Skoro Adela miała zostać "nauczycielką" i przybliżyć osobie chętnej kwestie związane z archiwizacją, to musiała jednak wybrać się do pomieszczenia, które było do tego przeznaczone. Sprawę zaczęła od dopilnowania pań sprzątających by sprzątnęły tam i porządnie odkurzyły odkurzaczem wszystkie półki, poprawiając potem rzecz całą wilgotną ścierką, nie zapominając o parapetach okiennych. A że Adela jeszcze nigdy im nie podpadła, to nawet zdobyły się na odsunięcie żaluzji i umycie okien. Adela w pełni doceniła ów "heroiczny czyn" i następnego dnia obdarowała "bohaterkę" wedlowskimi czekoladkami.
Przyszła półetatowa archiwistka była pojętną osóbką i bardzo sympatyczną- podobało jej się zwłaszcza to, że będzie mogła dzięki temu nie siedzieć 8 na 8 godzin w towarzystwie samych facetów. Pokój archiwum jawił się jej jako oaza spokoju. Od razu wyrysowała plan pomieszczenia i ochoczo zabrała się do spisywania zawartości poszczególnych szaf i regałów, od razu wpisując to na plan archiwum. Archiwa działu patentowego zostały umieszczone w oddzielnej szafie. Przy nich to się archiwistka nie napracowała, bo ostatnie dwa lata były dokładnie przez Adele opisane a wcześniejsze to na razie opisywał Emil.
Okazało się, że kiedyś to nawet był jakiś pracownik płci męskiej, który się zajmował głównie archiwizowaniem rysunków, ale zamarzyła mu się podwyżka pensji a gdy się jej nie doczekał to odszedł. Archiwizowanie rysunków na kalkach było dość uciążliwe i Adela udała się do naczelnego z propozycją, by wszystkie stare rysunki skserować i to samo robić z nowymi. Przezornie wybrała się do dyrektora z już skserowanymi, by udowodnić swój pomysł.
Och, świetnie to wymyśliłaś! Faktycznie tak jest łatwiej je przechowywać! Och, przepraszam, zapomniałem, że tylko z pani mężem jestem na ty. Nie szkodzi, nic się nie stało - powiedziała Adela przywołując na usta uprzejmy uśmiech. Za mniej niż 30 dni już mnie tu nie będzie.
No właśnie, właśnie, ogromnie żałuję, że odchodzicie już teraz. Przecież jeszcze przez jakiś czas będą rzecznicy patentowi w zakładach. Tak, to prawda, ale chyba nie dla draki ktoś wymyślił taki układ, by rzecznicy patentowi zarabiali sami na siebie a nie obciążali kasy państwowej swoimi dość wysokimi pensjami. I później mogą być kłopoty z dostaniem się do którejś z kancelarii. A to, że można teraz jednoosobowo prowadzić działalność nie oznacza wcale, że "taki wolny strzelec" zarobi na swoje utrzymanie. Między innymi dlatego powstało tyle kancelarii prawniczych, dlatego też powstają różnego rodzaju spółki. Po prostu zbyt wszystko obrosło różnymi przepisami, które wciąż ktoś musi na bieżąco śledzić i musi mieć stały kontakt z potencjalnymi klientami gdy rzecznik jest zajęty w danym dniu konkretnym klientem. To nie ulubiony dentysta, na którego pacjent spokojnie poczeka w poczekalni przed gabinetem. Rzecznik, gdy już ma klienta to do niego musi jeździć- klientami rzecznika nie są głównie osoby prywatne a zakłady produkcyjne. Nie mam bladego pojęcia czym się kierował rząd wymyślając takie rozwiązanie. Może aktywizacją mniejszych miast i miasteczek? My na wszystko patrzymy z pozycji mieszkańca stolicy, ale być może że mieszkając latami na polskim zadupiu inaczej to wszystko wygląda. Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że w porównaniu z innymi krajami to u nas rzeczników patentowych jest bardzo mało - zarówno tych z ukończonymi studiami prawniczymi jak i tych ze studiami ukierunkowanymi. Tylko nie mam pewności czy ta akcja coś pomoże. Bo po latach, gdy każdy pracujący indywidualnie był uważany za złodzieja i nieroba ewentualnie kapitalistę to nadal trwa taki ogląd sytuacji. Tyle tylko, że nie obrzuca się takimi epitetami człowieka publicznie, ale po cichu, za plecami. Będąc na kursie jakoś przeoczyłam kwestię wieku kursantów. Mąż mi na to zwrócił uwagę - osób w moim wieku było zaledwie kilka, tych po ukończonym prawie to były 3 osoby, razem ze mną, reszta z tytułem magistra inżyniera i w wieku 40+. Jedno jest pewne-od przyszłego roku aplikacja na rzecznika patentowego będzie trwała trzy lata a na dodatek płatna z kieszeni aplikanta, więc zdążyłam rzutem na taśmę. I myślę, że ten pomysł na pewno nie spowoduje, że stan liczbowy rzeczników patentowych wzrośnie. Ludzie zbyt wiele lat byli przyzwyczajeni do "darmochy". No to ja wracam do swojej podopiecznej, muszę sprawdzić czy czegoś nie pokręciła. No tak, roześmiał się naczelny - pańskie oko konia tuczy. Bardzo mi pani pomogła w tej sprawie. I dobrze, że dziewczyna się zgodziła. A wie pan dlaczego się zgodziła? bo nie musi 8 na 8 godzin przebywać w stajni ogierów. Tam jest zgraja niewyżytych młodzieńców i rozumiem ją w pełni - przebywanie z nimi cały dzień nie jest wcale a wcale miłe. Ja po jednej godzinie mam dość. Po prostu chłopcy zapominają, że to miejsce pracy a nie kawiarnia.
Gdy Adela wróciła do swego pokoju Emil bardzo się ucieszył mówiąc - czekałem na ciebie z kawą, trzeba zjeść drugie śniadanie, zaraz włączę ekspres. No i jak ci idzie uczenie tej młodej? Bardzo dobrze, chętna i pojętna, wymyśliłyśmy, żeby zamiast archiwizować kalki to archiwizować kserokopie. Omówiłam już to z naczelnym.
Twój nowy przyjaciel wjechał mi po imieniu, oczywiście zaraz przepraszając. Przy okazji wyjaśniłam, czemu odchodzimy już teraz, nie czekając na chwilę gdy wszyscy rzecznicy w tym mieście zaczną szukać dla siebie dogodnego miejsca. Rzuciłam okiem na jego telefony- już ma nowy aparat. Przy okazji "oplułam" nieco pokój ogierów, mówiąc mu, że nie dziwię się młodej, że tak chętnie zajmie się półetatem w archiwum.
Ten pokój dla tych młodziaków to był pomysł Kamila- powiedział Emil. Chciał by się tu poczuli swojsko. Tylko nie wiem po jaką nagłą śmierć wcisnął tam kulman z tą dziewczyną. Ona przedtem urzędowała w zakładzie doświadczalnym. Tak? zdziwiła się Adela. No to pewnie mu wpadła w oko, zawsze miał ciągoty do blondynek.
To ty Maleństwo byłaś kiedyś blondynką? Tak, w zamierzchłej przeszłości. Przeszłam już wszystkie możliwe kolory i odcienie włosów, nie miałam jeszcze tylko różowych, fioletowych i zielonych. Kolor włosów u kobiet to rzecz nabyta. Średnio przeciętnie można mieć na głowie w jednym czasie dwa kolory a często i trzy. Kiedyś po bardzo nieudanej dekoloryzacji przez miesiąc miałam włosy w kolorze jajecznicy. I nie było to ładne ani zabawne, bo musiałam to nieudane dzieło schować pod peruką, żeby w pracy dyrektor nie dostał zawału, że mu z dnia na dzień ktoś sekretarkę podmienił. Dobrze, że miałam w domu perukę.
Następnego dnia po pracy pognałam do fryzjerki, która mnie tak urządziła i kazałam jej by mi na króciutko obcięła włosy, żeby mi czasem spod peruki nie wyszły. I musiała obciąć mnie za darmo, bo jako fryzjerka nie powinna była mi włosów dekoloryzować jednoetapowo. Helena gdy mnie zobaczyła z tą "jajecznicą" na głowie omal nie padła ze śmiechu, ale nic nie mówiła. Dobrze wiedziała co czuję.
To jaki ty masz swój naturalny kolor? Jakiś odcień brązu sądząc po intymnej czuprynce?- dociekał Emil. Tak jakby, chyba trochę jaśniejsze. Po prostu był to dość niezdecydowany kolor, więc go trochę podrasowałam, żeby był ciemny brąz. No to kiedy byłaś blondynką? Nie za kadencji Kamila. Ale wiem, że bardzo chciał bym była blondynką. Gdy byłam tą blondynką to tylko raz mnie widział i to w kręgu wielu osób, poza wymianą "cześć, serwus" nie miał okazji zamienić ze mną ani jednego zdania. A potem rzekomo wyjechał. Ale widział mnie w tym kolorze który mam - nie podobał mu się, co jak się domyślasz, wcale mnie nie dotknęło. Grunt, że tobie się ten kolor podoba. Owszem , podoba mi się i to bardzo, chociaż wiem, że to na pewno nie jest twój prawdziwy kolor. Raczej nikt nie siwieje przed trzydziestką.
Zdarza się, chociaż rzadko. Brat mojej szkolnej koleżanki osiwiał gdy wrócił do domu i tam znalazł martwą ich mamę. Miał wtedy 27 lat. Miała zator mózgu i to taki ciężki. Gdyby był ktoś w domu to może by ją odratowano, ale pomyślałam, że gdyby tylko ją odratowano ale nie wyleczono całkowicie to chyba dla wszystkich było lepiej, że tak się stało. Bo po takim ciężkim zatorze żyje wiele "ludzkich roślinek." Takich zawieszonych pomiędzy życiem a śmiercią, najczęściej nie rokujących powrotu do zdrowia. A miejsc w hospicjach brak. I brak jest specjalistycznych domów opieki dla tych po zatorach, wylewach, z chorobą Alzheimera czy też inną, uniemożliwiającą człowiekowi samodzielne funkcjonowanie. A wszystko dlatego, że opieka taka strasznie dużo kosztuje. I nie ma zbyt wielu chętnych do pracy w takich miejscach.
Wiesz Maleństwo, myślę, że dla mojej mamy stało się lepiej, że umarła nagle, bez chorowania i zbytnich cierpień. Ojciec też tak uważa. Czy wiesz, że ojciec mnie zawiadomił o śmierci mamy gdy już było po pogrzebie? Gdy miałem pretensje że mnie o tym nie poinformował to mi napisał : "przecież zamówić trumnę i pogrzeb sam umiem, a twoja obecność i tak nie ugasi mojego bólu, bo największy ból i tak każdy przeżywa sam, nawet gdy jest otoczony innymi osobami które kocha i które jego kochają. Gdy skończysz kontrakt to po prostu wtedy pójdziemy razem na cmentarz." No więc dotrwałem tam do końca kontraktu i wróciłem. Nie przedłużałem go, choć miałem taką propozycję. Tata chodzi na grób mamy raz w roku, tydzień przed 1 listopada, opłaca następny rok pielęgnacji grobu i tyle. Powiedział, że dla niego mamy tam nie ma- ona nadal jest w jego sercu i myślach i to jest 100 razy ważniejsze niż przychodzenie na cmentarz i podlewanie kwiatków. Gdy uświadomił sobie, że kocha Helenę to całą noc spędził, jak powiedział, "na rozmowach z mamą" i......mama mu przytaknęła. Teraz jest z Heleną i wciąż w niej odnajduje jakieś cechy mamy. I teraz ma jeszcze do kochania "córeczkę". Zawsze mu się marzyła jeszcze córka oprócz mnie, więc ma ciebie. Już kilka razy nadał mi tekst w rodzaju "mama byłaby zadowolona z takiej córeczki". Uwiodłaś ojca tym sadem i tym, że się nim zainteresowałaś. Adela uśmiechnęła się - a ciebie czym uwiodłam? Wszystkim- po prostu wszystkim. Emanowałaś dobrocią- to było coś czego mi tam i tu szalenie brakowało, a poza tym podobałaś mi się i nadal mi się podobasz, nawet gdy się złościsz, okazałaś się bardzo inteligentną kobietą a ten nasz pierwszy raz był dla mnie jak trzęsienie ziemi i wtedy pomyślałem, że zrobię wszystko by być z tobą na zawsze. I naprawdę to ty mi się śniłaś, nie ktoś inny. I bardzo, bardzo często tak właśnie leżysz jak ta ze snu. I masz tę blizenkę malutką. Czasem myślę, że to nasze spotkanie to mamy dzieło. Bo wiem, że mama bardzo mnie kochała i zawsze spełniała moje marzenia.
Często mnie podglądasz gdy śpię? Prawie każdej nocy, bo na ogół budzę się gdy zmieniasz pozycję. Czasem to mi się chce śmiać bo to fajnie się odbywa - zdejmujesz nogę ze mnie, czasem razem z kołdrą lub kocem i wtedy się budzę, bo znika ciepło od twego ciałka. Odwracasz się na drugi bok i zaczynasz mnie szukać tam, gdzie mnie nie ma, a gdy mnie nie znajdujesz, no bo leżę za twoimi plecami, to szybko wracasz do poprzedniej pozycji, wpierw się przytulasz i obejmujesz rękę a potem kładziesz swoją nogę na dolnej części mego brzucha i już tak śpisz do rana. Gdybym się nie bał, że cię obudzę to przelazłbym na twoją drugą stronę byś mnie tam odnalazła.
Mileczku, naprawdę tak jest? Emil pokiwał głową - no jest, ale to jest kochane. No wiesz, nie miałam pojęcia, że tak w nocy rozrabiam, powinieneś mnie w nocy opieprzyć równo że się wiercę. Albo po prostu przytulić mnie do siebie leżącą do ciebie plecami. Ale może ci być ciężko spać z moją ręką, ja mam ciężką rękę gdy zasnę. Milek, po prostu musimy wypróbować kilka figur do spania. Bo dopóki nie spałam z tobą to nie miałam zwyczaju spać przytulona do kogoś. Zawsze spałam zwinięta w kłębek albo na brzuchu. Najczęściej to spałam leżąc na brzuchu i obejmując jasiek.
No to może będziesz spała na brzuchu leżąc na mnie? Tylko nie wiem czy nie będzie ci zbyt twardo. Masz rację, Maleństwo, musimy opracować jakieś nowe pozycje spania. Rzecz w tym, że ja już nie umiem zasnąć jeśli nie czuję cię tak bliziutko, bliziutko przy sobie. Jak dobrze, że nie muszę nigdzie wyjeżdżać. Pewnie całą noc bym czytał albo spacerował po pokoju.
c.d.n.