poniedziałek, 21 grudnia 2020

Nie wigilijna opowieść - XIX

 Wyjazd do Amsterdamu był dla Izy swoistą atrakcją. Gdy Tolek powiedział u kontrahenta, że  przyjechał razem z żoną, więc zaraz po służbowym spotkaniu  chce jej pokazać miasto, natychmiast jego rozmówca zatelefonował do swojej żony, powiedział, że pewien Polak jest tu z żoną, więc zaprosił ich na wspólną kolację i wieczorny spacer po mieście. A potem powiedział do Tolka- będziecie mieli dużą niespodziankę. Tolek powiedział, że akurat Amsterdam nie jest dla niego niespodzianką, bo już tu bywał, a ze trzy razy to właśnie  tu się okrętował, no ale dla Izy na pewno będzie. Ale jednak niespodzianka była, bo żoną Holendra była Polka. Dzięki niej Iza bardzo dokładnie  zwiedziła miasto w czasie dnia, gdy Tolek załatwiał sprawy służbowe. Popołudnia spędzali już w komplecie i umówili się, że gdy Krystyna z mężem przyjadą do Polski to koniecznie  odwiedzą w Sopocie Izę i Tolka.

Następną niespodziankę mieli już w Polsce, bo na lotnisku czekał na nich dziadek z wnukami.Zaraz na wstępie po wyściskaniu i wycałowaniu rodziców  Karolek stwierdził, że on już nie będzie marynarzem a lotnikiem. Ja też będą lotnikiem, wtórowała mu Eliza,  na co brat powiedział -"dziewcyny nie są lotnikami", a Elizka się  rozpłakała.

W domu było sporo zamieszania, dzieci na widok przywiezionych zabawek dostały, jak to ładnie określiła  babcia, małpiego rozumu. Karolek biegał z samolotem po ogrodzie i warczał, lub wydawał inne dziwne dźwięki, a Elizka pławiła w misce z wodą lalkę - dzidziusia.  I jeśli Iza całkiem niedawno zastanawiała się czy ich po wakacjach posłać do przedszkola tak teraz była o tym przekonana w stu procentach. 

Niewiele się wydarzyło w ciągu ich trzydniowej nieobecności i jak doniósł Karol operacja ojca Marysi powiodła się, pacjent żyje ale w dalszym ciągu nie wiadomo co będzie dalej. Marysia całe dnie spędzała w Klinice siedząc obok oplątanego różnymi rurkami ojca, teraz nocowała już w mieszkaniu Karola a w podzięce  za jego troskę gotowała mu obiady i zmuszana przez niego również je jadła. Wielogodzinna narkoza i krążenie pozaustrojowe oraz wiek pacjenta sprawiły, że nawet nie za bardzo zdawał sobie sprawę gdzie jest i co się z nim dzieje. Karol codziennie wieczorem przyjeżdżał po Marysię do kliniki i gdy stawał "po cywilu" obok  łóżka czekając aż się Marysia pożegna z ojcem, chyba stanowił dla jej ojca niezwykłą zagadkę - codziennie Marysia musiała mu tłumaczyć kto to jest i skąd się tu wziął.Nie za bardzo też mógł pojąć, że nie jest w Gdańsku a w Warszawie. 

Pewnego pięknego dnia uznano, że czas by pacjent w większym stopniu powrócił do świata żywych i go spionizowano. I uznano, że teraz to można go już z powrotem dać pod opiekę kliniki, z której trafił do instytutu. I pewnej środy o ósmej rano załadowano pacjenta znów w karetkę i odesłano z powrotem do Gdańska. I gdyby nie fakt, że dwie godziny przed przyjazdem karetki do szpitala w Gdańsku dojechał tam Karol z Marysią,  to pacjent spędziłby kilka godzin na izbie przyjęć. Bo żeby chorować to trzeba mieć zdrowie jak mawiają niektórzy.

Całe lato Karol w każdy piątek wieczorem zjeżdżał do Sopotu, mieszkał co prawda u Izy i Tolka, ale całe dnie spędzał z Marysią. Pilnował żeby przynajmniej wtedy gdy on jest regularnie jadła, pocieszał, faszerował ją witaminami, kosił w ogródku trawę i był coraz cichszy. To już nie był ten złośliwy nieraz i głośny Karol. Któregoś wieczoru gdy oni już byli po kolacji a Karol przyszedł by położyć się spać Iza poprosiła by Karol wyszedł z nią na krótki spacer. Wychodząc mrugnęła do Tolka, a Tolek tylko posłał jej uśmiech. Iza przepytała Karola jaki jest stan ojca Marysi, ale nie były to dobre  wieści. Karol przyznał się Izie, że naprawdę zakochał się w Marysi, ale nie ma śmiałości jej o tym powiedzieć. Nie wie czy wypada mówić jej o swym uczuciu gdy jej ojciec  jest w tak złym stanie. Iza stwierdziła, że powinien jednak z nią o tym porozmawiać jeżeli ma jakieś poważne  plany względem  Marysi. Tak, chciałbym by została moją żoną. A jesteś tego na sto procent pewien?- zapytała. Bo myślę, że Marysia nie zostawi tu ojca samego i podejrzewam, że nie bardzo można tak chorego i starego człowieka nagle przesadzać stąd do Warszawy. I podejrzewam, że Marysia nie marzy wcale o mieszkaniu w Warszawie, to miejscowa dziewczyna, przedtem mieszkali na Półwyspie. Jej ojciec miał tam wędzarnię a potem się tu pobudował a na Półwyspie mieszkała Marysia  z mężem. Po śmierci męża sprzedała tamten dom , mieszkała w Jastarni w wynajętym mieszkaniu. A sprzedała dom, bo jej mąż  narobił długów, był hazardzistą. A potem przeniosła się do ojca. Iza, skąd to wszystko wiesz? No przecież tu mieszkam dostatecznie długo, a tu nawet piasek ma oczy i uszy. Karol bezwiednie rozejrzał się dookoła. Wiesz Karolu, ja po prostu nie tylko się ludziom przyglądam, ja nawet z nimi rozmawiam, mama również. Więc nim  porozmawiasz poważnie z Marysią pomyśl nad tym co ci powiedziałam. I potraktuj ją jak płochliwą dziewicę a nie doświadczoną mężatkę z Warszawy rodem. I zapewniam cię, że odkąd tu mieszkam wcale nie tęsknię za Warszawą, mocno tu zapuściłam korzenie. Patrz jakie piękne dziś morze. Chodź, wracamy. No i miał Karol o czym myśleć długo w noc.

Rano Karol wyglądał jak z krzyża zdjęty a Tolek powiedział, że Karol wygląda tak jakby obskoczył z dziesięć pracownic w tajlandzkim domu rozkoszy i rozpusty. Zapytany skąd wie jak jest w tajlandzkim "takim domu" wyjaśnił, że ci z załogi którzy  korzystali z usług tych pań tak właśnie wyglądali gdy wracali na statek. Ale Karol nie był w nastroju do żartów. Był poważny i zamyślony. Przed wyjściem z domu objął Izę i powiedział - dziękuję ci, trzymaj za mnie kciuki. Iza obiecała, że go myślami wspomoże. Tolek w końcu nie wytrzymał i zapytał o co chodzi i Iza wyjaśniła mu o czym poprzedniego wieczoru rozmawiała z Karolem na plaży. No tak- powiedział Tolek - ma Karol o czym rozmyślać. A ja rozmyślam nad tym gdzie dziś się wybrać. Słońce jakieś przymglone, więc może pojedziemy do lasu? Może w dwa samochody, rodzice pewnie też się z nami wybiorą. Szkoda, że nie mamy mikrobusu, bo w jeden samochód się nie mieścimy. Ale my zbyt często nie jeździmy w pełnym komplecie - jak zwykle zawsze trzeźwa Iza sprowadziła Tolka na ziemię. W godzinę później jechali w dwa samochody w stronę Karwi. Nie było to bardzo daleko od Sopotu, ale już nad pełnym morzem i pogoda była lepsza, więc zamiast w lesie posiedzieli na plaży. I fale były tu większe niż na zatoce, więc dzieciaki miały uciechę. Piszczały tak, że aż uszy bolały. Iza z mamą leżały na kocu obserwując jak męska część rodziny zajmuje się dziećmi i Iza znów usłyszała, że dzięki niej Tolek odżył, że spełniona miłość Tolka do Izy odmieniła nie tylko jego ale i ojca. Za chwilę przybiegł Karolek, położył obok Izy swój ulubiony samolot i powiedział: mami, pilnuj, żeby  żadni pasażerowie do niego nie wsiadali, bo ja teraz będę się uczył nurkować. Dziadek będzie mnie uczył. A tata będzie pływał z Elizką na plecach. Dobrze, że szybko odbiegł, bo się  Iza mogła swobodnie pośmiać. Nurkowanie  polegało na wsadzaniu głowy do wody z nabranym powietrzem, ale  przecież od czegoś trzeba zacząć . A określenie, że tata będzie pływać z Elizką na plecach było mocno nieprecyzyjne, bo to tata pływał na plecach a na nim  w poprzek jego klatki piersiowej leżała Elizka i usiłowała robić nóżkami nożyce. Ten widok przypomniał Izie , że wiele lat temu to Tolek nauczył ją pływać i jak podpływał pod nią by się choć na moment w wodzie przytulić.

Iza chłonęła piękno plaży na której byli. Dookoła było zupełnie pusto byli na tej pięknej plaży zupełnie sami i pomyśleć, że 6 kilometrów w prawo od  nich była zatłoczona niemiłosiernie plaża w Jastrzębiej Górze.  Iza patrzyła na dzieci, Tolka i teścia a  myślami była przy Karolu - naprawdę wyglądał rano nieszczególnie, wręcz wzbudzał swym wyglądem litość. Życzyła mu z całego serca by sobie ułożył życie bo był naprawdę dobrym przyjacielem, bardzo dobrym chirurgiem i życzliwym ludziom facetem. Pomagał wielu osobom, a dla przyjaciół nie żałował nigdy czasu ani pieniędzy.  

Tolek w końcu uznał, że czas by dzieci pogrzały się na  brzegu, więc zostały wytarte, pobawiły się w berka z dziadkiem i ojcem  bo panowie  musieli wysuszyć swe spodenki, jako że obaj zapomnieli by zabrać zapasowe. Iza i mama spojrzały na siebie i wybuchnęły śmiechem - obaj tak mieli od lat. Jeśli one  nie spakowały zapasowych spodenek oni na pewno ich nie mieli ze sobą. Ach te geny! śmiały się obie . A najwięcej bawiło jedną i drugą to, że  ojciec dostrzegał wady syna  i je krytykował   nie dostrzegając, że są one identyczne z jego wadami. Iza  nabrała ochoty na kąpiel więc Tolek natychmiast wszedł za nią do wody, a ona mu przypomniała jak to pływali na Wiśle na  klubowym basenie i zaraz Tolek podpłynął pod nią, ale teraz to nie było takie nieśmiałe, delikatne dotknięcie ale silne wypchnięcie Izy w górę. Z brzegu dotarło do Izy- tata nurkuje jak delfin, a dziadkowie spojrzeli po sobie i powiedzieli - ciekawe gdzie on się tego nauczył i wybuchnęli śmiechem.

Tak im się podobało na tej plaży, że postanowili tu częściej przyjeżdżać, choć jak Tolek zauważył to trzeba  mieć świra by mając plażę niemal pod  domem  jechać 60 km od domu.

Gdy wrócili do domu na stole kuchennym znaleźli kartkę o treści  "Iza, ozłocę cię. K." Tolek popatrzył na swą żonę mierząc ja wzrokiem wzdłuż i wszerz i powiedział  - wpadnie w kłopoty finansowe, ale nie napisał czy idzie o wagę czy o powierzchnię. Nie mniej ani na jedno ani na drugie to raczej go nie stać. Straszny optymista z niego.  I zaczęli się śmiać.

Około siódmej wieczorem wrócił Karol z Marysią. Tym razem oboje weszli do domu- a tak dokładnie to Karol otworzył drzwi i leciutko popchnął do przodu Marysię jednocześnie tarasując  swoją osobą drzwi, by Marysia nie zawróciła. Wchodźcie, wchodźcie zapraszały chórem Iza i mama, zaraz będzie obiadokolacja, więc przyszliście w samą porę. Pani Marysiu, normalna kolacja, nawet nie w  salonie ale  w kuchni, tak zwyczajnie, po rodzinnemu.

Czasem przydaje się interwencja dzieci - Karolek szybko przyniósł swój samolot i pokazywał Marysi którędy wchodzą pasażerowie, gdzie jest  kabina pilotów a gdzie luki bagażowe. A potem Elizka przyniosła pokazać Marysi swą lalkę- dzidziusia i lalkę mamusię tegoż dzidziusia, która była o połowę mniejsza od swego dziecka, ale na szczęście te dysproporcje w niczym nie przeszkadzały Elizce. Rozmowa z dziećmi wyraźnie odprężyła Marysię. Bardzo szybko znalazła wspólny język z dziećmi i one ją szybko zaakceptowały. Iza z mamą tymczasem przygotowały posiłek i żeby było szybciej i mniej oficjalnie podały wszystko na stół w kuchni, tłumacząc się Marysi, że jak przy stole są dzieci, to lepiej jednak jeść w kuchni bo nie ma w niej dywanu.

Po kolacji dzieci dostały jeszcze pozwolenie na zabawę w swoim pokoju, a Tolek wręczył im zegarek-zabawkę ustawiony na godz. 8,30 i powiedział, że gdy na ich pokojowym zegarze będzie taka sama  godzina to mają się skończyć bawić i iść myć  ząbki. 

Gdy dzieci już zniknęły Karol chrząknął i powiedział- chciałem wam tylko powiedzieć, że dziś oświadczyłem się Marysi i tu wyszarpnął rękę Marysi spod stołu pokazując pierścionek z szafirem. I o tym radosnym dla  nas fakcie poinformowaliśmy również jej ojca. Postanowiliśmy jak najszybciej wziąć ślub -tylko cywilny. Nie musi nas nikt kropić. Natomiast zależy nam na szybkim terminie a wydaje mi się, że ktoś tu ma jakieś możliwości w tej materii i spojrzał na Tolka, a Tolek wskazał na swego ojca. I chcemy prosić na świadków Izę i Tolka. Bo ślub będziemy brać w Sopocie. Nie wiemy jeszcze czy uda się na tyle podciągnąć stan zdrowia ojca Marysi by mógł być obecny przy ślubie bo nawet siedzenie go męczy.  I postanowiłem, że na pewno do końca życia ojca Marysi będziemy mieszkać tu a jeśli dobrze mi się tu praca ułoży to pewnie tu zostaniemy na zawsze.A i jeszcze coś - napisałem, że ozłocę Izę więc właśnie to robię- mam nadzieję, że się spodoba- bo to białe złoto, a wiem, że takiego typowego by nie  nosiła. Wybierała głównie Marysia, bo ja się na damskiej biżuterii nie znam - sięgnął do torebki Marysi i wyciągnął z niej pudełeczko, które podał Izie. W pudełeczku był naszyjnik typu dość gruby łańcuszek, na którym był zawieszony  najprawdziwszy owalny szmaragd oprawiony w dwa cienkie owale. Iza spojrzała  i powiedziała- piękny, kojarzy mi się ze szmaragdem Izydy, choć tak naprawdę nie wiem jak wyglądał. Karol wybuchnął śmiechem - widzisz Marysiu, mówiłem ci, że gdy to zobaczy zaraz powie o szmaragdzie Izydy. No i jeszcze coś dodam - musiałem ją ozłocić, bo otworzyła mi oczy   mówiąc rzeczy o których jakoś nie miałem pojęcia. Tolku- masz niesamowite   szczęście bo Iza to bardzo mądra   kobieta, choć jednocześnie szczera do bólu. Bolało to wszystko co mi powiedziała, ale mnie uzdrowiło jednocześnie. Wstał od stołu, podszedł do Izy, wziął z jej ręki naszyjnik , zawiesił na jej szyi i pocałował w policzek. Iza powiedziała cicho - jesteś niesamowity, dziękuję. Nie chciałam, żeby bolało to co mówiłam i przepraszam. Iza- dzięki temu co mi powiedziałaś wreszcie nie będę sam jak palec. W tym momencie przybiegł  Karolek meldując, że już idzie myć  zęby. A babcia wstała od  stołu i poszła dopilnować dzieci przy myciu zębów.


                                                                           c.d.n.



Nie wigilijna opowieść -XVIII

 W poniedziałkowy ranek  Tolek pojechał do pracy, Karol czekał na telefon od doktora R., Iza bajerowała dzieci by grzecznie  jadły śniadanie. Zaraz po nakarmieniu dzieci zjadła śniadanie razem z Karolem i teściami.  Ze dwie godziny po śniadaniu zatelefonował doktor R, i powiedział, że zapadła decyzja o przekazaniu pacjenta do Instytutu i on za chwilę zatelefonuje do jego córki i powiadomi ją o tej  decyzji. Karol podziękował i powiedział - bardzo nie lubię gdy pacjent jest dla jakiejś kliniki ciekawym obiektem, bo to oznacza, że jest raczej w ciężkim stanie i nietypowym przypadkiem. Czy Marysia ma jakichś  krewnych w Warszawie? Nie wiem - odpowiedziała Iza, ale myślę że nie. Ale mam pomysł- jeśli ją weźmiesz do Warszawy to ja zaraz zatelefonuję do mojej byłej sąsiadki , opowiem jej co jest grane i poproszę by mi ją nocowała u siebie na kwaterze, którą ma zgłoszoną do któregoś tam hotelu. Kwatera niezła, w centrum, ale komunikacyjnie dobrze bo by się dostawała do szpitala bez   kłopotu. No co, weźmiesz ją? - zapytała. Karol stwierdził, że to  jasne i że nawet może pojechać z Marysią do Instytutu, niech wiedzą, że pacjent ma rodzinę. Iza zaraz skontaktowała się z tą swoją byłą sąsiadką, umówiła się co do ceny i poszła do Marysi, która w domu zanosiła się łzami. Utuliła ją, powiedziała o swoim pomyśle, namówiła by pojechała z Karolem do Warszawy, pocieszała, że ojciec będzie w bardzo dobrej klinice i że będzie miała cały czas kontakt z Karolem, który jej pomoże, bo to naprawdę dobry facet, choć na takiego nie wygląda. Przyprowadziła zapuchniętą od płaczu Marysię do swojego domu, tu Marysia wpadła w ramiona teściowej Izy. Karol uprzedził ją, że chce wyjechać tak  za godzinę, więc żeby spakowała swoje rzeczy na kilka dni, bo zapewne operacja nie będzie wcześniej niż za dwa, trzy dni, po operacji nie będzie się mogła  widzieć ojca kilka dni bo będzie na  bloku pooperacyjnym,  z którego trafi z powrotem  do swojej sali dopiero wtedy gdy minie zagrożenie życia. Te trzy pierwsze doby to zawsze wszyscy tam spędzają a niektórzy więcej. A tatuś leciwy i nigdy o siebie nie dbał, to może być ciężko. I jeszcze coś- w klinice będzie jej mówił po imieniu, że niby są kuzynostwem. Umordowana troską Marysia zgadzała się na wszystko. Wyglądała jak półtora nieszczęścia i Iza podejrzewała, że chyba nic nie jadła, więc poszła do kuchni, zrobiła kawę, ukroiła ciasta  i powiedziała, że nim wyjadą to i Marysia i Karol muszą  coś zjeść. Wiadomo, że dobre ciasto, a teściowa Izy takie właśnie zawsze piekła, uczciwe,  z naturalnych, dobrych jakościowo składników więc jest nie tylko smaczne ale i pożywne. Iza dała Karolowi i Marysi kartkę z adresem kwatery, kopertę (zaklejoną) dla właścicielki kwatery, Marysi podała swój domowy telefon.  Marysia zjadła, podziękowała, kolejny raz przeprosiła, że  mają z nią kłopot i poszła się spakować, a Karol powiedział - biedna mała. Wpierw mąż, teraz ojciec w bardzo złym stanie, czarno to widzę. Iza popatrzyła na niego uważnie i powiedziała - chyba szczęściem w nieszczęściu jest to, że stało się to teraz, gdy ty tu jesteś. Może to jest to zrządzenie losu, którego wciąż oczekujesz. Mówił mi Tolek, że ona ci się podoba. To naprawdę miła i dobra osoba i bardzo skromna, delikatna. Nie widzę w niej co prawda  podobieństwa do modelek  Rafaela Santi, no ale coś w niej jest, jest bardzo naturalna.

A Karol zatelefonował do swego gabinetu i poinformował zmienniczkę Katarzyny by odszukała pacjentkę zapisaną na godz. 16, 30 i odwołała jej wizytę i wszystkie następne na ten dzień. I niech nie zapisują do niego pacjentek na pozostałe dni tygodnia ani na  następny tydzień i niech będzie tak uprzejma i przekaże tę informację Katarzynie, bo on bierze urlop.  Iza zaczęła się śmiać- uwielbiam tego twojego świra Karolu, jesteś niesamowity. Izuniu, nie śmiej się, muszę pewne sprawy przemyśleć. Bo ja czasem myślę, wbrew pozorom. I masz Karolu tak zwane miękkie serce, choć pozujesz na  drania i podrywacza- powiedziała Iza. A w gruncie rzeczy jesteś nieśmiały i delikatny. I myślę, że gdy pokochasz naprawdę którąś panią i ona doceni twój charakter i uczucie to będziecie  szczęśliwi. I wiem, że gdybyśmy na plaży byli tylko we dwoje, to byś mi w to moje bikini nie  zajrzał. I nie tylko ja o tym wiem, Tolek też. Ale przy Marysi nie będziesz musiał nikogo udawać, ani twardziela, ani drania, ani podrywacza. Wsłuchaj się w siebie i po prostu bądź szczery i naturalny. Ona nie jest zaprawiona w rozwiązywaniu szarad i krzyżówek zwanych facetami. I nie wmawiaj w siebie, że jesteś we mnie zakochany - po prostu i zwyczajnie ty lubisz mnie, ja lubię ciebie, doceniamy  wzajemnie swój intelekt, swoją zewnętrzność,  przyjaźnimy się i tak jest dobrze. Gdyby była chemia między nami to byśmy już od dawna byli razem i wcale by ci nie przeszkadzał fakt, że jestem te 15 lat młodsza od  ciebie. I powiem ci jeszcze  coś -  jesteś naprawdę wspaniałym przyjacielem a o wspaniałych prawdziwych przyjaciół wcale nie jest łatwo, zwłaszcza w układzie  damsko-męskim pozbawionym seksu.

Gdy Karol z wciąż jeszcze  zapuchniętą od płaczu Marysią odjechał  przysiadła się do  Izy mama i powiedziała - spójrz jaki ten mój mąż jest spokojny i łagodny gdy razem z dziećmi buduje domki z klocków, aż go nie poznaję! I wiesz  co córeńko? Pomyślałam sobie, że dzięki tobie Tolek nie pływa i nie muszę się ciągle martwić o niego i wyczytywać dokładnie w wiadomościach  czy gdzieś statek na którym płynął nie miał jakiejś wywrotki, nie  został ostrzelany  lub napadnięty przez współczesnych piratów. I za to jestem ci bardzo wdzięczna, że kochasz go, że dajesz mu pełnię szczęścia. Zmienił się bardzo odkąd jesteście razem- teraz to i z ojcem po ludzku porozmawia i nie wrzeszczą na siebie  wzajemnie, kiedyś się ciągle strasznie kłócili. Teraz sobie czasem dogryzają, ale to tylko żarty, wtedy to były zawsze awantury. Iza objęła mamę i powiedziała - a ja jestem wam obojgu wdzięczna, za to , że go tak wspaniale wychowaliście. Ojcu za to, że dał Tolkowi film szwedzki  uświadamiający o seksie i tobie, że dałaś mu film o stronie psychicznej współżycia. I teraz mogę ci się przyznać, że ten szwedzki film przetrenowaliśmy  z nim razem, byliśmy dla siebie pierwsi. I to w dniu moich osiemnastych urodzin. A ten drugi, od Ciebie, to Tolek studiował już sam i dzięki temu wszystko się między nami układa. I dziękuję, że jesteś dla mnie po prostu mamą, troskliwą i kochającą. W tym momencie wyszedł z pokoju dzieci ojciec i powiedział - oj, niedobrze,  baby się całują, będzie deszcz.
Izuniu, a może ja z nimi pójdę na plac zabaw? Zbudowaliśmy niemal całe miasto, a pogoda ładna,  więc mogę z nimi pójść. Iza i mama wyraziły również chęć wyjścia z domu, bo przy okazji  poszłyby do pobliskiego sklepu.  Iza szybko zrobiła dla dzieci picie, dla każdego co innego i oczywiście w inne butelki - butelka Karolka miała obrazek samochodu, a Elizy kucyka, wzięła jak zwykle niezbędne chusteczki  higieniczne, oraz wózek na zakupy.  Co prawda gdy sobie wyobraziła ile będzie potem pisku które ma ciągnąć z nią wózek z zakupami, powiedziała, że niech rodzice idą z dziećmi sami na plac zabaw, ona zrobi szybko zakupy, odstawi je do domu i do nich przyjdzie. Idąc do sklepu oczywiście dowiedziała się co ewentualnie  kupić rodzicom , w ciągu trzech kwadransów zrobiła zakupy (tym razem nie zapomniała o lodach) i dotarła na plac zabaw. Dzieci szalały, jedno na huśtawce,  drugie na "indiańskiej ścieżce" i Iza stwierdziła, że po wakacjach trzeba je wstawić do przedszkola. A ona postara się wrócić do pracy, ale tylko na pół etatu. Tolek co prawda nie widział powodu dla którego ma  wrócić do pracy, ale ona chciała pracować i najlepiej na  pół etatu. Podzieliła się tą myślą z mamą, która stwierdziła, że jest to średnio dobry pomysł, bo nie będzie jej w domu  popołudniami, gdy dzieci już będą po przedszkolu., bo jest mała szansa, że będzie pracowała tylko przed południem. A poza tym wszystkie  zakłady kosmetyczne były również czynne w soboty, kiedy w domu będzie Tolek, który zapewne też chciałby pobyć z żoną i dziećmi i gdzieś razem z nimi pojechać. Ale Iza stwierdziła, że po prostu rozejrzy się, bo może się coś uda całkiem nieźle ułożyć.

Wieczorem zatelefonował Karol. Stwierdził, że stan ojca Marysi jest bardzo ciężki, trochę go powinni podciągnąć, ale czas nagli i trzeba  szybko operować. I to będzie długa operacja z krążeniem poza ustrojowym i gdyby to od niego zależało to pozwoliłby pacjentowi spokojnie  umrzeć, no ale to jego zdanie i nie powiedział tego Marysi. Przedstawił się jako kuzyn chorego i teraz wiedzą, że ten pacjent jest kuzynem bliskim lekarza, który jest przyjacielem doktora  R. z Gdańska, a doktor R. jest wszak dobrym kumplem ordynatora oddziału, na którym leży pacjent. I wiesz Izuniu, byłoby to nawet zabawne, gdyby nie było takie smutne. A ty wiesz, Marysia to całkiem mądra kobieta, ona jest z zawodu przedszkolanką. Wzięła teraz urlop. I ogromnie  żałuje, że nie mieli dzieci. Powiedziała, że patrzy na was z zazdrością bo macie takie cudne dzieci. Izuniu, jeśli to wszystko dłużej potrwa to ja ją będę nocował  u siebie w mieszkaniu, bo ty majątek wydasz na jej noclegi. Tylko pewnie będziesz musiała ją do tego namówić.  I wiesz co, Katarzyna złożyła wymówienie. Chce odejść jak najszybciej. Powiedziałem, że nie widzę przeszkód. Nagra się na sekretarce informację, że zapisy są tylko w godzinach przedpołudniowych. I miałaś rację - ciut starsza ode mnie o drobne pięć lat. A Marysia już nie taka młodziutka jak myślałem, tylko siedem lat ode mnie młodsza. Ale martwię się  jej ojcem. Iza wszystkiego wysłuchała i powiedziała, że namówi Marysię, by przyjęła u niego gościnę, bo faktycznie  jeśli to długo potrwa to koszty będą bardzo wysokie a  Marysia  będzie  się czuła zobowiązana do ich zwrotu, bo to uczciwa  osoba. Na razie jest opłacone 10 dni pobytu. Po prostu trzeba spokojnie  czekać na rozwój wypadków.

Gdy Tolek wrócił z pracy i gdy wyzwolił się z objęć dzieci zapytał - a co ty nagadałaś  Karolowi, bo z kwadrans mi tłumaczył, że jesteś wyjątkowo mądra dziewczyna, że  powinienem codziennie Bogu dziękować za ciebie i za dzieci. Co mu jest? Zaburzenia świadomości po naćpaniu się czegoś czy nagły atak sklerozy? Przecież wiem, jaka jesteś i jestem wciąż w  stanie zachwytu nad tobą i dziećmi. Iza zaśmiała się - po prostu powiedziałam mu jaki on jest i chyba wciąż to rozpatruje na wszystkie strony.

Gdy jedli obiad zatelefonował Karol - trzymajcie kciuki, wzięli ojca Marysi na operację. Umówiłem się, że gdyby się  wydarzyło coś złego to zatelefonują do mnie a nie do Marysi. Tak późno wzięli na operację? - dziwiła się  Iza. Kobieto, tu operują praktycznie całą dobę.  Najprędzej zasadniczą operację to mogą zakończyć o 1 lub 2  w nocy, a nim go  przerzucą na pooperacyjną to może być i 3 lub 4 rano. Tu jak na  porodówce - ostry dyżur na okrągło. Straszne, stwierdziła Iza. Praca gorsza niż w kamieniołomie. 

A ty myślisz, że na statku miałem lepiej- powiedział Tolek. Tam też ostry dyżur całodobowy, tylko problemy nieco inne. Dobrze, że już jestem na lądzie.  Izuś,  muszę jechać do Amsterdamu na 3 dni i pomyślałem, że mogłabyś pojechać ze mną. Pokój i tak mam zawsze 2 osobowy. A co z dziećmi- spytała Iza. Dzieci zostaną po prostu z dziadkami,  za małe by je brać ze sobą. Polecimy samolotem, kazałem zrobić rezerwację na dwoje i za twój bilet  ja zapłacę, nie firma. Ale czy rodzice  zechcą z nimi zostać? Zechcą, zechcą, zaraz się ich zapytamy. Ale czy dzieci zechcą zostać tylko z nimi? Zechcą,  zresztą je czymś przekupimy. Bo dzieci są  z natury przekupne. Kupimy im jakieś  fajne zabawki w strefie  bezcłowej. I ilekroć będę  musiał gdzieś wyjechać będziesz jechać ze mną.

Oczywiście rodzice nie mieli nic przeciwko temu, żeby  zostać 3 dni z dziećmi, ba, wręcz byli dumni, że oni mają do nich takie zaufanie. I okazało się, że Tolek miał rację- już trzylatki były przekupne. Eliza złożyła zamówienie  na nową lalkę - dzidziusia, a Karolek na: ścigacz, okręt wojenny albo...fregatę.

                                                                  c.d.n.