piątek, 19 marca 2021

Trudne decyzje -3

Mieszkanie Marcina podobało się Lidce. Było trzypokojowe, na czwartym piętrze. Widok z dziennego pokoju był na pola po drugiej stronie  ulicy, ale oboje wiedzieli, że w planach  ma tu powstać kolejne osiedle, z tym , że budynki mają być głównie trzypiętrowe, bo wtedy nie trzeba montować wind. No jasne, margnęła Lidka - aż dziw, że nie zrobią osiedla ziemianek, wtedy i schody byłyby niepotrzebne i na dachach można by sporo zaoszczędzić. A od ziemianki do ziemianki sieć transzei.  Li, kochanie, masz wielce radykalne pomysły. Powinnaś je opatentować, sukces murowany. No bo popatrz -Lidka nie odpuszczała-  na moim osiedlu są  wieżowce, zresztą obrzydliwe i takie czteropiętrowe szeregowce jak mój, tak zaprojektowane, że nie ma jak do nich dobudować wind zewnętrznych, a na tych 3 i 4 piętrach mieszka mnóstwo osób od chwili zasiedlenia osiedla, a dziś są już leciwi i mordują się by dotrzeć do mieszkania. I co - projektanci tego nie wiedzą? Wiedzą ale wg władz to nieekonomiczne, ale te mieszkania nie są i nie były darmowe, komunalne, ludzie je normalnie kupują i to za całkiem spore pieniądze.

W sypialni Marcina jedną ścianę zajmował oszklony regał wyładowany książkami, na krótszej ścianie stało łóżko na półtora człowieka, jak to określił Marcin , na drugiej dłuższej ścianie szafa - kombajn, w pobliżu okna mały stolik i dwa nieduże fotele.W gabinecie Marcina stało duże biurko a ściany były obudowane regałami pełnymi     fachowej literatury i to w kilku językach. Nad biurkiem wisiały zdjęcia jego rodziców. Jesteś podobny do obojga - stwierdziła Lidka. Mama nie żyje, to wiem, a twój tata? Tata  żyje, ale woli mieszkać we Francji, zresztą ma obywatelstwo francuskie. Ale dość często do mnie przyjeżdża. Chodź do dziennego pokoju, otulę cię pledem, odpoczniesz trochę. Co ci zrobić do picia? Nic, ja mało piję. Marcin wrzucił na fotel poduszkę, na nią puchaty pled , usadził na fotelu Lidkę, otulił pledem, pod nogi podstawił miękki puf. A ty- zapytała Lidka- a ja  się rozpanoszę w drugim fotelu i będę kontemplował obraz pod tytułem "Li w fotelu". Za godzinę pojedziemy do Kuźni na kolację. Spotkamy się tam z Konradem i jego partnerką. Wiesz, to Konrad  mnie wyciągnął z załamania  gdy moje małżeństwo legło w gruzach. 

Chyba bardzo ją kochałeś skoro przeżyłeś tak bardzo rozpad swego związku - przepraszam, właściwie wcale nie  powinnam o tym z tobą rozmawiać, przepraszam- sumitowała się Lidka.  Marcin krótką chwilę milczał w końcu cicho powiedział- dobrze, że o tym ze mną rozmawiasz- nigdy nie rozmawiałem o tym z żadną kobietą. A z tobą chcę rozmawiać o wszystkim, dzielić się swymi przemyśleniami, radościami, smutkami, chcę wiedzieć jakie ty masz spojrzenie na to co nas otacza.  Bardzo, bardzo podobasz mi się jako kobieta, jesteś bardzo ładna, zgrabna, ale nie tylko to mnie przyciąga do ciebie, masz bardzo realne podejście do życia i jednocześnie masz wiele ciepła . "Zjadłaś" mnie tym powiedzeniem, że nie masz partnera, bo jak ma być byle jak, to lepiej by wcale  nie było. Jesteś pierwszą kobietą od której usłyszałem taką opinię.    Jesteś Li po prostu nietuzinkowa.                         

Nie umiem odpowiedzieć na pytanie czy ją bardzo kochałem,  mam wrażenie, że tylko wyobrażałem sobie, że ją kocham, a przecież już nie byłem nastolatkiem. Bo tak naprawdę to od początku byłem wielce pasywny.Nigdy nie byłem podrywaczem, ja się po prostu dałem poderwać, a  że była niebrzydka i niemal wszyscy kumple sypiali z pielęgniarkami przespałem się i ja. A może miałem w głowie zupełnie inny obraz małżeństwa, bo moi rodzice często bywali rozdzieleni, ale i tak się kochali. Mama mi zawsze kładła do głowy, że wzajemne zaufanie jest największą wartością i podstawą każdego związku.

Konrad bardzo chce  cię poznać. Bo tak z ręką na sercu - jesteś pierwszą kobietą, z którą odważyłem się spotkać po tej całej aferze. Więc chyba dlatego chce cię bliżej poznać.  Lidka spojrzała Marcinowi głęboko w oczy - no a jeśli mu się wydam niegodna ciebie, czy też nieodpowiednia dla ciebie to co? zakończysz znajomość ze mną?  Nie, to nie o to chodzi, on po prostu chce cię poznać, bez żadnego podtekstu. Śmieje się, że chce poznać kobietę, przez którą stracił pacjenta. Bo ponoć źle rokowałem. Li, a może dać ci drugą poduszkę? Lidka roześmiała się - no jasne, drugą podusię i za moment zasnę. Za 15 minut wstajemy, muszę wpaść do domu by się przebrać w coś bardziej cywilizowanego niż dresowe spodnie i t-shirt. Co prawda Kuźnia to nie Bristol, ale z szacunku dla  ciebie nie pójdę tam w dresowych gatkach.

W pół godziny później Lidka "wskoczyła" w dość dopasowaną do figury sukienką w kilku odcieniach fioletu, ciemnofioletowe szpilki i tego samego koloru  żakiecik. Do zapinanych na suwaki kieszeni żakietu włożyła portfel, dokumenty i klucze od  mieszkania. Gdy stanęła w drzwiach gotowa do wyjścia Marcin oniemiał i powiedział - jedziemy jeszcze  do mnie na  pięć minut, zaczekasz na mnie w samochodzie, to nie będę go wstawiał do garażu. Nie dał rady wrócić za 5 minut, ale gdy pokazał się w bramie  budynku Lidka pomyślała-  o cholera, młody bóg idzie na łowy. Wygląda jakby od trzeciego roku życia chodził w  garniturze. Gdy otworzył drzwi samochodu usłyszał- wyglądasz zabójczo! Dobrze, że do pracy  nie chodzisz w  garniturze! 

Konrad z towarzyszącą mu kobietą też byli elegancko ubrani. Gdy panie wyszły poprawić makijaż- dla Lidki było to tylko usunięcie resztek szminki z ust, Konrad powiedział Marcinowi, by zawalczył o Lidkę, bo nie dość, że dziewczyna ładna i zgrabna to na dodatek mądra. A że młodsza o  osiem lat, to bez znaczenia. I że powinien jej okazywać dużo, dużo czułości i troski, bo ona tego potrzebuje. Pojedźcie gdzieś razem na tydzień lub dwa, zobaczysz jacy oboje będziecie sobą zachwyceni. Tylko potem nie zapomnij mnie zaprosić na ślub, szczęściarzu. A może weź ją do Paryża na  czerwcowy "długi weekend", twój ojczulek będzie  nią zachwycony.

Gdy późnym wieczorem wracali z restauracji Marcin powiedział- wyglądasz cudnie,  aż nie mam ochoty się z tobą rozstawać. To chyba dobrze, roześmiała się Lidka, jest tylko jeden mały problem- nie spędzę  całej nocy w tej sukience  i szpilkach więc urok pryśnie. Nie pryśnie, sukienka i szpilki to tylko dodatki, liczysz się ty. Kochanie, a gdzie wolisz żebyśmy jeszcze posiedzieli razem- u ciebie  czy u mnie? Zasadniczo obojętne, ale u mnie lodówka pełna a u ciebie  tylko światło, więc rozum mi podpowiada byśmy posiedzieli u mnie. Ale uprzedzam będę w dresie, nie w tej kiecce. To wiesz co- zostawię cię na moment w samochodzie, zrzucę garnitur i też wskoczę w dres- dobrze? Dobrze- zgodziła się Lidka. Gdy wyszedł z  samochodu pomyślała- chyba zupełnie zdurniałam, igram z ogniem. Jeśli się zakocham to przepadnę.

Marcin chyba w jakimś obłędnym tempie wyskakiwał z tego garnituru, miał na sobie dres, adidasy, w ręce torbę zakupową "z czymś" i bardzo dziarsko wskoczył za kierownicę. Tym razem Lidka powiedziała, by jednak zostawił samochód na płatnym, strzeżonym parkingu, bo to sobota, więc  tak będzie  bezpieczniej dla całości samochodu. Szli do domu Lidki i rechotali, że teraz to wyglądają super- ona odsztafirowana, na szpiluniach a on w dresie i adidasach. W domu Lidka szybko zamieniła sukienkę na dres, pozbyła się makijażu, wstawiła wodę na herbatę, przeprowadziła wywiad, czy aby Marcin nie głodny, każde wyciągnęło z zamrażarki swe ulubione lody  zasiedli na sofie w wielce zdrowej pozycji czyli.....w siadzie skrzyżnym. Gdy usiedli Marcin wyciągnął wpierw z torby zakupowej butelkę wina, którą odniósł grzecznie do kuchni, jednocześnie przynosząc z niej herbatę. Następnie - flakonik ulubionych perfum Lidki mówiąc - mam nadzieję, że się nie pomyliłem, bo w tej dyscyplinie  niewiele odbiegam wiadomościami od nogi stołowej. Przyznaję się bez bicia, podpatrzyłem w twojej łazience. Następnie z torby wychynęła piżama Marcina,bo chociaż t-shirt z żabą jest dobry  rozmiarowo, to malutkie granatowe kwadraciki na jasnoniebieskim tle chyba lepiej się prezentują od żaby, a tak  naprawdę nie lubi spać w dopasowanych bokserkach, a te piżamowe spodenki są wygodniejsze. 

Poza tym chciałby się dowiedzieć, czy Li spędziłaby z nim długi czerwcowy weekend, np. w Pradze Czeskiej- mogą albo polecieć samolotem albo pojechać samochodem. Na wszystkie pytania Lidka odpowiadała oplątana jego ramionami a jego ręce coraz  śmielej sprawdzały kontury jej ciała, wciskały się bezczelnie  pod dres, coraz więcej pytań było poprzedzanych lub kończonych pocałunkami. Ale Lidka w pewnej chwili szepnęła mu do ucha- połowa cyklu panie doktorze, a ja odstawiłam już dawno tabletki. Wiem o tym, jestem twoim lekarzem, a nie katem. Zaufaj mi i idź za instynktem, rozum zostaw mnie. Zadbanie o twoje bezpieczeństwo to moja sprawa. Lidka nareszcie przylgnęła do Marcina, dresy nagle przestały obojgu przeszkadzać bowiem znalazły się na podłodze, a Marcin na przemian zachwycał się słownie wszystkimi częściami ciała Lidki i okrywał je pocałunkami, by wreszcie w nim  delikatnie, w pełnym zabezpieczeniu, którego nawet nie wyczuła, wylądować. Leżeli wtuleni, nieco  zdumieni, że ten ich  pierwszy raz przyniósł obojgu tyle satysfakcji. Jesteś cudowna, chcę jeszcze i jeszcze i jeszcze. A tak się bałem jakbym miał skoczyć ze spadochronem.A ty jesteś wprost cudowna, jakby stworzona dla mnie. Zasnęli dopiero nad ranem, omówiwszy to wszystko o co pytał Marcin oraz plany na najbliższe miesiące. Wrześniowy urlop Lidki planowali spędzić w towarzystwie ojca Marcina, który miał całkiem  spory dom w okolicy Nicei. Około południa, gdy się obudzili,  nadal nie syci siebie, Lidka zarządziła wysoko białkowe śniadanie i usmażyli razem jajecznicę na dużej patelni, zjedli szybko i powrócili do dalszego odkrywania siebie nawzajem. Czerwcowy długi weekend spędzili na zmianę w mieszkaniu Lidki i Marcina. W każdy weekend pływali w Konstancinie, rozśmieszając Konrada tym, że Marcin pływał zawsze jak cień Lidki i Konrad się śmiał, że zachowuje się jak samiec walenia pilnując by jakiś obcy samiec nie zbliżył się do jego samicy. We wrześniu pojechali do Francji, do ojca Marcina.

Ojciec Marcina nie ożenił się po raz wtóry, miał przyjaciółkę z którą spędzał czas wolny, ale jak powiedział Lidce, miłością jego życia była matka Marcina. Któregoś wieczoru w przydomowym ogrodzie ojca, gdy w trójkę sączyli lekkie wino, Marcin powiedział Lidce, że dojrzewa pomału do małżeństwa z nią. Lidka uśmiechnęła się i odpowiedziała - a czy mógłbyś mi powiedzieć czym będzie się różniło moje obecne życie z tobą  od  tego gdy weźmiemy ślub?

Mieszkanie, w którym mieszkam należy do rodziców, nie stanowi mojej własności, choć wiem że jest przedmiotem spadku a testament już jest sporządzony. Czy wyjdę za Ciebie czy nie to i tak będę musiała pracować, bo trzeba sobie wypracować emeryturę. Nie sądzę bym jako żona kochała cię mniej lub więcej i dopóki mnie  nie zdradzisz będę cię kochać, dbać o ciebie i wspierać. Nie mniej jeśli ci się zamarzy dziecko wolałabym wtedy w czasie ciąży wziąć ślub, z przyczyn społecznych, bo kołtuństwo nadal kwitnie. Więc może poczekajmy jeszcze z kwestią ślubu. Nigdy ci o tym nie mówiłam, ale gdy przyszłam na pierwszą wizytę do twego  gabinetu przeżyłam szok  gdy wstałeś od biurka, bo nagle stanął przede mną  "facet z mojego snu", choć z nieco jaśniejszymi włosami niż ten, którego widziałam we śnie. Wierz mi, nie widziałam cię nigdy wcześniej, nawet nie wiedziałam, że istniejesz. Tego dnia obdzwoniłam kilka przychodni i  gabinetów szukając lekarza, który przyjąłby mnie "od  ręki", ja nawet nie wiedziałam czy trafiłam na kobietę czy na faceta- dopiero gdy przyszłam recepcjonistka  mnie uświadomiła, że trafiłam na faceta. A po tygodniach wpadłam w totalny zachwyt tobą - byłeś delikatny, taktowny i mieliśmy takie samo spojrzenie na wiele spraw. Nocowałeś u mnie, bo wiedziałam chociaż nie  wiem skąd, że nie weźmiesz mnie siłą i że w pewnej chwili sami oboje  dojrzejemy do tej decyzji. Wiem, że na pewno będziemy dobrym związkiem, ale pośpiechu nie ma. I wiesz - może jestem naiwna, ale wierzę we wszystko co mi mówisz. A ojciec Marcina uniósł w górę kieliszek i powiedział - piję za wasze zdrowie, za waszą miłość i związek. A Li ma rację - liczy się uczucie i wzajemne zrozumienie, ślub to sprawa czysto administracyjna, ale  bardzo cię Li proszę - wyjdź za mego syna.

Wczesną wiosną następnego roku Lidka i Marcin wzięli ślub. Uczestnikami skromnej uroczystości  byli rodzice Lidki, ojciec Marcina z przyjaciółką, wspólniczka Marcina i mierzący piętnaście centymetrów maluszek w brzuchu Li. A  świadkowali w USC Konrad ze swoją partnerką. 

W przyjściu maluszka na świat pomagała wspólniczka Marcina a zaszczyt przecięcia pępowiny przypadł Marcinowi i zapewne gdyby nie trzeźwość Lidki ów kawałek pępowiny stałby się zabalsamowaną rodzinną relikwią oprawioną w srebro lub złoto.

Swoje  uwielbienie dla Lidki przekazał synkowi Marcin, a jednocześnie Lidka cały czas tłumaczyła małemu Marcelkowi, że na świecie nie ma bardziej kochanego taty niż jego tata. Ale największym rodzinnym sukcesem Lidki było namówienie swego teścia by sprzedał dom pod Niceą i zamieszkał razem z nimi w wygodnym, dużym domu w Konstancinie. Po roku dołączyła do towarzystwa Nina, przyjaciółka teścia Li. A stałymi gośćmi w starym, odremontowanym starannie domu konstancińskim bywał Konrad wraz ze swą partnerką i rodzice Lidki.

                                                                            KONIEC

 








Trudne decyzje - 2.

Jedli i wpatrywali się sobie w oczy. Albo mu to naprawdę smakuje albo był bardzo głodny - pomyślała Lidka. 

Hmm, bardzo dobre wino - zagaiła rozmowę Lidka. Właśnie niedawno je odkryłem zdradził swą tajemnicę Marcin. A powiedz mi, proszę jakie  to mięso jest w tej zapiekance, nie mogę rozpoznać. Biust z indyka- wyjaśniła Lidka. Ale wpierw go marynuję, bo tak naprawdę za drobiem to nie przepadam, choć ponoć to zdrowsze od wołu lub wieprzowiny. Nie bujasz, naprawdę? Zupełnie nie przypomina indyka. No bo o to właśnie szło- żeby było gotowe w 20 minut i nie miało smaku drobiu. A czy jest zdrowsze?- nie mam pojęcia, nawet się nad tym nie zastanawiałam nigdy.  Czy będzie  dużym nietaktem gdy sobie jeszcze dołożę? Z czystego łakomstwa, bo głodny to już nie jestem. Ale dawno nic mi tak nie smakowało, naprawdę. Jedz, proszę, ile tylko zechcesz. Lubię gdy ludziom smakuje to co upitraszę. Ale zdarzają mi się też niewypały kulinarne, a śmietnik to bardzo wyrozumiały stołownik. 

A gdzie ty mieszkasz, że tak szybciutko tu dotarłeś? W wieżowcu zbudowanym przez jakiegoś wariata w miejscu,  gdzie ciągle są wypadki. W tym żółtym? próbowała uściślić Lidka. No tak, z jego dwóch stron są jezdnie i tak ze 50 m od budynku są  regularnie kraksy bo się łączą dwie nitki drogi a ludzie są gapowaci. Lidka machnęła ręką - tego wieżowca tam nie było a wypadki zawsze tam były i to sporo śmiertelnych. Najwięcej to było motocyklistów. Ale budynek całkiem ładny wymodzili. Od dawna tam mieszkasz?- od rozwodu, a dokładnie od chwili gdy się postanowiliśmy rozejść, więc już dwa lata.

Lidka nabrała powietrza w płuca, głęboko odetchnęła i powiedziała - mam  do ciebie kilka pytań, nie nadających się w powszechnej ocenie do zadawania ich na początku znajomości, no ale zaryzykuję - robisz na mnie wrażenie całkiem normalnego faceta i może to w niczym nie zaburzy naszej znajomości. Nie zaburzy - wolę gdy ktoś chce się czegoś dowiedzieć bezpośrednio u źródła niż okrężną drogą. Pytaj, proszę, na wszystko ci odpowiem - i te szarozielone oczy zawisły na ustach Lidki, która w tym momencie pomyślała, że jeszcze minuta a zakocha się na śmierć. 

Powiedz mi, dlaczego wybrałeś akurat tę specjalizację? To dość proste pytanie -  szarozielone oczy poszukały oczu Lidki i wbiły się  w nie- bo moja mama umarła na raka szyjki. A była jeszcze dość młodą kobietą. Pomimo tego, że regularnie chodziła na badania. Więc zrobiłem tę specjalizację i dodatkowo jestem cytologiem. Nie byłem zainteresowany chirurgią w tej specjalizacji, chociaż zapewne gdybym w tym biznesie działał miałbym tłumy pacjentek. Ale wolę im doradzać jak zapobiegać i dbać o zdrowie  niż jak usuwać niechciane skutki. Moja wspólniczka z kolei dodatkowo jest położnikiem, więc razem działamy na zdrowie kobiet. Jest sporo ode mnie starsza, ale jest bardzo dobrym lekarzem, otwartym na  nowości w tej dziedzinie. To przy okazji, skoro jesteśmy przy drażliwych tematach, powiem ci, dlaczego mój związek skończył się tak prędko - moja żona, pielęgniarka z zawodu, nie mogła znieść tej mojej specjalizacji, widząc w każdej pacjentce potencjalną konkurentkę do mego serca i łóżka. Potrafiła wpadać nagle do gabinetu i zajrzeć za parawan zapewne w nadziei, że przyłapie mnie na zdradzie. Po roku załamałem się i wystąpiłem o rozwód. Ileż można każdego dnia zapewniać o tym, że kocham tylko jedną kobietę a nie wszystkie swoje pacjentki. Wiesz, taka patologiczna zazdrość nie jest objawem miłości, raczej braku równowagi psychicznej i sporych kompleksów. Ale na terapię nie chciała chodzić. No i tak się to skończyło. I jeszcze coś chcę ci powiedzieć - jesteś pierwszą pacjentką, która w jakiś sposób przebiła się przez moją odporność na kobiety. Jesteś po prostu naturalna, umiesz zachować dystans w niekrępujący sposób. I, o ile  dobrze  pamiętam, to jesteś ode mnie 8 lat młodsza. Lidka uśmiechnęła się - to ty sprawiłeś, że zachowywałam się, jak to określasz naturalnie. Ty po prostu swoim zachowaniem okazujesz kobiecie szacunek. Nie prowadzisz z pacjentką dyskusji o tym co odkryłeś wtedy gdy leży pół naga na fotelu, prosisz by się spokojnie  ubrała. Unikam w tej dyscyplinie  kobiet, większość z nich jest po prostu niemiła. Bo nie jest miło leżeć z gołym tyłkiem, niezależnie od płci lekarza i wysłuchiwać zaleceń na zaś. Co mnie zresztą dziwi, że to tak rozpowszechnione jest. Albo ja mam takiego pecha.

Napijesz się jeszcze herbaty? A może  masz ochotę na lody? Dodam do nich biszkoptów do pogryzania, bo nie kupiłam w cukierni wafelków. A lody to mam od Grycana. Chodź ze mną do kuchni, bo nakupowałam masę małych pudełek i możesz sobie wybrać na które lody masz ochotę.Mam całą szufladę zamrażarki pełną  lodów.Gdy już wrócili z wybranymi lodami, których wybór w zamrażarce Lidki wyraźnie  zrobił wrażenie na Marcinie, właściciel szarozielonych oczu zapytał, czy Lidka wybrałaby się z nim na jakiś koncert do Filharmonii, oczywiście gdy już razem przejrzą program. A do teatru też byśmy poszli? - dodała Lidka. Przejrzymy program a ja mam koleżankę w kasach SPATiFu to  nam załatwi bilety. Bo byłoby świetne, wieki całe nie byłem w teatrze. Twarz Marcina wykazywała pełny entuzjazm. No to się świetnie składa, ucieszyła się Lidka, bo ja też.  Tylko przejrzymy mój grafik, ale nie mam go przy sobie, zmartwił się Marcin. Wezmę go jutro gdy będziemy jechać na basen. W basenie się zamoczy, zauważyła ze śmiechem Lidka. A o której jest ten basen jutro? A właściwie dziś, bo już jest pierwsza! Przyjadę po ciebie o 16,00,  od 17,00 mamy basen a potem jacuzzi.

Lidka szybko wstała mówiąc- coś ci muszę pokazać, zaczekaj.Wymaszerowała z pokoju i za chwilę wróciła z kostiumem i czepkiem pływackim - zapamiętaj proszę,  gdy jutro wyjdziesz z szatni na basen bo osoba w takim właśnie kostiumie i takim czepku to będę ja. Po prostu ja w ubraniu a ja w stroju basenowym to dwie różne osoby. Nawet moja własna rodzina nie może mnie z reguły rozpoznać. Ale ja cię rozpoznam - zapewnił ją Marcin. Masz super nogi. A kostium masz bombowy, zapamiętam. 

Lidka zaczęła się śmiać - a ja byłam pewna, że oglądałeś dotychczas zupełnie inną część mego ciała. Zwróciły moją uwagę zaraz pierwszego dnia, gdy szłaś do łazienki, wyjaśniał Marcin. Byłaś na szpilkach a stąpałaś tak leciutko, że prawie nie słychać było ich stukotu. No i trudno potem ich nie widzieć w tej specyficznej ekspozycji praktycznie stojąc między nimi. Ale wpierw widziałem i tak twoją buzię i pomyślałem, że się bardzo denerwujesz. Bo byłam wściekła, trzeci raz mieć infekcję na przestrzeni niecałego roku to już za dużo radochy jak dla mnie- wyjaśniła Lidka.

 Podejrzewam, że po takiej rozrywce jak pływanie a potem jacuzzi będę padnięta jak mopsik. No to dobrze, bo ja też po takim moczeniu się padam. Pojedziemy do mnie, może jakiś wypadek nam się trafi do obejrzenia z  balkonu- zaśmiał się Marcin. Odpoczniemy i pojedziemy na kolację, do Kuźni. Bliziutko.

Lidka, wykop mnie do domu bo mi tu coś za dobrze się zrobiło. A to ci w czymś przeszkadza? No wiesz, wg norm towarzyskich to już dawno powinienem cię zostawić i wyjść. No fakt i to po 15 minutach rozmowy o niczym- śmiała się Lidka. Jak chcesz to możesz spać na tej sofie, pod warunkiem, że sam  sobie ją rozłożysz i sam obleczesz kołdrę - od biedy mogę ci rogi kołdry potrzymać. Niestety męskiej piżamy zapasowej jeszcze nie zakupiłam. Jak na  razie wygląda na to, że będziesz pierwszym facetem nocującym u mnie w domu. Chyba ważniejszy nie jest ten pierwszy, ale ten, który będzie tym ostatnim w życiu kobiety - stwierdził Marcin.

Lidka przyjrzała mu się uważnie i powiedziała - masz rację - to dotyczy i  kobiet i mężczyzn. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Zapewne nikt takiej statystyki nie prowadzi. Powiedz mi, skąd taki pęd facetów do tego by być pierwszym? Nie mam pojęcia po co ktoś chce być tym pierwszym skoro nie chce być jednocześnie tym ostatnim, nie zastanawiałem się nigdy nad tym. 

To jeszcze mi powiedz co jadasz na  śniadanie, które ani chybi będzie koło południa. Prawdopodobnie to co ty. No to się zdziwisz, bo ja jadam owsiankę i piję kawę. A tak dokładnie to płatki zalewam jogurtem i dodaję łyżeczkę miodu. I to gotujesz?- Marcinowi niemal oczy wyszły na wierzch. No coś ty, zjadam na surowo. A dasz spróbować? No pewnie, że dam. Ja rano to nie bardzo wiem, jak mam na imię, a nie chcę pić kawy na czczo, więc zjadam taką owsiankę. Jak nie  zapomnę to dodaję jeszcze  garść rodzynek i żurawin. A czasem płatki migdałowe. Zasadniczo  najlepsza owsianka to taka, która ma: płatki owsiane drobne, płatki migdałowe, rodzynki, kawałki orzechów, trochę żurawiny, łyżeczkę prawdziwego miodu, łyżeczkę cynamonu i to wszystko szykujesz wieczorem, wsypujesz do słoika, zalewasz  jogurtem naturalnym lub mlekiem migdałowym,zakręcasz słoik i stawiasz na sam dół do lodówki. Rano odkręcasz, zamieszasz i zjadasz.Popijasz to potem kawą i  wiesz, że żyjesz zdrowo. Niesamowite! Marcin nie mógł się nadziwić. I na jak długo ci to starcza? Do lunchu.A lunch o której jesz? Średnio/przeciętnie 14- 16. A co jadasz na lunch? Najczęściej kanapkę własnej produkcji - plasterek jabłka, plasterek żółtego sera, plasterek jabłka, plasterek szynki lub polędwicy, plasterek  jabłka, jeden plasterek chlebka Vasa, najlepiej z sezamem. I dam ci spróbować. No a  obiado kolację mojej produkcji to już spróbowałeś. Marcin przypatrywał się jej  z zaciekawieniem, w końcu zapytał: wystarcza ci plasterek sera i plasterek jabłka? No nie, ta kanapka jest złożona z kilku plasterków, najczęściej sześciu  lub siedmiu. 

A ty całkiem poważnie powiedziałaś, że mogę tu przenocować? A czy ja wyglądam na żartownisię?-Lidka na to pytanie odpowiedziała pytaniem. Lubię się powygłupiać, ale z reguły jestem obrzydliwie poważna. Po prostu mam do ciebie zaufanie- wystarczy czy jeszcze mam coś wytłumaczyć? Ten budynek jest zbudowany w dobrym miejscu, nie ma pod nim cieków wodnych, więc tu się na ogół wszyscy dobrze czują. Czasem nocują u mnie  dwie koleżanki i zawsze twierdzą, że się tu dobrze wysypiają.

No to rozkładaj sofę, na wszelki wypadek wyjmij też koc oprócz kołdry i może dam ci t-shirt Luśki, bo on to jest 3XL .Co prawda ma obrzydliwą żabę nadrukowaną, no ale nie będziesz w tym pozował do zdjęcia tylko masz w tym spać. Luśka  kiedyś  miała 20 kg nadwagi a teraz te 20 kg zgubiła, a t-shirt został jako przestroga- ile razy u mnie jest to go wyciąga i kładzie w widocznym miejscu żeby nie łasuchować. Lidka przyniosła też do pokoju dodatkowe ręczniki i zaproponowała by pierwszy skorzystał z łazienki. A w łazience, niech poszuka w szafce najwyżej wiszącej nowej szczoteczki do zębów, bo wg niej powinny być jeszcze dwie,w opakowaniu,  bo ona zawsze je kupuje  hurtem, po cztery sztuki.  W kuchni w szafce niech sobie wybierze jakiś kubek. A rano, jeśli się obudzi wcześniej, to niech będzie tak miły i ją też obudzi.Nie da się ukryć, że Marcin bez problemu zmieścił się w t-shirt z żabą i z dziesięć minut się zgodnie rechotali. Gdy Marcin przeprowadzał swe wieczorne  ablucje Lidka szykowała na rano dwa słoiczki "owsianki".

Ku wielkiemu zdumieniu Lidki ale i ku jej radości, Marcin starannie ściągnął wodę z szyb kabiny, wszędzie było czysto i sucho. Z położeniem się do łóżka zaczekał na wyjście Lidki z łazienki i na dobranoc po dwóch przelotnych pocałunkach w policzki wyszeptał "wybacz" i sprawdził jak smakują jej usta. I chyba bardzo smakowały, bo ten pocałunek trwał naprawdę długo. Gdy już się oderwał westchnął - rzeczywistość przeszła moje oczekiwania. Śpij słodko. Ty też - wyszeptała Lidka.

Owsiankowe śniadanie nawet odpowiadało Marcinowi. Ze zdumieniem stwierdził, że nie jest po nim głodny. Szalenie rozbawił Lidkę rozszyfrowywaniem  zawartości niemal każdej łyżeczki, potem obejrzał składniki w ich pojemnikach. A Lidka szykowała tymczasem to co chciała podać na lunch - biorąc pod uwagę fakt, że czekało ich jeszcze tracenie energii w basenie przygotowywała ryż z warzywami, na ostro.

Marcin cały czas jej zaglądał przez ramię, zaoferował swą pomoc w krojeniu marchewki i szalotki, bohatersko podjął się roli degustatora przy dodawaniu soli i curry, dziwił się, że ryż jest wpierw smażony a dopiero potem gotowany i zachwycał się zapachem wydobywającym się z  garnka. Na koniec pokroił w idealną drobną kosteczkę kawałek polędwicy sopockiej czym wywołał podziw  Lidki, która stwierdziła, że z taką ręką do noża to mógłby być chirurgiem plastycznym. Okazało się, że jeśli idzie o chirurgię plastyczną to on popiera wszystkie działania naprawcze mające przywrócić ludziom normalne funkcjonowanie, no ale implantowanie biustu bo za mały uważa za niepotrzebne tak jak zmienianie rysów twarzy by się do kogoś upodobnić -to zwykłe fanaberie- podsumował.

Lunch bardzo szybko zniknął i znów się Marcin nie mógł nadziwić, że z tak "pospolitych" składników można przygotować takie smaczne danie. Li, ty mnie wciąż zadziwiasz, jesteś niezwykła! Czy pozwolisz, że będę cię nazywał Li? Lidka to brzmi tak jakoś ostro, Lidia z kolei tak oficjalnie, ze wszystkich zdrobnień, przychodzi mi na myśli tylko to Li. A nie brzmi to niemal po chińsku? -śmiała się Lidka. No dobrze, jak chcesz- niech będzie Li, ale tylko tobie na to pozwalam.

Około 15,30 Marcin udał się po samochód oraz ręcznik i  spodenki basenowe i tak jak planował o 16,00 wyruszyli na basen. Przed szatnią spotkali kolegę Marcina, który zabrał ich do służbowej pakamery. Kolega klepnął Marcina w plecy aż zadudniło i stwierdził - no wreszcie wracasz do grona żywych! Marcina uśmiechnął się i powiedział - jak widzisz mam do kogo. Kolega obrzucił Lidkę uważnym spojrzeniem i stwierdził - widzę szczęściarzu, widzę. Kochanie, zwrócił się do Lidki Marcin - to jest Konrad, terapeuta. Słysząc  owo"kochanie" Lidka potknęła się o własną stopę i chwyciła się ramienia Marcina, który szybko  i mocno ją  objął mówiąc- ostrożnie, nie poślizgnij się. Lidka się roześmiała- ja po prostu nie potrafię chodzić w basenówkach! Konrad rzucił okiem na jej klapki i powiedział-zaczekajcie chwilę i zniknął z powrotem w szatni. Pomyślałem sobie Li, że "kochanie" brzmi mniej po chińsku i cmoknął ją delikatnie w policzek. W pięć minut później ukazał się Konrad z dwiema parami  basenówek- na grubszej podeszwie z szerokim paskiem obejmującym stabilnie stopę. Mam basenówki dla was obojga. Ale mam oko - pochwalił sam siebie- trafiłem z rozmiarem w punkt.

Bardzo dziękuję, w tych to można  spokojnie chodzić, te "japonki" na tej cieniusiej podeszwie są koszmarne- no to chodźcie pływać- zarządził Konrad. Po pół godzinie pływania Lidka miała dość, usiadła na  brzegu basenu i przyglądała się Marcinowi. Był szczupły, ale ładnie zbudowany, bardzo proporcjonalnie . Konrad miał co prawda lepszą muskulaturę ale akurat to nie budziło entuzjazmu w Lidce. Ciągle jeszcze wracało jej na myśl owo "kochanie" - jednocześnie sama siebie strofowała- chciał zaimponować koledze, to nic nie znaczy. Nie szalej, daj czas jemu i sobie.Marcin przepłynął dwa  baseny więcej niż Lidka, a teraz wyszedł z wody i powiedział: chodź kochanie, pójdziemy do jacuzzi. Trzeba odpocząć. Konrad za chwilę  do nas dołączy. Masz rację, te klapki są o niebo lepsze od japonek.Weźmiemy je do domu, rozliczę się za nie potem, ale to i tak grosze kosztuje. W jacuzzi siedzieli niemal przytuleni do siebie, trzymając się za ręce. Spać mi się zachciało, jęknęła Lidka. No to kończymy, jesteś już zmęczona. Po prostu za szybko pływałaś. Poza tym miałaś dość długą przerwę. Będziemy w każdy weekend pływać, szybko wrócisz do formy.W pakamerze był Konrad z kimś ze znajomych, więc przebierali się w jednej kabinie, co miało tę dobrą stronę, że każde z nich miało dobrze wytarte plecy.Gdy wyszła z kabiny Konrad podał jej suszarkę do włosów - proszę je starannie wysuszyć, ochłodziło się teraz na wieczór, ale to dobrze, bo to znaczy, że będzie jutro pogoda. Gdy suszyła włosy  Marcin co chwilę sprawdzał czy już suche, ale chyba więcej mu szło o rozburzanie ich. W końcu Lidka zarządziła, by usiadł na stołku i wzięła się za suszenie jego włosów przeczesując je palcami i lekko układając. Konrad widząc to westchnął- niektórzy to  mają szczęście!Gdy wychodzili z budynku Marcin  zerknął w lustro i stwierdził, że nawet po fryzjerze nie ma tak dobrze ułożonych włosów.

W kwadrans później parkowali w jego garażu. Marcin zabrał torbę z ich mokrymi rzeczami, a gdy wsiedli do windy powiedział- teraz odpoczniemy, też się nieco zmęczyłem.

                                                                                   c.d.n.







czwartek, 18 marca 2021

Trudne decyzje

W czwartek wieczorem Lidka "odkryła", że znowu musi odwiedzić lekarza oglądającego kobietę z odwrotnej perspektywy.

 Rano brzydko zaklęła, zatelefonowała do domu swej szefowej, że  spóźni się do pracy  godzinę, ale za to zostanie godzinę dłużej, ubrała się i "pożeglowała" wściekła do laboratorium analitycznego, by na koszt własny zrobić wymaz. Ani chybi, myślała w drodze, pamiątka po niedzielnym pływaniu w basenie. Koniec z chodzeniem na  basen, to już trzeci raz. Z pracy obdzwoniła kilka gabinetów, szukając takiego, który by ją przyjął "od  ręki".  Była jej obojętna płeć lekarza, zresztą uważała, że mężczyźni w tej branży okazują kobietom więcej zrozumienia  i uważniej wysłuchują tego co one mówią. A wynik z laboratorium,  badanie opłaciła  jako "cito",  mogła odebrać zaraz po pracy. 

Do  lekarza była zapisana na godzinę 19,30. No dobrze, że przynajmniej niedaleko od domu. Na sąsiednim osiedlu, 10 minut autobusem. Popatrzyła jeszcze raz na zapisany adres, potem wzięła plan miasta i zaczęła szukać. Pomału narastała w niej wściekłość bo jakoś dziwnie to wyglądało na planie, więc zatelefonowała ponownie, by się zapytać jak ma tam trafić. Personel na recepcji cierpliwie wpierw wypytał czym będzie  jechała, bo  najłatwiej jest tu trafić od przystanku autobusowego, ale gdyby jechała samochodem to wtedy musiałaby w inną ulicę wjechać, bo wejście do budynku jest od tyłu i proszę wjechać koniecznie windą, to wtedy wysiada pani tuż przy gabinecie, a jak się idzie schodami to trzeba przejść kawałek korytarzem. Stwierdziła, że rozumie i  że ma nadzieję trafić. 

Przezornie wyjechała z domu odpowiednio wcześnie, bez trudu znalazła właściwy budynek i udała się do gabinetu z10 minut przed czasem. Personel, choć przez telefon brzmiał bardzo młodo, wcale do młódek nie należał. Personel był dobrze wyszkolony, założył jej kartę pacjenta wpisując podstawowe wiadomości, została nawet zważona. 

Z pięć minut po czasie z gabinetu wyszła pacjentka a personel poinformował Lidkę, że już może wejść do gabinetu. Wzięła od recepcjonistki swą  świeżo założoną kartę pacjenta, dołączyła do niej wynik badania i poszła.

Otworzyła drzwi i z lekka ją wkopało - gabinet był super urządzony, wszystko nowiutkie, lśniące, z lewej strony, nieco z tyłu stało biurko, przy którym tyłem do Lidki siedział lekarz, który przeprosił ją, że dopiero za trzy minuty się nią zajmie, więc niech chwilę spocznie na krzesełku.

Lidka obejrzała z ciekawością wyposażenie, pomyślała, że  fajnie, że gabinet ma również USG no i nic dziwnego, że cena wizyty to wszystko odzwierciedla.

Rzeczywiście za trzy minuty facet przy biurku obrócił się na krześle w jej stronę i wstał mówiąc - już jestem do pani usług. Lidkę nieco zatkało - facet był wyrażnie rodem z jej snów o tym, jak powinien facet wyglądać. Jedynie włosy, ciemny blond, zakłócały nieco ten wymarzony obraz  "urodziwego faceta". Pan doktor się przedstawił, wyjął z jej ręki "Kartę pacjenta" i wynik wymazu. Przeczytał to wszystko, co napisane było na karcie, bardzo dokładnie postudiował wynik  badania  a następnie powiedział: jak pani sama widzi, nie  jest to dobry wynik a do tego jest tu jakiś stan zapalny. Będę musiał to obejrzeć, więc proszę przejść do łazienki, rozebrać się od  pasa w dół, przygotować do badania a potem założyć jednorazowe kapciuszki i takąż spódniczkę i do mnie przyjść.

Lidka wpatrzona w niego niczym sroka w gnat weszła do sąsiedniego pomieszczenia. Była tu wydzielona toaleta z umywalką, bidet, jednorazowe ręczniki, regał z jednorazowymi kapciami i spódniczkami, wieszak na ubranie, stolik i dwa kosze na zużyte jednorazowe części  garderoby i ręczniki.

No tak- pomyślała- elegancja w każdym calu a w państwowej poradni "K"to się człowiek rozbiera obok fotela i żadnego sikania przed badaniem i mycia nie ma. Gabinet super, facet niestety też. Pewno już dawno żonaty.

Wychodząc z łazienki czuła się  jakby była w trawiastej  hawajskiej spódniczce i tą refleksją podzieliła się z lekarzem. Oooo, ciekawe skojarzenie - odpowiedział z uśmiechem. Gdy weszła na podnóżek by usadowić się na fotelu podtrzymał jej rękę by się nie ześlizgnęła z uchwytu. Gdy już leżała powiedział - proszę się nie denerwować, nie potraktuję pani lodowatym wziernikiem, autoklaw długo trzyma ciepło. Będzie o temperaturze 37 stopni.  Gdy skończył dość długie badanie ściągnął rękawiczki i  pomógł  jej usiąść a następnie  asekurował przy schodzeniu z fotela. To proszę się iść ubrać i wtedy porozmawiamy.

Gdy wróciła wręczył jej receptę mówiąc - będzie pani brała ten lek i proszę o dane partnera, wypiszę i dla niego receptę. Nie trzeba - nie mam partnera- odpowiedziała akcentując "nie mam".

Lekarz spojrzał na nią z miną  "oj, ktoś mi tu kit wstawia", a Lidka szybko dodała - jak ma być  byle jak to lepiej by wcale nie było. A może po prostu ja jestem kiepska w  tej materii - wcale tego nie wykluczam. Facet mówi, że było super, a ja nie  wiem o co mu biega.  

To nawet zdrowe podejście- stwierdził nie spuszczając z niej wzroku- ale o tym to porozmawiamy na samym końcu, gdy zwalczymy infekcję, to raz, dwa- nie podoba mi się pani prawy jajnik- badanie palpacyjne pokazuje, że coś się z nim dzieje, więc zrobimy USG, po pobraniu leku zrobi pani jeszcze kontrolnie dwa wymazy i zmieni pani  basen, na który pani chodzi. I jest jeszcze nieduża nadżerka, do usunięcia, ale też po wyleczeniu infekcji. Ponieważ mamy podpisaną umowę z NFZ to niektóre badania będą na NFZ. 

Mam nadzieję, że nie przeraziły pani ceny i pozostanie pani naszą pacjentką. Mówię "naszą" bo gabinet należy nie tylko do mnie ale i do mojej wspólniczki. Gdy nie ma jej ja przyjmuję jej pacjentki no i vice versa. A wymaz kontrolny proszę zrobić w pracowni pani dr. S. na Pięknej. To bardzo dobre laboratorium. No i od razu panią zapiszę też na piątek, za dwa tygodnie. Można też na taką samą godzinę? Recepcjonistka przypomni pani o wizycie dwa dni przed terminem. 

A zna pan jakiś basen wolny od infekcji?   Znam, w Konstancinie. No tak, o rzut beretem stąd, roześmiała się Lidka. Nie jest  źle, dwa autobusy jeżdżą tam z Dworca Południowego, stają 700 metrów od CKR-u, uświadomił ją lekarz.

Wyszła z gabinetu i powędrowała do autobusu, ale wieczór był pogodny i stwierdziła, że dobrze jej zrobi nieduży spacer, tak ze dwa przystanki autobusowe, resztę pokona autobusem.

Wędrowała niespiesznie a przed oczami stał jej pan  doktor od oglądania pań z odwrotnej perspektywy.

No co za pech- rozmyślała- dlaczego zawsze mi się podobają  faceci już zajęci. Fajny, przy nim mogłabym wiecznie dreptać w wysokich szpilach. I ma ciemną oprawę oczu i...chyba szarozielone oczy. A gabinet mają cacuszko - wszystko lśni nowością i zapewne długo będzie lśniło bo w prywatnych  gabinetach dbają o sprzęt. Gapa jestem- zapomniałam mu powiedzieć, że to coś na  jajniku to są zrosty po operacji wyrostka robaczkowego. Nie feler, powiem mu na następnej wizycie.  Niedobrze, bardzo niedobrze, bo facet mi się cholernie podoba.  I delikatny taki. Jeszcze mi żaden nie pomagał we wskakiwaniu na ten cholerny fotel . A baby to z reguły wredne są w tej specjalizacji. Nadżerka - ciekawe skąd mi się wzięła, rok temu jej nie było. Albo była, tylko ta bździągwa  w poradni K nie zauważyła. Drobiazgowa to ona nie była.

Po przyjściu do domu zatelefonowała do swej najbliższej koleżanki. Ponieważ na basen chodziły razem, to opowiedziała jej o infekcji. Irka stwierdziła, że tak na wszelki wypadek też zrobi badania i że rzeczywiście trzeba będzie zmienić basen. A potem Lidka opowiedziała, że właśnie dziś  zobaczyła na żywo swój ideał urody męskiej, co prawda nie jest szatynem, ale  cała reszta super. No i co? - dopytywała się Irka  -i nico, facet jest moim lekarzem i nie wygląda mi na faceta stanu wolnego. Zresztą wiesz - jak mi się któryś naprawdę podoba to jest żonaty. A jak mi się któryś zupełnie nie podoba to jest wolny i klei się jak wysmarowany klejem. A połowa tych żonatych też się do ciebie klei- wypomniała Lidce koleżanka. No przecież ich nie prowokuję do tego, żeby się kleili - dla mnie facet żonaty nie nadaje się do rwania. Ja chcę męża a nie kochanka. A moja ciotka zawsze powtarza - "jak masz Liduniu wyjść za mąż to wyjdziesz , nawet jak nie będziesz tego chciała". Najbardziej  mnie bawi ta druga część jej  gadki. Nie będę chciała a wyjdę. To jest genialne stwierdzenie. Może twoja ciotka miała na myśli, że zajdziesz i dlatego weźmiesz  ślub. Lidka dostała ataku śmiechu - cioteczka pewnie sądzi po sobie, pamiętam, że kiedyś to się rodziło sporo wcześniaków, jej synuś to się urodził ze 4 miesiące po  ślubie. Tak z pięć miesięcy przed czasem. 

Trzeba by zacząć rozglądać się dokąd pojechać na urlop w te wakacje, stanowczym tonem zaczęła mówić Irka.  Może w jakąś objazdówkę. Janka wynalazła trasę po Włoszech- nocą jedziesz sypialnym, w dzień zwiedzasz. Taaaa, a potem do kraju przywożą cię w czarnym woreczku plastikowym śmiała się Lidka. Ona już mi kiedyś proponowała taki objazd po Turcji, ale nie skorzystałam. To może byśmy pojechały do braci Bułgarów? Irka nie odpuszczała tematu. Znam takich co przeżyli Pomorie pod namiotem, gotowali na ognisku, mieszkali na  plaży - z dwójką dzieci, ciągnęła opowieść Irka. Lidka wybuchnęła śmiechem-ja bym tam przeżyła normalny hotel ale nie namiot na plaży.Urlop mam już zaklepany we wrześniu. Zresztą już obiecałam szefowej, że nie wezmę w tym roku urlopu latem, bo przecież u mnie w robocie  same matki z  bachorami w wieku szkolnym. No i u mnie tak samo- pani Irenko, pani nie ma przecież dzieci może pani pojechać na urlopik we wrześniu. I rok w rok takie same cyrki. Ale i tak jestem zdania, że lepszy taki urlop we wrześniu w normalnym hotelu niż w lipcu  lub sierpniu pod namiotem z dzieciakami. I pomyśl jeszcze, że oni jadą w obie strony samochodem wyładowanym po dach- ja zupełnie nie rozumiem tych ludzi - przecież prościej byłoby pojechać do którejś z mniejszych miejscowości nad nasze morze-  nawet jeśli nie byłoby taniej to przynajmniej prościej - dziwiła się Irka. No ale "Byłam w Bułgarii" brzmi niektórym lepiej niż byłam w Rowach czy innej nadmorskiej pipidówie- uświadomiła ją Lidka. Trzeba zatelefonować do dziewczyn w  Orbisie, może mają jakąś ciekawostkę na wrzesień.

Całą wiosnę Lidka się leczyła- co tylko było można lekarz wrzucał w pulę NFZ, więc portfel Lidki zbytnio nie ucierpiał.Sporo ze sobą rozmawiali, okazało się oboje często bywają w teatrze, omijają szerokim łukiem te same filmy, bywali nad Bałtykiem w tych samych miejscowościach, czytali te same książki. Lidka sama z siebie się śmiała, że gdy już, wszystko będzie wyleczone to zemrze ze smutku, bo będzie jej brakować tych rozmów, tego uważnego spojrzenia szarozielonych oczu i tych drobnych uprzejmości.

W końcu maja lekarz stwierdził, że wszystko już wyleczone  nawet nadżerka nie oparła się "perswazji "medykamentów i obędzie się bez bardziej inwazyjnego leczenia i za dwa tygodnie będzie najprawdopodobniej ostatnia kontrola. W tym momencie sięgnął do kieszeni fartucha i podał Lidce karnet wstępu na basen w Konstancinie, na najbliższy miesiąc. 

Ojej, a ile jestem panu winna?  Urodziwy pan doktor zrobił bardzo poważną minę i powiedział - dużo i nic. Dużo, bo  jego ceną jest byśmy jeździli tam razem a na dodatek mówili sobie po imieniu. Więc to może być chyba dość wysoka  cena dla pani, ale jeśli idzie o pieniądze - to nic. Powiedziałem koledze, że to dla mojej sympatii. Lidka poczuła, że się rumieni, więc szybko powiedziała -  to naprawdę szalenie miłe z pana strony i nie jest dla mnie  żadnym problemem mówienie panu po imieniu. A nikt nie będzie miał o to do mnie pretensji? Szaro zielone oczy popatrzyły na nią uważnie - od roku już nikt nie będzie miał o to pretensji, jestem po rozwodzie. A długo byłeś żonaty?- spytała płynnie przechodząc na "ty". Ze trzy lata i, uprzedzę twe pytanie- nie mam dzieci. Zaczekaj momencik- zwolnię recepcjonistkę do domu, jesteś ostatnią pacjentką i sam tu posprzątam bo nie nabałaganiłem dziś, niech idzie do domu, to bardzo dobry pracownik. A o dobrych pracowników trzeba dbać. Szkoda, że moja szefowa o tym nie wie, pomyślała Lidka.

Sprzątanie zajęło ze 20 minut, Lidka pomyła wszystkie blaty. Zjechali windą do garażu - i gdy wsiedli do samochodu Marcin zaproponował- pojedźmy gdzieś na kolację, w mojej lodówce głównie króluje  dziś światło. Wiesz, jeśli jesteś wszystkożernym egzemplarzem to mam lepszy pomysł. Podjedźmy do mnie - wstawię do piekarnika zapiekankę i za pół godziny będzie gotowa kolacja. No dobrze, ale zrobimy tak: podwiozę cię do twego domu, wstawię bryczkę do garażu i przyjdę do ciebie piechotą.Mam do ciebie 15 minut spacerem. Przyniosę dobre wino do tej zapiekanki. Ku wielkiemu zdumieniu Lidki właściciel szarozielonych oczu bez pytania  trafił pod właściwy blok na jej osiedlu i pod właściwą klatkę. Lidka z trudem powstrzymała się od ruszenia kłusem do swojej klatki schodowej. Wpadła do domu szybciutko ogarniając bałagan w sypialni, następnie zajęła się kuchnią. Wstawiła zapiekankę do piekarnika, szybko nakryła stół w dziennym pokoju, wpadła do łazienki by pochować swe kosmetyki do szufladek, sprawdziła stan czystości toalety, zaciągnęła w dziennym pokoju zasłony i zajęła się krojeniem składników sałatki. Zajęcie to przerwał dzwonek domofonu- to był on, właściciel szarozielonych oczu. Wręczył Lidce pęk świeżo zerwanego bzu i butelkę wina, mówiąc, że zaraz ją otworzy, jeśli tylko Lidka posiada  korkociąg. A skąd ty wziąłeś bez? Z ogrodu sąsiadki, mam zezwolenie, ma tego  bzu po kokardkę

                                                                        c.d.n.

P.S. I jak zwykle - komentarze lub  znaczki:   ;(   lu ;)

piątek, 12 marca 2021

Czuję się w obowiązku.....

........by napisać kilka słów wyjaśnienia.

Zarzucono mi kilka razy, że piszę tylko i wyłącznie pozytywne historie, więc to są bajki. Bo przecież rozwodów, przemocy domowej, skrajnej biedy, zawiedzionych miłości jest na mur-beton więcej niż tych mdlących moich  słodkich historii. 

To prawda- małżeństw szczęśliwych nie ma zbyt wiele. Prawdziwych, trwałych uczuć także. Rodzin pomagających młodym - też zbyt wiele się nie trafia. Nie mniej - są.

Jest takie  jedno stare przysłowie : "z kim się zadajesz- takim się stajesz" i moja rodzina bardzo pilnowała bym nie miała kontaktów z tzw. dziś "patologią".

Gdy dziś wspominam swoje czasy z podstawówki ( a było to przerażająco dawno) zaczynam podejrzewać, że żyłam na innej planecie. Już choćby to, że chodziłam do podstawówki TPD, czyli Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, do której uczęszczało sporo dzieci ówczesnych "bonzów", szkoła w której nie było lekcji religii, ale nikomu nie przeszkadzało, że część dzieci chodziła na katechezę do kościoła. Nikt nam  z tego powodu nie dokuczał- nie było problemu wyznaniowego. 

W domu od dziecka uczono mnie tolerancji dla innych wyznań, innego koloru skóry, innych niż moje poglądów, a szkoła to potwierdzała. W domach przynajmniej połowy moich koleżanek i kolegów słuchano w sekrecie "Radia Wolna Europa" oraz "Radia Londyn". Do dziś pamiętam formułkę, która padała po sygnale dźwiękowym- "podajemy wiadomości dobre i złe, ale zawsze prawdziwe". W takich czasach startowałam w życie. Liceum też miałam nieco specyficzne -było to żeńskie liceum, pełne panienek z tzw. "dobrych domów"- rodzice  panienek ( tak się do nas w szkole zwracano) pracowali w różnych zawodach, również na stanowiskach rządowych. A w domu nadal pilnowano bym przypadkiem nie miała kontaktów "z patologią", bo "z kim przestajesz taki się stajesz". A że większość z nas mieszkała w jednej dzielnicy, kontakty  , znacznie już rzadsze co prawda, ale trwały i po skończeniu szkoły. Więc zapewne nic dziwnego, że  "kolegowałam " się zawsze z ludźmi mającymi podobne warunki, choć bardzo często znacznie lepsze niż ja. Gdy już pracowałam też moi, a potem nasi (męża i moi znajomi) wywodzili się z takiej samej grupy społecznej. Oczywiście - część małżeństw moich znajomych się rozlatywała, bardzo dużo osób wyjechało na stałe z Polski, bo co jakiś czas państwo stwarzało sytuacje, że kto tylko się nie bał, znał angielski lub niemiecki czy francuski to brał nogi za pas i emigrował. My wytrwaliśmy w Polsce do 2017 r, a w małżeństwie te drobne 55 lat i  dwa dni.Tę rocznicę obchodziliśmy już tutaj. Celowo nie piszę o związkach patologicznych, o braku porozumienia pomiędzy ludźmi, którzy powinni być dla siebie wsparciem, bo nadal uważam, że powinniśmy wszyscy dążyć ku lepszemu życiu, poznawać historie właśnie tych, którzy potrafili wznieść się nieco poza własne słabości, stworzyć szczęśliwy związek,  choć nie zawsze był to pierwszy w ich życiu związek. I chcę też pokazać, że każdy ma prawo wyboru jakie będzie wiódł życie- czy zdecyduje się na jedno dziecko, czy na sześcioro czy może nie będzie ich wcale miał. Po prostu chyba czasem zapominamy, że każdy ma własne wyobrażenie szczęścia. I dopóki swoim szczęściem nie zatruwa innym życia - każda opcja ma rację bytu.

P.S. tym razem poproszę o kilka słów, nawet jeśli się  zupełnie ze mną nie zgadzacie.

środa, 10 marca 2021

Wszystko jest.....16

 Ojciec Andrzeja leżał w szpitalu równo miesiąc. I żeby było "zabawniej" przepiłowany mostek i cała ta rana pooperacyjna goiła się nieźle, natomiast paprała się rana po  pobraniu żył na bypassy. Julita powiedziała do swego męża-  to dziwne, jak dla mnie, ale  Andrzej twierdził, że jego już mało co dziwi. Ale mnie dziwi- jakieś dzikie  prymitywy robiły mu tatuaż, cholera wie co wcierali te drobne ranki, ale zobacz- nie ma w tym miejscu takich blizn jak po  ropieniu skóry. Andrzej się na nią popatrzył i słodkim głosem spytał: a skąd moja żona wie jak wygląda skóra po ropnych ranach? Na to ukochana żona pana doktora ściągnęła z jednej nogi rajstopy i pokazała mu na mięśniu łydki bliznę długości nieco ponad 3 cm i powiedziała- przyjrzyj się tej bliźnie- gdy byłam na wakacjach po podstawówce polazłam na jeżyny i miałam całe nogi w zadrapaniach po kolcach. Wygoiły się wszystkie zadrapania oprócz tego jednego, to mi ropiało na okrągło, aż wreszcie jeden bystrzejszy lekarz wpadł na pomysł by zbadać tę wydzielinę. Okazało się być gronkowcem i wiem tylko tyle, że mi robili w aptece maściugę, rano smarowałam, wieczorem czymś odkażałam i znów smarowałam i po dwóch tygodniach zaczęło się goić. Poproś by zbadali bakteriologicznie to co się sączy z tej tatowej rany nim zakażenie obejmie  całego ojca. Jeśli tobie głupio to ja  to mogę zrobić. Nie chcę w to wciągać Jacka bo on tu pracuje, ja po prostu pójdę do tego "gostka" co ma tę salę pod opieką i zapytam się czy ktoś to badał, bo jeśli nie to ja mogę nawet napisać podanie w tej sprawie do p.ordynatora. Drugie rozwiązanie to pójdę do pana profesora, który mnie wtedy tak wymęczył badaniem i mu o tym powiem.  Ja nie mam żadnych oporów, za to mam prawo zadbać o zdrowie własnego teścia.  Tak naprawdę to przecież ktoś mu te opatrunki na nodze zmienia i co? ślepy czy durny? Julita była nie na żarty wściekła. I jeśli ktoś przeze mnie wyleci z roboty, to powinnam dostać oficjalne podziękowanie bo cały oddział może zostać zainfekowany. Andrzej chwilę milczał a potem powiedział- zacznij od tego co się tą salą opiekuje. I Julita tak zrobiła. W pół godziny potem zaczęła się bieganina i w efekcie końcowym okazało się, że ojciec ma gronkowca w tej ranie. Przebadano sąsiada z pokoju taty, ale na szczęście "był czysty". Dwa ostatnie tygodnie senior R. leżał w pojedynce a Julita miała do niego stałą przepustkę i prosto z pracy jeździła do szpitala. Wieczorem przyjeżdżał po nią Andrzej. 

W międzyczasie udało się zrobić na mamę Andrzeja  upoważnienie notarialne "wszechstronne" do podejmowania wszystkich  decyzji dotyczących majątku wspólnego i majątku męża. I już było przetłumaczone  na język angielski przez tłumacza przysięgłego. I jeszcze jedna inicjatywa Julity została zrealizowana. Jacek i Sylwia dostali od rodziców Andrzeja bilety na przelot do Auckland, oraz na pobyt w ich mieszkaniu aż do chwili powrotu całej trójki.
Koszt, który ponosili Sylwia i Jacek to obecność ich  w czasie podróży w obie  strony i ewentualna pomoc w pakowaniu się seniorki R., która miała przykazane, by to czego nie  spienięży rozdała. No i Sylwia miała ewentualnie pomóc w przygotowywaniu posiłków dla nich wszystkich. Jacek piał z zachwytu, bo czegoś takiego się nie spodziewał. A Andrzej i Julita byli spokojni o seniorkę. Co prawda ślub się Jackowi i Sylwii nieco odkładał w czasie, no ale taka wycieczka, praktycznie za darmo, rekompensowała  wszystkie niewygody. 

Akcje Julity u Andrzeja u jego rodziców poszybowały pod niebiosa, były w stanie nieustającej hossy. Po wielkiej naradzie "plemienia R.", przepatrzeniu wielu różnych domów, wystąpiono do spółdzielni,  do której należał domek rodziców Julity, o zezwolenie na jego niewielką rozbudowę.Wybrano najrozsądniejszy zdaniem rodziny projekt i zaczęto jego rozbudowę. Rozbudowano głównie parter, na którym zamieszkali rodzice Andrzeja. Nad rozbudowanym  "kawałkiem" domu zrobiono funkcjonalny taras z pełnymi balustradami i przesuwanymi szklanymi oknami. Najbardziej z przebudowy  cieszył się ojciec Julity, bo tym sposobem wybitnie zmniejszyła się powierzchnia podlegająca koszeniu.

Sylwester i Nowy Rok Julita i Andrzej spędzili w.......Mediolanie na  ślubie i weselu Mauricio. Co prawda  ślub był "tylko cywilny", chociaż Julita była skłonna świadczyć na korzyść Mauricia by dostał unieważnienie pierwszego małżeństwa. Panna młoda była już w dość widocznej ciąży, a gdy Julita gratulowała Mauricio dziecka w drodze powiedział- "daj spokój, wypadek przy pracy, bałem się, że zrobi to samo co ty". Na weselu Andrzej tylko raz wypuścił Julitę z rąk, by zatańczyła z Mauricio, a Andrzej z jego świeżo poślubioną żoną, Paolą. Mauricio chyba powrócił wspomnieniami w dawne czasy, gdy był z Julitą, bo walc w ich wykonaniu  stał się solowym popisem i zebrali od wszystkich oklaski. Potem Andrzej powiedział- Słoneczko, ty się przy mnie marnujesz tanecznie, cudownie tańczyliście, muszę to obiektywnie przyznać. Słoneczko wzruszyło ramionkami - nie widzę przeszkód byś się nauczył porządnie tańczyć. Wystarczy, że zechcesz. Zechciał - pod koniec karnawału całkiem nieźle mu szło.

Słoneczko kilka razy napędziło wszystkim porządnego stracha bo raz "załapała" wirusowe zapalenie płuc a po jakimś czasie anginę i serce przypomniało sobie, że przecież może trochę nierówno pracować. Nie dała się umieścić w szpitalu u Andrzeja chociaż ją o to błagał. Jackowi też nie udało się ją do tego przekonać. Po dwóch tygodniach spędzonych głównie na spaniu serce powiedziało  "przepraszam, już będę grzeczne" i przestało fiksować.

Mauricio zawiadomił Julitę, że  został ojcem strasznie wrzaskliwej córeczki i najchętniej przebywa poza domem, bo ta mała wciąż  płacze. Julita doradziła, by dopuścił do małej swoją matkę, bo może  Paola popełnia jakiś błąd. Mniej więcej  w dwa miesiące potem Mauricio zawiadomił ją mailem, że Paola odeszła, ale zostawiła mu Marcellę. W odpowiedzi Julita mu napisała : rozszedłeś się ze mną, bo nie mogłam mieć "normalnie"dziecka, teraz je masz normalnie poczęte to o co ci chodzi? Kochaj małą i wychowaj. Pokazała te maile Andrzejowi, który powiedział- no tak, chyba jednak wszystko jest gdzieś zapisane.Każda akcja wyzwala reakcję.

"Naprawione" serce seniora R. pomimo troskliwej opieki  systematycznie słabło i Andrzej uprzedził swą mamę, że w każdej chwili może całkowicie odmówić posłuszeństwa, chociaż  pacjent grzecznie  łykał przepisane lekarstwa, dbał o dietę a wszyscy dookoła dbali by go czasem czymś nie denerwować. Odszedł w niebyt niepostrzeżenie, po którymś niedzielnym śniadaniu, 9 lat po operacji. Niedzielne śniadania rodzice obojga  zawsze spożywali razem, na dole, w salonie seniorów R. Odszedł tak cicho i delikatnie, że przez  piętnaście minut nikt się nie zorientował. Żona przeżyła go o 10 lat, dziękując  losowi, że jest nie sama, a z bliskimi jej sercu osobami.

Bo wszystko jest gdzieś zapisane i będzie co ma być, zawsze powtarzał Andrzej.

                                                                  KONIEC


Wszystko jest......15

W sobotę Julitę podwiózł do szpitala Andrzej, wpadł do ojca tylko na 10 minut, bo miał dyżur w swoim szpitalu. Umówili się,  że albo Julita  wróci sama taksówką, albo on po nią wpadnie około godziny siedemnastej. Okazało się, że tego dnia po raz pierwszy ojciec został spionizowany. Postał koło łóżka 5 minut, podtrzymywany przez dwie pielęgniarki, potem pozwolono mu posiedzieć chwileczkę na łóżku z nogami opuszczonymi w dół. I chyba dopiero wtedy dotarło do seniora R. jaki jest słabiutki i zależny od pomocy innych. I oczywiście zaraz się z Julitą podzielił swym nieszczęściem, jaki to on biedny, słaby itp., nawet  kilka łez uronił. Julita powiedziała, że najważniejsze, że żyje, że jak się ma lat "60 plus" to każda choroba człowieka powala i jest słaby. Poszła do pielęgniarek i zapytała, czy może teścia posadzić na chwilę na krześle, żeby mu humor poprawić. Od razu jedna z nich przyszła i pomogła Julicie usadowić teścia na krześle, Julita okryła go kocem i założyła na stopy skarpety, żeby się nie zaziębił. I pomału zaczęła "urabiać" go, że jej  skromnym zdaniem Tatuś powinien pomyśleć o tym, by wrócili do Polski i by mieszkali blisko Julity i Andrzeja. Co prawda  byłaby  Julita zachwycona i szczęśliwa gdyby mieszkali w jednym domu   a jeśli w dwóch różnych to koniecznie  blisko siebie, żeby i on i mama mogli dojść na piechotę do Andrzeja domu. I że Julita chce poszukać blisko siebie  znajdujących się domów. No ale przecież trzeba by sprzedać dom w Auckland, pozamykać wszystkie sprawy, powiedział przytomnie teść. Julita stwierdziła, że to przecież dość proste- mama poleci do Auckland, sprzeda dom, pozamyka wszystkie sprawy tak jak to uzgodni z nim. Chyba jego własna żona ma upoważnienie do załatwienia wszystkiego na miejscu. Teść się lekko zająknął- nie pomyślałem o tym, nie pomyślałem o tym, że nie jestem wieczny. To nie jest wielki problem, bo pieniądze z banku nowozelandzkiego przekaże się na konto, które  mama założy sobie tutaj, bo nadal ma obywatelstwo polskie, a paszport przecież nadal ma polski i to  ważny, skoro na nim przyleciała do Polski. Dom sprzeda- pieniądze wpłaci na konto. Pozamyka biznesy zgodnie  z jego instrukcją, a upoważnienie bez problemu można załatwić tutaj, notariusz przyjedzie  w tym celu do szpitala, a potem tłumacz przysięgły to przetłumaczy. Tata zrobi wykaz co chciałby by z domu w Auckland zabrała do Polski -   część się nada na cargo lotnicze, jeśli coś będzie cenniejsze to  przywiezie ze sobą. Córeczko, ty jesteś niezwykle  zorganizowaną osobą! No jestem, bo ja jestem  po szkole hotelarskiej i  pracuję w tym zawodzie  bardzo długo. I z byłym mężem prowadziłam hotel. I nadal  pracuję w tej branży. A czy Andrzej pojechałby z matką? Nie wiem,  ale podejrzewam, że nie będzie mógł - już nie ma urlopu a bezpłatnych urlopów nie udzielają lekarzom, bo wciąż brak lekarzy. Ja nie mogę, bo mi kardiolog, wiesz, doktor Jacek nie pozwala. 

Och doktor Jacek- chciałbym się jemu jakoś zrewanżować, Andrzej mówi, że dzięki niemu żyję. To prawda tato. Podjął po prostu właściwą decyzję i to ci uratowało życie. Tatusiu, na razie pomyśl o tym, żeby namówić mamę byście tu , blisko nas zamieszkali. Wiesz dobrze, że jeżeli ty zdecydujesz, że zostaniecie w Polsce, to mama się  bez problemu zgodzi, zawsze wszędzie podążała za tobą, bo cię kocha. Przypomnij sobie tylko,  czy mamusia ma upoważnienia notarialne, bo jak nie, to weźmiemy notariusza tu do szpitala i się je sporządzi. Wiesz, ja już swoje mieszkanie przepisałam na Andrzeja, zrobiłam też dla niego upoważnienia do moich kont bankowych. Bo życie jest takie kruche, nie chciałabym by jeszcze miał dodatkowe kłopoty, gdy mnie się coś  stanie. Już o tym pomyślałaś- zdziwił się teść.  Tato, jeżdżę samochodem, a równie dobrze może być jakiś wypadek i wpadnę pod samochód przechodząc przez jezdnię i już byłby problem. Gdybym zmarła to pół biedy, ale gdybym  nagle została roślinką to byłby prawdziwy problem. Trzeba by wtedy zakładać sprawę sądową a to się zawsze  wlecze i ciągnie. Zapisać ci na kartce o czym masz z mamą porozmawiać? Tak córeczko, zapisz, żebym nie  zapomniał. Tatusiu, a nie jesteś już zmęczony tym siedzeniem? Może chcesz troszkę poleżeć? Poleżę, ale ty posiedź jeszcze trochę ze mną. Posiedzę. Może porozwiązujemy razem krzyżówkę? Julita tak przesunęła krzesło z teściem, że bez trudu  go podniosła, delikatnie okręciła w miejscu i posadziła na łóżku. Poprawiła poduszki, zostawiła mu skarpetki na stopach by miał gdy jeszcze będzie wstawał, położyła mu nogi na łóżku, w końcu nakryła kołdrą. Usiadła potem blisko niego i zaczęli rozwiązywać krzyżówki.

Do Andrzeja posłała sms by po nią przyjechał około godziny 18,00, gdy ojciec dostanie kolację bo ona jeszcze popatrzy jak tu ojciec je, bo wg niej to on jakiś lekki się zrobił, co pewnie jest efektem leżenia. Dostała odpowiedź, że przyjedzie  trochę wcześniej i razem u ojca posiedzą.

Leżący w tym samym pokoju pacjent właśnie  wrócił z wędrówki korytarzem szpitalnym i powiedział- no to ma pan dziś wreszcie swoją córeczkę! I uśmiechając się do Julity powiedział- tatuś już od rana na panią czekał. I narzekał, że jeszcze nie ustoi przy goleniu i będzie nieogolony na przyjście  córeczki. Julita pogłaskała teścia po policzku - jutro przywieziemy maszynkę elektryczną to się będzie golił siedząc w łóżku. Myślę, że przewód bez trudu sięgnie do gniazdka. Tatusiu, a dmuchałeś dziś w butelkę? Tak, były dziś trzy cykle. A jutro dostanę kamizelkę, żeby mi się mostek dobrze zrastał, bo zdejmą  już opatrunki. Podobno trzeba za nią zapłacić. Dobrze, dowiem się tylko ile i zostawię ci pieniądze. A może przynieść ci tatusiu wody mineralnej z kiosku? Przyniosę ci taką w mniejszych, pół litrowych butelkach. A nie chcesz  przypadkiem cieplejszej piżamy?  Poczekaj, obejrzę metkę jaki rozmiar ci się należy.

Wracam za 10 minut- dowiem się o tę kamizelkę i przyniosę wodę. Przy konsoli pielęgniarek opłaciła kamizelką i zaraz ją dostała (rozmiar uniwersalny) w kiosku w holu kupiła wodę mineralną, dwie pary ciepłych skarpetek bezuciskowych i flanelową piżamę w  biało- niebieską kratkę.  Ubrała teścia w nową piżamę, trochę się certolił z wkładaniem mu spodni, więc odłożyła tę operację do przyjścia Andrzeja, pokazała nowe, ciepłe skarpetki i schowała je do szafki, odziała go w tę niby kamizelkę, obiecała, że  zostawi krzyżówki, ołówek automatyczny i gumkę do wycierania. Gdy o 17,30 "przyjechała" kolacja Julita przekroiła kanapki na pół, żeby łatwiej było je jeść i usłyszała od pielęgniarki, która roznosiła leki,  że  pan R. od rana już czekał na jej przyjście i że teraz już się nieco ucywilizował i grzecznie  "bąbelkuje". I że tej kamizelki to się nie zdejmuje na noc. Gdy senior R. już kończył kolację do sali wszedł Andrzej. Senior R. zaraz pochwalił się nowa piżamą, którą Julisia mu kupiła, więc  Julita powiedziała, że tatuś jakiś wstydliwy i nie dał sobie  zmienić spodni, więc niech Andrzej to zrobi. Andrzej poczekał aż ojciec zjadł i połknął leki, bezceremonialnie odkrył ojca,  ściągnął mu cienkie  spodnie piżamowe, zakrył nimi ojcowskie przyrodzenie i powiedział - skoro moja żona śni o tobie w tańcu plemiennym to możesz jej pokazać ten tatuaż i skinął na Julitę. Żółw i manta były długości około 25 cm, i chyba bardzo dawno wykonane bo rysunki były dość blade. Ładne - powiedziała Julita- ale chyba bardzo bolało. Nie pamiętam, czymś mnie poili cały czas.  Tatuś, a jaka jest symbolika tego tatuażu?- spytała cicho Julita.  Żółw i manta to morskie zwierzęta, a morze to symbol siły- równie cicho odpowiedział senior R. A mama to widziała?- raz i jak się okazało o jeden raz za dużo. Nie mogła mi tego darować. Ale mnie się podoba, chociaż nie jestem entuzjastką tatuaży i nigdy bym sobie nie zrobiła.  Te są takie syntetyczne. No i tylko dla wtajemniczonych, nie  świecisz nimi każdemu w oczy. 

Andrzej pomógł ojcu naciągnąć spodnie piżamowe, a ten szepnął mu do ucha- kochaj ją i nigdy nie opuszczaj. Ale o tym to się Julita dowiedziała w drodze do domu.  Pochwaliła się mężowi, że razem z ojcem rozwiązywali krzyżówki, że mu zostawia ołówek i kilka różnych  krzyżówkowych pisemek i że pielęgniarka mówiła, że ojciec  dzielnie "bąbelkuje" i że dziś przy niej całkiem długo siedział na krześle a od pielęgniarek wie, że jeszcze jutro będzie nadal zacewnikowany i dopiero gdy odłączą cewnik będzie mógł przy balkoniku pochodzić. I że całkiem ładnie zjadł kolację, która wyglądała bardzo apetycznie. I że tu jest bardzo czysto a pielęgniarki naprawdę sympatyczne.

Julita żegnając się z teściem powiedziała- jutro przyjadą do ciebie moi rodzice i   mama, więc pamiętaj do czego masz mamę namawiać. A ja wpadnę pojutrze, żeby sprawdzić jak się czujesz, jak funkcjonujesz i może coś do czytania ci przywiozę. A jeśli będziesz czegoś potrzebował dzwoń do nas. Oboje wyściskali i wycałowali seniora i wyszli. Na dworze było paskudnie zimno i Andrzej powiedział - dobrze, że pomyślałaś o cieplejszej piżamie i ciepłych skarpetach. Dziękuję ci.  Kocie - to przecież i mój tata. A wiesz co mi ojciec powiedział gdy mu naciągałem gatki? - że mam cię kochać i nigdy nie opuszczać, tak jakbym sam tego nie wiedział. A powiedz mi  Słoneczko do czego ma  ojciec namawiać mamę? Ooo do niczego wielkiego, tylko do tego żeby zamieszkali w Polsce blisko nas. I ma sobie przypomnieć czy ona ma jakieś upoważnienia do działania  ze wspólnym  majątkiem i jeśli nie to się zaprosi notariusza do szpitala. O cholera- roześmiał się Andrzej - ożeniłem się z damską wersją Machiavellego.

Wiesz, tata chce się koniecznie zrewanżować Jackowi za to, że tak przytomnie go zawiózł prosto na stół. I coś mi chodzi po głowie w związku z tym, ale jeszcze nie mogę tego  dobrze sprecyzować- poinformowała Julita.

A ten ojca  tatuaż to całkiem kulturalnie się prezentuje, powiedziałabym, że nawet o wiele lepiej niż te tatuaże z salonów tatuażu. No a poza tym tata nie świeci nim po oczach. Trzeba jutro podrzucić  tacie maszynkę elektryczną do golenia- nie jest w stanie ogolić się sam zwykłą maszynką, nie ustoi jeszcze tyle czasu przy lustrze. A tak to sobie usiądzie na krześle przy łóżku i się sam ogoli.Wyciągnęła z torebki  kartkę i długopis i zapisała- golarka, balsam do ust, czytanie, chusteczki higieniczne a na zdziwione spojrzenie Andrzeja odpowiedziała - ostatnio mam coraz więcej spraw do zapamiętania.

W domu przygotowała wszystko co zamierzała dać teściowi  - do poczytania książkę o Polinezji, wygrzebała z czeluści elektryczną golarkę Andrzeja, który preferował "prawdziwe golenie" więc golarka leżała w szufladzie bezużytecznie, kilka paczek chusteczek, balsam do ust o smaku kokosowym.  W trakcie kolacji przekonała Andrzeja, by jeszcze dziś zawieźć to do jej rodziców, bo przecież oni jutro jadą do szpitala. Chciała jechać sama, ale Andrzej stwierdził, że jest wieczór, śliskawo, więc lepiej gdy razem pojadą. Zatelefonowali do rodziców, że właśnie do nich jadą i pojechali. Przez kawałek drogi było "jako-tako", ale im było bliżej domu rodziców tym gorzej- sypał śnieg i musieli bardzo wolno jechać. Gdy dojechali do rodziców Julita  powiedziała- nocujemy dziś u rodziców. Jutro rano ruszą już służby miejskie i wrócimy do domu. Tak też się stało. Andrzejowi w gruncie rzeczy było obojętne gdzie będą spać, pod warunkiem, że w jednym  łóżku, co było "oczywistą oczywistością". Julita opowiedziała dokładnie o stanie seniora R., stwierdziła, że codziennie ktoś musi być u niego, bo jak widzi, to pacjent  odwiedzany przez rodzinę lepiej funkcjonuje, po prostu bardziej się mobilizuje. Praktycznie już od godziny 14,00 do wieczora można tam bywać. Więc niech jej rodzice i teściowa jeżdżą tam zaraz po godzinie czternastej, pobędą godzinę lub półtorej, a ona i Andrzej będą tam bywać w późniejszych godzinach. Na osobności szepnęła swej teściowej, że widziała ten "tatowy tatuaż" i że choć w życiu by sobie niczego takiego nie zafundowała to ten jest całkiem ładny, a  z uwagi na umiejscowienie dyskretny. Powiedziała też o jego symbolice i że ona jeszcze wykorzysta fakt istnienia tego tatuażu do mobilizowania taty do procesu zdrowienia. Andrzej z kolei podpytywał swą mamę na ile ona jest wdrożona w ojcowskie interesy i czy da sobie radę z likwidacją ich egzystencji w Auckland sama, bo on nie ma wszak urlopu, a zapewne trzeba będzie tam spędzić dwa lub trzy tygodnie.  Przy okazji okazało się, że Andrzej wcale nie jest "goły" finansowo, bo jest spadkobiercą całego ich majątku, co może nie jest sukcesem finansowym w Nowej Zelandii, ale na polskie warunki już tak. A sprzedażą domu to może się na miejscu zająć ich prawnik. Bo w cywilizowanym świecie to każdy biznesmen  ma swojego prawnika. Rodzice Julity oświadczyli, że oddają parter swego domku do dyspozycji rodziców Andrzeja, więc nie widzą problemu by na tempo szukać dla nich domu w Warszawie. Mogą tu mieszkać jak długo zechcą. Bo może lepiej jest wystąpić o zezwolenie na dobudowanie "czegoś" do istniejącego domu. Mama Andrzeja popłakała się i stwierdziła, że Opatrzność nad nimi chyba czuwa, co bardzo rozśmieszyło Andrzeja, który stwierdził, że jeśli czuwa to tylko na pół gwizdka, skoro nie ustrzegła ojca przed zawałem. W niedzielę rano po śniadaniu Julita i Andrzej wrócili do siebie. Przypuszczenia Julity, że rano służby miejskie zajmą się odśnieżaniem jezdni okazały się bezpodstawne, bo większość drogi należała do 35 kolejności odśnieżania.

                                                                      c.d.n.


wtorek, 9 marca 2021

Wszystko jest.....14

Zamiast do siebie do domu pojechali wpierw do rodziców Julity. Przez całą drogę Julita wkładała Andrzejowi do głowy, by był nieco milszy dla swojej matki. Wiem, rozumiem, że masz do niej żal, że nie było jej obok ciebie, ale przecież nie zawsze tam, gdzie pracował twój tata była szkoła  dla polskich dzieci. A gdyby pracował  na przykład w Libii to oni byliby w Libii, a ty mieszkałbyś na Malcie w internacie, bo tam byś chodził do szkoły. Pomyśl też o tym, że w porównaniu do innych naszych koleżanek i kolegów, których rodzice pracowali  poza Polską to i tak miałeś lepiej, bo mieszkałeś u cioci, a oni w internacie. Z punktu widzenia wielu naszych koleżanek i kolegów ty miewałeś lepsze wakacje niż większość z nas, bo na wakacje  jeździłeś do rodziców za granicę, a nie na zakładowe kolonie letnie w Polsce. Mama na pewno kochała i nadal kocha twego ojca, więc wszędzie z nim jeździła. Poza tym po kimś swój temperament odziedziczyłeś. Nie  żebym ci wymawiała, ale sporo dziewczyn zaliczyłeś plus w sumie trzy małżeństwa. Masz pecha, bo ja też do zakonu się nie nadaję i też cię nie zostawię, o ile nie wytniesz mi jakiegoś paskudnego numeru. W każdym razie mam prośbę- jeżeli ci się znudzę to mi to powiedz nim mnie zdradzisz, dobrze? Andrzej skręcił niespodziewanie w boczną ulicę i  stanął w pierwszym możliwym miejscu mówiąc-  co cię dziś napadło?- kocham cię jak wariat, każda godzina bez ciebie to katorga a ty mi takie  rzeczy mówisz! Nie mów nigdy takich głupot, bo mnie to boli. Julita odpięła pas, przytuliła się  do niego i powiedziała-Kocie kochany, to wyobraź sobie, że zapewne tak twoja mama kochała twego tatę i dlatego tak wszędzie z nim jeździła. Tylko to ci chciałam uświadomić. Kocham cię, nigdy nikogo tak nie kochałam jak ciebie, więc rozumiem twoją mamę, że szła krok w krok za obiektem swych uczuć. I na pewno miała serce rozdarte stając przed  wyborem z kim być- z tobą czy z miłością swego życia. Ja nie mam, na szczęście, takich dylematów. I zawsze pójdę za tobą wszędzie, nawet do Auckland. Przepraszam, jeśli poczułeś się dotknięty.  Jedźmy już do nich i szybciutko wrócimy do domu. Andrzej ruszył, a ona zapięła pas.

U rodziców Julity opowiedzieli wszystko co należało opowiedzieć o ojcu,Andrzej opowiedział jak to Julitka zachęcała ojca do ćwiczeń oddechowych, a mama Andrzeja powiedziała- on zawsze marzył o córce i gdy Andrzej nam o tobie Julitko napisał, to nawet nie widząc cię,  nie znając, już cię pokochał. Był szczęśliwy, że tamte poprzednie związki się rozleciały, że wreszcie Andrzej dobrze wybrał. I że ty nie zraziłaś się do niego, przez to, że był  aż dwa razy żonaty. Ale ja też byłam w tym czasie z innym mężczyzną w związku- zauważyła Julita- oboje jesteśmy zdania, że byliśmy sobie przeznaczeni i dlatego  los dał nam jeszcze jedną szansę, więc ją wykorzystujemy. Mamo, mam z Andrzejem do ciebie i taty ogromną prośbę, żebyście przemyśleli kwestię mieszkania blisko nas. Po tej chorobie tata już nie będzie mógł prowadzić takiego trybu życia jak dawniej. Już nigdy nie odzyska pełni sił i zdrowia i, przepraszam, że to  mówię, nikt nie jest w stanie przewidzieć kiedy znów serce odmówi posłuszeństwa. I co wtedy gdybyś była sama z nim w Auckland? Tu mamy całą masę znajomych lekarzy, którzy w każdej chwili mogą nam pomóc. Andrzej ma tu dobrą  pracę, jest już znany, ceniony. Byłoby zupełnym nonsensem by nagle tu wszystko rzucił i tuż przed  czterdziestką  zaczynał wszystko od nowa. Ja nie miałabym problemu z nowym miejscem, w końcu jestem z branży hotelarsko-turystycznej i praca w tym zawodzie właściwie wszędzie wygląda tak samo.

Może nie jest tu tak ładnie jak w Nowej Zelandii, ale skoro tata już jest na emeryturze nie musicie mieszkać w centrum Warszawy, możecie mieszkać na obrzeżach miasta, żebyśmy byli blisko was i w każdej chwili mogli wam pomóc w czym będzie trzeba. Pomyśl nad tym. Oczywiście wasza przeprowadzka tak naprawdę sprowadzi się do likwidacji i sprzedaży domu w Auckland i udziałów w różnych tatowych interesach. Mam nadzieję, że tata przytomnie upoważnił cię notarialnie do wszystkiego,  a nawet jeśli nie, to może to zrobić u nas, a akt notarialny przetłumaczy tłumacz przysięgły.

To my już pojedziemy teraz do siebie, jutro do taty pojedzie Andrzej, więc się jakoś umówcie, a ja będę u taty w sobotę i posiedzę trochę dłużej- tak mu obiecałam. "Na drogę" dostali trzy różne rodzaje pierogów- z grzybami, z mięsem i z "ruskim nadzieniem". A Andrzej podpowiedział by ze trzy lub cztery  pierogi z mięsem podgrzali przed jego przyjazdem po mamę to przewiozą je w termosie dla taty, na pewno nikt tam się w lepienie pierogów nie  bawi. A pamięta, że tata zawsze bardzo lubił pierogi. W niedzielę mieli pojechać do szpitala rodzice Julity.

Gdy wracali do domu Andrzej zachowywał się jak wyposzczony małolat cały czas trzymając rękę na udzie Julity. Na zwróconą uwagę, że tak się prawdziwy kierowca nie zachowuje odparował- ale stęskniony mąż właśnie tak się zachowuje.  I opowiedział Julicie jak wyglądały oświadczyny Jacka. Szkoda- stwierdziła  z wyraźnym żalem w głosie- a już go chciałam podpuścić na teatralną klasykę z bukietem, pierścionkiem i padnięciem do nóg wybranki. Andrzej tylko parsknął śmiechem - no to miał chłopak wyraźnie szczęście. Julita zmarszczyła czoło i przygryzła dolną wargę, co było oznaką głębokiego namysłu, więc Andrzej zapytał- a o czym tak intensywnie myślisz kochanie? Coś mi się wydaje, że powinniśmy kupić duży dom i mieszkać wszyscy razem. Albo na tyle blisko od siebie, żeby się  doczłapywać do siebie na piechotę. Jakieś "bunkry" powstają na Ursynowie, trzeba się tam wybrać i przepatrzeć.  Ja przecież jeszcze nie naruszyłam swego posagu. I ja się dopiero teraz o tym dowiaduję?- mina Andrzeja przypominała minę pani urzędniczki z USC. No wiesz, zaśmiała się Julita - nie wiedziałam czy wytrzymasz ze mną dłużej niż dwa miesiące to po co miałam cię  nęcić posagiem? Na razie sprzedałam prezent rozwodowy i za jego połowę  mamy  corollę. Mam na zablokowanym koncie pieniądze ze sprzedaży posesji babcinej nad Liwcem. Babcia kiedyś kupiła teren działkowy nad Liwcem. Generował tylko koszty, bo trzeba było ogrodzić i zacząć "budowę", więc wybudowano tam - tylko się nie śmiej- toaletę, żeby się  nie pałętać za potrzebą po krzakach.  Dostałam to w spadku po babci i wszyscy się śmieli, że dostałam w spadku "kibel". Trochę mniej się już śmieli, gdy to  sprzedałam "obcym" a nie za frajer  rodzinie. Bo teraz to tam są niezłe ceny i zrobiło się tam prawdziwe letnisko. Tyle tylko, że mnie nigdy żadna działka nie leżała. Wolałam mieszkać w mieście i wyjeżdżać gdzieś za granicę. Rodzice myślą, że już przeputałam "kibel po babci", nie chwaliłam się im, że jestem oszczędną kobietą. A i tak jeśli będziemy kupować jakiś dom to weźmiemy kredyt. I raczej jestem za kupieniem czegoś gotowego niż za budowaniem. Teoretycznie budowa jest tańsza, ale tylko teoretycznie. I dlatego nie paliłam się do żółtej willi, chociaż jest fajna. Za dużo byłoby przy niej roboty przed zamieszkaniem.

I wyszłaś za mąż za takiego golca jak ja? Na twarzy Andrzeja malowało się autentyczne zdumienie. No bo ja uwielbiam twoją goliznę, nie zauważyłeś? Ej, uważaj, wpadniesz na krawężnik zaraz. No bo sobie coś wyobraziłem. No to sobie nie wyobrażaj. I weź z bagażnika te  pierogi, będą  na kolację. W dwie  godziny później Andrzej zbierał z podłogi ścieżkę ubraniową prowadzącą z przedpokoju do sypialni a Julita w kuchni odsmażała pierogi. 

Słoneczko moje, to było coś niesamowitego!!! Też tak uważam. A wszystko dlatego, że postanowiłam sobie wyćwiczyć mięśnie dna miednicy. I wierz mi, to nie jest wcale na początku łatwe. A ile się namęczyłam by je u siebie  odnaleźć! Byłam pewna, że ich nie posiadam. Odnoga ciążowa mojego personelu chodzi właśnie na takie ćwiczenia i nam o nich opowiadała. I mam jeszcze jedno ćwiczenie i muszę je wypróbować- myślę, że ci się spodoba w moim wykonaniu. Przyrzekam, że się nie zmęczę, chociaż nie jest ze szkoły relaksacji a raczej ze szkoły "robienia dzieci bez wysiłku". To wy się ciekawymi sprawami w pracy zajmujecie- śmiał się Andrzej. Bo my urządziłyśmy sobie pokój socjalny i tam jemy lub gadamy- tylko palić nie wolno i jak siedzi więcej niż jedna  babka to facetom wstęp wzbroniony. A jak siedzi jeden facet i jedna  babka to co się wtedy dzieje? No jedzą albo gadają. A często siedzą też sami  faceci i my im nie przeszkadzamy. Oni też muszą się wymienić doświadczeniami życiowymi między sobą.

Ale  u nas facetów to na palcach jednej  ręki można policzyć. Hotelarstwo wyraźnie się sfeminizowało. Kiedyś wybierałam z kilku osobników płci męskiej tzw. "boya hotelowego" i  mnie dziewczyny obrugały, że za brzydki. A czy to moja wina, że ci ładni to jacyś tacy wiotcy są i więcej niż jednej walizki nie dźwigną albo nie pomyślą nawet przez moment o zorganizowaniu sobie wózka bagażowego, albo im z tego wózka wszystko zlatuje. Żałośni chłopcy. Ledwo to zda maturę i zdaje mu się, że skoro umie grać w kilka  gier na komputerze to powinien  dostać z 8 tysięcy  na rękę miesięcznie, własny pokój i służbowy samochód. Ostatnio przydreptał taki okaz, 190 cm, średnio przystojny, który sobie wymyślił, że może być portierem. No to się pytam go jakie zna języki, a  człowiek mi mówi, że przecież on tylko będzie otwierał drzwi, a drzwiom obojętne w jakim języku on mówi, więc mu  tłumaczę, że w dobrym hotelu  nawet drzwi skrzypią w kilku językach a portier to musi umieć witać, żegnać, wymieniać uprzejmości i zapytany udzielić informacji przynajmniej w języku angielskim. Omal nie zemdlał ze zdumienia. Co zabawniejsze  nie zdumiało go, że drzwi skrzypią w kilku językach, tylko że portier musi znać minimum jeden  język obcy a i to  raczej w hostelu niż  hotelu.

Słoneczko  Kochane, to może w tę sobotę wpadniemy na ten Ursynów i zobaczymy to coś co ty nazywasz bunkrami? I  dlaczego nazywasz je bunkrami? Bo to domki z "wielkiej płyty", tak jak bloki osiedlowe.  I z tego co pamiętam z Ursynowa to tam jest nawet dość przestronnie, bo każdy domek jest z ogrodem. Jakby były dwa blisko  siebie to byłoby całkiem strawnie.  Ewentualnie dwa na tym samym terenie. One są oczywiście podłączone do wszystkich mediów miejskich, co uważam za dobrą sprawę. Słyszałam od jednego z naszych kelnerów, że one są w niezłej cenie. Nie wiem co prawda jaka  kwota jest  wg tego człowieka niezłą ceną.Zrobimy wycieczkę po całym Ursynowie, bo oni teraz budują coraz dalej w stronę Lasu Kabackiego. Zresztą tam będzie końcowa stacja metra jak je kiedyś wyryją.  Jedno jest pewne- trzeba kupić coś, co już jest wybudowane, bo coraz więcej różnych "spółdzielni budowlanych" to podejrzani inwestorzy i można się nie doczekać domu, który mają ci wybudować. Jedna z koleżanek jest "trzaśnięta" na  300 tysięcy złotych i naprawdę nie wiadomo czy i kiedy tę forsę odzyska. Bo gdy inwestor jest zadłużony w instytucjach państwowych to one  mają pierwszeństwo w odzyskiwaniu pieniędzy, a ci co naiwnie wpłacili pieniądze na budowę domu są na samym końcu kolejki. Tylko muszę pamiętać, żeby wziąć ze sobą notes i długopis i pospisywać nazwy ulic.

Słoneczko  Kochane, bezustannie budzisz mój podziw. Nawet mego starego ujarzmiłaś. Kocie, weź pod uwagę, że twój tata dziś a ten w dniu przylotu to już dwaj różni ludzie. Ten dzisiejszy twój tata usiłuje się buntować żeby sobie poprawić samopoczucie, które na pewno ma kiepskie, bo zaczyna do niego  docierać, że już niewiele może i niewiele będzie mógł. Ja go trochę rozumiem - gdy pierwszy raz omal nie padłam plackiem gdy dotarłam niemal kłusem na trzecie piętro jeszcze nie dotarło do mnie, że coś jest nie tak. Za kolejnym już tak, a teraz wiem, że muszę na wiele rzeczy uważać i trochę mi z tego powodu byle jak. I gdyby nie ty, twoja miłość i troska pewnie nadal bym szarżowała wmawiając w siebie, że to chwilowe. Nasza zakładowa lekarka raz mi powiedziała, że chyba mam migotanie przedsionków, ale skierowania do kardiologa nie dała. A ja zrzuciłam to na karb sprawy rozwodowej z Mauricio. Pewnie gdyby mi się drugi raz  zdarzyła taka diagnoza poleciałabym prywatnie do kardiologa.

                                                                       c.d.n.


Wszystko jest ....13

 Na oddziale pooperacyjnym ojciec Andrzeja przeleżał tylko dwie doby. Nie bardzo mógł przypomnieć sobie co się wydarzyło, że znalazł się w warszawskim szpitalu. No ale nic dziwnego operacja była poważna, narkoza długotrwała a pierwszą młodość pacjent miał już za sobą. Gdy tylko zaczęto go wybudzać ze stanu śpiączki zawiadomiono o tym Andrzeja, który zostawił swych pacjentów "na lodzie" i przyjechał do Instytutu. Nim się przebił z południowej części Warszawy do Anina ojciec był już w dwuosobowej salce. 

Ucieszył się na widok syna, spytał się co się właściwie stało. Miałeś tato zawał serca i to zapewne już nie pierwszy, masz powszywane kawałki żył doprowadzające krew do serca. Na szczęście tu nie ma maoryskich szamanów ale są bardzo dobrzy kardiochirurdzy, którzy ci uratowali życie. I gdyby nie wielka przytomność umysłu mojego przyjaciela,  dziś byłbym na Twoim pogrzebie a nie rozmawiał z tobą. Tato, bardzo cię proszę w imieniu swoim i Julity- słuchaj się tutejszych lekarzy, rób pilnie to co ci każą, żebyś szybko  do nas do domu wrócił. Jutro po południu przyjadę do ciebie razem z Julitką i chcę byś pamiętał o tym, że teraz masz dwoje dzieci, syna i córkę. Bądź dobrym tatą i nie martw mi Julitki- takie zmartwienia nie przysporzą jej zdrowia. Mamę przywiozę pojutrze. A jutro tylko Julitka będzie ze mną. Teraz wpadnę na moment do Jacka, tego, dzięki któremu jeszcze  żyjesz i przyjdziemy tu razem. W kwadrans  potem rzeczywiście przyszedł z  Jackiem.

Idąc z Andrzejem do jego ojca Jacek śmiał się, że awansował na osobistego lekarza rodziny R. Jacek zostawił ojcu Andrzeja  kartkę z "namiarami" na siebie, Andrzej z namiarami na siebie i Julitę. Po następnym kwadransie zakończyli wizytę- jak na pierwszy raz było to dosyć wrażeń dla dopiero co  zawróconego z drogi w  zaświaty pacjenta. Andrzej tylko  zadzwonił do Julity, że jedzie jeszcze na godzinę do Jacka i żeby Julita zadzwoniła do swej teściowej z wiadomością, że na razie wszystko jest w porządku.

Zamiast do Jacka, u którego zapewne była teraz  Sylwia pojechali do kawiarni. Andrzej opowiedział Jackowi o tym wielce dziwnym śnie Julity po tym wysiłkowym EKG oraz o tym, że gdy powiedział Julicie o tym, że ojciec  został zabrany do szpitala ona powiedziała, że wszystko będzie dobrze, bo ona nie czuje zupełnie niepokoju. Jacek popatrzył w oczy Andrzejowi i powiedział - przecież ona ma  jakiś szósty zmysł i wcale mnie nie dziwi, że nie czuła niepokoju jak i też jej skądinąd dziwny sen z tymi maoryskimi tancerzami i widok twego ojca wśród nich. Powiedz mi, skąd wiedziała, że jeszcze nie kochałem się z Sylwią? Nie przyjaźniły i nie przyjaźnią się przecież. Czy wiesz, że twój ojciec ma na wewnętrznej stronie ud dwa oryginalne maoryskie tatuaże? I nie są to tatuaże robione w jakimś salonie  tatuażu a oryginalne tatuaże robione przez szamana maoryskiego! To nie jest żadna z farb dziś używanych w salonach, to nie jest robione aparatem do tatuażu. To tajemnicza mieszanka węgla drzewnego z wydzieliną jakichś gąsienic.Andrzejowi z lekka opadła szczęka - no tak, powiedział po chwili- mama mówiła, że ojciec w Auckland nie  słucha lekarzy tylko szamanów maoryskich. Nie wiem czy robią tam za bioenergoterapeutów czy może pokończyli studia medyczne i serwują po cichu medycynę ludową. No to miały pielęgniarki na dyżurze dodatkowe atrakcje! Coś ty - Jacek tylko wzruszył ramionami- to są całkiem ładne tatuaże, stylizowany żółw i stylizowana  manta.Nie  wiem tylko jak twój ojciec to wytrzymał, bo wewnętrzna strona ud jest dość delikatna i  wrażliwa, a to było robione drewnianymi dłutkami. O taak, zaśmiał się Andrzej, to miejsce wrażliwe, nawet na dotyk kobiecej dłoni. One też to lubią, chociaż  bardziej cenią całowanie - wypróbowałem przy oświadczynach - dopowiedział Jacek. Zadziałało już w połowie długości uda. Jak się u ciebie uspokoi z ojcem to wpadniemy do was, będzie nam miło gdy oboje  zostaniecie naszymi świadkami. Ślub cywilny weźmiemy w Warszawie, od kościelnego może nam się uda wyłgać. Obiecałem Sylwii, że ślub będzie w Pałacu Ślubów. Na razie to ona musi wyciągnąć z urzędu swoją metrykę ślubu, czyli pojechać do Radomia. W kieszeni Andrzeja zawibrowała komórka- to Julitce się przypomniało, że zapomniała kupić kaszę gryczaną, więc może  ją Andrzej kupi w sklepie na dole, to ona już nie będzie wędrować po schodach. Tak, kupię, żaden problem, już jadę do domu. Mam żonę czarownicę- czy to nie dziwne, że śnił się jej ojciec tańczący z Maorysami? Aż umieram z ciekawości czy moja matka wie o tych tatuażach. Od lat ze sobą nie sypiają w jednym łóżku, więc może nie wie? Lecę- i do usłyszenia i zobaczenia.

W czasie obiado -kolacji Andrzej zdał sprawozdanie z tego co zastał w szpitalu, powiedział o tym, że Jacek już się  oświadczył Sylwii, że jak się uspokoi z jego ojcem to pewnie "Jacki" wpadną by poprosić ich na świadków a na końcu powiedział o tych ojcowych tatuażach. To jest niesamowita historia- stwierdziła Julita. Na udach je ma? Na wewnętrznej stronie? Przecież to musiało boleć jak diabli. Wiesz Słoneczko, mnie w ogóle zastanawia sam fakt, że robił to nie  w jakimś zakładzie  tatuażu, gdzie jednak już od lat są zachowane reżimy sanitarne, gdzie skórę lekko znieczulają a farby są testowane. A ojczulkowi robił to na pewno szaman maoryski,  każde plemię ma swojego szamana i tylko on może robić facetowi tatuaż. Poza tym u Maorysów każdy tatuaż coś oznacza. Nie mam bladego pojęcia co oznacza żółw i manta. I zgodnie z tym, czego się doczytał Jacek, robią to drewnianymi  dłutkami a barwnikiem jest węgiel drzewny zmieszany z wydzieliną jakichś  gąsienic, co powoduje stan zapalny skóry. Wiesz, jak sobie o tym myślę to się zastanawiam czy mój ojciec ma po kolei w głowie. I zastanawiam się czy mama o tych tatuażach wie.

Zatelefonował do matki, opowiedział o stanie zdrowia ojca, powiedział, że zabierze ją do szpitala najprędzej pojutrze, niech ojciec jeszcze trochę bardziej do siebie dojdzie, bo jednak taka ciężka operacja nie przechodzi  bez  śladu, a im człowiek ma więcej cyferek w metryce tym dłużej do siebie dochodzi. Ale jak na razie wszystko przebiega  bez problemu. Nie wspominał nic o tatuażach. Zastanawiał się nawet czy ma o nich powiedzieć, czy może wpierw się zapytać ojca czy mama o nich wie. Ale na pewno, gdy się ojcu poprawi opowie mu sen Julity. Z tego co wiedział, to Julitę  bardziej interesowała Australia niż Nowa Zelandia. Poza tym nawet jego matka zaprawiona w podróżach stwierdziła, że taka podróż jest męcząca . 

Już teraz zastanawiała się jak będą wracać, czy nie  będzie trzeba wykupić  droższych miejsc w samolocie ewentualnie  podzielić podróży na bardziej "strawne" odcinki z noclegami, bo kilkanaście  godzin lotu zabawne nie jest.

Na prośbę Andrzeja  Julita namówiła swoich rodziców by "popracowali" nad jego matką, by pomyślała nad ich powrotem do Polski. W końcu nawet w okolicach Warszawy jest naprawdę sporo miłych miejsc do zamieszkania.  Ojciec Julity postanowił poobwozić  teściową swej córki po kilku podwarszawskich miejscowościach. Znał kilka naprawdę ładnych miejsc w granicach 20, 30 km od Warszawy. Na pierwszy ogień zjeździli wzdłuż i wszerz Konstancin, potem okolice Piaseczna. A Julita powiedziała - a może "żółta willa" - nie widać by znalazła amatora. Oczywiście ponieważ są  rozpaskudzeni mieszkaliby tam sami, no ale  mielibyśmy ich  na oku. Jak będziesz wiózł mamę do Anina to wtedy pokaż jej tę willę. Telefon do pana Kazimierza mam zapisany, na pewno będzie mogła  mama obejrzeć willę .  Wy będziecie oglądać a ja zaczekam na was w domu z czymś dobrym do pociamkania i rozmowy.

 Ja wiem, że im się marzy byśmy  przyjechali na stałe do nich, ale ja nie marzę o mieszkaniu w Auckland. Ja to bym znalazła pracę , ale kurcze nie po to robiłeś studia i doktorat by teraz starać się o nostryfikacje, wkuwać nowe procedury i zgłębiać obce układy kliniczne czy szpitalne.A może kupiliby jakiś dom nad  Morzem Śródziemnym, może na Costa Brava?  Mogliby część przeznaczyć na wynajem, mieli by stały dochód. Trzeba nad  twoją mamą popracować. Nie jest fajnie, że są sami na końcu świata. Bądź dla niej nieco czulszy. A ojciec po tej operacji też się stanie milszy, zobaczysz. Dość szybko dotrze do niego, że już sobie z Maorysami nie pofika. Poprzeglądam w pracy jakie domy są na rynku. Nie ma teraz  urwania głowy, więc sobie  posiedzę trochę nad tym. Mój personel też się nie wysila. Dostaniemy w kość  po  świętach wielkanocnych. Jak się zacznie sezon to będziesz mnie musiał niemal reanimować, tyle jest roboty. Chociaż w ubiegłym roku było niemal spokojnie. 

A kiedy będzie ten ślub Jacka z Sylwią? Nie wiem, on też nie wie, na razie Sylwia musi pojechać do Radomia po dokumenty swoje. Poza tym chcą brać  ślub w Pałacu Ślubów i  zastanawiają się nad tym jak uniknąć  ślubu  kościelnego. 

Znam jeden sposób-  wypisać się z kościoła, albo po prostu powiedzieć całej rodzinie  że za nic w świecie  takiego ślubu nie chcą i tyle. To przecież już dorośli ludzie, Jacek z  naszego rocznika, a Sylwia chyba 3 lub 4 lata młodsza. Niech uświadomią swym rodzinom, że powinny się cieszyć, że w ogóle  biorą jakiś ślub oficjalny. Teraz mało chętnych do brania ślubu, ale do łóżka, bez zobowiązań  to chętnych nie brak. I najchętniej na raz do trzech razy i następna lub następny. Dziewczyny też nie za  bardzo się garną do stałego związku, zwłaszcza te  dwudziestki.

Naprawdę, zdziwił się Andrzej- wychodzi na to, że my jesteśmy niemodni. Julita zaczęła się śmiać - i to jak  bardo niemodni- ty się trzy razy żeniłeś, ja tylko dwa razy wychodziłam za mąż.

Gdy następnego dnia byli w szpitalu trafili na moment, gdy lekarz mający tę sale pod opieką bezskutecznie usiłował przekonać seniora R. do dmuchania w butelkę z wodą i robienia  bąbelków. Julita się wycofała, ale Andrzej ruszył do boju- przedstawił się nie tylko nazwiskiem ale i swym tytułem i powiedział- ojciec jest urodzonym oportunistą - pozwoli pan, panie kolego, że ja mu zaraz to wytłumaczę.. Pochylił się nad ojcem i coś zaczął mu "wykładać"- na koniec nieco głośniej powiedział- twoim obowiązkiem jest jak najszybciej wrócić do zdrowia. Matka się zadręcza, moi teściowie się zamartwiają a ty to olewasz bo dmuchanie  to nie jest twoim zdaniem terapia. Nie bądź ojciec ostatnim ćwokiem i uruchom myślenie. I dmuchaj, bo inaczej Julita  tu nie wejdzie. Musisz wentylować płuca, bo inaczej serce nie będzie dotlenione. Samym czystym tlenem nie możesz  całą dobę oddychać. Odwrócił się w stronę  drzwi i ze zdziwieniem wcale jej tam nie  zobaczył. Zaraz wracam- a ty tymczasem dmuchaj, rób bąbelki. Po chwili odnalazł "panią doktorową" przy konsoli pielęgniarek od których wzięła jedną  butelkę z wodą i rurką. Uśmiechnęła się do  pań i powiedziała- pobawimy się w dobrego i złego policjanta.  Teść na widok wchodzącego do pokoju Andrzeja zaczął leniwie  dmuchać. Julita podeszła, cmoknęła go w  czoło i powiedziała- całkiem nieźle wyglądasz tato. Mam nadzieję, że ja po operacji też będę tak dobrze wyglądać. Na wszelki wypadek już zaczynam trenować oddech i powiększać  sobie pojemność płuc. Pościgamy się które z nas dłużej będzie wydmuchiwało z jednego nabrania powietrza. Ale ty dziecinko nie masz  zawału. Jeszcze nie, ale mi zastawki źle pracuję a ty robisz wszystko by mi serce biło nierówno bo się martwię o ciebie. Tata- na "trzy" nabieramy powietrza i zaczynamy wydmuchiwać, kto dłużej wytrzyma, Pewnie ty, tato, bo jesteś ode mnie większy i masz większe płuca.Andrzej po czterech "dmuchach" wyszedł z pokoju, pod pretekstem konieczności skorzystania z toalety dla gości bo się dusił ze śmiechu - odwiedzającym nie wolno było korzystać z toalet dla pacjentów. Po dziesięciu "dmuchach" Julita zarządziła chwilę przerwy i powiedziała- tato- śniłeś mi się. Byłam tu na badaniach, bo doktor Jacek, przyjaciel Andrzeja się mną tu opiekuje i gdy po badaniach wróciłam do domu byłam tak zmęczona, że zasnęłam. Ty wtedy byłeś już na sali pooperacyjnej. Śniła mi się wielka polana i na niej grupa Maorysów, którzy tańczyli.I co chwilę któryś inny wychodził przed grupę i tańczył solo. I w pewnej chwili w kolejnym Maorysie rozpoznałam ciebie i zawołałam głośno "tato" i obudziłam siebie i Jacka tym zawołaniem. Teść nabrał naprawdę sporo powietrza, aż widać było jak rozszerza mu się klatka piersiowa i powiedział - o nieba! widziałaś taniec plemienny! Nie widziałam, ja go wyśniłam. I widziałam w nim ciebie. A teraz wracamy do pracy i dmuchamy.. Nie spiesz się, nabieraj dużo powietrza i wydmuchuj. Musisz szybko wyzdrowieć, by mi opowiedzieć w domu o tym tańcu plemiennym. Gdy wrócił Andrzej ojciec powiedział- ożeniłeś się z szamanką. Raczej z czarownicą - pod tą szerokością bywały raczej czarownice- zapewnił go Andrzej. Jej się śnił taniec plemienny- powiedział ojciec. Tato -Julita położyła swą rękę na jego dłoni- masz teraz ważne zadanie- jak najszybciej wrócić do zdrowia wykonując to wszystko co ci tu lekarze każą. Ja też jestem pod ich opieką i wierzę im. Julita mówiła  to wszystko wpatrując się wnikliwie w oczy swego teścia. Przyrzeknij mi, że będziesz rozumnym i posłusznym pacjentem, bardzo cię o to proszę. Będę, córeczko, nie martw się, dbaj o siebie. A przyjdziesz do mnie jutro? Tak, razem z mamą. Więc pamiętaj , tato , masz zdrowieć. A teraz pokaż Andrzejowi jak dużo powietrza możesz nabrać. A kiedy pobędziesz  u mnie dłużej? za dwa dni, pojutrze, bo już będzie weekend, nie będę po całym dniu pracy.Teść pokazał jeszcze jak pięknie i długo wydmuchuje, w nagrodę dostał dwa całusy od Julity,  jeden cmok od Andrzeja i wyszli.

W samochodzie Andrzej powiedział- powinni cię tu zatrudnić jako rehabilitantkę - migiem by ludzie  zdrowieli. Aleś wymyślił- gdyby to nie był twój tata to bym pewnie go rozerwała na strzępy.

                                                                         c.d.n.






 


poniedziałek, 8 marca 2021

Wszystko jest.....12

Jacek zatelefonował  przed dziewiątą rano. Stwierdził, że sam sobie pogratulował decyzji, że nie bawił się w karetce w EKG tylko "mówię ci  stary, tak na czuja" zawiózł pacjenta na blok operacyjny, bo założenie  jednego stentu niewiele by pomogło. Bo wygląda na to, że to nie był pierwszy zawał, a zapewne drugi lub trzeci. I że były  nie leczone, być może nie rozpoznane. Zrobili ojcu bypassy, teraz grzecznie śpi na pooperacyjnej i jak na razie nie ma z nim problemów. On będzie jeszcze godzinę, bo przecież musi uzupełnić papierologię, więc jeśli Jacek wpadnie teraz rano, to jeszcze załapie któregoś z kardiochirurgów, którzy ojca operowali. I niech przywiezie Julitę na badanie. 

Niemal całą drogę Andrzej  usiłował dociec skąd  Julita wiedziała, że wszystko będzie dobrze i jak to jest, że ona zawsze wyczuwa w jakiś sposób niepokój i że zawsze jest on uzasadniony. Nie mam pojęcia, ale tak mam, szkoda tylko że nie w stosunku do siebie a do innych osób. Popatrz, jakoś intuicja mi nie podpowiedziała żebym dbała  bardziej o siebie, bo mi się serce schrzani.

W szpitalu Jacuś porwał oboje natychmiast do profesora, któremu oczywiście  powiedział, że  żona  pana doktora R. a jednocześnie synowa tego pacjenta , któremu dziś nocą robili bypassy bo się Jackowi  stan pacjenta nie podobał i był pewien, że szkoda czasu na zakładanie stentu, jest jego pacjentką i że Jacuś stara się, by nie została pacjentką kardiochirurgii. Efektem wartkiej przemowy Jacka było to, że pan profesor osobiście poprosił kardiochirurga o przedstawienie  przebiegu operacji, przejrzał wyniki badań ojca Julity, poprosił dyżurnego lekarza oddziału pooperacyjnego o aktualny stan pacjenta, wezwał pielęgniarkę by od ręki spowodowała badania Julity na Echu serca i  by jej zrobiono CRP, wyraził ubolewanie, że Andrzej nie jest kardiologiem i że już nie pracuje w Instytucie.  Osobiście pofatygował się do pracowni Echa, gdzie chciał obejrzeć jak pracuje serce Julity, a Jacuś pomyślał  złośliwie, że raczej może nie tyle serce co to wszystko co je okrywało. Jeszcze tak długo trwającego  badania to Julita nie miała, bo  profesor bardzo wnikliwie  oglądał jak to serduszko pracuje, jak się domykają zastawki- wszystkie, potem, gdy dowiedział się, że Julita jest niemal na czczo zlecił wykonanie EKG serca pod obciążeniem specjalnymi lekami.W małym pomieszczeniu nagle zrobiło się gęsto, bo były dwie pielęgniarki - jedna stale zwiększała dawkę leku obciążającego serce, pan profesor na zmianę patrzył w ekran i osłuchiwał serce Julity, ona zaś miała przykazane, by natychmiast zasygnalizowała gdy poczuje się gorzej. W końcu Julita jęknęła - słabo mi i natychmiast zaprzestano wstrzykiwania leku, pielęgniarka zaczęła ją wachlować, wstrzyknęła  jakiś inny lek, zaklejono "dziurę" po wenflonie". Pan profesor kazał  by przesunięto kozetkę z Julitą do sąsiedniego  gabinetu i okryto Julitę kocem. Miała przy niej posiedzieć jedna z pielęgniarek i potem pomóc jej się ubrać. Julita, która najchętniej zabiłaby Jacka,  uśmiechała się do pana profesora i zapewniała go, że jeszcze nigdy w życiu nie była tak przebadana i że dopiero gdy trafiła na swego męża, z którym się  znają od dzieciństwa, wydało się, że z tym jej sercem jest chwilami nie tak jak być powinno. W końcu profesor z Jackiem i Andrzejem wyszli, Andrzej poprosił Julitę by poczekała na niego pod tym gabinetem aż po nią przyjdzie, a pielęgniarka dostała polecenie, by Julita pozostała w pozycji horyzontalnej jeszcze 20 minut.

Tłumek pacjentów pod gabinetem z ulgą odetchnął gdy profesor z Jackiem i Andrzejem  wyszli i mógł wreszcie wejść kolejny pacjent.

Leżąc na dość twardej kozetce Julitka obmyślała zemstę - była pewna, że Jacek nim się oświadczy Sylwii z całą pewnością zasięgnie u niej porady jak ma to zrobić, więc każe mu to zrobić "tradycyjnie" najlepiej w obecności osób  trzecich,  z bukietem i pierścionkiem i przyklękiem na jedno kolano. Była pewna, że Sylwia będzie  zachwycona.

Gdy tak leżała, pilnująca jej pielęgniarka przyniosła butelkę wody i poleciła by  Julita koniecznie postarała się jak najwięcej wypić, żeby wypłukać z organizmu ten lek. No a dopóki tu będzie leżała to toaleta jest  tuż obok, bez wychodzenia na korytarz, a na korytarzu to będą drugie drzwi od EKG  w prawo. Pomogła się Julicie ubrać by nie leżała goła, powiedziała kilka miłych słów o Andrzeju, że gdy tu pracował to dał się poznać jako bardzo wrażliwy człowiek, pozachwycała się Jackiem, że taki przystojniak ale nie podrywacz. Kilka razy jeszcze  zmierzyła Julicie  ciśnienie i tętno i w końcu pozwoliła jej wyjść, mówiąc, że gdyby się przypadkiem poczuła gorzej , bo i tak się zdarza, to ma natychmiast wejść do gabinetu i o tym powiedzieć. Siedząc pod  gabinetem Julita nasłuchała się różnych opowieści o różnych chorobach serca, bo większość czekających to byli chodzący pacjenci kilku oddziałów Instytutu.

Wreszcie przyszedł Andrzej. Był spokojny, doinformowany i względnie dobrej myśli. Dogadał się  z lekarzem pooperacyjnego oddziału, że gdy tylko ojca wybudzą i przewiozą na oddział to go o tym powiadomią telefonicznie. I że już telefonował do  mamy  i teraz pojadą do rodziców Julity na śniadanie. Andrzej "rozpływał się" w zachwytach nad przytomnością umysłu Jacka, że nie tracił czasu na  zakładanie stentu, tylko zawiózł ojca "wprost na stół". No tak, miał wyczucie tylko po jakie licho mnie wepchnął w ręce profesora, jeszcze nie umieram przecież, złościła się Julita. Słoneczko Kochane, twoje wyniki dopiero będą dokładnie analizowane, na razie wiadomo właśnie to, że nie umierasz. Od teraz  już nie tylko Jacek będzie cię miał pod opieką, pan profesor  również. No nie, ja się chyba zabiję - ty, Jacek i jeszcze pan profesor- niedługo to wszystko będę musiała robić pod nadzorem. Andrzej się roześmiał- ale i tak to ja mam największy nadzór nad tobą. A wiesz co mi pan profesor zasugerował- Andrzej nieco teatralnie zawiesił głos- żebyśmy zrezygnowali z potomstwa bo ciąża i poród mogłyby się dla ciebie  źle skończyć. Więc mu zdradziłem, że to ci nie grozi bez in vitro, co go niemal zachwyciło, choć "może szkoda, że tak sympatyczni ludzie pozostaną bezdzietni".

Mama Andrzeja spokojnie wysłuchała relacji ze szpitalnego frontu, "naskarżyła" na swego męża, że nie przestrzegał żadnych zaleceń lekarzy w Auckland, że zawsze żył na pełny gaz i lekceważył wszelkie ograniczenia. A ilekroć źle się czuł to się tylko złościł. Miał zapisane jakieś leki, ale na pewno ich nie brał, twierdząc, że to i tak przecież nie pomoże a "na coś każdy musi umrzeć". I że bardziej wierzył maoryskim szamanom niż lekarzom. 

Uzupełniając  kalorie Julita słuchała tego wszystkiego i myślała o tym, że może jednak lepiej się stało, że Andrzeja wychowywała ciotka, bo obecność tak bardzo upartego ojca pewnie by mu nie wyszła na dobre. A może i miał Andrzej rację, że małżeństwo jego rodziców nie było najlepszym pod słońcem związkiem ?  W godzinę po śniadaniu Andrzej  zabrał Julitę do domu, a jego mama wraz z rodzicami Julity postanowiła wybrać się na "objazd Warszawy". 

Oboje byli zmęczeni a Julita jeszcze  zapewne nie wszystko wydaliła z organizmu, więc musiała się zająć wypiciem sporej ilości wody, co nie  sprzyjało jakimkolwiek wycieczkom po mieście. Andrzej umówił się z matką, że jeśli będzie miał jakieś wieści ze szpitala to zaraz przekaże je rodzicom Julity, by nie  płacić  bajońskich sum łącząc się via Nowa Zelandia.

A Julita zaproponowała by będąc na mieście wpadli do któregoś z operatorów i rozwiązali ten problem zakupując tanią, prostą komórkę i połączenia nie w abonamencie. 

W domu Julita padła jak ścięta - dopiero teraz mocno odczuła skutki tego EKG pod obciążeniem. Andrzej też był zmęczony i w końcu oboje zapadli w sen. Przed zaśnięciem Julita myślała o tym, że jej teść bardziej wierzył szamanom maoryskim niż lekarzom. Ciekawa była co też ci szamani mówili teściowi i rozmyślając o tym zasnęła w objęciach Andrzeja. 

Śniło się jej, że jest na jakiejś bardzo dużej polanie, że z oddali zbliża się grupa niemal nagich mężczyzn, a wszyscy są wytatuowani.  Nie słyszy żadnej muzyki, ale wszyscy poruszają się w zgodnym rytmie. co kilka metrów przed grupę wyskakiwał jeden z tancerzy trzymając w ręce jakiś kij, coś śpiewał albo wykrzykiwał sądząc po poruszających się ustach, ale nadal Julita nie słyszała ani jednego dźwięku. W pewnej chwili wyskoczył kolejny tancerz, ale był mniej muskularny i jaśniejszy i ze zdziwieniem rozpoznała w nim swego teścia i zawołała- tato! I rzeczywiście zawołała "tato" gwałtownie siadając i budząc siebie i Andrzeja. Andrzej był przerażony, bo sprawiała wrażenie niezbyt przytomnej. Ułożył ją z powrotem, zaczął tulić, całować, uspakajać, w końcu zapytał co się stało. Wpatrując się w Andrzeja wyszeptała- tam był twój ojciec.  Kochanie, gdzie był mój ojciec? powiedz, proszę- na tej polanie z Maorysami- szepnęła. Tańczył z nimi.  Oni wszyscy byli goli, on też, mieli tylko takie trawiaste spódniczki, króciutkie. I mieli tatuaże, jakieś wzorki. I twój tata też , ale nie był cały wymalowany. Ale nie słyszałam muzyki, a oni tańczyli w jakimś określonym rytmie. Andrzej usiłował obrócić całą rzecz w żart mówiąc- oj chyba jesteś  bardzo niedopieszczona, skoro śni ci się zgraja nagich facetów. A mnie tam nie było? Nie- pokręciła przecząco głową. To było bardzo realistyczne, ale nie słyszałam muzyki ani bębnów. Leżała wtulona w Andrzeja i szeptała- to był ładny sen, ta trawa na polanie miała taki jakiś inny kolor i drzewa wyglądały tak jak sumaki, ale jeszcze nie miały kolorowych liści, tylko były bardzo ciemnozielone,   jak liście ostrokrzewu, takie  wywoskowane. I jeszcze pomyślałam, że to nie sumaki, bo te liście takie mięsiste. Ale szamanów nie widziałam. Wiesz, przed zaśnięciem myślałam o tym co powiedziała twoja mama, że ojciec bardziej wierzył maoryskim szamanom niż lekarzom. I pewnie stąd ten sen. A co do niedopieszczenia-umówmy się, że jestem niedopieszczona, bardzo, bardzo, że nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz to było.

                                                                          c.d.n.