piątek, 30 grudnia 2022

Lek na wszystko?- 33

 Ale na dole nikt nie  czuł się urażony faktem, że Teresa tak  długo plotkowała z Frankiem. Ojciec  Franka opowiadał z humorem jakim  to był złym mężem, bo nie chciał się przenieść do miasta i zmienić się z agronoma w jakiegoś innego specjalistę. Krystian starał  się wytłumaczyć starszemu panu, by ten  jednak ujął istniejącą  sytuację w ramy prawne i przeprowadził rozwód. Bo w życiu tak jakoś  bywa, że takie "poplątane" sytuacje w pewnym  momencie  bardzo utrudniają i komplikują życie. No ale ja przecież nie mam najmniejszego zamiaru żenić się, więc ten  rozwód mi nie będzie potrzebny- zapewniał Krystiana starszy pan. Na samą  myśl, że miałbym się z nią spotkać w sądzie robi mi się niedobrze - stwierdził. 

Ale wcale nie musi  pan  się z nią spotykać w sądzie-zamiast pana spotka się w sądzie  z tą panią pański adwokat. Moja bratowa w ten sposób się rozwiodła ze swoim mężem. Zamiast niej ja stawałem w sądzie. I co?-zainteresował się starszy pan. Ach, to była tak ewidentna sytuacja, tak niepodważalne dowody, że wystarczyła jedna rozprawa. Myślę, że w pana przypadku, gdy jest tak wieloletni rozpad  związku to też będzie  sprawa krótka, nawet jeśli macie państwo jakiś wspólny majątek. 

Majątek  wspólny był kiedyś, ale został już dawno sprzedany, a pieniądze rozdzielone. Ja za swoją część kupiłem kawałek ziemi i jest zapis testamentowy na syna. Jeść ta ziemia nie woła, mam dzierżawcę. Zaciekawił mnie pan, muszę to jeszcze przemyśleć. No i nie wiem co o tym myśli Franek. 

Franek tylko uśmiechnął się - posłuchaj  się tata pana prawnika - ja też uważam, że to śmieszne być w takim związku. Ani mama się tobą nie interesuje ani ty mamą. Na co ci fikcyjne małżeństwo? Każde z was ma własną emeryturę, jesteście w dwóch różnych miejscach  zameldowani. Macie zupełnie różne upodobania, ty lubisz wieś, a ona tylko miasto. I wiesz - mama nie wie, że mieszkam pod Warszawą a nie w Warszawie. Nie informowałem jej jeszcze o tym, bo ta wiadomość nie jest na pewno jej do szczęścia potrzebna, a mnie się nie chce wysłuchiwać po raz setny do czego prowadzi mieszkanie  na wsi.  No ale ty synu wcale  nie mieszkasz na  wsi - to jest zwykła, nieco bardziej oddalona od  centrum podmiejska osada. Przyjemnie  się  tu mieszka, znacznie  lepsze powietrze  niż w Warszawie. No i mogę sobie trochę podłubać w ziemi. Ale już są plany większego "ucywilizowania" . I lokalizacja tej parceli jest na tyle  dobra, że z latami będzie  rosła jej cena. A poza tym zupełnie nie wiem czemu tyś się do tej  pory nie ożenił. To że twojej mamie i mnie  nie ułożyło się  życie to nie powód byś ty miał żyć w kawalerskim stanie. Franek zjeżył się nieco - po co się miałem żenić, jak więcej mnie w Polsce nie ma niż jestem. Jak zmienię pracę to może wtedy pomyślę o ożenku. No to zmień pracę, w czym problem? 

W niczym nie ma problemu- niedługo czy chcę, czy  nie to zmienię pracę- likwidują nasze biuro. I, jak na razie, to przejdę do pracy, w której już nie będę ciągle służbowo podróżować. Co ty powiesz? A dlaczego zamykają waszą firmę? Tatku - czy ty wcale nie słuchasz radia, nie  czytasz gazet? Nie widzisz, że się wszystko w Polsce zmienia? Skończył się socjalizm, zaczął się kapitalizm. Paszport będzie mógł sobie  wyrobić każdy i jechać dokąd chce - byle miał pieniądze. Tyle teoria, a jak będzie naprawdę?- pożyjemy to zobaczymy. A nie ożeniłem się dotąd, bo chciałem się przeprowadzić do Maroka. No i co? - już nie  chcesz? - dopytywał się ojciec. Tato - na razie  musi mi się  coś wyklarować  z pracą. Wkrótce nie będzie  wcale wesoło na rynku pracy- raczej ponuro.

Alina, która dotąd milczała powiedziała - a ja mieszkałam pod Warszawą niemal od chwili urodzenia  się. I ten dom to jest kolejny, trzeci a może i  czwarty, w którym mieszkałam, bo rodzice zawsze tylko wynajmowali - nie chcieli mieszkać na stałe pod Warszawą - to byli warszawiacy z dziada-pradziada. Ale wyjechali pod  Warszawę gdy zbombardowano kamienicę, w której mieszkali i  zbyt późno po wojnie wrócili do Warszawy-wtedy Warszawa była  już miastem zamkniętym, a tata miał wolny  zawód, który mógł wykonywać tam, gdzie mieszkał. I automatycznie stracił warszawski meldunek. Prywatnej inicjatywy nikt w Warszawie nie potrzebował.  Jego siostra twierdziła, że nas u siebie zamelduje, ale, jak to w przysłowiu - obiecanki, cacanki i nigdy tego nie  zrobiła. Co nie przeszkodziło jej wyciągnąć od mego ojca pieniądze na "łapówki", żeby mogła nas zameldować. Dopóki chodziłam do podstawówki to dla mnie mieszkanie pod Warszawą nie było problemem, ale dojazdy do Warszawy do szkoły i do pracy dały mi  się we znaki. I nikt się mnie nie pytał czy mi się tu dobrze  mieszka, kupili ten dom. Osobiście mam dość mieszkania pod  Warszawą i wolę oddychać tym warszawskim smogiem i mieć bliżej  do pracy i do przyjaciół. Ale cieszę  się, że panom się tu dobrze mieszka i jesteście obaj zadowoleni.

A co do pana ewentualnego ożenku - zwróciła się do ojca Franka - znam pana po siedemdziesiątce, który niedawno ożenił się z panią kilkanaście lat młodszą od  siebie. Też się zarzekał, że jedno małżeństwo to mu wystarczy do końca  życia, ale gdy ta pani pojechała do sanatorium, a on został w Warszawie całkiem  sam, bo córka z mężem przeprowadziła  się do Krakowa, stwierdził, że jednak smutno samemu i dość szybko oświadczył się pani, z którą dotąd miał tylko przyjacielskie układy. I świetnie to na niego wpłynęło, wręcz odmłodniał i zaczął o siebie  dbać,  a  zakochany jest w swej  żonie po uszy - ciągle żałuje, że "tyle lat zmarnował bez niej." Widać  z tego, że na miłość i małżeństwo nigdy, dopóki  się żyje, nie jest za późno. 

Teresa i Kazik zdecydowali, że oni to już się pożegnają, ojciec Teresy jeszcze  został i miał wracać razem z Krystianem i Aliną. Tata, tylko nie pomyl się i nie pojedź do swojego mieszkania, zima jeszcze trwa- przypomniała mu Teresa. Niemal w ostatniej  chwili tata zdecydował  się, że jednak wróci do Warszawy razem z Kazikiem i Teresą. Nie chcę stracić kąpiółki Alka - dziś jest dzień jego kąpieli- a maluszek w kąpieli to cały poemat.

W drodze powrotnej Teresa opowiedziała mężowi o  czym tak długo rozprawiała z Frankiem na górze- no cóż- stwierdził Kazik. Zaczyna być ciekawie i nieciekawie jednocześnie. Krystian ze  swoim zawodem nie jest  zagrożony utratą pracy - jakoś tak  się dzieje, że w każdym systemie politycznym prawnicy mają pracę. Ja mam propozycję przystąpienia do spółki lub ewentualnie tylko do pracy u kolegi- tego co ma porządny,  z prawdziwego zdarzenia warsztat samochodowy. Poza tym Kurt przyjedzie niedługo do Polski,  zaproponowałem  mu zamieszkanie w tym czasie w mieszkaniu taty i nawet przytomnie się tatę zapytałem  czy mogę się porządzić jego mieszkaniem. Jak się tu zrobi zupełna "kaszana" to będziemy się pewnie przenosić do Niemiec - oczywiście razem z tatą.  Oczywiście powiedziałem Kurtowi, że to jest mieszkanie taty, bo tata teraz aktualnie mieszka u nas.  Tak naprawdę to wolałbym zostać w Polsce, ale zupełnie  nie wiadomo co będzie  dalej. To jest ta mniej  ciekawa strona transformacji.Cała rzecz  w tym, że przez te lata radosnego socjalizmu ludzie zupełnie są zdeprawowani. Wszystkim  się wydaje, że państwo to ma jakieś  swoje pieniądze, które powinny być ludziom rozdawane, za sam fakt, że  się na tym świecie urodzili. Nie wiem dlaczego w programie szkół nie ma jakiejś propedeutyki ekonomii. Co mi z tego, że uczą dzieci o roślinach nago- i okryto nasiennych, a dzieciak kończy podstawówkę i liceum i nie ma bladego pojęcia o tym skąd się biorą w państwie pieniądze. No przecież są licea ekonomiczne- zauważyła Teresa. Ale faktycznie - ich program nie jest zbyt rozwijający i nie wychowują biznesmenów, raczej księgowych.

Wiesz Zik, mnie to wszystko jedno gdzie będziemy mieszkać - ja tylko nie chcę byśmy się musieli na jakiś czas rozdzielić. Na pewno było wszystko łatwiejsze gdy byłeś sam - nie uczyłam  się nigdy niemieckiego, znam angielski ale nie  mogę powiedzieć, że perfekt. No i mamy dziecko, nie jesteśmy już sami. Myślę, że dopóki się da to będziemy tutaj. Dopóki ci płacą to tam pracuj. Dopóki karmię małego to nie pójdę do pracy. W planie mam rok karmienia. Gdy go odstawię to będę mogła rozejrzeć się za jakąś pracą na pół etatu. Cztery godziny dziennie, czyli w praktyce 5-6 godzin to mały może być z tatą. 

Nie, nie pójdziesz na jakiś półetat - zapominasz, że mamy na okres twojego bezpłatnego macierzyńskiego zabezpieczenie finansowe. Ja tam naprawdę zarabiałem prawdziwe i dobre pieniądze - byłem legalnie zatrudniony, zarabiałem tyle samo co niemieccy inżynierowie. Na razie wszystko będzie tak jak jest - zobaczymy co powie Kurt. Masz przecież upoważnienie do mego konta dewizowego. Na pewno nie zostawię cię w Polsce na dłużej niż trzy lub góra cztery dni. Tyle  wystarcza na rozmowy o pracy. Zresztą gdy poznasz Kurta to na pewno go polubisz i on ciebie  też. Niemcy są bardzo rodzinni. I on doskonale wie, że ja  sam bez ciebie, dziecka i taty na pewno nie będę tam przebywał. Z nim to sobie porozmawiasz po angielsku. Gdy byłaś w ciąży to proponował byśmy przyjechali do niego tak ze dwa tygodnie przed terminem i żebyś rodziła w tamtejszym szpitalu. Ale zapewniłem go, że będziesz  rodzić w prywatnej, dobrej klinice. On ma trzech chłopaków- najmłodszy to ma dwa lata. Strasznie chcieli wyprodukować dziewczynkę i już przystopowali. Oni też znają to powiedzenie "do trzech  razy sztuka"- widać nie jest im pisana dziewczynka. 

Tata pilnie słuchał całej rozmowy i powiedział - mną się kochani nie przejmujcie - mnie zależy na tym, żebyście sobie  dobrze ułożyli życie. Tato - zaoponował Kazik - ale ja sobie już nie wyobrażam, żebyśmy byli gdzieś  daleko od  ciebie. Kocham cię nie mniej niż kochałem swego ojca. Opcja, że ty zostaniesz tu, a my gdzie indziej - zupełnie  nie wchodzi  w grę. Ja nawet optuję za tym, żebyś przeniósł się do nas na stałe. Tamto mieszkanie będzie po prostu zapasowe. Jakby nie było to jest tu pięć pokoi. Jakoś czuję się spokojniejszy gdy mnie  nie ma  w domu a wiem, że ty jesteś razem z Tesią i dzieckiem.

Ale ja jej w niczym nie pomagam, nie ma takiej potrzeby. Tata, przecież tu nie idzie o pomoc. Chociaż nie da się ukryć, że liczy się nawet i to, że poturlasz  wózek po tej loggii i ona nie musi się taszczyć z wózkiem i dzieckiem zimą po tych osiedlowych uliczkach. Jak już będzie ciepło to będziecie samochodem jeździć razem do parku. Zawsze milej jej będzie z tobą niż samej. 

Tato, ja też jestem za tym, żebyś mieszkał z nami, zresztą pamiętasz- tak od  samego początku planowaliśmy, to ty wybrałeś jednak oddzielne mieszkanie. Przecież chyba widzisz sam, że ty nas w niczym nie krępujesz, a Aleks nie jest wrzaskulcem.  Cieszę się, że Zik to wszystko sam ci wyłożył - jak widzisz to jesteś kochany przez nas oboje i to małe też  cię aprobuje w pełni. A małe  dziecko to taki stworek, który czuje się pewniej im rodzina obfitsza - oczywiście tylko wtedy, gdy go rodzina akceptuje. On tak  samo dobrze  zasypia przytulony do ciebie jak i wtedy gdy go przytulam ja lub Zik. To naprawdę  świadczy o tym, że Aleks cię kocha tak samo jak nas. Alina też sobie ciebie na ojca upatrzyła, wychodzi wciąż z tobą wieczorem na spacer. Kiedyś miałeś tylko jedno dziecko, teraz masz aż pięcioro. Pięcioro?- zdziwił się ojciec. Jakim cudem? No policz tatusiu - nas troje oraz Alina i Krystian. I każde z nas uważa cię za swego tatę. Aleks jeszcze pewnie nie odróżnia- on na  razie tylko wie, że są "swoi" i jacyś inni. Do swoich to się przytula - innym się uważnie przygląda. Na szczęście na widok obcych nie  ryczy.  No a gdy Krystian z Aliną zmajstrują jakieś dziecko to będziesz miał nas sześcioro do kochania. Faktycznie- zgodził się tata.

                                                                c.d.n.


środa, 28 grudnia 2022

Lek na wszystko?- 32

 Gdy tydzień później Teresa wraz z "przyległościami" przyjechała do "posiadłości" Franka rzuciła  się w jej oczy nowość - na podwórku była utworzona Kuchnia Letnia. Kuchnia Letnia  a dookoła jeszcze  zima. Głównym jej elementem był stary piec kuchenny, w którym aktualnie palił  się ogień, a na jednym z dwóch palenisk stał oryginalny gliniany garnek tadżine, w którym już od  samego rana, na małym ogniu piekły się części kurczaka z dużą ilością warzyw i , z uwagi na Teresę, łagodnych przypraw. Kuchnia była z trzech stron obudowana  cegłami, chroniącymi ją przed  wzrokiem sąsiadów  i miała żaluzjowy dach, teraz opuszczony. 

A skąd ty wytrzasnąłeś ten piec? - dziwiła  się Alina- nie miałam pojęcia, że jeszcze gdzieś można takie piece kupić. Naprawdę cię ten piec  dziwi? - przecież stał cały czas w jednym z tych pomieszczeń na parterze. Był tylko trochę zakurzony, ale poza tym "cały i zdrowy". Ja mu tylko nogi skróciłem i palę w nim tylko drewnem, nie węglem. Nawet kominiarze  nie  mieli do niego żadnych zastrzeżeń, bo jak widzisz, stoi na gresie. Ściany tej kuchni to cegła, żaluzja metalowa. Nic łatwopalnego tu nie ma. Drewno jest przechowywane na zewnątrz. 

Marokańskie danie wszystkim bardzo  smakowało - mięso było mięciutkie i aromatyczne, no ale nic dziwnego, dusiło  się na ogniu wiele godzin. Ponieważ jak na zwykłe dla małego dziecka warunki było  jednak sporo osób, Teresa stwierdziła, że będzie karmić dziecko w kuchni, a nie  w salonie, żeby nikogo nie krępować, ale Franek zaprotestował i powiedział, że przecież na górze  są jeszcze trzy pokoje, więc będzie na pewno Teresie wygodniej i  swobodniej posiedzieć z dzieckiem w jego gabinecie, bo tam jest wygodny fotel. W związku  z tym wózek wraz  z dzieckiem został wniesiony na piętro, Franek szybko przystosował swoje biurko na "przewijak", kładąc na nim grubo złożony miękki koc i frotowe prześcieradło.

Teresę i Kazika aż niemal przytkało z wrażenia i Teresa powiedziała - jesteś Franiu niesamowity- mogłam małego przewinąć w  wózku - aż mi głupio, że ci narobiłam kłopotu. Ależ to żaden kłopot, dla mnie frajda, bo ten mały  człowieczek jest prześliczny. To niesamowite, że kiedyś każdy z nas był takim maleństwem. A poza tym to jestem twoim dłużnikiem, ale opowiem ci gdy już mały zje. 

Stary, możesz mówić teraz- stwierdził Kazik - mówisz cicho, a to małemu w jedzeniu nie przeszkadza. A ja pójdę na dół, żeby zaraz komuś  się nie  zachciało przyjść na górę do nas.  Masz spokojnie pół godziny. Pogłaskał synka po główce, cmoknął w policzek Teresę i wyszedł. Fajnego masz męża- powiedział z uśmiechem  Franek. No fakt- stwierdziła Teresa. No to mów co się urodziło. 

Franek głębiej odetchnął i powiedział - po pierwsze, to zmieniam pracę. I to w bardzo dla mnie korzystny sposób - to będzie przeniesienie służbowe do ministerstwa. Dobrze jest mieć w kilku miejscach przyjaciół. Oczywiście nie do naszego przechodzę, bo naszego właściwie już nie ma. Masz dobrego informatora. Druga wiadomość - nie złapałem kontaktu  Ismeną. Zupełnie jakby mi  się tylko przyśniła. Owszem, jest lekarz o tym nazwisku, ale to facet. Nie ma jej w żadnych wykazach lekarzy. Masz dobrą sygnalizację świetlną w głowie. CHZety - część się sprywatyzuje, część będzie spółkami i wejdą na Giełdę Papierów Wartościowych. Ja za miesiąc przechodzę. Jak to miło, że nasza centrala mikroskopijna i bez pracy nie zostanie  nagle 1000 osób, tylko poniżej 200. Gdy skończy ci się urlop wychowawczy, a praca tam będzie miała jakiś sens - to ściągnę cię do pracy. Wiesz, ta transformacja to bardzo bolesna sprawa, ale to trochę jak w medycynie - pewnych chorób nie uleczysz bez interwencji chirurgicznej. Ciekawy jestem czy gdybym teraz pojechał służbowo do Maroka spotkałbym się z Ismeną- o ile naprawdę tak miała na imię. No ale jak na razie nigdzie nie jadę. Nawet nie masz pojęcia, jak to dobrze, że to czerwone światełko zapaliło się u ciebie i że mi to wszystko powiedziałaś. Nie wykluczam, że ten kontrahent i owa Ismena są z tej  samej parafii. Aż zazdroszczę twemu maleństwu - jeszcze sporo przed nim lat bez problemów. 

No właśnie - coś czuję, że spełni się ciche marzenie Kazika, by dziecko hodowało się w domu aż do chwili pójścia  do szkoły.  Bo nie wiadomo, czy po moim bezpłatnym wychowawczym znajdę jakąś sensowną pracę. Wiesz, Kazik jest w martwej ostatnio branży i kto wie czy nie będziemy w tych  nowych realiach zmuszeni emigrować.  Chyba powinnam się zacząć uczyć niemieckiego, bo nadal Kazik ma tam kontakty. Ale  sam na pewno tam nie pojedzie. Wtedy był po rozwodzie, chciał być jak najdalej od kraju. A teraz sam na pewno nie pojedzie - umarłby z tęsknoty za dzieckiem. Nie tylko za dzieckiem - dodał Franek - za tobą też. Jesteście ze sobą bardzo mocno związani.  Jak długo się znacie? 

Oj długo, długo, ale na początku każde z nas było z kim innym w  związku. Straciliśmy w sumie furę lat- dziesięć. Przyjaźniliśmy się, nie za bardzo sobie zdając sprawę z faktu, że to miłość. On to się dawno rozwiódł i wyjechał. Na szczęście dla mnie mój mąż mnie w spektakularny sposób zdradził, ktoś, kto go chciał "upupić" to wszystko udokumentował i przesłał do mnie. Kazik pomógł mi przez to wszystko przejść i dopiero wtedy do mnie dotarło, że kochałam go od  dawna. Wiesz, gdyby mnie zostawił to bym chyba umarła. Franek roześmiał się - on nie jest typem samobójcy- z tego co widzę to nie ma na to szans- ten facet umarłby bez ciebie. Ale moim  zdaniem to bardzo dobrze, że tak bardzo jesteście  ze sobą związani. Nie ukrywam - zazdroszczę wam tego, że się tak  dobraliście. Ja to jakoś nie mam szczęścia do kobiet. Jak na razie to same niewypały - nie wiem, może jestem zbyt stary i mocno niedzisiejszy? Bo lubię gdy kobieta jest kobietą a nie jakąś podróbą faceta. Jakoś nie mogę się zachwycić tym, że dźwigają ciężary, obtłukują sobie twarze na ringu. Taki widok napawa nie niesmakiem. I denerwuje  mnie, gdy mi kobieta  wyrywa z ręki młotek, bo ona przecież też potrafi wbić gwóźdź.

Teresa uśmiechnęła się - mnie to tylko nieco  dziwi i zastanawiam  się czasem czy one są w 100% kobietami, czy może jednak mają wrodzony nadmiar testosteronu. Wszak rządzą nami  hormony i  zaburzenia  w tej materii zawsze  były i na pewno będą. Z dotychczasowo męskich zajęć to nie da  się ukryć, że szalenie lubię jeździć samochodem, ale za nic w świecie nie kusi mnie branie udziału w jakichś wyścigach samochodowych. Lubię to "połykanie" kilometrów w trasie, daje mi to poczucie swobody, ale  nie mam nic przeciwko temu, żeby mnie ktoś woził - o ile nie jest gorszy w te klocki ode mnie. Bo nie  wszyscy faceci są dobrymi kierowcami. Nie jest to umiejętność związana z płcią - tylko głupi faceci tak uważają. A grzebanie w samochodowych bebechach to strasznie brudne zajęcie i choć umiem zmienić koło, to zawsze zostawiam to facetom, robiąc za słodką idiotkę. Umiem zmienić pasek klinowy, rozebrać i złożyć aparat zapłonowy, ale nie jest to moje ulubione zajęcie. A teraz, gdy komputery są w samochodzie to i faceci muszą jednak jechać do warsztatu. I wściekam  się gdy jadę do warsztatu, mówię co słyszę w trakcie jazdy a taki debil mi mówi, że powinnam sobie radio w samochodzie zainstalować, to nie będę słyszała "dziwnych dźwięków"- miałam wysypane łożysko, to taki bardzo charakterystyczny dźwięk. Nie lubię też sama myć na myjni - jeśli nie stać mnie na obsługę w myjni to znak że nie stać mnie na  samochód. 

Zobacz Franek - moje dziecko zaczyna łysieć - pierwsze włosiny mu się wycierają. Wszyscy patrząc się na niego zastanawiają się do kogo jest podobny, no to z reguły mówię, że nie do sąsiada, bo sąsiad jest blondynem. A drugi tekst - mówię, że jest podobny do siebie - trudno by w tym wieku dziecko było podobne do osoby dorosłej.

Przez waszego maluszka polubię niemowlaki - on jest bardzo grzecznym i spokojnym dzieckiem. Czy on umie płakać? - spytał Franek. Teresa uśmiechnęła  się - umie, umie,  ale jest zdrowy, na czas zawsze nakarmiony i sucho ma w pieluchach, więc nie płacze. Czasem za to się śmieje przez  sen i Krystian się wciąż zastanawia co się takiemu maleństwu śni, że się uśmiecha. Ale my się zawsze staramy uśmiechać gdy przy nim jesteśmy, więc nic  dziwnego w tym nie ma, bo dzieci uczą się wszystkiego przez naśladownictwo. O czym chyba większość rodziców nie wie - dziecko, jego zachowanie to kalka tego jak jest w domu. 

Franek - nie mów, że jesteś stary- jesteś raptem dwa lata starszy od Kazika. Mężczyźni dopiero po czterdziestce zaczynają  mieć ochotę na ojcostwo. I większość z nich przestaje wreszcie  mieć pstro w głowie. I tych, którzy w tym wieku zostają ojcami ponoć omija kryzys wieku średniego- wpierw robią  dziecko, a potem się wykazują jako dobrzy ojcowie. A ty nie wyglądasz na 42-latka. I mógłbyś ciut przytyć, straszna chudzina  z ciebie. 

Latem gram w tenisa, zimą w squasha, nie idzie utyć przy  tych grach - stwierdził Franek. Nie masz jakiejś przyjaciółki lub kuzynki, która  by chciała zmienić swój stan cywilny i chciała takiego chudego?  Teresa  roześmiała  się - przyjaciółkę mam - siedzi na dole i jest żoną mego szwagra. Ja to taka detalistka jestem - jeden mąż, jedna przyjaciółka. A przyjaźnimy się z Alinką od czasów licealnych. Ona też taka  zakochana w swoim jak ja. Jej "niedoszły" leciał na ten dom i ogród i gdy ojciec Aliny powiedział, że chcą sprzedać to  wszystko to  absztyfikant zniknął - nie był wcale zainteresowany  Aliną a tylko tym domem z ogrodem. A ile  się potem natłumaczyłam Alinie, że tak naprawdę to miała  szczęście, że facet zniknął z jej życia. Gorzej gdyby został i potem zatruł jej życie skoro tak naprawdę jej nie kochał. Kto wie jakby się takie małżeństwo skończyło. A tak to ma teraz bardzo porządnego faceta.  No właśnie - obie macie szczęście, bo oni obaj to porządni i mądrzy faceci- podsumował Franek.

Franek wpatrywał się w dziecko i w końcu powiedział - a będzie miał Aleks rodzeństwo? No nie wiem, to problematyczne. On urodzony cesarskim cięciem i tak na 80% drugie też ma taką szansę. A choć to poszło wszystko dobrze, to nie bardzo wiadomo jak może być z drugim porodem. My z Aliną jesteśmy jedynaczki i jakoś to całkiem lekko przeżyłyśmy. Za to zawsze miałyśmy sporo różnych ludzi obok siebie- pewnie właśnie dlatego, że byłyśmy same. Między Kazikiem a Krystianem jest pięć lat różnicy, ale jego mama była młodsza gdy rodziła Kazika - była po dwudziestce a nie po trzydziestce jak ja. Tak naprawdę to musiałabym urodzić drugie gdy Aleks będzie miał dwa lata. Nie bardzo to widzę,  Kazik też nie. Na szczęście to syn, więc jest "przedłużenie rodu"- jakby się kto pytał. Poza tym - trzeba wziąć pod uwagę fakt, że idą nieco trudniejsze czasy, może trzeba będzie się gdzieś przenieść to z jednym dzieckiem zawsze łatwiej.

No nie da się ukryć, że zasłona dymna w hasłach"wreszcie  koniec  z komuną", "wreszcie jesteśmy wolni" przysłania nagą  rzeczywistość - minione lata wiele pojęć przeinaczyły spychając ich prawdziwe znaczenie niemal  w niebyt lub zapomnienie. I teraz mało kto rozumie, że wolność oznacza również i samodzielność w dbałości o siebie, że skończyły się nieomal z dnia na dzień różne darmochy i opiekuńcza rola państwa - zobaczysz i usłyszysz dość prędko narzekania, że nie ma wczasów pracowniczych za grosze, że "prywaciarz"obrabowuje ludzi z pieniędzy. Teraz my, jako pośrednik między kontrahentem a specjalistą chętnym do podjęcia pracy odpadamy- teraz każdy może sam się "wyeksportować" i sam sobie negocjować warunki. Pokończą  się te nasze kontrakty i nowych już nie będziemy negocjować. Gdy my działaliśmy każdy narzekał, że musi płacić państwu 20% od swoich zarobków, ale pomimo tego haraczu wciąż nie brakowało chętnych do wyjazdu, bo jednak był to niezły zarobek. Już się kurs walutowy zmienił i za 100 dolarów nie przeżyjesz tutaj nawet bardzo skromnie całego miesiąca. A jednak tak było i to całkiem niedawno. Nie chcę być złym prorokiem, ale ci sami co dziś tak się zachwycają wolnością szybko zmienią front i suchej nitki nie zostawią na Wałęsie, Solidarności i dzisiejszych politykach. Bo z jednej strony to fajnie móc się swobodnie poruszać po świecie, ale  z drugiej strony to trzeba mieć za co się po nim poruszać. I sporo naszych rodaków wyjedzie z kraju. I zapewne będą to dobrzy specjaliści, znający języki inne niż rosyjski. Mam wrażenie, że to nie będzie sytuacja przejściowa, to na pewno długotrwały proces nas  czeka.

Wiesz co Franuś - najgorsze w tym wszystkim, że masz rację. Nie da się prześlizgnąć bezboleśnie z czasów pańszczyzny w kapitalizm i to w jego taką ostrą, wczesną formę- stwierdziła Teresa. To będzie trwało latami zapewne. I zapewne Aleks pozostanie  jedynakiem. Ja go teraz przewinę, bo się raczył obudzić, a ty bądź tak miły idź po Kazika. Wrócimy do pozostałych, bo  się poczują  dotknięci naszą "izolacją".

                                                           c.d.n.


 

piątek, 23 grudnia 2022

Lek na wszystko? - 31

Teresa zaprosiła  Franka na sobotnie  wczesne popołudnie. Wyglądał nieco  dziwnie, ale, jak stwierdziła - interesująco. Przyglądała  mu się  chwilę  i powiedziała- wyglądasz niczym Indianin, który rozjaśnił sobie  włosy na  blond.  

Franek  zaśmiał  się - a ja  myślałem, że jak Arab, który założył blond perukę. Spędzałem sporo czasu  na słońcu i się po prostu opaliłem. Cały jestem nieźle opalony. Po prostu tym razem byłem tam na urlopie, nie  tylko w pracy. I kto wie, czy aby nie przeprowadzę się na jakiś czas do Maroka. Dostałem nawet  dość  ciekawą propozycję pracy  od jednego  z kontrahentów. I poznałem ciekawą i według mnie piękną kobietę. 

Jej babcia była z rodu Berberów, którzy  są uważani za rdzenną ludność Afryki północnej. Berberowie bardzo szanują kobiety, które mają pełnię praw. Nie są podporządkowane mężom. Część Berberów wyznaje islam, część katolicyzm. Babcia mojej Ismeny była żoną Francuza i przez jakiś czas mieszkała z mężem w Algierii, a potem na południu Francji. Moja przyszła teściowa też się wydała  za Francuza i tej  berberyjskiej krwi to już niewiele płynie w  żyłach Ismeny. Ismena ma czarne, proste  jak druty włosy i niebieskie  oczy, jak większość  Berberów. Skończyła  studia medyczne  we Francji, ale chce pozostać w Maroku. I zakochałem  się. I chcę byśmy się pobrali. Mieszkalibyśmy w Casablance, nad Atlantykiem. Tam się nawet różni klimatycznie zima od  lata. 

Podobało by ci się w Casablance - są tam zabytkowe domy w stylu Art Deco. A gdy junior nieco podrośnie  moglibyście do mnie z nim przyjeżdżać. Jeżeli wszystkie moje plany wypalą, to ściągnę do Maroka  ojca. Casablanca ma łagodny klimat. I do stolicy Maroka, Rabatu, jest raptem 85 kilometrów. Na razie  chodzę na pół ogłupiały od kotłujących  się  w mojej głowie myśli, planów i tęsknoty za Ismeną. 

O mamuśku - jęknęła Teresa- jeszcze  cię takiego nie widziałam-  ciekawie się Franiu prezentujesz - czyżby ta pani miała  wszystkie te cechy, które cenisz u kobiet?  

No właśnie - będąc od  niej z dala zaczynam przegląd - zabawne,  ale z daleka łatwiej  się kobiecie dokładnie przyjrzeć niż wtedy gdy jest na  wyciągnięcie  ręki - stwierdził Franek. A masz jej jakieś zdjęcie?- spytał Kazik.  Mam i to w  stroju ludowym. Ale nie przy sobie, bo to duże zdjęcie. Gdy do mnie w niedzielę, za tydzień, wpadniecie z maluszkiem na tadżine to wtedy zobaczycie. I koniecznie  weźcie ze sobą tatę. Ja tak z wami gadam i gadam ale gdzie jest tata? 

W tej chwili u siebie - przegląda  zapewne rzeczy, które weźmie do nas. Bo z uwagi na  niemal wciąż śliskie ulice tata teraz  mieszka u nas - nie  chcemy by spacerował tymi śliskimi ulicami. Gdy już wybierze co mu potrzebne to Kazik po niego podjedzie  samochodem. Tata, odkąd wróciłam  ze szpitala mieszka u nas, gotuje obiadki i wyprowadza  juniora na loggię. Razem z Kazikiem doszli do  wniosku, że na 8 piętrze jest lepsze powietrze niż na dole, na osiedlowej ulicy.

A co u Krystiana i Aliny?  Jakoś - odpowiedziała  Teresa. Alina codziennie wieczorem chodzi z tatą na spacery. I ponoć przymierzają się z Krystianem do posiadania dziecka. Krystian zarobiony po czubki włosów, więc nie wiem czy ma głowę do robienia dziecka. On  z tych co i ja - jeśli coś się dzieje w pracy to się i w głowie dzieje i kotłuje całą dobę. Nie jeden raz budziłam się w nocy z przerażeniem, że jeszcze  czegoś nie  zrobiłam.

Ojej, ja też jakiś mało przytomny jestem. Moment - muszę na chwilę zjechać do samochodu- czegoś przecież zapomniałem- dobrze, że stoję pod samym waszym blokiem. Kazik wyszedł z nim z pokoju, wręczył mu klucz od bramy i narzucił mu na plecy kurtkę - tu jest prawdziwa zima, jesteś w Polsce, nie w Maroku- pouczył Franka. No tak, tak, dziękuję. W dziesięć minut później Franek już był z powrotem, dzierżąc w  ręce wypchaną sporą torbę. Na widok wypchanej torby  Teresa spytała - czy masz  zamiar dziś nocować u nas? Wystarczyłaby do tego piżama, zapasowa  pościel jest u nas w dostatecznej ilości.

Nie ma obawy, nie będę u was nocował. Prezenty wybierała Ismena, ja jak zwykle pamiętałem o daktylach na lotnisku w Rzymie. Tu są trzy kozie skórki-dywaniki pod łóżko, żeby nie stawać bosą  stopą wstając z łóżka - dwa dla was, jeden dla taty. Jest harrisa, żeby ryż nie był mdły, jest ostro-kwaśna i ta ilość to wam chyba na rok wystarczy. Dla Teresy przywiozłem berberyjski srebrny naszyjnik, taki ażurowy. Przywiozłem też miedzianą lampę - pewnie będzie fajnie przy  niej posiedzieć na loggii. Tam takie  lampy są w mieszkaniach. Na trzy domy są trzy kostki ambry, takie zapachowe, do szaf. Dla pań jest olejek arganowy, oryginalny. Dla Aliny i Krystiana jest miedziany imbryk i kolorowane małe szklanki do herbaty. Mnie to one przypominają  bańki stawiane na plecach.  A dla Aleksandra jest poduszeczka taka śmieszna, ale Ismena twierdzi, że bardzo zdrowa, anatomiczna. Podusia ma wgłębienie na główkę i podpórkę na karczek dziecka. Nigdy jeszcze  nie widziałem takich poduszeczek. I ma jedwabne, z prawdziwego jedwabiu poszeweczki. Na wszelki wypadek wszystkie białe. Bo jak twierdzi Ismena, biały to najzdrowszy kolor  dla dzieci. Bo nigdy nie  wiesz  jakimi  farbami producent potraktował materiał.

Zwariowałeś kompletnie - wydałeś furę  forsy na te prezenty- obrugała  go Teresa. Nie  furę - zaprzeczył Franek. No a poza  tym jesteście  dla mnie jak rodzina. Dla taty też trochę takich drobiazgów przywiozłem.  Miałem dziką ochotę kupić wam dywan marokański, ale potem sobie przypomniałem, że Tesa woli wykładzinę dywanową niż taki "wolno leżący" dywan. Nie kupowałem tego w sklepach z pamiątkami więc i ceny nie były z sufitu wzięte. Naszyjnik dla Teresy to prawie na pustyni kupiłem - dla nich taki zarobek to po prostu pomoc w przetrwaniu. Zawsze coś kupuję będąc  w trasie na jakimś zadupiu, nawet  gdy niczego z tego,  co sprzedają nie potrzebuję.  Te kozie  skóry też kupione bezpośrednio u wytwórcy. Mogą być albo dywanikiem około łóżkowym  albo jako wyłożenie fotela.W mieście  byłyby dużo droższe. A tak człowiek zarobił na  miejscu siedząc, nie musiał z nimi wędrować. Były też bardzo  zabawne klapki skórzane, ale nie  miałem nawet  bladego pojęcia jakie rozmiary  kupić , a zabawne  dlatego, że  mają czubki w szpic. Nie wiem jak oni wyprawiają te skóry, ale ich klapki są niesamowicie trwałe. Bardzo, ale to bardzo chciałbym byście zobaczyli choć kawałek Maroka.

Obawiam się, że nie prędko my będziemy mogli się do Maroka wybrać- na taką podróż to musi Alek mieć już kilka lat, na oko to zapewne z pięć- bo młodsze to i nas umęczy i siebie.

No a twoja wybranka nie chciałaby zamieszkać w Europie?  Twierdzi, że nie. Była już w kilku miastach Europy, ale woli Casablancę. Co prawda obiecała  mi, że wiosną przyleci ze mną do Warszawy i trochę ją po innych miastach przewiozę. Ale zupełnie  się nie zdziwiła, że mieszkam pod Warszawą.  Bardzo się zdziwiła, gdy jej powiedziałem, że jestem zwolennikiem trwałych, legalnych, zarejestrowanych związków. Bo większość jej kolegów po fachu nie pragnie tego rodzaju stabilizacji. Z reguły to kobiety nalegają na legalizację związku. Swojej ewentualnej teściowej nie poznałem, mieszka w Tunezji ze swoją dużo młodszą  siostrą, której mąż jest hotelarzem.

Franek, a ilu osobom już wyćwierkałeś, że jesteś na etacie zakochanego kundla? Franek popatrzył na Teresę nieco zdziwiony- nikomu, jesteś pierwszą osobą, której to powiedziałem. No to dobrze - bo jeśli ci na niej  zależy, to muszę być i ostatnią osobą, która o  tym wie. A ów kontrahent ? Wie coś o jej istnieniu i o tym, że masz zamiar przyjąć jego propozycję? Powiedziałem, że się nad tym zastanowię. Bo jestem ze swojej pracy  zadowolony. I nie sądzę by   mnie  z nią widział. A co ona o tobie  wie? Niewiele, poza tym, że mieszkam w Polsce i nie jestem i nie byłem żonaty. Nie mówiłem gdzie w Polsce pracuję. I wie, że jestem po handlu zagranicznym. Tesa- co jest  grane?  

Nie wiem co jest grane, ale wiesz, że z natury jestem tak naprawdę nieufna i z tego co wiem, to raczej kontrahent nie proponuje pracy komuś z centrali z którą jego firma współpracuje. I dlatego zapaliło mi się czerwone  światełko w głowie. Może za długo już pracowałam w tym dziale. Ale jakoś tak się składało, że nikt z branżystów nie miał dotąd takiej propozycji. A może ktoś miał, ale nie był tym zainteresowany. Bądź ostrożny-zarówno w kontaktach z tą kobietą jak i w kontaktach z kontrahentem. Lepiej byś nie był czyimś pionkiem w grze. Mogłabym się dowiedzieć, co jest grane, ale jeśli się zapytam teraz, gdy mnie nie ma  w biurze to niepotrzebnie zwrócę uwagę na twoją osobę. Przecież wiesz, że każdy jest po 1500 razy prześwietlany. Jestem dziwnie pewna, że gdybym teraz  wparowała na Koszykową to zaraz by mi złożono gratulacje z okazji urodzenia synka, chociaż nie dawałam ogłoszenia. Wiesz o tym, że ja musiałam w każdym paszporcie, nie  tylko specjalisty  ale i pracowników  centrali sprawdzać z jakich krajów są  w nim pieczątki i pytać po co  ten ktoś tam był, skoro ani podróż ani cel podróży nie  wymagał tam obecności tego człowieka? I do tego trzeba o to tak zapytać, by się delikwent nie poczuł urażony moją niezdrową ciekawością. Nie podejrzewałeś  chyba, że z każdym palantem rozmawiałam dla frajdy. I wiesz, że każdemu ze specjalistów przypominam, że każdy jego urlop poza Polską i krajem ,  w którym pracuje  musi być uzgodniony z centralą. I mówię to do znudzenia, każdemu, podobnie jak i o  tym, że zmiana trasy, jeśli musi być, to tylko taka, by się mieściła w milażu. To szybko do głów trafia, bo uprzedzam, że różnicę cen będzie każdy sam musiał pokryć z własnego konta  dolarowego.

Wiesz- jakoś nie wyobrażam sobie, że nie wrócisz po ustawowym macierzyńskim do firmy - stwierdził Franek. Nie wrócę, Franiu, nie oddam dziecka do żłobka. A gdybym oddała  do żłobka to cała moja pensja byłaby na opłatę prywatnego żłobka, bo państwowy mi nie przysługuje- za dużo razem zarabiamy.

No to się chłopie u ciebie  ciekawie zaczyna  robić - stwierdził Kazik. No tak jakby - pokiwał głową Franek. Teresa może mieć rację. Muszę sobie to wszystko w pamięci odtworzyć i nieco przy okazji oprzytomnieć. Kilka rzeczy możesz  sprawdzić nie ruszając się od  biurka - powiedziała Teresa. Mówiła ci gdzie  pracuje? Jeśli wymieniła jakieś  miejsce to można to sprawdzić w  sieci, oczywiście nie na naszych  stronach. Jeśli ma prywatną praktykę to też da się ją upolować, o ile podała  ci swoje prawdziwe dane personalne. 

Rozmowę przerwał telefon - to tata już chciał wracać i telefonował po Kazika. Kazik szybko się ubrał i w 20 minut później już był z tatą w domu. Przy tacie już nie będziemy tego omawiać- zarządziła Teresa. Tata się w tym wszystkim nie łapie. Krystiana i Aliny też w to nie będziemy włączać.  Gdy nie było Kazika Teresa powiedziała do Franka - rozejrzyj się za jakąś dobrą pracą, bo niedługo podobno CHZety stracą rację  bytu. I będzie naprawdę trudno o jakąś dobrą pracę - nie pytaj skąd to wiem- po prostu wiem, bo ktoś się niechcący wygadał. Więc czym prędzej rozejrzyj się za czymś, bo naprawdę kupa ludzi będzie  szukała  zatrudnienia. Nie przypadkowo wybrałam ten termin na urodzenie dziecka  i wzięcie bezpłatnego urlopu wychowawczego.  Jeśli masz kogoś w MSZ to może tam się przenieś nim to wszystko pęknie  z hałasem. I skorzystaj z tego, że wiesz o  tym ciut wcześniej niż inni. Tylko nie mów o tym nikomu. Po prostu zmień po cichu pracę. Jeśli masz kogoś znajomego w ambasadzie francuskiej to może tam się przenieś - znasz perfect francuski, w Polsce jest bardziej popularny angielski.  Jesteś jedynym moim kolegą, któremu o tym mówię- byłeś  zawsze  w stosunku do mnie korekt i doceniłam to. Kazikowi powiem, że cię uprzedziłam. Nie mów teraz nic, porozmawiamy o tym u ciebie na tym tadżinie, na który nas  zaprosiłeś. W żadnym wypadku przez telefon. Ten, kto się niechcący  wygadał już od roku siedzi w Niemczech i tam pracuje, jest tam z żoną i dziećmi. Pracował w innym  niż nasz CHZ.

                                                            c.d.n.

czwartek, 22 grudnia 2022

Lek na wszystko?- 30

 Czwartego dnia po zabiegu, trójka lekarzy zezwoliła Teresie i dziecku na opuszczenie szpitalnych progów. Dziecko nadal nie  miało noworodkowej  żółtaczki, więc raczej już mu  nie groziła ta  przypadłość. Poprzedniego dnia wieczorem  w holu szpitala pojawił się Krystian i bracia dość długo rozmawiali. Kazik dał bratu kluczyki od  swojego samochodu i Kazik miał jeszcze rano, po obchodzie lekarskim potwierdzić, że na pewno Teresa z Aleksandrem "Niewielkim", jak  się śmiał Krystian, będą wypisani. A ponieważ nic złego  się nie działo ani z dzieckiem ani z położnicą, Krystian przyjechał po nich o godzinie 11,00, tak by bez pośpiechu maluszek mógł zjeść w  samo południe. No bo przecież doba  była poszatkowana karmieniami. 

Krystian był zachwycony swoim bratankiem - według niego było to najpiękniejsze  niemowlę na  całej Ziemi! Panie pielęgniarki były  z kolei zachwycone śpiworkiem z kapturem i fotelikiem samochodowym, który spełniał również rolę nosidełka. Pan mecenas też się paniom podobał.  No tak- wiadomo- jak który przystojny to już żonaty - zauważyła ta, która  asystowała przy porodzie Alka. Teresa cicho do niej powiedziała - on dopiero co  się ożenił, długo był kawalerem.

W samochodzie Krystian poinformował oboje, że w domu czeka na nich tata, który gotuje aktualnie obiad. Alina wpadnie po pracy, tylko wpierw zmyje z siebie biurowy brud. Oprócz taty w domu czekał na Teresę kosz kwiatów i prezent w postaci modnego teraz złotego wisiorka. Na złotym łańcuszku były dwa płaskie kółka z imionami "napisanymi" ciemnoniebieską emalią - na jednym Aleksander, na drugim Kazimierz. A dla  Kazika był taki sam prezent, z imionami Teresa, Aleksander. To był  prezent od  Krystiana i Aliny. A od taty Teresa dostała specjalny fotel dla karmiących matek. Ten fotel był robiony prywatnie na zamówienie i dostosowany pod każdym względem do Teresy- na idealnej  wysokości siedziszcze i podłokietniki oraz idealnie dobrana głębokość fotela. Teresa była bardzo wzruszona obydwoma prezentami.  

Pięć minut po godzinie  dwunastej fotel miał chrzest bojowy - pierwsze karmienie Aleksandra  w domu. Wszyscy trzej mężczyźni wpatrywali  się bacznie jak mały ssie pokarm, potem czekali aż mu się po jedzeniu "odbije", zmianę pampersa przeprowadził Kazik, tłumacząc bratu i tacie jak trzeba dbać o higienę niemowlęcej pupy. Najbardziej intrygowało Krystiana jak maluch sika leżąc a nie stojąc. Koncertowo sika- zapewnił go brat, mnie już raz obsikał. Całkiem wysoko i daleko sika - może kiedyś i ciebie obsika - powiedział Kazik. Teresę aż skręcało ze śmiechu.

 W tym roku choinka była sztuczna, bowiem tata gdzieś  wyczytał, że w każdej naturalnej, żywej choince roi  się od różnych żywych organizmów, które niewidoczne dla ludzkiego oka na niej zimują,więc taka "żywa, prawdziwa choinka" to zbiornik różnych larw i postaci przetrwalnikowych różnych "zwierzątek" które wcale nie powinny trafiać do siedziby człowieka. Teresa to się nawet ucieszyła - po świątecznym "dyżurze" ubrana i odpowiednio opakowana choinka prześpi rok spokojnie w piwnicy. Za rok wystarczy  mała  wyprawa  do piwnicy, odwinięcie z osłaniających choinkę folii i....gotowe.

Alina, chociaż podobno bardzo chciała by mieli dziecko, jakoś mniej  się zachwycała  malcem. Przerażało ją karmienie  co trzy  godziny, a  zwłaszcza nocą. No ale po to masz urlop macierzyński byś mogła sobie podrzemać w ciągu  dnia. Poza tym to maleństwo traktuje  pierś jako lekarstwo na  wszystko, jako smoczek uspokajacz też. Tyle tylko, że ile  dzieci  na  świecie  tyle różnych ich obyczajów. Alek to typowy facet, jedzenie jedzeniem,  ale przytulenie  się do cyca jest według  niego  super. Gdy go dwa razy zostawiłam przy piersi, to wpierw jeszcze trzymał brodawkę w buzi,  a potem  tylko buźkę miał przytuloną i spał dłużej niż trzy godziny. Pieszczoszek, po tatusiu i mamusi. Ja to spokojnie śpię więc już dwa dni drzemałam razem z nim w dzień a Kazik nas pilnował - opowiadała Alinie  Teresa. Fajnie, że teraz  tatusiowie mogą  być przy porodzie - trochę ich  to wszystko przeraża, ale przy okazji działa to też antykoncepcyjnie i zaczynają więcej myśleć. Kazik to i tak  zawsze był przytomny w te klocki, ale  znam facetów, którzy  dopiero po wspólnym porodzie  doszli  do  wniosku, że o ile  samo "robienie  dziecka" jest na ogół fajne dla obu  stron, to rodzenie już  fajne  nie jest, zwłaszcza gdy potrzebna jest interwencja chirurga. Najgorzej, że muszę dużo pić, a gdy się pije to się  sika i wtedy muszę wstawać i to wstawanie to fajne  nie jest. Dobrze, że Kazik będzie miesiąc w domu, potem to tata będzie  ze mną.Wiesz,  w tym  szpitalu były sedesy z funkcją myjącą. Genialna  sprawa, bo w tych nowych łazienkach to nie ma miejsca na dodatkowe urządzenie takie  jak bidet.  Kazik jest cudowną niańką dla  mnie i małego. A wpatrzony w małego niczym w święty obrazek. Wiesz, te pierwsze  sześć tygodni po porodzie to z reguły  fajne  nie są. Ty się uczysz dziecka, ono się uczy ciebie,  a  chłop najczęściej najszczęśliwszy gdy  może wyciec  z domu. Ale Zik jakoś  nie ma tendencji do "wyciekania" z domu. Myślę, że Krystian też  będzie się bardzo trzymał domu. Oni są szalenie podobni charakterami. Zik potrafi siedzieć i godzinami się wgapiać w Alka. Zupełnie jakby jakiś film oglądał. 

A usypiali cię do operacji? - spytała  Alina. Nie - dali znieczulenie kanałowe w kręgosłup. Jedna dawka działa 3 godziny. Przy tym  znieczuleniu można też  rodzić, nie paraliżuje  działania mięśni, znosi  tylko uczucie  bólu. Nie  rozumiem  tylko dlaczego nie jest stosowane jako standard a trzeba  za nie płacić no i nie  w każdym  szpitalu raczą w ten  sposób pomagać kobietom. Zapewne dlatego, że wtedy jest potrzebny anestezjolog, a  w naszych szpitalach brak anestezjologów. To trudna specjalizacja. Zresztą tak  naprawdę to  chyba nie ma w medycynie  łatwej specjalizacji, jeśli ktoś ma być dobry  w tym co robi. Przecież studia to sześć lat i większość specjalizacji to drugie sześć lat. A i tak zdarzają się partacze. 

Do pokoju przyszli bracia - okazało się, że tata już ugotował obiad i proponuje by Tesia zjadła teraz  zupę, jest jarzynowa. Wzorowy mąż założył Teresie ciepłe skarpetki, na piżamę założył dres i pomógł pójść do pokoju. Teresa zamieszała w  zupie łyżką i margnęła - nie ma zielonego groszku! Nie ma córeczko, bo nie jest wskazany dla matek karmiących tak maleńkie dzieciątko. Za to dodałem trochę kaszy jaglanej. Mam sama jeść? -zdziwiła  się Teresa.  No bo, o ile pamiętam- stwierdził tata- to nikt więcej nie chce zupy, a ty, jako "mama-karmicielka" powinnaś jeść zupy. Tato, ja też bym zjadł zupę - zgłosił swój akces Kazik. I nagle okazało się, że i Krystian by zjadł, a że zupy to tata nagotował sporo to wszyscy się załapali na  zupę. Tata bardzo  się ucieszył -lubił gotować i zawsze  był zdania, że zupa to zdrowsza  część obiadu - tatowe  zupy często miały "wkładkę mięsną" i wszystkie  zawsze były na rosole. Popisową zupą  taty to była zupa z malutkimi  w środku pulpecikami - talerz takiej  tatowej  zupy wystarczał za cały dwudaniowy obiad. W takiej tatowej  zupie  było pełno drobno pokrojonych jarzyn, owe malutkie kulki  mielonego mięsa i albo ryż albo jakaś kasza - najczęściej jaglana. Teresy rodzice często gotowali  razem, ewentualnie  "na zmiany" i Teresa usiłowała  wprowadzić ten  zwyczaj w swoim "gospodarstwie", niestety jej pierwszy  mąż absolutnie odmawiał współpracy, twierdząc, że nie jest kucharzem  ani babą, żeby sterczeć przy kuchni, więc Teresa zaczęła  chodzić  na stołówkę w swojej pracy ( a obiady tam były nawet całkiem smaczne i nigdy nikomu nie  zaszkodziły), a Robercik jadał obiady u swojej mamusi, narzekając, że Teresie  nie chce  się  w domu  gotować. Teresa tylko raz powiedziała  swojej teściowej dlaczego nie gotuje  w domu. Żałowała  potem, że w ogóle poruszyła ten temat, bo teściowa ją wyśmiała i skrytykowała pomysł, żeby "mężczyzna sterczał przy garach, bo po to się ożenił, by  miał mu kto obiad ugotować i podać". I to właściwie był początek końca jej związku z Robertem. Ale do tego wniosku doszła  duuużo później.  

Teraz, gdy Kazik był na bezpłatnym urlopie sam robił wszystkie zakupy żywnościowe, a tata wyganiał go  z kuchni, by lepiej był blisko dziecka i Teresy, której nadal było jeszcze  dość  ciężko wstawać. Naciesz  się synku nimi na  zapas, bo wrócisz  do pracy i około 10 godzin w  dzień nie będziesz  razem  z nimi- tłumaczył tata Kazikowi. Jeśli będzie  mi potrzebna  jakaś pomoc w kuchni to na pewno cię o to poproszę - zapewniał  Kazika  tata. Co dwa lub trzy  dni, wpadał do  nich Krystian sam lub z Aliną. Krystian twierdził, że jego bratanek zmienia  się, że dorośleje. Zastanawiał  się, co  się takiemu małemu dziecku  śni, bo już kilka  razy  widział, że mały uśmiecha się  w czasie  snu. Junior nadal był daleki od  wyglądu włoskiego amorka, był szczuplutki, ale już wrócił do wagi urodzeniowej. Był duży w sensie  wzrostu (wg pierwszego wpisu miał 52 cm długości w chwili przyjścia na świat), ale pomalutku mu przybywało ciałka. Ulubionym zajęciem małego było przytulanie się do mamy lub taty, najlepiej do ciepłego mamusinego lub tatowego ciała. 

Gdy minęło pierwsze sześć tygodni życia dziecka Teresa odetchnęła - mały funkcjonował niczym szwajcarski zegarek i sam zrezygnował z karmienia o 3 w nocy. Ostatnie  karmienie było około 12 w nocy, następne już około 6,00 rano, a bardzo często i  dopiero o 6,30. Mamy bardzo mądre dziecko - śmiał  się Kazik - sam  doszedł do wniosku, że godzina  3 w nocy to mocno niewłaściwa  godzina  na jedzenie. Mały uwielbiał gdy Kazik go nosił po całym mieszkaniu i opowiadał o tym, gdzie  aktualnie  są.

Ponieważ warunki na zewnątrz były dość uciążliwe, często było ślisko, Teresie udało się namówić tatę, by tej  zimy mieszkał po prostu u nich. Spacery zimowe maluszka ograniczyły  się do loggii, zwłaszcza, że było to wysokie 8 piętro i od strony loggii nie stał w pobliżu żaden budynek i jak twierdził Kazik na pewno było tu lepsze powietrze, niż gdyby się spacerowało z dzieckiem w  wózku po ulicach osiedla. Na loggii najczęściej towarzyszył małemu dziadek, który opowiadał dziecku co widać z loggii. Wszystkich członków  swojej rodziny maluszek już zaakceptował, tak  samo spokojnie zasypiał na rękach dziadka jak i na rękach Teresy  lub Kazika. I nie było problemu, by zostawić go w domu z dziadkiem, gdy Teresa musiała pojechać na kontrolę do lekarza. Ponieważ Teresa nadal karmiła, antykoncepcja tabletkami nie była  wskazana, ale zaproponowano jej nowość, implant podskórny, którego skład nie szkodził dziecku. Cała ta "impreza" była dość  droga,  ale i Kazik i tata byli zdania, że "odrobina  komfortu" się Teresie należy, więc nawet nie powiedzieli jej ile ta  "frajda" kosztuje, ale jak obliczył Kazik, to tyle  samo by ją kosztowały przez  rok tabletki, które dotąd używała, a implant służył dłużej  niż jeden rok. 

 A tak w ogóle to tata był teraz tatą również i dla Krystiana i Aliny. Oboje mu "tatowali", Alina wyciągała tatę wieczorami na spacery w czasie których  dużo ze sobą rozmawiali i Alina powiedziała  do Teresy, że ma lepszy kontakt z ojcem Teresy niż miała z własnym ojcem. Trzeba bezstronnie  przyznać, że tacie te kontakty z młodymi ludźmi też służyły, czuł się bardzo wszystkim potrzebny i to go mobilizowało do dbania o siebie pod  względem zdrowotnym. Alina przyznała  się tacie, że podjęli z Krystianem starania o dziecko, ale jak na  razie to ciąży nie ma. Tata  całkiem przytomnie zauważył, że Krystian jest notorycznie przepracowany, więc to też może  mieć znaczenie. Poza tym jakoś tak jest, że gdy się człowiek o coś za bardzo stara to nie wiadomo czemu te  ogromne  starania na ogół spełzają na  niczym. Niech po prostu Alina przestanie bez przerwy nastawiać się na ciążę, poza tym niech się poradzi speca, bo ciąża to wszak określony zestaw hormonów, więc niech się Alina przebada hormonalnie, zwłaszcza, że jak kiedyś wspominała, jej mama  miała problemy w tej kwestii i niech Alina koniecznie powie o tym swojemu lekarzowi, bo może to jakiś "rodzinny feler". I oczywiście  niech odpuści  sobie państwowego lekarza i od razu nastawi  się na koszty, bo na pewno będzie  musiała robić badania na koszt własny. No i niech jej  nie wpadnie  do głowy ukrywanie  tego wszystkiego przed Krystianem. Poza tym równie dobrze może wina leżeć po stronie Krystiana. Z tym, że to nie jest wina to po prostu  może każdego spotkać- wszak wszyscy mamy jakieś braki w swoich organizmach. 

Tato, ale lekarze mówią, żeby czekać spokojnie  dwa lata i dopiero wtedy się badać. No to idź do praktykującego prywatnie i powiedz, że będziesz płaciła sama za badania, a nie Kasa Chorych. Na pewno zleci ci określone badania. Poza tym wiem, bo o tym czytałem, że jest w Białymstoku klinika diagnozująca jednocześnie oboje i opinia o tej klinice jest bardzo pozytywna i to jest pierwsza taka klinika która powstała w Polsce. O tej białostockiej dużo pisali, teraz jest sporo takich klinik w Polsce, ale najpochlebniejsze opinie zbierała właśnie tamta klinika, profesora Kuczyńskiego. Po prostu można tam zatelefonować i dowiedzieć się czy i kiedy można się tam przebadać.Najwyżej najbliższy urlop spędzicie w tamtej klinice. Tam również jest in vitro.

Pod koniec stycznia Aleksander poznał "nowego wujka" - z delegacji w Maroku wrócił  Franek i bardzo chciał się zobaczyć z Teresą i poznać nowego członka rodziny.

                                                                         c.d.n.





niedziela, 18 grudnia 2022

Lek na wszystko? -29

 W połowie listopada Teresa już tylko nominalnie była  kierowniczką  działu a w praktyce  wszystkie jej obowiązki przejęła  Krystyna. I tak dobrze  się spisywała, że Teresa postanowiła  pójść, po raz pierwszy w czasie ciąży, na  zwolnienie lekarskie. Zresztą męczyła ją jakaś "jelitówka", miała silny katar i rozstrój żołądka. Lekarz zerknąwszy w jej kartę stwierdził, że już za sam fakt,  że jeszcze  ani razu nie dawał jej zwolnienia lekarskiego, należy się jej "od ręki" 9 dni i po tych dziewięciu dniach niech przyśle męża to dostanie dalsze zwolnienie. Oczywiście podczas  zwolnienia była  cały czas "pod telefonem", ale nie był to już nawał wyjeżdżających i dział funkcjonował bez wielkiego "spinania się".

Mniej więcej tydzień przed wyznaczonym terminem porodu prowadzący lekarz po obejrzeniu USG i wyników badania stwierdził, że niestety dziecko zdecydowało się wychodzić pośladkami a nie główką i w tej chwili są dwa rozwiązania- jedno bardzo ryzykowne, czyli próba  manualnej zmiany położenia płodu poprzez powłoki brzuszne matki, albo codzienne USG i w odpowiednim momencie operacyjne rozwiązanie  ciąży. Oczywiście wszyscy woleliby "poród  siłami natury", ale nie zawsze jest to możliwe. A chirurg, który w tej klinice sprowadza na świat "uparciuchy" ma  wielką wprawę w wydobywaniu dzieciaczków z brzuchów mam. I w trakcie tej operacji Teresa będzie  cały czas przytomna i zaraz po porodzie Kazik będzie przy niej i przy dziecku i, nie  wykluczone,że nawet podczas operacji będzie mógł jej towarzyszyć. To zależy od tego,  czy chirurg się na takie rozwiązanie  zgodzi. Ale pewnie się zgodzi, nie jeden raz musiał interweniować już w trakcie trwającego porodu i żaden z partnerów nie opuszczał w tym momencie pokoju porodowego, który był przystosowany do każdego scenariusza, a pole operacyjne było odgrodzone zasłoną od wzroku "osoby towarzyszącej" rodzącej.

Teresa ciężko westchnęła- no to jednak mój strach miał swoje uzasadnienie - myślę, że nasz organizm w jakiś sposób wyczuwa znacznie wcześniej to wszystko co nam zagraża, tylko my nie potrafimy tego prawidłowo "odczytać". Ma pani rację - zgodził  się  z nią lekarz- ludzie, gdy jeszcze  żyli w zgodzie z naturą lepiej odczytywali sygnały wysyłane przez organizm. Tyle  tylko, że i tak  nie rozumieli o co chodzi. 

A kiedy mógłbym się zobaczyć z tym chirurgiem?- zapytał Kazik. Zaraz go tu zaprosimy, proszę jeszcze chwilę poleżeć - zwrócił się do Teresy. Nakryję tylko panią trochę, bo za ciepło to tu chyba nie jest. Mrugnął do Kazika i wyszedł z gabinetu. Kazik wpierw ucałował brzuszek Teresy, potem zmienił swą lokalizację i wyszeptał Teresie  do ucha - nic się nie bój, na pewno będę przy twojej operacji, nie  zostawię cię ani przez moment samą z obcym, jakby nie było, facetem.

W niecałe dziesięć minut później przyszedł chirurg - nawet dość przystojny, zanotowała w pamięci ta wiecznie  kobieca  część Teresy. Podszedł do leżącej Teresy i odsłonił jej brzuch. Jakieś nieduże to dziecko będzie - bardzo mnie to cieszy, łatwiej będzie je wydobyć. Nie wie pani przypadkiem jak było gdy pani przychodziła na świat? Nie wiem- odpowiedziała Teresa- to jednak było dawno, moja mama nie żyje, a wtedy mężczyźni bywali zupełnie wyłączeni z tak intymnego świata kobiet. Wiem tylko, że nie miała pokarmu i  mnie nie karmiła piersią. Hmmm, być może był to poród pośladkowy, bardzo ciężki i wiele delikatniejszej konstrukcji kobiet  nie ma potem pokarmu - powiedział chirurg. 

Potem zwrócił się do Kazika - kolega mi mówił, że pan chce być cały czas przy żonie. A nie padnie mi pan na podłogę gdy zobaczy pan zakrwawione niemowlę? Nie, nie padnę, widziałem już kilku mocno pokaleczonych, zakrwawionych ludzi, w tym i bliskich kolegów. Właściwie to nie było co zbierać - byłem przerażony, ale nie zemdlałem. Przeraził mnie głównie fakt, że już żadne  działanie, oprócz pogrzebu nie  wchodziło w grę. Wypadek samochodowy?- zapytał lekarz. Nie, lotniczy. A pan jest pilotem? Mam licencję pilota, ale nie latam, jestem inżynierem, konstruktorem. 

Jeszcze raz zrobiono Teresie USG i panowie doktorzy wspólnie je oglądali. Następnie  poinformowali Teresę i Kazika, że będzie  znieczulenie kanałowe, zabieg będzie przeprowadzony metodą Misgav-Ladach, nacięcie macicy będzie minimalne, zaledwie 1 centymetrowe, a nacięcie skóry poziome, nad  spojeniem łonowym. Powrót Teresy do sprawności fizycznej będzie nieco bolesny, ale do przeżycia. A będzie ktoś z pana żoną w domu gdy wróci ze szpitala do  domu?- zainteresował się jej stały lekarz. Będę ja i  jej  ojciec. Wezmę po prostu urlop bezpłatny - dostanę bez trudu- to branża w zastoju, nic pilnego się  nie dzieje. A jakby było coś pilnego to mogę popracować w domu. To dobrze- podsumowali obaj lekarze.

Chirurg się z nimi pożegnał, a lekarz prowadzący wypisał Teresie skierowanie do kliniki na dzień, w którym był przewidywany poród, mówiąc obojgu, żeby natychmiast, gdyby się wcześniej coś "podejrzanego" zaczęło dziać zatelefonowali do niego i podał im numer swego "telefonu alarmowego", mówiąc by telefonowali na ten, a nie na poprzednio podany im numer. Teresa upewniła  się co ma ze sobą wziąć do szpitala. Powiedziała też, że ma dla dziecka "wynalazek" w postaci bielizny dla noworodków, każdy ciuszek sterylny, zapakowany indywidualnie w sterylne opakowanie. A gdzie takie cudo pani kupiła?- zainteresował się lekarz. Nie kupiłam. Dostałam w prezencie od koleżanki, której siostra mieszka od lat za granicą. Sterylne są cieniutkie koszulki,  kaftaniki, czapeczki. Pampersy nie są sterylne, ale są podobno specjalnie dla noworodków zaprojektowane. 

No proszę, gdzieś w świecie to nawet o noworodkach myślą- zaśmiał się lekarz. U nas raczej szybko nikt czegoś takiego nie wyprodukuje. Wzbudzi pani tymi ciuszkami sensację. A- i jeszcze jedno - to jak długo będzie pani w klinice po porodzie będzie zależało od stanu zdrowia dziecka-czy i jak długo będzie miało żółtaczkę noworodkową. Nie wszystkie dzieci na nią chorują, nie należy to do obowiązków noworodka. No i pani mąż zostanie tu przeszkolony w kwestii opieki nad noworodkiem, by przez te kilka pierwszych dni w jak największym stopniu zastąpił panią w opiece  nad  dzieckiem.

Kazik zaczął się śmiać- nawet pan sobie nie  wyobraża w jak doborowym towarzystwie będzie nasze dziecko gdy wrócimy ze szpitala - na mur/beton będzie tata oraz mój brat z żoną. Niedawno się pobrali i obojgu już się przestawiło na "zapotrzebowanie na dziecko", chociaż na początku to mieli jeszcze trochę zaczekać. Podejrzewam, że maluszek będzie nie tylko "zaopiekowany" odpowiednio, będzie pępkiem świata. Wystarczy by się skrzywił a już wszyscy będą na wyścigi reagować. Z głodu to mi żona nie  zemrze, bo i tata i ja potrafimy gotować. Zresztą brat i bratowa  również. Jak się śmiejemy "obiady rodzinne" to nasza  specjalność. Podejrzewam, że gdy ja wrócę do pracy to mój teść wprowadzi  się na jakiś czas do nas, żeby pomóc swej ukochanej córce. To człowiek niesłychanej dobroci i łagodności. 

No i dobrze, stwierdził lekarz. Dziecko powinno być oczekiwane  nie tylko przez  własnych  rodziców  ale również przez ich  rodziny. Takie bardzo chciane dzieci znacznie lepiej się  hodują od tych nie  zawsze pożądanych "niespodzianek".

Trzy dni przed wyznaczonym terminem Teresę obudziły w nocy jakieś pobolewania brzucha. Spojrzała na zegarek - była czwarta nad ranem. Zmieniła pozycję, odwiedziła toaletę i obudziła Kazika, który niemal natychmiast zatelefonował do lekarza. W pół godziny później karetka należąca do kliniki wiozła ich do szpitala, w którym już był chirurg, który akurat tej nocy miał dyżur.  Teresa wręczyła pielęgniarce opakowanie z rzeczami dla dziecka, mówiąc, że wszystko jest sterylne i popakowane. Chirurg się śmiał, że rośnie im ranny ptaszek. Teresa przepraszała, że wyciągnęła lekarza z łóżka, ale ten zapewnił ją, że jest przyzwyczajony do spania na raty i lata pracy  w tym zawodzie nauczyły go  zasypiania nawet w dzień, gdy nic się nie dzieje i pełnej przytomności gdy tylko się budził. Anestezjolog, na oko bardzo młody, bardzo sprawnie znieczulił Teresę, następnie podłączył ją  do aparatury kontrolnej. Kazik zniknął jej tymczasem z pola widzenia i wcale go nie poznała w stroju ochronnym, w koszmarnie  nietwarzowej czapeczce i w masce chirurgicznej na twarzy i dopiero gdy podszedł do niej blisko i szepnął "już jestem" zorientowała  się, że ten trzeci zamaskowany facet to jej własny mąż. Zrobiono jej jeszcze jedno USG, pan doktor westchnął  "ależ uparte to dziecko, nie chce stanąć na głowie" i zabrał się do pracy stojąc za "parawanem" w pewnym  sensie dzielącym Teresę na pół. Kazik cały czas gładził Teresę po twarzy, okrywał pocałunkami jej ręce, szeptał do ucha czułe słowa. 

W czterdzieści minut później pan chirurg uniósł ponad parawan świeżo wydobyte płaczące dziecko mówiąc - jest chłopaczysko, wytrze go pani Tosia i przystawimy go do piersi - może jednak będzie pokarm. Często takie przystawienie powoduje, że jednak zaczyna się pokarm wytwarzać. Albo ja mam taką szczęśliwą rękę do dzieci. W chwilę potem golusi maluszek ssał, owinięty pieluchą tetrową, swój pierwszy pokarm- wpierw  z jednej piersi, potem z drugiej, a lekarz  tymczasem zakładał niemal artystyczne szwy na macicy i potem na kolejnych pociętych warstwach ciała Teresy. Gdy skończył powiedział - całe szczęście, że się pani obudziła i przyjechaliście w samą porę. Smarkul miał na szyi jedną pętlę z pępowiny. Ale na  szczęście nie wiercił się i nie zafundował sobie następnej ani nie zacisnął na sobie tej. Uff, odetchnąłem. A jak się pani czuje? Szybko to wszystko poszło i dzięki temu  za trzy godziny wróci pani odczuwanie bólu. Ale wtedy możemy troszeczkę znieczulić takim nowym mazidłem lignokainowym.

No a fakt, że teraz dziecko było wydobyte drogą interwencji chirurgicznej, nie oznacza  wcale, że następna ciąża też będzie musiała być w ten sposób zakończona. Każda ciąża przebiega inaczej. Mam podejrzenie, że tak mniej więcej około 9,00  rano człowieczek już będzie głodny. Proszę go przystawić do piersi po uprzednim przemyciu brodawek przegotowaną, zimną wodą. Wpierw do jednej piersi, potem do drugiej, każdą niech maluch ssie 10 minut. Nie da się ukryć, że taki ociupek to musi jeść co trzy godziny.  A jaki ma zabójczy loczek ! Niestety jest zima i maluszek musi być w  czapeczce, więc ta piękna fryzurka zniknie. A te jego piękne długie włoski za jakiś czas się wytrą i będzie śmiesznie wyglądał, jak łysiejący dorosły facet. Doktor rzucił okiem na głowy Kazika i Teresy mówiąc - oboje macie  ciemne włosy, ale nie czarne. A imię  już jakieś macie wybrane dla maluszka? W ciągu siedmiu dni trzeba go zgłosić w USC. 

Teresa tylko machnęła ręką- kiepscy z nas rodzice, jacyś tacy "na opak" - na ogół wszyscy mają dla dziecka imię jeszcze nim się ciąża na dobre zagnieździ, a my już mamy dziecko a nie mamy imienia dla niego. No i pewnie  dlatego wszystko dobrze się skończyło - podsumował lekarz. Podoba  mi się wasze podejście do rzeczywistości. W pokoju macie wodę mineralną. Od pani lekarza  wiem, że pani ma kwestię dbania o dziecko w małym paluszku, więc nie będę pani życia zatruwał poradami odnośnie diety, jeśli jednak pokarm będzie. Śniadanie będzie podane do pokoju, tak około 8,00 rano. Obiad pani dostanie do pokoju, mąż zje w kantynie. Dzwonek alarmowy przy łóżku pani. Ociupek ma swoje własne łóżeczko na kółkach. Spróbujcie jeszcze  trochę pospać. Krótkie drzemki też regenerują. Po południu zajrzę  do pani. Teresa  roześmiała  się -OK, zapraszam.

Gdy się znaleźli w swoim pokoju Teresa powiedziała- ja myślę, że nasz  synek powinien mieć na imię Aleksander, tak jak twój tata. Dopóki nie dorośnie to będziemy na niego mówić "Alek". Ma włosy tak ciemne jak ty i twój tata. Ja bardzo lubiłam twojego tatę. A drugie imię to ty wymyśl. Utul mnie, jestem zmęczona- a niedługo trzeba będzie  małego nakarmić, nastaw budzik na dziewiątą.

Obudziła  się sama, przed dziewiątą. W łóżku była sama- Kazik siedział na krześle obok łóżeczka synka i z uśmiechem przypatrywał się dziecku. Teresa cichutko zawołała  go - Zik, pomóż  mi wstać, muszę iść siku a nie mam siły się podnieść, wszystko mnie boli. Kazik szybko się podniósł i wziął ją na ręce- zaniosę cię, jakaś lekka się zrobiłaś. Teresa zaciskając zęby usiadła na sedesie, a Kazik ją podtrzymywał, potem powiedział - powinnaś dziś cały  dzień wypoczywać, leżeć. Z nadmiaru wrażeń zapomniałem ci podziękować, że wybrałaś imię mojego taty na imię naszego dziecka. Jesteś po prostu cudowną żoną. Siedź pomogę ci, podmyję cię na sedesie, to cię odświeży. Kocham cię, zrobię dla ciebie i Alka wszystko by było wam dobrze. Fajna ta łazienka, a ten sedes z funkcją bidetu - super. Jestem skłonny zainstalować u nas  w domu. Dowiem się gdzie to kupione. Ostrożnie pomógł jej wstać, wytarł do sucha zaproponował by opierając się na nim pomaleńku przeszła do pokoju. W pokoju podniósł ją i położył do łóżka. Potem  na waciki nalał przegotowanej zimnej wody i przemył jej brodawki. Chwilę później zmienił synkowi pampersa zapaskudzonego smółką, przemył go, osuszył i założył nowego pampersa. Potem pomógł wygodnie usadowić się Teresie, przykrył ją  szlafrokiem i przyniósł do jej łóżka synka.  

Popatrz jaki on już mądrutki - zachwycił się Kazik. Od razu trafił na brodawkę i ssie! No i  chyba  ma nawet co ssać, pomacaj, w tej drugiej też jest pokarm - powiedziała Teresa. Dobrze, że sobie nakupowałam książek i nieco poczytałam mądrości. Potem te książki odziedziczy Alina. A napisałeś do  taty i Krystiana, że mamy synka? Przecież oni nawet  nie wiedzą, że pojechaliśmy do  szpitala! No nie, kompletnie ogłupiałem ze szczęścia i nadmiaru wrażeń! Do taty to później zatelefonuję, teraz tylko do Krystiana poślę sms. W chwilę później Krystian przysłał zwrotny sms- cieszymy się ogromnie, daj znać kiedy mam was odebrać i skąd. I w co wam zaopatrzyć lodówkę?  W tym układzie święta będą u was.Tata już  wie?

Kazik zadzwonił w tym układzie do brata. Skoro już nie  spał, to mógł z nim porozmawiać. W tym czasie Teresa  zatelefonowała  do ojca, mówiąc mu, że już jest dziadkiem, że była "cesarka", że dziecko śliczne, dostanie na imię Aleksander, ona tak wymyśliła, a na drugie chyba dadzą Tadeusz, po żyjącym dziadku. Tata prosił, żeby koniecznie dali znać gdy już będą  w domu.

Potem Kazik wysłał wiadomość do Franka, no a Franek "biegusiem" zawiadomił dział Teresy i kadrową. Potem via Franek przesłano Teresie i Kazikowi gratulacje i  wszystkiego co najlepsze dla Maluszka. Na porannym obchodzie obejrzano dokładnie Teresę z każdej strony, pani pediatra obejrzała dziecko i  nie miała najmniejszych zastrzeżeń do jego stanu zdrowia. Malec został zaszczepiony, zważony, zmierzony i pochwalony, że taki ładny i proporcjonalny. Gdy pani pediatra wyszła Teresa powiedziała - miałam na końcu języka, że mały to taki proporcjonalny po tatusiu, ale pomyślałam, że może babie przyjść do głowy by to samej  sprawdzić. I wtedy musiałabym ją zabić. Kochanie, powiedziałam tacie, że małemu to drugie imię zapewne damy po drugim, jeszcze na  szczęście żyjącym dziadku, więc będzie Tadek. Zgadzasz  się? No to chyba jasne, skarbie. A o której pani doktor mówisz? Ja myślałem, że to któraś z pielęgniarek.

Nie  sądzisz  chyba, że przyglądam się tutejszemu personelowi płci żeńskiej. Nie wiem czemu, ale ja z jakiegoś bliżej  mi nieznanego powodu unikam kontaktu z lekarzami obu płci, w ogóle z personelem medycznym. Zaglądałem Alkowi w oczęta- białka ma nadal  bielutkie, chyba nie ma  tej noworodkowej żółtaczki i jeśli jutro też nie będzie to koło południa wrócimy do domu. Nie będziemy prosić Krystiana, prościej będzie wziąć taksówkę. Albo ja pojadę do domu autobusem z naszymi rzeczami, wrzucę je do domu, wezmę samochód i przyjadę po ciebie i dziecko. Ty już dziś całkiem sprawnie się poruszasz, masz wszędzie wewnątrz odpowiednie nici, skórę na wierzchu masz na plastry i masz ten pas podtrzymujący-jest już nasz własny, kupiłem go. Ani tu,  ani w naszym bloku nie masz do pokonania schodów. Dziś gdy będę w kantynie to wdepnę do apteki po jakieś "kosmetyki" dziecięce - mydełko, zasypkę, te płatki  kosmetyczne z waty, kwas borny do przemywania oczek no i kupię te plasterki zastępujące szwy. To świetny wynalazek nawet  na zwykłe  skaleczenia -ściągasz razem skórę, sklejasz i szybciej się goi.

                                                        c.d.n.

Lek na wszystko? -28

 W siódmym miesiącu, jakoś tak z dnia na dzień ujawnił się .....brzuch u Teresy. Śmiała  się, że nagle zrobiła   się z niej "wydmuszka"- zupełnie jakby ktoś napompował  ją powietrzem. Poza tym  mały lokator nie lubił gdy Teresa  siedziała a do tego była pochylona  do przodu. To dziecko to chyba trenuje w moim brzuchu pływanie  kraulem- narzekała. Najbardziej  mu przeszkadza gdy jem i nachylam  się nad  talerzem. Najwyraźniej to mojemu dziecku odpowiada  moja pozycja horyzontalna i to na  wznak. No i kiedy chodzę. 

Kazik stał się głównym zaopatrzeniowcem dla dziecka- w domu pojawiła  się waga dla niemowląt, wózek wielofunkcyjny, podgrzewacz  pokarmu, wytworny zestaw butelek i smoczków, łóżeczko, które można było zamieniać w kołyskę, współczesny becik z usztywnionymi "pleckami", stos  pampersów dla noworodków. 

W firmie każdy , kto wracał z delegacji uważał za punkt honoru przywiezienie "czegoś" dla maleństwa- oczywiście  czegoś takiego, czego w kraju ojczystym nie było. Wózek już  był zamówiony, fotelik  samochodowy również. Franek przywiózł z którejś podróży leżaczek do wanienki i hamak dla  maleństwa. Hamak miał wkładkę usztywniającą , żeby  zabezpieczyć kręgosłup dziecięcia.  I każdy mówił, że wizyta w  sklepie z dziecięcymi akcesoriami to istna frajda. 

Nie da  się ukryć, że jak na młodą matkę to Teresa była  "starawa," bo wg krajowych kryteriów większość pań w wieku Teresy to miała już dzieci kilkuletnie, niektóre już w wieku wczesno-szkolnym. Teresa ubierała  się teraz w spodnie, które  miały wycięty otwór na  brzuszek i ta wycięta dziura była  zakryta elastilem. Do tego  miała  kilka  tuniczek, które były marszczone pod biustem i sięgały długością do połowy ud. I, jak twierdziły wszystkie panie, wcale nie było widać, że Teresa jest w odmiennym stanie. Ten model Teresa odwzorowała z jakiegoś angielskiego modowego czasopisma. Kazik razem  z tatą  zmusili Teresę do zakupu obszerniejszego ciepłego płaszcza i noszenia go zamiast nieśmiertelnych kurtek. Ulubione kozaczki na  szpilce też zostały odstawione - na polecenie lekarza. Za każdym nowym wyrzeczeniem się ulubionych wzorów Teresa powtarzała  sobie  w myśli - "NIGDY WIĘCEJ!"

W dalszym ciągu każda myśl o porodzie napawała  ją przerażeniem. Odbiło mi kompletnie, że  się zdecydowałam na ciążę - ja się nie nadaję na matkę dzieciom - mówiła do Aliny. No to po cholerę się zdecydowałaś? - zapytała  całkiem  trzeźwo Alina. No bo wiedziałam, że Kazik bardzo chce byśmy mieli  dziecko. Poza tym to jakby już ostatni dzwonek - każdy rok do przodu  to mogą być różne komplikacje i z ciążą i z porodem. I pomyśl o tym Aluniu, bo jesteśmy z tego samego rocznika. No właśnie, zauważyłam to - zaśmiała  się Alina.  Tak prawdę mówiąc, to pierwszy raz  widzę cię tak zakochaną- Kazik przesłonił ci cały świat. Masz rację, w pewnym sensie nadrabiam na tempo czas stracony przy Roberciku. Oboje  z Kazikiem zmarnowaliśmy mnóstwo czasu - on przy alkoholiczce, ja przy dziwkarzu. Kochaliśmy  się wzajemnie nie zdając sobie z tego sprawy i nazywając to przyjaźnią. Para idiotów. No ale w końcu jesteście razem i to  chyba najważniejsze- podsumowała Alina. 

Wiesz Aluniu, on chce koniecznie być przy porodzie, a ja się zastanawiam, czy to ma sens. Nie sądzę bym rodząc wyglądała  ponętnie. Boję  się, że jego obecność przy porodzie nie  wpłynie dobrze na  nasz związek. Alina popatrzyła na  nią jak na wariatkę i powiedziała - gdybyś nie była w ciąży to bym ci chyba przyłożyła- gadasz jak pomylona. Uważam, że obecność Kazika wyjdzie ci na dobre- ty obolała i zajęta  rodzeniem możesz  kilka spraw, które będą się działy przeoczyć, a tak to Kazik wszystkiego dopilnuje. Pokazywał Krystianowi jaką kupił lekturę i znając go to będzie  wszystkiego pilnował, by było zgodne z procedurami i podręcznikiem. Pamiętaj, że on ma licencję pilota, a cechą pilota jest dokładność i przytomność umysłu w trudnych chwilach. 

Krystian też się nastawia na ojcostwo, na udział w porodzie i jestem dziwnie pewne, że każdą wolną chwilę będzie  spędzał z dzieckiem. Wiesz, na tym naszym poślubnym wyjeździe to on w nocy pisał bo był w trakcie prowadzenia ważnej sprawy.Obudziłam się, zobaczyłam, że siedzi przy stole i pisze, więc wstałam i nakryłam go dwoma kocami, jednym owinęłam mu nogi, drugi narzuciłam jak pelerynę, pocałowałam i położyłam się z powrotem.Dowiedziałam  się, że jestem  cudowna i że on mnie ogromnie przeprasza, ale musi to napisać.

No wiem, Kazik mi mówił, że on na pewno, gdy tylko zaśniesz, usiądzie do pisania. Zdaniem Kazika to Krystian jest przyzwyczajony do nieprzespanych nocy, bo studia prawnicze to strasznie  dużo materiału pamięciowego do opanowania. Tyle  tylko, że po iluś latach  te nieprzespane noce z powodu nauki  a potem pracy na pewno zostawią po sobie  ślady w stanie  zdrowia. 

Tesiu, a zamierzacie ochrzcić dziecko? Raczej nie - zastanawiałam się nad  tym, ale jestem zdania ,że kwestia  wiary to wielce indywidualna  sprawa- wolę by każdy gdy już będzie świadomym, dorosłym człowiekiem, wybrał własną ścieżkę - może katolicyzm,  a może protestantyzm,  a może nic. Dorośnie i sobie  sam wybierze- nie chcę by był zmuszony chrztem do obrania takiej a nie innej drogi. Popatrz na nas i na naszych różnych znajomych - wszyscy byliśmy ochrzczeni, tyle  tylko, że nikogo z naszych przyjaciół i dobrych  znajomych nie spotkasz w kościele w niedzielę. My tylko zasilamy liczbowo ilość katolików, bo nas w niemowlęctwie ochrzczono. 

Ani wy,  ani my nie braliśmy ślubu kościelnego i nie będziemy chrzcić dziecka. Co prawda dziwi mnie, że przez  tyle lat nie wykształciła  się jakaś  świecka uroczystość nadania dziecku imienia. Chyba zdajesz sobie  sprawę, że to nie my obchodzimy swoje imieniny - to jest dzień naszej patronki, której imię nam nadano. No więc ja od lat obchodzę urodziny- to wszak był dla mnie ważny dzień - w ten dzień, tej doby złapałam pierwszy samodzielny oddech, zaczęłam żyć poza organizmem matki.

Kwestia porodu nadal dręczyła nieco Teresę. Powiedziała Kazikowi, że zastanawia się, czy on ma być przy niej w trakcie porodu, bo ona gdy jest wystraszona, zdenerwowana to jest straszliwie niemiła a tu na dodatek cały proces porodu mało estetyczny jest. Kazik przytulił ją i powiedział- widziałem cię, jeszcze nim się w tobie zakochałem, w wielu dziwnych sytuacjach - zapłakaną, chorą, wymiotującą, rozczochraną, wściekłą, przerażoną i jakimś cudem, chociaż widziałem cię w takich nieco niemiłych sytuacjach, to się w tobie  zakochałem i przez pięć lat zwalczania tego uczucia nie odkochałem się w tobie. 

A teraz będziesz w trudzie rodzić nasze dziecko,twój i mój produkt. Chcę być w tym trudnym momencie przy tobie a nie siedzieć pod drzwiami i obgryzać paznokcie czekając aż urodzisz. Będę ci pomagał na tyle, ile mogę jako laik ci pomóc. Rozmawiałem z lekarzem, jest  twoje zdjęcie rtg i nie ma przeciwwskazań byś mogła rodzić w znieczuleniu. Nie jest to może miłe, bo czucia jako takiego nie tracisz, ale nie będziesz odczuwała bólu. I nie będziesz rodziła w wieloosobowej sali, w której nawet parawany płócienne nie zawsze są zasunięte ale we własnym pokoju przystosowanym do porodu, możesz słuchać  muzyki, możesz nawet na komputerze oglądnąć jakiś film. 

Będziemy tam ze trzy lub cztery doby gdy już urodzisz no i będziemy razem z dzieckiem. Nikt nam dziecka nie zabierze na jakąś salę noworodków. Od drugiej połowy listopada będziemy jeździć co tydzień na USG. Według obliczeń twojego lekarza dziecko  nie będzie wielkie w sensie wagi, na jego oko to pewnie będzie ważyło nieco ponad trzy kilogramy, ale on obstawia równe trzy kilogramy. Jeżeli okaże się, że dzieciak uparty i źle się ustawił, lekarz powiedział, że wtedy pod tym znieczuleniem jak do porodu zrobią ci  cięcie cesarskie, w dole brzucha, tak zwane cięcie "bikini", czyli takie by było ukryte pod majtusiami typu bikini. Rozmawiałem też o tym, że twoja mama nie miała pokarmu i ty się wyhodowałaś na zwykłym,krowim mleku. Powiedział, żeby nie wpadać w paranoję, bo teraz  jest mleko dla niemowląt tak modyfikowane, że z powodzeniem zastępuje pokarm naturalny. I łatwe w przyrządzaniu, zalewasz przegotowaną wodą i gotowe. Zaletą jest to, że przynajmniej wiesz ile zjadło. Więc wyluzuj, będę cały czas z tobą. 

A w przyszłym tygodniu będzie już do odebrania wózek i fotelik i umówię się na umocowanie uchwytu do fotelika. Teraz fotelik montuje  się na tylnej kanapie, tyłem do kierunku jazdy, więc musi mieć jakiś specjalny uchwyt. Słuchaj- ja cię naprawdę kocham! I to zupełnie niezależnie od tego jak wyglądasz.

A poza tym kolega przyniesie mi fajny katalog wysyłkowy z akcesoriami dla niemowlaków i małych dzieci- wiek 0 do 3 lat. I podobno są tak piękne te dziecięce rzeczy, że aż wszystkich zatyka z wrażenia.

                                                                      c.d.n.


piątek, 16 grudnia 2022

Lek na wszystko? -27

 Teresa wzięła tydzień urlopu - głównie dlatego, że chciała Kazikowi towarzyszyć w trakcie jego  wyjazdu służbowego do "braci Czechów". Zastępować miała  ją owa przyuczana na jej zastępstwo osoba. Personel Teresy był przerażony - "ta  nowa" jakoś nie przypadła im  do gustu, ale Teresa pomyślała, że będzie to dobry sprawdzian jej umiejętności. Przed urlopem porozmawiała ze swym dotychczasowym personelem, mówiąc, że ona gdy pójdzie na urlop macierzyński to potem i tak nie wróci, bo weźmie trzyletni urlop wychowawczy. Nie ma żadnej babci, która by siedziała  z dzieckiem  w domu a nie ma zamiaru hodować  dziecka  w żłobku - zresztą na jej osiedlu jest jeden żłobek  i to przepełniony. Poza tym jak się  zsumuje pensje jej i jej męża to im nie przysługuje miejsce dla  dziecka w państwowym żłobku, a najbliższy prywatny jest w dość oddalonej od  domu dzielnicy. Pani kadrowa, chociaż miała  z tego powodu "ból głowy" na linii prywatnej dobrze Teresę rozumiała. Swej zastępczyni Teresa powiedziała, by ilekroć nie jest pewna co ma  w danej chwili zrobić z dokumentami to telefonowała do "ich opiekunki", której podlegała ich  firma w "wiadomym resorcie"- będzie miała  wtedy poradę z dobrego źródła. Na zakończenie poinformowała, że nie będzie odbierała żadnych  telefonów bo nie będzie jej w Polsce. 

Tydzień spędzony w Pradze  bardzo  się Teresie podobał. Pragę przybliżała jej żona  jednego z inżynierów, z grupy  współpracującej z instytutem , w którym pracował Kazik. Żeby  było zabawniej panie najczęściej rozmawiały w języku  angielskim. Czterdziestoletnia Karolina miała dziesięcioletnią córeczkę i była na etapie podjęcia decyzji czy ma  się zgodzić na  drugie dziecko, bo córeczka marzyła o rodzeństwie, a mąż....o synu. No popatrz Tesa, jaki on głupi - przecież nie ma jak zaprogramować płci dziecka - równie dobrze mogę urodzić drugą córkę. No i jakoś nie mogę  sobie  wyobrazić siebie teraz  w ciąży. Powiedziałam, że możemy co najwyżej adoptować jakiegoś chłopczyka z Domu Dziecka, ale on się na to nie zgadza, bo nie wiadomo tak naprawdę kim byli jego rodzice. To często są dzieci spłodzone w pijanym widzie, dzieci ludzi z tak zwanego "marginesu społecznego". Teoretycznie wszystkie, które są zakwalifikowane  do adopcji nie mają żadnych obciążeń zdrowotnych, ale kto nam zagwarantuje, że tak jest naprawdę?  A wy? poprzestaniecie na jednym  dziecku?  

Teresa wzruszyła  ramionami - na razie mamy na głowie tylko to co teraz- panicznie boję się porodu, ale nadrabiam miną. Ciążę znoszę świetnie ale nikt nie jest w stanie przewidzieć jak przebiegnie poród. Lekarz mówi, że nie będzie to duży chłopak, raczej chudzina. Zresztą tak naprawdę ani Kazik ani ja nie należymy do atletów. Kazik jest bardzo szczupły, chociaż silny, zdrowy i wciąż mógłby latać. Co roku przechodzi śpiewająco wszystkie badania. Ale się bardzo cieszę, że nie lata, za każdym  jego lotem umierałabym ze strachu o niego. W ogóle jestem chyba  za bardzo do niego przywiązana, jest dla mnie całym światem. 

Mój uwielbiany przeze mnie tata spadł w rankingu na drugie miejsce. No ale na otarcie łez tata usynowił w stu procentach Kazika, to jego ukochany  "syneczek", a brat Kazika to prawie syneczek. Zresztą naprawdę z niego fajny facet, pięć lat młodszy od Kazika i niedawno się ożenił i to z moją przyjaciółką, z którą chodziłam razem do liceum. A twoja mama? Mama - mama umarła na serce-ukrywała przed nami fakt, że jej serce nie funkcjonuje jak należy, w końcu wylądowała  w szpitalu, operacja się nawet udała, wróciła do domu i w kilka miesięcy później umarła. No i od tej pory chucham i dmucham na tatę, regularnie wysyłam na badania, sprawdzam co je, włączam go do naszego życia i to daje dobre rezultaty. Wzmocnił się psychicznie, zwłaszcza gdy wyszłam za mąż za Kazika. Bo Kazik to mój drugi mąż - z pierwszym się rozwiodłam. A mojego pierwszego męża to mój tata bardzo nie lubił.

A kiedy masz rozwiązanie? Teresa roześmiała się - jakoś tak w Boże Narodzenie, albo na Nowy Rok. Ja to bym wolała dziewczynkę, ale Kazik zachwycony, bo to chłopczyk - ponoć. Przekonamy się gdy się już urodzi. Karolina dała jeszcze Teresie kilka rad odnośnie postępowania ze swym  ciałem przed porodem, razem odwiedziły sklep z konfekcją i akcesoriami dla  maluszków i po dniu spędzonym z Karoliną Teresa miała wrażenie, że znają  się co najmniej od  szkoły średniej. 

Popołudnie spędzili w czwórkę w domu Karoliny i Sławka - ich córeczka została "odstawiona" do babci, która  mieszkała dwie ulice  dalej. Sławek twierdził, że mogliby  się razem wybrać latem na Słowację. Bo dziecko Kazika i Teresy już będzie miało pół roku, będzie na pokarmie albo matczynym albo zastępczym więc nie będzie problemu z jego wyżywieniem, a oni od lat wynajmują na Słowacji na całe lato domek jednopiętrowy w miejscowości letniskowej, rzut beretem od Tatr Wysokich. Dom jest z ogrodem, więc dziecko będzie  mogło spać w  dzień na powietrzu. Kazik bardzo się do tego projektu zapalił i powiedział, że jeśli będą mieli dwa pokoje, to wezmą ze sobą tatę. Będziecie mieć nawet trzy pokoje, bo was damy na parter, żeby dziecka nie taszczyć po schodach. Kuchnia jest na poziomie 0, czyli piwnicznym i jest oczywiście wspólna- duża i można  w niej spokojnie w sześć osób jeść. A obiady można jeść w pobliskiej małej restauracyjce - zawsze są świeże i co najważniejsze- smaczne. Tłumów też tam nie ma, bo jednak do gór trzeba dojechać- samochodem lub autobusem.

Gdy wrócili do hotelu to Kazik powiedział: śmiać mi  się chciało, bo Sławek ma nadzieję, że uda mu  się po tym wspólnym pobycie namówić Karolinę na drugie  dziecko, a Karolina ma  zapewne nadzieję, że obecność dziecka zahamuje zapędy Sławka i małej na drugie  dziecko. Ale przyznasz, że oni są bardzo fajni oboje - skonstatowała Teresa. Nooo, tak. Dotychczas nie  znałem bliżej Karoliny, teraz jako poważny żonaty i  "dzieciaty" niedługo  facet dostąpiłem  zaszczytu poznania drugiej połówki Sławka. Oni na tę Słowację jeżdżą i latem i  zimą i mam wrażenie, że ten domek jest ich własny, tylko się tym przezornie nie chwalą. A zresztą może i go wynajmują - mało mnie to obchodzi. Tu jest znacznie taniej niż w naszym Zakopanem, a mniej ludzi. A Słowacy są bardzo fajnymi ludźmi. Wiesz kochanie - po raz pierwszy podoba  mi się wyjazd w delegację. Będę jeździł tylko w takie, na które mogę bez problemu zabrać ciebie. Ziku - zapominasz, że już nie będziemy sami - będzie jeszcze "ten trzeci." No fakt, ale na wszystko można znaleźć odpowiednie rozwiązanie - pocieszył głównie  siebie Kazik.

Gdy Teresa wróciła z urlopu okazało się, że kandydatka na kierowniczkę działu...złożyła wypowiedzenie. Stwierdziła, że ona w "domu wariatów" nie ma zamiaru pracować, nie chce skończyć w zakładzie psychiatrycznym. To jest chore, żeby nawet nie było czasu na zjedzenie w spokoju drugiego śniadania. Ona się do takiej pracy nie nadaje. Gdy to mówiła personel uśmiechał się dyskretnie i Teresa nabrała podejrzeń, że to podjęcia takiej decyzji przyczynił się personel, który bardzo jej nie lubił. A personel bez trudu mógł i bez "podpadnięcia" każdemu obrzydzić życie.

Jak się później okazało, to nie tylko personel zniechęcił "nową"- współpraca na linii dział, różne biura  linii lotniczych polskich i "obcych" też się do tego przyczyniła, bo nowa jakoś nie mogła pojąć, że to ona jest petentką, a nie wszelakie linie lotnicze. Branżyści  też narzekali, że niemiła, zadufana w sobie i nie potrafiła znaleźć połączeń i zapomniała dwa razy o banku i dwa wyjazdy nie doszły do skutku, bo......nie było dewiz. Dokładnie o wszystkich niedoróbach "nowej" opowiedział Teresie Franek. Po prostu "nowa" nie szanowała  branżystów, których praca, jakby na to nie spojrzeć, utrzymywała  przy istnieniu całą firmę. Teresa słuchała tego w trakcie picia czekolady (gorzkiej) u Wedla i omal się nie udusiła z hamowanego śmiechu. Franek powiedział, że gdyby ona nie złożyła sama wymówienia to oni złożyliby na nią oficjalną skargę do dyrekcji. Wszyscy wiedzą, że Teresa jest w ciąży i że musi być ktoś na jej miejsce, no ale nie takie indywiduum jak ta.  

No ale naprawdę nie wrócę po porodzie i ustawowym urlopie macierzyńskim do pracy - uświadom to wszystkim w swoim dziale. Może ktoś ma kogoś chętnego do takiej wariackiej pracy. Tu naprawdę nie trzeba nikogo genialnego, wystarczy znajomość języka polskiego i wbicia  sobie  do łba mniej niż dziesięciu przepisów. I potrzeba sporo empatii, by wysyłać bezboleśnie te rodziny do mężów, tatusiów, mamuś, mając na uwadze, że sporo tych rodzin jedzie po raz pierwszy w świat, że pierwszy raz polecą samolotem, że będą się przesiadać na inny samolot w obcym kraju często nie znając żadnego obcego języka. I trzeba też pamiętać, że samoloty nie są z gumy, nie rozciągną się i nie wynika to ze złośliwości dziewczyn pracujących  w różnych liniach lotniczych. 

Dopiero teraz Teresa zauważyła, że całe to jej "przemówienie" Franek nagrał na dyktafon. No wiesz- to było poniżej pasa, nagrałeś mnie po kryjomu, nie powinieneś.  Nie złość się, dzięki temu wyszło to super i dam tylko w swoim dziale do odsłuchania. Ja zapewne nie powiedziałbym tego tak jasno i składnie. Od razu wiadomo kogo szukać. No dobra, niech będzie, ale proszę - nie rób tego więcej. Pomyślałam,że może któraś  ze sekretarek działów mogłaby się nadawać. O tyle  dobrze, że one już znają nieco realia pracy tutaj,  a nie będą musiały pisać pism do kontrahentów. Ale one wszystkie mają nadzieję, że po jakimś czasie będą wysłane do kraju, gdzie mamy sporo specjalistów. Pracuję tu już dość długo, ale jak na razie to nigdzie nie mamy tylu specjalistów by opłacało się utworzenie tam biura i zatrudnienie sekretarki.

Personel po powrocie Teresy funkcjonował niczym szwajcarski zegarek. Nagle im rozum przebił się przez dotychczasową kołowaciznę - jak to określiła Teresa.W trakcie  drugiego śniadania zapytała  się, czy któraś z nich czuje  się na  siłach by zostać w tym dziale jego kierowniczką, gdy ona pójdzie na urlop macierzyński. Bo to byłoby w pełni logiczne. Niech one  się z tym tematem "prześpią", niech się razem poza Teresą naradzą i wtedy Teresa zacznie jedną z nich szkolić tak,  by ogarniała bez trudu całość. Zdaniem Teresy takie  rozwiązanie byłoby najlepsze - nie dostałyby osoby obcej, co też ma znaczenie. I niech nie odpowiadają na jej pytanie  dziś, ale dopiero za dwa dni, czyli w piątek. Szefowo, a pani naprawdę jest w ciąży?- zapytała któraś. Bo nadal nic nie widać. Naprawdę-odpowiedziała. A nie widać, bo mam pojemną miednicę, a dziecko nie jest duże i jakoś się wciąż jeszcze mieści. Ja już sześć kilo przybrałam na  wadze, biust mi urósł, musiałam sobie nowy stanik zafundować, co nie było proste, bo mam mały obwód pod  biustem. Taki feler i robiłam go u gorseciarki, na  zamówienie. Drogi, jakby był ze złota.

W piątek przy drugim śniadaniu (drzwi były przezornie zamknięte na klucz) Teresa  zapytała czy i co dziewczyny wymyśliły. My wybrałyśmy Krystynę, bo ona tu pracuje tyle samo czasu jak pani. Nooo, to bardzo dobra kandydatura. Krysiu, a co ty na to? Krysia  chwilę milczała, a wszystkie  wpatrywały się w nią uważnie. Nooo - odezwała  się wreszcie- chyba bym sobie z tym fantem poradziła. Ale bardzo dużo zależy od  dziewczyn, czy naprawdę będą mi w tym pomagać czy stawać okoniem. I wtedy trzeba by jeszcze jedną przyjąć do działu, żeby było nas tyle, ile jest teraz.  Więc  mogę zgłosić pani kadrowej, że mam kandydatkę na moje miejsce? - zapytała jeszcze Teresa. Tak, tak, pokiwały zgodnie głowami. No to świetnie, zaraz uraduję panią kadrową - powiedziała Teresa i wstała od biurka. Idę do kadrowej, możecie już równo o 11,00 przekręcić klucz w drzwiach.Kadrowa była wyraźnie ucieszona z takiego rozwiązania. Zawsze lepiej, gdy awansuje ktoś, kogo się zna niż gdy "przyjdzie  nowa miotła" - stwierdziła.

                                                             c.d.n.

                   



czwartek, 15 grudnia 2022

Lek na wszystko?- 26

W połowie maja ojciec Franka sprowadził  się do niego na stałe i  z tej okazji Franek zrobił niewielkie  spotkanie - zaprosił obu braci  z  żonami i ojca Teresy. Zaproszenie ojca Teresy  było pomysłem Krystiana, jako że obaj panowie byli w zbliżonym  wieku, obaj samotni, bo jeden wdowiec a drugi według prawa nie  rozwiedziony, ale porzucony przez  żonę, więc może się jakoś zaprzyjaźnią z czasem. 

To był całkiem dobry pomysł, obaj chodzili po domu Franka i wspominali, że jednak dawniej to były prawdziwe meble, z prawdziwego, dobrego gatunkowo drewna i proszę.... to było opłacalne, bo takie  meble były i ładne i trwałe. Ojciec Franka stwierdził, że do takiej posiadłości to przydałby  się duży pies, dobrze  wytresowany- "bo jednak, proszę pana, jest naprawdę dobry  stróż i przyjaciel domu". No ale to jednak jest kłopot - zauważył tata Teresy - to powinien być pies hodowany w domu od  szczeniaka, no a nim się ten szczeniak wyhoduje na dobrego psa stróżującego to miną dwa lata. A szczeniak to kłopotliwy bywa, więc może jednak obędzie  się bez psa. 

Alina i Krystian szykowali się do ślubu, który miał być za tydzień. Pod wpływem Teresy Alina odstąpiła od pomysłu zrobienia jakiegoś przyjęcia dla znajomych, zresztą prosto ze  ślubu mieli pojechać do Sandomierza, bo Kazik zarezerwował i opłacił dla nich ten sam hotel, w którym był z Teresą, ale nie cały  tydzień, bo Krystian prowadził pewną sprawę i musiał szybko wracać do pracy. Jak sam powiedział, to najmądrzej  byłoby gdyby wcale nie jechali. Oczywiście obaj ojcowie stwierdzili, że nastały czasy niemal barbarzyńskie, bowiem wszystko się dzieje w biegu. 

Wszyscy, oprócz Kazika przyglądali  się Teresie, która nadal nie  wyglądała na ciężarną. Słuchajcie, do grudnia jeszcze  daleko, a nie obżeram się, bo nie mam takiego nawyku, więc  nie tyję. Ważę trochę więcej ale sporo chodzę by nabrać kondycji, więc nie tyję. Najważniejsze dla mnie jest  to, że nie mam żadnych mdłości porannych. 

Alina  z kolei dziwiła  się, że Teresa nie  szaleje z zakupami dla  dziecka. Alinko- tłumaczyła Teresa- dziecko to nie lalka Barbie czy też Ken i nie musi mieć sterty ubranek. Poza tym dziecko szybko rośnie, zobacz sama w sklepach z ciuszkami dla niemowląt- praktycznie co miesiąc trzeba kupować nowy rozmiar. Nie chcę wpaść w pułapkę zakupów dla dziecka. 

Teraz nikt w cywilizowanych krajach nie kąpie dziecka codziennie - dziecko jest kąpane raz na tydzień. Pupę ma mytą przy każdej zmianie pampersa, buzię i łapiny przecierasz  w  razie potrzeby myjką. Takie ociupeństwo nie  brudzi się tak jak dziecko, które już samo chodzi, a do tego jest niepilnowane. Ja mam zamiar hodować dziecko wg norm krajów cywilizowanych, a nie  wg norm polskich. Rozmawiałam z Frankiem i stwierdził, żebym zrobiła  mu  spis za czym ma się rozejrzeć, jeżeli będę miała problem z kupnem tego co chcę dla  dziecka. I, zapewniam cię, że nie będę ubierała dzieciaka w niebieskie szmatki. Teraz jest coraz  więcej sklepów z zagranicznymi rzeczami dla maluszków. Na pewno zainwestujemy w wózek z importu, taki kombajn - jedno podwozie i dwa różne nadwozia. I w fotelik samochodowy- wpierw taki do roku, potem w drugi, dla starszego dziecka. I to wszystko będzie odłożone dla waszego dziecka, jeśli się na  dziecko zdecydujecie. I pamiętaj, że posiadanie  dziecka to nie jest obowiązek, to wybór i nikomu nic do waszego indywidualnego  wyboru. Uważam, że do wszystkiego trzeba dojrzeć - zarówno do wyjścia  za mąż a już obowiązkowo trzeba  dobrze przemyśleć kwestię posiadania dziecka. Bo to jednak jest poważne uziemienie i konieczna jest zmiana priorytetów. Jedno jest pewne - od najwcześniejszych rozumnych dni dziecka wbiję mu do łepetynki, że tatuś jest wspaniały. Zresztą nie  da się ukryć, że jest. Popatrz, mój tata też w nim zakochany, nie tylko ja.

Na razie zastanawiam się, który pokój będzie dla dziecka. Na pewno do  roku będzie  spało w naszej sypialni.Trochę mnie przeraża karmienie piersią, ale powinnam rok tak karmić. Podobno wtedy lepiej się rozwija  mózg  dziecka.  Być może, że tak nawet jest, ale jeśli mamuśka durnowata to podejrzewam, że jej pokarm nie na  wiele  się  zda. Inteligencję dziecko dziedziczy po matce. Wady  wzroku po dziadkach. Strasznie ciekawa jest genetyka. Pewne wady powtarzają się w każdej rodzinie. Tyle tylko, że nikt mi nie zagwarantuje, że będę miała pokarm. Ja się wychowałam na butelce i krowim mleku, mama nie miała pokarmu, choć podobno bardzo się starała. Teraz jest  mleko dla niemowląt dużo lepsze niż kiedyś było, a jednak się na tamtym gorszym, krowim wyhodowałam. I może być tak, że ja też będę miała z tym problem, który na  szczęście jest do rozwiązania. 

Alinko,  a w czym masz zamiar stanąć przed panem urzędnikiem USC? Alina zamyśliła się. Najchętniej poszłabym w garsonce - mam letnią garsonkę w malinowym kolorze. Tylko nie mam do niej szpilek, no chyba, że założę białe i wezmę małą białą torebkę, taką na pasku, żeby  mieć wolne ręce. I mam fajny, biały naszyjnik.  No jasne, nie ma sensu wydawać forsy na te 15 minut w urzędzie - stwierdziła Teresa. Zerowa  uroczystość. 

Wiesz  co Aluniu? udali się nam  ci bracia! Tak z ręką na sercu to powinnam  Robercikowi dziękować pięć  razy  dziennie  za to, że mnie zdradził i że  wszystko się wydało. Niech mu się dobrze ułoży  życie  z inną. A on wie, że wyszłaś za mąż za Kazika?- spytała  Alina.  Podejrzewam, że to jeszcze do niego nie dotarło, nie mam pojęcia. Pokasowałam w telefonie  numery wszystkich wspólnych, a właściwie  jego  znajomych, łącznie z numerem byłej teściowej i teraz nie odbieram telefonów poza tymi, które mam wpisane w wykaz. Ale znając gada wiem, że gdyby wiedział to by mi to publicznie wykrzyczał, na przykład przychodząc do mnie do pracy. Mam nadzieję, że go w Polsce nie ma. Był zameldowany w moim mieszkaniu tylko na pobyt czasowy i został wymeldowany przez tatę, bo tata jest właścicielem tamtego mieszkania. A w pracy, jeśli do mnie zadzwoni i poprosi mnie panieńskim nazwiskiem, to mu powiedzą, że taka osoba już tu nie pracuje. Za to mój personel jest zachwycony urodą Zika. Już cała firma i okolice wiedzą, że mam baaardzo przystojnego męża. 

No bo ładne te nasze chłopaki - stwierdziła Alina. No, ładne, a do tego mądre i porządne. Chcę byśmy wychowali dziecko tak jak oni byli wychowani. A nie wpadło ci do głowy, że my też byłyśmy tak porządnie jak i oni wychowane?- spytała Alina. I dlatego jest nam  z nimi dobrze. Bo nie byłyśmy wychowywane bezstresowo. Wielu rzeczy nam nie było wolno robić, mówić, oglądać i czytać. Zawsze był ten filtr rodzicielski.

Alina rozglądała się po swoim dawnym domu i powiedziała Teresie, że wcale a wcale nie żałuje, że tu już nie mieszka. I że bardzo lubi mieszkanie Krystiana. I po ślubie zaczną się rozglądać za większym mieszkaniem, najlepiej bliżej mieszkania Teresy i Kazika. Po prostu najlepiej, gdyby było takie jak ich, albo przynajmniej cztery pokoje. Mają pieniądze z tej dopłaty Franka do domu Aliny. Co prawda Kris twierdzi, że to są tylko i  wyłącznie pieniądze Aliny, ale mu z trudem w końcu  wytłumaczyła, że tylko wtedy by tak  było, gdyby była rozdzielność majątkowa, a ona się na takie rozwiązanie nie zgadza. Więc zaczną studiować ogłoszenia i wywieszą takowe w kilku miejscach na osiedlu. Może komuś być bardziej potrzebna  gotówka niż cztery  lub pięć  pokoi i się przeprowadzi do trzech pokoi. Bo czynsze  wciąż idą  w górę. Poza tym sporo ludzi wyjeżdża z Polski i na początek potrzebują gotówki, a ona tę gotówkę ma w dewizach.

Świadkami na ślubie Aliny i Krystiana byli oczywiście Teresa i Kazik. Ponieważ ślub był o godzinie trzynastej, zaraz po nim pojechali na wspólny obiad do Kuźni Wilanowskiej, gdzie Teresa , w sekrecie przed  nowożeńcami zarezerwowała obiad. W charakterze gości na ślubie był tata Teresy i Franek. Franek  był zachwycony wyglądem Aliny i po cichu powiedział do Teresy, że szkoda, że to nie on "ratował" Alinę gdy  nie  mogła  dojechać do Warszawy.  Teresa ucięła dyskusję stwierdzeniem, że nie zbadane  są koleje losu i  że widocznie z jakiegoś powodu tak właśnie miało być i jest jak jest. Zaraz po obiedzie nowożeńcy pojechali w mini podróż poślubną do Sandomierza. Pan młody miał ze sobą plik papierów, które postanowił przejrzeć w tak zwanym "międzyczasie". 

No ciekawe kiedy on znajdzie ten "międzyczas"- zastanawiała  się na głos Teresa gdy już wrócili z obiadu do domu. Znajdzie, znajdzie - zapewniał ją Kazik. Gdy tylko Alina  zaśnie to on będzie te notatki przeglądać i nieco popracuje. To istny tytan pracy. Nie wiem czy w okresie studiów miał chociaż jedną całą noc przespaną. Na prawie jest koszmarna ilość materiału do opanowania pamięciowego. To nie jest tak jak na technicznych, że jeśli coś naprawdę  zrozumiałaś to resztę logicznie wydedukujesz w oparciu o to co już pojęłaś. Że już pominę milczeniem ten język. Nic dziwnego, że potem każdy z nich może godzinę gadać jak nakręcony. Zawsze mu dokuczałem, że on sobie  zagląda do mózgu i przypomina sobie na której stronie to widział i potem trzepie z pamięci kilkanaście  stron.  On ma naprawdę świetnie wyćwiczoną pamięć. 

Od momentu, gdy okazało się, że Teresa jest w ciąży, stała  się obiektem ciągłej obserwacji i troski swego zakochanego w niej po czubek  włosów  męża. Szczególnej obserwacji podlegał "schowek na  dziecko", czyli jej brzuch. Był codziennie dokładnie  wycałowywany i głaskany rano i  wieczorem, ponadto osobiście przez Kazika smarowany mazidłem przeciwko rozstępom. Z dodatkowych "atrakcji" brzuszek Teresy musiał wysłuchiwać jak bardzo Kazik  kocha "ociupeństwo", które tam zamieszkało i jego mamusię. Teresa  się  śmiała, że Kazik więcej  dba o jej brzuch niż o  samochód. Ale  z drugiej  strony bardzo ją ta troska rozczulała i wciąż na  nowo utwierdzała w przekonaniu, że tym razem prawidłowo ulokowała swoje uczucia i że Kazik jest najwspanialszym facetem pod Słońcem. Jej zdanie w tym temacie podzielał też jej ojciec, który szybko pokochał Kazika  niczym  własne  dziecko. A Kazik bardzo szybko poczuł się jego synem. Kazik, gdy tylko podjęli decyzję, że chcą  mieć  dziecko, kupił sporo książek na temat ciąży i porodu oraz pielęgnacji dziecka oraz...pracę zbiorową amerykańskich lekarzy-pediatrów (tłumaczoną na język polski przez polskich pediatrów). Książka była wielkości formatki A-4, jej grubość wynosiła sześć centymetrów i bardzo dokładnie opisywała wszystkie aspekty życia i  zdrowia  dziecka od momentu narodzin do okresu "nastu" lat. Była też świetna i pod  tym  względem, że podawała tak  zwane rozpoznania  różnicowe chorób dziecięcych, bo wiele chorób miało wstępne objawy prawie identyczne i tu były podane te bardzo drobne różnice. Z początku Teresa  się śmiała, że kupił sobie "modlitewnik", ale gdy dokładniej ją przejrzała- stwierdziła, że ma bardzo mądrego i kochanego męża i razem  z nim chłonęła mądrości z tej książki. Jeden z kolegów w pracy Kazika, który już miał od kilku lat  dziecko polecił mu i dał "namiary" na dobrego pediatrę, który (jego zdaniem) nie  miał łba zakutego stereotypami i wiedział co się  dzieje  w światowej  pediatrii. Teresa się śmiała, że jeszcze  trochę a całe miasto będzie się interesowało jej ciążą, porodem a potem  dzieckiem. Ale nie da  się ukryć, że chociaż wydawałoby  się to niemożliwe, jeszcze bardziej pokochała swego zakochanego we własnej  żonie męża.

Któregoś dnia powiedziała do Kazika - wyczytałam, że mamy w mieście już i prywatne kliniki położnicze. Tata powiedział, że pokryje koszty mojego porodu i pobytu w takiej klinice- będziesz mógł być przy narodzinach naszego dziecka, o ile oczywiście  nie przeraża cię widok krwi i widok rozmamłanej, spoconej, rozczochranej i klnącej lub płaczącej własnej żony. Zatelefonuję dziś do swojego ginekologa i zapytam się go którą z tych prywatnych klinik poleca.  Słoneczko kochane, przecież nie ma potrzeby angażowania funduszy taty- w końcu po coś pracowałem kilka lat na Zachodzie i mam fundusze na to, by je wydać w "słusznej  sprawie." Kupno tego mieszkania nie uszczupliło ich, bo mieliśmy z Krystianem spadek po rodzicach- nie tylko ich mieszkanie ale i dwie działki pod Warszawą, które obaj z wielką radością sprzedaliśmy- ani Krystian ani ja nie mamy zacięcia do działek i hodowli roślin. Z trudem odróżniamy dęby od kasztanów. Umów nas na rozmowę z tym swoim lekarzem - nawet go lubię, chociaż ogląda to co nikt poza mną, będąc facetem, nie powinien oglądać. Wybaczam mu, to jednak lekarz, a nie zwykły facet.

                                                                           c.d.n.