czeka w słoiku. I mamy jeszcze jakieś słodkości schowane na ciężkie czasy.
A kiedy idziemy do pracy- jutro? Nie, jeszcze nie jutro, ale pojutrze już idziemy. Na jeden dzień, bo to piątek. I jeszcze mamy trochę zaległego urlopu- ja tydzień a ty dziesięć dni. To nieźle coś pokombinowałaś ze swoją nową przyjaciółką - śmiał się Emil. No wiesz, po prostu "po przyjaźni" mamy to, że nie musieliśmy brać całego zaległego urlopu, bo powiedziałam, że chcę te dni zachować gdy będę się przygotowywać do egzaminu rzecznikowskiego. Ona się nie może nadziwić, że mnie się chce jeszcze uczyć. Nasz naczelny też się dziwi. Ciekawe czy już poderwał jakąś mężatkę w naszym biurze. Dużo się nie napracuje nad poderwaniem, bo tu 3/4 pań to mężatki. Takie, co to już dawno by się rozeszły gdyby nie polskie warunki mieszkaniowe. Przecież wynajęcie mieszkania to kupa forsy - nie stać na to kobiety po rozwodzie. Wszak kobiety wciąż mniej zarabiają.
Rozmawiałam kiedyś z jedną adwokatką która twierdzi, że niestety panowie nagminnie nie płacą alimentów. Prowadziła sprawę faceta, który zalegał z płaceniem alimentów, twierdząc, że nie rozumie dlaczego jego syn został przyznany matce, której nie ma całymi dniami w domu, więc się nim nie ona opiekuje a szkoła, świetlica i podwórko. Chłopak ma już 10 lat, na sprawie zapytany u kogo woli być powiedział, że mu wszystko jedno i został przypisany matce. A ten pan pracuje w domu i jak twierdzi on i jego znajomi, mógłby się dzieciakiem zająć, bo wszystkie służbowe sprawy załatwia poza domem przed południem, a wtedy dziecko jest w szkole. A nie płaci, bo gdy płacił to pieniądze się tej pani rozpływały, a on musiał dzieciakowi wiele rzeczy kupować oprócz płacenia alimentów. Podobało mi się podejście tej adwokatki- ona twierdzi, że gdyby kobiety dawały panom rozwód bez problemu pod warunkiem, że zabierze do siebie dziecko to byłoby rozwodów mniej i każdy facet-tata zastanowiłby się 5 razy nim by skoczył w bok i zażądał rozwodu bo mu się żona znudziła. Poza tym nikt nie bierze pod uwagę faktu, że żona też może być znudzona mężem a jeszcze częściej mocno zawiedziona. Zdaniem tej pani to polityka sądów rodzinnych jest nieodpowiednia , bo to bzdura , że dziecku będzie dobrze tylko u matki. Owszem, będzie lepiej oseskowi, bo wszak faceci nie mają pokarmu a podobno pokarm matki jest najlepszy. Ale chyba zapominają, że tylko wtedy gdy matka się odpowiednio odżywia.
Rozmawiałam kiedyś z matką trójki dzieciaków i przekazała mi w sekrecie gwarantowany sposób by dziecko w nocy dobrze spało - przed karmieniem piersią należało wypić kieliszek whisky. Szczerze mówiąc to mnie zatkało z wrażenia i nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc tylko powiedziałam - ojej, nie miałam o tym pojęcia. Bo faktycznie nie miałam. I do dziś mnie zastanawia dlaczego akurat whisky, a nie na przykład koniak. Potem pomyślałam, że może tańsza, ale że nigdy nie kupowałam owych trunków na butelki to nie znam różnic cenowych. I dobrze, że zostałam wywołana na rtg, bo już miałam dość wynurzeń owej kobiety. I pomyślałam, że potem, gdy dziecko w szkole miewa problemy z nauką, szkolny psycholog (o ile jest) zachodzi w głowę co z tym dzieckiem jest nie tak, bo rodzina porządna, nikt nie pije a ono jakieś takie "niemotne", z trudem wszystko przyswaja.
Emil był zdumiony- tak ci to opowiedziała nie znając cię? Adela uśmiechnęła się - widać, że rzadko bywasz w różnych przychodniach państwowych, w których się czeka godzinami. Czekając przechodzisz dwukierunkowe przeszkolenie - pierwsze to jest ćwiczenie cierpliwości, drugie - stajesz się mimo woli słuchaczem i powiernikiem cudzych problemów, wspomnień, lęków. Czasem naprawdę bywa ciężko by nie wybuchnąć śmiechem lub nie powiedzieć by się ten opowiadający po prostu zamknął. Oczywiście najczęściej wysłuchuje się zwierzeń kobiet, bo kobiety są bardziej komunikatywne i otwarte, ale faceci też potrafią poinformować otoczenie o swoich chorobach i troskach. Zapewne nie mają w domu komu się zwierzyć ze swych lęków, obaw, odczuć. Starsi faceci, to głównie zaczynają od pytania, czy wiesz coś na temat lekarza do którego czeka się w kolejce, młodsi zaczynają od narzekania na czekanie. Myślę, że socjolodzy mieli by niezły materiał do swych badań. I dlatego zawsze zabieram ze sobą książkę i czytam - widok osoby czytającej to sygnał, że to tak zwanie "nieużyta osoba" - nietowarzyska, więc nie pogada się z taką.
Ojej, Maleństwo coś ze mną jest nie tak - zupełnie zapomniałem ci powiedzieć, że gdy zapisywałem ojca do tej prywatnej przychodni to i nas zapisałem. Oni mają również szpital. Chyba byłem bardzo skołowany tą onkologiczną historią ojca i dlatego wyleciało mi to z głowy. Mam jeszcze w portfelu kartę, którą ci muszę dać.
I bardzo dobrze, że jutro nie idziemy do pracy- musimy razem pojechać do banku, bo musisz złożyć swój podpis i jeszcze kilka innych spraw załatwimy jutro. A po co ci mój podpis? dopytywała się Adela. No bo albo założymy ci oddzielne konto, albo moje zrobimy kontem wspólnym.No i trzeba właściwie dwa banki odwiedzić - powiedziała Adela-mój też, to dam ci upoważnienie do mego konta. Dużo tam nie ma, ale na jakieś fajne wakacje pewnie wystarczy.
Jest jeszcze ciągle to moje mieszkanie w firmowym bloku. Musimy się razem zastanowić co z nim zrobić. Adela zamyśliła się - chyba powinieneś je wynająć, żeby nie generowało kosztów i tym samym trzymać je jako lokatę. Sprzedać zawsze zdążysz. Emil zamyślił się i po chwili powiedział - ja chcę by ono było i twoją własnością. Musimy chyba wpaść też do tej Spółdzielni, która to mieszkanie budowała. Na pewno będziesz musiała stać się członkiem tamtej Spółdzielni, żebyś mogła zostać współwłaścicielem tego mieszkania.
Mileczku, ja przecież jestem współwłaścicielką tego, nie wystarczy? Emil uśmiechnął się - nie wystarczy, chcę by i tamto było naszą wspólną własnością. Nie dotarło jeszcze do ciebie, że wszystko co było dotąd tylko moje chcę i muszę dzielić z tobą? Samochód też jest zapisany jako nasza współwłasność. A co będzie, gdy mnie przestaniesz kochać? - spytała całkiem poważnie. Emil popatrzył na nią i powiedział - nie licz na to. Będę cię kochać do końca swego życia bo jesteśmy sobie przeznaczeni. Mówiąc tak robisz mi przykrość. Ja naprawdę wiem co czuję i co mówię. Nim ci się oświadczyłem dobrze to przemyślałem, wszystko przeanalizowałem. Bałem się tylko, że mnie nie zechcesz.
To nawet dość zabawne - oboje baliśmy się odrzucenia- stwierdziła Adela. Przepraszam, jeśli powiedziałam coś, co cię uraziło. Chwilami boję się po prostu, że to wszystko jest pięknym snem a nie rzeczywistością. Emil objął ją mocno i pociągnął do lustra w przedpokoju. Zobacz to my, ty i ja, razem, bo tak chcieliśmy i chcemy, bo się kochamy. Wiem, że miłość, trwałość związku, wzajemne opiekowanie się sobą to dziś mało modne sprawy. Ale ja jestem staromodny- kocham cię, chcę się tobą opiekować, dzielić z tobą wszystkie radości i smutki. Bo smutki na pewno też nas dopadną, ale będziemy razem się przed nimi bronić.
A skoro już mamy dzień pewnych pomysłów i ustaleń to ja mam do ciebie, Maleństwo, pytanie : czy widzisz nas w roli rodziców? Adela długą chwilę milczała, potem westchnęła i powiedziała- widzę, chociaż jakby za mgłą. Myślę, że powinniśmy się wpierw nacieszyć sobą, by nieco opadła z nas euforia, byśmy się jeszcze lepiej poznali w życiu codziennym. I wtedy dopiero podejmiemy decyzję. Po prostu odczekajmy jeszcze przynajmniej rok. Bo rodzicielstwo niesie za sobą pewne wyrzeczenia, więc myślę, że byłoby dobrze, żebyśmy nieco "okrzepli" w swych nowych rolach małżonków nim podejmiemy następne. I nim się zdecyduję to chciałabym przejść szczegółowe badania, żeby się nie przytrafiło coś złego. Wiem, że będziesz naprawdę cudownym ojcem , tak jak jesteś dla mnie cudownym mężem. I wiem, że popełniam w tej chwili błąd strategiczny, bo większości facetów we łbie się przewraca gdy coś takiego słyszą.
Emil z hukiem padł przed nią na kolana- jeszcze trochę a zacznę się do ciebie modlić- nie wiem skąd wiesz co ja myślę, ale myślę tak samiutko. Chcę byśmy mieli dziecko, lub nawet dwoje, ale też uważam, że będzie lepiej dla nas, gdy nie nastąpi to teraz/zaraz. A tak naprawdę - to czy i kiedy będziemy mieli dziecko zależy od ciebie bo to ty będziesz obciążona ciążą, porodem i większą częścią opieki nad dzieckiem. Ja ci tylko będę we wszystkim pomagać.
Wiem, kochany, wiem. Wstań, ściągaj spodnie, zobaczymy czy kolana masz jeszcze całe, bo może okład trzeba ci zaaplikować. O tak, jęknął Emil - koniecznie okład i masaż wykonany twoimi łapkami.
c.d.n.